Prasa w związku z 50. urodzinami Michaela [koment.]
Moderatorzy: DaX, Sephiroth820, MJowitek, majkelzawszespoko, Mafia
homesick pisze:[SPAM] a ja wam powiem, ze Leszczynski mieszka jakies dwie przecznice ode mnie i czesto go widuje na ulicy, mam mu cos przekazac, wyrazy uznania od fanow MJ i Madonny???
sluze jak cos ;p[/SPAM]
[Re:SPAM]Oooo... tak, tak, tak! Przekaż, że jest zakłamanym cynikiem i go kochamy za dobre słowo o Majkim![/Re:SPAM]
Nie ma potzeby home. Ja zabieram Milleniusza, Barona, Nestora i Apoloniusza na przechadzkę. Nie żeby poszczuć psami broń boże.homesick pisze:[SPAM]a ja wam powiem, ze Leszcynski mieskza jakeis dwie przecznice ode mnei i czesto go widuje na ulicy, mam mu cos pzrekazac, wyrazy uznania od fanow Mj i Madonny???
sluze jak cos ;p[/SPAM]
Aczkolwiek możesz szepnąć mu słówko. Zanim odrąbiemy łeb bestii powiedzmy jej za co.
- malakonserwa
- Posty: 634
- Rejestracja: czw, 03 kwie 2008, 16:11
- Skąd: się biorą dzieci?
- Hakuna matata
- Posty: 68
- Rejestracja: pn, 25 sie 2008, 21:41
- Skąd: Podlasie/Warszawa
Wampiry popu
Michael Jackson i Madonna osiągnęli pięćdziesiątkę i stracili status bogów
29 sierpnia dziecko-staruszek Michael Jackson będzie obchodził pięćdziesiąte urodziny. Madonna obchodziła je 16 sierpnia. Jak to się stało, że chociaż ich kariery przebiegały zupełnie inaczej, do dzisiaj nazywa się ich królem i królową popu.
Złote lata osiemdziesiąte
Choć ich wielkie, światowe kariery zaczęły się mniej więcej w tym samym czasie, miały zupełnie inny przebieg. Kiedy w 1983 r. Madonna wylansowała pierwszy przebój, nikt na świecie nie dałby pięciu groszy za jej estradową przyszłość. Jak na warunki show-biznesu była dość brzydka i zachowywała się infantylnie. Nie pisała piosenek, nie miała muzycznego stylu, a śpiewać nie umiała. Wydawało się, że z banalną piosenczyną „Holiday" będzie skandalizującą gwiazdką jednego przeboiku.
W tym czasie Michael Jackson był kilka miesięcy po wydaniu „Thrillera" – największego bestsellera wszech czasów (do dzisiaj sprzedało się 107 mln egzemplarzy tej płyty). Miał na nim aż siedem wielkich przebojów; znalazł się tam też ponadczasowy „Billie Jean”. Jackson był nowoczesny, wręcz przełomowy, miał świetny i niezwykle oryginalny głos i charakterystyczny, czkająco-łkający, emocjonalny sposób interpretacji. Wizualnie był najbardziej rozpoznawalny na świecie. I sam pisał swoje hity. Miał też ogromne doświadczenie, bo mimo 25 lat życia i umysłowości sześciolatka można go było nazwać staruszkiem o prawie dwudziestoletnim doświadczeniu estradowym. W rodzinnym zespole The Jackson 5 zaczął występować jako sześciolatek, a jako dziesięciolatek został wielką gwiazdą. Był praktycznie pozbawiony dzieciństwa, bo jego ojciec Joseph, szef zespołu składającego się z jego dzieci, tresował je jak cyrkowe konie. Wyrodna córka La Toya napisze później, że również molestował. Po wielkim przełomie obyczajowym końca lat 60. w USA zespołowi The Jackson 5 udało się dokonać rzeczy niewiarygodnej. Jego członkowie zostali pierwszymi czarnymi wykonawcami, którzy przekroczyli magiczny próg segregacji rasowej.
Owszem, Armstrong, Nat King Cole czy Ray Charles śpiewali dla białej publiczności, ale pozostawali „Murzynami". Do takich karier, jak Sinatra, Presley czy Bing Crosby, nie mieli dostępu. Tworzyli osobną kategorię muzyczną. Tymczasem dziecięcy zespół ze słodkim Michaelem na czele był pozbawiony całego tego odium rasowego, przestępczego, seksualnego itd., którym epatował np. James Brown. Młodzi i nowocześni Amerykanie postrzegali go jako zespół uniwersalny, ponad podziałami rasowymi. Michael od początku prowadził solową karierę, ale była to dziecięca kariera Natalki Kukulskiej i w 1979 r. musiał zaczynać wszystko od nowa. Pierwsza „dorosła” płyta to superprodukcja nagrana z wybitnym producentem Quincy Jonesem. Odniosła wielki sukces, ale poniżej oczekiwań Jacksona, który chciał przekroczyć wszystko to, co zrobił w dzieciństwie. Zrobił to dopiero w „Thrillerze”. Dotychczas to biali robili kariery, wyprzedając pełnymi garściami muzyczne osiągnięcia czarnych. Jackson został pierwszym czarnym artystą, który świadomie wykorzystał wszystkie osiągnięcia muzyki czarnej, by zrobić karierę wśród białych.
Rewolucja MTV
I Jacksonowi, i Madonnie pomógł moment. Lata 80. to początek upowszechniania się technologii mikroprocesorowych, a więc brzmień syntezatorowych i możliwości programowania muzyki. Wcześniej były one potwornie ciężkie, drogie i skomplikowane. Teraz po niespotykane w przyrodzie, „kosmiczne" brzmienia mógł sięgnąć byle frajer. Po raz pierwszy w historii popu powstają takie „elektroniczne” zespoły, jak Depeche Mode, Eurythmics, Soft Cell, New Order, Yazoo i setki innych. To gigantyczny postęp, który na pierwszy rzut ucha pozwala odróżnić wielkie gwiazdy lat 70. (np. zespół Abba czy Bee Gees) od gwiazd nowej dekady, te pierwsze wysyłając do lamusa i czyniąc miejsce dla drugich. I Jackson („Thriller”, „Billie Jean”), i Madonna („Holiday”, „Like a Virgin”) czerpią z tego całymi garściami. Tak wyraźna i przełomowa rewolucja technologiczna nie zdarzyła się w muzyce do dzisiaj.
Ale jeszcze większa rewolucja dokonała się w dziedzinie promocji. W 1981 r. rusza w Ameryce MTV, która robi coś niewiarygodnego: przez 24 godziny na dobę puszcza wyłącznie wideoklipy! Świat oszalał, a rynek muzyczny stanął na głowie. MTV dokonała jednak przede wszystkim rewolucji repertuarowej. Stare megagwiazdy, takie jak Abba, Bee Gees, Barbra Streisand, ale też wszystkie rockowe dinozaury, jak Black Sabbath, Deep Purple czy Led Zeppelin, od razu wysłano na śmietnik. Wszyscy zresztą się wkrótce rozpadli. Na jakiś czas skończyło się też coś takiego jak koncert rockowy. Liczył się jedynie efekciarski wideoklip i nowoczesny pop. Zapanował nie tylko niespotykany wcześniej terror młodości, ale też piękna. Jeśli nie masz ładnej buzi (jak Kim Wilde czy faceci z Wham!), dużych cycków (jak Sabrina czy Samantha Fox), charakterystycznej fryzury (jak Limahl czy Depeche Mode), nie ubierasz się ekstrawagancko (jak Eurythmics czy Cyndi Lauper), to spadaj. Muzyka nie grała roli. Dla MTV „oszaleli" (i sporo na tym wygrali) również zupełnie poważni artyści, jak U2, Sting, Dire Straits, The Talking Heads czy The Cure. Nie da się jednak ukryć, że „nowe czasy” wylansowały jednak całą masę scenicznych potworów. Wspomniani Limahl i Kajagoogoo, Kim Wilde, Sabrina, Samantha Fox, Cyndi Lauper (nie licząc całego legionu mniej znanych) to szkodliwi muzyczni analfabeci. Największa aberracja w dziejach popkultury. Bogami nowego stylu zostali Michael Jackson i, nieco później, Madonna. O ile jednak ten pierwszy, w czasach gdy jeszcze był człowiekiem, grał muzykę znakomitą (można się z niego śmiać, ale kompetencji odmówić mu nie sposób), Madonna była bez wątpienia czołowym przedstawicielem muzycznych potworów. Jej zaśpiewane mysim głosem pierwsze przeboje, takie jak „Holiday”, „Like a Virgin” czy „Material Girl”, to raczej muzyczne skecze (z tymi groteskowymi „ochami” i „achami”) niż muzyka. Tyle że to wszystko miało się niebawem odwrócić.
Coincidence,
Makes sense,
Only with you..
Makes sense,
Only with you..
- Hakuna matata
- Posty: 68
- Rejestracja: pn, 25 sie 2008, 21:41
- Skąd: Podlasie/Warszawa
Zatrzaśnięte gwiezdne wrota
MTV przyniosła jeszcze jedną i bodaj ważniejszą muzyczną rewolucję. Muzyka stała się natychmiastowa. Kiedyś utwory potrzebowały czasu, by dotrzeć w najdalsze zakątki świata. Modne na Zachodzie piosenki, płyty, artyści czy style w Polsce pojawiali się z kilkumiesięcznym czy nawet kilkuletnim opóźnieniem. Osobiście czy z koncertami – przeważnie nigdy. Tymczasem MTV było telewizją satelitarną, więc jej produkt, w przeciwieństwie do płyty czy koncertu, w tej samej sekundzie pojawiał się w Zimbabwe, Iranie, komunistycznych Chinach i Związku Radzieckim. Cała planeta zjednoczyła się w nowej religii z własnym olimpem bogów. Koszulki z Madonną i Jacksonem można było kupić w Delhi, Bejrucie, Leningradzie i Suwałkach. Wkrótce jednak ta jedność kościoła popowego się skończyła. MTV padła ofiarą własnego sukcesu. Aby podnieść skuteczność reklamową, zaczęto otwierać oddziały regionalne, najpierw w Wielkiej Brytanii, potem w Azji, w poszczególnych, coraz mniejszych krajach, aż wreszcie MTV rozpadła się na style. Obecnie jest osobna dla fanów popu, rocka, hip-hopu i muzyki tanecznej. Podzieliła się też wiekowo. Pierwsi fani stacji już się zestarzeli i przestali akceptować muzyczne nowinki w rodzaju amerykańskiego gangsta rapu czy muzyki techno. Dla „geriatrów" stworzono kanał VH1.
Gwiezdne wrota zatrzasnęły się raz na zawsze. Kto przez nie przeszedł, zyskał nieśmiertelność. Nic nie mogło go pozbawić sławy. Bogowie nowej religii mogli się co najwyżej samounicestwić. Dire Straits rozpadło się, Whitney Houston oszalała, Sting postanowił zostać balladzistą itd.
Z życia wampirów
Samounicestwił się też Jackson. Jego kariera ugięła się pod ciężarem jego ambicji. Choć wcale nie stał się muzycznie gorszy, nie potrafił powtórzyć sukcesu „Thrillera". Nie dotarło do niego, że o tym zadecydował moment, „bonus nowości” i zdobycze technologiczne. Skoro się nie udaje, to trzeba jeszcze bardziej się przyłożyć do komponowania, śpiewania, tańczenia, teledysków i koncertowego show. I do wyglądu. Im bardziej się starał, tym bardziej nie wychodziło. Wychodziły za to skrywane kompleksy, traumy i skazy z dzieciństwa, związane z rasą, wyglądem, seksualnością, samoakceptacją. To one go wcześniej napędzały, stanowiły o ambicjach, kreatywności i pracowitości. Teraz niszczyły mu karierę. Na okładce płyty „Bad” z 1987 r. („zaledwie” 30 mln) nie widzimy już sympatycznego Mulata, ale bladego kosmitę. To mu jednak nie wystarczyło i na naszych oczach na własne życzenie zamienił się w groteskowe, godne politowania monstrum. Jak zatruwany żądzą potęgi Gollum z „Władcy pierścieni”. Jego seksualność pozostała nieznana, ale intuicyjnie nie wierzymy jego namiętnym westchnieniom. Dobiła go afera pedofilska. Został wprawdzie oczyszczony, lecz jak w starym dowcipie – niesmak pozostał.
Dziś nie wiadomo, czy Jackson ma 5, 50 czy może 150 lat. Jest wampirem przebitym osinowym kołkiem i chyba żaden genialny Frankenstein nie ożywi jego kariery. I dobrze. A Madonna przetrwała. Szła jak czołg. Przez lata zaskakiwała, choć rzadko pozytywnie, skandalizowała, zwracała na siebie uwagę. Jak wampirzyca wysysała i porzucała kolejnych współpracowników. Teraz są nimi Timbaland, Justin Timberlake i Pharell, którzy zrobili za nią ostatnią, nieudaną skądinąd płytę. Była wytrwała i miała tupet. Nawet śpiewać się trochę nauczyła, choć barwę nadal ma okropną.
Z okazji urodzin i Madonnie, i Jacksonowi należy życzyć stu lat! Najlepiej w sumie. I ani dnia dłużej.
nie wiem czy ktoś płaci Leszczyńskiemu za obrzucanie ludzi błotem czy może to jego codzienna rozrywka ?
MTV przyniosła jeszcze jedną i bodaj ważniejszą muzyczną rewolucję. Muzyka stała się natychmiastowa. Kiedyś utwory potrzebowały czasu, by dotrzeć w najdalsze zakątki świata. Modne na Zachodzie piosenki, płyty, artyści czy style w Polsce pojawiali się z kilkumiesięcznym czy nawet kilkuletnim opóźnieniem. Osobiście czy z koncertami – przeważnie nigdy. Tymczasem MTV było telewizją satelitarną, więc jej produkt, w przeciwieństwie do płyty czy koncertu, w tej samej sekundzie pojawiał się w Zimbabwe, Iranie, komunistycznych Chinach i Związku Radzieckim. Cała planeta zjednoczyła się w nowej religii z własnym olimpem bogów. Koszulki z Madonną i Jacksonem można było kupić w Delhi, Bejrucie, Leningradzie i Suwałkach. Wkrótce jednak ta jedność kościoła popowego się skończyła. MTV padła ofiarą własnego sukcesu. Aby podnieść skuteczność reklamową, zaczęto otwierać oddziały regionalne, najpierw w Wielkiej Brytanii, potem w Azji, w poszczególnych, coraz mniejszych krajach, aż wreszcie MTV rozpadła się na style. Obecnie jest osobna dla fanów popu, rocka, hip-hopu i muzyki tanecznej. Podzieliła się też wiekowo. Pierwsi fani stacji już się zestarzeli i przestali akceptować muzyczne nowinki w rodzaju amerykańskiego gangsta rapu czy muzyki techno. Dla „geriatrów" stworzono kanał VH1.
Gwiezdne wrota zatrzasnęły się raz na zawsze. Kto przez nie przeszedł, zyskał nieśmiertelność. Nic nie mogło go pozbawić sławy. Bogowie nowej religii mogli się co najwyżej samounicestwić. Dire Straits rozpadło się, Whitney Houston oszalała, Sting postanowił zostać balladzistą itd.
Z życia wampirów
Samounicestwił się też Jackson. Jego kariera ugięła się pod ciężarem jego ambicji. Choć wcale nie stał się muzycznie gorszy, nie potrafił powtórzyć sukcesu „Thrillera". Nie dotarło do niego, że o tym zadecydował moment, „bonus nowości” i zdobycze technologiczne. Skoro się nie udaje, to trzeba jeszcze bardziej się przyłożyć do komponowania, śpiewania, tańczenia, teledysków i koncertowego show. I do wyglądu. Im bardziej się starał, tym bardziej nie wychodziło. Wychodziły za to skrywane kompleksy, traumy i skazy z dzieciństwa, związane z rasą, wyglądem, seksualnością, samoakceptacją. To one go wcześniej napędzały, stanowiły o ambicjach, kreatywności i pracowitości. Teraz niszczyły mu karierę. Na okładce płyty „Bad” z 1987 r. („zaledwie” 30 mln) nie widzimy już sympatycznego Mulata, ale bladego kosmitę. To mu jednak nie wystarczyło i na naszych oczach na własne życzenie zamienił się w groteskowe, godne politowania monstrum. Jak zatruwany żądzą potęgi Gollum z „Władcy pierścieni”. Jego seksualność pozostała nieznana, ale intuicyjnie nie wierzymy jego namiętnym westchnieniom. Dobiła go afera pedofilska. Został wprawdzie oczyszczony, lecz jak w starym dowcipie – niesmak pozostał.
Dziś nie wiadomo, czy Jackson ma 5, 50 czy może 150 lat. Jest wampirem przebitym osinowym kołkiem i chyba żaden genialny Frankenstein nie ożywi jego kariery. I dobrze. A Madonna przetrwała. Szła jak czołg. Przez lata zaskakiwała, choć rzadko pozytywnie, skandalizowała, zwracała na siebie uwagę. Jak wampirzyca wysysała i porzucała kolejnych współpracowników. Teraz są nimi Timbaland, Justin Timberlake i Pharell, którzy zrobili za nią ostatnią, nieudaną skądinąd płytę. Była wytrwała i miała tupet. Nawet śpiewać się trochę nauczyła, choć barwę nadal ma okropną.
Z okazji urodzin i Madonnie, i Jacksonowi należy życzyć stu lat! Najlepiej w sumie. I ani dnia dłużej.
nie wiem czy ktoś płaci Leszczyńskiemu za obrzucanie ludzi błotem czy może to jego codzienna rozrywka ?
Coincidence,
Makes sense,
Only with you..
Makes sense,
Only with you..
- malakonserwa
- Posty: 634
- Rejestracja: czw, 03 kwie 2008, 16:11
- Skąd: się biorą dzieci?
Hakuna matata pisze:Na okładce płyty „Bad” z 1987 r. („zaledwie” 30 mln) nie widzimy już sympatycznego Mulata, ale bladego kosmitę. To mu jednak nie wystarczyło i na naszych oczach na własne życzenie zamienił się w groteskowe, godne politowania monstrum.
Beszczelność. Za kogo ten facet się uważa, żeby tak pisać?Hakuna matata pisze:Dziś nie wiadomo, czy Jackson ma 5, 50 czy może 150 lat. Jest wampirem przebitym osinowym kołkiem
PS
?!Hakuna matata pisze:Z okazji urodzin i Madonnie, i Jacksonowi należy życzyć stu lat! Najlepiej w sumie. I ani dnia dłużej.
- BlackOrWhite
- Posty: 100
- Rejestracja: wt, 10 cze 2008, 16:21
- Skąd: Szczecin
WTF ?Leszcz pisze:Z okazji urodzin i Madonnie, i Jacksonowi należy życzyć stu lat! Najlepiej w sumie. I ani dnia dłużej.
to nie jest śmieszne.
Homesick zrób mu coś jak go spotkasz.
"Don't know what I've done,everything you've got,things you've done to me are coming back to you" I'm the Blue Gangster
- BlackDimension
- Posty: 301
- Rejestracja: czw, 13 mar 2008, 16:11
- Skąd: Lublin