W Najsłabszym Ogniwie, od 29 marca do 23 kwietnia 2010 r, odbyły się demokratyczne wybory uszeregowania ścieżek dźwiękowych, od najsłabszego do najmocniejszego ogniwa, na albumie Ben. Kolejność ogniw (z płyty Ben) reprezentuje się następująco:
10. You Can Cry On My Shoulder
09. Everybody's Somebody's Fool
08. In Our Small Way
07. What Goes Around Comes Around
06. My Girl
05. We've Got A Good Thing Going
04. Shoo-Be-Doo-Be-Doo-Da-Day
03. Ben
02. People Make The World Go 'Round
01. Greatest Show On Earth
+++
Wypowiedzi Szanownych Forumowiczów*, które zapisały się w historii
Bena:
* - w dużej mierze cytowania z premedytacją wyjęte z kontekstu.
Mandey pisze:Tytułowy utwór nie mieści się u mnie na podium.

Anet18 pisze:Na Ben nie zasługuje, mam dreszcze za każdym razem jak słucham. Włos staje dęba.
songbird pisze:wilchelm111 pisze:BEN piosenka nie pasuje do tego wszystkiego. Niezbyt dobra piosenka
Zaniemówiłam na moment po przeczytaniu tego uzasadnienia...
Chyba Cię Pan Bóg opuścił po świętach, skoro tak twierdzisz, ale każdy ma niezbywalne prawo do własnych sądów oczywiście, więc szanuję Twój głos, chociaż absolutnie się z nim nie zgadzam. To jedna z najlepszych piosenek w karierze Michaela i to nie tylko małego, ale i dorosłego. Utwór nominowany do Oscara, genialnie wykonany trudno nazwać niezbyt dobrą piosenką...
Canario pisze:arcydzieło pod każdym względem, Michael w dorosłej twórczości w wersji balladowej zbliżył się do tego poziomu tylko kilka razy.
Nic dziwnego , że Marek Niedźwiecki plasuje szczura w swoim top10,czy też top11

.
kaem pisze:dzięki budowanemu wokalnemu napięciu zasługuje na więcej, nawet jak miałaby to być nieszczęśliwa 4 pozycja.
songbird pisze:Jeszcze kilka słów odnośnie
Benacicha pisze:Wykonanie tego utworu na trasie Triumph, na początku lat 80-tych, przez dorosłego Michaela - to czysta poezja. Cenię sobie ten fragmencik 01. Ben 1:15 dużo wyżej niż wykonania z lat 70-tych.
Maria pisze:prędzej można by gryzonia Bena wypędzić z domu, choć piękna to i jakby kultowa pieśń. Jednak wykonanie w dorosłej wersji ma więcej smaczku, że tak powiem
Jak można porównywać studyjne nagranie 13-letniego Michaela z koncertowym wykonaniem 22-letniego MJ na trasie Triumph Tour. Krańcowo różna estetyka. Inna barwa głosu, inna umiejętność budowania nastroju, inna dojrzałość zarówno wokalna, jak i emocjonalna. Mały Michael śpiewał z głębi serca, intuicyjnie wyrażając swoje emocje. Dorosły Michael doskonale wiedział, jak tworzyć napięcie, jak wykorzystać cały swój kunszt żeby oczarować i zaczarować słuchaczy.
I chociaż jako dziecko i jako dorosły, angażował się uczuciowo w każdy wykonywany przez siebie utwór, na pewno jako ukształtowany już muzycznie, świadomy swojej wartości 22-letni wokalista, znacznie lepiej potrafił grać na emocjach publiczności. Poza tym, skoro bohaterem tego NO jest płyta "Ben" i utwory na niej śpiewane przez nastoletniego Michaela, to właśnie interpretacja nastolatka powinna być poddawana ocenie.
Zdecydowanie trafniejsze byłoby porównanie wersji płytowej i wersji live z koncertu w Japonii z 1973r., czy w Olympia Paris z 1972r., niż konfrontowanie wykonania dziecięcego z dorosłym.
Tak na marginesie, zarówno wersja "japońska" jak i "francuska" są rewelacyjne, a smaczku tym wykonaniom dodaje też fakt, że Michael był w tym czasie w trakcie mutacji i barwa wokalu jest jeszcze inna.
kaem pisze:To piękna, wzruszająca ballada; Michael trzyma ładnie długie nuty, tekst jest poruszający. Ale na kolejnych 2 płytach Michaela- Music And Me i Forever Michael jest pełna garść podobnych, a przebijających Bena piosenek.
Anet18 pisze:Szkoda mi Bena będzie jak zajmie 4 miejsce, bo to tak blisko do podium. Ta piosenka jest tak piękna, wzruszająca,a po śmierci nabrała dla mnie całkowicie nowego wymiaru. Wokal jest na takim poziomie,zresztą...każdy chyba uszy ma hah A taka to niby zwykła opowieść o przyjaźni...
pssss na Forever Michael to ciężko znaleźć coś tak poruszającego, prawdziwego jak Ben.

A już na pewno nic co by go mogło przebić.
Lika pisze:Na Bena nie zagłosuję, bo jest esencją niebanalnej wrażliwości połączonej z niespotykaną dojrzałością genialnego 13-latka! Po takiej interpretacji niejeden artysta starszy stażem i wiekiem nie jest godzien polerować Michaelowi lakierków... Wariat Tutaj głos w naturalny, niewymuszony sposób błyszczy. Porusza ogromną paletą barw i emocji. Michael zawsze był mistrzem w budowaniu nastroju. Benowe "górki i dołki" dobitnie to pokazują. To trzeba docenić. Taki podlotek. Niesamowite!
Podium Bena bez Bena??! Phiii... Nenenene
anja pisze:Mam wrażenie, że w tych wszystkich NO nie mają szansy piosenki ograne. I nie ważne, że są dobre, albo bardzo dobre. Po prostu wielu słuchaczom znudziły się. Nie wróży to dobrze na przyszłość całej dyskografii, bo przecież musimy zadowolić się tym co mamy. Muszą starczyć na lata. Więcej nie będzie.
(...)
Benowi należy się podium, bo jest fantastyczny. Ileż to genialne dziecko potrafiło przekazać swoją interpretacją. Czapki z głów panie i panowie.
Susie. pisze:A Ben to naprawdę przepiękna piosenka, która może poruszyć nawet najtwardsze serce,
Maverick pisze:Ben brzmi jak ballada do kotleta na weselu
MJowitek pisze:Do Bena mam wielki sentyment, ale najsłabsze ogniwo nie jest ogniwem najmocniejszych emocji.
A może..właśnie jest?
Ben..no co my tu mamy...piosenkę o samotnym szczurku i samotnym chłopczyku, w rytmie na poziomie przedszkolaka. Co mi akurat
odpowiada, bo w przedszkolu zakończyła się moja kariera muzyczna.
Nie wiem czy kiedyś wspominałam - dyrygentem byłam! Z tego okresu pochodzi tez mój sentyment do trójkąta, ale to nie miejsce na taka dyskusję teraz.
a może..właśnie jest?
Ben jest taki Trójkątny.
Nie, nie wywalę go teraz. Widzę go w Trójce.
Annie Jackson pisze:Oddaję głos na Ben. Pozostałe dwa utwory są lepsze pod względem tekstu, szczególnie People Make The World Go 'Round. Oprócz tego, są lepiej dopracowane jeśli chodzi o melodię i całą aranżację. Piosenka dla mnie nie musi być ckliwa, żeby chwytała za serce. W tym wypadku People Make The World Go 'Round przemawia do mnie bardziej niż Ben (choć to i tak genialna piosenka).
anja pisze:Wolę ckliwość Bena bardziej niż taki amerykański hurra optymizm Greatest show on Earth. Dziecko tulące szczurka, pragnące zrozumienia i bliskości działa na moją wyobraźnię. Utożsamiam się z nim. Też chcę takiego przyjaciela. A w Greatest…
Jakoś za bardzo nachalnie o tej miłości, że taka wspaniała. Na mnie lepiej działają delikatne aluzje. I bardzo cyrkowo. A ja w przeciwieństwie do naszego idola nie znoszę lunaparków i cyrku.
Nawet nigdy nie byłam w cyrku. I nigdy nie dam się tam zawlec.
Tak naprawdę to całkiem ok. jest początek (piękny wokal), ale potem robi się za bardzo… festynowo.
Lika pisze:Szkoda, że taki jarmarczno-bazarowy "twór" potrafi pokonać prawdziwe emocje... :(
Maria pisze:Ben - cudowna piosenka, jednak melodia już znana w każdej nutce szczegółowo i pora pozachwycać się teraz też pozostałymi utworami, ponieważ posiadają taką samą głębię co szczurek Smile

lazygoldfish pisze:nice try, Maria ;) Ben to zwierzęcy klasyk, to taka muzyczna Lassie, to przyjaźń ponad podziałami
Ola2003 pisze:Ben jest utworem, za którym kryje się historia nietypowej ale nieco przesłodzonej przyjaźni, w pełni zasługującej na to, by znależć się w finałowej trójce, jednak nie wyżej niż na III miejscu
songbird pisze:Nie lubię cyrku, wesołych miasteczek, a od samego patrzenia na karuzelę mam już odruch wymiotny, aż nie chcę myśleć, co by się stało, gdybym się na niej znalazła

Nie przyjmuję więc zaproszenia Michaela do lunaparku.
Greatest Show On Earth jest piękną niewątpliwie piosenką, interpretacji MJ nic nie można zarzucić, ale zarówno
Ben jak i
People Make The World Go 'Round są bliższe mojemu sercu.
Wolę pełną uczucia i liryzmu opowieść o przyjaźni ze szczurkiem i skradające się kocim krokiem PMTWGR niż cyrkowe GSOE, które zajmuje u mnie zaszczytne trzecie miejsce. Ładnie tej piosence w brązie.
ula pisze:los szczurzej piosenki jest już przesądzony
O Greatest Show on Earth:Aisha pisze:to jeszcze nie odpadło?
anja pisze:A ja do tej pory myślałam, że do głuchych nie należę cóż za rozczarowanie, chyba przyjdzie leczyć się na głowę (czyt. uszy).Póki co zagłosuję na tego grejtesszołonerta, bo co prawda karuzele są fajne, ale jakoś drażni mnie Michael w tym wesołym miasteczku. A miłość w wesołym miasteczku też jakaś przesłodzona jak wata na patyku. Zanim się ją skonsumuje już traci fason.
Myślałam, że w tym NO pojawi się jakiś czarny koń, a tu …nasza szkapa. Ooops
MJowitek pisze:nie jestem obiektywna bo sobie słuch zapewne zepsułam słuchawkami i nie trawię wysokich tonów.
A zatem - Greatest Show on Earth chociaż to nie jest utwór, który najmniej lubię. Sęk w tym, że on tu przez chwile przestaje piszczeć (the fantasy you see) dając nadzieję na chwile oddechu dla skulonych uszu. A ja nie znoszę niespełnionych obietnic. Na jego usprawiedliwienie mogę tylko dodać, że wyraźnie piszczy nie ze swojej winy. Ale ja nie ława przysięgłych.
MJowitek pisze:eliminuję Greatest Show On Earth. W gruncie rzeczy z powodu własnej nieudolności - bo nie umiem nic o tym powiedzieć.
Aisha pisze:moment kiedy Michael śpiewa love, love, love szalenie mnie irytuje, zresztą cała końcówka jest mocno denerwująca. Michael tam strasznie piszczy. Za każdym razem nie mogę doczekać się kiedy skończy i zacznie się People Make The World Go Round
Anet18 pisze:I absolutnie love, love love mnie nie irytuje :D wręcz przeciwnie.
Ogólnie jak słucham tej piosenki ( właśnie w tym momencie) to głowa sama mi się kiwa. Tekst też na plus.
kaem pisze:A tak w temacie. Piosenka Greatest show on Earth prosiła przekazać te oto dementi:
Żaden jarmark tylko karuzela dźwięków, nic tu z bazaru, a sztuka wysokiej próby. I piszczenia też nie ma, a wysoka rozpiętość głosu. Kolejne kalanie dobrego imienia tej piosenki zakończy się klątwą grejtestszołonerthhhha, owocującą poważną czkawką.
Lika pisze:Dla mnie piosenka jest "przeładowana". Głos Michaela nie brzmi i nie zachwyca tak, jak lubię. W pewnych momentach tego utworu nakłada się na siebie tyle dźwięków, że wokal niknie gdzieś w ich ścianie nie mogąc się przebić. Mały zaczyna się więc drzeć, żeby go w ogóle było słychać! Bałagan po prostu...
kaem pisze:Kurde.
Jak testowałem tę płytę w drodze, na discmanie marki której tu nie lubimy, to właśnie przy tej piosence mnie wygło najbardziej. Takiej parady dźwiękowego kolorytu próżno szukać w innych piosenkach na longplayu. Ta piosenka tętni życiem i chce się tańczyć, robić piruety i inne takie rzeczy. Muzyczna feta dźwięków, prawdziwie bogata uczta. People Make The World Go 'Round, następująca po tym utworze pięknie tonuje poprzedni utwór dopełniając się jak w małżeństwie i dla mnie ten duet utworów, to Olimp Bena.
a_gador pisze:Nie mogąc zdecydować między ekologicznym przekazem miłosnym w My girl a motoryzacyjno-naukowym również o miłosnym zabarwieniu w We've got a good thing going, zdecydowałam oddać głos na Greatest show on earth. I choć o miłości jest tu bardziej uniwersalnie, to i znacznie dosadniej jako o cyrkowym przedstawieniu. I tu mi się niejaka Liz Taylor i Richard Burton przypominają. Czytam w ostatnim numerze miesięcznika Film artykuł o kochaniu na planie, a w nim o cyrku Bartonów właśnie: Burtonowie do spółki z mediami sprawili, że granica między ekranem a widownią rozmyła się, a ich kolejne wspólne filmy stawały się uzupełnieniem dla medialnych informacji i plotek. À propos, Liz podobno po raz kolejny ma wyjść za mąż.
Wracając do piosenki, choć wiele prawdy w jej tekście, to jakoś jej wymowa nie jest, moim zdaniem, odpowiednia dla nastolatka, który oczywiście w interpretacji dał z siebie, jak zawsze wszystko. Może za dużo.
kaem pisze:A kysz, siło nieczysta!
O You Can Cry on My Shoulder:Pank pisze:Apogeum nieznośności idzie ku You can cry on my shoulder, zdecydowanie, jednak.
component pisze:bezpłciowe i nie rusza.
Maverick pisze:Ja również pozwolę sobie podnieść rękę na The Corporation. Twór, według mnie sztuczny, który swoją genezę bierze z zazdrości Berry'ego o sukcesy teamu Holland-Dozier-Holland.
W Berry'm walczyły jakieś dwie ogromne siły, które sprawiały, że nie akceptował swojej roli w Motown jako genialnego szefa, ale chciał udowodnić, że jest też wybitnym autorem piosenek. A nie był. Czy solo, czy w teamie z niezłym przecież, Freddie'm Perrenem, potrafił jedynie stworzyć przeboje, ale wspaniałe kompozycje - już nie.
Berry napisał, co prawda, dla Michaela "I Want You Back" i "ABC", ale to dwa Hollandy i Dozier stworzyli jedne z najpiękniejszych w karierze Michaela piosenek: "Just A Little Bit Of You" i "We're Almost There", pomijając już ten drobny fakt, że to oni są autorami słynnego brzmienia Motown lat 60. - stoją za sukcesem The Supremes, Marvina Gaye'a, Four Tops, Diany Ross czy The Temptations. Mroczny i destrukcyjny osobnik z tego Berry'ego był.
Berry stoi za dwiema najsłabszymi ścieżkami na Benie - "You Can Cry On My Shoulder" i "We've Got a Good Thing Going".
(...)
No a w "You Can Cry On My Shoulder"... no nuda, Panie Szefie... Żeby aż tak stłamsić szybki przecież rytm tamburyna (jedyny jasny punkt) i najlepszy wokal w biznesie, trzeba być chyba naprawdę bardzo zajętym szefem dużej firmy i nie mieć zbyt wiele czasu na działalność dodatkową ;P
Maria pisze:nie będę stosowała żadnych entliczków i pentliczków, gier losowych czy też loterii fantowych, zatem padło na
Annie Jackson pisze:You can cry on my shoulder - (...) na początek jakaś wstawka niczym z opery, która na wstępie mnie drażni. Kiedy słucham refrenu przed oczy wypływa mi obraz odjeżdżającego pociągu i Michaela z chórkiem stojącymi na peronie, machających białymi chusteczkami. Gdyby nie te chusteczki... i chórek.
a_gador pisze:W You can cry on my shoulder Michael śpiewa z większą lekkością i pewnością siebie, dośpiewuje sobie wersy, bawi się głosem znacznie odważniej niż w In our small way. Pomijam oczywiście czyjeś nieszczęsne zawodzenie na początku.
kaem pisze:A na mnie robi wrażenie, jakby zaśpiewał na ostatnim wdechu, przed pójściem spać; że nie miał czasu, więc zaśpiewał byle jak, ale bez krztyny nonszalancji. Za każdym razem mam takie wrażenie. Pewnie Gordy go wpienił tym, że to 60 utwór w tym dniu, nagrany prawdopodobnie dla celów archiwalnych. Michael niemal ociera się w tej piosence o fałsz. Jest wyraźnie znużony, śpiewa po prostu niedbale. Jakby miał kluski w gardle. I jak nie wierzyć Barei, że wystarczy je tam mieć, by mówić po angielsku?
a_gador pisze:Nie zgodzę się.
(...)
Gdyby tak było, to nie improwizowałby z takim zapałem na końcu. Znużony to jest chórek, bo coś słabo ciągnie, tak bez werwy, a głos na początku to sprawia wrażenie ziewającego właśnie.
(...)
Artykulacja i dykcja są bez zarzutu. Zresztą w ogóle starszych nagrań czy to po polsku, czy po francusku, czy po angielsku słucha mi się o wiele lepiej niż współczesnych. Obecnie wykonawcy nie przywiązują wagi do właściwej artykulacji i dykcji właśnie. Śpiewają niewyraźnie, bez szacunku dla słuchacza. A bo może przekaz nie jest wart tego by go werbalnie rozumieć.
Kaem, spróbuj mieć kluchę w gardle i zaśpiewać w takiej wysokiej tonacji jak Michael momentami w tej piosence. A może lepiej nie próbuj, jeszcze stracilibyśmy naszego forumowego moda poprzez nieszczęśliwe zadławienie.
polishblacksoul pisze:alez "u can cry on my shoulder" to esensja curkierkowatego stylu motown! odrzucajac te piosenke, odrzucacie wlasiciwe wszystko! niepojete.
a na dodatek zachecajacy michael oferujacy swoje ramie jako okapnik do lez ("u can cry on my schoulder - yes, u can!")
O Everybody's Somebody's Fool:polishblacksoul pisze:bardzo malo przekonujacy aranż a i sam wokalista jakis taki stlumiony, niepewny, wycofany, przygaszony. do tego denerwuja mnie chorki i nie oszukujmy sie, piosenka ta jest najmniej spektakularna ze wszystkich zawartych na "benie".
songbird pisze:nie powiem, że jest zdecydowanie gorsze od pozostałych, ale od czegoś trzeba zacząć, a od tej piosenki jest mi najłatwiej. Tekst mądry, dający do myślenia trudno się przyczepić, więc czepiam się muzyki. Niby nie jest zła, niby rozkładając na czynniki pierwsze wszystko jest w porządku, ale całość drażni nieco moje ucho i nie tyle właściwie sama muzyka, co ten nieszczęsny chór - za dużo, za głośno, za nachalnie. Gdyby wyciąć chórki i zostawić sam wokal Michaela, oszczędny i taki dość surowy tutaj, piosenka moim zdaniem brzmiałaby lepiej, ciekawiej.
Maverick pisze:"Everybody's Somebody's Fool" jest piosenką średnią, ale zniewalająco-rozczulającą moc ma dla mnie w ustach dziaciaka właśnie tytułowy wers - mały Michael naprawdę przyłożył się do wyśpiewania z należytym strapieniem i zadumą tej życiowej prawdy, do której większość ludzi dochodzi bardzo późno, lub wcale.
Podziwiam oczywiście również to, że tak młody człowiek potrafił się wczuć w słowa piosenk o miłości: małżeńskiej, romantycznej, zranionej, trudnej etc. Ale miłość i związek to są jednak tematy wałkowane na okrągło, coś co można sobie jakoś tam wyobrazić, nawet nie mając jeszcze takich doświadczeń. Ale pokazanie głosem zmęczenia życiem, dojrzałości, mądrości wielu przeżytych lat - majstersztyk. Mógłby iść w zawody z Cavem ;)
Miło by więc było, gdyby ten nudny w warstwie muzycznej kawałek przetrwał jeszcze ze dwie rundy.
MJowitek pisze:oddam głos, hau hau, niekonsekwentnie bo a co. Limeryków Szymborskiej się nasłuchałam to też chcę. Pani wybaczy, że taki toporny. Ale cóż, nie wypada mi wzlecieć powyżej poziomu płyty. Choć płyta świetna, to tylko ja oszalałam.
Fool
Żył raz w Muzyce pewien głośny wół,
startował w Ogniwie, a z nim drugi muł
z mułości serce mu dał
i na trójkącie wciąż grał
Ding ding - Everybody`s somebody`s fool.
O We've Got A Good Thing Going:Anet18 pisze:Monotonia, monotonia i jeszcze raz monotonia.
Susie. pisze:Jak dla mnie nudy, najsłabsza piosenka z tej płyty. Nie zwraca uwagi na siebie, nie pozostaje w pamięci.
ManInTheMirror23 pisze:jest dla mnie jednostajna na spokojnie mogę przy niej zasypiać. W dodatku mało w niej wokalu Michaela. Na spokojnie ktoś mógłby mi ją puścić gdy się uczę (oczywiście niezbyt głośno , a ja pewnie nie zauważę, że coś mi grać zaczęło.
Maverick pisze:"We've Got a Good Thing Going" ratuje melodia i wokal Michaela w drugiej części piosenki. Mały ma tutaj przynajmniej jakieś pole do interpretacji. Czujemy się w środku jakiejś opowieści, snutej z wyczuciem, czasem szeptem, czasem z pasją, czasem z uśmiechem. Irytuje wycie kojotów (yyy znaczy chórków - ti ti tiri ti). Ale na to nakłada się na szczęście markowe "yeah yeah! all right!" The star is born.
anja pisze:We've Got A Good Thing Going, to dla mnie ścisła czołówka. Jeden z trzech moich numerów 1 . Głos Michaela bardzo dojrzały. On wie o czym śpiewa w tej piosence. To się czuje. Tam się wszystko buja i kołysze. Feeling taki, że... oooh. Przecudny klimat. I chórki też fantastyczne.
Takiego Michaela chcę zawsze.
Maverick pisze:pierwsza połowa nie nadaje się do niczego, drugą ratuje interpretacja i nałożone na końcówkę "yeah yeah!" Poza tym nuda i koszmarne chórki.
kaem pisze:Z (...) recenzji RS:
Z albumu pełnego fajnych kawalków, "We've Got a Good Thing Going" jest chyba najfajniejszy- słodki i relaksujący. Michael zręcznie wyraża cud miłości, z podtekstami i czymś więcej. Tekst The Corporation jest niezły: "Every day in every way she makes my motor purr/and I reciprocate, my life I dedicate to lovin' her."
anja pisze:Dzięki kaem za tę recenzję RS dotyczącą We've Got A Good Thing Going. Jest faktycznie chyba jedną z najfajniejszych na płycie.
Słucham tego intensywnie od dwóch tygodni i nie mogę się uwolnić. Nie nudzi mi się, a wręcz przeciwnie chcę więcej i więcej. Tańczę przy tym, śmieję się i wzruszam. Wywołuje we mnie takie emocje jak dorosłe piosenki Michaela. Być może w innych piosenkach Michael pokazał ciekawszą barwę i skalę głosu, ale ta interpretacja i rytm kasują tamto.
Chórki braci i cały ten początek kiedy Michael wchodzi to emocjonalny Mount Everest. A potem rytm i bujanie. To jest MUZYKA.
songbird pisze:jest jak promyczek słońca w pochmurny dzień. Feeling i jeszcze raz feeling, buja niesamowicie i optymistycznie nastraja. Prawdziwie słodki i relaksujący, jak to określił recenzent RS. Lepiej wpływa na wydzielanie endorfin niż tabliczka czekolady. Akurat w tym utworze chórek nie wychodzi przed szereg, jest bardziej dyskretny i podkreśla, a nie zagłusza wokal Michaela. To tak radosna, lekka piosenka, ze nie sposób jej nie nucić razem z MJ.
songbird pisze:anja pisze:I lubią te endorfiny, nie grożące skutkami (u)bocznymi poczuć
Uśmiałam się setnie czytając Twoje stwierdzenie, ale masz święta rację,
We've Got A Good Thing Going wyzwala tyle hormonów szczęścia co najlepsza czekolada, a ma zdecydowaną przewagę nad słodkościami. Nie tylko nie przyczynia się do powstawania boczków, ale nawet powoduje, że te już istniejące ulegają spłaszczeniu. Śpiewając z Michaelem , tańcząc, bujając się w rytm tej piosenki wyzwalamy w sobie tyle energii, że spalamy te nadprogramowe i nieplanowane "dodatki". Jak więc nie kochać
We've Got A Good Thing Going , po prostu, nie da się

a_gador pisze:ja tam lubię ten nieśpieszny rytm, nonszalancję wykonania. Taka ciepła piosenka, z dzwoneczkiem w tle. Urokliwe to bardzo, sympatycznie brzmiące.
Agnieszkaaaaa pisze:Utwór który miło się słucha ale po kilku dniach bez muzyki po przesłuchaniu tego utworu poczułam zimno, nie ma w niej takiej radości jak wcześniej. Trochę smutna się wydaje i nie przeczę że poprzez ten głos stoję obronnym murem za My Girl. Nie wiem czy ze mną jest coś nie tak ale dużo bardziej wolę wykonanie Michaela niż The Temptations ( chociaż ich wersję też lubię posłuchać).
moni pisze:what ???

a kyszzzzz! jak możecie....dla mnie jest świetna. Ohoooo jeheeee....:)
component pisze:nie zawiera w sobie nic odkrywczego. Jak to powiedział wcześniej kaem, nie wygina i pozbawiony jest jakiegokolwiek feelingu. Przeciętny, niczym niewyróżniający się utwór - ot co.
anja pisze:To ty chyba słuchałeś innej piosenki niż ja:) Mnie tam ciągle wygina, a feelingu to mogłaby pozazdrościć niejedna dorosła piosenka naszego idola.
anja pisze:Jak można głosować na czysty feeling, no jak, zapytowywuję We've Got A Good Thing Going
O My Girl:Maverick pisze:uskrzydla.
component pisze:Linia melodyczna, infantylny tekst i monotonia stanowią to, co odpycha mnie od tej piosenki.
kaem pisze:Z tą piosenką jest, jak z Benem, I Want You Back, I'll Be There, You Are Not Alone, Dancing Machine, ABC, Heal The World... Są bardzo rozpoznawalnymi hitami, ale ni w mordę nie są najlepszymi piosenkami na płycie. I, za wyjątkiem może Dancing Machine, nie mieszczą się nawet w pierwszej trójce albumów, z których pochodzą. Ale.. Są rozpoznawalne, no i nie da się ich przegonić. Co za uparte toto. Zawzięło się i puszczać nie chce. A gdzie My Girl do pozostałych utworów??? Pytam, no gdzie?
Maverick pisze:to jeden z faworytów tego głosowania - muzyczny biały kruk - cover lepszy od oryginału.
kaem pisze:Piosenka nieodparcie kojarzy mi się z serialem The Jacksons- An American Dream. Utwór może przez to bardziej w mojej głowie przypisany jest do okresu sprzed Motown, do płyty wydanej przez Steeltown, niż do Bena. I coś w tym jest, bo to nie jest zły utwór, nawet prawie kanoniczny, ale tu nie pasuje. Mam wrażenie, że szefowie Motown chcieli, by Michael nie brzmiał na albumie zbyt poważnie i wrzucili ten zabawny kawałek Smokey Robinsona. Zrozumiałbym go jeszcze na pierwszej albo 2 płycie J5, ale tutaj już nie bardzo.
anja pisze:My Girl zbytnio kojarzy mi się z The Temptations. Tego ich wykonania nie jest w stanie chyba nikt i nigdy przebić, cóż dopiero dziecko. Nawet tak cudowne jak Michael. W wersji The Temptations to jeden z utworów wszechczasów. Nawet jeśli ktoś nie lubi muzyki tego rodzaju, musi to dostrzec. Więc biorąc się za taki utwór trzeba liczyć się z konsekwencjami.
Agnieszkaaaaa pisze:My Girl bardziej mi się podoba w wykonaniu Michaela niż The Temptations chociaż w ich wykonaniu też mogę posłuchać. My Girl jest moim numerem 1. Podoba mi się to że wykonanie Michaela ma dość znaczące różnice od oryginału. Nie wiem czy to co napisałam ma sens ale w chwili obecnej nie mam głowy do myślenia nad tym.
kaem pisze:Wolałbym wersję z całym zespołem, kilka lat wcześniej. Spóźniony kwiatek, nie ten czas, nie ta płyta. Wcześniej byłby sentyment, tu- ewidentny wypełniacz i przejaw, że w Motown nie wiedzieli czasem, co z Michaelem zrobić.
songbird pisze:mój wybór pada na utwór, który niejako przetarł szlaki braciom do profesjonalnej kariery. Lubię tę piosenkę, ma w sobie dużo uroku, Michael śpiewa ją rewelacyjnie, ale...No właśnie, ale coś trzeba wybrać i szukając argumentów za, niewiele znalazłam.
Dlatego uczepię się tego, iż ten utwór powinien znaleźć się na wspólnej płycie braci, jeśli nie pierwszej to drugiej, bo razem ją wykonywali, kojarzona jest nie z Michaelem Jacksonem , a właśnie z Jackson 5.
Za zawłaszczenie utworu na solową płytę skazuję My Girl na eliminację.
lazygoldfish pisze:Nie jest ani lepsze, ani gorsze od oryginału, tyle że to wyjątkowo kapryśna piosenka. Potrafi czasami miedzy nami zaiskrzyć i generalnie jest ok., ale tego albumu słucham raczej dla innych utworów.
O What Goes Around Comes Around:Mandey pisze:najmniej dociera (...). Nie zapada mi w pamięć nawet po kilkakrotnym przesłuchaniu. Prosta pioseneczka.
Agnieszkaaaaa pisze:Minus tego utworu to linia melodyczna. Zupełnie do mnie nie dociera. Wstęp trochę nie zachęcający do słuchania właśnie tego utworu ale później już lepiej.
anja pisze:zaczynają się kłopoty przy uzasadnieniu. Bo podawanie w kółko tych samych powodów staje się nudne. Tak jak ta piosenka. No nie mogę się do niej przekonać, chociaż (uczciwie mówię) starałam się. Inne moje kandydatki do wypadnięcia już załatwiliście beze mnie.
To umpa umpa comes around jakoś tak nijako brzmi. Nawet yeah, yeah Michaela nie rusza mnie. Też takie bez wyrazu.
Kiedy słucham tej piosenki mam wrażenie, że jest „płaska”. Wpada do ucha, wypada i już jej nie ma.
Uff. Jeszcze nigdy tak nie zjechałam Michaelowej piosenki.
anja pisze:nie budzi we mnie żadnych większych emocji. Wciąż nie umiem odnaleźć w tej piosence niczego dla siebie. Ja nie dostrzegam w niej żadnego dojrzałego (wokalnego) przekazu Michaela. To jest dla mnie wata z płyty. Ale to nie wina Michaela-nastolatka, bo on nawet będąc jeszcze mniejszym dzieciakiem potrafił bardzo dojrzale zaśpiewać (choćby Ain’t No Sunshine ).
Zauważyłam, że przeważnie piszecie o piosenkach, które chcecie wyrzucić, a ja o tych, które kocham i które chcę ocalić , bo to one siedzą w moim sercu i głowie.
Staram się „wymyślać” moje uzasadnienia stosując się do zaleceń Wielce Szanownego Moderatorstwa
kaem pisze:za recenzentem z Rolling Stone:
Lubię "What Goes Around Comes Around,"- coś jak "Didn't I Blow Your Mind This Time," pełne bólu goryczy za dziewczyną, gdzie adresat uczuć do niej w końcu czuje się na tyle silny by zaniechać do niej uczucia- a do tego bardzo taneczny numer. To, że Michael potrafi tak gładko i z pasją łączyć takie kontrasty jest znakiem wzrastającej w nim dojrzałości.
anja pisze:Po przytoczeniu recenzji RS na temat What Goes Around Comes Around, która nota bene pojawiła się tuż po moim głosowaniu, żachnęłam się i chciałam coś tam odpysknąć w stylu „de gustibus et coloribus non est disputandum”, ale ugryzłam się w język. I dobrze, że poczekałam, bo dzisiaj songbird powiedziała co ja chciałam. Taką listę rankingową jak songbird i MJowitek zrobiłam już dawno i póki co nic na niej się nie zmienia.
songbird pisze:nie będę się powtarzać ani wymyślać kolejnych powodów.
kaem pisze:Wymyślaj, wymyślaj.
Uderz w stół, a nożyce się odezwą...Wymyślam więc, chociaż nie cierpię robić czegoś na siłę.
"Po pierwsze
primo" jak mawiał niezapomniany Nikodem Dyzma, denerwuje mnie, a raczej zniechęca sam początek, te delikatne dzwoneczki-świergotki zapowiadające spokojny, liryczny utwór i nagle bum! Chórek daje po uszach, aż się wzdrygam cała. Włącza się Michael i jak już pisałam we wcześniejszym poście, na nieszczęście dostraja się do chórku. Jakoś tak bez przekonania, od niechcenia wyśpiewuje ten swój ból. Mam wrażenie, że raczej z satysfakcją stwierdza: "jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie".
Muzyka mnie nie porywa, nie buja, jest monotonna i nie zapada w pamięć. Nie czuję potrzeby ponownego odsłuchania, raczej ulgę, że to już koniec. Michael niestety, nie urzeka mnie akurat w tej piosence, a ten nieszczęsny, nachalny, głośny chórek wręcz irytuje. Mimo usilnych prób odnalezienia w tym utworze jakiejś głębi, czegoś, co zmieniłoby moje nastawienie, nie udała mi się ta sztuka, a szanowny recenzent z RS dla mnie wyrocznią nie jest, ponieważ nie to ładne, co ładne, tylko to, co się komu podoba:)
Przyznaję jednak, ze zgadzam się z opinią tegoż recenzenta odnośnie "We've Got a Good Thing Going"
Aisha pisze:We've Got A Good Thing Going czy What Goes Around Comes Around to są całkiem sympatyczne piosenki tyle tyko że kompletnie nie zapadają w pamięć. My Girl znacznie bardziej podoba mi się w wykonaniu The Temptations.
lazygoldfish pisze:wolne żarty z tymi głosami na What Goes Around Comes Around, to tak jakby top 3 tego albumu, co nie?
O In Our Small Way:Mariurzka pisze:jest nastrojowo, ale chyba aż za ckliwie, bo drażni mnie chórek w tle (to nieszczęsne "la la la la" na końcu, jakby się komuś wyczerpał pomysł na domknięcie utworu), bo nie do końca pasuje mi aranżacja The Corporation (jakaś taka za uładzona, nic się z niej nie wyróżnia) i to wszystko mimo swojej pozornego uładzenia paradoksalnie przytłacza wokal Michaela zamiast go eksponować.
a_gador pisze:choć zarówno tekst jak i kompozycja są ambitniejsze od You can cry..., przyznaję. Ale jak słyszę ten barokowy początek à la klawesyn, ten chórek ze swoim la la la w tle na początku i na końcu, nie mówiąc o wyczynach tegoż przez całą piosenkę (zawodzi lub krzyczy) i ... Michaelowe intro-mówiony refren to mam niestety mieszane uczucia. Jakoś tak niewygodnie słucha mi się tej piosenki, mam wrażenie, że Michael niepotrzebnie męczy głos. I zupełnie nie rozumiem dlaczego ta piosenka jest tak uprzywilejowana, że znalazła swoje miejsce na albumach Got to be there i Ben właśnie. Chyba że pełni niechlubną rolę wypełniacza, którą tu niektórzy głosujący You can cry ... przypisują.
a_gador pisze:I dodam do powyższego, że nie bardzo lubię recytowanye intro lub mówione przerywniki w starszych nagraniach (vide Heaven knows I love you - taka piękna ballada i oszpecona przez ową recytację), bo artyści tak dziwnie modulują głos, jak, nie przymierzając, ksiądz w trakcie wygłaszania kazania. Ja przepraszam, ale takie mam skojarzenia.
ula pisze:Mój typ In our small way argumentuję monotonią wykonania dobitą cichutkim klawikordem w tle, tego barokowego stylu o którym wspomiała a_gador jest na tej płycie trochę.
a_gador pisze:To prawda. A przy In our small way to mam go już nadto.
ula pisze:nudą wieje od pierwszych taktów tej pieśni, a ja mam już dość smętów.
lazygoldfish pisze:Najmniej wyrazisty utwór z całego zestawu, inne piosenki skrywają jakiś urokliwy motyw, skupiają na sobie nieco skuteczniej uwagę słuchacza. In our small way przemija zupełnie niezauważony. Rzadko słucham tego albumu w całości, ale nawet teraz, przypominając go sobie na potrzeby zabawy, byłam zaskoczona tym jak mało zapamiętywany jest to utwór. Pozostałe znalazły sobie miejsce w zakamarkach mojej pamięci a In our small way cały czas mi umyka.
lazygoldfish pisze:nie było potrzeby tak wczesnego pozbywania się You can cry on my shoulder, są przecież inne, mniej ekscytujące rzeczy na tym albumie np In our small way.
mimi-yoshi pisze:W tym zestawieniu najłatwiej jest mi odrzucić In our small way, które wywołuje u mnie najmniej emocji pożądanych. Swoją drogą nie chcę powiedzieć, że źle czuję się w tym repertuarze, ale ten utwór w wykonaniu M. po prostu najmniej do mnie przemawia. I tym samym- ja mówię żegnam.
Agnieszkaaaaa pisze:Ten utwór w moim rankingu znajduje się na podium. Piękna melodia i tekst.
Agnieszkaaaaa pisze:Szkoda... wielka szkoda. Ten utwór zasługuje na wyższą pozycję.
ManInTheMirror23 pisze:z słuchania na słuchanie podoba mi się coraz bardziej
O Shoo-Be-Doo-Be-Doo-Da-Day: Agnieszkaaaaa pisze:Do tego utworu ma taki sentyment z tamtych wakacji. Po prostu włączyłam i tak kilkanaście razy pod rząd słuchałam tylko tego utworu. Wkradł się do mojego serca. Po prostu bardzo mi się spodobał
Pitrzel pisze:jakoś już za dlugo tego sluchalem chyba i dlatego
kaem pisze:podniosłeś rękę na piosenkę Stevie Wondera. I to bez uzasadnienia. Oj, uschnie Ci..
moni pisze:chyba najrzadziej jej słucham.
Mandey pisze:Jak by to Stevie Wonder widział to dostałby skrętu kiszek.
ona pisze:denerwuje mnie poczatek piosenki, kiedy tak prostu z mostu i niespodziewanie zwala się na moje uszy Shoo be doo.. A potem zwala się co jakiś czas przez całą piosenkę i za każdym razem czekam aż się skończy.
ona pisze:wciąż kołacze mnie po uszach.
ona pisze:bo nie dosc, że wali po uszach to denerwuje mnie, że jeszcze nie odpadło i sie nawet na to nie zapowiada. Ajj niezbyt odkrywcze te moje uzasadnienie.... Ale pada deszcz i jest piątek a ja w takich momentach mam ograniczone myślenie
Man in the mirror pisze:no ileż można.
Lata swietlne tej piosence brakuje do When I come of Age
Man in the mirror pisze:nie wpada jakoś do mojego ucha
Michaelka111 pisze:Jak dla mnie najsłabsza pozycja.
kaem pisze:Jej, ojej. Będę biadolić. Przecież to najlepsze funky machine na płycie. Jedyne.
Posłuchajcie sobie wersję autorską
Steviego<< i usłyszcie, ile Michael wbił w ten utwór życia, ile siary, ile energii. Genialna wersja Michaela, zupełnie inna. Mistrzostwo. I to niskie, słyszane w chórku shoo-be-doo-be-doo shoo-be-doo-be-doo pod koniec utworu.

songbird pisze:Shoo-Be-Doo-Be-Doo-Da-Day ma swój specyficzny klimat, energetyczna, porywająca muzyka, a przede wszystkim interpretacja Michaela. Cenię i lubię Steviego, ale tym wykonaniem mały Michael deklasuje mistrza S. Bawi się głosem, czaruje, pokazuje tu całą rozpiętość swojej skali. Do tego genialne wyczucie rytmu, końcówka, to mistrzostwo świata. Nie sposób nie docenić tej ekwilibrystyki wokalnej u raptem 13-latka.
moni pisze:Man in the mirror pisze:Mój głos na Shoo-Be-Doo-Be-Doo-Da-Day. no ileż można.
no właśnie...:))
Maria pisze:nie ważcie się ruszać szubidubidudadej okej???
anja pisze:Michael, kto wie czy nie lepszy od Steviego, choć ta piosenka „zrosła” mi się z Wonderem i jego głosem. Na mojej liście, ten utwór w wykonaniu Michaela ciągle do góry.
ula pisze:Po długiej analizie i totalnym braku zdecydowania się na cokolwiek, wybieram Shoo-Be-Doo-Be-Doo-Da-Day. Co przeważyło? Nie lubię takich muzycznych klimatów, takiej muzyki niepokoju zaciągajacej trochę ścieżką z serialu Ulice San Francisco.
Lika pisze:Nie wiem, czy powinnam się urywać na tym etapie zabawy... jak gruszka z wierzby... Buhahahaha W każdym razie chciałam powiedzieć, że "Stevie Wonder na dopalaczach" kręci mnie zdecydowanie bardziej, niż słodziutka, piękniutka i urocza my girl w szkolnym fartuszku Nenenene
Agnieszkaaaaa pisze:Po większej ilości przesłuchań na dzień tytułowe słowa zaczynają wkurzać. Zawsze mam je długo w głowie i muszę je ciągle powtarzać. Nie dają mi spokoju. Ach to Shoo-Be-Doo-Be...
component pisze:jestem zmuszony bronić moich faworytów nogami i rękami, a najlepszym na to sposobem będzie próba wyeliminowania miernej jakości coveru
anja pisze:Ten utwór nie jest lepszy od pozostałych. A pewno u mnie nie budzi takich emocji jak Ben. Czasem wręcz mnie drażni.
lazygoldfish pisze:Doszłam do wniosku, że dynamiczne, radosne, beztroskie utwory w solowej karierze młodego Michaela nigdy nie były moimi ulubionymi. A przecież to był dzieciak, zatem miała prawo do zabawy. I zapewne miał sporo radości z nagrywania tego utworu. Co nie zmienia faktu, że daleko Shoo-Be-Doo-Be-Doo-Da-Day do bycia tym najmocniejszym ogniwem na płycie Ben.
MJowitek pisze:Nenene naaa naaaa.
Szu bi dub dab dej.
Ojej! Żadnych szczurków czy motorków? Oł jej. Coś, przy czym chce się żyć. Zawodzenie na poziomie tekstu wpasowane w melodyjkę idealną do sprzątania szafy - toto co lubię!
Mogę przy tym utworze spędzić w tej mojej szafie cały szubi szubi du bad dzień. Oł jej.
O People Make The World Go 'Round:Agnieszkaaaaa pisze:Jedyne do czego mogę się przyczepić to to że wstęp mnie nie zachęca, jest taki 'zimny' ( ale ja wymyślam )
Mandey pisze:Jesteś w wielkim błędzie typując ten utwór i zapewne dość długo będziesz klikać w klawiaturę ten tytuł bo kawałek zajdzie bardzo wysoko.
Nie będę czarował, że to mój numer jeden z płyty.
kaem pisze:to nie czasem ścisła czołówka płyty? Utwór myślę nawet lepszy od Bena. Michael w People... się skrada, niczym kot, śpiewa długie nuty, jest tajemniczy. Piękny, musicalowy flow. Słychać budowanie nastroju, jakby Michael snuł opowieść. Mistrzowskie wykonanie, godne dorosłego, bardzo mądrego wykonawcy. To nie dziecięca piosenka, jak część innych utworów na płycie. Dla mnie top 3 płyty.
Madzia pisze:Greatest show on earth jest blizsza mojemu sercu ze wzgl. na niosacą w sobie radosc. People... jest zaangazowana i piękna, ale do konca mnie nie przekonuje.
lazygoldfish pisze:Wygrana dla People make the world go round. Utwór, który skutecznie wyłamuje się ze stereotypowych melodii i formuł piosenkowych, jakimi operował repertuar małego Michaela. Greatest Show On Earth z powodzeniem się w ten schemat wpisuje podczas gdy People... jest pewnym powiewem świeżości. Utwór Ben może i jest znakiem rozpoznawczym płyty, ale to właśnie People make the world go round jest dla mnie najbardziej wyrazistą i najbardziej intrygującą odsłoną tego albumu. Uwielbiam.
Lika pisze:jeśli ten skołtuniony psi rzep Greatest Show On Earth zwycięży z przepiękną musicalową pieśnią People Make The World Go 'Round (to jest dopiero przykład sztuki wysokiej próby!) - ja bez dwóch zdań zwalę winę na numerki... Głupi głupi...
Pewnie, że Złoto dla People Make The World Go 'Round
ula pisze:zagłosuję z całkiem innej beczki, lalalalala...mój głos na People Make The World Go 'Round, pomijając nadmiar dźwięków, dzwoniące na początku kryształki i lalala, dobijające są tu chórki, ale cóż być może się nie znam...
kaem pisze:Nie może być inaczej. Głos na People Make The World Go 'Round. To Sancho Pansa. Prawdziwym Don Kichotem Bena jest Greatest show on Earth.
Susie. pisze:jest perełką, kompletnie czymś innym, w porównaniu z poprzednimi utworami
MJowitek pisze:Oho, zaczyna się...ekologia, dzieci, ocenianie na podstawie pozorów.
Temat ciekawy, ale taki spłaszczony tymi przykładami. Takimi dziecinymi.
No ale MJ to dziecko, zatem pasuje.
Muzycznie mnie trochę mierzi ten wysoki ton znowu, ale to 'round and around ma w sobie cos z mruczącego kota, no i widząc sam tytuł słyszę gdzieś w głowie melodię. A nie słuchałam tego od dawna.
O albumie, jako całości:Pank pisze:Z tymi pierwszymi sześcioma latami w twórczości Jacksonów jest tak, że albo przymuszone wejdzie i mile zostanie (vide: Forever Michael, Dancing Machine, nawet Third Album), albo po prostu nie wejdzie i tęsknić specjalnie nie będę, bo zaraz sobie przypomnę że mam tyle ciekawych albumów do przesłuchania... Ben, mimo stron jasnych, należy do drugiej kategorii, więc licznych uzasadnień i esejów się nie spodziewajcie. Próbuję uderzyć w tę płytę (i mam dowody na to, że uderzałem), ale po czwartym utworze wszystko się rozmywa. Kurczę, a to tylko pół godziny ma tylko...
lazygoldfish pisze:MJ'a z czasów Motown lubię i fragmentarycznie powracam do tego etapu bardzo często, ale nie połykam tego brzmienia w całości, dlatego tak trudno oceniać mi piosenki na Benie czy też w ogole cokolwiek o nich pisać. One nie drażnią, ale też nie powalają na kolana (poza oczywiście kilkoma fantastycznymi wyjątkami). Te piosenki są bardzo bezpieczne, to jest muzyka tła, przyjemna, często ujmująca, ale nie potrafiąca zdominować słuchacza.
MJowitek pisze:Spisałam sobie moje wnioski do każdego utworu na kartce, żeby nie musieć do tego wracać co chwilę. W zasadzie mogłabym większość zjechać już teraz i mieć spokój, ale ta gra polega na sadystycznym dokopywaniu po troszeczkę. Cała przyjemność po mojej stronie.
polishblacksoul pisze:"BEN" to jedna z tych plyt na ktorych ciezko wskazac chocby jedna piosenke odstajaca od reszty pod wzgedem poziomu. zarowno aranzacji, wokalu jak i interpretacji. po prostu maly Michael czaruje nas swoim nieziemskim, anielskim glosem i niewiarygodna dojrzaloscia.
o ile jestem w stanie wskazac dwie piosenki do kosza, reszty juz umiec nie bede. ciezkie, ciezkie NO to bedzie!
songbird pisze:'Ben" jest chyba najrówniejszą płytą w dyskografii małego Michaela, trudno tu zdecydowanie wskazać lepsze i gorsze piosenki - nie biorę pod uwagę tytułowego utworu bo to inna kategoria - utwór znany nawet tym, którzy nie znają płyty, z której pochodzi. Wybór więc wcale nie będzie prostszy
moni pisze:Hmm ciężka sprawa...z Benem to inna bajka...bo tą płytę odkrywam na nowo każdego dnia i ciągle w niej coś fascynującego znajduję... Oj coś czuję że to będzie bolesna rozgrywka
Anet18 pisze:Ben to album na którym nie ma mowy o wypełniaczach,zapychaczach itp
(swoją drogą zastanawiam się czy na innym solowym albumie małego MJ mamy do czynienia z zapychaczem..hmmm)
Cała płyta bardzo spójna, aranżacje raczej spokojne, klimatyczne. Ciężkie będzie to NO bo cały album lubię, choć nie jest on moim ulubionym
kaem pisze:A tak przy okazji. Nie uważam, że ta płyta jest taka jednolita. Pierwsze trzy utwory odstają od reszty. Dwa ostatnie też. My Girl i In Our Small Way też nie mają podobnych sobie na płycie. Myślę, że kolejne dwa albumy Michaela były bardziej homogeniczne.
Mariurzka pisze:Ben jest jednym z moich najulubieńszych krążków małego Michaela, głosując więc na jakikolwiek utwór z tej płyty czuję się tak, jakbym popełniała jakąś ogromną zbrodnię (bo nawet te mniej jaśniejsze songi na płycie po prostu lubię). Czy jest to płyta jednorodna? Wydawać by się mogło, że tak, ale faktycznie jest tu kilka ciekawych kompozycji, które odstają i aranżacyjnie i wokalnie od tego typowego stylu Motown (czy muszę dodawać, że te, które odstają lubię najbardziej?). Macie też rację w ocenie kompozytorskich zapędów Gordy'ego - rozpatrywane indywidualnie kompozycje te brzmią sympatycznie, w zestawieniu z wyjątkowymi utworami tej płyty - zaczynają przygasać. Nadal są może i fajne, ale tylko fajne.
Zastanawiam się już od kilku dobrych dni, czy mam na tej płycie jakiś utwór, którego nie lubię. Nie mam i tu jest problem. Dla mnie ta płyta to całość, jak tu więc strzelić do któregokolwiek ogniwa?
Maria pisze:Kocham ten przejmujący głosik małego Jacksona i doprawdy nie ma dnia, żebym sobie choć jednego utworku nie załączyła podczas wykonywania domowych zajęć.
Maria pisze:trudno było mi wybrać w ogóle cokolwiek, ponieważ wszystkie utwory są niesamowicie melodyjne, czego nie znajdziemy w dzisiejszej "muzyce", a do tego ten aksamitny głosik małego MJa, nic dodać nic ująć, toż to balsam na me zbolałe uszy.
ona pisze:Ajj... to jest cięższe niż ostatnie NO... tzn emocjonalnie łatwiejsze ale ogólnie jest gorzej :D Ehh dobra nieważne... Myślę myślę...
Sybirra pisze:Po kilkakrotnym przesłuchaniu płyty stwierdzam (a raczej potwierdzam zdanie innych;p), iż ta płyta jest bardzo jednolita i na wysokim poziomie. Lubię małego Michaela słuchać, bo to nadzwyczajne dziecko było i Jego interpretacje muzyczne w tym wieku wyjątkowo do mnie przemawiają <I te oczy, nad wyraz dojrzałe...>
Dlatego też wybór bedzie trudny.
lazygoldfish pisze:w ogole trudne sa to rzeczy do oceniania, Ben może i jest równą płytą, ale tych naprawdę mocnych punktów w postaci świetnych, miażdżących emocjonalnie melodii ma jak dla mnie niewiele. Pod tym względem bije go na głowę płyta Music and Me.
anja pisze:W ogóle Ben nie jest moją ulubioną dziecięcą płytą Michaela, ale mam na niej ulubione utwory. Nie uważam, aby to była równa płyta. Jest parę dobrych piosenek (dla mnie trzy), dużo lepszych od pozostałych.
cicha pisze:O tym, jaką niehomogeniczną płytą jest Ben, wskazują nasze zróżnicowane typowania. A może jest to efekt słabego osłuchania się (...) z materiałem na płycie w porównaniu np do takich albumów z Epic?
Annie Jackson pisze:co tak mało osób bierze udział w tym NO. Nie posądzam teraz nikogo, ale znam "fanów" Michael'a, którzy nie wiedzą o istnieniu płyt Michaela, będącego dzieckiem i za jego pierwszą płytę uznają Off The Wall.
Lenistwo to czy słabość?MJowitek pisze:Hm. No nie wiem. Zdania nie potrafię wydusić...
cicha pisze:pLaYmAn pisze:Mam nadzieję, że nie potrzeba już uzasadnień, w których jestem raczej słaby :P
Nie wykręcamy się słabością, bo to zwykłe lenistwo jest. Ten temat tego nie lubi
kaem pisze:Radzę przemyśleć głosy i nie strzelać na ślepo. Mamy czas.
Agnieszkaaaaa pisze:przemyślałam i nie strzelałam na ślepo
(...)
wybrałam bo tak czuję i koniec kropka.
kaem pisze:Jesteśmy upierdliwymi, uprzykrzającymi się, nieznośnymi, dożartymi 'człowiekami', i tak już będzie, jak ktoś głosuje "bo tak czuje". Twój post był kompletnie bez uzasadnienia. Chłop żywemu nie przepuści. Spodziewaj się sugestywnego wywierania delikatnej presji. Szopa poszła w odstawkę. Koniec z takimi sanatoriami. Teraz zaczynają się prawdziwe tortury. Strach się bać.

Będzie płacz i zgrzytanie zębów. Tymczasem

component pisze:jak ktoś spróbuje zagłosować mi w tej rundzie (...) to zadźgam cyrklem

Agnieszkaaaaa pisze:Czyli nie mogę wyjawiać swojego zdania? Czuję się zastraszana...
kaem pisze:Oj możesz, możesz. Właśnie na to czekam.
Mariurzka pisze:Ale dlaczego?? Jak możecie mi to robić? Beksa
Polubiłam szopę i po dobroci się z niej nie wyprowadzę, nie ma mocnych!
Mandey pisze:Nie ważne zresztą, nie mam więcej pytań.
Mariurzka pisze:Niech ja się wreszcie spod tej sterty makulatury wygrzebię

Mandey pisze:Ja może się dziś nie wyspałem albo cuś...
kaem pisze:Oj, uschnie Ci..
Mariurzka pisze:między kęsem wielkanocnej baby i mazurka
kaem pisze:Nie ma co kogokolwiek zmuszać, to nie obowiązek obywatelski, ale dzięki.
Mariurzka pisze:oddalam się do kolejnej sterty papierów - czas zacząć przymusowy odwrót od świątecznych klimatów w stronę szarej rzeczywistości, niestety...
The EndPitrzel pisze:ale was glosuje... no co wy ludzie
