Freddie to pierwszy artysta, którym zainteresowałam się "na poważnie" i pokochałam nie tylko za muzykę i FENOMENALNY głos, ale także za to, jakim był człowiekiem.
:Energicznym, charakternym, pogodnym charyzmatycznym, porywczym, ale także niezwykle odważnym i silnym duchem, o czym świadczy jego podejście w trakcie walki z chorobą,a także prywatnie nieśmiałym i grzecznym.
Absolutny geniusz muzyczny. Jego głos wywołuje ciarki a plecach,a koncerty... no cóż - któż potrafił bawić się tak z publicznością?
Jak na razie przeczytałam dwie biografie (ogółem ciężko dostać więcej), w tym Definitywną, którą czyta się jak powieść - Malowniczy Zanzibar, potem Indie, Londyn, Szwajcaria, koncerty na całym świecie....
Niektóre powiedzonka Freddiego już a zawsze zagościły w moim życiu, a niektóre anegdotki doprowadzają do niepohamowanego smiechu.
O muzyce Queen zbyt wiele może i nie napisałam, ale mój ulubiony okres zespołu to ten przed zmianą image'u tj wczesny Queen - lata 70-te, długie, włosy, koturny, skóra, strój harlekina, Freddie przy pianinie i mocno rockowe, niekonwencjonalne piosenki ;)
Ulubione płyty to Innuendo, Queen 1, Queen 2 oraz A Night at the opera
Ulubiony teledysk - I'm going slightly mad (uważam, ze to mistrzostwo absurdu, on na prawdę 'zwariował', Breakthru oraz The great pretender)
Z piosenek - Bohemian Rhapsody, The show must go on, who Wants to live forever, White Queen, Killer Queen, My fairy king...
No i - co bardzo ważne - To Freddie Mercury poprzez swoją współpracę z Michaelem zwrócił moją uwagę na MJ, zwrócił uwagę do tego stopnia, że wręcz zepchnął się na miejsce drugie.
Można powiedzieć, ze to dzięki Queen poznałam Michaela , a raczej zaczęłam poznawać go głębiej...
Freddie - na zawsze w moim sercu, choć prym wiedzie Michael of course
