Prasa: specjalne wydania poświęcone MJ
Moderatorzy: DaX, Sephiroth820, MJowitek, majkelzawszespoko, Mafia
Dla porządku.
W sierpniowej Machinie cover story o Michaelu, autorstwa Jana Mirosława. O ile wstępniak red. Metza może się nie podobać, ale jeszcze nie razi, bo wyraża subiektywną opinię, tak główny artykuł już niepokoi przekłamaniami i powoływaniem się na niepowierdzone, a nawet dementowane przez Coronera informacje.
W numerze również felieton Agnieszki Chylińskiej o Michaelu oraz luźno nawiązujący do piosenkarza kolejny felieton, autorstwa Michała Witkowskiego.
We wrześniu 1996 Machina przygotowała pierwszy w swojej historii cover story, również o Michaelu.
W sierpniowej Machinie cover story o Michaelu, autorstwa Jana Mirosława. O ile wstępniak red. Metza może się nie podobać, ale jeszcze nie razi, bo wyraża subiektywną opinię, tak główny artykuł już niepokoi przekłamaniami i powoływaniem się na niepowierdzone, a nawet dementowane przez Coronera informacje.
W numerze również felieton Agnieszki Chylińskiej o Michaelu oraz luźno nawiązujący do piosenkarza kolejny felieton, autorstwa Michała Witkowskiego.
We wrześniu 1996 Machina przygotowała pierwszy w swojej historii cover story, również o Michaelu.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Rolling Stone
Wydanie specjalne, w całości (100 stron) poświęcone Michaelowi.
>>TU<< spot reklamujący to wydawnictwo.
Młodzieży przypomnieć chcę, że Rolling Stone kiedyś było najważniejszym czasopismem muzycznym, najbardziej liczącym się, a znalezienie się na jej okładce było wielkim wyróżnieniem. Michael na okładce znalazł się już jako dziecko, w 1971 roku.
Później M. miał z czasopismem problemy, zwłaszcza w okolicach promocji Off The Wall. Zgodzono się na mały artykuł, ale odmówiono tzw. cover story twierdząc, że czarne twarze na okładkach nie zwiększają sprzedaży. Michael się zawziął i powiedział, że kiedyś odniesie większy sukces i będą go prosić o wywiad, a on może się zgodzi, a może nie.
Jedno ze zwariowanych, ambitnych marzeń MJ, które zresztą później zrealizował przy okazji premiery singla The Girl Is Mine, bo wtedy miał właśnie główny art. w RS.
Oba duże artykuły- ten z 1971 i 1982 roku są tutaj. I one są najcenniejsze. Ważne też są inne artykuły, opisujące okres Jackson 5 i The Jacksons, oraz promocję Thrillera. Jest mało przekonań własnych (solidne reportaże po prostu), a więcej rzetelnych wiadomości. Późniejszy okres, a szczególnie ostatnie lata, są skażone amerykańskim, purytańskim punktem widzenia, pełnym oskarżeń traktowanych jako tezy, nie hipotezy. Źle się też czyta recenzje płyt Dangerous, HIStory, BOTD i Invincible. Widać w nich przekonanie wyższości Stanów Zjednoczonych nad innymi narodowościami- jeżeli płyty odpowiednio nie sprzedały się w USA, znaczy nie były hitami.
Jeden z artykułów trafnie opisuje fenomen Off The Wall. Przed tym krążkiem muzyka disco była passe; była "dla dziewczyn", cokolwiek to znaczyło. Michael stworzył płytę, która była dla wszystkich. Łączył w niej jazz, pop, soul, rock, funk. Użył słowa "rock" w tytule piosenki tanecznej, co wtedy można uznać za świętokradztwo. Łączność rocka z muzyką taneczną Michael wzmocnił później piosenką Beat It.
To był fenomen. To realizacja najważniejszego marzenia Michaela, by nie było barier rasowych, jakichkolwiek barier społecznych, które dzielą ludzi na lepszych i gorszych. I że uczynił to przy pomocy tak niewinnego i szczerego środka, jakim jest muzyka. Myślę sobie, iż muzyka dla Michaela była tym, czym były dla niego dzieci. Czyste, niewinne i pełne prawdy, która ma siłę w swojej prostocie.
Z lektury gazety też zapamiętałem wątek perfekcjonizmu Michaela. Berry Gordy, formując zespół twórców The Corporation, piszących kompozycje dla młodych Jacksonów, za cel nie założył sobie tworzenie muzyki soul. Wychodząc na rynek z czarnymi artystami, chciał tworzyć pop. Chciał przełamać przekonanie, że czarni tworzą dla czarnych, biali dla białych. Dlatego I Want You Back jest popowe. Podobnie ABC i The Love You Save. I niepolityczne. J5 w swoim czasie przez wielu nie byli lubiani, bo lata 60 i 70 to czasy, kiedy muzyka była polityczna, niosąca hasła antywojenne- okres wojny w Wietnamie przecież. A tu wyskakują młode dzieciaki i śpiewają o miłości i radości..
Berry Gordy był perfekcjonistą. Jackson 5 ciągle siedzieli w studio i nagrywali setki piosenek- każdą, na którą ktoś wpadł. A Gordy dopiero przebierał w nagraniach i te według niego właściwe trafiały na longplaye. Dlatego Michael wypominał brak dzieciństwa i ciągłe siedzenie w studio nagraniowym. I jemu samemu też tak to weszło w krew, że jak pisał i nagrywał swoje własne kompozycje, to też nagrywał tonę piosenek, zanim coś nabrało całości na tyle spójnej, by mógł ją ujrzeć świat. Podobnym pracoholizmem cechował się tryb życia Diany Ross, u której wtedy Michael mieszkał.
I tak już mu zostało do śmierci. A może nie..?
Pamiętam jak w którymś z wywiadów Janet wspominała, iż Michael powiedział jej, by tak nie galopowała do przodu i by pozwoliła sobie na wytchnienie; by umiała spojrzeć na to co zrobiła dotychczas z szacunkiem i doceniła swoją własną pracę. Coś się może jednak zmieniało w Michaela głowie ostatnio i te głoszone na lewo i prawo hasła prasy, ze Michael był auto-destruktywny i ciągle niedowartościowany, nie do końca są prawdziwe.
Jedna jeszcze refleksja. Michael, coraz bardziej tak uważam, nie był przekonany do okresu The Jacksons. W Epic nie wierzono w nich szczególnie, do czasu Destiny. Właściwie chciano się ich pozbyć. Michaelowi poniekąd to trochę odpowiadało, bo chciał chyłkiem czmychnąć w karierę solową. Przełomem nie miała być płyta Destiny, a Off The Wall.
Ale to mój wniosek, nie autorów artykułów.
W artykule z 1982 roku Michael odsłania znaczenie swojego zamiłowania do zwierząt. Węże są bardzo nierozumiane przez innych. Moim zdaniem są one najstarszymi ofiarami złej prasy. Zażartował sobie z dziennikarza, przynosząc Musclesa, przedstawiając go: To jest Muscles. Przećwiczyłem go w pożeraniu dziennikarzy.. Potem oswajał gada na oczach dziennikarki, pokazując rzeczywiście, że to łagodne zwierzę.
Złe doświadczenia Michaela z prasą ciągną się od wywiadu z lat 70, kiedy to powiedział o swojej chęci pomocy dzieciom w Afryce, a dziennikarz przekręcił jego wypowiedź i napisał, że Michael chce jechać na Czarny Ląd by sobie z przyjemnością popatrzeć na głodujące dzieci.
W późniejszym artykule przywołuje się inną nieścisłość, kiedy to podczas wizyty w Afryce Michaelowi zrobiono zdjęcie, jak dotyka swojego nosa z podpisem, iż uważa, że ten kontynent śmierdzi. Wspomina o tym Dallas Austin. Mówi, że Michael się zezłościł, jak to przeczytał i na drugi dzień obiecał przyprowadzić swoich przyjaciół. Przyprowadził dwóch Afrykańczyków, którzy zaczęli opowiadać o szpitalach, które Michael zbudował na ich kontynencie.
Inna ciekawostka. Zakrzyk "go on girl" z The Way You Make Me Feel bardzo podobał się Stevie Wonderowi, a właściwie cała piosenka. Jechali kiedyś windą i Stevie zaczął Michaelowi ją nucić, mówiąc o tym swoim ulubionym fragmencie. Michael wtedy mu się zwierzył, że zapożyczył go z ... piosenki Steviego, Go Home, co wprawiło Wondera w dobry nastrój.
Stevie wspomina też, ze spędzali kiedyś razem czas na safari. Poruszali się samochodem terenowym z zaporami, mającymi ich chronić przed lwami. Słyszałem, jak Michael mówił kierowcy "Czy możemy się zbliżyć jeszcze bardziej?". Potem usłyszałem przepotężny ryk i nagle Michael zamilkł zupełnie.
Jest trochę opisu ze spotkania Michaela z Freddim Mercury, co pewnie zaciekawi niektórych.
Wydanie specjalne, w całości (100 stron) poświęcone Michaelowi.
>>TU<< spot reklamujący to wydawnictwo.
Młodzieży przypomnieć chcę, że Rolling Stone kiedyś było najważniejszym czasopismem muzycznym, najbardziej liczącym się, a znalezienie się na jej okładce było wielkim wyróżnieniem. Michael na okładce znalazł się już jako dziecko, w 1971 roku.
Później M. miał z czasopismem problemy, zwłaszcza w okolicach promocji Off The Wall. Zgodzono się na mały artykuł, ale odmówiono tzw. cover story twierdząc, że czarne twarze na okładkach nie zwiększają sprzedaży. Michael się zawziął i powiedział, że kiedyś odniesie większy sukces i będą go prosić o wywiad, a on może się zgodzi, a może nie.
Jedno ze zwariowanych, ambitnych marzeń MJ, które zresztą później zrealizował przy okazji premiery singla The Girl Is Mine, bo wtedy miał właśnie główny art. w RS.
Oba duże artykuły- ten z 1971 i 1982 roku są tutaj. I one są najcenniejsze. Ważne też są inne artykuły, opisujące okres Jackson 5 i The Jacksons, oraz promocję Thrillera. Jest mało przekonań własnych (solidne reportaże po prostu), a więcej rzetelnych wiadomości. Późniejszy okres, a szczególnie ostatnie lata, są skażone amerykańskim, purytańskim punktem widzenia, pełnym oskarżeń traktowanych jako tezy, nie hipotezy. Źle się też czyta recenzje płyt Dangerous, HIStory, BOTD i Invincible. Widać w nich przekonanie wyższości Stanów Zjednoczonych nad innymi narodowościami- jeżeli płyty odpowiednio nie sprzedały się w USA, znaczy nie były hitami.
Jeden z artykułów trafnie opisuje fenomen Off The Wall. Przed tym krążkiem muzyka disco była passe; była "dla dziewczyn", cokolwiek to znaczyło. Michael stworzył płytę, która była dla wszystkich. Łączył w niej jazz, pop, soul, rock, funk. Użył słowa "rock" w tytule piosenki tanecznej, co wtedy można uznać za świętokradztwo. Łączność rocka z muzyką taneczną Michael wzmocnił później piosenką Beat It.
To był fenomen. To realizacja najważniejszego marzenia Michaela, by nie było barier rasowych, jakichkolwiek barier społecznych, które dzielą ludzi na lepszych i gorszych. I że uczynił to przy pomocy tak niewinnego i szczerego środka, jakim jest muzyka. Myślę sobie, iż muzyka dla Michaela była tym, czym były dla niego dzieci. Czyste, niewinne i pełne prawdy, która ma siłę w swojej prostocie.
Z lektury gazety też zapamiętałem wątek perfekcjonizmu Michaela. Berry Gordy, formując zespół twórców The Corporation, piszących kompozycje dla młodych Jacksonów, za cel nie założył sobie tworzenie muzyki soul. Wychodząc na rynek z czarnymi artystami, chciał tworzyć pop. Chciał przełamać przekonanie, że czarni tworzą dla czarnych, biali dla białych. Dlatego I Want You Back jest popowe. Podobnie ABC i The Love You Save. I niepolityczne. J5 w swoim czasie przez wielu nie byli lubiani, bo lata 60 i 70 to czasy, kiedy muzyka była polityczna, niosąca hasła antywojenne- okres wojny w Wietnamie przecież. A tu wyskakują młode dzieciaki i śpiewają o miłości i radości..
Berry Gordy był perfekcjonistą. Jackson 5 ciągle siedzieli w studio i nagrywali setki piosenek- każdą, na którą ktoś wpadł. A Gordy dopiero przebierał w nagraniach i te według niego właściwe trafiały na longplaye. Dlatego Michael wypominał brak dzieciństwa i ciągłe siedzenie w studio nagraniowym. I jemu samemu też tak to weszło w krew, że jak pisał i nagrywał swoje własne kompozycje, to też nagrywał tonę piosenek, zanim coś nabrało całości na tyle spójnej, by mógł ją ujrzeć świat. Podobnym pracoholizmem cechował się tryb życia Diany Ross, u której wtedy Michael mieszkał.
I tak już mu zostało do śmierci. A może nie..?
Pamiętam jak w którymś z wywiadów Janet wspominała, iż Michael powiedział jej, by tak nie galopowała do przodu i by pozwoliła sobie na wytchnienie; by umiała spojrzeć na to co zrobiła dotychczas z szacunkiem i doceniła swoją własną pracę. Coś się może jednak zmieniało w Michaela głowie ostatnio i te głoszone na lewo i prawo hasła prasy, ze Michael był auto-destruktywny i ciągle niedowartościowany, nie do końca są prawdziwe.
Jedna jeszcze refleksja. Michael, coraz bardziej tak uważam, nie był przekonany do okresu The Jacksons. W Epic nie wierzono w nich szczególnie, do czasu Destiny. Właściwie chciano się ich pozbyć. Michaelowi poniekąd to trochę odpowiadało, bo chciał chyłkiem czmychnąć w karierę solową. Przełomem nie miała być płyta Destiny, a Off The Wall.
Ale to mój wniosek, nie autorów artykułów.
W artykule z 1982 roku Michael odsłania znaczenie swojego zamiłowania do zwierząt. Węże są bardzo nierozumiane przez innych. Moim zdaniem są one najstarszymi ofiarami złej prasy. Zażartował sobie z dziennikarza, przynosząc Musclesa, przedstawiając go: To jest Muscles. Przećwiczyłem go w pożeraniu dziennikarzy.. Potem oswajał gada na oczach dziennikarki, pokazując rzeczywiście, że to łagodne zwierzę.
Złe doświadczenia Michaela z prasą ciągną się od wywiadu z lat 70, kiedy to powiedział o swojej chęci pomocy dzieciom w Afryce, a dziennikarz przekręcił jego wypowiedź i napisał, że Michael chce jechać na Czarny Ląd by sobie z przyjemnością popatrzeć na głodujące dzieci.
W późniejszym artykule przywołuje się inną nieścisłość, kiedy to podczas wizyty w Afryce Michaelowi zrobiono zdjęcie, jak dotyka swojego nosa z podpisem, iż uważa, że ten kontynent śmierdzi. Wspomina o tym Dallas Austin. Mówi, że Michael się zezłościł, jak to przeczytał i na drugi dzień obiecał przyprowadzić swoich przyjaciół. Przyprowadził dwóch Afrykańczyków, którzy zaczęli opowiadać o szpitalach, które Michael zbudował na ich kontynencie.
Inna ciekawostka. Zakrzyk "go on girl" z The Way You Make Me Feel bardzo podobał się Stevie Wonderowi, a właściwie cała piosenka. Jechali kiedyś windą i Stevie zaczął Michaelowi ją nucić, mówiąc o tym swoim ulubionym fragmencie. Michael wtedy mu się zwierzył, że zapożyczył go z ... piosenki Steviego, Go Home, co wprawiło Wondera w dobry nastrój.
Stevie wspomina też, ze spędzali kiedyś razem czas na safari. Poruszali się samochodem terenowym z zaporami, mającymi ich chronić przed lwami. Słyszałem, jak Michael mówił kierowcy "Czy możemy się zbliżyć jeszcze bardziej?". Potem usłyszałem przepotężny ryk i nagle Michael zamilkł zupełnie.
Jest trochę opisu ze spotkania Michaela z Freddim Mercury, co pewnie zaciekawi niektórych.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
People
Wydanie specjalne, w całości (98 stron) poświęcone Michaelowi. People to jedno z najbardziej szanowanych czasopism. Michael w przeszłości już znajdował się na okładkach People- najbardziej znane wydanie to ten numer:
Wydanie o tyle ważne, ze zawiera przesłanie od Michaela, napisane odręcznie, z trasy Bad.
W przeciwieństwie do RS, dziennikarze People zdecydowali się wspominkowo potraktować MJ. Specjalne wydanie na jego cześć ma wydźwięk pozytywny, nie ma w nim aż tylu spekulacji i dociekań, a przestawia się go jako bardzo ważnego artystę. Za People: [W czasach Thrillera] popularność Michaela była tak wielka, że w jednej ze szkół zabroniono dzieciom przychodzić w jednej rękawiczce. Wspomina Madonna: Razem pojawiliśmy się na ceremonii Oscarów. Padał ulewny deszcz. Drzwi limuzyny się otworzyły i Michael wyszedł pierwszy. I MÓJ ochroniarz stał z parasolem przy Michaelu. Ja zostałam sama, moknąc na deszczu. To fascynujące widzieć, jak ludzie na niego reagowali.
Moja refleksja, po przeczytaniu/obejrzeniu tego czasopisma. Jestem daleki od idealizowania Michaela i pisania mu wiecznie słodkich laurek, ale teraz taki jest moment. Na dogłębne analizy przyjdzie czas. Michaela wizerunek przez lata był karykaturalizowany, jak w Gabinecie Krzywych Luster. Dlatego myślę ważne jest wpierw spojrzeć na niego bez uprzedzeń, z życzliwością. To był dobry człowiek, a jego potężna popularność (za People: "Największy artysta sceniczny... Większy niż Sinatra, Elvis, The Beatles, Jezus i Beethoven") daje nam złudne przekonanie, że wszyscy go dobrze znamy i możemy łatwo ferować wyroki na jego temat. To jest ta właśnie pułapka, w którą wpadają media. A prawda taka jest, że im o osobie publicznej więcej wiemy z ogólnej świadomości, to powinno zaświecić się czerwone światełko, że wiemy mało. Zwyczajnie uczciwe wnioski wymagają studiów, prześledzenia poszczególnych wątków. Prawda później okazuje się zwyczajna, w żaden sposób skandaliczna. Stąd cieszą takie wydania o Michaelu, które w jakimś stopniu mogą zmieniać ogólną świadomość ludzi.
Jest sporo zdjęć, skromnie opisanych. Są starannie przygotowane i- co mnie zaskakuje, nawet te, które straszyły często z wiadomości z Onetu, tu są tak zredagowane, że wyglądają... Dobrze. A jednak się da!
Reasumując, mniej atrakcyjne wydanie, niż specjalna edycja Rolling Stone, ale też mniej frustrujące.
Komentujemy tutaj
Wydanie specjalne, w całości (98 stron) poświęcone Michaelowi. People to jedno z najbardziej szanowanych czasopism. Michael w przeszłości już znajdował się na okładkach People- najbardziej znane wydanie to ten numer:
Wydanie o tyle ważne, ze zawiera przesłanie od Michaela, napisane odręcznie, z trasy Bad.
W przeciwieństwie do RS, dziennikarze People zdecydowali się wspominkowo potraktować MJ. Specjalne wydanie na jego cześć ma wydźwięk pozytywny, nie ma w nim aż tylu spekulacji i dociekań, a przestawia się go jako bardzo ważnego artystę. Za People: [W czasach Thrillera] popularność Michaela była tak wielka, że w jednej ze szkół zabroniono dzieciom przychodzić w jednej rękawiczce. Wspomina Madonna: Razem pojawiliśmy się na ceremonii Oscarów. Padał ulewny deszcz. Drzwi limuzyny się otworzyły i Michael wyszedł pierwszy. I MÓJ ochroniarz stał z parasolem przy Michaelu. Ja zostałam sama, moknąc na deszczu. To fascynujące widzieć, jak ludzie na niego reagowali.
Moja refleksja, po przeczytaniu/obejrzeniu tego czasopisma. Jestem daleki od idealizowania Michaela i pisania mu wiecznie słodkich laurek, ale teraz taki jest moment. Na dogłębne analizy przyjdzie czas. Michaela wizerunek przez lata był karykaturalizowany, jak w Gabinecie Krzywych Luster. Dlatego myślę ważne jest wpierw spojrzeć na niego bez uprzedzeń, z życzliwością. To był dobry człowiek, a jego potężna popularność (za People: "Największy artysta sceniczny... Większy niż Sinatra, Elvis, The Beatles, Jezus i Beethoven") daje nam złudne przekonanie, że wszyscy go dobrze znamy i możemy łatwo ferować wyroki na jego temat. To jest ta właśnie pułapka, w którą wpadają media. A prawda taka jest, że im o osobie publicznej więcej wiemy z ogólnej świadomości, to powinno zaświecić się czerwone światełko, że wiemy mało. Zwyczajnie uczciwe wnioski wymagają studiów, prześledzenia poszczególnych wątków. Prawda później okazuje się zwyczajna, w żaden sposób skandaliczna. Stąd cieszą takie wydania o Michaelu, które w jakimś stopniu mogą zmieniać ogólną świadomość ludzi.
Jest sporo zdjęć, skromnie opisanych. Są starannie przygotowane i- co mnie zaskakuje, nawet te, które straszyły często z wiadomości z Onetu, tu są tak zredagowane, że wyglądają... Dobrze. A jednak się da!
Reasumując, mniej atrakcyjne wydanie, niż specjalna edycja Rolling Stone, ale też mniej frustrujące.
Komentujemy tutaj
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
LIFE
Pamiętacie te książki z dzieciństwa, które polegały nie tylko na czytaniu, ale też na oglądaniu obrazków? Kiedy ktoś z dorosłych czytał, a ty wpatrywałeś się w duży rysunek na sąsiedniej kartce.
Tak jest z tym wydaniem. To właściwie książka, nie czasopismo. Twarda okładka, obwoluta, starannie wyedytowana treść. I zdjęcia. Są wszystkie cztery okładki Life z Michaelem- pierwszą jeszcze z z 1971 roku- z braćmi, rodzicami i złotymi/platynowymi płytami, drugą z trasy Victory, wykorzystaną w Moonwalkerze, przy piosence State Of Shock, trzecia- najbardziej kojarząca się w mojej głowie z Life, jak Michael w okolicach wywiadu z Oprah zaprosił redaktorów do Neverland. I ostatnia, z Michaelem i małym Prince'm.
Znamy te historie. Michael śmiejący się w swoim kinie, Michael płaczący na I'll Be There, Jackson 5 i Johnny (umarł w 2006 roku), Jackson 5 skaczący w radości, Jackson 5 u Eda Sullivana, Jacksonowie na swoich mini-motorach, na plaży, z Dianą Ross, z Cher.. Michael grający w kosza, The Jacksons w Anglii, w Szwajcarii, Michael udaje Stracha na Wróble, Michael ćwiczy do Motown 25, The Jacksons na trasie Victory z tymi malowniczymi płachtami po bokach sceny, Michael w Muzeum Figur Woskowych, w Białym Domu, na Superbowl, podczas spotkania rodzinnego w 1989 roku, z kobietami swojego życia, z dziećmi z fundacji Make A Wish, ze swoimi własnymi, sam w Neverland.. I kilka nieznanych, z połowy lat 70.
I na koniec my, fani. Jesteśmy wszędzie.
Znamy te historie, prawda? Może będziemy czytać je swoim dzieciom na dobranoc. Przecież w tej historii jest, jak w klasycznej bajce, walka dobra ze złem. Są dobre i złe postaci. Czekamy na ukaranie złej baby jagi albo tego smoka, co porywa i zjada, co by uwierzyć w sens Life'a.
Pamiętacie te książki z dzieciństwa, które polegały nie tylko na czytaniu, ale też na oglądaniu obrazków? Kiedy ktoś z dorosłych czytał, a ty wpatrywałeś się w duży rysunek na sąsiedniej kartce.
Tak jest z tym wydaniem. To właściwie książka, nie czasopismo. Twarda okładka, obwoluta, starannie wyedytowana treść. I zdjęcia. Są wszystkie cztery okładki Life z Michaelem- pierwszą jeszcze z z 1971 roku- z braćmi, rodzicami i złotymi/platynowymi płytami, drugą z trasy Victory, wykorzystaną w Moonwalkerze, przy piosence State Of Shock, trzecia- najbardziej kojarząca się w mojej głowie z Life, jak Michael w okolicach wywiadu z Oprah zaprosił redaktorów do Neverland. I ostatnia, z Michaelem i małym Prince'm.
Znamy te historie. Michael śmiejący się w swoim kinie, Michael płaczący na I'll Be There, Jackson 5 i Johnny (umarł w 2006 roku), Jackson 5 skaczący w radości, Jackson 5 u Eda Sullivana, Jacksonowie na swoich mini-motorach, na plaży, z Dianą Ross, z Cher.. Michael grający w kosza, The Jacksons w Anglii, w Szwajcarii, Michael udaje Stracha na Wróble, Michael ćwiczy do Motown 25, The Jacksons na trasie Victory z tymi malowniczymi płachtami po bokach sceny, Michael w Muzeum Figur Woskowych, w Białym Domu, na Superbowl, podczas spotkania rodzinnego w 1989 roku, z kobietami swojego życia, z dziećmi z fundacji Make A Wish, ze swoimi własnymi, sam w Neverland.. I kilka nieznanych, z połowy lat 70.
I na koniec my, fani. Jesteśmy wszędzie.
Znamy te historie, prawda? Może będziemy czytać je swoim dzieciom na dobranoc. Przecież w tej historii jest, jak w klasycznej bajce, walka dobra ze złem. Są dobre i złe postaci. Czekamy na ukaranie złej baby jagi albo tego smoka, co porywa i zjada, co by uwierzyć w sens Life'a.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
To nie prasa, lecz myślę, że w dzisiejszych czasach internet te można nazwać gazetą 21 wieku a najpopularniejsza przeglądarka używana przez miliardy ludzi na całym świecie. Piękny tribute z okazji Urodzin MJ...
http://michalkrawiec.iportfolio.pl/
NASZ PIERWSZY TANIEC NA WESELU :)
http://www.youtube.com/watch?v=cEQN4965I4A
It's all for love L.O.V.E
NASZ PIERWSZY TANIEC NA WESELU :)
http://www.youtube.com/watch?v=cEQN4965I4A
It's all for love L.O.V.E
Wstęp z nowego numeru Machiny:
"P.S. O holender, jaka depresja"- w podpisie misie podoba. Krzyś lubi misia.
Wydanie specjalne potwierdzone. Nie oczekujmy wiele ponad uczciwe rozliczenie się z muzyką i resztą twórczości Michaela. Taki jest trend w prasie- krytykować Michaela i uznawać go za wielkiego artystę- polityka. Ebony, jak widzę, się wyłamuje i pisze dobrze w całości. Ale o tym później, chyba że ktoś wcześniej.
Tak przy okazji, czy ktoś wie, skąd te nagłe reedycje Beatlesów, nie remasterowane od.. Od zawsze. Czy MJJ Productions jako właściciel praw ma coś z tym wspólnego? Jak wie ktoś, pisze w odpowiednim wątku.
A przy okazji, bo w Machinie o Beatlesach też.
"P.S. O holender, jaka depresja"- w podpisie misie podoba. Krzyś lubi misia.
Wydanie specjalne potwierdzone. Nie oczekujmy wiele ponad uczciwe rozliczenie się z muzyką i resztą twórczości Michaela. Taki jest trend w prasie- krytykować Michaela i uznawać go za wielkiego artystę- polityka. Ebony, jak widzę, się wyłamuje i pisze dobrze w całości. Ale o tym później, chyba że ktoś wcześniej.
Tak przy okazji, czy ktoś wie, skąd te nagłe reedycje Beatlesów, nie remasterowane od.. Od zawsze. Czy MJJ Productions jako właściciel praw ma coś z tym wspólnego? Jak wie ktoś, pisze w odpowiednim wątku.
A przy okazji, bo w Machinie o Beatlesach też.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
EBONY
Z sobotniego filmu o Michaelu w TVP1 została mi min. wypowiedź Suzanne de Passe, mówiącej, że Michael pod koniec już wymykał się jej gustowi na scenie, stawiając bardziej na sztuczki i triki, a coraz mniej było zwyczajnego występu porażającego swoją niezwyczajnością.
Żyjemy we wzrockowych czasach, czyż nie? To, co może spowodowało mieszane reakcje na Invincible; to czemu ja nie szanuję artystów pokroju Britney Spears. Czym byłaby bez obecnej techniki?
Smokey Robinson w swojej wypowiedzi napisanej z myślą o tym numerze Ebony powiedział, ze nie widział Michaela od 7- 8 lat, bo "Michael oddzielił się od każdego, w tym od większości członków swojej rodziny". Ebony, celowo rezygnując z prywatnych historii Michaela i posługując się jedynie wywiadami Michaela dla gazety na przestrzeni lat oraz umieszczając wypowiedzi znanych czarnych osobistości, znających Michaela- lektura całości skłoniła mnie do przemyślenia pewnych rzeczy, które były niepokojące, a mało widoczne.
Dla mnie to PTSD, bez dwóch zdań. I pytanie o granice wolności. Kiedy człowiek potrzebuje poprowadzenia i kiedy jest tak potężny, że może zacząć pomagać sobie źle, kierować na manowce, izolując się, szukać pomocy u ludzi, którzy powinni być ostatnimi w służbie niesienia takowej.
Pytania stawiam, by sobie poradzić z utratą. To jest ta sama strata, która towarzyszyła światu przy śmierci Jeffa Buckleya. Obaj kipieli od talentu. Michael potrafił spojrzeć na nudne klipy i powiedzieć- tu potrzeba więcej rozrywki, tańca i opowieści z początkiem, środkiem i końcem. I wypalił pomysł, który stworzył na nowo MTV, nowy wyraz artystyczny i przestrzeń na nowy wymiar rozrywki. Wielu muzyków, współpracowników mówiło, że Michael miał niezwykłą intuicję i wiedział, co ludziom może się spodobać.
Jeff Buckley nagrał płytę, która do dziś inspiruje tabuny muzyków. Był młody i to jak śpiewał, jak komponował, miało tą lekkość, jakby tworzenie arcydzieł przychodziło mu bez trudu. I nagle zmarł. Świat traci energię, która jest mu tak potrzebna. To trochę taka walka cielesności z duchowością- ciało nie radzi sobie z utratą przyjemności. Dusza akceptuje- duch nie odchodzi przecież.
Ebony jest bez tezy. Bez puenty nawet. Wywiady Michaela są we fragmentach, nie w całości. Podoba mi się. Nie sugeruje, nie kieruje. Pozwala myśleć, nie oszukuje, jak inna prasa z własnym obrazem Michaela. Mylnym, co wyłapie każdy, kto choć trochę posłuchał Michaela bez uprzedzeń.
Jeszcze jedna luźna myśl. Michael Jackson, dla Ebony w 1992 roku: "W głębi serca czuję że świat, w którym żyjemy, jest taką dużą, monumentalną orkiestrą symfoniczną. Wierzę, że w swojej pierwotnej formie, każde stworzenie to dźwięk i to nie są tylko przypadkowe dźwięki, to jest muzyka". Tworzymy jedność, sumujemy się.
Ta myśl gdzieś jawi mi się z nadzieją. Nieważne ludzkie podłości, które może spowodowały śmierć Michaela, choć z pewnością będą nas nurtować. Z góry wszystko wydaje się zaledwie rozgrywką szachową. Pamiętam, jak czasem, z rzadka, mam powracające wrażenie, maszerując nocą przez swoje miasto- że przypomina mi ono szereg domków z klocków na makiecie firmy Lego.
Z sobotniego filmu o Michaelu w TVP1 została mi min. wypowiedź Suzanne de Passe, mówiącej, że Michael pod koniec już wymykał się jej gustowi na scenie, stawiając bardziej na sztuczki i triki, a coraz mniej było zwyczajnego występu porażającego swoją niezwyczajnością.
Żyjemy we wzrockowych czasach, czyż nie? To, co może spowodowało mieszane reakcje na Invincible; to czemu ja nie szanuję artystów pokroju Britney Spears. Czym byłaby bez obecnej techniki?
Smokey Robinson w swojej wypowiedzi napisanej z myślą o tym numerze Ebony powiedział, ze nie widział Michaela od 7- 8 lat, bo "Michael oddzielił się od każdego, w tym od większości członków swojej rodziny". Ebony, celowo rezygnując z prywatnych historii Michaela i posługując się jedynie wywiadami Michaela dla gazety na przestrzeni lat oraz umieszczając wypowiedzi znanych czarnych osobistości, znających Michaela- lektura całości skłoniła mnie do przemyślenia pewnych rzeczy, które były niepokojące, a mało widoczne.
Dla mnie to PTSD, bez dwóch zdań. I pytanie o granice wolności. Kiedy człowiek potrzebuje poprowadzenia i kiedy jest tak potężny, że może zacząć pomagać sobie źle, kierować na manowce, izolując się, szukać pomocy u ludzi, którzy powinni być ostatnimi w służbie niesienia takowej.
Pytania stawiam, by sobie poradzić z utratą. To jest ta sama strata, która towarzyszyła światu przy śmierci Jeffa Buckleya. Obaj kipieli od talentu. Michael potrafił spojrzeć na nudne klipy i powiedzieć- tu potrzeba więcej rozrywki, tańca i opowieści z początkiem, środkiem i końcem. I wypalił pomysł, który stworzył na nowo MTV, nowy wyraz artystyczny i przestrzeń na nowy wymiar rozrywki. Wielu muzyków, współpracowników mówiło, że Michael miał niezwykłą intuicję i wiedział, co ludziom może się spodobać.
Jeff Buckley nagrał płytę, która do dziś inspiruje tabuny muzyków. Był młody i to jak śpiewał, jak komponował, miało tą lekkość, jakby tworzenie arcydzieł przychodziło mu bez trudu. I nagle zmarł. Świat traci energię, która jest mu tak potrzebna. To trochę taka walka cielesności z duchowością- ciało nie radzi sobie z utratą przyjemności. Dusza akceptuje- duch nie odchodzi przecież.
Ebony jest bez tezy. Bez puenty nawet. Wywiady Michaela są we fragmentach, nie w całości. Podoba mi się. Nie sugeruje, nie kieruje. Pozwala myśleć, nie oszukuje, jak inna prasa z własnym obrazem Michaela. Mylnym, co wyłapie każdy, kto choć trochę posłuchał Michaela bez uprzedzeń.
Jeszcze jedna luźna myśl. Michael Jackson, dla Ebony w 1992 roku: "W głębi serca czuję że świat, w którym żyjemy, jest taką dużą, monumentalną orkiestrą symfoniczną. Wierzę, że w swojej pierwotnej formie, każde stworzenie to dźwięk i to nie są tylko przypadkowe dźwięki, to jest muzyka". Tworzymy jedność, sumujemy się.
Ta myśl gdzieś jawi mi się z nadzieją. Nieważne ludzkie podłości, które może spowodowały śmierć Michaela, choć z pewnością będą nas nurtować. Z góry wszystko wydaje się zaledwie rozgrywką szachową. Pamiętam, jak czasem, z rzadka, mam powracające wrażenie, maszerując nocą przez swoje miasto- że przypomina mi ono szereg domków z klocków na makiecie firmy Lego.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Jest już Machina - Wydanie specjalne! Pędźcie do kiosków! Właśnie odpakowałam i oglądam. Wrażenia później! Póki co smutny fakt - nie ma obiecanego dodatku w postaci filmu na dvd. Jest za to plakat.
Okładka też się różni od tej planowanej.
Po pierwszym przejrzeniu - mało ciekawych zdjęć, większość to zdjęcia figurek, pomników, statuetek, udziwnionych grafik, portretów i obrazów. Malutko "prawdziwego" Michaela. Poza tym znowu reklamy, mogli już sobie darować w tym numerze... Tytuły - mimo że nie czytałam jeszcze ani jednego artykułu - jakieś takie wyzywające, na pierwszy rzut oka stawiające Michaela w złym świetle...
Okładka też się różni od tej planowanej.
Po pierwszym przejrzeniu - mało ciekawych zdjęć, większość to zdjęcia figurek, pomników, statuetek, udziwnionych grafik, portretów i obrazów. Malutko "prawdziwego" Michaela. Poza tym znowu reklamy, mogli już sobie darować w tym numerze... Tytuły - mimo że nie czytałam jeszcze ani jednego artykułu - jakieś takie wyzywające, na pierwszy rzut oka stawiające Michaela w złym świetle...