Spotkania fanów w Łodzi
- justBeatIt
- Posty: 92
- Rejestracja: ndz, 02 sie 2009, 0:18
fajnie Madzia, że nie idziesz do klubu :D tzn no niefajnie, ale cieszę się, bo ja też nie idę i już myslalam, ze wszytskie idziecie i zostanę sama ;)
no to jak będzie wiadomo, o której będzie to podpisywanie albumów to się umawiamy :)
szkoda, ze Basi i Dominiki nie będzie. ale Dominika może pójdziesz z nami na wystawę, bo chyba ślub to po południu? :)
no to jak będzie wiadomo, o której będzie to podpisywanie albumów to się umawiamy :)
szkoda, ze Basi i Dominiki nie będzie. ale Dominika może pójdziesz z nami na wystawę, bo chyba ślub to po południu? :)
- Dangerous_Dominika
- Posty: 530
- Rejestracja: pn, 10 mar 2008, 19:42
- Lokalizacja: Łodź ;D
justBeatIt pisze:szkoda, ze Basi i Dominiki nie będzie. ale Dominika może pójdziesz z nami na wystawę, bo chyba ślub to po południu? :)
nie wiem czy sie ogolnie wyrobie chyba ze wystawa byłaby rano..bo slub jest o 16 wiec musze przygotowac sobie wczesniej cztery godziny na przygotowania i lamentowanie mojej mamy ze nie zdazy i zebym ja umalowała..;p
moj tata mnei zalamal kilka dni teku "Szkoda ze tam nie idziesz, dobrze bys sie bawiła...a na weselu tlyko bedizesz sie nudziła..!" - nei ma to jak optymizm mojego taty! ale bedize DJ zamaist orkiestry wiec moze Billie Jean chociaz pusci ;]
a wybiera sie ktos do "Byczego Oka" na Michael Jackson night??;]
"Jestem
Powątpiewaniem w sens
Formą ponad treść
Bywam protestem, planem B
I wlepką w metrze" - HEY
Powątpiewaniem w sens
Formą ponad treść
Bywam protestem, planem B
I wlepką w metrze" - HEY
- Moonwalker24
- Posty: 71
- Rejestracja: śr, 22 lip 2009, 22:53
- justBeatIt
- Posty: 92
- Rejestracja: ndz, 02 sie 2009, 0:18
- Maharet
- Posty: 342
- Rejestracja: pn, 20 lip 2009, 15:01
- Lokalizacja: tam tuż za rzeką tuż, tuż pola róż ...
Ok ... no to krótkie sprawozdanko...
Próbowałam pisać jako osoba trzecia, ale nie dało się czasem
To tak tylko z mojego punktu widzenia:
Lejdis end Dżentelmens:
Około południa przed wejściem głównym do Galerii łódzkiej (niebezpiecznej jaskini pożeracza portfeli bogu ducha winnych mieszkańców) pojawiła się ogromna ilość fanów Michaela Jacksona (czyt. sztuk 9). Po wstępnych oględzinach, powitaniach, fali imion, nicków, (których początkowo i tak nikt nie był w wstanie ogarnąć) przyszedł czas na ogarnięcie (się) i towarzystwa.
Na dobry początek: uzbrojenie w bilety na tramwaj, (którego numeru oczywiście zapamiętać nie sposób) trzech elokwentnych MJówek, które zdecydować się nie mogły, jaki bilet zakupić (o kolejności podejścia do kasy już nawet nie wspominając.)
Kiedy wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że każda posiada przepustkę do dżungli (jaką bezsprzecznie jest MPK), idąc niezwykle malowniczym podziemnym przejściem okazało się, że dziewięcioro to już tłok i wyglądają jak wycieczka szkolna tudzież kolonia, której przewodnikiem została mianowana Basia, pseudonim operacyjny „po-cichu”, która (jak się okazało, ma doświadczenie w tej dziedzinie).
Tramwaj nadjechał nie wiadomo skąd, nie wiadomo jak, nie wiadomo kiedy.
W niezwykle wygodnym, szarpiącym nerwy i ciała tramwaju wywiązała się rozmówka, z której wyniknęły bardzo istotne dla ludzkości fakty, które ominiemy dla dobra nas wszystkich. (ale nie pominiemy tego, że w moim odczuciu Iza ps. op. „Moonwalker24” ma najpiękniejsze loki na świecie, a ja też tak chcę, ale prawdopodobnie to w sposób naturalny niemożliwe)
Po opuszczeniu tego, jakże komfortowego środku lokomocji Lena ps. op. „Maharet” postanowiła przejąć stery i za wszelką cenę doprowadzić grupę do pierwszego celu wyprawy, którym był łódzki ogród botaniczny, (w którym nie rosną powojniki i ciężko znaleźć zbiornik wodny typu jeziorko, rzeczka, strumyk, wodospad, za to bardzo łatwo o drzewa, trawę, skałki, kałuże i zieloną breję imitującą sadzawkę prawdopodobnie).
Tak czy inaczej Maharet udało się doprowadzić grupę do rzeczonego celu, choć ta chwilowo zwątpiła w jej zdolności terenoznawcze, stwierdzając, że „chyba zaszliśmy botanik, od tylca”.
Na szczęście przypadkowy pan na rowerze, brutalnie zatrzymany przez Izę ps. op. „Ioreta” i zapytany o to, jak dojść do ogrodu botanicznego stwierdził, że już jesteśmy na miejscu (wejście zakamuflowane było parę metrów za naszymi plecami).
Okazało się, że za jedyne 2 zł można dostać się do zielonego zakątka Łodzi, gdzie w sumie niewiele do oglądania ta porą roku było, ale zawsze coś. Dominował kolor zielony oraz urocze pary w kwiecie wieku, trzymające się za kolana.
Po męczącej przeprawie (ech te śliskie, szalenie wysokie i niebezpieczne skalniaki), naszym jedynym celem stało się odnalezienie odpowiedniego miejsca do pogaduchów.
Nie wiem kto dostrzegł wspaniały rezerwat stolików i ławek.
Okazało się, że jedna ławka dla naszej wycieczki krajoznawczej to zdecydowanie za mało (zresztą stolik był miejscówką i tak o wiele wygodniejszą, więc 3 MJówki usadowiły się na nim niezwłocznie)
Z dalszego przebiegu sytuacji pamiętam tylko, że rozpoczęło się śledztwo i serie pytań i jakże wyczerpujących odpowiedzi (wybaczcie, ale nie będę zdradzać szczegółów tych tajnych rozmów, kto był – ten wie). Oczywiście nie można było sobie odmówić „drobnej” sesji zdjęciowej, kiedy Niebezpieczna Dominika wyciągnęła z torebki tajną broń – okulary a’la Michael, które dziwnym trafem przykleiły się do nosa oczarowanej Maharet. W pewnym momencie musiało oczywiście paść hasło „puścić muzykę”, choć początkowo nikt nie kwapił się zdecydować, który utwór miałby rozbrzmieć we wspaniałym łódzkim ogródku.
Dominika mimo gróźb, że „w końcu puści Billie Jean” zdecydowała się na „Come Together”, oficjalnie dlatego, że Lidka ps. op. JustBeatIt lubi Beatlesów. MJówki podłapały i zrodził się remix, który, słuchany w nadmiarze mógłby doprowadzić niejednego człowieka do psychiatryka. (kilka odtwarzaczy odtwarzających ;> tę sama piosenkę na trzy-czte-ry to już tłok, rodzący schizofrenie). Dalej już z repertuarem muzycznym nie było żadnych problemów – leciało, co wlazło ;D . I bardzo dobrze.
Kolejną, bardziej istotną atrakcją botanika był wisielec, ukryty w drzewie, który wcale nie był wisielcem, lecz w moim osobistym odczuciu Piotrusiem Panem, gdyż jak któraś z pań zauważyła miał bardzo charakterystyczne dla niego spodenki … no i potrafił latać. Jego bliźniak siedział na kamyku nieopodal głównego wejścia (a naszego wyjścia) do ogrodu. Po wstępnych oględzinach okazało się, że miał pięknie wyrzeźbione gładkie łydki i tors jak marzenie. Haha.
Po zatoczeniu koła wydostałyśmy się z botanika, gdyż w trakcie rozmowy o Neverlandzie (i naszej pieszej wycieczce w to miejsce ;)) padł pomysł, aby udać się do Lunaparku.
Pod lunaparkiem wspaniała dziewiątka padła ofiarą niebezpiecznego handlarza watą cukrową, który sprzedawał ją w kilku smakach i kolorach (czego moje cudne oczy jeszcze nigdy nie widziały) Zastanawiające jest to, że wata pomarańczowa był kwaśna, natomiast brzoskwiniowa w kolorze różowym? WTF? Mniejsza o to. Beata ps. op. „bettina”, Lidka oraz Maharet wyłamały się z kręgu ‘watożerców’, które, aby było śmieszniej nieświadomie wcinały cukier na patyku przy „200 Watts” .
W lunaparku znowu ciężko było zdecydować się na to, na którą sokowirówkę, (czyt. karuzelę) miałybyśmy się wybrać tak, żeby każdemu pasowało, nikt nie stchórzył etc.
Na szczęście MJ rozwiązał problem za nas. Z głośnika przy jednej z sokowirówek poleciało „I want you back”, w dodatku kilkoro ludzi na naszych oczach przeżyło przejażdżkę…
Pozostało tylko poprosić o to, żeby panowie pracownicy obsługujący sokowirówkę zapodali jeszcze parę kawałków Michaela, no i kupić bilety. Nie pamiętam, która Mjówka załatwiła sprawę, ale z głośnika w końcu puszczono Thrillera … (Thrillera! A my miałyśmy wsiąść na tego kręcącego się w górę, w dół i na skosy kolorowego diabła!). Taka trochę przerażająca aluzja. Na sokowirówce było po prostu obłędnie strasznie! Nie mogłam usiedzieć i rzucało mną po siedzeniu, w dodatku ze strachu ściskałam zbyt mocno barierki, bo bałam się, że wylecę. A już szczytem przypadku było to, że w najbardziej mrożącym krew w żyłach momencie zaczął śmiać się z nas Vincent Price…. No i Thriller się skończył, przeskoczyło na Beat It.
Nie będę tu opisywać przeżyć po zejściu z kolorowego diabła, w każdym razie śniadanie pozostało na miejscu. Lunapark chyba podłapał, bo ciągle gdzieś dało się słyszeć MJa ;)
Następnie odwiedziłyśmy gabinet luster, poszarpałyśmy się na samochodzikach (niezły ubaw), nie wiem czy ktoś da mi teraz prawo jazdy :D
No i punkt kulminacyjny - czyli sokowirówka numer dwa, bardziej wygodna, choć zdecydowanie szybsza i straszliwsza (odchylenie głowy powodowało kłopoty ze wstawieniem jej na miejsce) . Beata i jedna z Iz zrezygnowały z dodatkowych wrażeń i zadowoliły się obserwacją i cykaniem fotek, które – czemu się nie dziwie – rozmazały się.
Oczywiście na drugiej sokowirówce puszczono nam Beat it, a po zejściu, kiedy czułyśmy się jak przemielone przez maszynkę Black or White. Krótki odpoczynek na pobliskiej ławeczce i zmawianie się na Mrowisko 2009 zakończyło się pękniętym sercem Basi i Dominiki, o których będziemy pamiętać 29 sierpnia (choć i tak Basia oczekiwana jest jako spóźniony wędrowiec – autostop i wracasz z tej Bułgarii ;P).
Powrót i poszukiwanie dowózki w okolice centrum było dla większości procesem dość męczącym, gdyż lunapark wyssał niemal wszystkie soki życiowe. W autobusie, (którego numeru nie sposób zapamiętać) wywiązała się rozmowa odnośnie MJa na dużym ekranie. Powtórka z 30 lipca jest raczej mało prawdopodobna, lecz gdyby uzbierało się dostateczna ilość osób moglibyśmy wynająć salę w Cytrynie i naznosić takie DVD jakie tylko chcemy…
Ostatecznie wylądowałyśmy na Piotrkowskiej, z której rachu ciachu i po strachu doszłyśmy do Galerii, aby zaatakować Empik. Na środku, na stoliku leżała sobie spokojnie książka- album Michaela, bardzo dobrze się prezentujące wydanie z pięknymi fotografiami.
Nie trzeba chyba pisać, że wyglądałyśmy dość dziwnie na środku sklepu, zgrupowane wokół tego stolika, jak sabat czarownic, podziwiając zdjęcia ;D
Rozstałyśmy się koło 17. z kawałkiem. Kilka MJówek pod dowództwem Basi udało się w kierunku Fabrycznego, niestety nie jest mi wiadome co się z nimi później stało…
W każdym bądź razie Dominika, Iza z druga Izą oraz Lena wybrały się na pięterko do Media Marktu, gdzie jedna z Iz zakupiła najlepszą moim skromnym zdaniem płytę, a pan ochroniarz był bardzo niemiły i nakrzyczał na niewinną Dominikę, która tylko niewinnie weszła sobie do sklepu z Pepsi i niewinnie piła ją dzielnie do końca.
Nie wiem, co stało się dalej z jedna Izą i drugą Izą oraz z Dominką, kiedy zniknęły w mrocznych czeluściach podziemnego przejścia… Musiałam iść na busa, czyż nie? A to było kompletnie w druga stronę….
Rozmówki nasze nie zostały tutaj opublikowane. Niech żałują ci, co nie byli i się do nas przyłączają następnym razem, to będziemy wyglądać jak jeszcze większa kolonia ;))
________________________________________________
Pisałam w Wordzie, przepraszam za literówki, błędy stylistyczne i rzeczowe, poprawcie mnie jak chcecie.
To tak luźno było
_________________________________________________
Zapomniałam tylko w tym sprawozdaniu umieścić cudnej Michaelowej kurtki, którą zakupiła Lidka
________________________________________________
Jeszcze druga Iza i Beata idą
no i Lidka z Madzią też troszkę idą ;D
Próbowałam pisać jako osoba trzecia, ale nie dało się czasem

To tak tylko z mojego punktu widzenia:
Lejdis end Dżentelmens:
Około południa przed wejściem głównym do Galerii łódzkiej (niebezpiecznej jaskini pożeracza portfeli bogu ducha winnych mieszkańców) pojawiła się ogromna ilość fanów Michaela Jacksona (czyt. sztuk 9). Po wstępnych oględzinach, powitaniach, fali imion, nicków, (których początkowo i tak nikt nie był w wstanie ogarnąć) przyszedł czas na ogarnięcie (się) i towarzystwa.
Na dobry początek: uzbrojenie w bilety na tramwaj, (którego numeru oczywiście zapamiętać nie sposób) trzech elokwentnych MJówek, które zdecydować się nie mogły, jaki bilet zakupić (o kolejności podejścia do kasy już nawet nie wspominając.)
Kiedy wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że każda posiada przepustkę do dżungli (jaką bezsprzecznie jest MPK), idąc niezwykle malowniczym podziemnym przejściem okazało się, że dziewięcioro to już tłok i wyglądają jak wycieczka szkolna tudzież kolonia, której przewodnikiem została mianowana Basia, pseudonim operacyjny „po-cichu”, która (jak się okazało, ma doświadczenie w tej dziedzinie).
Tramwaj nadjechał nie wiadomo skąd, nie wiadomo jak, nie wiadomo kiedy.
W niezwykle wygodnym, szarpiącym nerwy i ciała tramwaju wywiązała się rozmówka, z której wyniknęły bardzo istotne dla ludzkości fakty, które ominiemy dla dobra nas wszystkich. (ale nie pominiemy tego, że w moim odczuciu Iza ps. op. „Moonwalker24” ma najpiękniejsze loki na świecie, a ja też tak chcę, ale prawdopodobnie to w sposób naturalny niemożliwe)
Po opuszczeniu tego, jakże komfortowego środku lokomocji Lena ps. op. „Maharet” postanowiła przejąć stery i za wszelką cenę doprowadzić grupę do pierwszego celu wyprawy, którym był łódzki ogród botaniczny, (w którym nie rosną powojniki i ciężko znaleźć zbiornik wodny typu jeziorko, rzeczka, strumyk, wodospad, za to bardzo łatwo o drzewa, trawę, skałki, kałuże i zieloną breję imitującą sadzawkę prawdopodobnie).
Tak czy inaczej Maharet udało się doprowadzić grupę do rzeczonego celu, choć ta chwilowo zwątpiła w jej zdolności terenoznawcze, stwierdzając, że „chyba zaszliśmy botanik, od tylca”.
Na szczęście przypadkowy pan na rowerze, brutalnie zatrzymany przez Izę ps. op. „Ioreta” i zapytany o to, jak dojść do ogrodu botanicznego stwierdził, że już jesteśmy na miejscu (wejście zakamuflowane było parę metrów za naszymi plecami).
Okazało się, że za jedyne 2 zł można dostać się do zielonego zakątka Łodzi, gdzie w sumie niewiele do oglądania ta porą roku było, ale zawsze coś. Dominował kolor zielony oraz urocze pary w kwiecie wieku, trzymające się za kolana.
Po męczącej przeprawie (ech te śliskie, szalenie wysokie i niebezpieczne skalniaki), naszym jedynym celem stało się odnalezienie odpowiedniego miejsca do pogaduchów.
Nie wiem kto dostrzegł wspaniały rezerwat stolików i ławek.
Okazało się, że jedna ławka dla naszej wycieczki krajoznawczej to zdecydowanie za mało (zresztą stolik był miejscówką i tak o wiele wygodniejszą, więc 3 MJówki usadowiły się na nim niezwłocznie)
Z dalszego przebiegu sytuacji pamiętam tylko, że rozpoczęło się śledztwo i serie pytań i jakże wyczerpujących odpowiedzi (wybaczcie, ale nie będę zdradzać szczegółów tych tajnych rozmów, kto był – ten wie). Oczywiście nie można było sobie odmówić „drobnej” sesji zdjęciowej, kiedy Niebezpieczna Dominika wyciągnęła z torebki tajną broń – okulary a’la Michael, które dziwnym trafem przykleiły się do nosa oczarowanej Maharet. W pewnym momencie musiało oczywiście paść hasło „puścić muzykę”, choć początkowo nikt nie kwapił się zdecydować, który utwór miałby rozbrzmieć we wspaniałym łódzkim ogródku.
Dominika mimo gróźb, że „w końcu puści Billie Jean” zdecydowała się na „Come Together”, oficjalnie dlatego, że Lidka ps. op. JustBeatIt lubi Beatlesów. MJówki podłapały i zrodził się remix, który, słuchany w nadmiarze mógłby doprowadzić niejednego człowieka do psychiatryka. (kilka odtwarzaczy odtwarzających ;> tę sama piosenkę na trzy-czte-ry to już tłok, rodzący schizofrenie). Dalej już z repertuarem muzycznym nie było żadnych problemów – leciało, co wlazło ;D . I bardzo dobrze.
Kolejną, bardziej istotną atrakcją botanika był wisielec, ukryty w drzewie, który wcale nie był wisielcem, lecz w moim osobistym odczuciu Piotrusiem Panem, gdyż jak któraś z pań zauważyła miał bardzo charakterystyczne dla niego spodenki … no i potrafił latać. Jego bliźniak siedział na kamyku nieopodal głównego wejścia (a naszego wyjścia) do ogrodu. Po wstępnych oględzinach okazało się, że miał pięknie wyrzeźbione gładkie łydki i tors jak marzenie. Haha.
Po zatoczeniu koła wydostałyśmy się z botanika, gdyż w trakcie rozmowy o Neverlandzie (i naszej pieszej wycieczce w to miejsce ;)) padł pomysł, aby udać się do Lunaparku.
Pod lunaparkiem wspaniała dziewiątka padła ofiarą niebezpiecznego handlarza watą cukrową, który sprzedawał ją w kilku smakach i kolorach (czego moje cudne oczy jeszcze nigdy nie widziały) Zastanawiające jest to, że wata pomarańczowa był kwaśna, natomiast brzoskwiniowa w kolorze różowym? WTF? Mniejsza o to. Beata ps. op. „bettina”, Lidka oraz Maharet wyłamały się z kręgu ‘watożerców’, które, aby było śmieszniej nieświadomie wcinały cukier na patyku przy „200 Watts” .
W lunaparku znowu ciężko było zdecydować się na to, na którą sokowirówkę, (czyt. karuzelę) miałybyśmy się wybrać tak, żeby każdemu pasowało, nikt nie stchórzył etc.
Na szczęście MJ rozwiązał problem za nas. Z głośnika przy jednej z sokowirówek poleciało „I want you back”, w dodatku kilkoro ludzi na naszych oczach przeżyło przejażdżkę…
Pozostało tylko poprosić o to, żeby panowie pracownicy obsługujący sokowirówkę zapodali jeszcze parę kawałków Michaela, no i kupić bilety. Nie pamiętam, która Mjówka załatwiła sprawę, ale z głośnika w końcu puszczono Thrillera … (Thrillera! A my miałyśmy wsiąść na tego kręcącego się w górę, w dół i na skosy kolorowego diabła!). Taka trochę przerażająca aluzja. Na sokowirówce było po prostu obłędnie strasznie! Nie mogłam usiedzieć i rzucało mną po siedzeniu, w dodatku ze strachu ściskałam zbyt mocno barierki, bo bałam się, że wylecę. A już szczytem przypadku było to, że w najbardziej mrożącym krew w żyłach momencie zaczął śmiać się z nas Vincent Price…. No i Thriller się skończył, przeskoczyło na Beat It.
Nie będę tu opisywać przeżyć po zejściu z kolorowego diabła, w każdym razie śniadanie pozostało na miejscu. Lunapark chyba podłapał, bo ciągle gdzieś dało się słyszeć MJa ;)
Następnie odwiedziłyśmy gabinet luster, poszarpałyśmy się na samochodzikach (niezły ubaw), nie wiem czy ktoś da mi teraz prawo jazdy :D
No i punkt kulminacyjny - czyli sokowirówka numer dwa, bardziej wygodna, choć zdecydowanie szybsza i straszliwsza (odchylenie głowy powodowało kłopoty ze wstawieniem jej na miejsce) . Beata i jedna z Iz zrezygnowały z dodatkowych wrażeń i zadowoliły się obserwacją i cykaniem fotek, które – czemu się nie dziwie – rozmazały się.
Oczywiście na drugiej sokowirówce puszczono nam Beat it, a po zejściu, kiedy czułyśmy się jak przemielone przez maszynkę Black or White. Krótki odpoczynek na pobliskiej ławeczce i zmawianie się na Mrowisko 2009 zakończyło się pękniętym sercem Basi i Dominiki, o których będziemy pamiętać 29 sierpnia (choć i tak Basia oczekiwana jest jako spóźniony wędrowiec – autostop i wracasz z tej Bułgarii ;P).
Powrót i poszukiwanie dowózki w okolice centrum było dla większości procesem dość męczącym, gdyż lunapark wyssał niemal wszystkie soki życiowe. W autobusie, (którego numeru nie sposób zapamiętać) wywiązała się rozmowa odnośnie MJa na dużym ekranie. Powtórka z 30 lipca jest raczej mało prawdopodobna, lecz gdyby uzbierało się dostateczna ilość osób moglibyśmy wynająć salę w Cytrynie i naznosić takie DVD jakie tylko chcemy…
Ostatecznie wylądowałyśmy na Piotrkowskiej, z której rachu ciachu i po strachu doszłyśmy do Galerii, aby zaatakować Empik. Na środku, na stoliku leżała sobie spokojnie książka- album Michaela, bardzo dobrze się prezentujące wydanie z pięknymi fotografiami.
Nie trzeba chyba pisać, że wyglądałyśmy dość dziwnie na środku sklepu, zgrupowane wokół tego stolika, jak sabat czarownic, podziwiając zdjęcia ;D
Rozstałyśmy się koło 17. z kawałkiem. Kilka MJówek pod dowództwem Basi udało się w kierunku Fabrycznego, niestety nie jest mi wiadome co się z nimi później stało…
W każdym bądź razie Dominika, Iza z druga Izą oraz Lena wybrały się na pięterko do Media Marktu, gdzie jedna z Iz zakupiła najlepszą moim skromnym zdaniem płytę, a pan ochroniarz był bardzo niemiły i nakrzyczał na niewinną Dominikę, która tylko niewinnie weszła sobie do sklepu z Pepsi i niewinnie piła ją dzielnie do końca.
Nie wiem, co stało się dalej z jedna Izą i drugą Izą oraz z Dominką, kiedy zniknęły w mrocznych czeluściach podziemnego przejścia… Musiałam iść na busa, czyż nie? A to było kompletnie w druga stronę….
Rozmówki nasze nie zostały tutaj opublikowane. Niech żałują ci, co nie byli i się do nas przyłączają następnym razem, to będziemy wyglądać jak jeszcze większa kolonia ;))
________________________________________________
Pisałam w Wordzie, przepraszam za literówki, błędy stylistyczne i rzeczowe, poprawcie mnie jak chcecie.
To tak luźno było

_________________________________________________
Zapomniałam tylko w tym sprawozdaniu umieścić cudnej Michaelowej kurtki, którą zakupiła Lidka

________________________________________________
- to super - ja wpłaciłam dziś!!!Moonwalker24 pisze:Jestem zapisana jutro lece wpłacić kaske :D

- ja mogę przygarnąć, ja! Zresztą po przygarniamy się wzajemnieMoonwalker24 pisze: A dziewczynki które idą na zlot - przygarniecie mała Ize??

Jeszcze druga Iza i Beata idą

no i Lidka z Madzią też troszkę idą ;D
- Dangerous_Dominika
- Posty: 530
- Rejestracja: pn, 10 mar 2008, 19:42
- Lokalizacja: Łodź ;D
na "niewinna" chyba na niebezpieczna..hmm..mogłam oblac Go Pepsi!Maharet pisze:a pan ochroniarz był bardzo niemiły i nakrzyczał na niewinną Dominikę, która tylko niewinnie weszła sobie do sklepu z Pepsi i niewinnie piła ją dzielnie do końca.
a słomke..! i ta tym skoncze!;D
"Jestem
Powątpiewaniem w sens
Formą ponad treść
Bywam protestem, planem B
I wlepką w metrze" - HEY
Powątpiewaniem w sens
Formą ponad treść
Bywam protestem, planem B
I wlepką w metrze" - HEY
justBeatIt, ja swój album zostawiłam u rodziców i zastanawiam się, czy nie kupić drugiego, żeby Czapliński mi podpisał. Na Allegro "nasi" z forum organizują tę cegiełkę na płytę pamiątkową. Link gdzieś tu się kręci.
Ja chcę iść do Byczego Oka, a na zlot to już na pewno.
Moonwalker24, oczywiście, że przygarniemy ;)
------------
Maharet, świetne sprawozdanie! Czapki z głów (kapelusze raczej)
Ja jeszcze pamiętam, że gdy nasza grupka zbliżała się do samochodzików to pan obsługujący krzyknął: "tu nie ma Majkela!".
Był jeszcze wątek Madonny i jej koncertu następnego dnia na Bemowie. Dangerous_Dominika dobitnie zauważyła, że "i tak jest to drugi co do wielkości koncert w Polsce". Ciekawe, po jakim?
Hmm... to kiedy następne spotkanie?
Ja chcę iść do Byczego Oka, a na zlot to już na pewno.
Moonwalker24, oczywiście, że przygarniemy ;)
------------
Maharet, świetne sprawozdanie! Czapki z głów (kapelusze raczej)

Ja jeszcze pamiętam, że gdy nasza grupka zbliżała się do samochodzików to pan obsługujący krzyknął: "tu nie ma Majkela!".
Był jeszcze wątek Madonny i jej koncertu następnego dnia na Bemowie. Dangerous_Dominika dobitnie zauważyła, że "i tak jest to drugi co do wielkości koncert w Polsce". Ciekawe, po jakim?
Hmm... to kiedy następne spotkanie?
- Dangerous_Dominika
- Posty: 530
- Rejestracja: pn, 10 mar 2008, 19:42
- Lokalizacja: Łodź ;D
- Moonwalker24
- Posty: 71
- Rejestracja: śr, 22 lip 2009, 22:53