W zastępstwie Tiger Lilly, która straciła internetowy kontakt ze światem...
kaem pisze:No to wracamy do snobowania się na Motown.

The best of Najsłabsze Ogniwo
O tym czemu
Forever, Michael wyjątkowym albumem jest i basta!
Mandey pisze:Piękna płyta z pięknymi melodiami i cudnym wokalem Michaela. Bardzo mi pomogła w trudnym okresie po jego śmierci. Na przemian z Got To Be There gościły w moich odtwarzaczach.
Chciałem słuchać radosnego Michaela tylko...
Mariurzka pisze:Czym dłużej słucham tej płyty tym bardziej dochodzę do wniosku, że wszystkie utwory mi się podobają.
kaem pisze:Ta płyta cała jest szczególna, bo Michael na niej nie krzyczy. Nie śpiewa "ile powietrza w płucach". Tak śpiewał wcześniej. Ta płyta przez to może wydać się stonowana, ale właśnie to jest jej atutem. Michael uczył się inaczej budować klimat, ze zmienionym po mutacji głosem. Później wypośrodkował.
Mariurzka pisze:Klimat, moi drodzy, klimat. Muzyka to magia. To uczucie, emocje, budowanie napięcia, malowanie głosem. Takie nim operowanie, żebyśmy zamknąwszy oczy mogli się przenieść w inny świat. Jeśli piosenka nie ma duszy, to nawet najpiękniejsza melodia jej nie uratuje. Tak, ta płyta jest w pewnym sensie jednostajna, ale tu zgodzę się z tym, co napisał kaem - w tym jest jej piękno. I dlatego będę bronić ballad, a już szczególnie tych, w których piękny tekst spotyka się z pięknym dźwiękiem.
Anet18 pisze:Już nie wiem co typować bo utwory z tej płyty bardzo lubię.
Tiger Lilly pisze:Michael eksperymentował ze swoim "nowym" głosem, po raz pierwszy pojawiają się maniery wokalne, które później stały się jego znakiem firmowym i sprawiły, że nie dało się go pomylić z nikim innym na świecie (nawet z Jasonem Malachi

). Tutaj występują w stanie nieopierzonym i pierwotnym, radosne i pełne entuzjazmu, ale jeszcze niepewne. Piękne. Tutaj także, pojawiają się eksperymenty wokalne do których nigdy nie wrócił. Pomysły Michaela Jacksona na Michaela Jacksona, które później ustąpiły czemuś innemu, bardziej charakterystycznemu. Czemuś, co osiągnęło apogeum w refrenach "Tabloid Junkie". Czuć, że chłopak dostał po raz pierwszy wolną rękę.
Maverick pisze:'Forever, Michael' to album wyjątkowy. Bardziej niż Thriller, Dangerous, czy nawet Invincible. Jest jedynym - przy wyjątkowości definiowanej przez niepowtarzalność - wyjątkowym dziełem Michaela Jacksona. Łatwe dźwięki zwyczajnych ballad uwodzą, ale nieporozumieniem jest pozwolenie sobie na to, aby ulec tego typu pokusie przy ocenie tego albumu. Bardziej skomplikowany w odbiorze, i mniej na pierwszy rzut ucha bujający utwór, zazwyczaj okazuje się najbardziej wartościowym.
O
Cinderella Stay A While i lukrowanej płukance żołądka o skrzydłach motyla
Tiger Lilly pisze:Budzi we mnie emocje podobne do lukrowej płukanki żołądka o skrzydłach motyla. Michael w wydaniu, którego nigdy nie pokocham, ale które zaczynam z czasem doceniać. Bo "Cinderella Stay A While" jest, mimo wszystko, ciekawym utworem - pod względem kompozycyjnym i wokalnym. Tak, jak przeklęte Butterflies.
kaem pisze:Ja lubię Kopciuszka, nawet jak burzy próbę bycia dojrzałym artystą. To pierwszy utwór, który zapamiętałem i polubiłem z tej płyty.
Tiger Lilly pisze:Ta piosenka, równie dobrze, mogłaby się znaleźć na "ABC" albo nawet "Diana Ross presents...". W tym utworze obecny jest Tito, obecny jest Jermaine. Ta słodka, irytująca piosenka to znaczny regres i odkąd pierwszy raz ją usłyszałam, zastanawiam się, co u licha robi na "Forever, Michael".
Lauren pisze:To jedna z moich ulubionych piosenek z tej płyty.
O
You Are There i trzymaniu w przeciągły- boczny sposób
Tiger Lilly pisze:Niestety...plum, plum, plum, plum to troszkę mało(i nie chodzi mi o to, że gdyby dodać jeszcze ze dwa plum, to by było w sam raz). I głosik słaby jakiś momentami. Tego kawałka dość przyjemnie się słucha, ale szybko zaczął mnie nudzić.
kaem pisze:You Are There, podobnie jak
One Day In Your Life, to esencja czasów trzymania mikrofonu w taki przeciągły- boczny sposób. Coś, co kiedyś
MFP sparodiował, robiąc cover Oasis. Choć w sumie
One Day.. jest lepsze w tej kategorii. Lata 70-te pełną gębą.
O
Dapper- Dan jako sposobie na chandrę
kaem pisze:Ma taki country'owy sznyt. I ma flow, znaczy buja. Do niej aż prosi się potańczyć.
ssilence pisze:Dla mnie to piosenka z największym ładunkiem energetycznym na płycie, znakomicie poprawia mi nastrój.
O
I'll Come Home To You i ciemnej stronie mocy
Tiger Lilly pisze:Jakoś mi pieśnią biesiadną zalatuje. Ma podobny, że tak powiem, groove
Mandey pisze:I'll Come Home To You pomogło mi w trudnych chwilach po 25 czerwca. Wsłuchajcie się w refren. Jedne z najpiękniejszych słów, które wydobyły się z jego gardła...I tylko mi nie piszcie że nie chwyta za serducho!
anialim pisze:O tak... sam początek If I had my way girl, I'd never leave for a minute... So while I'm away I want you to remember, how much I love you I love you, I love you jest jak balsam.
Mariurzka pisze:O proszę, jaka się znów koalicja zrobiła. Dyscyplinę wyborczą wprowadziliście, czy jak?
Mandey pisze:Czy tu ciemna strona mocy nie działa czasem?
kaem pisze:Mandey, głosujesz na mojego faworyta. Głosuję więc na Twojego. To wojna! Musimy umówić się na bitwę. Zlot na super soakery.
Mandey pisze:Pfff! Ty głosowałeś od samego początku więc prócz pistoletów, przyłożę Ci jeszcze balonami pełnymi wody!
Talitha pisze:Właśnie! Żadnego głosownia na piosenkę, która jest faworytem
Kaema 
Talitha pisze:To jakiś spisek...
Mandey pisze:Ha! Kaem ściągnął posiłki!
Pank pisze:Przy posiłku tak, ktoś tosta?
thewiz pisze:Zostalam zastraszona i mimo stresu przed jutrzejszym egzaminem musialam zaglosowac.
Mandey pisze:Widzicie? Już zastraszają userów. Ciemna strona mocy nie śpi. Chcieli naszego faworyta sprać na samym początku! To dlatego się chowam w wielkich goglach za murem. Strach się bać. Ja wiem kogo to sprawka ale palcem pokazywać nie będę.
Willy pisze:I'll Come Home To You jest bardziej niż ok. Ładna melodia, sentymentalny charakter utworu mogą się podobać. Ta piosenka to taki trochę gorszy I'll be there. Razem z We're Almost There, One Day In Your Life i We've Got Forever stanowi mój top 4 tej płyty.
Mandey pisze:Willy, Canario, homesick Kurka już nawet ich zwerbował Darth Kaem!
Tiger Lilly pisze:Utwór ten jest jak marzenie dziesięciolatki o pierwszym balu. W swoim śnie przyodziana w niezbyt elegancką, za to niesłychanie strojną suknię balową romantycznie przestępuje z nogi na nogę bujając się w takt ballady, którą radośnie ale z nieszczególną dawką emocji i zaangażowania wykonuje na scenie pewien młodzian. Chłopak lubi, to co robi, ale trochę jest zmęczony po całodziennym przygrywaniu do kotleta. Mikrofon trzyma w "taki przeciągły- boczny sposób"

i też się kiwa w lewo i w prawo. I jest pięknie. Bo piękny to był bal i ballada nastrojowa.
Rzecz w tym, że przygodę z suknią balową mam już za sobą i średnia jest to przyjemność. Poruszać się w tym ciężko i oddech niełatwo złapać. Zaczęłam marzyć o wynalezieniu czegoś tak paradoksalnego jak zwiewny dresik. Stroju, w którym można się przemieszczać kilka metrów nad ziemią, poczuć miłość, ekstazę, zapach ogrzanego słońcem ciała, niepohamowaną nadzieję i nieskrępowane niczym szczęście. A gdy mowa o nieskrępowaniu...nie krępujmy się i wywalmy dresik, tym bardziej, że zwiewnej wersji w życiu nie widziałam. Pływam po niebie nago. Nagość jest wolnością. I są chwile, gdy nie ma w sobie nic z buntu przeciw obyczajowości narzuconej nam przez społeczeństwo. Nie ma w niej nic gorszącego, ani nawet erotycznego. Bo reguły społeczne nie istnieją. NIE ISTNIEJĄ. A my jesteśmy już prawie na miejscu. Nie ma już odwrotu i nic się nie liczy.
We're Almost There.
O
We're Almost There i Solange w stanie przedawkowania
Mandey pisze:Jakaś taka sucha perkusja i mało basu. Wokale w chórkach też nie bardzo.
Talitha pisze:Ten utwór ma moc - jak załączam płytę to od razu na wstępie dostaje pikawy!
homesick pisze:We're almost there to najciekawszy kawalek na plycie.
Solange pisze:Po dwóch godzinach słuchania dochodzę do wniosku, że cukierkowe dzwoneczki, fleciki i inne niezidentyfikowane zabiegi aranżacyjne pojawiające się po każdym refrenie zmuszają mnie do odrzucenia We're Almost There, co niniejszym czynię ze smutkiem.
Canario pisze:We're Almost There- to chyba faktycznie najciekawsza kompozycja na płycie. Przetrwała próbe czasu i jeszcze bardzo dla mnie ważny aspekt. Są piosenki które świetnie się slucha przez pierwsze 10,100,300 razy ale pózniej mamy już ich dość i nie wracamy do nich. To nie dotyczy tej piosenki.
kaem pisze:Jest coś takiego w tym utworze, że to coś w człowieku rośnie, wraz z rozwijaniem się utworu. Myślę, że niełatwo skomponować porywającą kompozycję utrzymaną w średnim tempie. Remix na youtube pokazuje puls tej piosenki, odsłaniając jej walor taneczny, ale jak słucha się wersji z płyty, to przede wszystkim cieszy ona serce. Nie mając aspiracji zestawiania się z pieśniarzami europejskimi w manierze śpiewania, ani nie mając charakteru muzyki funk, Michael w tym utworze zachował charakter brzmienia Motown, który reprezentował, a równocześnie stawał się dojrzałym wokalistą. To już nie jest utwór małych Jackson 5.
Dangerous_Dominika pisze:We're Almost There - ostatnio na nowo pokochałam ten utwór.
asiek pisze:We're Almost There nabrało dla mnie nowego wymiaru, jeśli chodzi o słowa i nie mogę go skreślić.
Pank pisze:We're Almost There faworytem moim tej płyty jest i basta. Ma wszystko: i umiejętne budowanie nastroju, i jego zmienność, momentami porywczość, i dość nietypową konstrukcję, i udany tekst, i znakomity wokal Michaela... o świetnie poprowadzonych chórkach nie pisząc. Mordka się cieszy, noo. Doceniam, nawet nie darząc wielką sympatią Motown.
homesick pisze:Przy We're almost there cos we mnie rosnie, ma niebanalna konstrukcje, duzo zakretow, ukrytych smaczkow, sluchając mozna sie nasycic.
...i o
We're Almost There z Santa Barbara
kaem pisze:Przy okazji We're Almost There, przypomina mi się
opowieść Marty, w trakcie procesu, jak kilka razy spotykała MJ. Jak Michael wtedy właśnie przywołał ten utwór:
(...)Dojechaliśmy z Anetą i z ok. dwudziestoma- trzydziestoma fanami przed bramę Neverland. Codziennie ustawialiśmy się w jednym rzędzie, a Michael przejeżdżał wolno z odsuniętą szybą. Podawał nam ręce ( jego mama i pozostała część rodziny też), czasami zatrzymywał auto lub jechał tak wolno, że można było z nim zamienić kilka słów. Siedział wciśnięty w sam koniec samochodu, na wypadek gdyby ktoś go zaczął szarpać, ale nie był nerwowy z tego powodu. Głos miał spokojny, wyluzowany. Razem z mamą wszystkim ściskali ręce. W pierwszym dniu położyłam mu na kolana zdjęcie formatu A4 z naszej demonstracji ze stycznia 20004r. Z tyłu napisałam, że w Polsce też fani bronią jego imienia; że zorganizowaliśmy obecność najważniejszych polskich stacji TV, że pokazywali to we wszystkich serwisach, że go kochamy. Od Anety wziął innym razem ręcznie malowaną flagę z jego wizerunkami- bardzo mu się podobała. Za każdym razem mówiłyśmy mu, że jesteśmy z Polski, że Polska go kocha, że Polska go pozdrawia. Był bardzo kochany. Patrzył nam prosto w oczy, mówił o fladze (kiedy Aneta się pytała czy mu się podoba): That's beautiful. Pokazywał ją mamie.
Ktoś z fanów krzyczał: We're almost there, Michael zapytał : Do you know this song?, a ja mu odpowiedziałam : We remember them all.
Zatrzymywał też auto za bramą. Otwierali mu bagażnik, a on sobie nas filmował z auta. Zresztą, któregoś wieczora w lutym przysłał do nas przed bramę jakąś kobietę z kamerą, która powiedziała nam, że jeśli chcemy, to możemy coś Michaelowi powiedzieć (oczywiście przekazałam pozdrowienia z Polski !). Zebrała też dla niego prezenty. (...)
O tym czemu
Just A Little Bit Of You nie jest ulubioną piosenką dr. Conrada Murraya
Talitha pisze:Just A Little Bit Of You, bo żaby są... a później jest festyn ze zlotem czarownic (jak ktoś nie zauważył to one nawet tańczą i śpiewają). Za wysoko "ktoś" piosenkę wywindował - pewnie to ta moc nieczysta.
kaem pisze:Just A Little Bit Of You
Just a little bit of you every day
Will surely keep the doctors away
Just a little bit of you every day
Will surely keep the doctors away
Żywe instrumenty, funky groove, nóżka chodzi. I tekst jakże na czasie. Ewidentny przebój. Jeżeli Michael nie stracił poczucia humoru, to pewnie teraz śpiewa sobie często ten właśnie utwór.
O
Take Me Back i cierpieniach młodego Michaela
Aisha pisze:Najbardziej nie podoba mi się tutaj wokal Michaela, mam wrażenie że on się z tu strasznie męczy. Słuchając nie mogę doczekać się kiedy wreszcie skończy.
Mariurzka pisze:Wśród tych, które zostały, są dwie piosenki, które od początku, od pierwszego mojego zetknięcia się z tą płytą, lubiłam najmniej. I mimo ciekawych aranży (ach, te fajne sekcje smyczkowe!) mam po prostu wrażenie, że Michael momentami się w nich męczy, tak jakby tonacja utworów była dla niego ciut za wysoka.
O
Dear Michael i Michaela owocach
Talitha pisze:tancerz pisze:Dear Michael Papapa cukierkowy Michaelu
W takim razie to pożegnanie prawdziwego Michaela. Był wówczas taki "słodziasty", nosił morelkowe dzwony oraz bluzy z myszką Mikey i truskaweczkami.
O
We've Got Forever i czego szuka Smooth_b, a znaleźć nie może
Smooth_b pisze:Kiedy słuchałam po raz pierwszy, zmyliło mnie początkowe 20 sekund. Otóż były ładne. Zastanawia mnie gdzie się podzialo pozostałe 170. Nie tak miało być w tym utworze:p Ale plus za refren.
kaem pisze: I'll Come Home To You na tle pozostałych piosenek brzmi przeciętnie i banalnie. Żadnych ciekawych przejść, zmiany tempa, jakiejś burzy w tej dość prostej linii melodycznej.
Zupełnie inaczej ma się sprawa z piosenkami na "w". Tam właśnie takie rzeczy się dzieją. Te piosenki są bogatsze i ciekawsze. I piękne. Kompletnie nie rozumiem, skąd biorą się na nie głosy.
O
One Day In Your Life i tajemnicy Canario
Canario pisze: One Day In Your Life - tej piosenki nie lubie ja ją chyba kocham. W tej balladzie niesamowite są te spowolnienia i przyspieszenia gdy Michael zwalnia i zaczyna One Day In Your Life Niesamowite. Ta piosenka ma jakąś magie.W prostocie tkwi jej siła.
Mam do niej szczególny sentyment jeszcze z innej przyczyny ale to nie na forum.
kaem pisze:One Day In Your Life doceniłem niedawno. Wcześniej była dla mnie kolejną wolną piosenką. Tymczasem to zjawiskowa ballada, zbudowana na długich głoskach, zaśpiewana przez Michaela w sposób niepodobny do tego co robił wcześniej i później. W
Gone Too Soon może próbował powtórzyć patent, ale to już nie jest to. Michael zbliżył się do francuskiej muzyki wokalnej lat 70-tych. Piękne.
Maverick pisze:Utwór powinien odpaść kilka rund temu. Jest najlepszą balladą na albumie ale nie balladami 'Forever, Michael' stoi. Składa sie głównie z hymnów naćpanej radością młodości i nadziei i to tego typu utwory zapadają w pamięć i serce najbardziej. "Just A Little Bit Of You" i "We're Almost There" to kwintesencja nie tylko z czasów Michaela w Motown, ale całej pierwszej dekady jego kariery - czy to solowej czy z zespołem.
Talitha pisze:One Day In Your Life była pierwszą piosenką, którą polubiłam, zanim jeszcze zdążyłam zapoznać się z całą płytą. Jest taka delikatna i melodyjna, wzrusza mnie najbardziej, moim zdaniem jest idealna. Forever Michael to przede wszystkim spokojne utwory i według mnie to właśnie ballada powinna wygrać w całym zestawieniu.
Mariurzka pisze:One Day In Your Life jest utworem, który (nie waham się użyć tego sformułowania) pokochałam od pierwszego przesłuchania. Może się wydawać, że to tylko jedna z wielu ballad, pozornie prosta i podobna do reszty. Tylko pozornie. Lubię ten "oszczędny" wokal Michaela w tym utworze, świetny aranż (też oszczędny, bez udziwnień i miliona pięciuset przeszkadzajek w tle - ale czasem mniej znaczy lepiej), zmiany metrum, narastanie aranżu w drugiej części utworu (świetne smyki!) i to, jak Michael pięknie maluje tu głosem wszystkie emocje. Wychodzi na to, że jestem niereformowalną zwolenniczką balowych sukien (jak to ujęła Tiger Lilly).
O jajach prowadzącej
Tiger Lilly pisze:Czy ktoś pomyśli, że sobie robię jaja, jak nie zagłosuję?
kaem pisze:Pani prowadząca bardzo chciała być z Wami, ale nie może. Oczywiście pozdrawia.
I innych częściach ciała
kaem pisze:Tak w ogóle głosujemy od tyłu. Znajoma powiedziałaby od du** strony, ale nie powie, bo nie z tej parafii.
O prawdziwej naturze moderatorów
Mandey pisze:Ale fajna emotka. Haaaaadziaaaaaaa!

Tiger Lilly pisze:Poproszę jeszcze Panka lub kogoś władnego by poprawić post Panka o poprawienie błędu w poście Panka

Pank pisze:Pank poprawił, czego nie napisał i czego Kaem nie uzupełnił.
O trudnej sztuce uzasadniania
dangerous_girl pisze:otóż co do "We're Almost There" to jest ona zbyt
szybka i przez to krótko trwa, ze szkodą dla siebie bo to naprawdę fajny song, dlatego "One day in your life" jest lepsze bo (jak napisała jedna koleżanka) jest
wolna i dzięki temu dłużej trwa, na jej korzyść hehe

O tym, jak nad ciemnymi mocami też panuje ciemna moc
Tiger Lilly pisze:Znamienna rzecz zaszła dziś po północy, otóż po tym gdy zrobiłam podsumowanie i chciałam wysłać posta, padła mi całkiem sieć. Nawet moja neostrada nie mogła pogodzić się z wygraną "One Day In Your Life".
Dodam, że jak już
prawie byłem przy końcu robienia tego podsumowania, nagle przeglądarka się zawiesiła i wszystko poszło się kochać. Forever, Michael!
I o happy endzie
Pank pisze:Cenię wiele piosenek Michaela Jacksona za to właśnie, że nawet po kilku latach ich znajomości przydarza się odkrycie ich nieznanych mi dotąd elementów, detali.