Michael Jackson - Forever Michael (1975)

Dyskusje na temat działalności muzycznej i filmowej Michaela Jacksona, bez wnikania w życie osobiste. Od najważniejszych albumów po muzyczne nagrody i ciekawostki fonograficzne.

Moderators: DaX, Sephiroth820, MJowitek, majkelzawszespoko, LittleDevil

Post Reply

Jak oceniasz tę płytę?

1
0
No votes
2
0
No votes
3
3
7%
4
10
23%
5
10
23%
6
21
48%
 
Total votes: 44

User avatar
Pank
Posts: 2160
Joined: Thu, 10 Mar 2005, 19:07

Michael Jackson - Forever Michael (1975)

Post by Pank »

Image

FOREVER, MICHAEL Premiera: 1975.01.16 r.

1. We're Almost There
2. Take Me Back
3. One Day In Your Life
4. Cinderella Stay A While
5. We've Got Forever
6. Just A Little Bit Of You
7. You Are There
8. Dapper-Dan
9. Dear Michael
10. I'll Come Home To You

Ostatnia płyta wydana za zgodą Michaela w Motown zawierająca jedynie premierowy materiał. Album uzyskał popularność nieco większą niż Music & Me, a promował go singiel Just a little bit of you. To także pierwsza solowa płyta, gdzie Michael śpiewa swoim "dorosłym" głosem.
Album został nagrany w 1974 roku, ale premiera została przesunięta na kolejny rok, z powodu sukcesu Dancing Machine- pracownicy Motown nie chcieli, by piosenki Michaela rywalizowały z nagraniami Jackson 5.
Singiel Just A Little Bit Of You odniósł spory sukces, odnotowując 23 miejsce na liście Billboardu i będąc 4 najpopularniejszym singlem soul na liście.
Singiel One Day In Your Life, wydany ponownie w 1981 roku, po sukcesie Off The Wall, został numerem 1 w Wielkiej Brytanii, stając się 6 najlepiej sprzedającym się singlem roku w tym kraju. Utwór ten też stał się numerem 1 w Danii i Irlandii, a #9 w Australii. Dobrze też radził sobie na listach w Afryce Pd.
Piosenka, podobnie jak kolejna z tej płyty, You Are There, została skomponowana przez Sama Browna III. W programie Remarkable MJ, autor wspomina współpracę z Michaelem opowiadając, jak nalegał, by piosenkarz zaśpiewał te utwory w określony sposób, a Michael nalegał na inny. Potem MJ zaproponował kompromis i zaśpiewał w taki sposób jaki zażyczył sobie autor, a później na swoją modłę mówiąc: Sam, sam się przekonasz, że ja mam racje.
Miał. Wersja Michaela była dużo lepsza.
uzupełnił kaem

Jak oceniacie tę płytę? Co o niej myślicie? Zapraszamy do dyskusji. :]
Last edited by Pank on Mon, 14 Sep 2009, 4:13, edited 1 time in total.
User avatar
Stanisław Leon Kazberuk
Posts: 349
Joined: Tue, 01 Aug 2006, 22:06
Location: z Poznania.

Post by Stanisław Leon Kazberuk »

Zawsze najbardziej lubiłem ten album z wszystkich płyt młodocianego Pana M., ale bodaj rok temu zdanie odwróciło się o 90 stopni. Dlaczego? To, co przed tem uznawałem za świetne piosenki wydają mi się jednak za bardzo przesłodzone, a niektóre linie melodyjne są nieco wymuszone. Również samopowielanie się w piosenkach Dapper-Dan i Just a little bit of you brzmi bardzo widocznie. Wg mnie to piosenki zagrane na jedno kopyto. A Dapper-Dan, który kiedyś tak lubiłem teraz jest moim najmniej lubianym utworem- przynajmniej z tej płyty. W dodatku nie wiem, jak mogła mnie nie drażnić tak kiepska forma głosowa Michaela?! Brzmi niestety jakby stracił swój charakterystczny głos, niekiedy wyciągane przez niego dźwięki brzmią niemal... komicznie! Mógł nieco odczekać, i nagrać później naprawdę szczery, nie "kamuflowany" ozdobnikami album.

No, na tym się na szczęście lista mych minusów kończy. Przejdźmy do plusów, którymi moim zdaniem z pewnością są "Take me back", "Dear Michael", "Cindirella Stay Awhile" i "You are there". I jeszcze "We've got forever". Pozostałe są najwyżej dobre.. A co do samego "Take me back"- to jeden z mych ulubionych utworów Michaela w ogóle.

Reasumując: tej płycie nie mógłbym chyba wystawić więcej niż 3, ewentualnie jeszcze pewną ręką 3,5. Bo do 4 to jednak nieco tuż, tuż-ów jest.
User avatar
Tiger Lilly
Posts: 153
Joined: Thu, 18 Oct 2007, 20:56
Location: Szczecin/Wrocław

Post by Tiger Lilly »

W czasie od 5 września do 24 września 2009 forumowicze w wątku Najsłabsze Ogniwo uporządkowali piosenki z albumu FOREVER, MICHAEL od najsłabszej do najlepszej.
Wyniki głosowania w Najsłabszym Ogniwie.

Forever, Michael

10. You Are There
9. Dear Michael
8. Dapper-Dan
7. Take Me Back
6. Cinderella Stay A While
5. We've Got Forever
4. I'll Come Home To You
3. Just A Little Bit Of You
2. We're Almost There
1. One Day In Your Life


Zapraszam do komentowania.
Talitha
Posts: 686
Joined: Sun, 06 Sep 2009, 0:13
Location: inąd

Post by Talitha »

To moja karteluszkowa rozpiska:

1. One Day In Your Life
2. We're Almost There (tu nie ma prawie różnicy z pierwszym, sentyment zadecydował)
3. We've Got Forever

Co do pozostałych, You Are There odpadło stanowczo za szybko - to piękna i spokojna piosenka.
Reszta może być... ;-)
User avatar
mariolka
Posts: 253
Joined: Sun, 19 Jul 2009, 18:39

Post by mariolka »

A mnie wynik 1 miejsca nie zdziwił. Jak widać dużo zależy od gustów, upodobań. Ogólnie jestem zadowolona. Dziękuję :)
User avatar
martina
Posts: 330
Joined: Sun, 26 Jul 2009, 15:12
Location: z innej bajki

Post by martina »

Straszne, jestem totalnie zdruzgotana. We're almost there jest wg mnie o niebo lepsze od One day in your life. Tak pod wzgledem melodii, tekstu jak i ekspresyjnosci. Szkoda...
Image
User avatar
DirtyDiana94
Posts: 270
Joined: Mon, 07 Jul 2008, 12:14
Location: stamtąd. ;D

Post by DirtyDiana94 »

Nie nie nie.
Moja pierwsza trójka prezentowała się tak:
1. I'll come home to you
2. Dear Michael
3. Dapper-Dan


: /
Image

Śpij nocą śnij, niech zły sen Cię nigdy więcej, nie obudzi, teraz śpij.
Canario
Posts: 688
Joined: Wed, 03 Oct 2007, 17:55
Location: Aszyrdym

Post by Canario »

Wygrana One Day In Your Life bardzo mnie cieszy i jednocześnie potwierdza klase i wyjątkowość tego utworu.
Od dawna wiadomo że wolimy na szybko, żadkością jest aby ballada wygrała w NO. Tym bardziej trzeba docenić ODIYL.
Obawiałem się do pewnego momentu w rundzie finałowej że .... jestem kobietą. Bo tylko kobiety broniły One Day... i ja samotnie z tym niebieskim ogonkiem przy nicku a reszta to rózowe kółka. Na szczęście Mandey i Tancerz uratowali honor niebieskich.

Argumenty typu że utwór zwycieski jest za wolny a We're Almost There jest lepszy dlatego że ma połamaną konstrukcje i jest szybszy zbija w mojej opini ta jedna wypowiedż:
Luna wrote:Wolę piękne, proste melodie, bez zbędnych udziwnień
Tak,własnie to Tygrysy lubią najbardziej ;-)
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Poza tym przy okazji tego NO pojawiło sie tu pare ciekawych nowych postaci ,wszystkie płci żenskiej.
Widać że powoli ziarno odsiewa się od plew.


...i jeszcze to :
dangerous_girl wrote:o rany.....nie zaglądałam już od dawna do tego tematu bo sądziłam że dalej bawicie się w koncertówki, a tu już dawno trwa zabawa z moim ulubionym albumem MJa z okresu Motown...tyle mnie ominęło
Sama sobie jesteś winna.
Ja rozumiem nie zaglądać do hyde parku (sam tam nie otwieram 95% tematów) ale żeby nie zaglądać do Dyskografii i NO ,tego nie rozumiem.
Ja tu moge nie pisać , nie udzielać sie ,ale czytam zawsze.
------------------------------------------------------------------------------------
1. One Day In Your Life
2. We're Almost There
3. Just A Little Bit Of You

Podium NO jest dokładnie takie same jak moje moje prywatne.


-
User avatar
kaem
Posts: 4415
Joined: Thu, 10 Mar 2005, 20:29
Location: z miasta świętego Mikołaja

Post by kaem »

Zaskoczyła mnie niska pozycja Cinderella Stay A While i We've Got Forever, a wysoka I'll Come Home To You. Dzięki temu głosowaniu polubiłem bardziej Dapper-Dan. Takie zacięcie rodem z nurtu country to niebanalny smaczek w dyskografii Michaela. Płyta też dzięki naszej wspólnej dyskusji dla mnie bardziej się zróżnicowała. To ważne, bo gdy utwory zlewają się w całość, to odbiór na tym traci.
Pierwsza trójka jest bardzo reprezentatywna dla całego krążka i spokojnie można ją puścić laikom na zachętę. Smaczny kawałek.

edit:
Wznowiono album. Poprzez amerykański amazon można kupić reedycję płyty.
Unavailable in the U.S.! CD reissue of this 1975 solo album from the Jackson 5 vocalist and future King Of Pop. Forever, Michael was his fourth solo album to date and his final solo release for Motown. He wouldn't release another album under his own name until Off The Wall in 1979. Motown.
źródło
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
User avatar
kaem
Posts: 4415
Joined: Thu, 10 Mar 2005, 20:29
Location: z miasta świętego Mikołaja

Post by kaem »

W zastępstwie Tiger Lilly, która straciła internetowy kontakt ze światem...
kaem wrote:No to wracamy do snobowania się na Motown. :-)

The best of Najsłabsze Ogniwo



O tym czemu Forever, Michael wyjątkowym albumem jest i basta!
Mandey wrote:Piękna płyta z pięknymi melodiami i cudnym wokalem Michaela. Bardzo mi pomogła w trudnym okresie po jego śmierci. Na przemian z Got To Be There gościły w moich odtwarzaczach.
Chciałem słuchać radosnego Michaela tylko...
Mariurzka wrote:Czym dłużej słucham tej płyty tym bardziej dochodzę do wniosku, że wszystkie utwory mi się podobają.
kaem wrote:Ta płyta cała jest szczególna, bo Michael na niej nie krzyczy. Nie śpiewa "ile powietrza w płucach". Tak śpiewał wcześniej. Ta płyta przez to może wydać się stonowana, ale właśnie to jest jej atutem. Michael uczył się inaczej budować klimat, ze zmienionym po mutacji głosem. Później wypośrodkował.
Mariurzka wrote:Klimat, moi drodzy, klimat. Muzyka to magia. To uczucie, emocje, budowanie napięcia, malowanie głosem. Takie nim operowanie, żebyśmy zamknąwszy oczy mogli się przenieść w inny świat. Jeśli piosenka nie ma duszy, to nawet najpiękniejsza melodia jej nie uratuje. Tak, ta płyta jest w pewnym sensie jednostajna, ale tu zgodzę się z tym, co napisał kaem - w tym jest jej piękno. I dlatego będę bronić ballad, a już szczególnie tych, w których piękny tekst spotyka się z pięknym dźwiękiem.
Anet18 wrote:Już nie wiem co typować bo utwory z tej płyty bardzo lubię.
Tiger Lilly wrote:Michael eksperymentował ze swoim "nowym" głosem, po raz pierwszy pojawiają się maniery wokalne, które później stały się jego znakiem firmowym i sprawiły, że nie dało się go pomylić z nikim innym na świecie (nawet z Jasonem Malachi ;-) ). Tutaj występują w stanie nieopierzonym i pierwotnym, radosne i pełne entuzjazmu, ale jeszcze niepewne. Piękne. Tutaj także, pojawiają się eksperymenty wokalne do których nigdy nie wrócił. Pomysły Michaela Jacksona na Michaela Jacksona, które później ustąpiły czemuś innemu, bardziej charakterystycznemu. Czemuś, co osiągnęło apogeum w refrenach "Tabloid Junkie". Czuć, że chłopak dostał po raz pierwszy wolną rękę.
Maverick wrote:'Forever, Michael' to album wyjątkowy. Bardziej niż Thriller, Dangerous, czy nawet Invincible. Jest jedynym - przy wyjątkowości definiowanej przez niepowtarzalność - wyjątkowym dziełem Michaela Jacksona. Łatwe dźwięki zwyczajnych ballad uwodzą, ale nieporozumieniem jest pozwolenie sobie na to, aby ulec tego typu pokusie przy ocenie tego albumu. Bardziej skomplikowany w odbiorze, i mniej na pierwszy rzut ucha bujający utwór, zazwyczaj okazuje się najbardziej wartościowym.
O Cinderella Stay A While i lukrowanej płukance żołądka o skrzydłach motyla
Tiger Lilly wrote:Budzi we mnie emocje podobne do lukrowej płukanki żołądka o skrzydłach motyla. Michael w wydaniu, którego nigdy nie pokocham, ale które zaczynam z czasem doceniać. Bo "Cinderella Stay A While" jest, mimo wszystko, ciekawym utworem - pod względem kompozycyjnym i wokalnym. Tak, jak przeklęte Butterflies.
kaem wrote:Ja lubię Kopciuszka, nawet jak burzy próbę bycia dojrzałym artystą. To pierwszy utwór, który zapamiętałem i polubiłem z tej płyty.
Tiger Lilly wrote:Ta piosenka, równie dobrze, mogłaby się znaleźć na "ABC" albo nawet "Diana Ross presents...". W tym utworze obecny jest Tito, obecny jest Jermaine. Ta słodka, irytująca piosenka to znaczny regres i odkąd pierwszy raz ją usłyszałam, zastanawiam się, co u licha robi na "Forever, Michael".
Lauren wrote:To jedna z moich ulubionych piosenek z tej płyty.
O You Are There i trzymaniu w przeciągły- boczny sposób
Tiger Lilly wrote:Niestety...plum, plum, plum, plum to troszkę mało(i nie chodzi mi o to, że gdyby dodać jeszcze ze dwa plum, to by było w sam raz). I głosik słaby jakiś momentami. Tego kawałka dość przyjemnie się słucha, ale szybko zaczął mnie nudzić.
kaem wrote:You Are There, podobnie jak One Day In Your Life, to esencja czasów trzymania mikrofonu w taki przeciągły- boczny sposób. Coś, co kiedyś MFP sparodiował, robiąc cover Oasis. Choć w sumie One Day.. jest lepsze w tej kategorii. Lata 70-te pełną gębą.
O Dapper- Dan jako sposobie na chandrę
kaem wrote:Ma taki country'owy sznyt. I ma flow, znaczy buja. Do niej aż prosi się potańczyć.
ssilence wrote:Dla mnie to piosenka z największym ładunkiem energetycznym na płycie, znakomicie poprawia mi nastrój.
O I'll Come Home To You i ciemnej stronie mocy
Tiger Lilly wrote:Jakoś mi pieśnią biesiadną zalatuje. Ma podobny, że tak powiem, groove
Mandey wrote:I'll Come Home To You pomogło mi w trudnych chwilach po 25 czerwca. Wsłuchajcie się w refren. Jedne z najpiękniejszych słów, które wydobyły się z jego gardła...I tylko mi nie piszcie że nie chwyta za serducho!
anialim wrote:O tak... sam początek If I had my way girl, I'd never leave for a minute... So while I'm away I want you to remember, how much I love you I love you, I love you jest jak balsam.
Mariurzka wrote:O proszę, jaka się znów koalicja zrobiła. Dyscyplinę wyborczą wprowadziliście, czy jak?
Mandey wrote:Czy tu ciemna strona mocy nie działa czasem?
kaem wrote:Mandey, głosujesz na mojego faworyta. Głosuję więc na Twojego. To wojna! Musimy umówić się na bitwę. Zlot na super soakery.
Mandey wrote:Pfff! Ty głosowałeś od samego początku więc prócz pistoletów, przyłożę Ci jeszcze balonami pełnymi wody!
Talitha wrote:Właśnie! Żadnego głosownia na piosenkę, która jest faworytem Kaema :war:
Talitha wrote:To jakiś spisek...
Mandey wrote:Ha! Kaem ściągnął posiłki!
Pank wrote:Przy posiłku tak, ktoś tosta?
thewiz wrote:Zostalam zastraszona i mimo stresu przed jutrzejszym egzaminem musialam zaglosowac.
Mandey wrote:Widzicie? Już zastraszają userów. Ciemna strona mocy nie śpi. Chcieli naszego faworyta sprać na samym początku! To dlatego się chowam w wielkich goglach za murem. Strach się bać. Ja wiem kogo to sprawka ale palcem pokazywać nie będę.
Willy wrote:I'll Come Home To You jest bardziej niż ok. Ładna melodia, sentymentalny charakter utworu mogą się podobać. Ta piosenka to taki trochę gorszy I'll be there. Razem z We're Almost There, One Day In Your Life i We've Got Forever stanowi mój top 4 tej płyty.
Mandey wrote:Willy, Canario, homesick Kurka już nawet ich zwerbował Darth Kaem!
Tiger Lilly wrote:Utwór ten jest jak marzenie dziesięciolatki o pierwszym balu. W swoim śnie przyodziana w niezbyt elegancką, za to niesłychanie strojną suknię balową romantycznie przestępuje z nogi na nogę bujając się w takt ballady, którą radośnie ale z nieszczególną dawką emocji i zaangażowania wykonuje na scenie pewien młodzian. Chłopak lubi, to co robi, ale trochę jest zmęczony po całodziennym przygrywaniu do kotleta. Mikrofon trzyma w "taki przeciągły- boczny sposób" ;-) i też się kiwa w lewo i w prawo. I jest pięknie. Bo piękny to był bal i ballada nastrojowa.
Rzecz w tym, że przygodę z suknią balową mam już za sobą i średnia jest to przyjemność. Poruszać się w tym ciężko i oddech niełatwo złapać. Zaczęłam marzyć o wynalezieniu czegoś tak paradoksalnego jak zwiewny dresik. Stroju, w którym można się przemieszczać kilka metrów nad ziemią, poczuć miłość, ekstazę, zapach ogrzanego słońcem ciała, niepohamowaną nadzieję i nieskrępowane niczym szczęście. A gdy mowa o nieskrępowaniu...nie krępujmy się i wywalmy dresik, tym bardziej, że zwiewnej wersji w życiu nie widziałam. Pływam po niebie nago. Nagość jest wolnością. I są chwile, gdy nie ma w sobie nic z buntu przeciw obyczajowości narzuconej nam przez społeczeństwo. Nie ma w niej nic gorszącego, ani nawet erotycznego. Bo reguły społeczne nie istnieją. NIE ISTNIEJĄ. A my jesteśmy już prawie na miejscu. Nie ma już odwrotu i nic się nie liczy. We're Almost There.
O We're Almost There i Solange w stanie przedawkowania
Mandey wrote:Jakaś taka sucha perkusja i mało basu. Wokale w chórkach też nie bardzo.
Talitha wrote:Ten utwór ma moc - jak załączam płytę to od razu na wstępie dostaje pikawy!
homesick wrote:We're almost there to najciekawszy kawalek na plycie.
Solange wrote:Po dwóch godzinach słuchania dochodzę do wniosku, że cukierkowe dzwoneczki, fleciki i inne niezidentyfikowane zabiegi aranżacyjne pojawiające się po każdym refrenie zmuszają mnie do odrzucenia We're Almost There, co niniejszym czynię ze smutkiem.
Canario wrote:We're Almost There- to chyba faktycznie najciekawsza kompozycja na płycie. Przetrwała próbe czasu i jeszcze bardzo dla mnie ważny aspekt. Są piosenki które świetnie się slucha przez pierwsze 10,100,300 razy ale pózniej mamy już ich dość i nie wracamy do nich. To nie dotyczy tej piosenki.
kaem wrote:Jest coś takiego w tym utworze, że to coś w człowieku rośnie, wraz z rozwijaniem się utworu. Myślę, że niełatwo skomponować porywającą kompozycję utrzymaną w średnim tempie. Remix na youtube pokazuje puls tej piosenki, odsłaniając jej walor taneczny, ale jak słucha się wersji z płyty, to przede wszystkim cieszy ona serce. Nie mając aspiracji zestawiania się z pieśniarzami europejskimi w manierze śpiewania, ani nie mając charakteru muzyki funk, Michael w tym utworze zachował charakter brzmienia Motown, który reprezentował, a równocześnie stawał się dojrzałym wokalistą. To już nie jest utwór małych Jackson 5.
Dangerous_Dominika wrote:We're Almost There - ostatnio na nowo pokochałam ten utwór.
asiek wrote:We're Almost There nabrało dla mnie nowego wymiaru, jeśli chodzi o słowa i nie mogę go skreślić.
Pank wrote:We're Almost There faworytem moim tej płyty jest i basta. Ma wszystko: i umiejętne budowanie nastroju, i jego zmienność, momentami porywczość, i dość nietypową konstrukcję, i udany tekst, i znakomity wokal Michaela... o świetnie poprowadzonych chórkach nie pisząc. Mordka się cieszy, noo. Doceniam, nawet nie darząc wielką sympatią Motown.
homesick wrote:Przy We're almost there cos we mnie rosnie, ma niebanalna konstrukcje, duzo zakretow, ukrytych smaczkow, sluchając mozna sie nasycic.
...i o We're Almost There z Santa Barbara
kaem wrote:Przy okazji We're Almost There, przypomina mi się opowieść Marty, w trakcie procesu, jak kilka razy spotykała MJ. Jak Michael wtedy właśnie przywołał ten utwór:
(...)Dojechaliśmy z Anetą i z ok. dwudziestoma- trzydziestoma fanami przed bramę Neverland. Codziennie ustawialiśmy się w jednym rzędzie, a Michael przejeżdżał wolno z odsuniętą szybą. Podawał nam ręce ( jego mama i pozostała część rodziny też), czasami zatrzymywał auto lub jechał tak wolno, że można było z nim zamienić kilka słów. Siedział wciśnięty w sam koniec samochodu, na wypadek gdyby ktoś go zaczął szarpać, ale nie był nerwowy z tego powodu. Głos miał spokojny, wyluzowany. Razem z mamą wszystkim ściskali ręce. W pierwszym dniu położyłam mu na kolana zdjęcie formatu A4 z naszej demonstracji ze stycznia 20004r. Z tyłu napisałam, że w Polsce też fani bronią jego imienia; że zorganizowaliśmy obecność najważniejszych polskich stacji TV, że pokazywali to we wszystkich serwisach, że go kochamy. Od Anety wziął innym razem ręcznie malowaną flagę z jego wizerunkami- bardzo mu się podobała. Za każdym razem mówiłyśmy mu, że jesteśmy z Polski, że Polska go kocha, że Polska go pozdrawia. Był bardzo kochany. Patrzył nam prosto w oczy, mówił o fladze (kiedy Aneta się pytała czy mu się podoba): That's beautiful. Pokazywał ją mamie.
Ktoś z fanów krzyczał: We're almost there, Michael zapytał : Do you know this song?, a ja mu odpowiedziałam : We remember them all.
Zatrzymywał też auto za bramą. Otwierali mu bagażnik, a on sobie nas filmował z auta. Zresztą, któregoś wieczora w lutym przysłał do nas przed bramę jakąś kobietę z kamerą, która powiedziała nam, że jeśli chcemy, to możemy coś Michaelowi powiedzieć (oczywiście przekazałam pozdrowienia z Polski !). Zebrała też dla niego prezenty. (...)


O tym czemu Just A Little Bit Of You nie jest ulubioną piosenką dr. Conrada Murraya
Talitha wrote:Just A Little Bit Of You, bo żaby są... a później jest festyn ze zlotem czarownic (jak ktoś nie zauważył to one nawet tańczą i śpiewają). Za wysoko "ktoś" piosenkę wywindował - pewnie to ta moc nieczysta.
kaem wrote:Just A Little Bit Of You
Just a little bit of you every day
Will surely keep the doctors away
Just a little bit of you every day
Will surely keep the doctors away

Żywe instrumenty, funky groove, nóżka chodzi. I tekst jakże na czasie. Ewidentny przebój. Jeżeli Michael nie stracił poczucia humoru, to pewnie teraz śpiewa sobie często ten właśnie utwór.


O Take Me Back i cierpieniach młodego Michaela
Aisha wrote:Najbardziej nie podoba mi się tutaj wokal Michaela, mam wrażenie że on się z tu strasznie męczy. Słuchając nie mogę doczekać się kiedy wreszcie skończy.
Mariurzka wrote:Wśród tych, które zostały, są dwie piosenki, które od początku, od pierwszego mojego zetknięcia się z tą płytą, lubiłam najmniej. I mimo ciekawych aranży (ach, te fajne sekcje smyczkowe!) mam po prostu wrażenie, że Michael momentami się w nich męczy, tak jakby tonacja utworów była dla niego ciut za wysoka.
O Dear Michael i Michaela owocach
Talitha wrote:
tancerz wrote:Dear Michael Papapa cukierkowy Michaelu
W takim razie to pożegnanie prawdziwego Michaela. Był wówczas taki "słodziasty", nosił morelkowe dzwony oraz bluzy z myszką Mikey i truskaweczkami.
O We've Got Forever i czego szuka Smooth_b, a znaleźć nie może
Smooth_b wrote:Kiedy słuchałam po raz pierwszy, zmyliło mnie początkowe 20 sekund. Otóż były ładne. Zastanawia mnie gdzie się podzialo pozostałe 170. Nie tak miało być w tym utworze:p Ale plus za refren.
kaem wrote: I'll Come Home To You na tle pozostałych piosenek brzmi przeciętnie i banalnie. Żadnych ciekawych przejść, zmiany tempa, jakiejś burzy w tej dość prostej linii melodycznej.
Zupełnie inaczej ma się sprawa z piosenkami na "w". Tam właśnie takie rzeczy się dzieją. Te piosenki są bogatsze i ciekawsze. I piękne. Kompletnie nie rozumiem, skąd biorą się na nie głosy.
O One Day In Your Life i tajemnicy Canario
Canario wrote: One Day In Your Life - tej piosenki nie lubie ja ją chyba kocham. W tej balladzie niesamowite są te spowolnienia i przyspieszenia gdy Michael zwalnia i zaczyna One Day In Your Life Niesamowite. Ta piosenka ma jakąś magie.W prostocie tkwi jej siła.
Mam do niej szczególny sentyment jeszcze z innej przyczyny ale to nie na forum.
kaem wrote:One Day In Your Life doceniłem niedawno. Wcześniej była dla mnie kolejną wolną piosenką. Tymczasem to zjawiskowa ballada, zbudowana na długich głoskach, zaśpiewana przez Michaela w sposób niepodobny do tego co robił wcześniej i później. W Gone Too Soon może próbował powtórzyć patent, ale to już nie jest to. Michael zbliżył się do francuskiej muzyki wokalnej lat 70-tych. Piękne.
Maverick wrote:Utwór powinien odpaść kilka rund temu. Jest najlepszą balladą na albumie ale nie balladami 'Forever, Michael' stoi. Składa sie głównie z hymnów naćpanej radością młodości i nadziei i to tego typu utwory zapadają w pamięć i serce najbardziej. "Just A Little Bit Of You" i "We're Almost There" to kwintesencja nie tylko z czasów Michaela w Motown, ale całej pierwszej dekady jego kariery - czy to solowej czy z zespołem.
Talitha wrote:One Day In Your Life była pierwszą piosenką, którą polubiłam, zanim jeszcze zdążyłam zapoznać się z całą płytą. Jest taka delikatna i melodyjna, wzrusza mnie najbardziej, moim zdaniem jest idealna. Forever Michael to przede wszystkim spokojne utwory i według mnie to właśnie ballada powinna wygrać w całym zestawieniu.
Mariurzka wrote:One Day In Your Life jest utworem, który (nie waham się użyć tego sformułowania) pokochałam od pierwszego przesłuchania. Może się wydawać, że to tylko jedna z wielu ballad, pozornie prosta i podobna do reszty. Tylko pozornie. Lubię ten "oszczędny" wokal Michaela w tym utworze, świetny aranż (też oszczędny, bez udziwnień i miliona pięciuset przeszkadzajek w tle - ale czasem mniej znaczy lepiej), zmiany metrum, narastanie aranżu w drugiej części utworu (świetne smyki!) i to, jak Michael pięknie maluje tu głosem wszystkie emocje. Wychodzi na to, że jestem niereformowalną zwolenniczką balowych sukien (jak to ujęła Tiger Lilly).
O jajach prowadzącej
Tiger Lilly wrote:Czy ktoś pomyśli, że sobie robię jaja, jak nie zagłosuję? :wariat:
kaem wrote:Pani prowadząca bardzo chciała być z Wami, ale nie może. Oczywiście pozdrawia.
I innych częściach ciała
kaem wrote:Tak w ogóle głosujemy od tyłu. Znajoma powiedziałaby od du** strony, ale nie powie, bo nie z tej parafii.
O prawdziwej naturze moderatorów
Mandey wrote:Ale fajna emotka. Haaaaadziaaaaaaa! :chlosta:
Tiger Lilly wrote:Poproszę jeszcze Panka lub kogoś władnego by poprawić post Panka o poprawienie błędu w poście Panka :wtf:
Pank wrote:Pank poprawił, czego nie napisał i czego Kaem nie uzupełnił.
O trudnej sztuce uzasadniania
dangerous_girl wrote:otóż co do "We're Almost There" to jest ona zbyt szybka i przez to krótko trwa, ze szkodą dla siebie bo to naprawdę fajny song, dlatego "One day in your life" jest lepsze bo (jak napisała jedna koleżanka) jest wolna i dzięki temu dłużej trwa, na jej korzyść hehe :-)
O tym, jak nad ciemnymi mocami też panuje ciemna moc
Tiger Lilly wrote:Znamienna rzecz zaszła dziś po północy, otóż po tym gdy zrobiłam podsumowanie i chciałam wysłać posta, padła mi całkiem sieć. Nawet moja neostrada nie mogła pogodzić się z wygraną "One Day In Your Life".
Dodam, że jak już prawie byłem przy końcu robienia tego podsumowania, nagle przeglądarka się zawiesiła i wszystko poszło się kochać. Forever, Michael!

I o happy endzie
Pank wrote:Cenię wiele piosenek Michaela Jacksona za to właśnie, że nawet po kilku latach ich znajomości przydarza się odkrycie ich nieznanych mi dotąd elementów, detali.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
User avatar
Ola2003
Posts: 273
Joined: Tue, 22 Sep 2009, 16:58
Location: Wałbrzych

Post by Ola2003 »

„Forever, Michael”… Przez naprawdę długi czas zastanawiałam się, jakiego określenia użyć, by najtrafniej scharakteryzować te płytę. Majstersztyk… tak! To miano jest najbardziej adekwatne do uczuć, jakimi ją obdarzam. To moja druga/pierwsza ?! (bo szczerze mówiąc trudno jest mi się zdecydować i sprawiedliwym byłoby przyznanie im równorzędnych lokat), obok „Farewell My Summer Love” pozycja w rankingu solowych wydawnictw Michaela okresu Motown. Obezwładniająca (absolutnie już nie dziecięca, wciąż w pełni nie ukształtowana, lecz nosząca wszelkie znamiona geniuszu) barwa głosu, jaką dysponował w tamtym okresie połączona z przepięknymi, choć nacechowanymi prostotą (i w tym tkwi ich siła!) aranżacjami tworzy jeden z najdoskonalszych klimatów, jakie udało się wypracować Michaelowi podczas całej kariery solowej.
Przystępując do recenzowania tej płyty z góry wiedziałam, z jakimi trudnościami przyjdzie mi się zmierzyć podczas próby (dokładnie, PRÓBY, ponieważ zwykle mam kłopoty z przelaniem na papier swoich trudnych do zdefiniowania odczuć) omawiania składających się na krążek utworów. Przeszkody, na jakie napotykam potęguje w tym przypadku fakt, iż tak naprawdę nie jestem w stanie wyłonić swojego osobistego lidera. Pozostaje mi więc wymienić piosenki, które w moim prywatnym rankingu do tego miana pretendują.
Jak już wspomniałam wcześniej, siłą albumu są chwytające za serce a przy tym stonowane aranżacje, które odnajdujemy w każdej znajdującej się na płycie balladzie.
Zarówno otwierająca wydawnictwo „We’re Almost There”, jak i następująca zaraz po niej „Take Me Back” są piosenkami, obok których mimo upływu lat nie potrafię przejść obojętnie. Mają w sobie magnetyzm i są idealnymi budowniczymi nastroju. Nieśmiertelna „One Day In Your Life” niesie w sobie pewną nieuchronność mijającego czasu, napawając jednocześnie wiarą w ponadczasową siłę uczuć. Osobiście znam kogoś, kto z racji swego młodziutkiego wieku, nie wiedząc absolutnie o czym traktuje ten utwór, wsłuchując się w melodię i czując moc płynącą z interpretacji wokalnej za każdym razem płacze ze wzruszenia.
„You Are There” oraz zamykająca tracklistę „I’ll Come Home To You” posiadają jedne z piękniejszych tekstów, z jakimi zetknęłam się w życiu. Sentymentalizm, jaki wypełnia te utwory w tym przypadku działa jedynie na ich korzyść.
Nie mogę w tym miejscu pominąć „We’ve Got Forever”; interesująca zmienność tempa, zachęcający do odkrycia całości początek to niewątpliwe atuty tej piosenki.
Nieco inaczej rzecz ma się z „Just A Little Bit Of You” i „Dapper-Dan”. Pozycje te stanowią żywiołowy przerywnik pomiędzy nastrojowymi balladami i przydają smaczku zawartości płyty. Energetyczne, w zadziwiająco łatwy sposób poprawiają mi samopoczucie.
„Cinderella Stay Awhile” oraz „Dear Michael”, jak ktoś już wcześniej zauważył, to przykład typowo przesłodzonego stylu Motown, za którym nota bene nie przepadam. Moim zdaniem to słabsze punkty płyty i nie jestem pewna, czy w pełni zasługują na to, by znaleźć się w tak doborowym towarzystwie. Płyta otwiera nowy, dojrzalszy etap w karierze Michaela i powinien on w tym miejscu pozostawić za sobą infantylnie brzmiące utwory.
Magia „Forever, Michael” jest ponadczasowa i opiera się na doskonałym doborze zawartych na albumie kompozycji. Zawsze, gdy przeżywam trudne chwile i potrzebuję „wsparcia”, sięgam właśnie po ten krążek. Sprawdza się idealnie jako katalizator nagromadzonych emocji. Pomógł mi już niejednokrotnie i jestem pewna, że zgodnie z noszonym przez siebie tytułem pozostanie ze mną forever
Image
Post Reply