Dobre. Ferajna z 17. sierpnia, ćwiczymy słowa?
Lista osób - "THIS IS IT" - 17.08.2009
Moderatorzy: DaX, Sephiroth820, MJowitek, majkelzawszespoko, kaem, @neta, anialim, Mariurzka, Mafia
Lista osób - "THIS IS IT" - 17.08.2009
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
To zaczynamy:
Baby
take off your coat
real slow.
Take off your shoes
I'U. take off your shoes.
Baby
take off your dress
yes
yes
yes.
You can leave your hat on -
You can leave your hat on -
You can leave your hat on.
Go on over there
turn on the light
no
all the lights.
Come over here
stand on that chair
yeah
that's right.
Raise your arms in the air
now shake 'em.
you give me reason to live - you give me reason to live -
you give me reason to live - you give me reason to live.
Sweet darling - you can leave your hat on -
You can leave your hat on
baby - you can leave your hat on -
You can leave your hat on - you can leave your hat on -
You can leave your hat on.
Suspicious minds are talkin'
they're tryin' to tear us apart !
They don't believe that it is love of mine -
They don't know what love is - they don't know what love is -
They don't know what love is - they don't know what love is -
I know what love is !
There ain't no way - you can leave your hat on -
You can leave your hat on - you can leave your hat on -
Give me the reason to live - you can leave your hat on!
Ale....
Po co Michael ma zdejmować buty....?
To niesmaczne
Baby
take off your coat
real slow.
Take off your shoes
I'U. take off your shoes.
Baby
take off your dress
yes
yes
yes.
You can leave your hat on -
You can leave your hat on -
You can leave your hat on.
Go on over there
turn on the light
no
all the lights.
Come over here
stand on that chair
yeah
that's right.
Raise your arms in the air
now shake 'em.
you give me reason to live - you give me reason to live -
you give me reason to live - you give me reason to live.
Sweet darling - you can leave your hat on -
You can leave your hat on
baby - you can leave your hat on -
You can leave your hat on - you can leave your hat on -
You can leave your hat on.
Suspicious minds are talkin'
they're tryin' to tear us apart !
They don't believe that it is love of mine -
They don't know what love is - they don't know what love is -
They don't know what love is - they don't know what love is -
I know what love is !
There ain't no way - you can leave your hat on -
You can leave your hat on - you can leave your hat on -
Give me the reason to live - you can leave your hat on!
Ale....
Po co Michael ma zdejmować buty....?
To niesmaczne
"Everywhere I go
Every smile I see
I know you are there
Smilin back at me
Dancin in moonlight
I know you are free
Cuz I can see your star
Shinin down on me"
Every smile I see
I know you are there
Smilin back at me
Dancin in moonlight
I know you are free
Cuz I can see your star
Shinin down on me"
- LittleDevil
- Site Admin
- Posty: 1081
- Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 23:45
- Skąd: mam wiedzieć, że cyklop puszcza mi oczko?
Mieliśmy tutaj zamieszczać opisy wrażeń po koncertach. Mam inną opowieść. Każdy udzielający się w tym dziale ma podobną.
Jest taki moment na koncercie, kiedy biegniesz, biegniesz, biegniesz, po dłuuuugim staniu w ścisku przed bramkami i nagle zdajesz sobie sprawę, że stoisz tuż pod sceną. Przy samych barierkach i masz przed sobą tę ogromną czarną budkę z jupiterami, zwaną sceną. I wtedy dociera do ciebie, że za chwilę stanie się niemożliwe. Zobaczysz osobę, którą znasz tylko z płyt i telewizji, zatańczy i zaśpiewa dla ciebie, a ty będziesz stać na wprost niej.
W tej dekadzie realizowałem marzenia, które miałem jako mały, a później dorastający chłopiec. Widziałem Stinga wielokrotnie, Prince'a wielokrotnie, Tori Amos wielokrotnie, Madonnę, Bjork, Erykah Badu, Dead Can Dance, Radiohead, Laurie Anderson, The Police, Depeche Mode, Seala, Tricky'ego, PJ Harvey- z tych największych. I trzykrotnie Michaela Jacksona.
I ten moment, na koncertach stadionowych czy zasiądnięcie blisko pod sceną na koncercie siedzącym. NIEDOWIERZANIE. To się nie stanie. Takie rzeczy się nie zdarzają. Wierzcie mi, nieważne ile koncertów miałem za sobą, to niedowierzanie zawsze się pojawiało. Coś w tylu że za chwilę się przebudzę albo że odwołają koncert albo jeszcze bardziej absurdalne myślenie w stylu wbiegłem nie na ten stadion/salę.
To samo niedowierzanie towarzyszyło przy zakupie biletów na This Is It. Byłem na ów zakup w swoim przekonaniu przygotowany. Wiele razy już polowałem na bilety. Na ticketmasterze byłem dawno zarejestrowany plus przećwiczyłem stronę, z częścią tu wpisanych, kupując najtańszy bilet- dla dziecka na rozgrywki rugby czy coś tam. Serio! Wydaliśmy ponad 10 funtów każdy, by sprawdzić system. Tylko po to.
I tak wszystko poszło w łeb. Poszedłem rano do pracy tylko po to, by wpisać się na listę i powiedzieć nagle [w wyćwiczony wcześniej sposób], że muszę do domu na 2 godziny, by załatwić ważną sprawę rodzinną. I wróciłem do domu. Jak wiecie, sprzedaż rozpoczęła się przed zaplanowanym czasem. Później to już była misja: niemożliwe. 2 godziny poszły na nic. Trzeba było wrócić do pracy. I z pracy prowadzić telekonferencje. Tu praca się toczy, ludzie czekają, a tu telefon za telefonem- czysty obłęd, niczym jak w psychiatryku...
Bo pamiętajcie, że w pierwszym dniu informacja była jasna- miało być 10 koncertów. 10 koncertów muzyka uznawanego za największą żyjącą gwiazdę, która na dokładkę nie koncertowała od przeszło dekady i która mówiła, że to może ostatnie koncerty, na których miała wystąpić. Świat zwariował. Człowiek cieszył się jak dziecko, dostając wcześniej słynne piny. I liczył na to, że w ogóle dostanie jakikolwiek bilet. Michael przecież wypełniał bez problemu ponad stutysięczny stadion, a tu miało być 10 koncertów po 20 tys. osób każdy. Kropla w morzu popytu.
abc.net.au
Obłęd skończył się po 5 godzinach czatowania i 5 osobach w to zaangażowanych. Godziny telefonów zakończyły się sukcesem.
Miejsca takie sobie, ale co tam. W końcu chodziło o to, by być.
Czułem niedosyt. Wieczorem, siedząc przed komputerem odbieram sms beztroskiej M.Dż.* piszącej, że ma bilet w 4 rzędzie i go kupiła tak po prostu. I że jak chcę, to mogę...
Że co?! No tak. Rzeczywiście. Od początku w sprzedaży były bilety w tzw. VIP package, na które nikt nie zwracał uwagi. Kosztowały ponad 2 000zł, a wszyscy oczywiście myśleli, że w tej loterii, jaką bez wątpienia była przedsprzedaż (bo zwyczajna sprzedaż 2 dni później to było już totalne zamieszanie) można było kupić dobre miejsca za 20% tej ceny, więc po co komu takie drogie wypasy. Wypasy dziwnie rosnące w oczach, bo świadomość miałem taką, że to nie 2 000 a 200 000zł.
A o co ta bitwa? O obejrzenie Michaela z pozycji siedzącej. To było moje nierealne marzenie. Jak to znalezienie się nagle w 1 rzędzie na koncercie stadionowym. To niemożliwe. Takie siedzące koncerty Michael albo miał w Japonii albo na koncertach okazyjnych typu MSG 2001, na których biletów już nie ma, zanim trafią do sprzedaży.
Miałem siedzieć sobie z szampanem w ręku (w pakiecie VIP się zawierał) i patrzeć na Michaela. Nie wiem, jaka plazma na oczy mi weszła, że te bilety zbyłem, a one czekały. Nie rozumiem tego zaćmienia. To jest spora suma za koncert, ale nie tak olbrzymia za spełnienie marzenia.
Nie było co się zastanawiać. Kupiłem jednym kliknięciem.
Całą noc nie spałem. Pamiętam. To nie było spełnienie marzenia. To było spełnienie marzenia, którego nawet nie śmiałem marzyć. Nie, że koncert Michaela Jacksona. To już znałam. A że koncert Michaela w pełnym komforcie, bez stania 30 godzin w ścisku, a koncert, na który mogę przyjść pół godziny przed i cieszyć się idolem na wyciągniecie ręki i do tego w bardzo dobrym miejscu, jeżeli chodzi o odsłuch. Na stadionie mało co słyszysz i zwykle już tak jesteś zmęczony, że czekasz na koniec, by móc go już wspominać w zaciszu własnego domu.
Później pamiętamy famę, że mieli odbierać bilety. Kupiłem więc na viagogo kolejny bilet, w 5 rzędzie. I bilet na 4 rząd na 19.08. To, jaki majątek wydałem, zobaczyłem dopiero jak przyszły zwroty.
Michael Jackson na siedząco, tak blisko, tak wygodnie. Te szalone pomysły z zaśpiewaniem You can leave your hat on Cockera czy zabawnego remixu This Is It.
To nie mogło się zdarzyć. Czekałem w napięciu, aż opis Your tickets have not yet been dispatched się zmieni. Albo zabiorą mi te bilety albo nie. Nie zabrali, opis się nie zmienił. Po raz pierwszy przeczucie, że to nie może się zdarzyć, było przeczuciem prawdziwym.
Ale tu nie chodziło o koncerty. To miała być celebracja powrotu Michaela na scenę, do muzyki, do tego co kochał. Z fanami, którzy rozumieli go bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. Kiedy intymność między muzykiem a jego słuchaczem była bliższa, kiedy tak dużo człowieka było w osobie tyle lat pozującej na megagwiazdę, którą w istocie był.
To miała być celebracja radości i dobrego nowego początku.
Dekada mija. W tej dekadzie Michael muzycznie nie stworzył i nie opublikował zbyt wiele. Ale dla mnie stało się wiele, może najwięcej. Nie mam już serca do koncertów. Jakbym spełnił już marzenia. Mówią, że najsmutniejsze są te spełnione. Teraz na koncercie zaczynam się wiercić, marudzić, czekać końca. Wszystko wydaje się jakimś mniej lub bardziej udanym substytutem. Mówię to ja, fan wszelkiej muzyki. Jakby jakiś kabelek łączący mnie z doznaniami muzycznymi się przepalił.
Czas zająć się poważnymi rzeczami. Koleżanka Zu ma rację The child is grown, the dream is gone.
Jest taki moment na koncercie, kiedy biegniesz, biegniesz, biegniesz, po dłuuuugim staniu w ścisku przed bramkami i nagle zdajesz sobie sprawę, że stoisz tuż pod sceną. Przy samych barierkach i masz przed sobą tę ogromną czarną budkę z jupiterami, zwaną sceną. I wtedy dociera do ciebie, że za chwilę stanie się niemożliwe. Zobaczysz osobę, którą znasz tylko z płyt i telewizji, zatańczy i zaśpiewa dla ciebie, a ty będziesz stać na wprost niej.
W tej dekadzie realizowałem marzenia, które miałem jako mały, a później dorastający chłopiec. Widziałem Stinga wielokrotnie, Prince'a wielokrotnie, Tori Amos wielokrotnie, Madonnę, Bjork, Erykah Badu, Dead Can Dance, Radiohead, Laurie Anderson, The Police, Depeche Mode, Seala, Tricky'ego, PJ Harvey- z tych największych. I trzykrotnie Michaela Jacksona.
I ten moment, na koncertach stadionowych czy zasiądnięcie blisko pod sceną na koncercie siedzącym. NIEDOWIERZANIE. To się nie stanie. Takie rzeczy się nie zdarzają. Wierzcie mi, nieważne ile koncertów miałem za sobą, to niedowierzanie zawsze się pojawiało. Coś w tylu że za chwilę się przebudzę albo że odwołają koncert albo jeszcze bardziej absurdalne myślenie w stylu wbiegłem nie na ten stadion/salę.
To samo niedowierzanie towarzyszyło przy zakupie biletów na This Is It. Byłem na ów zakup w swoim przekonaniu przygotowany. Wiele razy już polowałem na bilety. Na ticketmasterze byłem dawno zarejestrowany plus przećwiczyłem stronę, z częścią tu wpisanych, kupując najtańszy bilet- dla dziecka na rozgrywki rugby czy coś tam. Serio! Wydaliśmy ponad 10 funtów każdy, by sprawdzić system. Tylko po to.
I tak wszystko poszło w łeb. Poszedłem rano do pracy tylko po to, by wpisać się na listę i powiedzieć nagle [w wyćwiczony wcześniej sposób], że muszę do domu na 2 godziny, by załatwić ważną sprawę rodzinną. I wróciłem do domu. Jak wiecie, sprzedaż rozpoczęła się przed zaplanowanym czasem. Później to już była misja: niemożliwe. 2 godziny poszły na nic. Trzeba było wrócić do pracy. I z pracy prowadzić telekonferencje. Tu praca się toczy, ludzie czekają, a tu telefon za telefonem- czysty obłęd, niczym jak w psychiatryku...
Bo pamiętajcie, że w pierwszym dniu informacja była jasna- miało być 10 koncertów. 10 koncertów muzyka uznawanego za największą żyjącą gwiazdę, która na dokładkę nie koncertowała od przeszło dekady i która mówiła, że to może ostatnie koncerty, na których miała wystąpić. Świat zwariował. Człowiek cieszył się jak dziecko, dostając wcześniej słynne piny. I liczył na to, że w ogóle dostanie jakikolwiek bilet. Michael przecież wypełniał bez problemu ponad stutysięczny stadion, a tu miało być 10 koncertów po 20 tys. osób każdy. Kropla w morzu popytu.
abc.net.au
Obłęd skończył się po 5 godzinach czatowania i 5 osobach w to zaangażowanych. Godziny telefonów zakończyły się sukcesem.
Miejsca takie sobie, ale co tam. W końcu chodziło o to, by być.
Czułem niedosyt. Wieczorem, siedząc przed komputerem odbieram sms beztroskiej M.Dż.* piszącej, że ma bilet w 4 rzędzie i go kupiła tak po prostu. I że jak chcę, to mogę...
Że co?! No tak. Rzeczywiście. Od początku w sprzedaży były bilety w tzw. VIP package, na które nikt nie zwracał uwagi. Kosztowały ponad 2 000zł, a wszyscy oczywiście myśleli, że w tej loterii, jaką bez wątpienia była przedsprzedaż (bo zwyczajna sprzedaż 2 dni później to było już totalne zamieszanie) można było kupić dobre miejsca za 20% tej ceny, więc po co komu takie drogie wypasy. Wypasy dziwnie rosnące w oczach, bo świadomość miałem taką, że to nie 2 000 a 200 000zł.
A o co ta bitwa? O obejrzenie Michaela z pozycji siedzącej. To było moje nierealne marzenie. Jak to znalezienie się nagle w 1 rzędzie na koncercie stadionowym. To niemożliwe. Takie siedzące koncerty Michael albo miał w Japonii albo na koncertach okazyjnych typu MSG 2001, na których biletów już nie ma, zanim trafią do sprzedaży.
Miałem siedzieć sobie z szampanem w ręku (w pakiecie VIP się zawierał) i patrzeć na Michaela. Nie wiem, jaka plazma na oczy mi weszła, że te bilety zbyłem, a one czekały. Nie rozumiem tego zaćmienia. To jest spora suma za koncert, ale nie tak olbrzymia za spełnienie marzenia.
Nie było co się zastanawiać. Kupiłem jednym kliknięciem.
Całą noc nie spałem. Pamiętam. To nie było spełnienie marzenia. To było spełnienie marzenia, którego nawet nie śmiałem marzyć. Nie, że koncert Michaela Jacksona. To już znałam. A że koncert Michaela w pełnym komforcie, bez stania 30 godzin w ścisku, a koncert, na który mogę przyjść pół godziny przed i cieszyć się idolem na wyciągniecie ręki i do tego w bardzo dobrym miejscu, jeżeli chodzi o odsłuch. Na stadionie mało co słyszysz i zwykle już tak jesteś zmęczony, że czekasz na koniec, by móc go już wspominać w zaciszu własnego domu.
Później pamiętamy famę, że mieli odbierać bilety. Kupiłem więc na viagogo kolejny bilet, w 5 rzędzie. I bilet na 4 rząd na 19.08. To, jaki majątek wydałem, zobaczyłem dopiero jak przyszły zwroty.
Michael Jackson na siedząco, tak blisko, tak wygodnie. Te szalone pomysły z zaśpiewaniem You can leave your hat on Cockera czy zabawnego remixu This Is It.
To nie mogło się zdarzyć. Czekałem w napięciu, aż opis Your tickets have not yet been dispatched się zmieni. Albo zabiorą mi te bilety albo nie. Nie zabrali, opis się nie zmienił. Po raz pierwszy przeczucie, że to nie może się zdarzyć, było przeczuciem prawdziwym.
Ale tu nie chodziło o koncerty. To miała być celebracja powrotu Michaela na scenę, do muzyki, do tego co kochał. Z fanami, którzy rozumieli go bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. Kiedy intymność między muzykiem a jego słuchaczem była bliższa, kiedy tak dużo człowieka było w osobie tyle lat pozującej na megagwiazdę, którą w istocie był.
To miała być celebracja radości i dobrego nowego początku.
Dekada mija. W tej dekadzie Michael muzycznie nie stworzył i nie opublikował zbyt wiele. Ale dla mnie stało się wiele, może najwięcej. Nie mam już serca do koncertów. Jakbym spełnił już marzenia. Mówią, że najsmutniejsze są te spełnione. Teraz na koncercie zaczynam się wiercić, marudzić, czekać końca. Wszystko wydaje się jakimś mniej lub bardziej udanym substytutem. Mówię to ja, fan wszelkiej muzyki. Jakby jakiś kabelek łączący mnie z doznaniami muzycznymi się przepalił.
Czas zająć się poważnymi rzeczami. Koleżanka Zu ma rację The child is grown, the dream is gone.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
- polishblacksoul
- Posty: 576
- Rejestracja: czw, 11 gru 2008, 19:05
Wow kaem... Piekny, dojrzaly tekst.
Naprawde, jestem szczerze przekonana, ze Michael mial najlepszych, najbardziej wrazliwych, najpiekniejszych fanow na swiecie.
Naprawde, jestem szczerze przekonana, ze Michael mial najlepszych, najbardziej wrazliwych, najpiekniejszych fanow na swiecie.
> > > Po prostu dobra muzyka
kaem, jestem pod wrażeniem Twojego wpisu... W ogóle jak czytam posty osób, które zdobyły z wielkim trudem bilety, cieszyły sie na ten koncert, a potem stało się wiadomo co, to aż mnie ściska :( Zryczalam się, jak czytałam Twój post. Ja nawet nie śmiałam marzyć o Jego koncercie... Po śmierci Michaela pokazywali w TV ludzi, którzy mieli jechać do Londynu, jeden chłopak powiedział, że to miał byc jego pierwszy koncert... Mogę się tylko domyślać, co czuliście i co czujecie nadal...
Krzychu, dzięki!kaem pisze:Dekada mija. W tej dekadzie Michael muzycznie nie stworzył i nie opublikował zbyt wiele. Ale dla mnie stało się wiele, może najwięcej. Nie mam już serca do koncertów. Jakbym spełnił już marzenia. Mówią, że najsmutniejsze są te spełnione. Teraz na koncercie zaczynam się wiercić, marudzić, czekać końca. Wszystko wydaje się jakimś mniej lub bardziej udanym substytutem. Mówię to ja, fan wszelkiej muzyki. Jakby jakiś kabelek łączący mnie z doznaniami muzycznymi się przepalił.
Czas zająć się poważnymi rzeczami. Koleżanka Zu ma rację The child is grown, the dream is gone.
Dziwnym trafem odczucia mam bardzo podobne....
Nigdy nie byłam specjalnym melomanem, raczej ukierunkowana byłam w dość wąskim zakresie pod względem muzycznym, ale.... tak, jak piszesz....
Oglądam artystów na scenie i.... nie czuję już tego "czegoś".
Jakby coś zniknęło- nieodwracalnie....
Opis Zu idealnie oddaje to, co czuję.
Na szczęście, życie to barwny wymysł- jest tu tyle do zrobienia, że szkoda tracić czas na smutek.
Ale... gdzieś tam w sercu jednak boli, że po 20 latach dążenia do spełnienia największego marzenia życia, intensywnej pracy, aby to marzenie spełnić, kiedy w końcu miałam taką możliwość, kiedy w końcu czas, pieniądze i samodzielność na to pozwoliły.... Marzenie zniknęło- tak po prostu, niczym mydlana bańka. I nigdy nie wróci.
"Everywhere I go
Every smile I see
I know you are there
Smilin back at me
Dancin in moonlight
I know you are free
Cuz I can see your star
Shinin down on me"
Every smile I see
I know you are there
Smilin back at me
Dancin in moonlight
I know you are free
Cuz I can see your star
Shinin down on me"
M.Dż.*
Kaśka, ale ja myślę,że Ty ciągle realizujesz to marzenie. I nie przestawaj! Poza tym, jesteś polskim MJ, dajesz ludziom radość i nadzieję tym co robisz, a robisz to świetnie. I nie mów, że marzenie pękło, czar prysł. Jesteś świadoma jaki Ty masz w sobie czar? Nie chodzi mi tylko o Majkela Dżeksona .... Ciebie jako chyba jedyną z Mafii nie traktuję tak jedynie jako moderatora czy figurę z MJPT, i myślę,że co najmniej 90% naszej społeczności widzi w Tobie dużo dużo więcej. Kaśka, jesteś wspaniała i nie zapominaj o tym. Michael z góry obserwuje Cię chyba o wiele uważniej niż każdego z nas. Może to przeznaczenie,że masz dawać nam kawałek Michaela.... od siebie, od Kaśki. .....Pamiętaj - Wielki Michael patrzy - jesteś i dla niego i dla Nas :):)
Buziaki
Kaśka, ale ja myślę,że Ty ciągle realizujesz to marzenie. I nie przestawaj! Poza tym, jesteś polskim MJ, dajesz ludziom radość i nadzieję tym co robisz, a robisz to świetnie. I nie mów, że marzenie pękło, czar prysł. Jesteś świadoma jaki Ty masz w sobie czar? Nie chodzi mi tylko o Majkela Dżeksona .... Ciebie jako chyba jedyną z Mafii nie traktuję tak jedynie jako moderatora czy figurę z MJPT, i myślę,że co najmniej 90% naszej społeczności widzi w Tobie dużo dużo więcej. Kaśka, jesteś wspaniała i nie zapominaj o tym. Michael z góry obserwuje Cię chyba o wiele uważniej niż każdego z nas. Może to przeznaczenie,że masz dawać nam kawałek Michaela.... od siebie, od Kaśki. .....Pamiętaj - Wielki Michael patrzy - jesteś i dla niego i dla Nas :):)
Buziaki
Jakbyś wyjeła mmi to z ust mam dokładnei tak samo kiedy już wszystko było tak blisko i tak pięknie wszystko sie układało .... BYŁO ZBYT pięknie jak widać !!!! 20 lat czekania , marzenia , pracy aby zdonyć cel jednak już nidgy go nei zdobęde i to strasznie zabolało aż nei myślałam ze tak bardzo ....M.Dż.* pisze: Ale... gdzieś tam w sercu jednak boli, że po 20 latach dążenia do spełnienia największego marzenia życia, intensywnej pracy, aby to marzenie spełnić, kiedy w końcu miałam taką możliwość, kiedy w końcu czas, pieniądze i samodzielność na to pozwoliły.... Marzenie zniknęło- tak po prostu, niczym mydlana bańka. I nigdy nie wróci.
PS Podpisuje sie pod słowami akaagnes Kasiu !!
Twitter @Malwi27