Playback

Dyskusje na temat działalności muzycznej i filmowej Michaela Jacksona, bez wnikania w życie osobiste. Od najważniejszych albumów po muzyczne nagrody i ciekawostki fonograficzne.

Moderatorzy: DaX, Sephiroth820, MJowitek, majkelzawszespoko, LittleDevil

Erto1984
Posty: 51
Rejestracja: czw, 08 gru 2005, 19:04

Post autor: Erto1984 »

Ludzie to jest jakaś sekta chyba :surrender: :knuje: prosze mi nie mówić jakim jestem fanem Michaela bo za bardzo mnie nie znacie i nie macie jak oceniać. Michael jest świetnym showmanem a jago koncerty to duże wydarzenia. W tamtych czasach jego koncerty były nie do pobicia.
Teraz co do zmęczenia bo jesteście niesamowici. :smiech: Chcecie mi wmówić że Mike bardziej sie męczył podczas koncertów niż Robbie Wiliams czy Jagger bo On tańczy a Oni tylko biegają. Idź któryś na dyskoteke potancz ostro godzinke a nastepnego dnia cyk na boisko i pograj twardo w noge albo zrób rozgrzewke na bjj :) i porównaj zmęczenie bo tu i tu jesteś styrany jak górnik po zmianie. ja nie czuje żadnej różnicy ;-) i nie sądze zeby stopien zmęczenia majka sie za bardzo różnił od stopnia zmęczenia Micka ;-) Pozdrawiam ;-)
Awatar użytkownika
guruFARMI
Posty: 81
Rejestracja: wt, 14 cze 2005, 21:49

Post autor: guruFARMI »

tylko jest małe "ALE"

nikt z was nie wziął pod uwagę kim był jeszcze nie tak dawno jazkson na tle innych artystów.

taki np. Jagger nie potrzebuje playbacku,bo playback jest po to aby idealnie wykonane, wręcz perfekcyjne nagranie z wysokomi partiami wokalnymi na koncercie również takim było. W przypadku Jacksona 90% to piosenki perfekcyjne jesli chodzi o wokal, a najmniejsze odejście od owej perfekcji niszczy utwór.

Jagger drze sie na albumach studyjnych i to samo robi na scenie- różnicy właściwie brak. Elton john np. może sobie śpiewać na zywo grając na fortepianku i wyjdzie mu tak jak mniejwięcej na plycie sobie to nagral...

dla mnie on np ma 10 razy wiekszy talent od glosu...

Chodzi o to ze w latach 80 i 90 Jackson byl najwiekszy w showbiznesie. Byl przereklamowany i doslownie kazdy go obserwowal. Najmniejsza wpadka wokalna na koncercie bylaby katastrofą.
Jackson nie mógł śpiewać na żywo, bo coś przecierz jest kosztem czegoś.

albo pleyback i jest wszystko ślicznie i pięknie dla telewizji, bylo wielkie show.. w końcu największe koncerty gral majkel

jest różnica jak Jackson spiewa na zywo i pan Antoś śpiewa na żywo. Złym wykonaniem pana Antosia nikt sie nie przejmie. Jezeli chodzi o megagwiazde XX wieku - Jacksona każdy krytyk wytknie mu tandetę.

Jakcson nigdy nie zaśpiewał by pięknie wokalnie BillieJean podczas tańca. Będąć skrajnie wyczerpanym nie mozna w przypadku glosu i piosenek majkela spiewać czysto.

No ale głównym powodem spiewania z playbacku na DWT i HWT jak równiez w TV była po prostu KOMERCJA. Jackson byl absolutnie numerem 1. kazdy koncert mial byc idealny, sprzedany 10 razy, nagrany dla TV, bez wpadek, .. wręcz najlepszy. I przede wszystkim dla pieniędzy a potem dopiero dla fanów... i wcale to od jackona nie zalezalo zapewne.....

David Gilmour, Robert Plant, Dawid Bovie, Bono, Mick Jagger, James Hatfield, Frank Sinatra (gdy żył), John Lennon, Paul McCartney, Jim Morrison, Bruce Springsteen, Ozzy Osbourne, Bob Dylan, Axl Rose, Steven Tyler, Michael Stripe, Joe Cocker, Eric Clapton, Billie Joe i mogłabym tak wymieniać do rana..........

owszem oni nie potrzebują playbacku bo ich wokale, piosenki wcale nie wymagają owej perfekcji. Wszyscy ci byli mniejszego formatu artystami... ..
nie są jak PEPSI, McDonalds i Jackson

nie ujmując geniuszu jacksonowi, prawdą jest ze został przereklamowany... czy chcial czy nie.... I WG MNIE DOBRZE....

tyle ze TO sie juz nigdy nie powtórzy. Nigdy nie bedzie kogos z muzyki tak wypromowanego.. lata 80 byly wybuchem TV...reklam... itp itd..

choćby był za 100 lat 10 razy większy geniusz niż Jackson i byl;by on natychmiast wprowadzony do mediów (jak jackson) .. nie sprzedal by tylu plyt i nie pobil by tych rekordów... to wszystko jest sztuczne i nienaturalne....

BTW koncert przez 100 lub 200 tys. widownią nie może być łamem....

zapewne na "żywo" taki bucarest '92 (bez playbacku) był NIESAMOWITY ale jak oglądam na kompie to darcie sie jacksona do mikrofonu + zmęczenie psuje kazdą piosenkę niszcząc jej ideał....
I promise you, the best is yet to come
Obrazek
Awatar użytkownika
Piotrek
Posty: 83
Rejestracja: sob, 09 kwie 2005, 16:12
Skąd: EH1 1BQ

Post autor: Piotrek »

Erto1984 pisze:Zawsze rozbrajały mnie momenty w których na scene wbiegała Jennifer Batten (?) i wyginała sie do niesamowitych rifów gitarowych chociaz te 'leciały' tak naprawde z taśmy. Albo tancerze LaVelle Smith itp 'śpiewający' do mikrofonów podczas Black Or White czy Medley-ów chociaż nawet w playbacku nie było ich słychać.
Nie irytowało Was takie coś?
He, he, albo podczas Thriller'a zaklada maske i to cale udawanie spiewania juz w ogole staje sie smieszne : )

Wydaje mi sie tez, ze przewazyl tu czynnik gwiazdorstwa. Rozpoczynajac trase Bad badz co badz Michael nie byl az taka gwiazda na calym swiecie jak w Stanach. Celem tej trasy byla promocja osoby Michaela przede wszystkim w Azji. W momencie trasy Dangerous juz byl gwiazda globalna i nie musial nikogo do siebie przekonywac - nazwijmy to tak. Spiewal live tylko niektore utwory, szczegolnie trudniejsze, jak np. Jam czy pozniej Blood on the Dance Floor, czy te ktore bardziej mu pasują (pozniej to wlasciwie juz wszystko, poprawcie mnie jesli sie myle).

Tez jestem zdania, ze koncerty z trasy Bad rządza, szkoda, ze nie ma zadnego oficjalnego wydania DVD, a i w sieci sa trudno dostepne (praktycznie mam tylko jeden w dobrej jakosci). Wtedy nawet przeszkody w wykonywania utworow typu Smooth Criminal i choreografii do nich nie stanowil mikrofon trzymany w rece.

Warto zwrocic uwage, ze podczas wielu koncertow trasy History, gdy piosenka leci z playbacku Michael ostatnie dwa, trzy takty jednak spiewa na zywo (Billie Jean, Beat it). Jak mu to wychodzi sami ocencie.

Tez w trasie Dangerous - co mozna uznac za wade, lub zalete - koncerty zaczely stawac sie swoistym show, w doslownym tego slowa znaczeniu. Niczym nadzywczajnym nie byl juz spiew, ale znaczace role zaczely odgrywac wybuchy, stroje, triki i takie tam. Taki troche cyrk.

Mimo wszystko lubie sobie obejrzec koncert np. z Bukaresztu, ale smieszy mnie spiewanie-udawanie tancerzy, granie muzykow (tez dokladnie nie wiem na ile muzyka jest puszczana z tasmy, a na ile grana na zywo, byc moze playback to tylko sam wokal?) i samo udawanie Michaela. Nie wyzwala to we mnie jednak wiekszych emocji, swiadczy to tylko o nim. Sam stal sie tylko marionetka w swoim teatrzyku.
Erto1984
Posty: 51
Rejestracja: czw, 08 gru 2005, 19:04

Post autor: Erto1984 »

hmm Sinatra Bowie czy Bono to nie "mniejszego formatu artyści" tylko PRAWDZIWI ARTYŚCI a nie produkty komercyjne. Moze jest w tym jakaś racja dangerous i history to nie popisy wokalne tylko po prostu... cyrk miejscami aż kiczowaty. W bukareszcie Jackson śpiewał w większej części z playbackiu i było to po prostu sztuczne. Śmieszyło mnie zawsze gdy widziałem jakie łapał miny i jak przeżywał podczas wykonywania np You are not alone chociaż tak naprawde to coś tam mruczał do wyłączonego mikrofonu. Na to że bał sie wokalnej wpadki podczas koncertu mozna róznie patrzeć - może własnie wpadką jest że taka gwiazda śpiewa z playbacku prawie każdą piosenkę. Na koncertach Bad w Japonii śpiewał bardzo dobrze i widać było w nim ta spontaniczność.. błysk.. chęć wygłupiania się. Reszta tras to już 'plasik fantastik'
Pozdrawiam i dziękuję za rzeczową wymianę poglądów :)
whoisit1
Posty: 200
Rejestracja: czw, 15 wrz 2005, 16:32
Skąd: wrocław,moonwalker:)

Post autor: whoisit1 »

guruFARMI pisze:tylko jest małe "ALE"

nikt z was nie wziął pod uwagę kim był jeszcze nie tak dawno jazkson na tle innych artystów.

taki np. Jagger nie potrzebuje playbacku,bo playback jest po to aby idealnie wykonane, wręcz perfekcyjne nagranie z wysokomi partiami wokalnymi na koncercie również takim było. W przypadku Jacksona 90% to piosenki perfekcyjne jesli chodzi o wokal, a najmniejsze odejście od owej perfekcji niszczy utwór.

Jagger drze sie na albumach studyjnych i to samo robi na scenie- różnicy właściwie brak. Elton john np. może sobie śpiewać na zywo grając na fortepianku i wyjdzie mu tak jak mniejwięcej na plycie sobie to nagral...

dla mnie on np ma 10 razy wiekszy talent od glosu...

Chodzi o to ze w latach 80 i 90 Jackson byl najwiekszy w showbiznesie. Byl przereklamowany i doslownie kazdy go obserwowal. Najmniejsza wpadka wokalna na koncercie bylaby katastrofą.
Jackson nie mógł śpiewać na żywo, bo coś przecierz jest kosztem czegoś.

albo pleyback i jest wszystko ślicznie i pięknie dla telewizji, bylo wielkie show.. w końcu największe koncerty gral majkel

jest różnica jak Jackson spiewa na zywo i pan Antoś śpiewa na żywo. Złym wykonaniem pana Antosia nikt sie nie przejmie. Jezeli chodzi o megagwiazde XX wieku - Jacksona każdy krytyk wytknie mu tandetę.

Jakcson nigdy nie zaśpiewał by pięknie wokalnie BillieJean podczas tańca. Będąć skrajnie wyczerpanym nie mozna w przypadku glosu i piosenek majkela spiewać czysto.

No ale głównym powodem spiewania z playbacku na DWT i HWT jak równiez w TV była po prostu KOMERCJA. Jackson byl absolutnie numerem 1. kazdy koncert mial byc idealny, sprzedany 10 razy, nagrany dla TV, bez wpadek, .. wręcz najlepszy. I przede wszystkim dla pieniędzy a potem dopiero dla fanów... i wcale to od jackona nie zalezalo zapewne.....

David Gilmour, Robert Plant, Dawid Bovie, Bono, Mick Jagger, James Hatfield, Frank Sinatra (gdy żył), John Lennon, Paul McCartney, Jim Morrison, Bruce Springsteen, Ozzy Osbourne, Bob Dylan, Axl Rose, Steven Tyler, Michael Stripe, Joe Cocker, Eric Clapton, Billie Joe i mogłabym tak wymieniać do rana..........

owszem oni nie potrzebują playbacku bo ich wokale, piosenki wcale nie wymagają owej perfekcji. Wszyscy ci byli mniejszego formatu artystami... ..
nie są jak PEPSI, McDonalds i Jackson

nie ujmując geniuszu jacksonowi, prawdą jest ze został przereklamowany... czy chcial czy nie.... I WG MNIE DOBRZE....

tyle ze TO sie juz nigdy nie powtórzy. Nigdy nie bedzie kogos z muzyki tak wypromowanego.. lata 80 byly wybuchem TV...reklam... itp itd..

choćby był za 100 lat 10 razy większy geniusz niż Jackson i byl;by on natychmiast wprowadzony do mediów (jak jackson) .. nie sprzedal by tylu plyt i nie pobil by tych rekordów... to wszystko jest sztuczne i nienaturalne....

BTW koncert przez 100 lub 200 tys. widownią nie może być łamem....

zapewne na "żywo" taki bucarest '92 (bez playbacku) był NIESAMOWITY ale jak oglądam na kompie to darcie sie jacksona do mikrofonu + zmęczenie psuje kazdą piosenkę niszcząc jej ideał....
masz racje.już ciebie lubie:) ;-)
Awatar użytkownika
guruFARMI
Posty: 81
Rejestracja: wt, 14 cze 2005, 21:49

Post autor: guruFARMI »

Sinatra Bowie czy Bono to nie "mniejszego formatu artyści" tylko PRAWDZIWI ARTYŚCI a nie produkty komercyjne.
a nie produkty komercyjne
właśnie. ..

i dla tego mogą sobie poimprowizować na scenie.. inaczej zaśpiewać... bez plybacku..

aha .. mówiąc o Bucarescie mialem na mysli BEAT IT jakto majkel chyba z playbacku nie śpiewał tylko sie darł do mikrofonu co nie brzmialo ładnie.
Tu potrzebny jest np półplayback...

PS najlepszy koncert pod względem plejbeków i nieplejbeków to MSG 2001 . było i na żywo i nie na żywo.. chwilami nie wiadomo jak... beat it brzmial świetnie- chyba pół playback- i billie jean - końcówka jak zwykle nieplejbek
I promise you, the best is yet to come
Obrazek
Awatar użytkownika
THRILLER
Posty: 429
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:27
Skąd: Poznań

Post autor: THRILLER »

Na History Tour bywało to rożnie w Kuala Lampur dał z siebie dużo (to mój ulubiony koncert, B.Jean jest rewelacyjne), np. Smooth Criminal było chyba na żywo (nie tylko ostatnie 15 s. :smiech: ), You Are Not Alone, TWYMMF, Beat It również, przynajmniej w dużej części.
Erto1984 pisze:Zawsze rozbrajały mnie momenty w których na scenę wbiegała Jennifer Batten (?) i wyginała sie do niesamowitych rifów gitarowych chociaż te 'leciały' tak naprawde z taśmy. Albo tancerze LaVelle Smith itp 'śpiewający' do mikrofonów podczas Black Or White czy Medley-ów chociaż nawet w playbacku nie było ich słychać.
Nie irytowało Was takie coś?
To jest chyba pytanie retoryczne :-) Ja wtedy zasłaniam oczy jak małe dziecko i później powoli rozchylam palce.
whoisit1 pisze: co z was za fani!
Ten zwrot mnie zawsze bawi najbardziej :-)
Byłeś w Warszawie?, zdzierałeś gardło dla dobrego imienia MJa? Jeżeli nie to nie zadawaj takich pytań.

P.S.
WhoIsIt obejrzyj sobie 100 razy koncertowe BJ i zrozumiesz o co chodzi. Najlepsze fragmenty to końcówki jak MJ zaczyna śpiewać na żywo, to jak fałszuje, to jak jego głos walczy ze zmęczeniem, to jak dodaje tekst, okrzyki od siebie, to jest koncert.
Awatar użytkownika
cicha
Posty: 1611
Rejestracja: pt, 11 mar 2005, 8:21
Skąd: silent world

Post autor: cicha »

Co tu duzo pisac? Majsztersztykiem koncertu w 100% na zywca, kiedy Michael byl w najlepszej formie to jest...VICTORY TOUR! Bad Tour (czesc azjatycka) - to tylko powielenie schematu - Victory [tyle, ze bez braci i calego klanu Jacksonow]. Ciekawiej prezentuje sie ta druga czesc, w ktorej Michael spiewal repertuar z albumu Bad. I ta czesc plasuje sie na rowni z VICTORY. Dwie fantastyczne trasy no moze jeszcze Triumph Tour wytrzymuje ta presje. Czyli 3 trasy w latach 80. (Nie wspominajac juz o latach 60 i 70). Michael w najlepszej formie! Zywiolowej ekspresji i niesamowitym talentem. Kwintesencja najwyzszych lotow! Czysty glos i spontanicznosc ruchow. Trasa Dangerous i History - wyrezyserowane od poczatku do konca, sztywnosc ramowki i juz nie te loty co w latach 80. Kazdy z nas lubi, kiedy MJ odchodzi od tej sztucznej formuly i zaczyna spontanicznie improwizowac. Sa takie wyjatki przeciez...
Z Dangerous tour moga jedynie konkurowac proby do tej trasy...najfajniejsze sa... no i moze jeszcze proby z trasy Bad .... :-)

Ps. Kiedy my sie doczekamy tego wszystkiego na plytkach DVD, sygnowanych przez samego Michaela? :mj:
Prosze nie zwazac na nieprofesjonalizm mojej wypowiedzi. Krytykiem nie jestem, fanka samej tylko muzyki Michaela tez nie jestem :wariat: Jestem natomiast fanka i samego Michaela, i jego wokalu, i jego osobowosci, i jego wszystkich albumow, i jego zycia, i jego tanca, i jego talentu, i jego przeszlosci, i jego terazniejszosci i jego przyszlosci... Tylko absolutnie prosze nie myslec, ze jestem jakas zaslepiona fanatyczka... :wariat: glupija
B. Olewicz (...) co tak cenne jest, że ta nienazwana myśl rysą jest na szkle? (...)
E. Bodo To nie ty...
Awatar użytkownika
SUNrise
Posty: 1311
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:29

Post autor: SUNrise »

whoisit1 pisze:hm.michael by się chyba powiesił gdyby wiedziasł jakich ma fanów
No jeśli do szczęścia są mu potrzebne tylko uwielbienie i pochlebstwa to może i by się powiesił. Ale gdyby jednak przeżył tę krytykę, to może by zrozumiał, że artystom takiego formatu - zresztą artystom każdego jednego formatu - nie wypada, a wręcz, że to wstyd, wychodzić na scenę nie po to żeby śpiewać, ale po to, żeby jedynie udawać że się śpiewa.
guruFARMI pisze:Jagger drze sie na albumach studyjnych i to samo robi na scenie- różnicy właściwie brak.
:podejrzliwy:
Przyznam, że słyszałam prawie wszystkie albumy Stonsów, połowę z nich mam na własność i nigdzie nie słyszę, żeby Jagger się w którejś piosence darł? Nie wiem, może czegoś nie dosłyszałam więc proszę o przykład. Oglądałam też parę koncertów Stonsów i muszę stwierdzić, że różnic pomiędzy nagraniami studyjnymi, a wykonaniami scenicznymi jest ogromnie wiele, tak w wokalu jak i w grze muzyków. Nie mówiąc już o utworach Claptona, Bowiego czy innych, to jest prawdziwy majstersztyk, a nie żadne darcie się. I gdyby się im przytrafiła jakaś poważna wpadka to krytycy muzyczni też by im nie szczędzili krytyki. Wręcz przeciwnie. Są artystami takiego formatu, że gdyby wyszło na jaw, że grają koncerty z playbacku to w jednej sekundzie byliby muzycznie i artystycznie skończeni, gdyż są właśnie tak wielkimi muzykami, PRAWDZIWYMI muzykami, że nie mogą sobie pozwolić nawet na myśl o śpiewaniu czy graniu z taśmy. Tego nie wybaczyliby im ani fani, ani media, ani nikt. Nawet sobie nie wyobrażam obudzić się pewnego dnia i usłyszeć, że np. Bruce Springsteen zagrał koncert dla 50.000 ludzi z playbacku. I nieprawdą jest, że ich koncerty nie są dokładnie obserwowane przez media i że mogą się wydzierać na scenie jak im się tylko podoba, bo nikt nie wymaga od nich wielkiego perfekcjonizmu. Otóż tacy Rolling Stones robią setki prób przed koncertami, wszystko doppinają na ostatni guzik i wszystko właśnie musi być perfekcyjne. Byli U2, przyjadą Stonsi - będą tam setki dziennikarzy, którzy później zdadzą dokładne recenzje co i jak było, nic nie umknie ich uwadze i jeśli zespół zaliczy wpadki to dziennikarze z pewnością im je wypomną (co zdarzało się już zresztą nie raz).
Jackson byl absolutnie numerem 1. kazdy koncert mial byc idealny, sprzedany 10 razy, nagrany dla TV, bez wpadek, .. wręcz najlepszy.
Moim zdaniem lekka przesada. Czy od MJ na trasie Dangerous czy History ktoś wymagał, żeby wszystko było totalnie idealnie? Ile koncertów było nagranych na potrzeby wyemitowania w TV, można policzyć na palcach jednej ręki. Od czasów Jackson 5 do trasy Bad włącznie śpiewał na żywo i pewnie nie raz coś tam pomylił, zaimprowizował i nikt mu tego nie wypominał - wszyscy byli zachwyceni. Więc nie ma co przesadzać, że Jackson to największy z największych, i jakby nagle na trasie History przy śpiewaniu Billie Jean coś zafałszował czy zapomniał tekstu to byłaby tragedia na skalę światową. Ja mam inną teorię - taką, że na trasie Dangerous i History już mu się na żywo śpiewać nie chciało, po prostu...
zmęczenie psuje kazdą piosenkę niszcząc jej ideał....
Jak ktoś nie chce niszczyć ideału to niech się ograniczy do wydawania piosenek na płycie, a nie zabiera się za koncertowanie.
No ale... to już są indywidualne sprawy, po co kto chodzi na koncerty. Jak ktoś idzie po to, żeby stać i słuchać taśmy i jeszcze go to niesamowicie zadowala to jego sprawa. Ja też takie koncerty lubiłam... jak miałam 5 lat. Dziś już nie wyobrażam sobie uczestniczyć w czymś takim. Co to za radocha jak idziesz na koncert i stojąc pod sceną równie dobrze możesz sobie słuchać w tym momencie piosenek z discmana, a nie tego co "na żywo" bo i tak nie ma różnicy.
Teraz już dorosłam (tzn. w pewien sposób jeśli chodzi o moje interesowanie się muzyką) i chodzę na koncerty przede wszystkim dla muzyki, po to żeby usłyszeć głos wykonawcy, i grę muzyków a przy okazji żeby się dobrze bawić. A nie żeby stać wpatrzona w obiekt na scenie i wylewać łzy przez cały koncert z myślą jaki to mój idol jest piękny. Chodzę na koncerty po to żeby usłyszeć piosenki w trochę innym wykonaniu niż znam z płyty. Po to, żeby usłyszeć w głosie wokalisty to jego zmęczenie właśnie, żeby wiedzieć że ten gość stoi na scenie, bo naprawdę mnie i wszystkim obecnym ludziom chce dać z siebie wszystko. Po to żeby usłyszeć jak wykonawca dodał do utworu coś innego, zmienił słowa piosenki, coś powiedział w połowie, coś zaimprowizował czy w ogóle zapomniał tekst, bo to zdarza się właściwie wszystkim grającym na żywo. Zresztą dzieją się różne takie wpadki, ale właśnie publiczność to kocha, i takie momenty koncertu wszyscy najmilej wspominają. Idzie się na koncert i nigdy się nie wie co się tym razem wydarzy. Na koncercie Metallicy Jason raz biegł po schodach bo chciał stanąć przy Larsie koło perkusji, ale się potknął i wyłożył z gitarą na schodach - no i przez pół piosenki nie było słychać gitary, dopóki się nie pozbierał i nie zaczął grać dalej. Więc ludzie mogli sobie posłuchać wersji utworu bez gitary. Na rockowych koncertach niczego nie ma z góry ustalonego (czasem nawet setlistę muzycy zmieniają sobie będąc już na scenie) - wszystko dzieje się spontanicznie. A u takiej Britney czy Jacksona nie ważne czy się ktoś potknie, czy coś innego bo i tak zawsze wszystko jest "perfekcyjnie" - tylko, że taki rodzaj perfekcji to naprawdę żaden powód do chwały.
nie ujmując geniuszu jacksonowi, prawdą jest ze został przereklamowany
Z tym się zgodzę.
ObrazekObrazek
Awatar użytkownika
guruFARMI
Posty: 81
Rejestracja: wt, 14 cze 2005, 21:49

Post autor: guruFARMI »

I nieprawdą jest, że ich koncerty nie są dokładnie obserwowane przez media i że mogą się wydzierać na scenie jak im się tylko podoba, bo nikt nie wymaga od nich wielkiego perfekcjonizmu
tego dokladnie nie powiedzialem
usłyszeć piosenki w trochę innym wykonaniu niż znam z płyty. Po to, żeby usłyszeć w głosie wokalisty to jego zmęczenie właśnie, żeby wiedzieć że ten gość stoi na scenie, bo naprawdę mnie i wszystkim obecnym ludziom chce dać z siebie wszystko. Po to żeby usłyszeć jak wykonawca dodał do utworu coś innego, zmienił słowa piosenki, coś powiedział w połowie, coś zaimprowizował czy w ogóle zapomniał tekst
zgadza się.. i dlatego warto słuchać też innych artystów bo wprzypadku jacksona nie bardzo mozna sie tego spodziewac :-)
I promise you, the best is yet to come
Obrazek
whoisit1
Posty: 200
Rejestracja: czw, 15 wrz 2005, 16:32
Skąd: wrocław,moonwalker:)

Post autor: whoisit1 »

THRILLER pisze:Na History Tour bywało to rożnie w Kuala Lampur dał z siebie dużo (to mój ulubiony koncert, B.Jean jest rewelacyjne), np. Smooth Criminal było chyba na żywo (nie tylko ostatnie 15 s. :smiech: ), You Are Not Alone, TWYMMF, Beat It również, przynajmniej w dużej części.
Erto1984 pisze:Zawsze rozbrajały mnie momenty w których na scenę wbiegała Jennifer Batten (?) i wyginała sie do niesamowitych rifów gitarowych chociaż te 'leciały' tak naprawde z taśmy. Albo tancerze LaVelle Smith itp 'śpiewający' do mikrofonów podczas Black Or White czy Medley-ów chociaż nawet w playbacku nie było ich słychać.
Nie irytowało Was takie coś?
To jest chyba pytanie retoryczne :-) Ja wtedy zasłaniam oczy jak małe dziecko i później powoli rozchylam palce.
whoisit1 pisze: co z was za fani!
Ten zwrot mnie zawsze bawi najbardziej :-)
Byłeś w Warszawie?, zdzierałeś gardło dla dobrego imienia MJa? Jeżeli nie to nie zadawaj takich pytań.
kochana nie mósiałem być w WARSZAWIE na manifestracji.Robiłem inne rzeczy dla mikea gdy nas potrzebował.np.w paru miastach rozwieszalismy plakaty własnoręacznie zrobione.
Wysyłalismy sm,sy do przypadkowych ludzi w których były napisane dowody niewinnosci mikea.Modlilismy sie za nieho 3 razy dziennie w kosciele,przed,i po szkole,PISALISMY LISTY DO FAKTU I INNYCH PISAMAKÓW W OBRONIE MICHAELA...wiec nie siedziałerm z założonymi rękami
P.S.
WhoIsIt obejrzyj sobie 100 razy koncertowe BJ i zrozumiesz o co chodzi. Najlepsze fragmenty to końcówki jak MJ zaczyna śpiewać na żywo, to jak fałszuje, to jak jego głos walczy ze zmęczeniem, to jak dodaje tekst, okrzyki od siebie, to jest koncert.
Awatar użytkownika
Sade
Posty: 69
Rejestracja: śr, 23 mar 2005, 21:53

Post autor: Sade »

Muszę przyznać, że zadziwiają mnie Wasze wypowiedzi. A to dlatego, że wasza (jakby nie było - fanowska) ocena Dangerous i History Tour przypomina mi nieco (z góry przepraszam za porównanie, ale wydaje mi się bardzo czytelne ;-) ) postawę dziwki, takiej co to by chciała i rybkę zjeść, i na chuja usiąść. Zawsze byłam przekonana o jednym: że Michael właśnie przez oczekiwania swoich fanów, dla których zobaczenie na jego koncercie moonwalka przy "Billie Jean" i szybkich układów znanych z short-filmów to szczyt koncertowej ekstazy, rezygnował z repertuaru, przy którym normalnie mógłby standardowo popisać się swoim głosowym geniuszem. Tego zawsze oczekiwali od niego wielbiciele. Dziwi mnie, że po 10-15 latach - tyle minęło od obydwu tras - tak łatwo przychodzi wam stawianie tezy, że facet mógł spokojnie pogodzić jedno z drugim... Obejrzałam w swoim życiu mnóstwo koncertów, wiele posiadam na płytach dvd (m.in. Stonesi, Doorsi, Metallica, Peter Gabriel, U2, Guns N'Roses, Jamiroquai) i moje zdanie jest następujące: wykonanie 2-godzinnego koncertu 100% na żywca przy takim obciążeniu jak "Jam", "Wanna be startin' somethin'", wiązanka "She drives me wild/In the closed", "Smooth criminal", "Working day and night", "Thriller", "Dangerous" i w końcu "Billie Jean" jest fizycznie niemożliwe, biorąc pod uwagę także fakt, że linie wokalne niektórych z nich są piekielnie trudne, praktycznie nie do wykonania przez większość wokalistów, i niezwykle męczące jeśli chodzi o struny głosowe. Wykonanie "Man in the mirror" czy "Heal the world" po 120-minutowym wysiłku brzmiałoby jak stękanie Mandaryny, która ma do wykonania 2 utwory o nieskomplikowanym układzie choreograficznym. Natomiast playback przy "You are not alone" (i przy innych odpowiednikach z Dang Tour = łącznie ujmując wszystko było śpiewane w 50% live) to, wg mnie, czysta oszczędność głosu i kondycji. No jasne, to lepiej, żeby już w tą trasę nie jechał? Z szerszej perspektywy (np. takiej, jaką przyjęlismy teraz) na pewno. A co z wszystkimi, którym dane było zobaczyć Jacksona w tanecznym żywiole? Co z tymi na Bemowie? Podejrzewam, że kolejne młode pokolenia nie miałyby czym się zywić przez kolejne lata swego fanowania....


Wracając do tej strategii - odwiecznego dylematu fana Jacksona: rybkę zjeść czy na chuja siąść? Ja osobiście wolę tą drugą opcję. I może Michael tez by wolał, gdyby sie nie wypalił, spełniając przez te cholerne 200 koncertów wolę swoich fanów. Ludzie, to my - fani wybraliśmy dolę MJ jako "przeklętego" showmana! Doceńmy zatem jego kunszt w tej dziedzinie, nawet jeśli mając wybór "Billie Jean" z moonwalkiem/wersja alternatywna, postawilibyśmy na to drugie.
Awatar użytkownika
Xscape
Posty: 776
Rejestracja: pt, 11 mar 2005, 0:13

Post autor: Xscape »

Erto1984 pisze:Ludzie to jest jakaś sekta chyba :surrender: :knuje: prosze mi nie mówić jakim jestem fanem Michaela bo za bardzo mnie nie znacie i nie macie jak oceniać. Michael jest świetnym showmanem a jago koncerty to duże wydarzenia. W tamtych czasach jego koncerty były nie do pobicia.
Teraz co do zmęczenia bo jesteście niesamowici. :smiech: Chcecie mi wmówić że Mike bardziej sie męczył podczas koncertów niż Robbie Wiliams czy Jagger bo On tańczy a Oni tylko biegają. Idź któryś na dyskoteke potancz ostro godzinke a nastepnego dnia cyk na boisko i pograj twardo w noge albo zrób rozgrzewke na bjj :) i porównaj zmęczenie bo tu i tu jesteś styrany jak górnik po zmianie. ja nie czuje żadnej różnicy ;-) i nie sądze zeby stopien zmęczenia majka sie za bardzo różnił od stopnia zmęczenia Micka ;-) Pozdrawiam ;-)

Hm a to interesujące .Michael jackson we wczesnych latach młodości raczej nie potrzebował przedkoncertowych imprez zakrapianych kokainą lub herą w połączeniu z alkocholem.Chyba wszyscy dobrze wiemy jakie działanie mają takie narkotyki.Z całym szacunkiem dla kilku osób stąd ale michael jackson przed koncertami nie faszerował się jakimiś specjalnymi dopalaczami.Oczywiście nie zmienia to faktu że całkowicie podzielam wasze zdanie co do playbacku na koncertach,gdyż jest to żenujące i nie ogląda się danego koncertu tak miło.No w przypadku michaela da się to jeszcze znieść gdyż jego koncerty to jedno wielkie show i jest jeszcze co pooglądać.
Nie zmieni to jednak mojego punktu widzenia na zespoły które wymieniała yola.Większość z tych zespołów przed koncertami uprawiała orgie narkotyczne.Proszę się ze mną nie sprzeczac w kwestii co do działania takich narkotyków przed koncertami bo wiem że można przetańczyć dosłownie całą noc i pruć pełną mordą gardło.Nie raz obserwowałem a raczej miałem opkazje przyobserwować osoby po zażyciu narkotyków.Sami zreszta wypowiadają się później że nie czuli w ogóle zmęczenia.Ostatnio np oglądałem też film The Doors.Wiadomo z główną postacią Jima Morrisona.Uważam że był niesamowity i miał wielkie ego ale według mnie i tego co zobaczyłem a była to bardzo wiernie odtworzona historia zespołu i Jima to dla mnie był zwykłym ćpunem który wizji twórczych dostawał jedynie po zażyciu ostergo narkotyku.Prosze mi powiedziec co to za artysta.Własnie Jim tak samo naćpał się zawsze przed koncertami i skakał pół nocy.Czy to jest wewdług was Ok.Co do narkotyków to mam do nich straszną odrazę a obserwując ludzi i młodzież która dzis bierze po narkotyki to stwierdzam iż w większosci są to prości głupi szpanerzy,patologie,technotarzskowcy,i mięśniaki którzy okres przed wakacjami poświęcają na uzupełnianie zestawu dyskotekowego czyli:klata biceps triceps.Gdy zestaw dyskotekowy jets już podrasowany w okresie przedwakacyjnym w same wakacje nie pzoostaje już nic innego jak tylko sięgnąc po obcisłą koszulkę i ecstassy............i lecimy..........wybaczcie to taka osobista ironia i zapatrywanie sie na tego typu ludzi wynikająca z wieloletnich obserwacji.Ale okey wróce jeszcze na chwilke do głównego punktu o co mi właściwie chodzi.
podsumowująć.Zgadzam się z osobami które twierdzą że playback u jakiegokowliek artysty jest niedopuszczalny a juz broń boże u michaela (a mimo to w jego przypadku tak jest.)Jednak nie rozmawiajmy tu o tym kto miał więcej siły na koncertach gdyż dla mnie sprawa jest jasna.Michael jackson dawał z siebie wszystko nie biorąc przy tym wszystkimżadnego gówna,a zespoły które wymieniław którymś poście yola niejednokrotnie faszerowały się przed koncertami ostrymi narkotykami.AŻEBY moje słowa nie były zbyt puste przytocze tutaj kawałek życiorysu Annie Leibovitz, światowej sławy pani fotograf .

"W 1975 roku Mick Jagger zaproponowął jej , żeby pojechała ze stonesami w trase na pół roku.Zdjęcia z tego tournee to wstrząsający dokument epoki rock & rolla.Najbardziej znane przedstawia rękę Jaggera ze świeżymi szwami.Zamroczony narkotykami solista stonesów skaleczył się rozbitą szybą.Chcę być bliżej swoich bohaterów , dlatego Aniee też brała udziuał w kokainowych orgiach.Po latach wspomina że była bliska zatracenia się w tym zbiorowym szaleństwie."

Na tym zakończe swoje przesłanie.Z wieloma myślami które napisała Sunrise zgadzam się w 100% JEDNAK z niektórymi nie mogę się zgodzić gdyż wiekszośc artystów wymieniona przez Yole to była niestety grupka chłopaków którzy poprzez swoje orgie narkotyczne na scenie wyprawiała takie rzeczy o których zwykłemu śmiertelnikowi się nie śni.Prawdopodobnie dzięki narkotykom powstało też wiele wspaniałych piosenek które dziś są już klasykami.Pytanie brzmi tylko czy można się tak strasznie wzruszac tym wszystkim i porównywać wiele z tych gwiazd do patyczaka jacksona który mało co ma wspólnego z narkotykami.Jedno jest pewne ,narkotyki odgrywały jeśli nawet jeszcze nie odgrywają waznej roli w życiu wielu zespołów o których była mowa w postach.Nie wspomne już nawet o alkocholu......nie ma sensu.
thewiz
Posty: 1256
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 23:46
Skąd: Z gwiazd....

Post autor: thewiz »

Ja mam wlasna teorie na temat playbacku Michaela. Wydaje mi sie ,ze prawda lezy jak zwykle gdzies po srodku. Nie wydaje mi sie,ze spiewanie z playbacku mozna tak po prostu usprawiedliwic skomplikowanymi ukladami tanecznymi ,bo jesli tak robimy ....to MJa mozna bez trudnu przyrownac do gwiazdek w stylu Britney Spears. (Co wielu z Was juz podkreslilo)Dodatkowo dochodzi solidny argument ,ze Michael przeciez spiewal do pewnego momentu w 100% na zywo podczas praktycznie wszystkich wystepow (z malutkimi wyjatkami- vide Motown 25) Dlaczego zatem po 1992 roku przestal spiewac na zywo ? Dlaczego przeszedl na polplayback? (Bo z playbacku w 100 % nie poszla przeciez zadna z jego tras koncertowych, osobiscie proporcje oceniam 70 % playback ,10 % polplaback i te ostatnie 20 % na zywo )
Z drugiej strony tez nie wydaje mi sie,ze wobec Michaela musza obowiazywac standardy zespolow rockowych,na ktore niektorzy z Was chca sie koniecznie powolac. Owszem ,muzyk rockowy traci twarz gdy nie zagra w 100% na zywo. MJ jednak nie jest muzykiem stricte rockowym ,duza czesc jego wystepow to komercja w najczystszym wydaniu ,czesto wrecz kiczowata do bolu.Niewazne,ze kicz jest najwyzszej klasy - pozostanie kiczem. Dlatego jak mowie nie wydaje mi sie ,by standardy dotyczace wielkich gwiazd rocka mozna bylo automatycznie przelozyc na sytuacje MJa.

W zwiazku z powyzszym chce Wam przypomniec ( a niektorych moze poinformowac ) do kiedy MJ spiewal na zywo. Trwalo to nie jak niektorzy mowia do konca trasy Bad,ale do pewnego momentu na trasie Dangerous w 1992 roku (pierwsza czesc trasy) Wtedy to Michael stracil glos.Sprawa byla powazna, bo nie chodzilo o jakis tam drobiazg ..... tylko o duze prawdopodobienstwo ze nie odzyska on juz takiej barwy jak kiedys. Zostalo odwolanych pare koncertow ,potem MJ wrocil na scene by dokonczyc trase Dangerous. Zaczal jednak grac okolo 70 % konceru z playbacku.
Na trasie History MJ zagral 70 % na zywo podczas pierwszej odnogi tej trasy.(1996 rok,w tym Polska) To na drugiej czesci trasy bylo wiecej playbacku.Poza tym pragne Wam zwrocic uwage na koncert dla sultana Brunei. On tez praktycznie w calosci poszedl na zywo.

Jakie z tego wnioski? Czy MJ dostal od lekarzy ultimatum : "Spiewa pan dalej na takich obrotach i wkrotce traci pan naprawde glos,albo troszeczke da pan odpoczynku swoim nadwyrezonym strunom" ? A moze tylko zalecenie odpoczynku przez jakis czas zanim wroci do pelnego wysilku strun glosowych.Na ile to zdarzenie przestraszylo Michaela? Jaki mialo wplyw na jego pozniejsze decyzje?

Pozostawie ten problem do prywatnej oceny kazdego z Was,ale chce tylko podkreslic fakt,ze sytuacja nie jest do ocenienia albo w 100% na tak,albo w 100% na nie.

Czy ktos z Was zna przypadek gwiazdy ,ktora totalnie stracila glos i w zwiazku z tym prawie wogole juz nie spiewa,choc dalej sprzedaje miliony plyt? Bo ja kojarze pana Santane. Kojarze Niemena. Wydaje mi sie ,ze glos mozna stracic. I ze w sumie niewazne ,czy MJ potraktowal sytuacje jako wymowke by sie odciazyc,czy tez po prostu sie przestraszyl .... fakt pozostaje faktem : to nie jest wcale taki jednoznaczny problem.
Awatar użytkownika
Pank
Posty: 2160
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:07

Post autor: Pank »

Po raz pierwszy od wieków przeczytałem większość postów w danym temacie z zainteresowaniem... Oklaski dla tych, którzy wnieśli coś ciekawego i potrafili obiektywnie spojrzeć na sprawę playbacka.

Dla mnie teorią najbliższą prawdzie jest to, że Michael podczas HIStory Tour nie potrafił zaśpiewać tak energicznie niemal wszystkich utworów, jak za Victory, czy Bad... Obawiał się, czy przypadkiem za bardzo nie zafałszuje, co może przysporzyć niepotrzebnych plotek, czy struny głosowe będą w stanie wytrzymać kolejne ponad osiemdziesiąt koncertów. Jednocześnie chciał dalej tańczyć, nie zawieść fanów, promować album dalej, i, rzecz jasna, trochę zarobić. A jako, że wokalistą rockowym nie był i nie jest, zagrożenie, że fani się od niego odwrócą, nie było przecież wielkie...

Wokal Michaela podczas koncertu z Brunei, zaśpiewanym na żywo w nieco większej połowie (to takie logiczne... ;] ), na pewno daleki jest do wokalu Michaela z takiej Yokohamy. Co mnie zawsze zachwyca jednak to końcówka "Earth Song" - MJ udowadnia, że darcie mu całkiem ciekawie wychodzi, nawet po wyczerpującym koncercie.

A jakby wyglądała "Invincible World Tour"? Strach wiedzieć ;]
thewiz pisze:Michael przeciez spiewal do pewnego momentu w 100% na zywo podczas praktycznie wszystkich wystepow
Konkretniej do drugiej części trasy promującej album "Bad", ale "Dangerous"?
thewiz pisze:Na trasie History MJ zagral 70 % na zywo podczas pierwszej odnogi tej trasy.
Ciekawe. Okrzyk w "They don't care about us", fragment "In the closet", "Wanna be startin' somethin'", ostatnie słowa w "Smooth Criminal", końcówka "You are not alone" z półplaybacku, całe "Jackson 5 Medley", końcówka "Billie Jean", końcówka "Beat it" i okrzyk w "HIStory" - to niby 70%? ;]
thewiz pisze:To na drugiej czesci trasy bylo wiecej playbacku.
Hm, a dokładniej?
thewiz pisze:koncert dla sultana Brunei. On tez praktycznie w calosci poszedl na zywo.
Wyrzucając z tracklisty "Smooth Criminal", "Thriller", "The way you make me feel", "Dangerous", "Black or white", zdecydowaną większość "You are not alone", "Man in the mirror" oraz "Earth Song", rzeczywiście koncert byłby praktycznie w całości na żywo ;-)
Xscape pisze:Z wieloma myślami które napisała SUNrise :) zgadzam się w 100% JEDNAK z niektórymi nie mogę się zgodzić gdyż wiekszośc artystów wymieniona przez Yole to była niestety grupka chłopaków którzy poprzez swoje orgie narkotyczne na scenie wyprawiała takie rzeczy o których zwykłemu śmiertelnikowi się nie śni.
Xscape, miejscami mam to samo wrażenie...
Sade pisze:brzmiałoby jak stękanie Mandaryny
Ostatnio na forum ten zwrot należy używać raczej ostrożnie... :]
ODPOWIEDZ