Miał tylko prawie 51 lat i trójkę ukochanych dzieci.Miał dar" kolorowania naszego świata"....ciągle dudni mi w głowie pytanie...dlaczego tak musiało się stać???
Ludzie odpowiedzialni za to moze i nie odpowiedza przed prawem, ale moze chociaz doznaja publicznego potepienia przynajmniej....
WKLEJAM KOLEJNE SWIADETWO
Świadectwo Samanthy
Nie wiem, gdzie rozpocząć moje świadectwo. Jest po prostu za dużo do opowiedzenia i włączone jest w to tyle uczuć, smutku, żalu, złości, zdezorientowania i bezradności. Jednak muszę podzielić się z wami moją historią, dla tego, czego jest to warte. Nie przywróci to Michaela do życia a sępy wokół niego w dalszym ciągu będą walczyć o to, co z niego zostało i jego majątek.
Ta kampania nie ma na celu zatrzymania tego, czego nie da się zatrzymać, ale oddanie Michaelowi sprawiedliwości poprzez powiedzenie komukolwiek możemy, że nie czuł się dobrze i wyciągał do nas ręce, i że teraz jesteśmy mu dłużni choć prawdę poprzez przekazanie wam tego, co nam powiedział i pokazał w ostatnich tygodniach swojego życia. Czy wyrażał swoje wyczerpanie i cierpienie słowami czy oczywistym dla oczu stanem ciała i ducha, wierzę (i nie jestem sama), że to było jego wołanie o pomoc, a nikt wokół niego nie przybył na pomoc, wszyscy zaślepieni chciwością, strachem, własną osobą, lekceważeniem lub choćby brakiem współczucia dla drugiej osoby.
Jestem fanką od ponad 20 lat, ale dopiero przez ostatnie 8 miesięcy życia Michaela byłam tak zwaną „zwolenniczką”, w znaczeniu takim, że podążałam za Michaelem regularnie, jeśli nie codziennie. Widziałam, gdzie chodził, jak się miewał, widziałam też ludzi z jego otoczenia. Widziałam jego stan fizyczny i psychiczny i to, jak szybko w jego kilku ostatnich tygodniach/miesiącach sprawy się pogarszały.
To moje wspomnienie wydarzeń poprzedzających jego śmierć i tego, jak niektórzy z nas, włączając mnie, wiedzieli, że zaczynało brakować mu czasu i znajdował się w wielkim niebezpieczeństwie. Próbowaliśmy interweniować, ale było już za późno.
W listopadzie 2008r., Michael, który zatrzymał się wtedy w hotelu Bel Air, spotkał się z grupą fanów na zewnątrz i rozmawiał z nami dłuższą chwilę, był nawet tak miły, że przyniósł nam jedzenie ze swojej ulubionej restauracji, które tego wieczora zamówił także dla siebie. Wyglądał świetnie, był bardzo spokojny, przytomny. Wyraźnie nic mu nie było. Rozmawiał z nami o różnych rzeczach i wspominał przelotnie o wielu nadchodzących projektach. Nie mieliśmy wtedy jeszcze pojęcia, że zaczęto prace nad koncertami. W następnych kilku tygodniach Michael miał wiele spotkań w hotelu, spotkań, co do których wiedzieliśmy, że dotyczyły Trasy.
Po oficjalnym ogłoszeniu koncertów w Londynie, Michael rozpoczął próby w Center Staging między kwietniem i majem. To jakoś wtedy zaczęliśmy zauważać zależność w częstszych wizytach Michaela w biurze dr Kleina. Wzrost częstotliwości wizyt i czasu ich trwania zaczął niepokoić mnie i innych, szczególnie kiedy zaczęliśmy zauważać wpływ, jaki to na niego miało. Opuszczał ośrodek wyglądając na odurzonego. Zaczęliśmy zdawać sobie sprawę, że zabiegi musiały dotyczyć zmieniających umysł substancji.
Doszło do tego, że niektórzy z nas stwierdzili, że dawanie mu listów od fanów i prezentów po wizytach doktora jest bezsensowne, jako że odsyłał je po prostu podpisane, chociaż wyraźnie były to listy zaadresowane do niego i nie były to zdjęcia od łowców autografów.
W sobotę 25. kwietnia 2009r. coś zaniepokoiło mnie jeszcze bardziej niż zwykle. Po raz pierwszy Michael poszedł spotkać się z dr Kleinem podczas weekendu i to późną porą. Był tam od 17.00 do 21.30.
Kiedy wyszedł z biura dr Kleina, od Michaela silnie czuć było alkohol lub eter, chwiał się na nogach.
29. maja, Michael zabrał kilkoro z nas do Center Staging, by porozmawiać z nami o tym, co się dzieje (po tym, jak kilkoro fanów powiedziało mu, że nie mogli dostać biletów na koncerty, że sprzedaż biletów nie miała sensu, wszystko było jednym wielkim bałaganem i czy Michael o tym wiedział). Powiedział nam, że nie zdawał sobie sprawy z problemu ani z tego, że miejsce, w którym miał się odbyć koncert miało tylko miejsca siedzące, i że coś na to poradzi.
Powiedział nam też, że położył się do łóżka myśląc, że czeka go 10 koncertów, a gdy się obudził, okazało się, że 50! „Zrobili to bez mojej zgody. Zrobili to z oczywistych powodów.” Dodał też: „Harmonogram też jest niewłaściwy. Miał być występ i dzień wolny, występ, dzień wolny, występ, dzień wolny.”
Głos mu się łamał i zaczynał już płakać, złożył ręce do modlitwy i przez chwilę stał w ciszy. Milczeliśmy razem z nim. To była bardzo intensywna chwila, pełna, według mnie, smutku i niepokoju.
Wyszłam stamtąd czując, że nasze obawy były uzasadnione, i czuła tak większość z nas.
Niestety, dzień po tym wyznaniu Michaela pojawiło się ono w prasie. Nie wiemy, jak to się stało, ale AEG szybko odparło zarzuty i nazwało to kłamstwem.
Zbiega się to w czasie również ze zmianą wszystkiego dla naszej małej grupy, która wcześniej miała otwarty kontakt z Michaelem.
Gdy AEG dowiedziało się o tym, co powiedział nam Michael, wszystko się zmieniło.
Ochrona przestała dopuszczać nas do Michaela i nie był on już taki „osiągalny”.
Podczas gdy nasz dostęp do niego został ograniczony (chociaż wciąż mogliśmy go widzieć i jakoś z nim rozmawiać), wizyty doktora stały się częstsze i dostrzegliśmy w nim większą fizyczną zmianę, szczególnie jego wagi. Wyglądał po prostu zbyt chudo i ogólnie rzecz biorąc, coś było nie tak. Nawet zachowanie jego ochroniarzy się zmieniło.
1. czerwca Michael rozpoczął próby w Forum w Inglewood.
Po kilku tygodniach, Michael Amir (osobisty asystent Michaela i jego ochroniarz) powiedział, że Michael jest bardzo zmęczony, nie spał przez cały weekend i AEG wciąż do niego dzwoni.
Jakoś w tym czasie Michael zaczął chodzić na próby coraz później i później, a czasem nawet je odwoływał.
Jednym z takich dni był 12. czerwca. Michael spóźnił się na próbę. Po przybyciu nie zatrzymał się przy nas tak, jak zazwyczaj robił. Niedługo później, ochrona Michaela przyszła sprawdzić, gdzie jesteśmy, minęła nasze samochody przecznicę dalej, gdzie zwykle je parkowaliśmy i czekała. Nie próbowali w żaden sposób powiedzieć nam, co robią. Było wtedy około 20.00-21.00. Koło północy, jeden z jego ochroniarzy, „Biggie”, wyszedł i powiedział nam: „Michael mówi, że to „niebezpieczne”” (?!), i że „Michael nie chciał iść dzisiaj na próbę”, „Jest zmęczony”. Wtedy poproszono nas, żebyśmy ustawili się jeden za drugim, to każdy z osobna będzie mógł spędzić z Michaelem 15 sekund. Nie rozumieliśmy, co się dzieje, ale oczywiście ustawiliśmy się i spędziliśmy tę chwilę z nim. Było bardzo bezosobowo, byliśmy uważnie obserwowani przez jego ochronę.
W kilku ostatnich dniach życia Michaela, pamiętam też, że zauważyłam, że jeden z jego ochroniarzy, Alberto Alvarez, często wyglądał na poruszonego i pocił się z nerwów.
Gdy wypytywaliśmy go, czy z Michaelem wszystko jest w porządku, mówił nam, że Michael jest „skupiony” i przygotowuje się do trasy, i tak naprawdę nie odpowiadał na nasze pytanie. Jednak widzieliśmy, że chodzi o coś więcej, że Michael wyglądał na coraz bardziej zmienionego, odurzonego i wychudzonego, i że jego ochrona czymś się denerwowała. W rzeczywistości, zamiast 2-3 ochroniarzy za bramami jego domu, nagle ich liczba podwoiła się, potroiła i w noc jego śmierci doliczyłam się ich 12.
Coś się działo, coś się zmieniło i wiedzieliśmy, że czas najwyższy działać.
W próbie interwencji, by uratować jego życie, kilka tuzinów fanów (w tym ja) napisało listy do Michaela tydzień przed jego śmiercią. Zamierzaliśmy przekazać mu listy i oświadczenie w imieniu wszystkich jego fanów, którzy czuli, że źle się dzieje.
Wiedzieliśmy, że jego śmierć była kwestią czasu, chyba że podejmiemy jakieś działania. Nikt inny z jego otoczenia wydawał się dbać o niego wystarczająco, żeby to zrobić. Gdy wszystkie listy zostały zebrane i plan był na swoim miejscu, zdecydowaliśmy się interweniować 24. czerwca 2009r.
Rzeczywiście udało nam się przekazać mu je do rąk tego popołudnia. To tej nocy widziałam go po raz ostatni, gdy opuszczał Staples Center około godziny 1.30 25. czerwca 2009r.
Tak wyglądał mój list do niego:
Michael,
Podziwiam Cię i kocham od kiedy miałam 14 lat, kiedy to po raz pierwszy uratowałeś mi życie.
Ratowałeś je cały czas, przez lata, choć musi to brzmieć bezceremonialnie i dziwnie dla kogoś, kto mnie nawet „nie zna”. Dawałeś mi chęć życia, nadzieję i siłę.
A teraz moja kolej, kolej nas wszystkich, by zaopiekować się Tobą i powiedzieć Ci, że jesteśmy tutaj dla Ciebie i chcemy pomóc.
Proszę zrozum, że kochamy Cię tak bardzo, że nie możemy pozwolić sobie na utratę Ciebie. Tak wiele dla nas znaczysz, że cierpimy widząc Cię nieszczęśliwego, takiego, jakim widzimy Cię od jakiegoś czasu, pomimo że skrzętnie próbujesz to ukryć. Czujemy i widzimy, że dzieje się coś złego.
Michael, nigdy nie rób niczego, czego NIE CHCESZ robić, czy chodzi o koncerty, czy o cokolwiek innego, co ludzie chcą byś robił, by zarobić na tym pieniądze.
Nie pozwól nikomu ani niczemu stresować Cię do tego stopnia, że nie możesz spać, martwisz się lub robisz cokolwiek innego, co ostatecznie ma wpływ na Twoje zdrowie. Nic nie jest tego warte i nie musisz nam niczego udowadniać.
Spłaciłeś już swoje długi, więcej niż jednokrotnie.
Potrzebuję Cię i kocham tak głęboko i prawdziwie, wszyscy Cię kochamy.
Samantha
Chcę zakończyć to wyjaśniając jedno. Nie mówię, że Michael wydawał się odurzony lub pod wpływem narkotyków cały czas. Chcę, żeby wszyscy to zrozumieli. NIE postrzegaliśmy go jak ćpuna. Byliśmy po prostu zmartwieni (podczas pewnego okresu), że był zbyt zestresowany i ciążyła na nim zbyt duża presja, by mógł jeść i funkcjonować bez lekarstw, i że ludzie wokół niego wiedzieli, że nie czuje się dobrze, jednak woleli przymykać oczy dla korzyści finansowych i Bóg jeden wie z jakich jeszcze powodów. Ale wiem, co widziałam i wiem, że nie był to zdrowy, szczęśliwy, sprawny fizycznie mężczyzna gotowy wyjść na scenę niecałe 3 tygodnie później, i oni też dobrze o tym wiedzieli. Czas, żeby prawda wyszła na jaw.
Samantha