Playback
Moderatorzy: DaX, Sephiroth820, MJowitek, majkelzawszespoko, LittleDevil
Jeśli chodzi o Jacksona i playback to ja mógłbym próbować bronić ogółu, ale kilka poszczególnych wykonań raczej się nie da.
Po pierwsze jednak chciałbym obronić trochę trasy History a szczególnie Dangerous. To wielkie uproszczenie powiedzieć, że w obu tych przypadkach w 90 % był playback. Na trasie Dangerous następujące utwory były na żywo : 1 Wanna be startin somethin, 2 Human nature, 3 I just can't stop loving you, 4 She's out of my life, 5 I want you back/The love you save, 6 I'll be there, 7 Billie Jean, 8 Working day and night, 9 Beat It oraz końcówka Man in the mirror. Jest to ponad 50 % na żywo, reszta to playback. Trasa Dangerous to nie był żaden cyrk, to była ulepszona technicznie i choreograficznie trasa Bad jeśli można tak
powiedzieć. Większość była na żywo i było miejsce też na spontaniczność wielokrotnie (Working....Billie....Man in....). Daltego nie zgadzam się, że to jakiś plastik. Michael śpierwał w większości przypadków bardzo dobrze, chórki też były na żywo i muza to samo. Oczywiście szkoda, że nie zaśpiewał wszystkiego na żywo, ale o tym za chwilę. Na trasie History rzeczywiście to już był bardziej show niż koncert muzyczny. Na żywo były jedynie Wanna be.... i I want you back/The love....I'll be there oraz niektóre końcówki co daje ok 20 % tylko live. Fakt to jest mało i szkoda, że niektórych kawałków nie usłyszeliśmy na żywo. Szczególnie mnie wkurzają wykonania, które kiedyś śpiewał live a potem zaczął z playbacku np Billie Jean. Natomiast takie Jam z playbacku na Dangerous brzmiało jakoś tak wporządku, pewnie dlatego, że to była nowa pisenka i nie wiedzieliśmy jakby brzmiała na żywo. To samo z Black Or white. To jest nawet ciężko odróżnić. Niemniej jednak niektórych wykonań nie
jestem w stanie usprawiedliwić a zdarzało ich się wiele. Przykładem może być Heal the world na gali u Clintona w 92 roku, któro o dziwo zostało zaśpiewane z playbacku zaraz po Gone too soon, któro było na żywo. Czy Jackson wtedy nie miał siły, energii na jedną balladę ? Takich sytuacji można mnożyć. Zgadzam się z wszystkimi którzy trochę pojechali po Michaelu za ten playback. Jednak jakbym go poniekąd usprawiedliwił ? On jest artystą, który używa głosu praktycznie od 5 roku życia. Lata 70te to najbardziej intensywny okres w jego karierze. Ciągłe sesje studyjne, mnóstwo powtórzeń, trasy koncertowe, występy dla telewizji. Jednym słowem głos eksploatowany na maksa i w dodatku w stylu soul, gdzie trzeba się sporo namęczyć. Z Jacksonem jest trochę dziwna sprawa bo wydaje się ludziom, że on się zaczął w latach 80tych i że powinien dalej nagrywać tak jak np Madonna. Tymczasem Jackson rozważał, że trasa Victory bedzie jego ostatnią, bo on już osiągnął właściwie wszystko.
Niewątpliwie na początku lat 90tych miał on trochę problemów z tym głosem. Słyszałem np, że po trasie Dangerous go stracił !!! Grożnie to brzmi, prawda ? Być może musiał zacząć się oszczędzać no i przy jego stylu estradowym to było wręcz wskazane, zwłaszcza przy tych szybkich piosenkach. Trzeba też wziąść pod uwagę to, że może nie jest on najmocniejszym człowikiem. Pewnie jest trochę chorowity, delikatny. Nie to co James Hetfield, czy Steven Tyler. Każdy człowiek jest inny i nasz Michael nie wydaje mi się takim silnym fizycznie człowiekiem. Niektórzy powiedzą, że wtedy się nie powinno grać koncertów. No niby tak, to prawda, ale tu były jeszcze te sprawy finansowe, reklamowe, komercyjne, nie można było po prostu tak przestać i tego przerwać. Dla mnie mimo wszystko lepszy jest przyjazd do Polski podczas trasy History niż jakby miał wogóle nie przyjechać. Mówie mimo wszystko. Poza tym będąc jego fanami jesteśmy gotowi usprawiedliwić bardzo wiele i wybaczyć także sporo. Nie odwrócimy się od niego bo śpiewa z playbacku na takiej samej zasadzie jak nie odwróciliśmy się do niego jak malował się i zmianiał oprawę oczu. Prawdziwy facet takich rzeczy nie robi, tak jak prawdziwy artysta nie używa playbacku. Ale to jest
Michael, jest trochę inny, ale myśle, że miał na tyle inny życiorys od innych ludzi, że jak się go w dużej mierze pozna, to się go zrozumie, przynajmniej w większości. Ja też się bardzo wkurzam jak Michael używa tego nieszczęsnego playbacku i chciałbym, żeby się to zmieniło. Mam nadzieję, że ostatnimi czasy ten jego głos trochę odpoczął i się zregenerował i że jeszcze zaśpiewa na żywo nie jedną piosenkę. Ja np. czekam na koncert typu Unplugged, gdzie powinno być rzecz jasna wszystko live, a Michael kiedyś w wywiadzie nie wykluczył, że i takie koncerty mógłby dawać. Zapomniałem jeszcze powiedzieć że Michael
niestety za bardzo wpadł w ten typ gwiazdy pop, gdzie playback jest jak chleb powszedni. Dziś nawet raperzy rapują z playbacku. (jak to brzmi :)Michael jest blisko tego środowiska i narazie trochę odległe mu sa chyba klimaty, żywej, dynamicznej muzyki, granej i wykonywanej na żywo. Szkoda, bo powiniem brac wzór chociażby z Princa czy Robbiego Williamsa. Zobaczymy jak to w przyszłości bedzie. To tyle z mojej strony.
Po pierwsze jednak chciałbym obronić trochę trasy History a szczególnie Dangerous. To wielkie uproszczenie powiedzieć, że w obu tych przypadkach w 90 % był playback. Na trasie Dangerous następujące utwory były na żywo : 1 Wanna be startin somethin, 2 Human nature, 3 I just can't stop loving you, 4 She's out of my life, 5 I want you back/The love you save, 6 I'll be there, 7 Billie Jean, 8 Working day and night, 9 Beat It oraz końcówka Man in the mirror. Jest to ponad 50 % na żywo, reszta to playback. Trasa Dangerous to nie był żaden cyrk, to była ulepszona technicznie i choreograficznie trasa Bad jeśli można tak
powiedzieć. Większość była na żywo i było miejsce też na spontaniczność wielokrotnie (Working....Billie....Man in....). Daltego nie zgadzam się, że to jakiś plastik. Michael śpierwał w większości przypadków bardzo dobrze, chórki też były na żywo i muza to samo. Oczywiście szkoda, że nie zaśpiewał wszystkiego na żywo, ale o tym za chwilę. Na trasie History rzeczywiście to już był bardziej show niż koncert muzyczny. Na żywo były jedynie Wanna be.... i I want you back/The love....I'll be there oraz niektóre końcówki co daje ok 20 % tylko live. Fakt to jest mało i szkoda, że niektórych kawałków nie usłyszeliśmy na żywo. Szczególnie mnie wkurzają wykonania, które kiedyś śpiewał live a potem zaczął z playbacku np Billie Jean. Natomiast takie Jam z playbacku na Dangerous brzmiało jakoś tak wporządku, pewnie dlatego, że to była nowa pisenka i nie wiedzieliśmy jakby brzmiała na żywo. To samo z Black Or white. To jest nawet ciężko odróżnić. Niemniej jednak niektórych wykonań nie
jestem w stanie usprawiedliwić a zdarzało ich się wiele. Przykładem może być Heal the world na gali u Clintona w 92 roku, któro o dziwo zostało zaśpiewane z playbacku zaraz po Gone too soon, któro było na żywo. Czy Jackson wtedy nie miał siły, energii na jedną balladę ? Takich sytuacji można mnożyć. Zgadzam się z wszystkimi którzy trochę pojechali po Michaelu za ten playback. Jednak jakbym go poniekąd usprawiedliwił ? On jest artystą, który używa głosu praktycznie od 5 roku życia. Lata 70te to najbardziej intensywny okres w jego karierze. Ciągłe sesje studyjne, mnóstwo powtórzeń, trasy koncertowe, występy dla telewizji. Jednym słowem głos eksploatowany na maksa i w dodatku w stylu soul, gdzie trzeba się sporo namęczyć. Z Jacksonem jest trochę dziwna sprawa bo wydaje się ludziom, że on się zaczął w latach 80tych i że powinien dalej nagrywać tak jak np Madonna. Tymczasem Jackson rozważał, że trasa Victory bedzie jego ostatnią, bo on już osiągnął właściwie wszystko.
Niewątpliwie na początku lat 90tych miał on trochę problemów z tym głosem. Słyszałem np, że po trasie Dangerous go stracił !!! Grożnie to brzmi, prawda ? Być może musiał zacząć się oszczędzać no i przy jego stylu estradowym to było wręcz wskazane, zwłaszcza przy tych szybkich piosenkach. Trzeba też wziąść pod uwagę to, że może nie jest on najmocniejszym człowikiem. Pewnie jest trochę chorowity, delikatny. Nie to co James Hetfield, czy Steven Tyler. Każdy człowiek jest inny i nasz Michael nie wydaje mi się takim silnym fizycznie człowiekiem. Niektórzy powiedzą, że wtedy się nie powinno grać koncertów. No niby tak, to prawda, ale tu były jeszcze te sprawy finansowe, reklamowe, komercyjne, nie można było po prostu tak przestać i tego przerwać. Dla mnie mimo wszystko lepszy jest przyjazd do Polski podczas trasy History niż jakby miał wogóle nie przyjechać. Mówie mimo wszystko. Poza tym będąc jego fanami jesteśmy gotowi usprawiedliwić bardzo wiele i wybaczyć także sporo. Nie odwrócimy się od niego bo śpiewa z playbacku na takiej samej zasadzie jak nie odwróciliśmy się do niego jak malował się i zmianiał oprawę oczu. Prawdziwy facet takich rzeczy nie robi, tak jak prawdziwy artysta nie używa playbacku. Ale to jest
Michael, jest trochę inny, ale myśle, że miał na tyle inny życiorys od innych ludzi, że jak się go w dużej mierze pozna, to się go zrozumie, przynajmniej w większości. Ja też się bardzo wkurzam jak Michael używa tego nieszczęsnego playbacku i chciałbym, żeby się to zmieniło. Mam nadzieję, że ostatnimi czasy ten jego głos trochę odpoczął i się zregenerował i że jeszcze zaśpiewa na żywo nie jedną piosenkę. Ja np. czekam na koncert typu Unplugged, gdzie powinno być rzecz jasna wszystko live, a Michael kiedyś w wywiadzie nie wykluczył, że i takie koncerty mógłby dawać. Zapomniałem jeszcze powiedzieć że Michael
niestety za bardzo wpadł w ten typ gwiazdy pop, gdzie playback jest jak chleb powszedni. Dziś nawet raperzy rapują z playbacku. (jak to brzmi :)Michael jest blisko tego środowiska i narazie trochę odległe mu sa chyba klimaty, żywej, dynamicznej muzyki, granej i wykonywanej na żywo. Szkoda, bo powiniem brac wzór chociażby z Princa czy Robbiego Williamsa. Zobaczymy jak to w przyszłości bedzie. To tyle z mojej strony.
Narkotyki narkotykami Xscape. Mówimy o śpiewaniu z playbacku, a palyback do narkotyków to się nie ma w ogóle nijak. Co do tej "większości zespołów, które wymieniłam i które przed koncertami miały niby uprawiać orgie narkotyczne" - jedna wielka przesada. Wszystkie zespoły które wymieniłam (jeśli nadal istnieją) nie miały w ogóle lub już od lat nie mają zupełnie nic wspólnego z narkotykami. A jeśli mieli to na scenę naćpani raczej nie wychodzili. A jeśli wychodzili to te narkotyki więcej im przeszkadzały niż pomagały.Xscape pisze:ale michael jackson przed koncertami nie faszerował się jakimiś specjalnymi dopalaczami. Większość z tych zespołów przed koncertami uprawiała orgie narkotyczne.
GN'R ćpali w samych początkach swojego istnienia ogromnie, ale zanim zaczęła się ich prawdziwa i wielka kariera byli już absolutnie czyści. Już w 1988 r. Slash mówił o narkotykach: "Zaczęlismy z narkotykami bo musieliśmy tego spróbować, z ciekawości. Nie istniałby dziś jednak zespół Guns N' Roses gdybyśmy nie poszli na odwyk i tego nie rzucili". Jedynie Adler nie chciał się podporządkować więc został wykopany z zespołu. Axl Rose absolutnie nie tolerował w swoim zespole tak narkotyków jak i alkoholu (sam zresztą jako jedyny z zespołu nigdy nie był na poważnie uzależniony ani od jednego ani od drugiego), nigdy nie wyszedłby na scenę gdyby wcześniej jakikolwiek członek z jego zespołu coś wziął. W czasach ich największej świetności i największego tournee 1991-1993 nikt z zespołu już od lat nie brał narkotyków. Więc narkotyki z ich energią na scenie nie miały ze sobą nic wspólnego. Wręcz przeciwnie ich żywiołowość brała się z ich zdrowego trybu życia. Axl wstawał wcześnie rano i szedł na jogging, ten facet był niesamowicie wysportowany, przez cały ponad dwugodzinny koncert nieustannie biegał po scenie i śpiewał - a to że nie łapał zadyszki to właśnie przez bieganie, i ćwiczenia, które zwiększają wydolność płuc... np. ludzie którzy chodzą wysoko po górach gdzie jest rozrzedzony tlen, też muszą na co dzień biegać, żeby nie mieć problemów z oddychaniem. Duff i Slash to samo: biegali, pływali i uprawiali inne sporty i - to właśnie Sport był tym co przyczyniało sie do ich rewelacyjnej kondycji podczas trasy Illusion, a nie żadne narkotyki. Trasy, która trwała 3 lata i na której zagrali na świecie więcej koncertów niż MJ na Dangerous Tour, w dodatku wszystko grali i śpiewali na żywca. Gdyby tylko chodzili po scenie w kowbojskich butach i robili ładne cyrkowe choreografie, a muzykę mieliby w dupie, to to wszystko byłoby nic nie warte, niczego by nie osiągnęli.
Historię Jaggera też znam doskonale. To, że kiedyś Mick Jagger brał ja to doskonale wiem, ale on nie bierze już od ponad 25 lat albo dłużej. Ma dziś ponad 60 lat i ciągle na scenie jest w doskonałej formie, i absolutnie nie dzięki narkotykom. Na narkotykach się daleko nie zajedzie. Jagger to taki gość, który wszystko traktuje strasznie poważnie, wszystko musi mieć pod kontrolą. To jest taki facet, który schodzi ze sceny i od razu siada do papierkowej roboty, sprawdza dosłownie wszystko, każdy najmniejszy szczegół począwszy od tego ile zarabia chórek aż po to ile zespół który ich supportuje musi zapłacić za wynajęcie jakiejś części aparatury nagłaśniającej. Wszystko i o wszystkim decyduje jest absolutnym szefem w zespole. A do tego musi mieć czysty umysł. U Jaggera od wieków nie ma o narkotykach mowy.
Steven Tyler i Aerosmith nie tylko narkotyków ale nawet alkoholu nie piją. Są abstynentami. Od końca lat 70'tych aktywnie uczestniczą w kampani antynarkotykowej, są wręcz fanatycznymi zwolennikami zdrowego trybu życia. W latach 80'tych gdy Gunsi supportowali Aerosmith Slash wtedy (jeszcze alkoholik) użalał się, że na trasie jest ogólnie nudno, bo z Tylerem nie idzie się nawet kieliszka wina napić, gdyż Tyler to abstynent i razem z zespołem po koncercie idzie spać, by być w dobrej formie na koncert dnia następnego. To samo Nikki Sixx z Motley Cure.
U2 nie mają i nigdy nie mieli absolutnie nic wspólnego z narkotykami, ani alkoholem. To samo Bruce Springsteen utrzymuje i zawsze utrzymywał bardzo wysoki poziom bez narkotyków. Joe Cocker, Eric Clapton (no Clapton brał, ale nawet gdy brał to nagrał w tym momencie kilka wspaniałych albumów), McCartney, Michael Stripe HIM, Metallica i inni już nie będę wszystkich po kolei wymieniać znam ich biografie i historie ich "muzykowania" na tyle, że zapewniam Cię iż nawet jeśli kiedyś czegoś próbowali to obecnie niczym się nie faszerują, a wciąż dają niesamowite koncerty, mimo iż wielu z nich jest już mocno po 40-stce albo jeszcze parę dekad starszych. Ogólnie rzecz biorąc nigdy nie widziałam artysty, który nie rzuciłby nałogu, gdy zrobił karierę, w przeciwnym razie on zniszczyłby mu życie i karierę.
Co do Morrisona już wolę słuchać naćpanego Morrisona, który był naturalny i prawdziwy w tym co robił i przede wszystkim grał na żywo niż pop wykonawców z przedziwnymi choreografiami, którzy nie potrafią wyjść na scenę i zagrać jednej przyzwoitej nuty. Poza tym jeśli już o tych narkotykach, to jestem przekonana, że wielu popowych wykonawców też bierze narkotyki, zresztą jest sporo takich przypadków znanych. A mimo to, jakoś nie spieszy się im do śpiewania na koncertach na żywo. A to oznacza, że tutaj chodzi o prawdziwy talent do grania muzyki, a nie o to, czy ktoś coś tam sobie bierze czy nie. A taki Morrison miał wielki talent. A zresztą, swoją drogą... nas chyba powinno interesować to, co muzycy robią na scenie, a nie to, jaki tryb życia prowadzą poza nią. Jak idę na koncert Velvet Revolver to chcę usłyszeć dobrze zagraną muzykę, dostać coś za co zapłaciłam. Slash ma pokazać, że umie grać na gitarze, a Weiland że umie śpiewać. A to czy po koncercie idą medytować czy też łykać kilo heroiny to mnie nie interesuje - najważniejsza jest muzyka.
Ja myślę, że gdyby MJ śpiewał na żywo, to playback byłby tu potępiany, ale skoro sobie śpiewa tak a nie inaczej, to playback jest oczywiście w porządku i niektórzy próbują go usprawiedliwiać na wiele różnych sposobów. Ja nie popieram. Całkiem jak dla mnie niepojęty punkt widzenia. Mam od wieków na ten temat inną teorię, właśnie taką jaką mają muzycy rockowi - gramy na scenie dotąd dopóki będziemy w stanie to robić. Jest wielu wokalistów którzy mieli ogromne problemy zdrowotne, guzki na krtani i różne podobne rzeczy, ale mimo to wychodzili na scenę i śpiewali, nawet jeśli groziło to całkowitą utratą głosu.
No ale cóż, fani słuchający popu, z fanami rocka chyba się nigdy nie dogadają, to zupełnie dwa różne światy i nasze punkty widzenia się nie zejdą. My zawsze będziemy mieć ogromną niechęć do sztuczności, do artystów którzy robią rzeczy, które są przede wszystkim na sprzedaż. Pamiętam, że raz Kazik był zmuszony przez organizatorów, na jakimś koncercie by zaśpiewać z playbacku. Nie protestował, tylko wyszedł i zaśpiewał, jednak zamiast mikrofonu miał... suszarkę do włosów, ponieważ chciał być fair w stosunku do fanów, nie chciał ich oszukiwać, że niby śpiewa live i tym samym chciał pokazać jaki poziom mają imprezy, które odbywają się z playbacku... W takim wypadku cel jego występu, mimo, że z playbacku jest usprawiedliwiony i do zaakceptowania. Nie mógł wystąpić na żywo ok., ale też nie miał sumienia żeby oszukiwać swoją publiczność. Była z tą suszarką później w mediach taka afera, że w wiadomościach o tym nawet mówili. Można przeczytać też sobie o tym w książce Kult Kazika, gdzie Kazik mówi, że ten występ z playbacku był dla niego największym obciachem. Jeśli MJ obawiał się o swój głos, jak tutaj ktoś twierdzi, a nie chciał odwoływać trasy, to byłoby bardziej fair gdyby powiedział fanom "I love you, ale będę jechał z playbacku. Enjoy!". No ale, nie wszystkich artystów stać na to, żeby się głośno przed swoją publicznością do tego przyznać. W tym momencie można by zadać pytanie, co tak naprawdę jest dla niego ważniejsze: wykonywanie muzyki i bycie szczerym z fanami, czy robienie przedstawień na scenie, skoro podczas występów muzykę spycha na dalszy plan, kosztem np. wkładania maski w Thrillerze. Zwłaszcza jak się stoi na koncercie daleko i nie widać co się dzieje na scenie - wtedy chociaż można by było usłyszeć jego głos, gdyby nie było playbacku.
Albo inny "plejbeckowy przypadek z klasą", który kiedyś widziałam z roweru Błażeja czy jak to się nazywało. Zaprosili tam do studia kiedyś jakiś zespół metalowy... Chłopaki stanęli na scenie z mikrofonem przy instrumentach, przez chwilę udają, że grają wszystko luz jakby prawidłowo jechali z playbacku... Zaczynają drugą zwrotkę i.... podnoszą gitary, gość zza perkusji wstaje, ten co miał śpiewać wyrzuca mikrofon i patrzy się w kamerę, a muzyka dalej gra. Zaczęli tańczyć jakieś disco polo kręcili się w kółko.....a w tv leciała piosenka z wokalem z gitarami, normalnie jak z płyty. Trochę ci co byli tam w tym studio mieli dziwne miny po tym występie... Ale to co zrobili było genialne dla mnie oni wygrali. Olali cały ten program nie dali się komercji. Tym bardziej, że na początku nic nie dali po sobie poznać, w ogóle nic nie wskazywało, że coś takiego zrobią.
Ogólnie najśmieszniejsze jest to, jak w TV zapowiadają, że w jakimś tam programie gościnnie wystąpią i zagrają na żywo jakieś tam gwiazdy, po czym właśnie jest taki playback. Ja nie wiem, czy ktoś się na to nabiera. Jaja sobie robią z ludzi w ogóle szkoda słów.
Albo było też raz fajnie jak Slayer grając na koncercie na Wembley miał nakręcić klip do piosenki "War Ensemble" - taki clip koncertowy z publicznością. Gdy Tom oświadczył publiczności, że będą musieli puścić wokal z taśmy, ta zgotowała im takie gwizdy, że w końcu zmieniono "scenariusz" i zespół zagrał w 100% na żywo. I super, bo wszystko zabrzmiało dużo fajniej niż na studyjnej płycie.
bez przesadyzmu Michael jest genialnym twórca. Ja po prostu mam mu troche za złe że posługiwał sie podkładem podczas swoich 2 ostatnich tras. Dla mnie to jest minus, ktoś inny nie widzi różnicy a jeszcze inna osoba uważa to za plus bo śpiewanie na żywo niszczy wg. niej ducha utworu. Dla mnie prawdziwym majstersztykiem była trasa bad i wcześniejsze bo Michael podczas niich improwizował, bawił sie swym głosem itp. Playback jest sztuczny i z tym kazdy sie zgodzi. Są ludzie którzy potrafią tańczyć jak Michael natomiast nikt na świecie nie ma takiego głosu. Dlatego usłyszenie prawdziwego głosu Michaela jest dla mnie takie wazne.
Peace brothers and sisters :)
Peace brothers and sisters :)
Boli!
Ale cóż zrobić? Chłop się starzeje. ma omal 50 i traci głos. Tina śpiewała dłużej, ale później zaczęła. Wynik podobny jeśli chodzi o lata "darcia się na secenie". Mam jednak dość playbacku. Michałek nasz, jest jednak amerykaninem, przesiąkł plastikowym światem i nie pojmuje, że np. w Polsce ( wogóle w Europie ) coraz mniej lubimy cyrk, a pragniemy kontaktu z ARTYSTĄ. Tej jedynej atmosfery, jaką wytworzy na kocercie. I niech - broń boże - nie śpiewa jak na albumie!!!!! Niech improwizuje, niech swoim głosem, interpretacją zbuduje "chwilę", którą zapamiętamy na długo. Niech złapie dech, pomiędzy piosenkami na rozmowę z publicznością. Przecież tego pragniemy!!! niech opowie o sobie, niech puści anegdotę. tego Michaelowi brak. I.... to nie profesjonalizm, lecz....boję się to powiedzieć.
Zamiast tego sztab ludzi od techniki, moonwalk w Billie Jean, który tańczy juz każdy. ( rozumiem - klasyka, ale coś nowego wprawiłoby nas w zachwyt - a fani dalej drą się na tym kawałku, jakby pierwszy raz to widzieli, myśląc, że robią tym coś wspaniałego ). Zamiast anegdot - "I love you" - tak juz oklapłe. Zamiast refleksji nad nowym, coraz więcej Boga i cytatów o Jezusie. Czy Michael dewocieje na starość? Przeciez takie wrażenie można odnieść. Polskie History Tour. Tak czekaliśmy na choćby najbardziej pokaleczone "dziękuję", a tu tylko: I love you, I love you.......". Rozczarowanie. Kolejne.
Przeszedł ostatnio straszny czas, a my razem z nim. I głęboko wierzę, że ten czas był po to, by zastanowił się nad sobą. Nad zmianami. I nie o tych zmianach w lustrze mówię - bo już mamy ich wszyscy dość, a o tych w duchu, co przekłada się na ekspresję.
Nie chcę, aby Michael zaprzeczał swojemu wiekowi i tańczył jak podlotek przez 2 godziny. Nie chcę aby śpiew na realu był taki jak podczas występu XXXlecia. Chcę, by on dojrzał, tak, jak to zrobił świat dokoła. I zaśpiewał swoim obecnym głosem, nie nadwyrężonym.Zaśpiewał mniej, za to prawdziwych, z klimatem koncertów. To juz nie jest tak, że on nam robi łaskę spiewając. On ma zaspokajać nas prawdziwym spiewem, a my mu to odwzajemniniamy brawami i uwielbieniem. Za bardzo uwierzył w siebie, oby to była juz przeszłość.
Za lat osiemdziesiątych żygałem już koncetem życzeń w TV, szarością na ulicach i zaniedbanymi polakami. Często śmierdzącymi, ze srebrnym usmiechem. I tu pojawiła się jakże magnetyzująca postać Michaela. Zdrowe zęby, zadbana, odważna i oryginalna fryzura, taniec, spiew.... Wszystko!!!! Można poprawić urodę. tylko, że teraz jest kolorowo. Poprawiamy urode u fryzjerów, dentystów czy nawet u chirurga. Upływający czas rysuje nam sie na twarzach i kształuje światopogląd, zdobywamy wiedzę i podążamy za nowym. Szukamy siebie nowych, nowych wrażeń, uduchowienia, a czasy cyrków ( pomino, że i my nie mięliśmy dzieciństwa ) mamy za sobą. Bywam zdziecinniały - typowa retrospektywna rekompensacja braku dzieciństwa. Ale jestem dorosły. Pracuję i robię to najlepiej jak potrafię. Nawet sprzedawca ( którym nie jestem ) szkoli się, wprowadza innowacje, by nadążyc za potrzebami klienta. Nikt nie wyobraża już sobie sytuacji, że wchodzi do sklepu i prosi o prasę, a ekspedientka z "ryjem" każe mu czekać, bo teraz je. A Michałek ciągle oczekuje, że pojawi się, odwali moonwalk, zaśpiewa do playbacku sprzed 20 lat i jest ok. A fani mu jeszcze klaszczą. Sklepikarz straciłby klientów. Michael też traci fanów. Więc czekam z duszą na ramieniu, że mój bohater dojrzeje. Że pojmie ile ma lat i na co może sobie pozwolić. A fani to nie liczby w $ tylko jego chleb. beziemy smaczni, jeśli nas nie zasuszy. Takie jest moje zdanie.
Zamiast tego sztab ludzi od techniki, moonwalk w Billie Jean, który tańczy juz każdy. ( rozumiem - klasyka, ale coś nowego wprawiłoby nas w zachwyt - a fani dalej drą się na tym kawałku, jakby pierwszy raz to widzieli, myśląc, że robią tym coś wspaniałego ). Zamiast anegdot - "I love you" - tak juz oklapłe. Zamiast refleksji nad nowym, coraz więcej Boga i cytatów o Jezusie. Czy Michael dewocieje na starość? Przeciez takie wrażenie można odnieść. Polskie History Tour. Tak czekaliśmy na choćby najbardziej pokaleczone "dziękuję", a tu tylko: I love you, I love you.......". Rozczarowanie. Kolejne.
Przeszedł ostatnio straszny czas, a my razem z nim. I głęboko wierzę, że ten czas był po to, by zastanowił się nad sobą. Nad zmianami. I nie o tych zmianach w lustrze mówię - bo już mamy ich wszyscy dość, a o tych w duchu, co przekłada się na ekspresję.
Nie chcę, aby Michael zaprzeczał swojemu wiekowi i tańczył jak podlotek przez 2 godziny. Nie chcę aby śpiew na realu był taki jak podczas występu XXXlecia. Chcę, by on dojrzał, tak, jak to zrobił świat dokoła. I zaśpiewał swoim obecnym głosem, nie nadwyrężonym.Zaśpiewał mniej, za to prawdziwych, z klimatem koncertów. To juz nie jest tak, że on nam robi łaskę spiewając. On ma zaspokajać nas prawdziwym spiewem, a my mu to odwzajemniniamy brawami i uwielbieniem. Za bardzo uwierzył w siebie, oby to była juz przeszłość.
Za lat osiemdziesiątych żygałem już koncetem życzeń w TV, szarością na ulicach i zaniedbanymi polakami. Często śmierdzącymi, ze srebrnym usmiechem. I tu pojawiła się jakże magnetyzująca postać Michaela. Zdrowe zęby, zadbana, odważna i oryginalna fryzura, taniec, spiew.... Wszystko!!!! Można poprawić urodę. tylko, że teraz jest kolorowo. Poprawiamy urode u fryzjerów, dentystów czy nawet u chirurga. Upływający czas rysuje nam sie na twarzach i kształuje światopogląd, zdobywamy wiedzę i podążamy za nowym. Szukamy siebie nowych, nowych wrażeń, uduchowienia, a czasy cyrków ( pomino, że i my nie mięliśmy dzieciństwa ) mamy za sobą. Bywam zdziecinniały - typowa retrospektywna rekompensacja braku dzieciństwa. Ale jestem dorosły. Pracuję i robię to najlepiej jak potrafię. Nawet sprzedawca ( którym nie jestem ) szkoli się, wprowadza innowacje, by nadążyc za potrzebami klienta. Nikt nie wyobraża już sobie sytuacji, że wchodzi do sklepu i prosi o prasę, a ekspedientka z "ryjem" każe mu czekać, bo teraz je. A Michałek ciągle oczekuje, że pojawi się, odwali moonwalk, zaśpiewa do playbacku sprzed 20 lat i jest ok. A fani mu jeszcze klaszczą. Sklepikarz straciłby klientów. Michael też traci fanów. Więc czekam z duszą na ramieniu, że mój bohater dojrzeje. Że pojmie ile ma lat i na co może sobie pozwolić. A fani to nie liczby w $ tylko jego chleb. beziemy smaczni, jeśli nas nie zasuszy. Takie jest moje zdanie.
Ostatnio zmieniony wt, 13 gru 2005, 21:48 przez blender, łącznie zmieniany 1 raz.
- Terminator
- Posty: 105
- Rejestracja: ndz, 30 paź 2005, 10:37
- Skąd: Warszawa
Może, okaze, się ignorantem, bądź kimś w tym stylu, ale: Wolę, myśliec i być przekoanym, że było wszystko Live, choc sam wiem kiedy był playback, bo to mnie bardziej cieszy, mam gdzies czy śpiewał więcej z playback czy nie, po prostu, Kocham to widziec inaczej niż wy to zauważyliście, bo zakochałem się w trasie HIStory, i wole o niej myślec jak dotąd: Świetna i mało playback'u. takie jest moje zdanie, nie chcę wiedziec gdzie spiewał z playa a gdzie nie, bo juz inaczej sie to ogląda, wiec nawet nie chce pamiętac, jakie utwory były z play. Cieszę, sie ta trasa taka jaka jest i tyle, nie zważam na playe, i głupio troszkę to zauważac, bo koncert w tedy po kilkunastu latach robi się.... nie taki, jak bym to okreslił.
"LIES RUN SPRINTS, BUT THE TRUTH RUNS MARATHONS"- Michael Jackson
http://www.youtube.com/user/ktossomeone
http://www.youtube.com/user/ktossomeone
Musze przyznać, że śmieszy mnie trochę to licytowanie się niekt orych os ob o to w ilu procentach Michael spiewał z playbacku, a w ilu nie śpiewał. Tak jakby to, że śpiewał w 49% mniej mu uwłaczało niz gdyby robił to w 51%. Przeczytałam cały temat i cos mi się wydaje, że w tej dyskusji chodzi chyba o sam fakt, że dawał koncerty z playbacku, niewazne w ilu procentach i cz to w porządku wobec nas fanów, że tak postepował. Faktem jest i każdy kto ma słuch to nie może zaprzeczyc temu, że ostatnie dwie trasy to był ewidentny playback. Był wokal z playbacku, ale przede wszystkim muzyka leciała z tasmy i tu chyba nie ma się co spierać, że to wszystko było wcześniej nagrane, zmiksowane, zapisane na taśmie i na koncertach jedynie odtwarzane.
A np. te charytatywne koncerty z 1999 roku? Niewiele piosenek tam śpiewał, nawet nie tańczył zbytnio, to nie był wielki koncert (tylko cel był wielki), a i tak wszystko zrobił w pełni z playbacku. No i ta pojawiająca się na scenie ekipa jego makijarzystów i wizarzystów grrrr, trochę odpychające.Ale Michael faktycznie jest artystą trochę innej "kategorii". Jego koncerty są skierowane przede wszystkim do młodych ludzi. Inni artyści o których tutaj czytałam pokroju U2 są dla ludzi juz więcej o życiu wiedzących, mających jakieś przemyślenia, bo Bono w swoich piosenkach porusza często trudne tematy. Taki ośmiolatek na koncercie U2 nie bawiłby się najlepiej, bo niewiele by z tego zrozumiał, o co chodzi w tej muzyce. U2 idzie się posłuchać i by póxniej przeżyć refleksję, a michaela idzie się pooglądać. Takie piosenki jak Billie Jean, Thriller, The Way You Make Me Fell i inne w tym klimacie nie są zbyt ambitnymi piosenkami. Takie typowo popowe, przy którychj można sobie co najwyżej potańczyc. Więc Michael nie jest artysta który swoimi wystepami mógłby w pełni zaspokoić ambicje dorosłego człowieka. On dużo robi z myślą o młodym widzu - te przedstawienia na scenie razem z choreografią sa dla nich. Przy Billie Jean kiedy Michael niby czaruje z kapelusza, coś jakby robił magiczne sztuczki. W Michaelu w tej chwili zakochana jest moja 9 letnia siostrzenica i dla niej wystepy Michaela, które non stop ogląda na kasetach wideo, nagranych kiedyś przeze mnie - sa na razie wystarczające. Ja jak fanka byłam tak jestem, Michaela mam tam gdzieś wokół siebie cały zcas, ale dziś minęło już 11 lat od czasu gdy byłam nastolatką i muzyka i koncerty MJ jako dorosłej osobie juz nie wystarczają. słucham Michaela ale obok niego mam potrzebę zagłębiania się w muzykę innych wykonawców, tych bardziej dorosłych jak U2 na przykład.
showmana zrobili z MJ też jego menadżer i cały sztab pracujących dla niego ludzi. My go tylko kupiliśmy.
Kolejną sprawa jest taka, że gdyby tak bardzo robił wszystko z mysla o nas fanach i robił koncerty aby nam dogodzić, to z pewnością zrobiłby trasę "Invincible", na która wszyscy fani się szykowali, ja także i jakże byliśmy zawiedzeni gdy wraz z wydaniem płyty ogłosił, że nie będzie robił trasy. Chciał jedynie sprzedac jak najwięcej egzemplarzy płyty i to wszystko.
P.s. To się rozpisałam na poczatek, przepraszam, ze troche bez ładu.
Zgłaszam sie . I pisze to jako fanka z jak dobrze sięgam pamięcią chyba 18 letnim stażem. Oglądałam Michaela w niemczech na dwóch koncertach z trasy Dangerous i w Pradze i na Bemowie z History. Oczywiście wtedy byłam zachwycona, ryczałam przez cały koncert jak to fanka i wszystko mocno przezywałam, spędziłąm wiele dni i nocy pod hotelami Michaela, żeby go chociaz przez sekunde zobaczyć - i jak wielu moich przedmówców też jestem przeciwko playbackowi i przykro mi jako fance, że mój idol niestety ale takie koncerty własnie dawał. Układy choreograficzne miał oczywiście neisamowite, ale wolałabym posłuchać jego muzyki na zywo. W trasie Bad o której te z tutaj dużo było, wszystko co robił było wielkie i perfekcyjne, nie miał problemów spiewac i tańczyć przez dwie godziny i dobrze mu to wychodziło, było możliwe do wykonania, to dlaczego spiewanie Thrillera, Billie Jean i innych piosenek na trasie Dangerous i History miało by juz nie byc możliwe. Zmieniła się tylko trochę choreografia, ale wysiłek był ten sam. wiek Michaela też był podobny. Na tych konceratch w których uczestniczyłam wszystko co było na żywo to chyba tylko pojedyncze wstawki w kilku utworach - szkoda, że tylko tyle dał od siebie. Chociaż wtedy byłam w takim wieku, że nie robiło mi to róznicy, czy playback czy nie playback. Teraz taki koncert juz by mnie ustatysfakcjonowal, bo patrząc z perspektywy czasu i bardziej obiektywnie, to były takie trochę wielkie show dla dzieci mniejszych i większych, niz prawdziwa muzyka. Takie show na które przychodziło się całymi rodzinami, nawet z małymi dziećmi. w Pradze stał obok mnie ojciec z 6 letnim synkiem. I prawda jest, że w dużej mierze powodzenie tych koncertów to była zasługa ich dobrej reklamy. Ludzie szli na jego koncerty bo to było modne, masowe i musieli tego spróbować tak jak pepsi czy chipsw. Na Bemowie byłam z czwórką przyjaciół, którzy w ogóle nie słuchali jego muzyki, ale poszli bo "Jacksona trzeba zobaczyć". Dzisiaj wszyscy dorośli i wydaje mi się, że już by chyba na jego koncert nie poszli. Myśle, że gdyby teraz zrobił trasę to poza fanami niewiele innych osób by się wybrało zobaczyc jegfo koncert, bo czas globalnej fascynacji Michaelem juz przeminał i to właśnie niestety ale on w największym stopniu sam sobie tego winien. Przez swoją postawę w ostatnich 10 latach zniszczył swój wizerunek i to co osiagną w latach osiemdziesiątych i do połowy dziewięćdziesiątych.Sade pisze:A co z wszystkimi, którym dane było zobaczyć Jacksona w tanecznym żywiole? Co z tymi na Bemowie?
A np. te charytatywne koncerty z 1999 roku? Niewiele piosenek tam śpiewał, nawet nie tańczył zbytnio, to nie był wielki koncert (tylko cel był wielki), a i tak wszystko zrobił w pełni z playbacku. No i ta pojawiająca się na scenie ekipa jego makijarzystów i wizarzystów grrrr, trochę odpychające.Ale Michael faktycznie jest artystą trochę innej "kategorii". Jego koncerty są skierowane przede wszystkim do młodych ludzi. Inni artyści o których tutaj czytałam pokroju U2 są dla ludzi juz więcej o życiu wiedzących, mających jakieś przemyślenia, bo Bono w swoich piosenkach porusza często trudne tematy. Taki ośmiolatek na koncercie U2 nie bawiłby się najlepiej, bo niewiele by z tego zrozumiał, o co chodzi w tej muzyce. U2 idzie się posłuchać i by póxniej przeżyć refleksję, a michaela idzie się pooglądać. Takie piosenki jak Billie Jean, Thriller, The Way You Make Me Fell i inne w tym klimacie nie są zbyt ambitnymi piosenkami. Takie typowo popowe, przy którychj można sobie co najwyżej potańczyc. Więc Michael nie jest artysta który swoimi wystepami mógłby w pełni zaspokoić ambicje dorosłego człowieka. On dużo robi z myślą o młodym widzu - te przedstawienia na scenie razem z choreografią sa dla nich. Przy Billie Jean kiedy Michael niby czaruje z kapelusza, coś jakby robił magiczne sztuczki. W Michaelu w tej chwili zakochana jest moja 9 letnia siostrzenica i dla niej wystepy Michaela, które non stop ogląda na kasetach wideo, nagranych kiedyś przeze mnie - sa na razie wystarczające. Ja jak fanka byłam tak jestem, Michaela mam tam gdzieś wokół siebie cały zcas, ale dziś minęło już 11 lat od czasu gdy byłam nastolatką i muzyka i koncerty MJ jako dorosłej osobie juz nie wystarczają. słucham Michaela ale obok niego mam potrzebę zagłębiania się w muzykę innych wykonawców, tych bardziej dorosłych jak U2 na przykład.
Piszesz z wielką pasją fana, ale te wzniosłe słowa i niektóre wulgaryzmy w Twoim poście nie do końca mnie przekonują, nawet troche rażą. Kunszt MJ'a doceniam, natomiast nie uważam, że to my wybralismy jego dolę, bo nie my zrobiliśmy z niego showmana, to raczej on sam chciał wszystkim udowodnić, że jest najlepszy. On miał potrzebę bycia znanym na całym globie, wszystko co robił, to z myslą o globalnym zasięgu. Żeby zdoby c jak najwięcej nagród, żeby sprzedac najwięcej płyt, żeby jego koncerty były rozreklamowane, żeby przyszło najwięcej ludzi. On lubi bic rekordy, o czym chyba sam wspominał. Jak dostał za Off The Wall jedną Grammy, bardzo to przezywał, że TYLKO jedną.Sade pisze:Ludzie, to my - fani wybraliśmy dolę MJ jako "przeklętego" showmana! Doceńmy zatem jego kunszt w tej dziedzinie
showmana zrobili z MJ też jego menadżer i cały sztab pracujących dla niego ludzi. My go tylko kupiliśmy.
Kolejną sprawa jest taka, że gdyby tak bardzo robił wszystko z mysla o nas fanach i robił koncerty aby nam dogodzić, to z pewnością zrobiłby trasę "Invincible", na która wszyscy fani się szykowali, ja także i jakże byliśmy zawiedzeni gdy wraz z wydaniem płyty ogłosił, że nie będzie robił trasy. Chciał jedynie sprzedac jak najwięcej egzemplarzy płyty i to wszystko.
tutaj też nie do końca się zgadzam. Np. utwory Celine dion, Whitney Houston, czy Mariah Carey maja o wiele większą skalę rozpiętości - wysokiego i niskiego spiewu. wykonywanie ich piosenek jest na pewno wiele trudniejsze niz piosenek Michaela i bardziej obciążające struny głosowe wykonawcy. Poza tym to jest koncert i śpiew powinien byc spontaniczny, w kazdym razie innym niż na płycie, wiadomo, że na zywo nikt nigdy nie zaspiewa tak jak na płycie, ale w końcu nikt nie wymaga od wykonawcy, żeby spiewał na koncercie tak jak na płycie, bo nie po to gra się koncert. Moi przedmówcy Kapralek i SUNrise świetnie to podsumowali i podpisuje sie pod nimi.pod uwagę także fakt, że linie wokalne niektórych z nich są piekielnie trudne, praktycznie nie do wykonania przez większość wokalistów, i niezwykle męczące jeśli chodzi o struny głosowe.
P.s. To się rozpisałam na poczatek, przepraszam, ze troche bez ładu.
Nie spiewa na zywo, bo pewnie falszuje :D W studio to inna robota - mozesz nieskonczenie wiele razy nagrywac fragmenty piosenki zeby wyszedl ideal. Na koncercie spiewasz na zywo... MJ moze jako tako zapiewalby piosenki krzyczane, ale na balladki nie liczylbym. Moglby w koncu nagrac jakas fajna rockowa plyte (hehe przypomnialo mi sie, jak kiedys dalem podobna opinie i jakies dziecko wyslalo mi maila, zebym spierdalal sluchac mansona:] pozdrawiam!), stanac na scenie bez zadnych tancow i zaspiewac jak przystalo na prawdziwego piosenkarza. Chociaz teraz IMO spiewanie mu wychodzic coraz gorzej.
Michael ma (a przynajmniej miał) dobry głos. Nie genialny, nie wspaniały ale dobry ( nie mówie tu o moich prywatnych uczuciach tylko o "technicznej stronie" śpiewania - rozpiętośc, moc itp.)i potrafi(ł) ten głos dobrze wykorzystac. Podczas tras Bad Victory itp śpiewał na żywo i świetnie mu to wychodziło. Nawet żywiołowa choreografia i długi czas trwania koncertu mu nie przeszkadzał. A czemu pozniej przestał spiewac na zywo?? chyba tylko On zna prawde...
Pozdrowionka
Pozdrowionka
...a ja powiem jedno, ze ktokolwiek z Nas, jesli by byl na koncercie Jacko, lub byl, to na bank nie przejmowal sie tym ze jakis utwor, lub pare...a nawet gdyby caly koncert, byl z playbacku....bo sama obecnosc na takim show zacmiewa wszystko. Teraz gdy ogladamy koncerty na TV lub PC, to mozemy narzekac, marudzic i krytykowac...ale wtedy nikt by sie nie odwarzyl....
a moja siostra była na Bemowie i cholernie na playback narzekała:P pozatym HIStory to juz takie show nie było - prawie pod kazdym względem kopia dangerous , choreografia , kolejnośc utworów,zachowanie Michaela na scenie itp. Tylko playbacku więcej. Mike tracił wtedy inwencje twórczą chyba albo mu sie za bardzo wysilać nie chciało.
Erto1984 pisze:Michael ma (a przynajmniej miał) dobry głos. Nie genialny, nie wspaniały ale dobry ( nie mówie tu o moich prywatnych uczuciach tylko o "technicznej stronie" śpiewania - rozpiętośc, moc itp.)i potrafi(ł) ten głos dobrze wykorzystac.
Mimo "naszej"krytyki skierowanej do Michaela, po cześci w dobrej wierze , przeplatanej zawsze jakąs dawką humoru ( to nie o forum , to prywatne stwierdzenie , Rzeby nie było ) poniekąd w obawie o Niego samego i jego wybory. Mimo towarzyszącej ( i denerwującej) świadomości niewykorzystania Jego zasobów talentu i możliwości (choćby takie marnujące się SHOUt, moim zdaniem)to nie możemy mu odebrać miana muzycznego geniuszu.Także za sprawą wokalu "idealnego". Polecam artykuł: "The Mastery of Michael Jackson"kiedyś bodajże wklejanego przez Sade, z tego co pamiętam na starym forum. Moze ma ktoś ten artykuł na dysku?
Michael posiada ogromną skalę głosu,jest w stanie nasladować instrumenty muzyczne , jak i komponować utwory drogą : human beat box. Polecam artykuł ( moze go zaraz znajdę) ,tam jest opisana strona techniczna jego : NIE , dobrego wokalu , nie, bardzo dobrego a genialnego , moim zdaniem , . Mogę krytykowac utwor, sposób jego zaśpiewania ( choć to się silnie wiąze z tym ,ze utwór jest słaby) ale nie skale głosu ,barwę i jego wartośc samą w sobie .
~M..