Film "This Is It" (2009)
Moderatorzy: DaX, Sephiroth820, MJowitek, majkelzawszespoko, LittleDevil
Według informacji SkyNews film zarobił 4,6 milionów funtów w ciągu minionych 5 dni na samych tylko Wyspach Brytyjskich oraz 62 miliony funtów na całym świecie. W związku z ogromną popularnością filmu, stojący na czele Sony distribution Rory Bruer zapowiedział, że This is it będzie wyświetlane w kinach dłużej niż zakładane dwa tygodnie.
Co do komentarzy forumowiczów: bardzo proszę zaprzestać prawienia sobie uszczypliwości. L. O. V. E.
W piątek byłam po raz drugi i nadal jestem pod ogromnym wrażeniem. Do wcześniejszej mojej recenzji dodam jeszcze, że film Ortegi cenię również za możliwość spojrzenia za kulisy przygotowań do tak skomplikowanego przedsięwzięcia, jakim jest koncert w ogóle, nie tylko koncert MJ. Ustawienie sceny, praca dzwiękowców, speców od efektów specjalnych, projektantów kostiumów, makijażystów, choreografów, oświetleniowców i kogo tam jeszcze potrzeba... akrobatów, a i tym spychaczem co miał wjechać na scenę pod koniec Earth song też ktoś musiał kierować. Swoją drogą ten pomysł MJ, żeby zostawić włączony silnik tej maszyny przy równoczesnym opuszczeniu tej skrzypiącej przedniej części, to dowód jak każdy szczegół koncertu absorbował jego uwagę.
Te migawki z castingu tancerzy przypomniały mi Fame Alana Parkera i serial o tym samym tytule (chyba nawet Janet miała w nim cameo appearance), który baardzo lubię. Widać było ich pasję, wolę walki i umiejętności. Jak spośród tylu zdolnych ludzi wybrać garstkę z tym błyskiem w oku, to jest dla mnie zagadką. Ta dziewczyna z gitarą Orianthi Panagaris, żeby mieć 24 lata i tak wymiatać! No, no.
Ktoś tu wcześniej wspominał, że obecnie wszystkie koncerty stoją na równie wysokim poziomie jeśli chodzi o tzw. oprawę, wspominając na przykład show Madonny. No właśnie show. Oglądałam ostatnio Madonnę na koncercie z trasy Sticky tour i z całym dla niej szacunkiem to był dj-ski set a nie koncert. Publiczność szalała oczywiście, chociaż aranżacje zwłaszcza starszych utworów przerobionych na nowoczesną modłę wprawiały słuchaczy w pewne zakłopotanie. Michael chciał, żeby wszystko brzmiało tak jak znają to fani, z szacunku dla nich, a poza tym te wszystkie elementy scenicznego wizerunku zawsze świetnie się sprawdzały, więc po co je zmieniać? Po co udziwniać piosenki, na siłę je unowocześniać jeśli bronią się same, bez tego pudru? I za to dla Michaela chapeau bas!
Co do komentarzy forumowiczów: bardzo proszę zaprzestać prawienia sobie uszczypliwości. L. O. V. E.
W piątek byłam po raz drugi i nadal jestem pod ogromnym wrażeniem. Do wcześniejszej mojej recenzji dodam jeszcze, że film Ortegi cenię również za możliwość spojrzenia za kulisy przygotowań do tak skomplikowanego przedsięwzięcia, jakim jest koncert w ogóle, nie tylko koncert MJ. Ustawienie sceny, praca dzwiękowców, speców od efektów specjalnych, projektantów kostiumów, makijażystów, choreografów, oświetleniowców i kogo tam jeszcze potrzeba... akrobatów, a i tym spychaczem co miał wjechać na scenę pod koniec Earth song też ktoś musiał kierować. Swoją drogą ten pomysł MJ, żeby zostawić włączony silnik tej maszyny przy równoczesnym opuszczeniu tej skrzypiącej przedniej części, to dowód jak każdy szczegół koncertu absorbował jego uwagę.
Te migawki z castingu tancerzy przypomniały mi Fame Alana Parkera i serial o tym samym tytule (chyba nawet Janet miała w nim cameo appearance), który baardzo lubię. Widać było ich pasję, wolę walki i umiejętności. Jak spośród tylu zdolnych ludzi wybrać garstkę z tym błyskiem w oku, to jest dla mnie zagadką. Ta dziewczyna z gitarą Orianthi Panagaris, żeby mieć 24 lata i tak wymiatać! No, no.
Ktoś tu wcześniej wspominał, że obecnie wszystkie koncerty stoją na równie wysokim poziomie jeśli chodzi o tzw. oprawę, wspominając na przykład show Madonny. No właśnie show. Oglądałam ostatnio Madonnę na koncercie z trasy Sticky tour i z całym dla niej szacunkiem to był dj-ski set a nie koncert. Publiczność szalała oczywiście, chociaż aranżacje zwłaszcza starszych utworów przerobionych na nowoczesną modłę wprawiały słuchaczy w pewne zakłopotanie. Michael chciał, żeby wszystko brzmiało tak jak znają to fani, z szacunku dla nich, a poza tym te wszystkie elementy scenicznego wizerunku zawsze świetnie się sprawdzały, więc po co je zmieniać? Po co udziwniać piosenki, na siłę je unowocześniać jeśli bronią się same, bez tego pudru? I za to dla Michaela chapeau bas!
"Zbierz księżyc wiadrem z powierzchni wody. Zbieraj, aż nie będzie widać księżyca na powierzchni." Yoko Ono
www.forumgim6.cba.pl

www.forumgim6.cba.pl

Dla jasności. Nie planowałem zwiedzać Londynu, nie śledziłem na bieżąco informacji o występach, emocjonalnie karmiłem się czymś zupełnie innym, toteż i spałem spokojnie. Prawdą też jest, że jakiekolwiek informacje po 25 czerwca przyjmowałem chłodno. Nie wiem... być może dałem się wciągnąć w te wszystkie teorie spiskowe, w wołania pesymistów. Zarzekałem się. I w końcu jestem po. A że nie w takiej formie, w jakiej pożądano...
Stąd bliżej pewnie się czepiać, nawet jak dziś to już bez znaczenia, nawet jak wyszedłem z filmu zadowolony. Trzecia myśl po wyjściu z kina, jak już się ochłonie: przecież This Is It obnaża to, czego Michaelowi brakowało od kilkunastu lat! Twórczości – nie odtwórczości. Bo na dobrą sprawę występy w O2 byłyby powtórką z rozrywki - tyle że o dekadę nowszą, współtworzoną z twórcą High School Musical zresztą... Piosenkarz wiedział doskonale, że niemożliwym byłoby tkwić wciąż w wieku dwudziestym, bez jeszcze większych fajerwerków, cekinów i błyskotek niż zawsze, by wrócić w blasku pełnym i chwale. I rzeczywiście - stężenie efektów specjalnych może robić wrażenie; ale z drugiej strony, czy konkurencja pod tym akurat względem wcale nie pozostawałaby (aż tak) w tyle? Nadzieje na coś zupełnie nowego dawały pojawiające się w tle urywki Who Is It, Speechless czy Mind Is The Magic (sic!) – ale czy całej reszty już gdzieś nie widzieliśmy? Fajnie, że Michael pokusił się o nowe wideo do Smooth Criminal – tyle, że nawet jak ogląda się je z bananem na twarzy, to i tak zaraz do głowy przychodzi myśl, że to nic odkrywczego, że to niemal jak z teledyskiem You Rock My World... Animacje do They Don’t Care About Us, Thrillera czy Earth Song mogą budzić mniejszy czy większy zachwyt – ale od strony merytorycznej nie wnoszą nic ponad to, co wcześniej widzieliśmy. A prawie identyczne jak na poprzednich trasach wersje Billie Jean, Beat It, I Just Can’t Stop Loving You czy nawet Jam z układami żywcem wyjętymi z 1992 roku przez chwilę sprawiły raczej niepocieszenie. Mógł Michael za życia nie wspominać, że chciałby czegoś innego niż moonwalka w snopie światła...
Ciekawi mnie jednak, ilu tak zupełnie przypadkowych osób pomyślało po seansie: kto by się spodziewał? Dokument w żaden sposób nie udziela odpowiedzi na pytanie czy Michael podołałby serii występów w Londynie – i wciąż pozostaje zagadką, w jakim był tak naprawdę stanie. Czy nie jest tylko zmontowanym pokazem najlepszych fragmentów prób - tak samo zmontowanym jak przedziwna marcowa konferencja prasowa w O2, na filmie ukazana zgoła inaczej. Sam traktowałbym This Is It raczej jako sposób, w jaki powinno wspominać zmarłą ikonę popu, hołd niż dokument o powstawaniu odwołanej trasy. Piosenkarz na filmie to przecież osoba – zważywszy na wiek, plotki o zdrowiu czy pozostałe domysły – wciąż potrafiąca dorównać samej sobie sprzed lat przynajmniej dwunastu. Nadal kreatywna, intensywnie skoncentrowana na pracy. Pomijając świetny taniec, sylwetkę czy nawet prezencję, najbardziej cieszy głos – a to po trasie promującej album HIStory nie zawsze było tak oczywiste. Jakim zaskoczeniem dla mnie było usłyszeć po latach aż t y l e zupełnie na żywo. I Black Or White, i Heal the World, i Earth Song – czy raczej What About Us... A film przecież sugeruje, że to tylko próby, że – choć nigdy się o tym nie dowiemy - najlepsze miało dopiero nadejść. Jak zawsze. Dlatego widz z kina wychodzi zaskoczony i przeświadczony o tym, że oto straciliśmy jeden z największych talentów popkultury. I lepiej za dużo nie pytać. This is it.

Stąd bliżej pewnie się czepiać, nawet jak dziś to już bez znaczenia, nawet jak wyszedłem z filmu zadowolony. Trzecia myśl po wyjściu z kina, jak już się ochłonie: przecież This Is It obnaża to, czego Michaelowi brakowało od kilkunastu lat! Twórczości – nie odtwórczości. Bo na dobrą sprawę występy w O2 byłyby powtórką z rozrywki - tyle że o dekadę nowszą, współtworzoną z twórcą High School Musical zresztą... Piosenkarz wiedział doskonale, że niemożliwym byłoby tkwić wciąż w wieku dwudziestym, bez jeszcze większych fajerwerków, cekinów i błyskotek niż zawsze, by wrócić w blasku pełnym i chwale. I rzeczywiście - stężenie efektów specjalnych może robić wrażenie; ale z drugiej strony, czy konkurencja pod tym akurat względem wcale nie pozostawałaby (aż tak) w tyle? Nadzieje na coś zupełnie nowego dawały pojawiające się w tle urywki Who Is It, Speechless czy Mind Is The Magic (sic!) – ale czy całej reszty już gdzieś nie widzieliśmy? Fajnie, że Michael pokusił się o nowe wideo do Smooth Criminal – tyle, że nawet jak ogląda się je z bananem na twarzy, to i tak zaraz do głowy przychodzi myśl, że to nic odkrywczego, że to niemal jak z teledyskiem You Rock My World... Animacje do They Don’t Care About Us, Thrillera czy Earth Song mogą budzić mniejszy czy większy zachwyt – ale od strony merytorycznej nie wnoszą nic ponad to, co wcześniej widzieliśmy. A prawie identyczne jak na poprzednich trasach wersje Billie Jean, Beat It, I Just Can’t Stop Loving You czy nawet Jam z układami żywcem wyjętymi z 1992 roku przez chwilę sprawiły raczej niepocieszenie. Mógł Michael za życia nie wspominać, że chciałby czegoś innego niż moonwalka w snopie światła...
Ciekawi mnie jednak, ilu tak zupełnie przypadkowych osób pomyślało po seansie: kto by się spodziewał? Dokument w żaden sposób nie udziela odpowiedzi na pytanie czy Michael podołałby serii występów w Londynie – i wciąż pozostaje zagadką, w jakim był tak naprawdę stanie. Czy nie jest tylko zmontowanym pokazem najlepszych fragmentów prób - tak samo zmontowanym jak przedziwna marcowa konferencja prasowa w O2, na filmie ukazana zgoła inaczej. Sam traktowałbym This Is It raczej jako sposób, w jaki powinno wspominać zmarłą ikonę popu, hołd niż dokument o powstawaniu odwołanej trasy. Piosenkarz na filmie to przecież osoba – zważywszy na wiek, plotki o zdrowiu czy pozostałe domysły – wciąż potrafiąca dorównać samej sobie sprzed lat przynajmniej dwunastu. Nadal kreatywna, intensywnie skoncentrowana na pracy. Pomijając świetny taniec, sylwetkę czy nawet prezencję, najbardziej cieszy głos – a to po trasie promującej album HIStory nie zawsze było tak oczywiste. Jakim zaskoczeniem dla mnie było usłyszeć po latach aż t y l e zupełnie na żywo. I Black Or White, i Heal the World, i Earth Song – czy raczej What About Us... A film przecież sugeruje, że to tylko próby, że – choć nigdy się o tym nie dowiemy - najlepsze miało dopiero nadejść. Jak zawsze. Dlatego widz z kina wychodzi zaskoczony i przeświadczony o tym, że oto straciliśmy jeden z największych talentów popkultury. I lepiej za dużo nie pytać. This is it.
złotko pisze:Spirit bez urazy ale skoro nie jesteś fanką to po co tu piszesz.?

Ostatnio zmieniony śr, 04 lis 2009, 19:42 przez Pank, łącznie zmieniany 3 razy.
kłócicie się oceniacie a ja powiem
za pierwszym razem poszłam z dystansem pt "jak on sobie poradził, jak wyglądał ile żeber było mu widać"
za drugim razem płakałam na wstępie bo to film DLA FANÓW - autentycznie dla fanów bo oni szczególnie doceniają każdy dźwięk i ruch i czują każdą zmianę.Oglądałam sercem jak ładnie napisał Kaem
za trzecim razem.. o matko podrygiwałam na krześle skakałam tupałam, siedziałam z bananem na ustach.Widziałam Michaela uśmiechniętego i zaangażowanego.I ten dźwięk...na Human Nature np...tego żadne DVD nie odda.
Owszem są "momenty" które wprawne oko wyczulone w temacie wychwyci ale
ja go chce takim pamiętać, i to naiwne przesłanie uleczcie świat i to dla fanów i dla Jego dzieci i .....te BĘ na samym końcu po 10 minutowych napisach.
Nie sztuką iść na film i szukać potknięć. Sztuką jest oglądać sercem i duszą.
I proszę nie piszcie my prawdziwi fani , starzy fani....co za różnica...ważne że magia działa i nawet jeśli jest to nastolatka na fali mody....kurcze ta muzyka ma taką siłę że zadziała....Michel wiedział jak trafić do nowego pokolenia.
I na koniec...wielki szacun dla Jego współpracowników....to wspaniali utalentowani pełni pasji i uwielbienia ludzie....a Ortega to dupoliz...we wszystkich 3 razach ;-P
ciekawe co poczuję za 4 razem??
Generalnie ludzie od reklamy filmu to mistrzowie.Tak się nabrać na te tylko 2 tygodnie...jak małe dzieci he he.
za pierwszym razem poszłam z dystansem pt "jak on sobie poradził, jak wyglądał ile żeber było mu widać"
za drugim razem płakałam na wstępie bo to film DLA FANÓW - autentycznie dla fanów bo oni szczególnie doceniają każdy dźwięk i ruch i czują każdą zmianę.Oglądałam sercem jak ładnie napisał Kaem
za trzecim razem.. o matko podrygiwałam na krześle skakałam tupałam, siedziałam z bananem na ustach.Widziałam Michaela uśmiechniętego i zaangażowanego.I ten dźwięk...na Human Nature np...tego żadne DVD nie odda.
Owszem są "momenty" które wprawne oko wyczulone w temacie wychwyci ale
ja go chce takim pamiętać, i to naiwne przesłanie uleczcie świat i to dla fanów i dla Jego dzieci i .....te BĘ na samym końcu po 10 minutowych napisach.
Nie sztuką iść na film i szukać potknięć. Sztuką jest oglądać sercem i duszą.
I proszę nie piszcie my prawdziwi fani , starzy fani....co za różnica...ważne że magia działa i nawet jeśli jest to nastolatka na fali mody....kurcze ta muzyka ma taką siłę że zadziała....Michel wiedział jak trafić do nowego pokolenia.
I na koniec...wielki szacun dla Jego współpracowników....to wspaniali utalentowani pełni pasji i uwielbienia ludzie....a Ortega to dupoliz...we wszystkich 3 razach ;-P
ciekawe co poczuję za 4 razem??
Generalnie ludzie od reklamy filmu to mistrzowie.Tak się nabrać na te tylko 2 tygodnie...jak małe dzieci he he.

Człowieku, naucz się tańczyć, bo inaczej aniołowie w niebie nie będą wiedzieć, co z tobą zrobić - Św. Augustyn
-
- Posty: 13
- Rejestracja: śr, 08 lip 2009, 17:56
- Skąd: Dangerous World
Pierwszy raz oglądałam "This Is It" rano o 10 w Silverscreenie w Łodzi 28.10 - i pół godziny przed końcem filmu na 10-13 minut zjechał obraz na pół kadru w dół:( To były sceny z gitarzystką. Widoczna była tylko górna część obrazu. Nie mogłam uwierzyć w taką profanację! Było parę osób, 2 interwencje poskutkowały dopiero po "kwadransie" - jak to możliwe? Wychodząc z domu w RMF tego dnia usłyszałam, że fani są zdegustowani tym filmem - pomyślalam: czyżby dlatego?! Potem się dowiedzialam o akcji TINT. Film jest wspaniały, ukazuje zaawansowany technicznie projekt koncertów z wysokim poziomem artystycznym, nad którym czuwał piękny, prawdziwy Michael - pełen energii i jednocześnie spokoju.
Klawiszowiec - co on tam właściwie robił?! Nie znał muzyki Michaela?! To wtedy MJ powiedział "Przygrzmocić, zabawne", ale rozpoznał z pewnością - kogoś kto nie zna rytmu Jego przeboju, a jest dyrektorem artystycznym! Przyznam, że w tym momencie Michael wykazał wielką cierpliwość i tolerancję, bo powinien tego dyletanta ( nie wszyscy rozumieją o co Michaelowi chodzi? ) zastąpić profesjonalistą, zwrocił ktoś z Was na to uwagę?
Niezależnie od awarii w kinie wiedziałam, że jeszcze raz chcę film oglądać:)
Wczoraj byłam w kinie tym razem udałam się do Bałtyku na 15:45 - z przyjaciółką, ponownie było kilka osób - na sali cisza, jako jedyne zostałyśmy do końca - wiedziałyśmy po co:) Tym razem chłonęłam ten obraz inaczej, uczuciowo, intymniej, zapamiętując każdy gest i uśmiech MJ, ach - jak On tańczył! Jak śpiewał! Do późnych godzin przywoływałam obrazy z "This is It" i cieszę się, że Michael Jackson został sfilmowany podczas prób, widzieć jak cieszył się koncertami i nawet na próbach śpiewał, bo chciał, kierował słowa miłości do fanów, którzy mieli przybyć na te wydarzenia, cały zespół twórców i realizatorów obdarzał dobrą energią, właściwie poczuciem misji do spełnienia, atmosferą przygody - to wszystko, to prawdziwy skarb wobec późniejszych niejasnych faktów i sprzecznych informacji, które wybuchły już właściwie w chwili Jego śmierci. Gdyby nie ten film, opinia dla świata byłaby fałszywa, bo zapowiadając koncerty wydawał się słaby, a jednak prawda o świetnej kondycii i barwie głosu ujrzała światło dzienne. Konstruktywnie planował i dopieszczał choreografię i inspirował m.in. muzyków, tancerzy. Piękny film, ładna nowa piosenka Michaela "This Is It" -(lubię jej słuchać) to sprawia, że do ludzi na całym świecie wysłano wieść: do końca Michael był sobą: artystą, perfekcjonistą, dobrym i skromnym człowiekiem, o niesamowitej wyobraźni artystycznej. Przekazuje ważne treści: piękno naszej planety, troskę o jej "zdrowie", prosi o aktywną postawę wobec niszczenia przyrody, bez oglądania się na "nich", bo ich naprawdę nie ma.
Dziękuję firmie AEG za klimat filmu, on jest dla fanów, dla tych, którzy Go kochają takiego, jakim był naprawdę.
Klawiszowiec - co on tam właściwie robił?! Nie znał muzyki Michaela?! To wtedy MJ powiedział "Przygrzmocić, zabawne", ale rozpoznał z pewnością - kogoś kto nie zna rytmu Jego przeboju, a jest dyrektorem artystycznym! Przyznam, że w tym momencie Michael wykazał wielką cierpliwość i tolerancję, bo powinien tego dyletanta ( nie wszyscy rozumieją o co Michaelowi chodzi? ) zastąpić profesjonalistą, zwrocił ktoś z Was na to uwagę?
Niezależnie od awarii w kinie wiedziałam, że jeszcze raz chcę film oglądać:)
Wczoraj byłam w kinie tym razem udałam się do Bałtyku na 15:45 - z przyjaciółką, ponownie było kilka osób - na sali cisza, jako jedyne zostałyśmy do końca - wiedziałyśmy po co:) Tym razem chłonęłam ten obraz inaczej, uczuciowo, intymniej, zapamiętując każdy gest i uśmiech MJ, ach - jak On tańczył! Jak śpiewał! Do późnych godzin przywoływałam obrazy z "This is It" i cieszę się, że Michael Jackson został sfilmowany podczas prób, widzieć jak cieszył się koncertami i nawet na próbach śpiewał, bo chciał, kierował słowa miłości do fanów, którzy mieli przybyć na te wydarzenia, cały zespół twórców i realizatorów obdarzał dobrą energią, właściwie poczuciem misji do spełnienia, atmosferą przygody - to wszystko, to prawdziwy skarb wobec późniejszych niejasnych faktów i sprzecznych informacji, które wybuchły już właściwie w chwili Jego śmierci. Gdyby nie ten film, opinia dla świata byłaby fałszywa, bo zapowiadając koncerty wydawał się słaby, a jednak prawda o świetnej kondycii i barwie głosu ujrzała światło dzienne. Konstruktywnie planował i dopieszczał choreografię i inspirował m.in. muzyków, tancerzy. Piękny film, ładna nowa piosenka Michaela "This Is It" -(lubię jej słuchać) to sprawia, że do ludzi na całym świecie wysłano wieść: do końca Michael był sobą: artystą, perfekcjonistą, dobrym i skromnym człowiekiem, o niesamowitej wyobraźni artystycznej. Przekazuje ważne treści: piękno naszej planety, troskę o jej "zdrowie", prosi o aktywną postawę wobec niszczenia przyrody, bez oglądania się na "nich", bo ich naprawdę nie ma.
Dziękuję firmie AEG za klimat filmu, on jest dla fanów, dla tych, którzy Go kochają takiego, jakim był naprawdę.
"I just can't stop loving You...'':))))
ja wrzucę moją recenzję... mam nadzieję, że spodoba się Wam...
This is it, here I stand...
Nie ma chyba na świecie osoby, która nie wiedziałaby kim jest Michael Jackson. Był, jest i zawsze będzie ikoną popkultury, bo stworzył coś, czego nie dokonał żaden inny artysta na tej planecie. Śmierć Króla Popu była niespodziewana i zaskoczyła wszystkich fanów, pogrążając ich w smutku. Miało być przecież inaczej. Michael miał odejść z biznesu muzycznego w chwale, serią koncertów w londyńskiej O2. Planowane show miało być czymś, czego świat do tej pory nie widział. Niesamowici tancerze, efekty specjalne, ogromna scena, przekrój wieloletniej twórczości – to wszystko miało być prezentem dla fanów. „This is the end. This is it”, powiedział Michael, na konferencji prasowej w marcu tego roku i tymi właśnie słowami zapowiedział swoją trasę gigantyczną koncertową, a wśród fanów zadrżało. Bilety sprzedały się błyskawicznie. Każdy chciał zobaczyć pożegnanie Króla Popu. Pożegnanie było, ale nie takie, jakiego spodziewali się fani, nie w O2.
Wciąż mówi się o zarabianiu na śmierci artystów. Oczywiście jest to prawda. Wielu zmarłych piosenkarzy, aktorów zarabia krocie długo po śmierci. Tak też oceniano (jeszcze przed wejściem na ekrany kin) i ocenia się THIS IS IT. Michael nie żyje, a wiele osób finansowo z tego korzysta. Fani odbierają to jednak w nieco inny sposób. Dla nich dokument THIS IS IT to kolejna możliwość zobaczenia idola na scenie, możliwość zobaczenia tego, co mogło wydarzyć się w O2. To swojego rodzaju pamiątka po artyście. I tak faktycznie jest. Również zaliczam się do tej grupy fanów, a obejrzenie THIS IS IT sprawiło mi ogromną radość, bo to nie jest smutny film wspominkowy, który puszcza się gościom na stypie. To doskonale zmontowany materiał dokumentalny o jednym z największych artystów na świecie, przepełniony muzyką, kolorami, tańcem, a nawet humorem. Dostajemy Michael’a artystę jakim był zawsze – doskonale śpiewa, świetnie tańczy, panuje nad tym wszystkim, co dzieje się na scenie. Mało tego, układa choreografię, nadzoruje aranżacje muzyczne i przede wszystkim dobrze się bawi z ludźmi. To kulturalny artysta i profesjonalista w każdym calu. Nie dziwi mnie fakt, że nie pojawiał się na wielu próbach. Po prostu nie musiał. Materiał znał doskonale, a ekipa wiedziała co ma robić na zwykłe skinienie głową czy ruch palcem. Tancerze wybrani na castingu z tysięcy kandydatów, nie kryli wzruszenia i radości z możliwości brania udziału w tym wielkim przedsięwzięciu. „Przecież to Michael Jackson!”, mówili, „To mój idol z dzieciństwa, to spełnienie moich marzeń!”. Zespół muzyczny zagrał fantastycznie, a każdy znany fanom utwór, rozbrzmiewał na nowo. I tak jak było w Bukareszcie tak i teraz pojawił się ten sam chórek wspomagający Michael’a na scenie. Gitarę ponownie w rękach dzierżyła młoda, piękna i zdolna kobieta, a relacje wśród ekipy realizacyjnej były jak zwykle rodzinne. Wszystko miało być tak, jak zwykle było, bo koncerty Jacksona zawsze organizowano właśnie w ten sposób, a sam artysta był tym, który musiał do końca wszystkiego dopilnować. Przy THIS IS IT, pomimo swojego już wieku, problemów zdrowotnych i nacisku prasy, wykorzystując swoje doświadczenie, Michael robił to nadal, trzymał wszystko w garści, a realizatorzy ze spokojem wykonywali jego polecenia, bo przecież show musiało być dopracowane pod każdym względem, bo przecież to wszystko dla fanów. „Tak to napisałem i tak ma być zagrane”, mówi Michael w jednej ze scen. Wiedział, że fani oczekują od niego tego, do czego ich przyzwyczaił. Nie zawiódłby ich. Wielka szkoda, że wszystko potoczyło się nie tak jak powinno.
THIS IS IT to nie pożegnanie, a kolejne wielkie muzyczne chwile artysty, dlatego każdy fan Michael’a powinien zobaczyć ten film. Każdy fan i każdy niefan, niedowiarek, który wątpił w siłę rażenia tego wielkiego artysty…
http://www.filmweb.pl/user/madzia_cuperek
pozdrawiam
This is it, here I stand...
Nie ma chyba na świecie osoby, która nie wiedziałaby kim jest Michael Jackson. Był, jest i zawsze będzie ikoną popkultury, bo stworzył coś, czego nie dokonał żaden inny artysta na tej planecie. Śmierć Króla Popu była niespodziewana i zaskoczyła wszystkich fanów, pogrążając ich w smutku. Miało być przecież inaczej. Michael miał odejść z biznesu muzycznego w chwale, serią koncertów w londyńskiej O2. Planowane show miało być czymś, czego świat do tej pory nie widział. Niesamowici tancerze, efekty specjalne, ogromna scena, przekrój wieloletniej twórczości – to wszystko miało być prezentem dla fanów. „This is the end. This is it”, powiedział Michael, na konferencji prasowej w marcu tego roku i tymi właśnie słowami zapowiedział swoją trasę gigantyczną koncertową, a wśród fanów zadrżało. Bilety sprzedały się błyskawicznie. Każdy chciał zobaczyć pożegnanie Króla Popu. Pożegnanie było, ale nie takie, jakiego spodziewali się fani, nie w O2.
Wciąż mówi się o zarabianiu na śmierci artystów. Oczywiście jest to prawda. Wielu zmarłych piosenkarzy, aktorów zarabia krocie długo po śmierci. Tak też oceniano (jeszcze przed wejściem na ekrany kin) i ocenia się THIS IS IT. Michael nie żyje, a wiele osób finansowo z tego korzysta. Fani odbierają to jednak w nieco inny sposób. Dla nich dokument THIS IS IT to kolejna możliwość zobaczenia idola na scenie, możliwość zobaczenia tego, co mogło wydarzyć się w O2. To swojego rodzaju pamiątka po artyście. I tak faktycznie jest. Również zaliczam się do tej grupy fanów, a obejrzenie THIS IS IT sprawiło mi ogromną radość, bo to nie jest smutny film wspominkowy, który puszcza się gościom na stypie. To doskonale zmontowany materiał dokumentalny o jednym z największych artystów na świecie, przepełniony muzyką, kolorami, tańcem, a nawet humorem. Dostajemy Michael’a artystę jakim był zawsze – doskonale śpiewa, świetnie tańczy, panuje nad tym wszystkim, co dzieje się na scenie. Mało tego, układa choreografię, nadzoruje aranżacje muzyczne i przede wszystkim dobrze się bawi z ludźmi. To kulturalny artysta i profesjonalista w każdym calu. Nie dziwi mnie fakt, że nie pojawiał się na wielu próbach. Po prostu nie musiał. Materiał znał doskonale, a ekipa wiedziała co ma robić na zwykłe skinienie głową czy ruch palcem. Tancerze wybrani na castingu z tysięcy kandydatów, nie kryli wzruszenia i radości z możliwości brania udziału w tym wielkim przedsięwzięciu. „Przecież to Michael Jackson!”, mówili, „To mój idol z dzieciństwa, to spełnienie moich marzeń!”. Zespół muzyczny zagrał fantastycznie, a każdy znany fanom utwór, rozbrzmiewał na nowo. I tak jak było w Bukareszcie tak i teraz pojawił się ten sam chórek wspomagający Michael’a na scenie. Gitarę ponownie w rękach dzierżyła młoda, piękna i zdolna kobieta, a relacje wśród ekipy realizacyjnej były jak zwykle rodzinne. Wszystko miało być tak, jak zwykle było, bo koncerty Jacksona zawsze organizowano właśnie w ten sposób, a sam artysta był tym, który musiał do końca wszystkiego dopilnować. Przy THIS IS IT, pomimo swojego już wieku, problemów zdrowotnych i nacisku prasy, wykorzystując swoje doświadczenie, Michael robił to nadal, trzymał wszystko w garści, a realizatorzy ze spokojem wykonywali jego polecenia, bo przecież show musiało być dopracowane pod każdym względem, bo przecież to wszystko dla fanów. „Tak to napisałem i tak ma być zagrane”, mówi Michael w jednej ze scen. Wiedział, że fani oczekują od niego tego, do czego ich przyzwyczaił. Nie zawiódłby ich. Wielka szkoda, że wszystko potoczyło się nie tak jak powinno.
THIS IS IT to nie pożegnanie, a kolejne wielkie muzyczne chwile artysty, dlatego każdy fan Michael’a powinien zobaczyć ten film. Każdy fan i każdy niefan, niedowiarek, który wątpił w siłę rażenia tego wielkiego artysty…
http://www.filmweb.pl/user/madzia_cuperek
pozdrawiam

Ok wiadomo , że This is it to film ponadprzeciętny, ukazuje więcej niż geniusz MJ, tancerze świetni, muzycy profesjonalni, oprawa wizualna najlepsza na świecie ale... No właśnie jednak paru rzeczy brakowało mi podczas tego filmu a dosłownie hmmm... może ze dwie?
- pierwsza to na pewno skłon anty grawitacyjny przy Smooth Criminal. Rzecz do której byliśmy wszyscy tak przyzwyczajeni - niestety zabrakło...
- druga to oczywiście Monnwalk! Chyba najbardziej znany na świecie krok taneczny i przy Billie Jean również nie było. Rozumiem , że to były tylko próby ale jednak razi :P
Jeszcze jedna rzecz, której się trochę uczepiłam: to wykonanie kawałków Jackson 5. Oczywiście wiadomo, że to już też klasyka itp. Ale MJ wykonywał je dokładnie identycznie przez wszystkie lata swojej kariery i żeby nic nie zmienić....... Chociażby żeby dołożyć jedną zwrotkę, w innym miejscu dać obrót, wymach ręką. Byłam tym troszeczkę.... może nie zawiedziona czy znudzona... ale po prostu wiedziałam co się za chwilę wydarzy. Wiecie taka troskę monotonia.
Jest jeszcze jedna rzecz, której mi najbardziej brakowało na This is it. Dirty Diana. Jeden z najpiękniejszych kawałków MJ a tak nagminnie pomijany. Tym byłam naprawdę zwiedzona. Pisało w jakiejś gazecie (Bravo?) jeszcze na długo przed premierą, że zostało to nagrane, że cuda miały sie w trakcie tego kawałka dziać. Prawdę mówiąc już się na to nastawiałam. A tu bach. Nic nie było. Strasznie mi brakowało Dirty Diany na większości tras MJ. :( Może zrobią jakąś małą niespodziankę na krążku DVD ale wątpię w to.
Jest jeszcze jedna ostatnia sprawa. Szkoda, że MJ nie zrobił niespodzianki dla fanów w postaci jakiegoś kawałka, który nigdy nie został zagrany na koncertach. Np. Who Is It, Remember The Time czy Speed Demon. Wyobrażacie sobie jak genialnie byłoby usłyszeć, któryś z tych genialnych kawałków w nowej/koncertowej aranżacji? To był by dopiero ogień. :) Jakie zaskoczenie i szczęście sprawiła wstawka z Threatened prawda? :)
Ok to tyle moich lamentów, mam nadzieję że mnie tu nie zjedziecie od góry do dołu. ;) Ale wiadomo, że nie można mieć niczego. Wystarczy , że TII samo w sobie jest genialne. ;)
-> temat posprzątany 5.12.2009.
mav.
- pierwsza to na pewno skłon anty grawitacyjny przy Smooth Criminal. Rzecz do której byliśmy wszyscy tak przyzwyczajeni - niestety zabrakło...
- druga to oczywiście Monnwalk! Chyba najbardziej znany na świecie krok taneczny i przy Billie Jean również nie było. Rozumiem , że to były tylko próby ale jednak razi :P
Jeszcze jedna rzecz, której się trochę uczepiłam: to wykonanie kawałków Jackson 5. Oczywiście wiadomo, że to już też klasyka itp. Ale MJ wykonywał je dokładnie identycznie przez wszystkie lata swojej kariery i żeby nic nie zmienić....... Chociażby żeby dołożyć jedną zwrotkę, w innym miejscu dać obrót, wymach ręką. Byłam tym troszeczkę.... może nie zawiedziona czy znudzona... ale po prostu wiedziałam co się za chwilę wydarzy. Wiecie taka troskę monotonia.
Jest jeszcze jedna rzecz, której mi najbardziej brakowało na This is it. Dirty Diana. Jeden z najpiękniejszych kawałków MJ a tak nagminnie pomijany. Tym byłam naprawdę zwiedzona. Pisało w jakiejś gazecie (Bravo?) jeszcze na długo przed premierą, że zostało to nagrane, że cuda miały sie w trakcie tego kawałka dziać. Prawdę mówiąc już się na to nastawiałam. A tu bach. Nic nie było. Strasznie mi brakowało Dirty Diany na większości tras MJ. :( Może zrobią jakąś małą niespodziankę na krążku DVD ale wątpię w to.
Jest jeszcze jedna ostatnia sprawa. Szkoda, że MJ nie zrobił niespodzianki dla fanów w postaci jakiegoś kawałka, który nigdy nie został zagrany na koncertach. Np. Who Is It, Remember The Time czy Speed Demon. Wyobrażacie sobie jak genialnie byłoby usłyszeć, któryś z tych genialnych kawałków w nowej/koncertowej aranżacji? To był by dopiero ogień. :) Jakie zaskoczenie i szczęście sprawiła wstawka z Threatened prawda? :)
Ok to tyle moich lamentów, mam nadzieję że mnie tu nie zjedziecie od góry do dołu. ;) Ale wiadomo, że nie można mieć niczego. Wystarczy , że TII samo w sobie jest genialne. ;)
-> temat posprzątany 5.12.2009.
mav.
"Zaczynam od człowieka w lustrze
Proszę go, by zmienił swoje poczynania
I żadne inne przesłanie nie mogło być jaśniejsze
Jeśli chcesz uczynić świat lepszym miejscem
Spójrz na siebie i wtedy dokonaj zmiany" - MJ (Man In The Mirror - 1987)
Proszę go, by zmienił swoje poczynania
I żadne inne przesłanie nie mogło być jaśniejsze
Jeśli chcesz uczynić świat lepszym miejscem
Spójrz na siebie i wtedy dokonaj zmiany" - MJ (Man In The Mirror - 1987)
Temat o "This Is It" w części umieszczam w Dyskografii: przeniosłam tu posty zawierające recenzje i nieco poważniejsze ;) dyskusje. Luźne pogaduchy na temat filmu można nadal uskuteczniać w trzech tematach w HP:
1. Ogólny: http://www.forum.mjpolishteam.pl/viewtopic.php?t=6888
2. Najlepsze momenty: http://www.forum.mjpolishteam.pl/viewforum.php?f=13
3. Wydawnictwo na DVD: http://www.forum.mjpolishteam.pl/viewtopic.php?t=8343
Gdyby udało się tego trzymać, to by było bosko ;] Proszę starać się nie zaśmiecać tematu z Dyskografii.
1. Ogólny: http://www.forum.mjpolishteam.pl/viewtopic.php?t=6888
2. Najlepsze momenty: http://www.forum.mjpolishteam.pl/viewforum.php?f=13
3. Wydawnictwo na DVD: http://www.forum.mjpolishteam.pl/viewtopic.php?t=8343
Gdyby udało się tego trzymać, to by było bosko ;] Proszę starać się nie zaśmiecać tematu z Dyskografii.
Właśnie obejrzałam TII, które nabyłam wraz z Neewsweekiem. Kosztowała 29.87.
Rewelacja
Oprócz filmu, jest książeczka z pięknymi zdjęciami i są fajne dodatki. Obejrzałam już wszystko. 2 dodatki o powstawaniu filmu, całym show...Jednym słowem to byłoby nieziemskie przeżycie, włącznie z samolotem którego drzwi miały otwierać się z ekranu. Mieli pomysły, co
. Michael to perfekcjonista w każdym calu. Oglądnęłam już dodatek o kostiumach. Nowinki techniczne to mało powiedziane. Każdy strój ma inną historię. Każdy detal na nich był ważny i niepowtarzalny. Jedyne chyba co je łączy - to kryształy Svarowskiego
. Potem zobaczyłam jak tancerze walczą o udział w show. Nie wiedziałam, że poprzyjeżdżali z tak różnych zakątków świata. W powietrzu unosił się zapach nerwów i szczęścia, gdy owa 11 usłyszała że to oni są tymi wybranymi. W płycie jest też trailer do TII. Najbardziej chyba czekałam, ale jednocześnie obawiałam się wspomnień o Michaelu.
To najcięższa armata. Już sam początek powodował, że miałam łzy w oczach. W pewnym momencie, ukazują Michaela przy stole śmiejącego się. Tak mocno i szczerze się śmiał, że sama wybuchłam śmiechem. Nie dałam rady się powstrzymać
. Michael pokazuje też operowy głos. Genialne.
Zostało podkreślone także to, że całe 5 mln z trasy Victory oddał, by pomóc innym. Nie wziął za pracę, ani centa. Nie wiem czy ktokolwiek inny, byłby w stanie tak się poświęcić. I takie proste, by się wydawały; a jednocześnie najbardziej ważne gesty Michaela. W stosunku do przyjaciół, ich dzieci...do wszystkich. Jak nigdy cały film obejrzał mój tata. Na nim TII też zrobił duże wrażenie. Nie znał Michaela od tej, ludzkiej strony. Nawet zaczął się potem wypytywać o Michaela, jego wiek, dzieci etc. Więc naprawdę, TII spełnił swoją rolę genialnie. Ukazał Michaela jako świetnego artystę, wizjonera ale także dobrego, wrażliwego człowieka. Po obejrzeniu płyty z dodatkami, ze zwykłych ludzkich reakcji Michaela; jeszcze bardziej mi przykro, że Michael odszedł.
Polecam płytę z całego serca.
Rewelacja

Oprócz filmu, jest książeczka z pięknymi zdjęciami i są fajne dodatki. Obejrzałam już wszystko. 2 dodatki o powstawaniu filmu, całym show...Jednym słowem to byłoby nieziemskie przeżycie, włącznie z samolotem którego drzwi miały otwierać się z ekranu. Mieli pomysły, co


To najcięższa armata. Już sam początek powodował, że miałam łzy w oczach. W pewnym momencie, ukazują Michaela przy stole śmiejącego się. Tak mocno i szczerze się śmiał, że sama wybuchłam śmiechem. Nie dałam rady się powstrzymać

Zostało podkreślone także to, że całe 5 mln z trasy Victory oddał, by pomóc innym. Nie wziął za pracę, ani centa. Nie wiem czy ktokolwiek inny, byłby w stanie tak się poświęcić. I takie proste, by się wydawały; a jednocześnie najbardziej ważne gesty Michaela. W stosunku do przyjaciół, ich dzieci...do wszystkich. Jak nigdy cały film obejrzał mój tata. Na nim TII też zrobił duże wrażenie. Nie znał Michaela od tej, ludzkiej strony. Nawet zaczął się potem wypytywać o Michaela, jego wiek, dzieci etc. Więc naprawdę, TII spełnił swoją rolę genialnie. Ukazał Michaela jako świetnego artystę, wizjonera ale także dobrego, wrażliwego człowieka. Po obejrzeniu płyty z dodatkami, ze zwykłych ludzkich reakcji Michaela; jeszcze bardziej mi przykro, że Michael odszedł.

Polecam płytę z całego serca.
1958 - forever...
Jestem po obejrzeniu This is it z Newsweeka.
Nie chcę w tym poście rozpisywać się na temat białych,czarnych czy różowych edycji.
Każdy kto ustosunkowuje się do Michaela negatywnie,pozytywnie czy nijako powinien posłuchać co ludzie znający go osobiście postanowili opowiedzieć publicznie.
Najpiękniejszy tekst to ten o darach,o którym we wspomnieniach o Michaelu opowiada jego kolega i współpracownik.Rzadko mnie coś aż tak porusza.Zawsze wiedziałam,że jesteśmy fanami kogoś wyjątkowego,ale trzeba sobie uświadomić,iż jesteśmy fanami najlepszego,najbardziej dobrego, pełnego miłości faceta jaki może uchować się pośród całej machiny showbiznesu.
Dodatki na płycie to swojego rodzaju uświadamiawcza misja,którą ludzie współtworzący This is it wypełnili znakomicie.W tym jest wielka szczerość i ogromna sympatia do Michaela.W tym jest PRAWDA.
Nie chcę w tym poście rozpisywać się na temat białych,czarnych czy różowych edycji.
Każdy kto ustosunkowuje się do Michaela negatywnie,pozytywnie czy nijako powinien posłuchać co ludzie znający go osobiście postanowili opowiedzieć publicznie.
Najpiękniejszy tekst to ten o darach,o którym we wspomnieniach o Michaelu opowiada jego kolega i współpracownik.Rzadko mnie coś aż tak porusza.Zawsze wiedziałam,że jesteśmy fanami kogoś wyjątkowego,ale trzeba sobie uświadomić,iż jesteśmy fanami najlepszego,najbardziej dobrego, pełnego miłości faceta jaki może uchować się pośród całej machiny showbiznesu.
Dodatki na płycie to swojego rodzaju uświadamiawcza misja,którą ludzie współtworzący This is it wypełnili znakomicie.W tym jest wielka szczerość i ogromna sympatia do Michaela.W tym jest PRAWDA.
Jak zwykle nie wiem czy napisałam w dobrym miejscu.W temacie DVD narazie toczą się dyskusje czy kupić białe czy czarne pudełko i gdzie.
Ja dziś obejrzałam cały film ponownie.Obejrzałam również dodatki.
Poczułam się jak totalny ignorant.Gdzieś tam czułam, ale dopiero wypowiedzi ludzi którzy z nim pracowali uświadomiły mi jak kosmicznym i niedoścignionym artystą był MJ.Jak to określono chodzący Anioł po ziemi i król wszystkiego co możliwe. Fascynuje mnie Jego duchowość i spojrzenie na świat.Jak marne i głupie były dywagacje a czy to on był na konferencji, a to że AEG to hieny na kase, a te 50 koncertów to jakaś kara i oszustwo.
Mój boże kiedy skończymy tą bezsensowną nadmierną intelektualizację i tłumaczenie sobie całego świata wg swoich instrukcji.Jeśli nie włączymy uczuć zamiast myślenia nigdy nie zrozumiemy tak naprawdę tego wspaniałego człowieka.Dopiero całość filmu rozjaśniła mi jak wielki rozmach miały ten koncerty, jakie oddziaływanie na współpracowników miał Michael i jak bardzo wszyscy oddawali dla Niego wszystko co najlepsze.
Zaraz pewnie odezwą się głosy, że to tylko film i kolejne mądrowanie.
A ja nigdy przez całe życie nie widziałam dokumentu na temat Michaela tak prawdziwego, pozytywnego i szczerego.Nawet Jego biografia nie potrafiła oddać ogromu Jego niezwykłości.
Tak bardzo mi brak słów Michaela o sobie, o życiu, o wychowywaniu dzieci.
To był strasznie mądry i wspaniały dobry człowiek.A Kenemu należy się wielki szacun za ten dokument.
Lot MJ...moja szczęka dalej leży na podłodze.

Ja dziś obejrzałam cały film ponownie.Obejrzałam również dodatki.
Poczułam się jak totalny ignorant.Gdzieś tam czułam, ale dopiero wypowiedzi ludzi którzy z nim pracowali uświadomiły mi jak kosmicznym i niedoścignionym artystą był MJ.Jak to określono chodzący Anioł po ziemi i król wszystkiego co możliwe. Fascynuje mnie Jego duchowość i spojrzenie na świat.Jak marne i głupie były dywagacje a czy to on był na konferencji, a to że AEG to hieny na kase, a te 50 koncertów to jakaś kara i oszustwo.
Mój boże kiedy skończymy tą bezsensowną nadmierną intelektualizację i tłumaczenie sobie całego świata wg swoich instrukcji.Jeśli nie włączymy uczuć zamiast myślenia nigdy nie zrozumiemy tak naprawdę tego wspaniałego człowieka.Dopiero całość filmu rozjaśniła mi jak wielki rozmach miały ten koncerty, jakie oddziaływanie na współpracowników miał Michael i jak bardzo wszyscy oddawali dla Niego wszystko co najlepsze.
Zaraz pewnie odezwą się głosy, że to tylko film i kolejne mądrowanie.
A ja nigdy przez całe życie nie widziałam dokumentu na temat Michaela tak prawdziwego, pozytywnego i szczerego.Nawet Jego biografia nie potrafiła oddać ogromu Jego niezwykłości.
Tak bardzo mi brak słów Michaela o sobie, o życiu, o wychowywaniu dzieci.
To był strasznie mądry i wspaniały dobry człowiek.A Kenemu należy się wielki szacun za ten dokument.
Lot MJ...moja szczęka dalej leży na podłodze.
Człowieku, naucz się tańczyć, bo inaczej aniołowie w niebie nie będą wiedzieć, co z tobą zrobić - Św. Augustyn
W sumie, mimo że byłam na TII w kinie, nie tylko raz - obejrzenie DVD i dodatków wbiło mnie w fotel. I tak trwam@neta pisze:... nigdy przez całe życie nie widziałam dokumentu na temat Michaela tak prawdziwego, pozytywnego i szczerego.Nawet Jego biografia nie potrafiła oddać ogromu Jego niezwykłości.
Tak bardzo mi brak słów Michaela o sobie, o życiu, o wychowywaniu dzieci.
To był strasznie mądry i wspaniały dobry człowiek.A Kenemu należy się wielki szacun za ten dokument.
Lot MJ...moja szczęka dalej leży na podłodze.

Wiedziałam, że Michael to dobry człowiek. Że wiele pomagał innym, że współpracownicy mieli do niego ogromny szacunek. Ale dopiero te dodatki pokazały, jak bardzo obcy ludzie mogą być dla siebie bliscy. To nieprawdopodobne, jak Michael jednoczył ludzi, w danym celu, w danej sprawie. Jak ludzie zbierali siły do kolejnych, żmudnych czasem ćwiczeń, powtórek...byle tylko efekt był godny mistrza.
To co miały przedstawiać te koncerty, to coś co trudno sobie wyobrazić. Niewiarygodne, co potrafi wymyśleć ludzka psychika. Jakie pomysły i wizje miano na tę trasę. Owszem, trasy Michaela zawsze były niezwykłe, ale ta byłaby chyba czymś co trudno opisać słowami. Wkładali w to tyle serca i pracy...by zadowolić nas, fanów tak naprawdę. Michael robił tę trasę z myślą o nas


Ostatnio zmieniony śr, 17 lut 2010, 21:08 przez buziaczek, łącznie zmieniany 1 raz.
1958 - forever...
MEMORIES OF MICHAEL - dodatek do This Is It
Właśnie obejrzałam ten dodatek na BluRay... Siedzę i ryczę, a zaczęło się od słów Ortegi "To był anioł chodzący po ziemi".
Nie wiem jeszcze jak, ale musimy zrobić wszystko, żeby ten kilkuminutowy film został wyemitowany w jakiejś TV.
Te parę minut mówi o Michaelu wszystko i zadaje kłam wszystkim tabloidowym śmieciom, jakie były i są na niego rzucane.
Ten dodatek powinien być wyświetlany w czasie świąt Bożego Narodzenia, żeby ludzie wiedzieli, że można żyć w tym okrutnym świecie, tak jak on żył, dając wszystkim wokoło MIŁOŚĆ.
"Był Królem serc, wokalistów i tancerzy, królem wyobraźni, królem ojców, królem przyjaciół...
Raz na parę stuleci Bóg wysyła nam kogoś specjalnego...Michale był darem od Boga, który pokazał nam jak żyć, jak kochać..."
Myślę, że to wielki błąd Ortegi, że ten dodatek nie znalazł się na końcu This Is It. Nie wszyscy kupią film, a wiele osób poszło do kin na całym swiecie. This Is It pokazywało przede wszystkim Michaela artystę, a te króciutkie wypowiedzi powiedziały wszystko o Michaelu człowieku.
Michael nie jest aniołem - on jest ARCHANIOŁEM!
Mandeyrator >>> Przyłączyłem do tematu ogólnego. Tutaj rozmawiamy o zawartościach na wydawnictwach związanych z TII.
Nie wiem jeszcze jak, ale musimy zrobić wszystko, żeby ten kilkuminutowy film został wyemitowany w jakiejś TV.
Te parę minut mówi o Michaelu wszystko i zadaje kłam wszystkim tabloidowym śmieciom, jakie były i są na niego rzucane.
Ten dodatek powinien być wyświetlany w czasie świąt Bożego Narodzenia, żeby ludzie wiedzieli, że można żyć w tym okrutnym świecie, tak jak on żył, dając wszystkim wokoło MIŁOŚĆ.
"Był Królem serc, wokalistów i tancerzy, królem wyobraźni, królem ojców, królem przyjaciół...
Raz na parę stuleci Bóg wysyła nam kogoś specjalnego...Michale był darem od Boga, który pokazał nam jak żyć, jak kochać..."
Myślę, że to wielki błąd Ortegi, że ten dodatek nie znalazł się na końcu This Is It. Nie wszyscy kupią film, a wiele osób poszło do kin na całym swiecie. This Is It pokazywało przede wszystkim Michaela artystę, a te króciutkie wypowiedzi powiedziały wszystko o Michaelu człowieku.
Michael nie jest aniołem - on jest ARCHANIOŁEM!
Mandeyrator >>> Przyłączyłem do tematu ogólnego. Tutaj rozmawiamy o zawartościach na wydawnictwach związanych z TII.
Remember the beautiful future promise of tomorrow...
Obejrzałem na razie wersję zwykłą. Ale na niej tak poupychano wszelkie dodatki, że inne wersje nie mają ich jakoś szczególnie więcej. $ony znowu zakpiło z fanów, mnożąc wersje różniące się 1-2 bonusami.
Filmu oczywiście nie ogląda się tak, jak w kinie. Zgadzam się jednak, że dostaliśmy coś szczególnego w tym sensie, że obejrzeliśmy zawiązywanie się relacji w ekipie. Zobaczyliśmy rodzenie się arcydzieła na bardzo wczesnym etapie. Te materiały nie były tak dokładne, gdyby do koncertów doszło. Nie cieszę się oczywiście z tego powodu, ale tak by było.
Stało się coś przewrotnego. Michael, chcąc dać koncert z bogatą oprawą, ostatecznie pozostawił po sobie coś, co jest surowe i wymaga wyobraźni odbiorcy- by poszczególne puzzle połączyć ze sobą. Zostawił po sobie zaledwie przymiarki, bo to nawet nie jest próba generalna, co widać choćby przy Billie Jean. I w tej potężnej stracie, że ograniczę się jedynie do straty artystycznej, Michael zostawiając szkice powrócił do początków, kiedy wystarczało, by po prostu był artysta i scena. I w efekcie rodziła się magia.
Suzanne De Passe, że raz jeszcze przypomnę te słowa, żałowała, iż Michael tak bardzo stawia na technikę. Jeszcze niedawno zgadzałem się z jej słowami, teraz już nie aż tak bardzo. To, że Michael proponował takie fajerwerki- ten gigantyczny ekran 3D, te kosmiczne kostiumy z kryształami od Swarovskiego, te niesamowite krótkie filmy wprowadzające, ci utalentowani tancerze, te wszystkie efekty specjalne.. One miały wstrząsnąć ludźmi, by pamiętali, kto tu jest królem. I bez wątpienia o Michaelu byłoby bardzo głośno, jakby do tych koncertów doszło. Był bardzo na czasie, pomimo nieobecności na rynku. Dalej ogniskował wokół siebie kreatywne osoby. Miał być na Grammy w tym roku, on miał strategię. Znów by złamał marazm rynku muzycznego, którego teraz doświadczamy, właściwie od lat. Inni się produkowali, a on w zestawach bestselerów w ostatnich latach sprzedawał lekką ręką wielomilionowe nakłady płyt, które były zaledwie składankami albo reedycjami, sami zobaczcie (poprzednie lata-wystarczy w linku zmienić datę- proszę pamiętać, że zestawy nie uwzględniają powrotów na listę płyt sprzed lat, typu Number Ones.
W dodatkach, w wypowiedziach współpracowników słychać, jak wciąż w nim było dziecko. Ta wypowiedź o tym, co znaczy imię Michael, by później szybciutko dodać kwestię o pokorze. Jak dziecko- psotnik, które mówi że chce coś przeskrobać, by szybciutko dodać, ze ono tylko tak mówi, a wcale nie chce tak zrobić.
Oczywiście to wszystko ma sens, gdy założy się, że Ortega, AEG nie chcieli wycisnąć z Michaela ostatnie soki, wbrew jemu samemu. Ale to inna historia.
Filmu oczywiście nie ogląda się tak, jak w kinie. Zgadzam się jednak, że dostaliśmy coś szczególnego w tym sensie, że obejrzeliśmy zawiązywanie się relacji w ekipie. Zobaczyliśmy rodzenie się arcydzieła na bardzo wczesnym etapie. Te materiały nie były tak dokładne, gdyby do koncertów doszło. Nie cieszę się oczywiście z tego powodu, ale tak by było.
Stało się coś przewrotnego. Michael, chcąc dać koncert z bogatą oprawą, ostatecznie pozostawił po sobie coś, co jest surowe i wymaga wyobraźni odbiorcy- by poszczególne puzzle połączyć ze sobą. Zostawił po sobie zaledwie przymiarki, bo to nawet nie jest próba generalna, co widać choćby przy Billie Jean. I w tej potężnej stracie, że ograniczę się jedynie do straty artystycznej, Michael zostawiając szkice powrócił do początków, kiedy wystarczało, by po prostu był artysta i scena. I w efekcie rodziła się magia.
Suzanne De Passe, że raz jeszcze przypomnę te słowa, żałowała, iż Michael tak bardzo stawia na technikę. Jeszcze niedawno zgadzałem się z jej słowami, teraz już nie aż tak bardzo. To, że Michael proponował takie fajerwerki- ten gigantyczny ekran 3D, te kosmiczne kostiumy z kryształami od Swarovskiego, te niesamowite krótkie filmy wprowadzające, ci utalentowani tancerze, te wszystkie efekty specjalne.. One miały wstrząsnąć ludźmi, by pamiętali, kto tu jest królem. I bez wątpienia o Michaelu byłoby bardzo głośno, jakby do tych koncertów doszło. Był bardzo na czasie, pomimo nieobecności na rynku. Dalej ogniskował wokół siebie kreatywne osoby. Miał być na Grammy w tym roku, on miał strategię. Znów by złamał marazm rynku muzycznego, którego teraz doświadczamy, właściwie od lat. Inni się produkowali, a on w zestawach bestselerów w ostatnich latach sprzedawał lekką ręką wielomilionowe nakłady płyt, które były zaledwie składankami albo reedycjami, sami zobaczcie (poprzednie lata-wystarczy w linku zmienić datę- proszę pamiętać, że zestawy nie uwzględniają powrotów na listę płyt sprzed lat, typu Number Ones.
W dodatkach, w wypowiedziach współpracowników słychać, jak wciąż w nim było dziecko. Ta wypowiedź o tym, co znaczy imię Michael, by później szybciutko dodać kwestię o pokorze. Jak dziecko- psotnik, które mówi że chce coś przeskrobać, by szybciutko dodać, ze ono tylko tak mówi, a wcale nie chce tak zrobić.
Oczywiście to wszystko ma sens, gdy założy się, że Ortega, AEG nie chcieli wycisnąć z Michaela ostatnie soki, wbrew jemu samemu. Ale to inna historia.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Obejrzałam The Unfinished Rehearsals. Jak pisze thewiz, to przymiarki do Smooth Criminal i Dirty Diany.
Odniosłam jednak wrażenie, że mimo wszystko były to bardzo surowe próby, przynajmniej jeśli chodzi o DD. W roli MJa występuje tu jeden z tancerzy (na kilku ujęciach Travis), kiedy padają słowa o łóżku w ogniu pokazywane są ujęcia Michaela z Beat it i próby pirotechniczne. Jednak przyznam - wizja niesamowita.
Odniosłam jednak wrażenie, że mimo wszystko były to bardzo surowe próby, przynajmniej jeśli chodzi o DD. W roli MJa występuje tu jeden z tancerzy (na kilku ujęciach Travis), kiedy padają słowa o łóżku w ogniu pokazywane są ujęcia Michaela z Beat it i próby pirotechniczne. Jednak przyznam - wizja niesamowita.
Ostatnio zmieniony ndz, 21 lut 2010, 12:37 przez anialim, łącznie zmieniany 1 raz.
Zauważyliście że na 22:44 śpiewając Human Nature, MJ zmienił tekst? ;)
Does SHE do me that way?
Co do ręcznika... po co kładł go na klawiszach?
Z dodatków bardzo podoba mi się moment gdy rysuje w powietrzu L.O.V.E
Bardzo ciekawy jest dodatek "The gloved one". Co za stroje. Szok. Ile taka marynarka(np. ta przeznaczona na Man in the mirror) mogła kosztować? Ktoś się orientuje w cenach i może oszacować?
Nie wiem czy piszę we właściwym miejscu, w odpowiednim temacie o TII spośród trzech.
Does SHE do me that way?
Co do ręcznika... po co kładł go na klawiszach?
Z dodatków bardzo podoba mi się moment gdy rysuje w powietrzu L.O.V.E

Nie wiem czy piszę we właściwym miejscu, w odpowiednim temacie o TII spośród trzech.