Fani o sobie - przemyślenia, syntezy i analizy ;)

O Michaelu rozmowy luźne.

Moderators: DaX, Sephiroth820, MJowitek, majkelzawszespoko, Mafia

User avatar
buziaczek
Posts: 616
Joined: Thu, 15 Oct 2009, 17:54
Location: okolice Krakowa

Post by buziaczek »

Louie wrote: Michael był w ich życiu kimś ważnym. Kimś? Chyba bardziej Czymś niż kimś. Czymś w dobrym tego słowa znaczeniu. Jakąś ideą, marzeniem, iskrą nadziei... ikoną. Czymś bardziej ze świata wiary i wartości, niż realnego świata ludzi. Stał dla nich ponad wszystkim i wszystkimi innymi. Stanowił wartość samą w sobie. I nagle? Michael umiera. Jak mógł umrzeć? To nie do zaakceptowania. To tak jakby udowodnić Katolikowi, że Chrystus nie był Bogiem. Wtedy cały świat się wali. W takiej sytuacji tego po prostu nie można dopuścić do siebie. Człowiek złapie się każdej deski ratunku tylko po to by w jego życiu nie zapanował chaos. By Idea nie spadła z piedestału.
Dla mnie śmierć Michaela to nie jest "spadnięcie z piedestału" czy też "czepienie się ostatniej deski ratunku" jak to określiłaś.
Po prostu nie zgadzają mi się pewne rzeczy i tyle. Nie wmawiam nikomu, że Michael żyje czy też nie. Sama nie wiem jaka jest prawda. Pewnie, że bardziej racjonalne jest przyjąć, że odszedł. Pewnie taka jest rzeczywistość.
Tak naprawdę nikt z nas nie wie na 100% jak jest.
Ale dlaczego ktoś, kto zastanawia się jak jest, ma być uważany za kogoś kto oszukuje samego siebie? Nie wmawiam sobie, że Jackson żyje. Nie próbuję na siłę wmawiać innym. Ale skoro jest sporo nieścisłości, to co mi szkodzi próbować zastanawiać się, czy coś się za tym kryje. Nikomu nie wmawiam co ma czuć, co uważać. Ale przecież mam prawo myśleć i zastanawiać się nad wieloma rzeczami.
Przecież, to że ja się zastanawiam, nie powoduje że robię krzywdę Tobie; więc pozwól mi. Bez oskarżania i mieszania w to Boga. Bo to zdanie o Chrystusie i Bogu, to chyba zbyt daleko posunięte zestawienie.
Louie wrote: Michael był człowiekiem, o czym tak wiele osób zapominało. Wszyscy, którzy nazywali go monstrum... wszyscy którzy twierdzili, że się rozpada... wszelkie brukowce. Wszyscy oni zapominali o tym, że Michael nie jest kukiełką, lalką z porcelany... zapominali, że jest żywą istotą, która czuje, cierpi, przeżywa każde ich słowo.
Nie bardzo rozumiem, dlaczego beliversów stawiasz w jednym szeregu z brukowcami, które wiadomo jak traktowały Michaela :wariat: ?
To temat "fani o fanach", więc bezcelowe jest chyba mieszanie tutaj paparazzi.
A to, że Michaeł to człowiek; to myślę że nie trzeba przekonywać tych, którzy go kochali i podziwiali. A o brukowcach nie będę się tu wypowiadać, bo to nie ten temat, a z resztą nie warto.
Louie wrote: Dla mnie, jak i sądzę dla wszystkich którzy próbują podejmować dyskusję z beliversami, człowieczeństwo Michaela było kluczowe.
:nerwy:
Z tego zdania wychodzi, że dla beliversów człowieczeństwo Michaela się nie liczyło. Było ważne jedynie dla Ciebie i tych, którzy z beliversami dyskutują.
Robisz jakiś bardzo dziwny podział. Mur; z jednej strony Ty i Ci, którzy dyskutują z wierzącymi, że Michael żyje a po drugiej stronie barykady - beliversi.
Uważam, że poszłaś za daleko w tym co napisałaś. Michael zawsze powtarzał "I'm only human" i myślę, że każdy prawdziwy fan to wie. Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę z tego co piszesz i jak to boli beliversów :-/ . Ogromnie krzywdzące i niesprawiedliwe jest to zdanie.
Jeśli ktoś nie widział w Michaelu człowieka, czy może być jego fanem?
A beliversi to fani...tak przynajmniej mi sie wydaje. Choć jak widzę, po niektórych postach, nic już nie jest pewne.
Louie wrote: Dlatego tak ważne jest dla mnie jego prawo do śmierci. Prawo dane każdemu człowiekowi. Prawo do tego by odejść. Tak po prostu, nie tłumacząc się nikomu. Bo jego życie było życiem wspaniałego, choć niepozbawionego wad, człowieka. To nie powieść, nie show, nie historia biblijna.
Stąd budzi się we mnie chęć protestu, gdy ktoś mitologizuje Michaela. Gdy ktoś zaczyna w niego wierzyć niczym w jakiegoś świętego. Gdy ktoś przesuwa go do świata marzeń i idei. Gdy Michael staje się dla kogoś wyimaginowanym przyjacielem (wiem, nieco za daleko posunięte porównanie, jednak w tym kierunku zmierzają „believersi”).
Może nie jestem takim zdeklarowanym beliversem; ale nie wiem czy akurat to, że ktoś widzi wokół śmierci Michaela, wiele nieścisłości, jest wystarczającym powodem by określać go mianem osoby, która nie pozwala komuś odejść i każe się tlumaczyć Michaelowi z tego, że jako człowiek ma prawo do śmierci. Nie uważam, by Michael musiał się tłumaczyć nam z czegokolwiek. Nie miał takiego obowiązku. Żył swoim życiem i mógł z nim robić co chciał. Nikt nie miał prawa, mówić mu co ma robić, a już na pewno nie fani, którzy z nim nie żyli na co dzień, a większość "znała go" jedynie z TV.
Nie uważam go za świętego. To normalny facet, z wieloma wadami. Nie zachowywał się jak święty i nim nie był. Nie robię z niego bądź z rzeczy związanych z nim, jakichś ołtarzyków, nie wywyższam ponad innych ludzi.
Ale nie zmienia to faktu, że zawsze będzie kimś (nie czymś) ważnym w moim życiu.
Może miałaś dobre zamiary, pisząc ten post, ale ja trochę poczułam sie tak, jakbym dostała policzek. Może nie jestem stricte zagorzałym beliversem, ale jestem fanką.
Poczułam, jakbyś twierdziła że fan uważa Michaela za kogoś kto jest wyżej niż Bóg. Przecież to dwie różne sprawy. Tego się nie da porównać.
Również uważam, że "był jednym z nas". Nie Ty jedna wiesz, że czuł, że cierpiał gdy słyszał różne rzeczy o sobie i że miał słabości. Miał je i owszem. Miał prawo je mieć. Musimy pozwolić mu na nie, bo każdy człowiek je ma. W tych kwestiach, Michael niczym innym nie różnił się od Ciebie czy ode mnie.
Michael to dla mnie cudowny artysta. Podziwiam go jako artystę i człowieka, ale nie modlę się do niego japrosic .
Last edited by buziaczek on Sun, 27 Dec 2009, 22:28, edited 1 time in total.
1958 - forever...
User avatar
Louie
Posts: 188
Joined: Wed, 01 Jul 2009, 19:26
Location: Warszawa

Post by Louie »

Spokojnie. Dlaczego od razu bierzesz wszystko do siebie?

Napisałam, że wyrażam swoją subiektywną opinię. Po prostu staram się zrozumieć osoby, które nie dopuszczają do siebie faktu śmierci Michaela.
Po prostu nie zgadzają mi się pewne rzeczy i tyle.
W tym właśnie sęk, że takich nieścisłości prawie nie ma. Nie ma nic co by wskazywało na to, że Michael może żyć. Ew. można dopatrywać się wskazówek na to, że został zamordowany... Jeśli mam być szczera, to "dowody" fanów Elvisa są bardziej przekonujące, niż te przedstawiane w wątku Michael żyje.
Nie dajecie się jednak o tym przekonać. Niektórzy z Was wręcz napisali to wprost - coś w stylu "nie odbierajcie nam nadziei", "dajcie nam wierzyć w to co niemożliwe". Stąd wnoszę, że nie chodzi 'believersom' (przynajmniej większości) o to by dojść do prawdy czy rozwiać jakieś nieścisłości. Wy po prostu bardzo chcecie wierzyć w to, że on żyje. Jest to Wam bardzo do czegoś potrzebne. Wewnętrznie, duchowo,... nie wiem i próbuję zrozumieć.

Nie bardzo rozumiem, dlaczego beliversów stawiasz w jednym szeregu z brukowcami
Nie stawiam. Zupełnie o co innego mi chodziło. Cały czas zakładam dobrą wolę ' believersów'.
Z tego zdania wychodzi, że dla beliversów człowieczeństwo Michaela się nie liczyło. Było ważne jedynie dla Ciebie i tych, którzy z beliversami dyskutują.
Robisz jakiś bardzo dziwny podział. Mur; z jednej strony Ty i Ci, którzy dyskutują z wierzącymi, że Michael żyje a po drugiej stronie barykady - beliversi.
Wręcz przeciwnie. Staram się zrozumieć. Jeśli ludzie się rozumieją, nawet przy różnicy poglądów mury upadają. Prawdą jednak jest, że w wątku "Michael żyje" atmosfera jest bardzo napięta. Jedni skaczą drugim do oczu. Tam wyraźnie utworzyły się fronty. Próbuję sobie wyjaśnić co kieruje dwiema stronami tamtej barykady. Może się mylę. Zaznaczyłam, że taka jest moja subiektywna opinia.
Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę z tego co piszesz i jak to boli beliversów e . Ogromnie krzywdzące i niesprawiedliwe jest to zdanie.
Jeśli ktoś nie widział w Michaelu człowieka, czy może być jego fanem?
Jeśli ktoś się poczuł urażony to przepraszam. Nie taki był mój zamiar. Starałam się pisać w sposób bardzo zdystansowany i wyważony.
Nie wiem co ma widzenie człowieka lub nie w Michaelu do bycia fanem. Moim zdaniem można być fanem nawet całkowicie wyimaginowanej postaci. A ja np. nie nazywam się fanką Michaela i za taką się nie uważam.
Sądzę, że nie ma co mieszać tych dwóch spraw.
Może miałaś dobre zamiary, pisząc ten post, ale ja trochę poczułam sie tak, jakbym dostała policzek. Jakbym uważała Michaela za kogoś kto jest wyżej niż Bóg. Przecież to dwie różne sprawy. Tego się nie da porównać.
Nie chciałam pisać, że ktoś stawia Michaela wyżej niż Boga. Raczej chciałam określić sferę życia, w której - wydaje mi się - dla wielu zagościł. Raczej tę związaną z wartościami, duchem, marzeniami niż światem realnej codzienności. Nie twierdzę, że ktoś się do niego modli. Raczej, że znalazł swoje stałe miejsce w systemie wartości, z którego nie da się go ot tak z dnia na dzień wyjąć.
You're just another part of me

In this way are we learning
Or do we sit here yearning
For this world to stop turning round
It’s now or never
User avatar
buziaczek
Posts: 616
Joined: Thu, 15 Oct 2009, 17:54
Location: okolice Krakowa

Post by buziaczek »

Louie wrote:Spokojnie. Dlaczego od razu bierzesz wszystko do siebie?
Ok, może spróbuję nie brać Twoich wypowiedzi do siebie, lecz bardziej ogólnie.
Louie wrote: Niektórzy z Was wręcz napisali to wprost - coś w stylu "nie odbierajcie nam nadziei", "dajcie nam wierzyć w to co niemożliwe".
To rzeczywiście przesada. I jeśli takie zdania padały, to muszę się tu z Tobą zgodzić.
Louie wrote: Prawdą jednak jest, że w wątku "Michael żyje" atmosfera jest bardzo napięta. Jedni skaczą drugim do oczu.
Niestety, masz tu rację. Zamiast się wspierać, czasem beliversi skaczą sobie do gardeł. To nie pomoże nikomu, a już na pewno nie spowoduje, że coś co ewentualnie jest dla nich zagadką, zostanie rozwiązane. Jedynie sie pokłócą, w sprawie, w której niby powinni być razem.
Louie wrote: Jeśli ktoś się poczuł urażony to przepraszam. Nie taki był mój zamiar. Starałam się pisać w sposób bardzo zdystansowany i wyważony.
Może ja też niepotrzebnie za bardzo wzięłam do siebie Twoją wypowiedź. glupija
Louie wrote: Nie chciałam pisać, że ktoś stawia Michaela wyżej niż Boga. Raczej, że znalazł swoje stałe miejsce w systemie wartości, z którego nie da się go ot tak z dnia na dzień wyjąć.
Ale czy to źle, że młodzi ludzie wzorują się na postępowaniu Michaela? Na tym, że szanował innych, w każdym widział człowieka, każdy był dla niego ważny. Nie robił podziałów, na lepszych i gorszych. Każdemu dawał drugą szansę. Każdego uważał, za wartościowego człowieka, bez względu na religię czy kolor skóry? ten jego system wartości nie był chyba aż tak zły ;-) . Oczywiście, wszystko jest dobre w granicach rozsądku.
Dzięki za odzew.
Dobrze, że mimo jakichś odmiennych zdań można dojść z fanem do porozumienia i wyjaśnić sobie to i owo.
1958 - forever...
Shulamitka
Posts: 396
Joined: Thu, 13 Mar 2008, 9:26
Location: Rzym

Post by Shulamitka »

Louie, konretne i dobre posty. W całej kwestii wierzenia w życie Michaela zwracam uwagę na nieco inne kwestie, ale to co piszesz, moim zdaniem ma ręce i nogi.
Tak trochę na chłopski rozum, omijając wyszukane argumenty z braku czasu (i ochoty) ;-) I oczywiście bez niczyjej obrazy - to nie są żadne osobiste wycieczki, a jedynie moja próba zrozumienia pewnego mechanizmu.

Kiedy byłam chora, po operacji, siedziałam w internecie i między innymi na forum godzinami, i z czasem zauważyłam że zaczynały mi przychodzić do głowy naprawdę najróżniejsze dziwactwa i ze zdumieniem obserwowałam, co może stworzyć mój własny umysł kiedy jestem w jakiś sposób oderwana od życia i od-społeczniona... Wyrwana z codziennych relacji i odpowiedzialności za nie. Po powrocie do "życia" zauważyłam, że codzienne problemy w porównaniu z problemem, co założył Michael ostatniej soboty są.. że tak powiem delikatnie, nieprzystające. Myślę, że takie może być też podłoże wiary "believersów" (nie tylko MJ, ale we wszystkich podobnych przypadkach) i doszukiwania się przez niektórych nich rozwiązania w postaci np. ilości nóg na zdjęciu. Czasem pewne oczywistości, z powodu braku dystansu przestają być oczywiste... I trudno winić daną osobę, która naprawdę szczerze przejmuje się "problemem"...
Gdy Michael staje się dla kogoś wyimaginowanym przyjacielem
Niestety każde dziecinne "fanowanie" do tego zmierza i na tym się opiera. Nie piszę tego z góry, jako super-dojrzała, sądząca dziecinadę innych osoba. Nie uważam się za taką. Ale wszyscy dobrze wiemy, na czym polega niezdrowe "fanowanie", życie wyobrażeniami o osobie, która mogłaby zapełnić naszą pustkę, poczucia osamotnienia, nadać nam poczucie wartości, tożsamość... A nawet uleczyć (jak nieświadomie oczekuje "fanujący") zranienia zadane przez ojca czy chłopaka. Niekiedy przesuwa się grubo ponad przeciętny "wiek fanowy". I znowu - nie mówię tego aby sądzić. Wszystko to w jakiejś mierze liznęłam i doświadczyłam na sobie.
To tak jakby udowodnić Katolikowi, że Chrystus nie był Bogiem.
Myślę, że to jednak trudniej udowodnić niż to, że Michael nie żyje... :)
...Jeśli chcesz,znajdziesz sposób.Jeśli nie, znajdziesz powód...
User avatar
Louie
Posts: 188
Joined: Wed, 01 Jul 2009, 19:26
Location: Warszawa

Post by Louie »

Shulamitka wrote:Wyrwana z codziennych relacji i odpowiedzialności za nie. Po powrocie do "życia" zauważyłam, że codzienne problemy w porównaniu z problemem, co założył Michael ostatniej soboty są.. że tak powiem delikatnie, nieprzystające. Myślę, że takie może być też podłoże wiary "believersów" (nie tylko MJ, ale we wszystkich podobnych przypadkach) i doszukiwania się przez niektórych nich rozwiązania w postaci np. ilości nóg na zdjęciu. Czasem pewne oczywistości, z powodu braku dystansu przestają być oczywiste... I trudno winić daną osobę, która naprawdę szczerze przejmuje się "problemem"...
To też miałam na myśli poniekąd. Sytuacje w których z życia ludzie starają się uczynić jakąś powieść/film. Taka mała ucieczka od rzeczywistości, gdy rzeczywistość jest szara, bura i ponura.
You're just another part of me

In this way are we learning
Or do we sit here yearning
For this world to stop turning round
It’s now or never
fan
Posts: 35
Joined: Thu, 07 Jan 2010, 19:48

Post by fan »

kamuszka wrote:Ja rozumiem jedno dla kogos kto naprawdę w tym nie siedzi, wiele rzeczy może być nie do ogarnięcia, tym bardziej w tym momencie, kiedy więcej zaczyna się wyjaśniać. Ja sama jestem właściwie "nawrócona"...po jakichś 3 miesiącach, ale jednak. Tez pukałam się w czoło. Od pewnego, całkiem niedawnego czasu wszystko zaczyna mi się składać w dość logiczną całość i nawet Murray- człowiek zagadka -przestał mi tam wadzić.
1. I tak działa właśnie manipulacja. Jeżeli ktoś przebywa przez dłuższy czas na forach beliversów, to przyjmuje ich myślenie. Banalny przykład chińskich naukowców. Do sali wprowadzono 10 studentów (1 student był badany, reszta była podstawiona). Zadano prościutkie pytanie na poziomie klasy 2 szkoły podstawowej. Było to zadanie z odpowiedziami typu ABCD. Wszyscy studenci podstawieni wybrali tą samą błędną odpowiedź. Odpowiadali ustnie. Student badany odpowiadał na samym końcu, słysząc jak przed nim wszyscy wskazywali błędną odpowiedź. Jaki był wynik eksperymentu psychologicznego? Zdecydowana większość osób badanych zasugerowała się błędną odpowiedzią i również wybrała tą błędną mimo że myślała inaczej. Inny może dość drastyczny przykład, ale pokazujący jak wielką moc ma słowo. Były w historii osoby, które zrecznymi przemowami i hasłami zawładnęły umysłami ludzi. (Hitler...)

2. Czasem jak wchodzę na forum hoaxowe czy na twitter to czuje się jak w sekcie. Co drugi post czy notka to w stylu "Open Your Mind", "Open You Eyes", "Just For L.O.V.E. - Listen Observe Verify Evolve", BeLIEve itp. Sprytna gra słów i własna ideologia znaczeń. Analiza piosenek MJ, puszczanie piosenek od tyłu - tak MJ od dobrych kilkunastu lat zaplanował całą swoją śmierć ze szczegółami. Podkład muzyczny w tych wszstkich filmach hoaxowych też jest sztuczką manipulacyjną, mając działać na ludzi. Jest jak w filmach sensacyjnych. Muzyka stopniuje napięcie, żeby widz czuł, że jest świadkiem wielkiej mistyfikacji.
vivi wrote:Fan Trafne uwagi,niestety.Ale ostatnie zdanie mówi mi,że opowiadasz się za hoaxem ale z zupelnie pragmatycznego powodu($$$).Ja prawdę mówiąc też skłaniam się ku temu.No ale nie odrzucam żadnej z opcji,żadnego powodu.Bo tak naprawdę wiemy to co chcą żebyśmy wiedzieli.
Ja w żadnym wyapdku nie opowiadam się za hoaxem :). Pokazałem tylko jak rodzina, tancerze i osoby w otoczeniu MJ wykorzystują zamieszanie wokół śmierci aby nabić sobie trochę kasy oraz aby zrobiło się głośno wokół samej tej osoby, co cały świat analizuje jej przejęzyczenia. Rodzina MJ też nie zaprzecza, ani nie potwierdza wszelkim doniesieniom w sprawie śmierci. Gdyby zaprzeczała to też beliversi powiedzieliby, że chcą coś ukryć. Jak nie potwierdza to też beliversi snują domysły. I tak źle i tak źle.

Teorie spiskowe to bardzo ciekawe zagadnienie. Teoria hoaxowa MJ to nie pierwsza i nie ostatnia teoria spiskowa. Ale pierwsza na taką szeroką skalę, bo Internet jest teraz dostępny niemal dla wszytskich. (Pomijamy kraje biedne itp.). Każdy może badać sprawę śmierci, co przyczynia się do tego, że każdy z nas może poczuć się ważny w środowisku internautów, jest badaczem, "naukowcem". Tutaj przypomnę hasełka, które towarzyszą hoaxowi: "Open Your Mind", "Open Your Eyes", "Just For L.O.V.E. - Listen Observe Verify Evolve", BeLIEve. Hasła sprawiają, że jeszcze bardziej integrujemy się z grupą beliversów. (Hasła i słowa to bardzo ważny element manipulacji w naszym świecie - dla zaintersowanych poczytajcie o sektach i reklamach w TV).

Co do teorii spiskowych. Przytoczę jeden przykład. Każdy z nas zna Neila Armstronga - pierwszy człowiek na księżycu. W internecie istnieją strony poświecone teorii spiskowej, że lądowania na księżycu nigdy nie było. Ludzie przytaczają dziesiątki "dowodów". Chociaż wszytskie dowody wielokrotnie były wyjaśniane w różnych programach naukowych, to ludzie nadal wierzą, że lądowanie na księżycu było kręcone w studiu przez Stanleya Kubricka. Poczytajcie sobie o tej teorii. Również w niej były mocne "dowody".
Po polsku:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Teorie_spi ... 9%C5%BCycu
więcej jest na stronie angielskiej:
http://en.wikipedia.org/wiki/Moon_landi ... y_theories

Jeszcze powstanie nie jedna teoria spiskowa... :D. Więc beliversi będą mogli się wykazać w kolejnych badaniach :).

kaem-> pozwoliłem sobie edytować Twoje dwa posty z Kosza i przenieść tutaj.
User avatar
Eva
Posts: 625
Joined: Sun, 13 Sep 2009, 17:08
Location: Sercem tam gdzie Michael..

Post by Eva »

Sądzę, że jeśli nasz instynkt samozachowawczy daje nam sygnał, że musimy wierzyć gdzieś tam głęboko, że ktoś tak bliski nam jak Michael żyje to nie warto tego odrzucać. Chociażby żeby mechanizm obronny dał radę samoistnie się zregenerować. Żeby można było w dalszej przestrzeni walczyć. Nie poddać się. A to jest bardzo trudne gdy z dnia na dzień tracimy kogoś, kto był obok całe życie.
Sądzę, że ktoś kto nie potrafi pogodzić się ze śmiercią MJa może udzielać się w takich tematach jak najbardziej, pomóc sobie, pogadać miło z kimś, kto czuje tak samo. Jednak z czasem pojawi się coraz więcej wątpliwości i odrzucicie Believersi całkowicie myśl, że On gdzieś tam może być. To trudne, wiem ale wasz organizm pewnie tak zareaguje. Tak było ze mną około miesiąca po śmierci Michaela. Wszystko wydawało mi się takie przytłaczające a sam fakt, że jego już nie ma dobijał mnie. Próbowałam najpierw zapomnieć o tym co się stało, funkcjonować tak jak wcześniej. Ale później zaczęłam szukać dowodów, że mój idol, przyjaciel wcale nie umarł. Każda iskierka nadziei była ważna. Wszystko co mogło by choć w absurdalny sposób dać nadzieję, że Michael wróci do nas. Spędziłam na takim czymś kilka dni. Około początku lipca zrozumiałam, że to mało prawdopodobne, że hoax nie może być prawdą. Mój organizm obronił się przyjmując później taktykę "Nie oglądamy MJa, nie słuchamy MJa, nie myślimy o nim, nie rozmawiamy o nim, odrzucamy go" i to mi właśnie pomogło! Podczas gdy niektórzy z was pocieszali się łzawymi Tributami i oglądali teledyski zalewając się łzami ja starałam się nie myśleć o tym, co się stało. Muszę się przyznać, że nie oglądałam nawet w całości pogrzebu. Żeby się nie dołować. Podświadomie kierowałam się tym, że nie mogę tego robić, że skoro MJ przynosi mi łzy a nie chciałby tego to odetnę się na chwilę od niego. I nie potrzebowałam się nawet widzieć z fanami. Mój mózg działał odwrotnie niż większości z was. I pewnie z wami kochani będzie tak samo. Po roku, dwóch, dziesięciu pogodzicie się z tym, że Michael nie wróci. To będzie normalna kolej rzeczy. Ale puki co heal yourself i jeśli jest wam lepiej szukajcie dowodów i oglądajcie filmiki. Pozdrawiam.

Edit: Jeszcze dodam, że pogrzeb MJa oglądałam od momentu przemówienia Paris, nie będę mówić o swoich emocjach po 25 bo wszystko opisałam przedstawiając się. Pozdrawiam ponownie :D
Image
soulsation
Posts: 230
Joined: Fri, 23 Oct 2009, 23:52
Location: Warszawa

Post by soulsation »

Jak to kiedyś mówił Michael
Powtarzając jedną rzecz,plotke dziesiatki razy ,mimo,że moze być to samo kłamstwo ,sprawi ,że i tak w nią uwierzysz nawet po części ,nawet jezeli nie ma to najmniejszego sensu ,i tak samo wlasnie jest z tym Życiem Michaela
Mój Fan Page na Facebooku Michael Jackson- The King. http://www.facebook.com/pages/Michael-J ... 6198481706

I'm tired of bein' the victim of hate
You're rapin' me of my pride
Oh, for God's sake!!!
User avatar
Margareta
Posts: 1017
Joined: Sat, 22 Aug 2009, 15:54
Location: południe kraju nad Wisłą

Post by Margareta »

Może macie rację z tymi manipulacjami. Tylko jeśli tajemniczo brzmiące wpisy na blogach, Twitterach itp. to tylko manipulacja to właściwie po co im by to było (tzn. autorom tych wpisów)? Co z tego mają prócz satysfakcji, że kogoś nabiorą, spędzając godziny przy komputerze i pisząc to wszystko? Czy ktoś im płaci za pisanie bzdur (jeśli piszą bzdury)? No, chyba, że przyjmiemy, że to nie manipulanci (tylko co z tego mają jeśli nmanipulują), a sami chorzy psychicznie i znajdziemy takie wytłumaczenie istnienia tych wpisów.
Ja powiem tak - w teorię wierzę 50/50. Jeżeli MJ jednak nie żyje, to powiem sobie: trudno. Swoje wypłakałam, czasem pojawia się jeszcze ból, ale jest już mniejszy. Poza tym myślę, że lepiej będzie powoli przestać zajmować się tą kwestią i żyć bierzącymi sprawami. Najwyżej będziemy mieli niespodziankę, a jeśli nie to trudno. Życie toczy się dalej, nie możemy być osieroconymi fanami do końca życia. Poza tym (w niczym nie ujmując Michaelowi) świat muzyki na nim się nie kończy. Jest wielu genialnych artystów których można podziwiać i im kibicować.
zapraszam i polecam: http://msfeliciam.blogspot.com/
Image
User avatar
buziaczek
Posts: 616
Joined: Thu, 15 Oct 2009, 17:54
Location: okolice Krakowa

Post by buziaczek »

Margareta wrote:Życie toczy się dalej, nie możemy być osieroconymi fanami do końca życia. Poza tym (w niczym nie ujmując Michaelowi) świat muzyki na nim się nie kończy. Jest wielu genialnych artystów których można podziwiać i im kibicować.
Z jednej strony - racja. Jest wielu dobrych artystów, godnych podziwu. Tyle, że jeśli nie wzbudzają we mnie tak silnych emocji, jak Michael, to nie dziwne że za nim tęsknię :-/ .
1958 - forever...
User avatar
Eva
Posts: 625
Joined: Sun, 13 Sep 2009, 17:08
Location: Sercem tam gdzie Michael..

Post by Eva »

Myślałam ostatnio o tym temacie sporo i doszlam do takiej konkluzji, że w sumie to żaden z nas nie znał Michaela na tyle dobrze (jeśli w ogóle ktoś z tych ponad 3 tysięcy miał okazję z nim rozmawiać) żeby nazwać się jego przyjacielem. Oczywiście, wiele osób tak robi, my fani nazywamy się jego przyjaciółmi. Chyba można nas tak nazwać w stosunku do Michaela i do nas samych nawzajem. W końcu wspieraliśmy się zarówno przed i po śmierci Michaela. W mniejszych lub większych gronach ale każdy z nas na swój sposób przeżywał oskarżenia i nagłówki w prasie "Jacko Wacko". Każdy potrzebował wsparcia ze strony fanów więc myślę, że możemy się nazwać przyjaciółmi. Wielu, jak już mówiłam, mówi o samym MJu "mój przyjaciel". Ale jakby się głębiej zastanowić ten przyjaciel nawet nas nie znał. I my go również nie. Nawet nie wiemy czy był taki naprawdę czy tylko kreował swój wizerunek żeby zwiększyć zainteresowanie swoją osobą. Więc skoro nie widzieliśmy go kilka razy w tygodniu, nie chodziliśmy z nim po parku i nie rozmawialiśmy godzinami jakim prawem on mógłby nazwać nas "My friends"? No więc zmierzam do tego, że kiedy umarł nasze życie nie zmieniło się aż tak, jak gdyby umarł nasz najlepszy przyjaciel. Nie musimy z niczego rezygnować ponieważ go nie znaliśmy. Był dla nas idolem. Wzorem, ale nadal możemy żyć jak przedtem. Oglądać występy (nowych i tak by nie było po zakończeniu This is it) słuchać rad, oglądać wywiady.
Wiele osób mówi, że gdzieś tam żyje. Dobrze, jeśli im pomaga niech tak mówią. Skoro nie miały namacalnego kontaktu z Michaelem ich życie również nie uległo zmianie. Pomijając wypłakane łzy. Myślę, że w głębi serca każdy Believers ma chociaż w niewielkim stopniu takie podejście.
Pzdr.
Image
User avatar
Margareta
Posts: 1017
Joined: Sat, 22 Aug 2009, 15:54
Location: południe kraju nad Wisłą

Post by Margareta »

buziaczek wrote: Z jednej strony - racja. Jest wielu dobrych artystów, godnych podziwu. Tyle, że jeśli nie wzbudzają we mnie tak silnych emocji, jak Michael, to nie dziwne że za nim tęsknię :-/ .
Nie wiadomo, czy kiedy ktoś z nich nie umrze, nie zareagujesz podobnie. Reakcji na czyjąś śmierć nie da się przewidzieć. Ja sama nigdy nie przypuszczałabym, że aż tak emocjonalnie zareaguję na odejście Michaela. Miesiąc temu zmarła na nowotwór piersi nauczycielka która była moją wychowawczynią w podstawówce w klasach 1 - 3 i uczyła mnie jeszcze kilku przedmiotów aż do końca szkoły. Miała 53 lata. Powiem szczerze, że nie przepadałam za nią - była wrzaskliwa, brakowało jej cierpliwości, mówiła takie rzeczy które bolały. A jednak przecież nie powiem żebym cieszyła się z jej śmierci. Było mi naprawdę przykro i byłam w szoku bo sądziłam, że z tego wyjdzie (pracowała niemal do końca). Parę tygodni temu w kilka dni po pogrzebie poszłam na jej grób i wierzyć mi się nie chciało, że już jej nie zobaczę, że to ona leży tam kilka metrów pod ziemią, że już po wszystkim. Bardzo przykre uczucie. :smutek:

Eva, ja nie powiem żebym czuła się tak jakby umarł mi przyjaciel. Moi na szczęście żyją i nawet nie chcę sobie wyobrażać co by było gdyby ich zabrakło (odpukać). Czuję się raczej jakbym była osierocona w pewnym sensie.
zapraszam i polecam: http://msfeliciam.blogspot.com/
Image
User avatar
buziaczek
Posts: 616
Joined: Thu, 15 Oct 2009, 17:54
Location: okolice Krakowa

Post by buziaczek »

Margareta wrote:
buziaczek wrote: Z jednej strony - racja. Jest wielu dobrych artystów, godnych podziwu. Tyle, że jeśli nie wzbudzają we mnie tak silnych emocji, jak Michael, to nie dziwne że za nim tęsknię :-/ .
Nie wiadomo, czy kiedy ktoś z nich nie umrze, nie zareagujesz podobnie. Reakcji na czyjąś śmierć nie da się przewidzieć. Ja sama nigdy nie przypuszczałabym, że aż tak emocjonalnie zareaguję na odejście Michaela.
Tylko widzisz, żaden z tych wielkich artystów nie wywołuje u mnie takich emocji jak Michael. Oczywiście, byłoby niezmiernie przykro gdyby ktoś z nich zmarł...co wcześniej czy później i tak nastąpi. Nie chcę w żaden sposób szeregować która śmierć "ma być wyżej", bo każdy człowiek jest ważny. Ale chodzi jedynie o moje odczucia względem danego artysty. Nie przypuszczam abym tak jeszcze przeżywała kiedykolwiek odejście jakiegoś muzyka. Owszem, czasem zdarzyło się, uronić łzę na wieść o czyimś odejściu. Ale nigdy nie ryczałam tak po nikim i nie czułam takiego żalu i smutku, jak po MJ. Zważywszy na moje odczucia, których nie można oszukać, uważam że dlatego Michael jest dla mnie kimś wyjątkowym. Żaden artysta nie był i nie jest mi tak bliski...jeśli ktoś rozumie co chcę przekazać.
Margareta wrote:A jednak przecież nie powiem żebym cieszyła się z jej śmierci.
To chyba jasne, że człowiek nie cieszy się ze śmierci drugiego człowieka. :wariat: Ale jednych śmierć przeżywa się bardziej a innych mniej. Ja, nigdy nie przeżyłam śmierci żadnego artysty tak jak to było w przypadku MJ. I niestety, nadal przeżywam. Może i jestem głupia, ale tak mam.
1958 - forever...
User avatar
Eva
Posts: 625
Joined: Sun, 13 Sep 2009, 17:08
Location: Sercem tam gdzie Michael..

Post by Eva »

Dzisiaj znowu myślałam trochę (czy ja każdy post muszę zaczynać tak samo?) o Believersach ale bardziej o temacie "Michael żyje-spekulacje". Widzę, że dowodów na życie Michaela jest coraz mniej i pojawiają się z mniejszą częstotliwością niż na początku. Wielu believersów przestało się udzielać, a mam tu na myśli speechless26. O ile pamiętam to głównie ona była osobą, która dostarczała użytkownikom co raz to nowych sensacji na temat śmierci lub też jej braku. Zastanawiacie się, dlaczego hoax i takie strony są zamykane. A no dlatego, że już po woli braknie sensownych dowodów. I tu mi się nasuwa myśl. Sądzę, że ten temat staje się po woli zbiorową terapią, miejscem, gdzie osoby niepogodzone jeszcze ze śmiercią idola wylewają łzy. I mam taką sugestię zarowno do moderatorów jak i do użytkowników- możeby usunąć 25.06 ten temat? Myśle, że z czasem będzie trzeba to zrobić a nie czekać aż temat umrze śmiercią naturalną. Chyba już minął czas żałoby zarówno dla mnie jak i dla was. Więc może oddać swego rodzaju "hołd" i pokazać samemu sobie, że śmierć, która dotknęła Michaela nie jest w stanie nas od niego oddzielić, że nadal go kochamy, że nadal pamiętamy. On drodzy nie chciałby czytać co my tu teraz chisterycznie wyprawiamy. Jak on by się czuł czytając takie rzeczy? Już pomijając to, że nie zrobiłby nam tego (nie będę się rozpisywać bo zajęłoby mi to ze dwie godziny). Wiec przechodząc do meritum nie sądzicie, ze po woli zbliża się czas zamknięcia tematu?


-> temat posprzątany 15 marca 2010.
mav.
Image
User avatar
Sybirra
Posts: 484
Joined: Fri, 14 Aug 2009, 22:44
Location: Rabka

j

Post by Sybirra »

-> przeniesione z "Michael żyje".
mav.


Tak więc uważam, że obie strony mają swoje racje. I ta dyskusja jest tutaj niepotrzebna. Nie można zabronić ludziom mieć wiary, bo to wcale nie jest tak, że 'nadzieja' jest matką głupich'. Bardzo często dzięki nadziei sie rozwijamy, chociaż byłaby ona wielce absurdalna, to nas jednak tworzy i pozwala zajrzeć tam gdzie inni nie mają dostępu (bo najczęsciej nie chcą). Ale Ci inni równiez mają prawo do włąsnego zdania.
Myślę, że odwoływanie sie do Elvisa jest poniekąd niewłaściwe. Nie wiem czy na forum są osoby, które przeżyły Jego stratę. Czy wtedy ludzie, którzy Go cenili zareagowali takim samym lamentem? Nie wiem. (Chociaz myślę, że było to prędzej wielkie zaskoczenie, niż żałoba. Elvis miał talent, ale ludzie nie mogli sie z nim identyfikować tak jak z Michaelem. Był kreowany na ideał pod każdym względem i dosięgnięcie do niego było niezwykle trudne).
Myslę, że problem tkwi z niezagojonych ranach po śmierci naszego Mistrza. I jedni mają je cały czas otwarte, a ten temat działa na nie jak żrąca sól. Druga strona poradziła sobie w ten sposób, że ból po stracie zastąpiła nadzieją (z czasem przyjdzie im rozczarowanie, ale będzie ono rozwlecione przez lata, bo nadzieja umiera ostatnia).
Na koniec znowu odwołam sie do Elvisa. Argumentu dla obu stron. Dla tych co sa przeciwni temu tematowi stwierdzenie "Elvis żyje" jest absurdem i dowodem, że pomimo tylu nieustannych prób wskrzeszenia Jego ciała przez lata, nie udał sie ten fakt i że z drugim Królem będzie podobnie. Dla drugiej strony natomiast Elvis jest odpowiedzią na zarzucane oskarżenia o rozgrzebywanie ran, że przecież o Elvisie tez się mówi, że żyje i wskazuje się co nowe dowody a nikt nie reaguje tak spontanicznie.
Myslę, że to po prostu kwestia świeżości tych ran. I trudno mi sie utożsamić z którąś stroną. Moje serce chciałoby, aby żył, ale rozum podpowiada co innego. Tak więc, aby nie zasypywac sola ran, po prostu omijam ten dział. I jeżeli nie zostanie on zlikwidowany (a uważam, że może nie powinnien), to polecam tą metode każdemu innemu.
Last edited by Sybirra on Sat, 03 Apr 2010, 23:35, edited 1 time in total.
Image
Post Reply