Baby Jane pisze:tanczacy delfin pisze:
Jestem przekonany, że film spodobałby się Michaelowi
o tak. na pewno spodobała by mu się scena, w której główny bohater wrzeszczy: "who's bad?!" i "you ain't nothing!", pewnie też polubiłby Drzewo Życzeń ;)
Słysząc te kwestie w kinie od razu mi się Michael przypomniał, a patrząc na te wieeeelkie maszyny niszczące las na Pandorze to przyszedł mi na myśl klip do
Earth Song
Co do filmu: imponuje bogactwem wizualnym, dbałością o każdy detal zwłaszcza fauny i flory. Gesty i mimika Na'vi i same ich postacie wyglądają bardzo realistycznie, jedynie w scenie pseudo-miłosnej, bardziej przytulanej może, tak jakoś na mój gust dziwacznie wyglądały. Sama historia wciąga, choć oryginalna nie jest. Słyszałam opinię, że to taka historia o Pocahontas XXII wieku i rzeczywiście trafnie ktoś to ujął. I jeszcze ten bohater-wybraniec, który poprowadzi resztę do zwycięstwa (ileż razy widzieliśmy to już w kinie?!) Za efekty specjalne odpowiada studio Stana Winstona, reżysera Michaelowego
Ghosts. Generalnie te 250 milionów oficjalnego budżetu zostało dobrze zainwestowane, bo to pierwszorzędna rozrywka jest. Grający Jacka Sam Worthington przyznał na premierze, że dostał angaż, bo był tani. No cóż na czymś zaoszczędzić musieli, choć pewien niepokój budzi u mnie fakt, że tak łatwo można zastąpić "prawdziwych aktorów". Z drugiej jednak strony, może się aktorskie środowisko wreszcie opamięta i przestanie żądać milionów za rolę. Wyobrażam sobie takie ultimatum jakiegoś producenta w rozmowie z jakąś gwiazdą - "jak ci się honorarium nie podoba, to zatrudnimy twojego avatara!"
Tylko do obejrzenia w Imaxie! W wersji analogowej straciłby wiele na atrakcyjności.