Krówka ciągutka?
She's out... to krówka ciągutka? A to proszę odpalić sobie podkład i zaśpiewać. Raz, drugi, trzeci. I czwarty jak będzie trzeba. I spróbować się choć ociupinę zbliżyć do oryginału. Zapewne nie da się. Pozornie łatwa (wokalnie, instrumentalnie, tekstowo) ballada, niech będzie nawet że lukrowana może w jakimś tam nadmiarze - zamienia się interpretacyjną prasę, walec, co tam chcecie. Zaśpiewać tego "na luzie", bez jakichkolwiek emocji się nie da. A do tego rozpiętości w wokalizie - od partii śpiewanych nisko do bardzo wysokich - lodołamacz dla niewprawnego gardła. Więcej - nawet dla w miarę wprawnego gardła. A wy mi tutaj o krówkach ciągutkach prawicie?
No i gdzie YANA do SOOML? Inna liga, tak inna, że nawet mi się pisać nie chce.
Paradoksem chyba jest (choć to w sumie naturalne, bo z indywidualnymi upodobaniami trudno dyskutować), że dla nas (fanów) tak czesto najnudniejszymi i najbardziej przesłodzonymi utworami są te, które MJ lubił śpiewać najbardziej. Ballady. Szukamy industrialu, nowatorstwa - nie mówię, że to źle, bo wszakże artysta winien być twórczy i niedobrze jest, jak zamyka się w sosie własnego sukcesu i jedynie odcina kupony. Wszystko prawda, ale czyż ballada musi być z założenia odbierana przez nas jako mniej prawdziwa niż jakikolwiek utwór "wykrzyczany" w przenośni i dosłownie z głębi serca i gardła wokalisty? A może bywa tak, że to właśnie ballada jest poniekąd trudniejsza do wykonania, bo obnaża porównywalnie jak muzyczny "krzyk" najbardziej skrywane emocje? I zmusza do takiego malowania dźwiękami, by stały się one maksymalnie wiarygodne. Tu się nie da "przypudrować" uczuć fajnym bitem czy najbogatszym nawet instrumentarium.
Gdzieś tam, w jednym z pierwszych NO, w jakim brałam udział - przypięłam sobie (całkiem świadomie) "łatkę" zwolenniczki balowych sukien. Bo faktycznie bliżej mi do ballad niż ostrych numerów. Nie znaczy to jednak, że wielbię ballady bezgranicznie, niezależnie od ich wartości wokalno - instrumentalnej. Nie znaczy to też, że nie szaleję przy ostrych numerach, te dwie strony muzycznego medalu - balladowa i ta z pazurem - fajnie się w moim muzycznym życiu uzupełniają. Dlatego też podobnie jak nie wyobrażam sobie zagłosowania na SOOML, nie wyobrażam sobie wyrzucenia na out "Morphine", "2000 Watts", czy "Shout". Bo muzyczny pazur może mieć różne oblicza, drodzy państwo, i nawet wielbicielki balowych sukien potrafią to zauważyć
Taki mi wyszedł z tego elaborat, że teraz muszę na spokojnie przesłuchać raz setny wszystkie utwory z NO, żeby podjąć ostateczną decyzję odnośnie swojego głosu. Bo waham się, i nie mam jeszcze pojęcia, która mroczna strona mojej muzycznej natury tym razem weźmie górę.
Jeśli głównodowodząca tym NO
Siadeh_ pozwoli - edytuję posta.
Nocny edit - w przerwie w długiej podróży, proszę więc wybaczyć skrótowość uzasadnienia.
Faktycznie jest tak, że na tle wszystkich innych zgromadzonych tu utworów ballady wypadają średnio. Faktycznie jest tak, że brakuje mocno The Lady Of MY Life (i kilku jeszcze utworów). Uważam jednak, że jakaś równowaga musi być i wywalić wszystkie ballady - jedna po drugiej - to jak uciąć sobie rękę. Tu aż prosi się o obecność utworów ukazujących tzw. muzyczne wartości w różny sposób.
To nie jest mój stuprocentowy wybór, przyznam się od razu. Z pobieżnej lektury pozostałych postów i tak wynika, że poleci SOOML, ale muszę pozostać wierna sobie. Głos na
Unbreakable. Nie dlatego, że nie lubię, bo lubię, ja w ogóle prawie całe Invincible darzę wielką sympatią. Czegoś mi jednak w tym utworze brakuje, razi mnie jakieś takie pójście w dźwięk i tylko w dźwięk, nie wiem - poprzestanie na mechanicznym "odtwórstwie"? Chyba.