Interpretuj tekst!

Dyskusje na temat działalności muzycznej i filmowej Michaela Jacksona, bez wnikania w życie osobiste. Od najważniejszych albumów po muzyczne nagrody i ciekawostki fonograficzne.

Moderatorzy: DaX, Sephiroth820, MJowitek, majkelzawszespoko, LittleDevil

Awatar użytkownika
cicha
Posty: 1611
Rejestracja: pt, 11 mar 2005, 8:21
Skąd: silent world

Post autor: cicha »

W tekście Stranger in Moscow nie czuję dobijającego przygnębienia.

Po nastroju wyobcowania, pustki i niezrozumienia znów nadejdą szczęśliwe dni, które zagłuszą ból.
Happy days will drown the pain
Ból duszy, serca i umysłu. Raz za razem pojawiający się w konkretnych życiowych przypadkach.

Tekst o stanie duszy, serca i umysłu. Czy ten wewnętrzny chłód zezwoli na racjonalną ocenę własnego postępowania? Znalezienia przyczyny owego Armageddonu? Z tekstu wyłania się czysty egocentryzm.
Take my name and just let me be

Wrażliwy ekshibicjonista.
Czy rzeczywiście cały świat jest przeciwko mnie? A może to ja sprawiam, że nie pasuję do tego systemu? Do praw rządzących tym światem? Do społeczności, w której przyszło mi żyć? Pracować?
Armageddon of the brain

Zaczyna się robić niebiezpiecznie od takich rozmyślań w totalnej samotni, bez bratniej duszy przy sobie...

Jest jednak ten maleńki promyczek...Happy days will drown the pain.
B. Olewicz (...) co tak cenne jest, że ta nienazwana myśl rysą jest na szkle? (...)
E. Bodo To nie ty...
Awatar użytkownika
Amelia
Posty: 355
Rejestracja: czw, 06 sie 2009, 21:30
Skąd: Jaworzno

Post autor: Amelia »

Wrażliwy ekshibicjonista.
Czy rzeczywiście cały świat jest przeciwko mnie? A może to ja sprawiam, że nie pasuję do tego systemu? Do praw rządzących tym światem? Do społeczności, w której przyszło mi żyć? Pracować?
Bardzo odważna interpretacja i powiem szczerze, że nie pomyślałabym o tym w ten sposób.
To fakt, że łatwiej jest żyć w przekonaniu, że świat nie potrafi się do mnie podporządkować, że to świat odstaje, gdyż ja jestem już na wyższym poziomie. Krytycyzm byłby wskazany, lecz bolesny- uświadomienie sobie, że to nie większość ma się do mnie dostosować, tylko ja jako mniejszość muszę być bardziej uległy to szokująca wizja dla osoby świadomej swej odrębności.
Ale czy musi tak być? czy my wszyscy musimy być taką jedną, wielką nic nie wnoszącą grupą, w której mnożą się kopie?
Każdy w granicach prawa i moralności (choć to dyskusyjne) może tworzyć swoją rzeczywistość i kształtować własną osobowość.
Bardzo jako ludzie się ograniczamy. Redukujemy swe marzenia do minimum, kiedy mówimy ważymy słowa, uważamy by nie poniosły nas emocje- wciąż na wodzy -życie niby wieczna tresura.
http://przeslodzonaherbata.blog.onet.pl
Dopiero zaczynam, ale...

Nie lubi słów: błogosławiony owoc żywota twego
Amelia Poulain
ula
Posty: 117
Rejestracja: czw, 16 lip 2009, 16:31
Skąd: świętokrzyskie

Post autor: ula »

Dla mnie to bardzo smutny tekst, obrazujący samotność pośród ludzi, których nastawienie nie zawsze jest przychylne. Nasuwa się pytanie jak to jest żyć wiedząc, że tak naprawdę inni czychają na każde nawet małe potknięcie. Czy wtedy zaczyna się pragnąć samotności jeszcze bardziej? Jak to jest być oskarżonym choć dobrze się wie o swojej niewinności. Jak wykrzyczeć prawdę jeśli nikt nie chce jej wysłuchać. Deszcz nie zmyje winy i nie oderwie łatki przyczepionej już na zawsze. Czy jedynym wyjściem będzie usuniecie się w niebyt i zapomnienie?
Awatar użytkownika
anja
Posty: 459
Rejestracja: sob, 19 gru 2009, 20:41
Skąd: Kielce

Post autor: anja »

Przyznam, że długo nie lubiłam tej piosenki. Coś mnie w niej drażniło na początku. Ale powoli wsączała się do mojej głowy i mojego serca. A kiedy zadałam sobie trud, aby zrozumieć o czym śpiewa Michael to dostrzegłam jej wartość.
Był zaskoczony tym co się wydarzyło w 1993r. Boleśnie odczuł, że tak łatwo można stracić to, na co pracuje się wiele lat, że tak łatwo utracić uwielbienie. A im wyżej się zajdzie tym upadek bardziej boli.
Sława skończyła się szybko i łatwo
Słoneczne dni wydają się tak odległe
Starał się sam siebie przekonać
Szczęśliwe dni zagłuszą ból
ale czuł się jak w matni. Tego nie można zapomnieć, tego nie da się cofnąć, z tej sytuacji nie ma wyjścia. A media nie dają wtedy spokoju. Jest się łakomym kąskiem, więc chcą więcej i więcej.
To wciąż wraca i wraca
I znowu, i znowu, i znowu…
Weźcie moje imię i dajcie mi żyć
Jak to jest
Gdy jesteś sam
I czujesz w sobie zimno
Myślę, że Michael był wtedy na dnie piekła i nie miał siły wydostać się z niego. Czuł się bezsilny i opuszczony. Chyba kiedy sięgnie się dna rozpaczy to czuje się taką niemoc, że nie chce się już walczyć. Człowiek zasklepia się w swoim bólu i nieszczęściu.
I ważne, żeby wtedy pojawił się jakiś powód, że warto walczyć, żeby znalazł się ktoś, kto przywróci wiarę, że warto.
kaem pisze:Mówił, że ma skórę nosorożca.
Nigdy w to nie wierzyłam. Widziałam, że w oczach Michaela zgasł blask, który tam wcześniej był.
Dla mnie Michael od czasu HIStory ma w sobie jakąś gorycz i smutek. Mimo, że podniósł się i walczył (wydając w 1995 r. płytę z mocnymi tekstami) już nigdy po roku 1993 nie był taki radosny i otwarty jak wcześniej. I może to jest tylko moje wrażenie, w którego powstaniu miały swój udział media (czuję się przerażona tym co piszę, bo to by świadczyło, że tym mediom udało się wsączyć jakiś jad do mojego serca, chociaż zawsze stałam po stronie Michaela).
Przemyślałam jeszcze raz ten smutek w Michaelu.
Ludzie z wiekiem zmieniają się, bo przecież każdy ma jakieś „przejścia”. A z Michaelem życie wyjątkowo brutalnie obeszło się (czy to były dążenia autodestrukcyjne jak piszesz Kaem, też mnie to zastanawia). A jeśli prokurator D.S. (czy też inni) chciał uderzyć, to znalazł bardzo dobry kamień i trafił w najczulszy punkt. Oskarżenie nie dotyczyło przecież jazdy po pijaku czy tym podobnych. Z piętnem pedofila nie sposób żyć.
Odszukałam taki cytat, który przed laty utkwił mi w pamięci i powraca ciągle, gdy myślę o Michaelu: „Moralne poniżenie jednostki, którą chcemy usunąć z drogi, jest skutecznym środkiem zapobiegającym uwieńczeniu pokonanego aureolą ...”.
People say I’m crazy
Doing what I’m doing
Watching the wheels
- John Lennon
Awatar użytkownika
asiek
Posty: 307
Rejestracja: sob, 27 cze 2009, 22:00
Skąd: Katowice

Post autor: asiek »

tak chodzę koło tego tekstu i ciągle wracam

o samotności ...
MJ często mówi o swojej samotności. Myślę, że to typ człowieka, który ma tę samotność w sobie. Niejako niezależnie od okoliczności zewnętrznych, to uczucie odosobnienia, niezrozumienia przez innych zawsze w nim było.
Przecież mówił o tym nawet w czasach, kiedy był u szczytu kariery. Kiedy jednak był bardziej uwielbiany, niż niszczony.
Miał przyjaciół, (w miarę) wspierającą rodzinę, a mimo to ... samotność.
Ale on przecież był INNY, prawda?
Niemal każdy artysta jest INNY, ale taka mieszanka talentu, wrażliwości i doświadczeń życiowych jak u MJ jest miksturą jednorazową, NIEPOWTARZALNĄ.
Myślę, że czuł więcej, inaczej niż przeciętni, a nawet nieprzeciętni ludzie. Nie miał ... uważam, że nie miał tej skóry nosorożca, o której mówił. Być może miał ją jako artysta, ale jako człowiek ... uważam, ze nie.

Dość bliskie jest mi to, co napisała cicha.
Czy rzeczywiście cały świat jest przeciwko mnie? A może to ja sprawiam, że nie pasuję do tego systemu? Do praw rządzących tym światem?
Bo przecież on troche nie pasował, prawda? Jest rzeczą ogólnie wiadomą, że świat nie toleruje INNYCH. Możesz być inny, ale w ustalonych przez nas ramach. Taka bezpieczna inność. MJ się z tego wyłamywał, stylem, ubiorem, zachowaniem.
Stworzył swój Neverland, ale świat bez pardonu, a nawet z dziką satysfakcją to zbrukał.

Bardzo chcę wierzyć, że jednak w MJ wciąż tliło się jeszcze to dawne światło. Chociaż widzę - bo kto nie widzi - tej zmiany w nim. Ale ciągle szukam jasnych stron. W któryms z późniejszych wywiadow MJ mówi (nie mogę teraz tego odnaleźć, ale poszukam), ze nigdy nie przestanie wierzyć w ludzi.
A żyć możesz tylko dzięki temu, za co mógłbyś umrzeć.

Obrazek
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Skąd: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

a_gador pisze:...a przecież zawsze mnie złościło, kiedy Michael wciąż powtarzał, że spanie z dziećmi w jednym łóżku jest wyrazem miłości i troski o nie i nie kryje się w tym żaden podtekst, a jego słowa i tak były opatrznie rozumiane. Przecież on musiał to wiedzieć, żyjąc w kraju, w którym manipulowanie ludzmi i informacjami jest na porządku dziennym (przypomniało mi się, trochę może nieadekwatnie, jak CIA imało się różnych sposobów, żeby obalić Castro na Kubie, łącznie z tak kuriozalnymi jak dosypywanie cementu do mleka!), kraju, w którym bohaterowie seriali familijnych nieustannie okazują sobie uczucia, zapewniają się wzajemnie o swojej miłości i manifestują ją ciągłymi uściskami (i tu dla przeciwwagi proponuję filmy Todda Solondza, który rozprawia się z tym powierzchownym obrazem amerykańskiego społeczeństwa).
Michael musiał to wiedzieć i nie chciał być Don Kichotem walczącym z wiatrakami.
Tego kawałka właśnie nie do końca rozumiem. Jakby celowo narażał się na cios. Jakby zmierzał do nieuniknionej konfrontacji. Sobie tłumaczę to tym, iż w Michaelu była tak silna i głęboka wiara w ludzi i dobro, że był przekonany, iż jego przekonania ludzie zrozumieją. W jednym z filmów o nim padło takie zdanie, że dla Michaela było naturalnym spanie z innymi dziećmi w jednym pokoju, bo on też spał z licznym rodzeństwem w jednej sypialni, a później dorastając, nocował wraz z braćmi albo u Berry'ego Gordy albo u Diany Ross. Nic tam się nie działo zdrożnego oczywiście, po prostu spał i tyle. I dla niego dlatego to było zwyczajne.
I tu chyba się kłania to, co napisała cicha. Odcięcie Michaela od świata przez lata z powodu popularności spowodowało, że nie zdawał sobie sprawy, iż świat jest pełen histerii i paranoi i że zostanie posądzony o, chyba, najobrzydliwszą dwuznaczność, o jaką może być posądzony człowiek. Podejrzenie o pedofilię. Obraz idealnego świata i ludzi kierujących się głównie dobrymi motywami runął. Michael zdał sobie sprawę, że może musi dorosnąć i odbarwić dziecięce idee, którymi się żywił. Nie mógł się już odgrodzić od świata w murach Neverlandu, bo do Neverlandu świat wtargnął. Nie zastanawia Was, dlaczego dopiero w 1993 roku zdecydował się na szczery wywiad- rzekę?

Wydawało się, że ten idealny świat Michael jeszcze później próbował ratować. Robił to w coraz bardziej dojrzały i szczery sposób, o czym może uda nam się podyskutować w następnym wydaniu Interpretuj tekst! Dlatego nie do końca rozumiem jego śmierci, słabości MJ do otaczania się feralnymi ludźmi i wycieńczającej presji, której poddał się pod koniec życia.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Awatar użytkownika
give_in_to_me
Posty: 500
Rejestracja: ndz, 17 sty 2010, 12:37
Skąd: Wrocław

Post autor: give_in_to_me »

kaem pisze:Odcięcie Michaela od świata przez lata z powodu popularności spowodowało, że nie zdawał sobie sprawy, iż świat jest pełen histerii i paranoi i że zostanie posądzony o, chyba, najobrzydliwszą dwuznaczność, o jaką może być posądzony człowiek. Podejrzenie o pedofilię. Obraz idealnego świata i ludzi kierujących się głównie dobrymi motywami runął. Michael zdał sobie sprawę, że może musi dorosnąć i odbarwić dziecięce idee, którymi się żywił. Nie mógł się już odgrodzić od świata w murach Neverlandu, bo do Neverlandu świat wtargnął. Nie zastanawia Was, dlaczego dopiero w 1993 roku zdecydował się na szczery wywiad- rzekę?
Hm, nie wiem co masz na myśli mówiąc "odcięcie". Fakt, że Michael nie mógł zbyt często pokazywać się publicznie, ale to nie znaczy, że nie wiedział, jak życie innych ludzi wygląda i co się dzieje na świecie, poza jego pięknym ranczem. Myślisz, że nie czytał gazet (poważnych, nie tabloidów), nie oglądał newsów, nie wiedział jakie są problemy Ameryki i świata? No jakby nie wiedział, to nie powstałaby częśc piosenek, na HIStory chociażby. Ja myślę, że Michael doskonale zdawał sobie sprawę z obsesji na punkcie pedofilli, która zaczęła sie rozkręcać w Stanach od lat 80., czy o swoistej "suing culture", gdzie każdy może pozwac każdego za byle co. Nota bene znalazłam przypadkowo niedawno w bibliotece mojej uczelni książkę z końca lat 70., gdzie w zajawce stało, że jest coraz więcej prawników w USA, i że ich ilość i determinacja spowoduje wzrost liczby pozwów z różnych powodów, bo sami będą zachęcać ludzi, by podawali do sądu głupoty a nie tylko poważne sprawy (wspomnijmy też, że w USA pod szpitalami słabo zarabiający prawnicy wciskają wychodzącym do domu pacjentom swoje ulotki i wizytówki, reklamując się, że pomoga wywalczyć odszkodowanie za wypadek czy złą opiekę medyczną).

To nie są rzeczy nowe, Michael musiał o nich wiedzieć. Problem, że on ich do siebie nie dopuszczał, to znaczy dopuszczał, że to się dzieje innym, ale nie wierzył, że to się zdarzy jemu. A mam wrażenie, że Tobie kaem chodzi o to, że on nie dopuszczał do siebie w ogóle myśli, że to się dzieje na świecie i że ludzi emogą być źli. Może Cie źle zrozumiałam i niepotrzebnie polemizuję. Kontynuując -"jestem fair, robię dobrze, ludzie są z natury dobrzy, przecież nikt mnie o nic nie posądzi. To, że innych posądzają, mimo że są niewinni, nie znaczy że mnie". Jak już pisałam kilka postów wcześniej, taka postawa to mogła być przed 1993, bo później to był moim zdaniem świadomy wybór, by dalej robic swoje i życ zgodnie z własnymi przekonaniami i z pełną odpowiedzialnością spacerować nad krawędzią kolejnego pozwu o rzekome molestowanie czy inne cuda.

Co do wywiadu, że dopiero w 1993 r... W wywiadzie z Oprah uderza mnie to, że Michael wciąż sie tłumaczy i usprawiedliwa. Neguje najważniejsze plotki, przyznaje się, że ma bielactwo. Mam wrażenie, że został do tego wywiadu niejako zmuszony przez okoliczności życiowe-balon absurdu był juz tak napompowany, że trzeba go było przebić, chociaż spróbować. Może wcześniej Michael po prostu nie miał potrzeby mówienia o swoim życiu prywatnym i powodach swoich decyzji? Napisał autobiografię, pewnie myślał, że starczy. Plus jeszcze w 1991 r. wyszło pierwsze wydanie biografii pióra mojego "ukochanego" Taraborellego :-/ . Bez autoryzacji oczywiście, trudno tam zweryfikowąc co jest prawdą a co wizją autora, ale to też jest jakaś "wiedza" o MJ-u, prawda? A poza tym ta aura tajemniczości powoduje, że płyty się troche lepiej sprzedają (Michale i Dileo cos o tym wiedzieli, nie?). Ludzie z czasem zaczynają mieć w pogardzie tych celebrytów, którzy wywlekaja najmniejszy szczegół, każdy brud. Problem się zaczyna, kiedy ta "tajemniczość" zaczyna mieć znamiona czającego się za nią rzekomego niebepzieczeństwa a w jego przypadku to była już równia pochyła aż do 25 czerwca, mimo prób ratowania się.

A poza tym teraz się zaczęłam zastanawiać, co będzie w nastepnym wydaniu Iterpretuj Tekst :) I będe sie bić z myślami jeszcze kilka dni. narobi smaku i sobie pójdzie... a ludzie tu zostają z zagadką :-/
Awatar użytkownika
Amelia
Posty: 355
Rejestracja: czw, 06 sie 2009, 21:30
Skąd: Jaworzno

Post autor: Amelia »

Nie zastanawia Was, dlaczego dopiero w 1993 roku zdecydował się na szczery wywiad- rzekę?
Może uznał, że nawarstwiło się tak wiele irracjonalnych opinii na jego temat, że jest zmuszony, by wytłumaczyć pewne sprawy.
Choć umówmy się- ten wywiad jest bardzo szczery, lecz niespecjalnie szczegółowy. Motywem przewodnim są manipulacje mediów i biografia Michaela. Oprah, choć Michael zarzekał się, że jest gotowy na każde pytanie, była delikatna i pełna szacunku.
Ktoś wyżej napisał, że w zachowaniu Michaela od pierwszego oskarżenia, coś na dobre się zmieniło, że był bardziej powściągliwy, że rzadziej się uśmiechał...
tak jakby ta okrutna lekcja odebrała cząstkę tej spontaniczności i radości którą się wyróżniał.
Czy wy też tak czujecie?
http://przeslodzonaherbata.blog.onet.pl
Dopiero zaczynam, ale...

Nie lubi słów: błogosławiony owoc żywota twego
Amelia Poulain
Awatar użytkownika
give_in_to_me
Posty: 500
Rejestracja: ndz, 17 sty 2010, 12:37
Skąd: Wrocław

Post autor: give_in_to_me »

Amelia pisze:Oprah, choć Michael zarzekał się, że jest gotowy na każde pytanie, była delikatna i pełna szacunku.
Tak, bo to przecież takie "na miejscu" zapytac 34-letniego faceta, czy jest prawiczkiem. Ciekawe, czy jakby w tym czasie gościli u niej popularni wtedy również Jon Bon Jovi czy Axel Rose, padłoby takie samo pytanie :-/

Co do Twojego końcowego pytania- też mam takie wrażenie. Jeśli ktoś mówi, że jakby dzieci nagle zniknęły ze świata, to by sie poddał i zabił, to znaczy że pomaganie im i dawanie im radości jest dla niego najważniejsze w życiu. A jeśli na to pomaganie sie krzywo patrzy, nabiera podjerzen i oskraża, to trudno mięc w sobię tą samą radość życia, co kiedyś.
moon_song
Posty: 248
Rejestracja: śr, 02 wrz 2009, 8:08
Skąd: z gór

Post autor: moon_song »

asiek pisze:Nie miał ... uważam, że nie miał tej skóry nosorożca, o której mówił.
Czasem myślę, że ta wypowiedź była czymś w rodzaju "straszaka", na zasadzie "przestańcie mnie atakować bo szkoda waszego czasu, nic mi nie zrobicie".
kaem pisze:w Michaelu była tak silna i głęboka wiara w ludzi i dobro, że był przekonany, iż jego przekonania ludzie zrozumieją.
A nawet się nimi "zarażą". I wszyscy będą dobrzy, uczciwi, prawdomówni, będą sobie pomagać, kochać się i uśmiechać się do siebie. Czysta utopia niestety...
kaem pisze:Dlatego nie do końca rozumiem jego śmierci, słabości MJ do otaczania się feralnymi ludźmi
On jak magnes przyciągał do siebie niewłaściwych ludzi.

Ja natomiast nigdy nie pojmę, jak ktokolwiek mógł nie zrozumieć tak prostego i klarownego przekazu. Michael miał serce na dłoni. Jak można było tego nie zauważyć?!
Być może odpowiedzią jest to, że każdy mierzy innych swoją miarką.
Michael był dobrym człowiekiem, tak też i w innych widział dobro, szukał dobra.
Człowiek nie rodzi się zły. Tylko później COŚ się z nim dzieje.
"Would you hold my hand,
If I saw You in heaven..."
Awatar użytkownika
GosiOla
Posty: 234
Rejestracja: śr, 09 gru 2009, 23:58
Skąd: Łódź

Post autor: GosiOla »

kaem pisze: Jakby celowo narażał się na cios. Jakby zmierzał do nieuniknionej konfrontacji. Sobie tłumaczę to tym, iż w Michaelu była tak silna i głęboka wiara w ludzi i dobro, że był przekonany, iż jego przekonania ludzie zrozumieją.
Do nieustannych ciosów ze strony mediów Michael na pewno był już przyzwyczajony i myślę, że w tym kontekście mógł mówić, że ma "skórę nosorożca". Ale oskarżenie padło ze strony osób, które uważał zapewne za przyjaciół i darzył zaufaniem. Padło ze strony małego Chandlera a przecież sam Michael mówił tyle o niewinności dzieci, o ich bezinteresowności. Tłumaczył dlaczego tak dobrze czuje się w ich towarzystwie - one chciały tylko dobrze się bawić a przy nich Michael miał szansę nadrobić trochę zaległości z dzieciństwa, którego właściwie nie miał. Nie sposób oczywiście pominąć faktu jego oddania na rzecz działalności charytatywnej. Zapomniał czy nie był świadomy tego, że dorośli potrafią manipulować dziećmi?
Nawet jeśli media mogły coś insynuować w kwestii jego "podejrzanych" relacji z dziećmi a dzieci wracały z Neverlandu szczęśliwe, że mogły tam spędzic trochę czasu i pobyć w towarzystwie swojego idola wszystko było w porządku, było bezpiecznie - dzieci się cieszyły, Michael był szczęsliwy bo je uszczęśliwiał. Te oskarżenia z pewnością były dla niego jak cios obuchem w głowę i zapewne nie spodziewał się ciosu z tej strony. To musiało boleć. W takiej sytuacji jeszcze nie był. Można tylko przypuszczać co czuł - na pewno ogromny zawód, starch, niepewność, nie wiem co jeszcze.
Ja pewnie chciałabym się odizolować od całego świata, nie widzieć nikogo, kto jeszcze mógłby mnie zranić, chciałabym zniknąc i pojawić się dopiero wtedy, kiedy wszystko się skończy.
Można powiedzieć, że Michael dążył do autodestrukcji, świadomie narażał się na ciosy bo przecież jako dorosły człowiek musiał zdawać sobie sprawę jak niepokojące dla osób z zewnątrz jest spanie dorosłego mężczyzny w jednym łóżku z dziećmi. Nie zaprzeczam - sama nie wyobrażam sobie, że moja córka miałaby spać z kimś kogo ja i ona znamy tylko z jego twórczości i/lub mediów. Nie dopuściłabym do tego i tyle. Co zatem z rodzicami dzieci przebywających w Neverland? Przypuszczam, że o wszystkim wiedzieli i zgadzali się na to więc mieli zaufanie do Michaela.
Nie wydaje mi się, że Michael postępował tak aby pokazać światu, że jest buntownikiem, ze będzie żył tak jak on chce i nikt nie może mu dyktować co może a czego nie może robić w swoim własnym domu. Podobnie jak
kaem sądzę, że po prostu za bardzo uwierzył w to ludzkie dobro. Nie winię go za to - przez to, że jego życie od wczesnych lat potoczyło się tak, jak się potoczyło nie miał szans na normalny rozwój społeczny, który jest niezmiernie ważny aby w tym społeczeństwie funkcjonować. Bardzo krótko chodził do szkoły a to przecież głównie tam uczymy się życia w spłeczeństwie, poznajemy ludzi z różnych środowisk i relacje panujące między nimi. Michael zapewne z grubsza znał to wszystko ale pewnie raczej powierzchownie, w teorii i myślę, że to miało duży wpływ na późniejsze wydarzenia.
Czasem myślę, że szkoda, że nie doszło do procesu po oskarżeniach Chandlera bo być może wówczas Michaelowi spadłyby te klapki z oczu i byłby juz ostrożniejszy w tym swoim dzieleniu się dobrem i potrafiłby dzieciakom odmówić ich zachcianek. Ale to tylko gdybanie.
Odbieram Stranger In Moscow jako przenikliwie smutny tekst o samotności, rzeczywiście bardzo osobisty. Ale jednocześnie jako próbę poradzenia sobie z tym natłokiem uczuć.
Awatar użytkownika
cicha
Posty: 1611
Rejestracja: pt, 11 mar 2005, 8:21
Skąd: silent world

Post autor: cicha »

GosiOla pisze:Zapomniał czy nie był świadomy tego, że dorośli potrafią manipulować dziećmi?
MJ udzielił takiej odpowiedzi Edowi:

ED BRADLEY: You had helped him with his cancer. What I don't understand is why today and I know you say it's money, but why would he turn around and say, "Michael Jackson sexually molested me," if it weren't true?

MICHAEL JACKSON: Because parents have power over children. They feel they have to do what their parents say. But the love of money is the root of all evil. And this is a sweet child. And to see him turn like this, this isn't him. This is not him.

ED BRADLEY: So, you don't think this comes from him? This

MICHAEL JACKSON: No.

ED BRADLEY: Comes from his parents?

MICHAEL JACKSON: No. This is not him. No. I know his heart.


60 Minutes
moon_song pisze:Ja natomiast nigdy nie pojmę, jak ktokolwiek mógł nie zrozumieć tak prostego i klarownego przekazu. Michael miał serce na dłoni. Jak można było tego nie zauważyć?!
Być może odpowiedzią jest to, że każdy mierzy innych swoją miarką.
Michael był dobrym człowiekiem, tak też i w innych widział dobro, szukał dobra.
Człowiek nie rodzi się zły. Tylko później COŚ się z nim dzieje.
Chciwość, wyrachowanie, ukryte, podstępne, podłe zamiary...jak wysondujesz takich ludzi, ze swojego otoczenia, jeśli wychodzisz do nich z sercem na dłoni?

Paradoks...bo z drugiej strony przypomina się Samm Brown, który mówił o tym, jak MJowi włączał się radar, którym sondował swojego (dorosłego) rozmówcę, a który kompletnie wyłączał się przy dzieciakach.

Michael ma jakiś wbudowany radar czy skaner, którym bada: kim jesteś? Czy jesteś godny zaufania? Czy znasz swój fach? Potrafi bardzo trafnie wycenić twoją faktyczną wartość.(...) W większości przypadków dorośli chcą czegoś od ciebie. Chcą, żebyś coś dla nich zrobił. Żebyś przekazał jakieś datki na biednych. Czasami tymi biednymi są oni sami. I stosunkowo wcześnie zdałem sobie sprawę, że to była główna przyczyna, dla której Michael wolał przebywać w obecności dzieci, bo dzieci nie mają żadnego ukrytego celu. Chcą po prostu bawić się razem. W ich obecności Michael nie musiał ubierać się w zbroję. Tylko wtedy widziałem Michaela, u którego ten radar, o którym mówiłem wcześniej - był wyłączony. Wtedy, kiedy był wśród dzieci. Bo dzieci są szczere, prawdziwe i nie mają ukrytego celu.
B. Olewicz (...) co tak cenne jest, że ta nienazwana myśl rysą jest na szkle? (...)
E. Bodo To nie ty...
Awatar użytkownika
asiek
Posty: 307
Rejestracja: sob, 27 cze 2009, 22:00
Skąd: Katowice

Post autor: asiek »

cicha pisze: Paradoks...bo z drugiej strony przypomina się Samm Brown, który mówił o tym, jak MJowi włączał się radar, którym sondował swojego (dorosłego) rozmówcę, a który kompletnie wyłączał się przy dzieciakach.
tak, pamiętam, że jak oglądałam tę wypowiedź SB, to pomyślałam, że niestety Mike stracił tę właściwość. To chyba mieszkanka leków, problemów, średnio_udanych małżeństw plus nagonka w mediach sprawiła, że radar/ kompas przestał działać i MJ został sam w ciemnym lesie.
A żyć możesz tylko dzięki temu, za co mógłbyś umrzeć.

Obrazek
Awatar użytkownika
Amelia
Posty: 355
Rejestracja: czw, 06 sie 2009, 21:30
Skąd: Jaworzno

Post autor: Amelia »

Przeraża mnie to, jakimi ludźmi w ostatnich latach otaczał się Michael.
Na dodatek ślepo wierząc, że są godni zaufania. Ci ludzie byli dla niego substytutem rodziny. Szkoda, że to nie działało w obie strony.
Wczoraj oglądałam dodatki do TII i wypowiedź Franka Dileo:
"Michael był niewinny, ale nie był naiwny. Kto sądzi, że był naiwny, ma niepokolei w głowie".
Jakto nie był naiwny?
Oczywiście potrafił świetnie pokierować swą karierą, muzyczny geniusz z głową do interesów, ale mam wrażenie, że w sprawach międzyludzkich, w procesie budowania relacji, poszukiwania przyjaźni i miłości był bardzo naiwny.
Wokół siebie miał samych "wujków dobra rada", którzy chcieli mieć coś ze znajomości z nim, to nie były relacje: troska za troskę, czy miłość za miłość.
Idealny przykład to ostatni spektakl z bolesnym zakończeniem.
http://przeslodzonaherbata.blog.onet.pl
Dopiero zaczynam, ale...

Nie lubi słów: błogosławiony owoc żywota twego
Amelia Poulain
moon_song
Posty: 248
Rejestracja: śr, 02 wrz 2009, 8:08
Skąd: z gór

Post autor: moon_song »

cicha pisze:Chciwość, wyrachowanie, ukryte, podstępne, podłe zamiary...jak wysondujesz takich ludzi, ze swojego otoczenia, jeśli wychodzisz do nich z sercem na dłoni?
Myślę, że ten skaner ma w sobie każdy, tylko nie każdy wie, że go ma.
Działa zwykle jak instynkt samozachowawczy. Mogę wymienić z kimś dziesiątki maili, a czasem wystarczy jedna rozmowa i już wiem, że powinnam być ostrożna. Często nie można sprecyzować dlaczego podświadomość nakazuje nam ostrożność. Ale wtedy należy zaufać właśnie swojemu instynktowi. Czasem jednak skaner się zawiesza...
Mnie też się kiedyś zawiesił...
Wpuściłam do domu nieodpowiednią osobę, zaufałam jej, udzieliłam gościny i w niedługim czasie mogłam wyczytywać o sobie niestworzone rzeczy w sieci, usłyszeć w tzw kuluarach, które omal nie zniszczyły tego, na co ciężko z wyrzeczeniami, pracowałam przez kilka lat. Była to iście chamska próba zniszczenia czyjegoś dorobku, zepsucia opinii i wyeliminowania konkurencji.
Tylko ja sama wiem ile mnie kosztowało wyjście z tego dna. W tym czasie zaliczyłam rekordowe jak na siebie ciśnienie 220/160, wiem czym są bóle z nerwów i bezsenność, a sprawa była nieporównywalnie bardziej błaha do sprawy Michaela. Po prostu ktoś zaatakował mnie w czuły punkt, w to co kocham i co jest moją życiową pasją. I to wystarczyło.
No i to chyba tyle...

kaem, dzięki za wybór tekstu :)
"Would you hold my hand,
If I saw You in heaven..."
ODPOWIEDZ