Dyskusje na temat działalności muzycznej i filmowej Michaela Jacksona, bez wnikania w życie osobiste. Od najważniejszych albumów po muzyczne nagrody i ciekawostki fonograficzne.
Kochani,
po kilkunastu stronach dociekań czy MJ jest rockmenem czy macho, czy wolno mu stać przy gitarze, czy też lepiej, zeby usiadl oraz czy falset lepszy jest od szeptu - udało sie ustalic tylko jedno: fani MJa generalnie nie lubia za bardzo jego piosenek
...a tak poważnie:
Bim Bom
Runda 11,5 czyli DOGRYWKA!
Do jutra każdy jak jeden mąż (tudzież żona) słucha na zmianę dwóch spornych kawalków i typuje ten przy którym szybciej odechce mu się żyć
Don't Stop Till You Get Enough vs. Liberian Girl Do tej pory 18:18...
MJ4everify wrote:Don't Stop Til You Get Enough. Wolałam poczekać z tym głosem i "wyoutować" nudziarskie BOTDF, ale nie dajecie mi wyboru. Zgroza ogarnia jak widze głosy na Liberian Girl
"Liberian Girl" - rewelacyjnie klimatyczny kawałek. Ale to "Don't stop" było "moim pierwszym". I myślę, że gdybym najpierw usłyszał "LG", to nie przekonałaby mnie do MJa, tak jak zrobiło to "Don't stop" - po prostu utwór jedzie od pierwszego dźwięku, ma wszystko, co najlepsze w muzyce przełomu dwóch dekad, trochę funky, trochę disco, trochę popu. Mi "LG" bardzo kojarzy się z "La Isla Bonita" Madonny, której nie trawię.
Porównanie LG i DSTYGE wypada moim zdaniem na korzyść DSTYGE. Poza tym, to jeden z lepszych kawałków z Off the wall. A LG, jeśli chodzi o przeboje z Bad, to nie przoduje na takowej liście, raczej grzeje tyły.
Przy DSTYGE można się pobujać, a przy LG... nacisnąć "next" na odtwarzaczu.
W tym przypadku, z bólem serca Liberian Girl, w obronie DSTYGE, gdyż
Ola2003 wrote:Ręce precz od Off The Wall! Mój absolutny Nr 1 w dyskografii Michaela - kocham ją w całości, od A do Z. Za każdym razem gdy jej słucham chce mi się śmiać i płakać jednocześnie. Płyta przez wielu niedoceniana, stanowi dla mnie wyznacznik geniuszu Michaela
Naku Penda Piya-Naku Taka
Piya-Mpenziwe
Miła dla ucha, ale tylko tyle, bez większych ekscytacji ohów i ahów, ciar, i bujania prawą stopą:)
po prostu zdecydowanie wolę Don't Stop...
DSTYGE ponownie, choć wybór wcale nie jest taki prosty. Ostre starcie - pure joy vs. pure love.
Liberian girl to niesamowicie klimatyczny kawałek. I kojący. Uwielbiam kończyć nim dzień, choć w tej kategorii bezkonkurencyjne pozostają Human nature i moja najukochańsza MJowa piosenka, The lady in my life. Swoją drogą, dobrze, że nie znalazła się w zestawieniu, przynajmniej nie muszę oglądać jej klęski.
A DSTYGE, choć bardzo lubię, nie załapuje się do listy moich ulubionych utworów - ani Michaela w ogóle, ani nawet z Off the wall.
Poza tym, Liberian girl pochodzi z BAD - i to właściwie powinno wystarczyć za całe uzasadnienie :P