...pzdrsiadeh_ pisze:Człowiek, który gapił się na kozy.
Bardzo czekałam na ten film, bo to i obsada świetna (George Clooney, Ewan McGregor, Jeff Bridges, Kavin Spacey), i trailer śmieszny, i sam temat obiecujący. Niestety – jak to zwykle bywa – zbyt duże oczekiwania sprawiły, że czuje po seansie niedosyt i lekkie rozczarowanie. Przede wszystkim brakuje mi tutaj konsekwencji w wyborze ścieżki, jaka miałby ów film iść. Ale po kolei…
Sama historia, która podobno bazuje na prawdziwych zdarzeniach jest tak absurdalna, że aż prawdopodobna. Co więcej temat tajnej jednostki, której zadaniem byłaby walka bez walki, opierająca się na parapsychologii, daje takie możliwości twórcze, że aż dziw, że to, co dostajemy to tylko ułamek z tego, co mogłoby powstać, gdyby… No właśnie: gdyby co?Bob Wilton (Ewan McGregor)jest dziennikarzem poszukującym tematu do nowego reportażu. Przypadkowo poznany Lyn Cassady (George Clooney) opowiada mu historię, w którą aż trudno uwierzyć. Twierdzi, że jest członkiem eksperymentalnej jednostki wojskowej New Earth Army, która ma zmienić sposób prowadzenia wojny, wykorzystując paranormalne zdolności żołnierzy. Niestety zaginął założyciel jednostki Bill Django (Jeff Bridges) i Cassady musi go odnaleźć. Reporter, licząc na zdobycie historii życia, rusza razem z nim…
Jak już wspomniałam największym błędem moim zdaniem jest brak konkretnego ustalenia: tak, idziemy w absurd, chcemy rozśmieszyć, dajemy ludziom pastisz najwyższych lotów albo: tak, bierzemy na poważnie temat, idziemy w moralność, parapsychologię etc.
Tymczasem film Heslova jest taki trochę nijaki przez to, że chce być komedią, a mało śmieszy. Potencjał komediowy obsady jest wykorzystany jedynie minimalnie, a całości brakuje spójności. Niby są nawiązania do kinematografii, niby aktorzy podśmiewają się cichaczem z samych siebie (w filmie pojawia się nawiązanie do wojowników Jedi, których mistrza Obi-Wan Kenobi’ego w Gwiezdnych Wojnach zagrał McGregor, Clooney i Bridges kreują bohaterów na podobieństwo swoich dotychczasowych wcieleń tworząc karykaturalny obraz poważnych samych siebie), ale wciąż po umyśle kołacze się myśl, że mogłoby być lepiej. Kilka zabawnych (ale tylko zabawnych) scen i dialogów, dobry montaż, ukłon w stronę nieprzeciętnego widza, który potrafi odnaleźć w poszczególnych scenach „linki” do filmografii obsadzonych w rolach głównych aktorów i bardzo dobra (a jakże!) gra tychże sprawiają, że – choć czuje się zawiedziona – nie uważam tych dziewięćdziesięciu minut za stracone. Ot! Zwyczajna rozrywka na jakimś tam poziomie. Bez szaleństw, ale tez i bez żenady.
The Men Who Stare At Goats na ekranach kin amerykańskich jest już ponad trzynaście tygodni. Otwarcie, jak na film z taką obsadą, skromne, pozwalające uplasować się filmowi Heslova na 3 miejscu BO. U nas film wejdzie na ekrany kin dopiero 16.kwietnia…
W mojej siadehowej_ skali 5-6/10, bo poniżej oczekiwań, ale niezłe
0/10 – dno (…stricte dla masochistów mentalnych o dużej tolerancji na ból!)
1/10 – dno z przebłyskiem
2/10 – filmowe nieszczęście
3/10 – słabe
4/10 – nijakie
5/10 – poniżej oczekiwań
6/10 – niezłe
7/10 – całkiem porządne kino
8/10 – bardzo dobre kino
9/10 – trzeba zobaczyć!
10/10 – dzieło wybitne…
siadeh_bez_kozy_