Michael Jackson - Farewell My Summer Love (1984)

Dyskusje na temat działalności muzycznej i filmowej Michaela Jacksona, bez wnikania w życie osobiste. Od najważniejszych albumów po muzyczne nagrody i ciekawostki fonograficzne.

Moderators: DaX, Sephiroth820, MJowitek, majkelzawszespoko, LittleDevil

Jak oceniasz tę płytę?

1
0
No votes
2
0
No votes
3
1
3%
4
1
3%
5
12
33%
6
22
61%
 
Total votes: 36

User avatar
Pank
Posts: 2160
Joined: Thu, 10 Mar 2005, 19:07

Michael Jackson - Farewell My Summer Love (1984)

Post by Pank »

Image

FAREWELL MY SUMMER LOVE Premiera: 1984.05 r.

1. Don't Let It Get You Down
2. You've Really Got A Hold On Me
3. Melodie
4. Touch The One You Love
5. Girl You're So Together
6. Farewell My Summer Love
7. Call On Me
8. Here I Am (Come And Take Me)
9. To Make My Father Proud, To Make My Mother Smile

Płyta wydana przez Motown bez zgody Michaela, zawierająca zremiksowane odrzuty z ostatnich sesji dla Motown. Album promowały dwa single: utwór tytułowy oraz "Girl you're so together". Do obecnej pory jest niezwykle rzadko spotykany w oficjalnej sprzedaży.

Jak oceniacie tę płytę? Co o niej myślicie? Zapraszamy do dyskusji. :]
User avatar
sylwiuska99
Posts: 45
Joined: Tue, 29 May 2007, 13:34
Location: Dalekooo

Michael Jackson - utwór "Melodie"

Post by sylwiuska99 »

Witam

Moja koleżanka pyta się skąd pochodzi / na której płycie został wydany ten utwór.

Prosimy o pomoc japrosic japrosic japrosic
Image
User avatar
Kingoosia
Posts: 382
Joined: Wed, 23 Aug 2006, 0:19
Location: Łódź/Wrocław/Poznań/Łobżenica/Paryż

Post by Kingoosia »

Farewell My Summer Love - 3 utwór na albumie (nagrane 1973, wydane 1984)

Farewell My Summer Love, like One Day in Your Life before it, was a compilation of archived Michael Jackson recordings released by Motown in 1984 as a "lost" Michael Jackson solo album that was meant to be released in 74 but was later held off because of the Jackson's Five reborn success with Dancing Machine.
sylwiuska99 wrote:Moja koleżanka pyta się
Koleżanka nie mogła sama spytać? :wariat:
To, co jest w nas, będzie i wokół nas.
: )
User avatar
sylwiuska99
Posts: 45
Joined: Tue, 29 May 2007, 13:34
Location: Dalekooo

Post by sylwiuska99 »

Dzięki za pomoc
Kingoosia wrote:Koleżanka nie mogła sama spytać?
Koleżanka się wstydzi ;-)
Image
User avatar
Maro
Posts: 2758
Joined: Sun, 23 Oct 2005, 11:31
Location: ze Szkocji

Post by Maro »

Pank wrote:Do obecnej pory jest niezwykle rzadko spotykany w oficjalnej sprzedaży.
I've Got I've Got :happy: i do tego na vinylu za 5 funtów znalazłem w sklepie z płytami z drugiej ręki :knuje:

Co prawda album już wcześniej przesłuchiwałem w postaci mp3,z czego wcześniej znane mi były tylko piosenki,tytułowa i
Pank wrote:9. To Make My Father Proud
( tak się nazywa dokładnie Pank piosenka,bez tej drugiej części ;-) ),oczywiście ta druga pozycja bardziej mi wpadła kiedyś w ucho i lepiej mi się podoba niż Farewell...,uwagę można również zwrócić na Melodie,dość ładna piosenka:)

Cóż okładka mogła by być inna ale jak wiadomo Motown się za bardzo nie starało,i tak wydając płyte w czasie boom MJ,bez jego zgody.

Z tyłu płyty jest opis MJ by Don Walker,za dużo tego jest aby przepisywać,kto takową płytkę na vinylu ma ten wie OCB.

Przyznam się bez bicia że tej płytki z vinyla nie przesłuchałem jeszcze,leży sobie spokojnie i czeka na swoją kolej w przyszłości.

Zdjęć nie wrzucę,bo aparatu ze sobą nie mam(ale planuje zakup) a z telefonu by wyszło...ehhh.

Oprócz spisu piosenek na odwrocie są też spisy albumów J5 i MJ z Motown.

Pozdrawiam :dance:
"Don't know what I've done,everything you've got,things you've done to me are coming back to you" I'm the Blue Gangster
ZELIA
Posts: 98
Joined: Fri, 11 Mar 2005, 14:18
Location: ŁÓDŹ

Post by ZELIA »

Dodam tylko, że byłam w posiadaniu tej płyty na CD.
Okazało się jednak, że pewnie "fan" po prostu mi ją ukradł.
Nie była to oryginalna płyta, ale rzadka do zdobycia.
Dziś jestem mądrzejsza - chyba.

Płata jest wspaniała, działa kojąco i relaksuje.

Polecam
User avatar
component
Posts: 186
Joined: Wed, 30 Sep 2009, 21:48
Location: Śląsk

Post by component »

Zaczynając tę wypowiedź, pragnę wyrazić swoje ogromne oburzenie wywołane faktem, iż album umożliwiający poznanie innej odsłony głosu naszego idola (przechodzącego wówczas mutację), posiadający niesamowicie piękne, doskonałe pod względem jakości utwory, stanowiący zarówno potężną dawkę energii, jak i będący okazją do wyciszenia się i kontemplacji nad przejmującymi balladami, jest tak haniebnie ignorowany przez grono użytkowników tego forum. Świadczy o tym nie tylko ograniczony wręcz do minimum odzew w tym temacie (Lika, kaem i reszta użytkowników zapoznanych z zasobem tej płyty - gdzie się podzialiście?), lecz także bardzo niskie lokaty zajmowane przez piosenki z niniejszego albumu chociażby w jednej z naszych forumowych zabaw. Dostąpiłem zaszczytu pisania jego „recenzji” jako pierwszy, postaram się więc wycisnąć z siebie ostatnie poty, by chociaż trochę zmotywować i zachęcić pozostałych fanów do tego, by zapoznali się z materiałem oferowanym przez, w mojej opinii, najbardziej imponujący album nagrany przez Michaela - Farewell My Summer Love (tak, liczę się z tym, a nawet mam nadzieję, że za ten "najbardziej imponujący" posypią się głosy oburzenia ;-) ).


Przede wszystkim musimy poszukać odpowiedzi na pytanie, co jest powodem tak małej popularności tego albumu, pomijając brak jakichkolwiek chęci i samozaparcia niektórych fanów? Myślę, że jednym z głównych czynników, który wpłynął na owe, śladowe wręcz przejawy popularności tego arcydzieła, była jego bardzo słaba dostępność. Dzisiaj zawartych na nim utworów z powodzeniem możemy szukać na wielorakich kompilacjach piosenek Michaela, a pełną wersję, wraz z wariantami pierwotnymi, zdobędziemy, kupując przepięknie wydany zestaw wszystkich studyjnych albumów Michaela z okresu Motown „Hello World! The Motown Solo Collection”. Przed pojawieniem się wspomnianego wydawnictwa Farewell My Summer Love dostępny był jedynie na nośniku LP (owszem, w Niemczech pojawiła się wersja ze zmienioną okładką* zarówno w formie CD, jak i MC, jednakże ich liczba była znikoma, a dzisiaj jedyną drogę do ich zdobycia stanowią kosztowne aukcje). Nie możemy pominąć także faktu, iż album wydany został w 1984 roku, a zatem w czasie, kiedy Thriller święcił swoje triumfy. Z tego też względu logicznym jest, że nie było dużego zapotrzebowania na jakiś tam „zaginiony”, jak go nazywa Wikipedia, album z czasów młodości Michaela – przeszedł on raczej bez echa (chociaż z singlami bynajmniej nie było aż tak źle, ale o tym później). Trzeba także wspomnieć, że nie jest to album z odrzutami, co to, to nie – pierwotnie miał on być wydany w roku 1974 (proces nagrywania odbywał się rok wcześniej), jednak, biorąc pod uwagę sukces, jaki odniósł nagrany przez braciszków „Dancing Machine”, zrezygnowano z tego pomysłu. Oto, co pisze Don Waller o albumie:

„Prawdziwym zaskoczeniem nie było jednak samo odnalezienie przez Motown tych taśm, lecz moment ich odtworzenia. Okazały się być zaskakująco dobrej jakości. Oczywiście, musiały ulec pewnym zmianom i poprawkom, jednakże wokale Michaela pozostały”.


* niemiecka okładka albumu
Image

Album promowały dwa single. Pierwszy z nich, Farewell My Summer Love (Call On Me na drugiej stronie singla), został wydany w maju 1984 i wspiął się na 38. miejsce w USA oraz 7. w Wielkiej Brytanii.
Girl You're So Together (na drugiej stronie singla Touch The One You Love), wydany w lipcu tego samego roku, uplasował się na miejscu 33. w Wielkiej Brytanii.

Przedstawiłem pokrótce historię albumu, teraz "wypowiem" się może na temat jego zawartości.
Jak już pisałem wcześniej jest to mój ulubiony album spośród wszystkich, jakie miałem okazję do tej pory w swoim życiu słyszeć, bijący na głowę pozostałe, rzekłbym nawet razem wzięte krążki, w których nagrywaniu brał udział Michael. Według mnie jest to ewenement na skalę światową (śmieszne?) - żadna płyta nie porywa mnie i nie napawa optymizmem tak jak właśnie Farewell My Summer Love. Mimo że po kilku pierwszych odsłuchaniach dominowały raczej wrażenia negatywne, niemiłosiernie irytował mnie ten "skrzeczący" głos i całą płytę (z wyjątkiem Melodie, która oczarowała mnie na długo, zanim poznałem pozostałe piosenki z albumu) uważałem raczej za chłam i mdłą popelinę, szybko spostrzegłem, że otrzymałem zdecydowanie więcej, niż oczekiwałem. Spośród wszystkich piosenek znajdujących się na płycie potrafię wyodrębnić tylko numer 1, gdyby przyszło mi więc głosować w edycji NO poświęconej omawianemu albumowi (która, mam nadzieję, odbędzie się już niezadługo), cierpiałbym katusze. Chociaż bardzo ciężko opisywać mi coś tak nienamacalnego, ulotnego i abstrakcyjnego, a zarazem wspaniałego, czym jest muzyka, postaram się krótko scharakteryzować każdą piosenkę albumu. Przed opisywaniem poszczególnych utworów warto wspomnieć, że każdy z nich występuje w dwu wersjach - "original mixie", czyli wersji z roku 1973 (jeszcze przed obróbką) oraz zmiksowanej wersji ostatecznej, która znalazła się na właściwym albumie. Różnice między nimi są dosyć istotne, toteż jeżeli ktoś zechce zapoznać się z albumem, porównanie między owymi wersjami jest wskazane chociażby w celu sprawdzenia, która z nich przypadnie nam do gustu bardziej. Osobiście więcej przyjemności doznaję, słuchając wersji ostatecznych z tego względu, że mają one bogatsze instrumentarium oraz więcej "powera", a i bardzo słyszalne jest, że "original mixy" zostały nagrane ponad 10 lat wcześniej, dlatego też w swoich opisach będę odnosił się wyłącznie do wersji ostatecznych.

1. Don't Let It Get You Down - piosenka idealnie sprawdza się w roli openera, gdyż traktuje o optymizmie, a więc już na samym początku zostajemy napełnieni pozytywną energią, której z pewnością nie zabraknie nam podczas dalszej, muzycznej wędrówki po albumie. Doskonały lek na chandrę i poprawę nastroju.

2. You've Really Got A Hold On Me - utwór ten, oryginalnie wykonywany przez grupę muzyczną "The Miracles", doczekał się coveru nie tylko samego Michaela, lecz także np. Beatlesów. W 1962 r. wspiął się na 8. miejsce listy Billboardu. Ta przepiękna ballada przemawia do mnie najbardziej w wykonaniu Michaela, który, interpretując ją w mistrzowski sposób, nadał jej odpowiedni, stonowany klimat.

3. Melodie
- Panie i Panowie, oto piosenka, obok której nie można przejść obojętnie, stanowiąca apogeum młodzieńczych możliwości Michaela zarówno wokalnych, jak i interpretacyjnych. Posiada w sobie bezkresną, tajemną moc, której nie można odkryć w pełni, podczas jej słuchania doznaję niebiańskich rozkoszy i czuję się, jakby w duszy grały mi chóry anielskie. W mojej opinii jest to nie tylko niekwestionowany lider na tym albumie, lecz także najlepsza piosenka, z jaką w całym swoim życiu miałem do czynienia.

4. Touch The One You Love - radosny utwór, wyróżniający się skłaniającym do refleksji tekstem. Bardzo podobają mi się użyte w nim niebanalne zwroty, mające na celu zdefiniowanie stanu, w jakim znajduje się podmiot liryczny. W pewnym stopniu można porównać go do "She's out...", gdzie również jest mowa o niezrozumieniu i wybujałej dumie.

5. Farewell My Summer Love
- utwór tytułowy, nie bez kozery został wydany na singlu, osiągając w miarę przyzwoite wyniki (chociaż mogłoby być lepiej), posiada bowiem piękną linię melodyczną i basową, słoneczny (w końcu tytuł zobowiązuje) klimat oraz... infantylny, aczkolwiek zabawny tekst. Ubóstwiam fragment, w którym Michael śpiewa "... and maybe next year when you're out of school, you'll retuuurrrrnnn", z naciskiem na ostatni, ciekawie akcentowany wyraz.

6. Girl You're So Together - myślę, że głównym atutem tej piosenki jest ciekawa aranżacja i tak bardzo uwielbiana przeze mnie, chociaż zarazem niesamowicie cukierkowa linia melodyczna.

7. Call On Me - z przeprowadzonych przeze mnie "badań" i długotrwałych obserwacji wynika, że właśnie Call On Me stanowi ulubiony utwór słuchaczy na tym albumie - być może przez wzgląd na dystynktywną, subtelną kompozycję bądź przenikliwy tekst?

8. Here I Am (Come & Take Me) - o rany, ten niepowtarzalny feeling i porywający beat sprawiają, że nie da się usiedzieć w miejscu podczas słuchania tej piosenki. Co z tego, że to cover, dopiero Michael nadał temu utworowi pikantny smaczek i wyraz - pozostali artyści, niestety, nie podołali temu wyzwaniu.

9. To Make My Father Proud - przecudnie zaaranżowana piosenka ze zniewalającym, dojrzałym wokalem Michaela, posiadająca wszystko, co powinno charakteryzować dobry utwór muzyczny oraz najbardziej oszałamiający bridge ever. Brawa dla gry instrumentów i chórku. O jednych z najpiękniejszych, wzruszających słów, jakie kiedykolwiek wydobyły się z ust Michaela, nie muszę chyba wspominać. Nie było można wybrać lepszej piosenki zwieńczającej prawdziwy majstersztyk, jakim bez wątpienia jest ta płyta.


Pozostaje mi więc żywić nadzieję, że chociaż jedna osoba przebrnęła przez ten post oraz, że moje wypociny zachęcą fanów, którzy jeszcze tego zrobić nie zdążyli, do tego, by zapoznali się z tym zapierającym dech w piersiach albumem. Bardzo ucieszyłoby mnie, gdyby ktoś zechciał podjąć na jego temat dyskusję. Pozdrawiam ;-)
Last edited by component on Thu, 06 Jan 2011, 16:42, edited 1 time in total.
User avatar
kaem
Posts: 4415
Joined: Thu, 10 Mar 2005, 20:29
Location: z miasta świętego Mikołaja

Post by kaem »

Farewell My Summer Love to jedna z bardziej melodyjnych płyt, jaką znam. Dziwię się, że nie wydano jej od razu po sukcesie Off The Wall.
Co ważne, jest spójna, zatem wygląda na to, że rzeczywiście Motown traktowało te nagrania jako całość do wydania w swoim czasie. Na moje ucho jest lepsza nawet od Bena. Nie tylko ja, bo w naszym głosowaniu płyta wygrała nie tylko z nią, ale i z Forever, Michael.
Najbardziej poraża mnie dramatyzm w To Make My Father Proud. Mam gęsią skórkę, jak on to śpiewa. Ale tu piosenki wszystkie są dobre, nie ma gniota.
Jest uroczo i pięknie.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
User avatar
Margareta
Posts: 1017
Joined: Sat, 22 Aug 2009, 15:54
Location: południe kraju nad Wisłą

Post by Margareta »

Lubię. Poznając ją, uświadomiłam sobie, że gdzieś już kiedyś słyszałam "Girl, You're So Together" i podobało mi się. Lubię też bardzo "Melodie" i "Here I Am (Come And Take Me)".
Na miejscu Michaela napewno bym się nie pogniewała, gdyż piosenki są naprawdę w porządku.
Last edited by Margareta on Sun, 30 May 2010, 20:53, edited 1 time in total.
zapraszam i polecam: http://msfeliciam.blogspot.com/
Image
User avatar
Ola2003
Posts: 273
Joined: Tue, 22 Sep 2009, 16:58
Location: Wałbrzych

Post by Ola2003 »

Ogromnie się cieszę, iż ktoś pokusił się o recenzję tej płyty z prawdziwego zdarzenia, gdyż dotychczasowe stwierdzenia typu: „posiadam, znam, nawet lubię” stanowią o wyjątkowej ignorancji słuchających. To tak, jakby Monę Lisę Leonarda da Vinci lub freski autorstwa Michała Anioła z Kaplicy Sykstyńskiej określić mianem „obrazków”. Ponieważ od wielu, wielu już lat jestem szczęśliwą posiadaczką zarówno niezmiernie rzadkiego (wg mojej wiedzy) niemieckiego wydania „Farewell…” na płycie CD, jak i tego powszechnie dostępnego, na winylu, z pełną świadomością mogę stwierdzić, iż znam ten album od podszewki. Wszelkie możliwe peany, które odśpiewał na cześć tego wydawnictwa recenzujący są w pełni zasłużone i nie chciałabym powielać zachwytów nad tą płytą, ale cóż, chyba nie mam innego wyjścia.
„Farewell…” jest jedynym (za wyjątkiem mojego ukochanego „Off The Wall”) krążkiem, posiadającym w sobie nieodparty magnetyzm. Słuchając go odnoszę wrażenie, iż Michael zabiera mnie w podróż po najgłębszych zakamarkach swej duszy, po mistrzowsku posługując się przy tym absolutnie wyjątkową w tamtym okresie barwą głosu. Niewiele jest płyt, do których mam niepohamowaną ochotę powracać raz za razem bez obawy, iż najzwyczajniej w świecie mi spowszednieją. Utwory, składające się na „Farewell…” charakteryzują się wyjątkową spójnością i wydają się nie posiadać w swych szeregach słabszych kompozycji. Kocham je wszystkie bez wyjątku, lecz szczególnymi względami obdarzam "Melodie". Jest to mój niekwestionowany, absolutny nr 1 spośród zacnego grona pozostałych kawałków. Ten pełen artyzmu i kompozycyjnego wyrafinowania utwór sprawia, że mam ochotę płakać i śmiać się równocześnie. Niezmiennie dostarcza mi niezapomnianych wzruszeń i przenosi w świat przepełniony miłością do muzyki.
Image
User avatar
Man in the mirror
Posts: 768
Joined: Tue, 15 Jul 2008, 18:08

Post by Man in the mirror »

Component ja dalem 10 ? czy jakos tak wogole ostatnio słucham więcej
małęgo Michaela, królują u mnie wśrod tych piosenek Melodie oraz Farewell My Summer Love .

Farewell My Summer Love - haha taka letnia piosenka , akustyczna ptaki szum morza :) Piękna barwa głosu energiczna piosenak co jeszcze chciec...?

Melodie - uwielbiam, :
Melodie - Panie i Panowie, oto piosenka, obok której nie można przejść obojętnie, stanowiąca apogeum młodzieńczych możliwości Michaela, zarówno wokalnych, jak i interpretacyjnych. Posiada w sobie bezkresną, tajemną moc, której nie można odkryć w pełni, podczas jej słuchania doznaję niebiańskich rozkoszy i czuję się, jakby w duszy grały mi chóry anielskie. W mojej opinii, jest to nie tylko niekwestionowany lider na tym albumie, lecz także najlepsza piosenka, z którą w całym swoim życiu miałem do czynienia.
Podpisuje się pod tym postem ....

PS:Melodie mam 3 razy czesciej odtwarzane niż Billie Jean ...!
User avatar
Margareta
Posts: 1017
Joined: Sat, 22 Aug 2009, 15:54
Location: południe kraju nad Wisłą

Post by Margareta »

O tak, "Melodie" to bardzo mocny punkt tej płyty.
zapraszam i polecam: http://msfeliciam.blogspot.com/
Image
User avatar
anja
Posts: 459
Joined: Sat, 19 Dec 2009, 20:41
Location: Kielce

Post by anja »

Od kilku tygodni prawie nie wyjmuję tej płyty z odtwarzacza.
W ogóle od paru miesięcy więcej słucham małego Michaela i Jackson 5 niż „dorosłych płyt”. Złapałam bakcyla.
Piosenki melodyjne, urocze, ale też kunszt wokalny oraz interpretacja najwyższych lotów.
Najpierw sentymenty. Farewell My Summer Love to moje wspomnienia z lat 80-tych.Cudowna, delikatna jak nastoletnia wakacyjna miłość piosenka i ten młodzieńczy, jeszcze nie w pełni ukształtowany głos Michaela zawsze robią na mnie wrażenie. Moc wspomnień jest przeogromna. I dzięki tej piosence poznałam słówko „farewell” .
Girl You’re So Together zasłużenie została wytypowana na singla. Lekkość, wręcz zwiewność tej piosenki jest urocza. Czasami trudno mi się od niej oderwać. I znowu ten głos.
Here I Am (Come And Take Me) – mam podobnie tak jak ty component: nie mogę usiedzieć na miejscu, gdy ją słyszę. Bardzo lubię wersję Ala Greena, za UB40 kiedyś przepadałam, Seal niech się schowa. A Michael mnie urzeka. Piosenka w jego wykonaniu zyskuje niesamowicie uwodzicielski charakter.
To Make My Father Proud. Jedna z najdojrzalszych piosenek w karierze nastoletniego Michaela. Fantastycznie operuje głosem, buduje dramaturgię utworu, aż wzruszenie ściska w gardle. A gdy jeszcze weźmie się pod uwagę kontekst , gdy się zna przeszłość i późniejszą przyszłość wykonawcy, piosenka nabiera szczególnej głębi.
Trzy ostatnie, choć tak różne w charakterze to jedne z moich najulubieńszych piosenek przyszłego King Of Pop.
People say I’m crazy
Doing what I’m doing
Watching the wheels
- John Lennon
User avatar
Anet18
Posts: 406
Joined: Thu, 09 Jul 2009, 15:58
Location: Leszno / Wrocław

Post by Anet18 »

component wrote:Zaczynając tę wypowiedź, pragnę wyrazić swoje ogromne oburzenie wywołane faktem, iż album umożliwiający poznanie innej odsłony głosu naszego idola (przechodzącego wówczas mutację), posiadający niesamowicie piękne, doskonałe pod względem jakości utwory, stanowiący zarówno potężną dawkę energii, jak i będący okazją do wyciszenia się i kontemplacji nad przejmującymi balladami, jest tak haniebnie ignorowany przez grono użytkowników tego forum. Świadczy o tym nie tylko ograniczony wręcz do minimum odzew w tym temacie (Lika, kaem i reszta użytkowników zapoznanych z zasobem tej płyty - gdzie się podzialiście?), lecz także bardzo niskie lokaty zajmowane przez piosenki z tego albumu chociażby w jednej z naszych forumowych zabaw. Dostąpiłem zaszczytu pisania jego „recenzji” jako pierwszy, więc postaram się wycisnąć z siebie ostatnie poty, by chociaż trochę zmotywować i zachęcić pozostałych fanów do tego, by zapoznali się z materiałem oferowanym przez, w mojej opinii, najwspanialszy, nagrany kiedykolwiek przez Michaela album - Farewell My Summer Love (tak, liczę się z tym, a nawet mam nadzieję, że za tego "najwspanialszego" posypią się w tym momencie głosy oburzenia ;-) ).
I ja się do tego oburzenia przykładam.
Ogólnie ubolewam nad tym że wszystkie młodociane płyty Michaela są traktowane jako gorsze. Recenzji o tych płytkach, to jest tak mało że pożal się Boże. I właśnie!!! Nawet userzy co są na forum od dawna dawna się do recenzji nie kwapią.:knuje:
A no bo przepraszam ja zapomniałam że Michael w tych czasach to nie był taki przystojny jak w czasach Bad:wariat:
Zresztą tak samo świeci pustkami w recenzjach płyt The Jacksons.
Component może tam coś też napiszesz?:)
Lubię Twoje posty poza tym zauważyłam że jesteś wielkim fanem tych płyt. :-)

component wrote:1. Don't Let It Get You Down - piosenka idealnie sprawdza się w roli openera, gdyż traktuje o optymizmie, a więc już na samym początku zostajemy napełnieni pozytywną energią, której z pewnością nie zabraknie nam podczas dalszej, muzycznej wędrówki po albumie. Doskonały lek na chandrę i poprawę nastroju.
O tak!
Uważam,że kolejność na całym albumie nie jest bez znaczenia. I to że powyższa pozycja otwiera nam album, jest celowe i zamierzone.
Świetnie oddaje nastrój całej płyty. Nie ma się do czego przyczepić.
component wrote:2. You've Really Got A Hold On Me - utwór ten, oryginalnie wykonywany przez grupę muzyczną "The Miracles", doczekał się coveru nie tylko samego Michaela, lecz także np. Beatlesów. W 1962 r., wspiął się na 8. miejsce listy Billboardu. Ta przepiękna ballada przemawia do mnie najbardziej w wykonaniu Michaela, który, interpretując ją w mistrzowski sposób, nadał jej odpowiedni, stonowany klimat.
Zaskoczenie maluje się na mej twarzy.
Nie wiedziałam że Beatlesi też w tym maczali ręce. Muszę koniecznie przesłuchać. Aż mi wstyd.
Uwielbiam tą balladę. Michael śpiewa ją tak...leniwie. Jakby od niechcenia ale efekt świetny.
component wrote:
3. Melodie
- Panie i Panowie, oto piosenka, obok której nie można przejść obojętnie, stanowiąca apogeum młodzieńczych możliwości Michaela, zarówno wokalnych, jak i interpretacyjnych. Posiada w sobie bezkresną, tajemną moc, której nie można odkryć w pełni, podczas jej słuchania doznaję niebiańskich rozkoszy i czuję się, jakby w duszy grały mi chóry anielskie. W mojej opinii, jest to nie tylko niekwestionowany lider na tym albumie, lecz także najlepsza piosenka, z którą w całym swoim życiu miałem do czynienia.
Podzielam, podzielam, podzielam!!
Od pierwszego wsłuchania to mój lider, nie do przebicia.
Ja jej odkrywać nie musiałam, od razu pokochałam, zrozumiałam, wszystko jasne, klarowne.
Też czuję się jakbym miała skrzydełka i fruwała sobie gdzieś w obłokach w trakcie słuchania:happy:
component wrote:4. Touch The One You Love - radosny utwór, wyróżniający się skłaniającym do refleksji tekstem. Bardzo podobają mi się użyte w nim niebanalne zwroty, mające na celu zdefiniowanie stanu, w jakim znajduje się podmiot liryczny. W pewnym stopniu można porównać go do "She's out...", gdzie również jest mowa o niezrozumieniu i wybujałej dumie.
Dla mnie chyba najsłabszy na całym albumie.
Faktycznie tekst na poziomie, ale dla mnie to jedyny plus.
Przykro mi
component wrote:
5. Farewell My Summer Love
- utwór tytułowy, nie bez kozery został wydany na singlu, osiągając w miarę przyzwoite wyniki (chociaż mogłoby być lepiej), posiada bowiem piękną linię melodyczną i basową, słoneczny charakter oraz... infantylny, aczkolwiek zabawny tekst. Ubóstwiam fragment, w którym Michael śpiewa "... and maybe next year when you're out of school, you'll retuuurrrrnnn", z naciskiem na ostatni, ciekawie akcentowany wyraz.
Moje skojarzenia z tym utworem: Wakacje, plaża, krótkie spodenki, słoneczko i ciemne okulary :smiech:
Infantylnie ale to w tym momencie nieważne. Po stresującym dniu, gości zawsze w moim odtwarzaczu. No i początek mi się diabelnie podoba.
component wrote:6. Girl You're So Together - myślę, że głównym atutem tej piosenki jest ciekawa aranżacja i tak bardzo uwielbiana przeze mnie, chociaż owszem, niesamowicie cukierkowa linia melodyczna.

Nie mam nic więcej do dodania nenene
component wrote:7. Call On Me - z przeprowadzonych przeze mnie "badań" i długotrwałych obserwacji wynika, że właśnie Call On Me stanowi ulubiony utwór słuchaczy na tym albumie - być może przez wzgląd na wyróżniającą się, subtelną kompozycję bądź przenikliwy tekst?
Tak?
Z moich obserwacji wynika że ulubionym utworem (dla większości) jest Farewall My Summer Love.
Mówiąc większość tak naprawdę mam na myśli grupkę kilkunastu osób.
No bo po pierwsze: stosunkowo mało ludzi słucha Michaela.
Po drugie: ludzi którzy słuchają Michaela może jest trochę, ale tych którzy słuchają małego, przyszłego King of Pop jest już garstka.
Farewall my summer love że nie wymaga żadnej głębszej wiedzy muzycznej.
Nie znam się na riffach jakiś czy cuś, mam uszy więc słucham. Babcia, mama, ciocia, tata podzielają me zdanie.
Call one Me już wymaga troszkę więcej, trzeba się wsłuchać w jej subtelność i zrozumieć.
Powiem szczerze, mi się jej fenomenu do dziś nie udało doświadczyć.
component wrote:8. Here I Am (Come & Take Me) - o rany, ten niepowtarzalny feeling i porywający beat sprawiają, że nie da się usiedzieć w miejscu podczas słuchania tej piosenki. Co z tego, że to cover, dopiero Michael nadał temu utworowi pikantny smaczek i wyraz - pozostali artyści nie podołali temu wyzwaniu.
Srebro dla tego utworu!
Słucham, tupcę nóżką i podskakuję na krzesełku.
Ale nie zgodzę się że pozostali artyści nie podołali.
Moim zdaniem wersja Al Green jest świetna. Może wokalnie jest odrobinę gorzej, ale instrumentalnie lepiej??
Za to wersja UB40 jest okropna.
Mój wniosek - jest to utwór tylko dla czarnoskórych, którzy potrafią się wczuć w ten beat i nadać charakter.

component wrote:9. To Make My Father Proud - przecudnie zaaranżowana piosenka ze zniewalającym, dojrzałym wokalem Michaela, posiadająca wszystko, co powinno charakteryzować dobry utwór muzyczny oraz najbardziej oszałamiający bridge ever. Brawa dla gry instrumentów i chórku. O jednych z najpiękniejszych, wzruszających słów, które kiedykolwiek wydobyły się z ust Michaela, nie muszę chyba wspominać. Nie było można wybrać lepszej piosenki uwieńczającej prawdziwy majstersztyk, jakim jest ta płyta.
Dojrzałość Michaela jest na pierwszym planie.
Ja się autentycznie wzruszam, biorąc pod uwagę całe życie Michaela jest to zrozumiałe.
Troszkę mnie to przytłacza, dlatego słucham rzadziej.
Ona zamyka cały album i tak powinno być.
Będąc w środku niepotrzebnie by ,, przytłoczyła" słuchacza.
component wrote:Pozostaje mi więc żywić nadzieję, że chociaż jedna osoba przebrnęła przez ten post oraz, że moje wypociny zachęcą fanów, którzy jeszcze tego zrobić nie zdążyli, do tego, by zapoznali się z tym zapierającym dech w piersiach albumem. Bardzo ucieszyłoby mnie, gdyby ktoś zechciał podjąć się dyskusji. Pozdrawiam ;-)
Jakie tam wypociny?
Super się czytało Twego posta, och jak ja lubię takie długaśne posty!
User avatar
Speed Demon
Posts: 938
Joined: Mon, 09 Apr 2007, 23:17
Location: Otwock

Post by Speed Demon »

Dzięki dwóm osobom, które tak obszernie wypowiedziały się w tym wątku, Anet 18 i componentowi, sięgnąłem wreszcie po niemal mi nie znaną "młodą" dyskografię Michaela, oraz po płytę Farewell My Summer Love. Zmęczyłem ją przez ostatnich kilka dni wielokrotnie. Moje podejście przed naciśnięciem "Play" było oczywiście stereotypowe - skoro album wydany jest na fali popularności Thrillera, to musi to być zbiór tanich kompozycji, które nie trafiły wcześniej na oficjalne wydawnictwo z tego względu, że były kiepskie, a teraz wydawcy żerują na dziele z 82 roku.

Jakież było moje zdziwienie, kiedy "Don't Let It Get You Down" usłyszałem niesiony basowym pochodem i sekcją dętą optymistyczny utwór z świetnym wokalem MJa o później niepowtarzalnej barwie z granicy okresu dzieciństwa/wieku dojrzewania, wspierany harmoniami wokalnymi i gitarowymi zagrywkami. Aż dziw, że to tego utworu nie wypuszczono na singlu. Klasyczne już dziś michaelowe przesłanie, wpadający w ucho i typowe dla lat 80 brzmienie bębnów. Świetny początek.

I zaraz potem "You've really got a hold on me", czyli utwór-ikona Motown. Dla mnie najlepszym wykonaniem tej kompozycji jest wersja Beatlesów, z powodu ich niesamowitych harmonii. Kolejny utwór z płyty, który zawojowałby listy przebojów spokojnie. Coś jest w tym głosie Michaela z tego okresu, coś niepowtarzalnego... wspaniale wygładzona wersja tego utworu, z świetną partią klawiszy, która dodaje... tego uczucia miłości, które drzemie w takich balladach;) no i zawodowa solówka - minimum nut, maksimum treści, takie jak lubię (świetny patent z kontynuacją partii podczas kolejnej zwrotki). Czuję, że w drugiej połowie lat 80. numer zdziałałby bardzo dużo na małym krążku.

"Melodie" (utwór, na który została przed przesłuchaniem płyty zwrócona moja uwaga) - przyznaję, że przy pierwszych przesłuchaniach przejście między "Melodie" a "Touch the one you love" gdzieś mi umykało. Ale nie da się nie zauważyć świetnego, melodyjnego refrenu, z gdzieś tam przebijającą się w tle partią smyczków. I świetny wokal, w wysokich rejestrach, w czasach, gdy Michael był na pierwszym miejscu zwłaszcza wokalistą, a do tego żonglowanie tonacjami mol/dur. Zwróciłem oczywiście uwagę na bas - tak ważny a tak niedoceniany instrument.

"Touch the one you love" - muzycznie bardzo dobrze, ale nie tak rewelacyjnie jak pierwsza trójca. Harmonie wspaniałe (jak ja kocham śpiewanie na głosy) przy oszczędnym instrumentarium, to jest to.

Ale poprzedni utwór jakoś mi umyka gdy słucham "Girl you're so together", który bardzo pasowałby mi na Off the wall z powodu klawiszy - na początku zdawało mi się, że to gitara (a może przewija się tam gitara? Styl jak w "Rock with you") - i wspaniałych smyczków (smyczków nigdy dość). Ach i oczywiście kapitalna solówka gitarowa w wielogłosie, znakomity patent na parę lat przed Iron Maiden;)

Kompozycja tytułowa, "Farewell My Summer Love" - dźwięki morza (zawsze mnie zastanawiało - czy letnią miłość można przeżyć tylko nad morzem, a nie np. w górach?:). I od razu klimatyczny numer w ponadczasowej aranżacji (strasznie przypomina mi klimatem "One million dollar bill" z ostatniej płyty Whitney). Utwór głównie niesie gitara basowa i piękny refren. Nie sądzę, żeby i ona zapomniała o Michaelu, po tym jak jej to wyśpiewał;) i chórki w klimatach rock and rolli lat 50 (tak mi się to kojarzy z "Don't Be Cruel" Elvisa).

"Call on me" to ballada, o której zakładam się, że gdyby znalazła się na oficjalnej płycie, wszyscy by pamiętali. Piękne smyczki i piękny wokal, w sam raz na koncerty dla dwutysięcznej publiki w klubie. I - czy ja dobrze słyszę - flet? Dawno nie słyszałem tego instrumentu;)

"Here I Am (Come And Take Me)" - nie powiedziałbym, że to zły utwór, bo płyta nie ma słabych punktów, ale mniej mi zapadł w pamięć. Rusza mnie lekka monotonia, ale słucha się przyjemnie.

Przejdźmy zatem do fantastycznego zamknięcia płyty, jakim jest "To make my father proud", wynagradzające wszystkie minimalne braki. Gitara akustyczna, lekki podkład na perkusji i łagodny wokal rozpoczynają tę przepiękną balladę, która powoli rozwija się - dochodzą delikatne smyczki. Uderza Michael z mocnym wokalem, na tle tychże smyczków, mocniejszej perkusji, soczystego basu i potem znów uspokojenie. Bohaterem jest dla mnie oczywiście wokalista. I jakże aktualne przesłanie.

Żałuję, że nie znałem tej płyty wcześniej. Bo mój niedosyt na Michaela jako wokalistę na tle żywego instrumentarium od wieków był niezaspokojony. Polecam każdemu, kto ekscytuje się gitarami, gitarami basowymi, smyczkami, fletami, sekcją dętą, czystym wokalem bez dodatków. Płyta trwa tylko 31 minut, więc można przesłuchać jej jednego dnia wiele, wiele razy, a jedność stylistyczna sprawia, że tak naprawdę nie czuć, kiedy się kończy, a kiedy zaczyna. Polecam;)
Post Reply