Nie ma to jak płyta Prince'a

Miejsce na tematy zupełnie nie związane z Michaelem Jacksonem. Tutaj możesz luźno podyskutować o czym tylko masz ochotę. Jedynie rozmowy te muszą być oczywiście kulturalne :) Zapraszam MJówki do pogawędek.
Awatar użytkownika
Amelia
Posty: 355
Rejestracja: czw, 06 sie 2009, 21:30
Lokalizacja: Jaworzno

Post autor: Amelia »

Hot Summer, no cóż
Podoba mi się pierwsza gitara, to chyba trochę za mało.
Choć im dłużej tego słucham, im temperatura za oknem jest wyższa to i ja staję się bardziej łaskawa dla tego utworu.
W sumie jest lekko i... wakacyjnie. Bez tego co za oknem i co przede mną byłoby ciężko to przegryść.
Może wykonanie na żywo będzie lepsze.
A jak wam się podoba?
http://przeslodzonaherbata.blog.onet.pl
Dopiero zaczynam, ale...

Nie lubi słów: błogosławiony owoc żywota twego
Amelia Poulain
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Piosenka jest słaba jak na Prince'a. Dobra, gdyby to był ktoś inny.

Ostatecznie jednak nie trafi na płytę. Jest już znana tracklista 20TEN:

1. "Compassion"
2. "Beginning Endlessly"
3. "Future Love Song"
4. "Sticky Like Glue"
5. "Lavau%"
6. "Act of God"
7. "Walk in Sand"
8. "Sea of Everything"
9. "Everybody Loves Me"

I prawdopodobna okładka:

Obrazek

Płyta ma być, podobnie jak Planet Earth, dołączona do gazet, tym razem jednak nie tylko w UK, ale w większości krajów europejskich. Najwcześniej w Belgii, 10. lipca i w Niemczech 22. lipca.
W USA płyta ma być normalnie dystrybuowana przez label WB, z którym wcześniej Prince był mocno skłócony.
Zapowiadane jest bardziej jazzowe brzmienie, nie wiadomo jednak czy chodzi o ten krążek czy następny, który ponoć też już jest gotowy.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Awatar użytkownika
Amelia
Posty: 355
Rejestracja: czw, 06 sie 2009, 21:30
Lokalizacja: Jaworzno

Post autor: Amelia »

ale w większości krajów europejskich
My się nie zaliczamy, nie? Jak to się przedstawia z premierą w Polsce?
Trzeba przyznać, że Prince narzuca sobie bardzo szybkie tempo pracy.
Moc twórcza go rozpiera- podoba mi się to.

PS: kaem, posiadasz może pełne tłumaczenie Sometimes It Snows In April z Parade?
http://przeslodzonaherbata.blog.onet.pl
Dopiero zaczynam, ale...

Nie lubi słów: błogosławiony owoc żywota twego
Amelia Poulain
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Kto wie, może i w Polsce się ukaże. Pewnie to bardziej zależy od polskich wydawców, czy chcą i ile mogą dać.
Co do tłumaczenia, jest na polskim forum Prince'a.

edit:

Na tegorocznym BET Awards Prince otrzymał nagrodę za całokształt twórczości. Na bluzie już promuje swój najnowszy album.

ObrazekObrazek

Przed odebraniem nagrody artyści złożyli mu hołd, śpiewając jego piosenki. Zwróćcie uwagę zwłaszcza na If I Was Your Girlfriend i Adore. Namacalny dowód na genialność płyty Sign'O'The Times.

objerzyj #1
obejrzyj #2

I plakat reklamujący jeden z koncertów:

Obrazek
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Awatar użytkownika
endka
Posty: 474
Rejestracja: ndz, 19 lip 2009, 11:13
Lokalizacja: d-_-b kce

Post autor: endka »

Pozwoliłam sobie wkleić działający link ze stronki Alicii Keys,
która również się tam pięknie zaprezentowała:)
mowa oczywiście o 'Tribute to Prince'


BET Tribute To Prince
"Don't say UH-OH! Vampires do NOT say UH-OH!"
Awatar użytkownika
Pank
Posty: 2160
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:07

Post autor: Pank »

A miała być najlepsza płyta od The Love Symbol...

Obrazek

Starość nie radość. Ale przecież Prince nie daje po sobie tego poznać. Wciąż gra świetne koncerty, co roku nagrywa albumy, których poziom nie schodzi poniżej jakiegoś poziomu; na pozór wszystko przebiega bez zakłóceń. Tylko, że w tym wszystkim coraz bardziej brakuje jednego: kreatywności. Studyjne wypalenie? Już przy Planet Earth kręciłem nosem. Przy Lotus4Flower wykrzykników było więcej, ale na kolana nie rzucało. Smutna prawa: słychać coraz większe podobieństwa, kalki. Kawałek stąd, kawałek stamtąd, zmienimy melodię, dodamy kilka nowych elementów i mamy nowe. Tylko, że ja już przestaję się nabierać. Jeżeli Prince dzisiaj czerpie inspiracje z kogokolwiek, to głównie z siebie, sprzed dwudziestu pięciu lat. I nie będzie żadnej rewolucji. A przecież to postać, która - no! - wyprzedzała swoją epokę. Która kreatywnością i pracowitością mogłaby obdzielić kilku muzyków. Dzisiaj na przód wysuwa się tylko to drugie. Racja, dobre i to.

20Ten wydaje się kontynuacją zeszłorocznego MPLS Sounds a rzecz była to mocno osadzona w początkach lat 80. W Controversy czy 1999 właśnie. Przecież otwierające, przebojowe i zaraźliwie wciągające Compassion jak nic nasuwa na myśl Delirious czy Let's Pretend We're Married. Tylko, że to ten gorszy brat-bliźniak. Act of God, Lavaux czy zamykające Everybody Loves Me to rzeczy dające przyjemność słuchania, ale na dłuższą metę - wyjątkowe banalne. Banalne jak na Prince'a. Pomysły, Książę! Bodaj najlepsze Beginning Endlessly, napędzane przez potężną dawkę syntezatorów i znaną skądinąd funkującą gitarę pod koniec, byłoby znakomitością, gdyby nie fakt rozłożenia utworu aż na pięć i pół minuty. Po co, się pytam? Z kolei na Future Soul Song P. stara się być romantyczny - tylko zdaje się nie zauważać, jak w przesadną słodycz popada. I jak znów... bardzo się powtarza. Niewiele lepiej jest w pozostałych balladach; zostawiają bardziej w stanie zobojętnienia niż zauroczenia. A w ukrytym Laydown sampluje na początku We Will Rock You.

Kwiatków sporo, ale... to wciąż album Prince'a. I czuję, że to nie kropka na i, że zaskoczy. Bo wciąż potrafi, nawet jak robi to w tempie raz na dwie płyty. Dowody: różnorodność i wysoki poziom 3121, wymiatacze takie jak Guitar i Chelsea Rodgers, sprytny powrót do lat 80. w wersji odświeżonej w zeszłym roku... No i fakt, że w gruncie rzeczy wiele albumów P. u mnie zyskuje. Może i na 20Ten przyjdzie czas.
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

To najgorszy album Prince'a- myśl się pojawiła w głowie i na moich ustach, po ósmym chyba przesłuchaniu pod rząd płyty w drodze po koncercie w Belgii.
Nieprzypadkowo. Po koncercie, gdzie dominują żywe instrumenty i rozbudowane formy, ta ilość klawiszy i oszczędna rama kompozycji mierzi.
Prince rozbudził ochotę wśród fanów w tym wieku powrotem płytą The Rainbow Children, gdzie pojawiło się spontaniczne granie, żywe instrumenty, jazz- funkowa formuła. Potem jeszcze One Nite Alone było przecież na fortepian. I płyty instrumentalne. Aż zatęskniłem za klawiszami i Prince rzucił je hurtowo antologią piosenek z NPG Music Club, na płytach Chocolate Invasion i The Slaughterhouse.
I chyba chodzi o to. O różnorodność. Inaczej idzie w przesadę. Po MPL Sound kolejny podobny krążek uderza w nią właśnie. Glebę trzeba rekultywować i wprowadzać płodozmian. I nawet nie chodzi o brzmienie- Prince przecież zawsze dominował muzykę klawiszami i zarzut plastikowego brzmienia zdaje się być chybiony. Pies pogrzebany jest w formie piosenek, zredukowanych do schematu zwrotka- refren-zwrotka-refren-refren. Nawet bridża nie ma często.

Obrazek

Mamy dekadowy tytuł. Książę na początku poprzedniej dekady kontestował zmianę formuły. Wpierw to miało być muzykowanie tropem mistrzów gatunku, potem miał porozumiewać się bez słów, tylko za pomocą muzyki. Skończyło się na trzech płytach instrumentalnych i powrotem do tego samego, czyli koncepcji z końca lat 90-tych. Jakby Książę niczego nie doświadczył. Zwykle romanse z czymś innym zostawiają piętno na muzyce, tu ni chu chu.
Nieprzypadkowo z ostatniego boksu wyróżnia się tytułowy krążek, bo tam są gitary, jest nawet mały jam w Love Like Jazz i echa rdzennej muzyki latynoskiej w 77 Beverly Park.
Prince jakiego znamy u szczytu formy, na kompaktach się skończył. Dla chcących poznać geniusz Artysty rada- szukajcie w historii, zwłaszcza w dyskografii z lat 70 i 80- tam każdy krążek jest wybitny. W latach 90-tych też jest mnogość kamieni szlachetnych. A teraz Minneapolis sound już zaczyna zjadać swój ogon. Życie Obrazek zaprząta rewolta w dystrybuowaniu płyt. Płyty stały się narzędziem, nie celem.
A ocena? Po dzisiejszym odsłuchu, już z dystansem, mogę powiedzieć:"Lubię 20ten". Przez sentyment do ostatnich dni, przez brak rywala na rynku, który mógłby zaspokoić moje funkowo- rockowe pragnienia. Przez posiadanie całej dyskografii i każdego leaked-on-internet. Przez echa starego, choćby Delirious w Compassion czy When Doves Cry w Beginning Endlessly. Coś drga przy słuchaniu Beginning Endlessly, Sticky Like Glue, Act Of God. I w ukrytym utworze- jeżeli zapomnisz, że to czerpanie z Timbalanda (sic!). Prince jednak delikatnie, a systematycznie obniża loty. Jeszcze nie jak Janet Jackson, u której po The Velvet Rope zaczęła się gwałtownie równia pochyła, by już na końcu, bez Jama i Lewisa na Dyscipline sięgnąć dna. Przestałem kupować jej płyty.
Prince nie zszedł jeszcze ze średniego poziomu. Ale coraz bardziej pobrzmiewa swoimi uczniami, a tym razem jeszcze na dokładkę nie ma nawet jednej perły, tylko same ładne małe bursztyny. Na nielubianym i opluwanym w swoim czasie Planet Earth jest przecież potężny kawałek tytułowy, wymiatająca Chelsea Rodgers, energetyczny rocker Guitar, nagrodzona Grammy Future Baby Mama czy powabne Somewhere Here On Earth. Tu nic takiego się nie dzieje. Zaczyna być niebezpiecznie.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Awatar użytkownika
Lika
Posty: 1434
Rejestracja: czw, 17 mar 2005, 9:28
Lokalizacja: a któż to może wiedzieć... ;) ?

Post autor: Lika »

Pank pisze: co roku nagrywa albumy, których poziom nie schodzi poniżej jakiegoś poziomu; na pozór wszystko przebiega bez zakłóceń. Tylko, że w tym wszystkim coraz bardziej brakuje jednego: kreatywności (...) słychać coraz większe podobieństwa, kalki. Kawałek stąd, kawałek stamtąd, zmienimy melodię, dodamy kilka nowych elementów i mamy nowe. Tylko, że ja już przestaję się nabierać. Jeżeli Prince dzisiaj czerpie inspiracje z kogokolwiek, to głównie z siebie, sprzed dwudziestu pięciu lat.
kaem pisze: A teraz Minneapolis sound już zaczyna zjadać swój ogon. Życie Obrazek zaprząta rewolta w dystrybuowaniu płyt. Płyty stały się narzędziem, nie celem (...) Prince jednak delikatnie, a systematycznie obniża loty. Jeszcze nie jak Janet Jackson, u której po The Velvet Rope zaczęła się gwałtownie równia pochyła, by już na końcu, bez Jama i Lewisa na Dyscipline sięgnąć dna. Przestałem kupować jej płyty.
Prince nie zszedł jeszcze ze średniego poziomu. Ale coraz bardziej pobrzmiewa swoimi uczniami, a tym razem jeszcze na dokładkę nie ma nawet jednej perły, tylko same ładne małe bursztyny (...) Tu nic takiego się nie dzieje. Zaczyna być niebezpiecznie.
Tak się zastanawiam czytając to, co napisaliście – czy Prince sam na siebie przypadkiem nie ukręca bata? Zawsze zazdrościłam fanom Księcia… pamiętam jak myśmy tutaj, pełni nadziei czekali na nowy album króla. Bo już po procesie, bo dzieci podrosły… więc lada chwila coś powinno się zadziać… jeśli nie teraz, może w przyszłym roku? Noo… góra za półtora? Za dwa… za trzy lata?? Prince w tym czasie płodził album za albumem. Myślałam: O Jezu, znowu?! Ale po co? Gdzie on tak pędzi? Przecież niczego nie musi już udowadniać… W pewnym momencie złapałam się na tym, iż news z cyklu: Prince wydaje nową płytę, był dla mnie tak samo odkrywczo-fascynujący, jak zdanie pod tytułem: trawa jest zielona. Teraz poznając Wasze opinie, wyraźnie widzę, że przesyt szkodzi. To naprawdę jest niepokojące. Dlaczego ludzie z pozycją i osiągnięciami (Janet, Prince) sukcesywnie obniżają loty – brnąc (bardziej, lub mniej świadomie) w kierunku artystycznego samounicestwienia… Skad to się bierze? Czemu nikt nie ma odwagi powiedzieć: "Ejże, Rogersie Nelsonie Prince'm zwany, daj sobie na wstrzymanie. Zamiast stawiać na ilość i uprawiać kolportaż gazetowy, podłub się chłopie przy płycie ze 3-4 lata. Wróci wena, inspiracja, kreatywność..." Czyżby egocentryzm Prince’a osiągnął tak niebotyczne rozmiary, by ignorować wszelkie podszepty własnej intuicji, a ewentualność pomyłek uznać za jedną z nieprawdopodobnych teorii? Nie jestem fanką Prince'a. Podziwiam go jednak i darzę od zawsze dużym szacunkiem. Jeszcze nie słuchałam 20Ten. Teraz nie wiem czy chcę...
Tak szczerze. Warto sięgnąć po te bursztyny z jakiegokolwiek powodu, czy to ledwie bursztynowy piasek jest?
"Słodki ptaku, moja duszo, twoje milczenie jest tak cenne.
Ile czasu minie zanim świat usłyszy twą pieśń w mojej?
Oh, to jest dzień, na który czekam!"


- Michael Jackson
Mandey
Posty: 3414
Rejestracja: pt, 16 lis 2007, 20:14

Post autor: Mandey »

Lika pisze:eszcze nie słuchałam 20Ten. Teraz nie wiem czy chcę...
Tak szczerze. Warto sięgnąć po te bursztyny z jakiegokolwiek powodu, czy to ledwie bursztynowy piasek jest?
Z każdą płytą księcia warto się zaznajomić. Ta może nie jest tak udana jak wydane w tej dekadzie The Rainbow Children, Musicology czy Planet Earth ale warta uwagi. Gdy robiłem sobie premierę to również uderzyły mnie znów syntezatory, które tak kreowały styl tego artysty w latach 80tych. Nie obyło się bez pytań po co? Zastanawiające to jest dlaczego nie może się od nich uwolnić. Ja lubię Prince'a w ostrzejszym wydaniu z mnóstwem żywych instrumentów.
Do takich albumów jak The Gold Experience czy The Vault: Old Friends 4 Sale wracam bardzo często bo to jest właśnie Prince, którego lubię. Najrzadziej słucham płyt wydanych do 1987 roku... do genialnego Sign 'O' The Times, od tego momentu w moim mniemaniu jego talent ewoluował. Pierwsze nagrania mnie nie przekonują. Za bardzo się dziś zestarzały i jakoś wszystkie są mocno do siebie podobne.

Jakiś czas temu, ktoś podrzucił mi link do Hot Summer, który miał się znaleźć na nowej płycie. Byłem poirytowany po odsłuchaniu. 20Ten zawiera 10 piosenek, które biją ten utwór na głowę, więc myślę, że warto dać szansę krążkowi choć raz.
Szukasz mnie? Znajdziesz mnie tutaj albo tutaj ;)
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Lika pisze:Prince w tym czasie płodził album za albumem.
Myślę że Prince jest wierny ideałom Jamesa Browna, który też się nie oszczędzał i ciągle nagrywał i wydawał. Nagrywał i wydawał. Mnie w ostatniej dekadzie brakuje celebracji każdego krążka- braku promocji. Jeszcze w latach 80-tych Prince miał co roku przynajmniej jedną piosenkę w top 10 Billboardu, co Michaelowi się nie udawało. Dziś płyty Prince'a szybko przemijają; ich medialne życie się kończy, zanim tak naprawdę dopiero mogło się zacząć.
Mandey pisze:Najrzadziej słucham płyt wydanych do 1987 roku.
To pokazuje, jak genialny jest Prince- że można go lubić znając dobrze tylko późniejszy okres. To tak, jakby lubić Michaela za Invincible i piątkę z BOTD. Wszystko przecież, co najlepsze zrobił, moim zdaniem podziało się właśnie od Sign'O'The Times wstecz.
Around The World In A Day zainspirowane Beatlesami, Parade z Kiss, rewelacyjne Controversy, eksperymentalne, przełomowe Dirty Mind, wybitne 1999, najlepsze moim zdaniem pogodzenie piosenkowości z rozbudowanymi formami na Prince. No i Purple Rain...
Właśnie te poprzednie płyty inspirują. Wystarczy posłuchać Futuresex Timberlake'a, artystów neo-soulu czy choćby Sexi Flexy naszej Kukulskiej.
Lika, to nie jest pytanie czy warto sięgać po nową płytę. Chciałbym zachęcić do poznawania starszych albumów, najlepiej chronologicznie. Skoro ostatnie płyty nie są wybitne, to może czas eksplorować nieznaną przeszłość? Szukać i słuchać kompletnych albumów, nie pojedynczych mp3. Każda płyta ma swoją historię, spójny koncept- odsyłam choćby do wikipedii. I nie kończyć na jednym odsłuchu. Piotr Kaczkowski powiedział, że dobra płyta jest jak powoli rozpuszczająca tabletka- potrzebuje czasu.
Gwarantuję wtedy, że przeżyjecie fantastyczną przygodę.
Dla zainteresowanych- pozwoliłem się, niczym bohater Wierności w Stereo, pobawić się dyskografią Księcia. Oto ona- z moimi prywatnymi ocenami (od 0 d 5.0) i klasyfikacją (1-48).

1978 For You (3.5) 32.
1979 Prince (5.0) 1.
1980 Dirty Mind (5.0) 3.
1981 Controversy (4.5) 9.
1983 1999 (5.0) 5.
1984 Purple Rain (5.0) 2.
1985 Around The World In A Day (4.5) 8.
1986 Parade (4.5) 14.
1987 Dream Factory (5.0) 6.
1987 Sign O'The Times (5.0) 4.
1987 Madhouse 8 - Madhouse (3.5) 31.
1987 Madhouse 16 - Madhouse (3.0) 44.
1987 Madhouse 24 - Madhouse (3.0) 45.
1988 Black Album (4.0) 29.
1988 Lovesexy (4.0) 24.
1989 Batman (3.5) 39.
1990 Graffiti Bridge (4.0) 16.
1991 Diamonds And Pearls (5.0) 7.
1992 O(+> (4.0) 19.
1993 B-Sides (4.0) 27.
1994 Come (4.5) 11.
1995 Gold Experience (4.0) 18.
1995 Exodus - NPG (4.5) 12.
1996 Chaos And Disorder (4.0) 20.
1996 Emancipation (4.0) 28.
1997 Kamasutra - NPG Orchestra (3.5) 38.
1997 Crystal Ball (4.0) 13.
1997 The Truth (3.5) 36.
1998 New Power Soul - NPG (3.0) 46.
1999 The Vault (4.5) 15.
1999 Rave In2 The Joy Fantastic (3.5) 34.
1999 Rave Un2 The Joy Fantastic (3.5) 35.
2001 The Rainbow Children (4.5) 10.
2001 One Nite Alone... (3.5) 43.
2002 One Nite Alone... Live (4.0) 26.
2003 N.E.W.S. (4.0) 21.
2003 X-Pectation (4.0) 23.
2003 C-Note (4.0) 22.
2004 The Slaughterhouse (3.0) 48.
2004 Chocolate Invasion (3.5) 40.
2004 Musicology (3.5) 37.
2006 3121 (4.0) 17.
2007 Planet Earth (3.5) 42.
2008 Indigo Nights (4.0) 25.
2009 Lotus Flow3r (3.5) 30.
2009 MPLSound (3.0) 47.
2009 Elixer (3.5) 41.
2010 20ten (3.5) 33.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Awatar użytkownika
Amelia
Posty: 355
Rejestracja: czw, 06 sie 2009, 21:30
Lokalizacja: Jaworzno

Post autor: Amelia »

Na moją płytę jeszcze czekam. Przeczytałam już sporo recenzji na temat 20TEN, choć czy to dobre założenie by zohydzać sobie danie jeszcze przed pierwszym kęsem?
Przygodę z Prince'm zaczęłam skosunkowo niedawno, od płyt najstarszych- i tu nie zgodzę się Mandey, że Książe sprzed 1987 się zestarzał i że te utwory nie porywają rozbudowaną kompozycją. Każdy jednak może kochać Prince'a za coś innego, bo facet romansował chyba z każdym muzycznym stylem.
Mój faworyt? Zdecydowanie z uderzeniem pięścią w stół Around The World In A Day, w szczególności The Ledder i Pop Life.
kaem pozytywnie zaskoczyłeś mnie swoim osobistym numerem jeden.
Jak wrażenia po koncercie w Belgii?
http://przeslodzonaherbata.blog.onet.pl
Dopiero zaczynam, ale...

Nie lubi słów: błogosławiony owoc żywota twego
Amelia Poulain
Awatar użytkownika
lazygoldfish
Posty: 152
Rejestracja: sob, 18 lip 2009, 19:20

Post autor: lazygoldfish »

Powoli dobiega końca mój urlop, który spędziłam z Princem i jego uczniami (The-Dream, anyone?) i powiem tak: oceniając 20ten w pewnej izolacji od jego twórczości z ostatnich 20 lat (której najzwyczajniej w świecie nie znam) to ta płyta może się podobać, ale w taki trochę niezobowiązujący sposób. Paradoksalnie mam gorzej, bo brak pojęcia o tym, jak nisko obniżył loty Książę w ostatnim czasie, powoduje, że materiałem porównawczym są dla mnie lata 80.

W kwestii kompozycji i błyskotliwych aranżacji praktycznie nie ma porównania. To jest jakościowa przepaść, Prince operuje stworzonym przez siebie dawno temu językiem, tyle że, jak już wspomniał Pank, tworzy z tego języka piosenki, które w żaden sposób nie mogą zaskoczyć słuchacza jakimś nietuzinkowym i chwytliwym zagraniem.

20ten zyskuje jednak po kilku przesłuchaniach. Z jednej strony słaniają się te melodie trochę w tle, rzadko kiedy wychodzą przed szereg, ale jest też w 20ten pewna kompozycyjna konsekwencja i minimalizm, czasami wręcz szorstkość brzmienia. Takie syntezatorowe, garażowe granie. Po 40 minutach ta jazda okazuje się być wcale nie taka zła. Być może ten album można docenić tylko pozwalając mu rozbrzmieć w całości, bez rozkładania na czynniki pierwsze? Bez szukania przebłysku geniuszu? Ten w przypadku Prince'a ukryty jest w innej czasoprzestrzeni, ale myślę, że takie Beginning Endlessly, Sticky Like Glue, Walk In Sand czy Laydown wstydu mu nie przynoszą. Jest ok. Trzeba po porostu pozwolić tej płycie wybrzmieć z oczekiwań. Nie stanie się przez to 20ten albumem idealnym - bo takowym nie jest - ale na pewno da się go słuchać bez większego zgorszenia.

kaem pisze:1978 For You (3.5) 32.
eeeej, coś jest nie tak! uwielbiam ten album a Ty mi tutaj wyjeżdżasz z miejscem 32!? ;)
Mandey
Posty: 3414
Rejestracja: pt, 16 lis 2007, 20:14

Post autor: Mandey »

Amelia pisze:i tu nie zgodzę się Mandey, że Książe sprzed 1987 się zestarzał i że te utwory nie porywają rozbudowaną kompozycją.
Może to zbyt ogólnie ująłem. Bardziej chodzi mi o to, że ta estetyka mi nie odpowiada. Za dużo plastiku. Owszem i tam są perełki do których wracam ale nie słucham całych albumów z tamtego okresu. Wczorajszym popołudniem drugi raz w życiu posłuchałem albumu Purple Rain. Nadal nic mi nie robi i już chyba tak zostanie.
Czytając listę, którą zrobił kaem szukałem w pierwszej kolejności na których lokatach plasują się moje ulubione płyty księcia... Szoka przeżyłem. ;-)

01. Planet Earth
02. The Gold Experience
03. Diamonds And Pearls
04. 3121
05. The Vault: Old Friends 4 Sale
06. Sign 'O' The Times
07. Musicology
08. Emancipation
09. The Rainbow Children
10. Chaos And Disorder


Za kilka miesięcy może się to zmieni. Na dzień dzisiejszy jednak tak to widzę. I co ważne! Nie znam jeszcze wszystkiego. Do poznania zostały mi 4 albumy... ale sądząc po recenzjach w necie nic szczególnego to nie będzie. Tymczasem zapoznam się z pierwszym z nich... The Chocolate Invasion.

EDIT: Z ciekawości spojrzałem na lastfm jak tam z odsłuchami Prince'a... Mało.
Prince - 16 007 147
Prince & The Revolution - 1 382 990
Prince & The New Power Generation - 448 455
Szukasz mnie? Znajdziesz mnie tutaj albo tutaj ;)
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

...Bo to jest jakiś fenomen. Jeden z najbardziej rozpoznawalnych artystów i jeden z najmniej popularnych z czołówki muzyków pałających się muzyką rozrywkową.
Nawet, a może szczególnie w Polsce. Rockowo nastawiona od dekad Trójka, budująca gusta muzyczne w tym kraju ignorowała go, pewnie przez wizerunek faceta w koronkach. Nieważne, ze grał rasowego rocka też i to na takim poziomie, że dech zapierało. A że był z pogranicza rocka, funku i soulu, było ciężko mu zaistnieć. Nawet nie że taki kolaż gatunków, a to ze te gatunki pojawiają sie w różnym nasileniu na poszczególnych krążkach. Purple Rain może być głównie rockowe, ale już następna płyta gitary ma w wersji szczątkowej.
I jak posłuchać radia komercyjnego, to zwykle można tam usłyszeć co najwyżej The Most Beautiful Girl In The World. A przecież Prince miał dziesiątki hitów w pierwszych 15 latach działalności scenicznej.
lazygoldfish pisze:eeeej, coś jest nie tak! uwielbiam ten album
Ja też uwielbiam. Prince w kompozycjach z For You wije sie jak kociak, a to co zrobił w ostatnim numerze, zapiera dech. A cała płyta zrobiona w całości przez niego. Każdy instrument wydaje dźwięki tylko dzięki niemu. Wirtuoz!
Ale jest 31 albumów, które uwielbiam bardziej. :-)
Mandey pisze:Do poznania zostały mi 4 albumy...
Jak celujesz w gitary i lubisz późniejszego Prince'a, posłuchaj The Truth- album w całości akustyczny, nagrany w odpowiedzi na śmierć jego syna. Zwróć uwagę zwłaszcza na utwór tytułowy, piosenkę Fascination i nagranie Don't Play Me.
Dream Factory tez warte posłuchania, bo to pierwowzór Sign O'The Times.
20ten zyskuje
U mnie też płyta z dnia na dzień zyskuje. Nie jest nachalna z beatem, jak poprzedni mpls. Wszędobylska funkowa gitara w tle uwodzi. I poza Everybody..., nie ma banału. Szkoda tylko, że Książę nie pokusił się o rozwinięcie choć części utworów. Potrafi przecież. Byłby poziom Lovesexy.
A płyta pojawiła się już na allegro, jak ktoś chce mieć oryginał za ok. 30zł.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Awatar użytkownika
amj
Posty: 323
Rejestracja: sob, 18 kwie 2009, 16:28
Lokalizacja: podkarpacie

Post autor: amj »

Ja zaczynałem słuchania Prince'a w taki oto sposób:
Najpierw pierwsze trzy płyty słuchałem po kolei. Potem jeszcze raz i jeszcze raz. Każda płyta conajmniej 3 razy, jak nie więcej. Oczywiście nie słuchałem 24 godziny na dobę i 7 dni w tygodniu. W między czasie słuchałem innym artystów (James Brown, Little Richard-jest świetny, przejdę do Jego kolejnych albumów itd.).
Moimi ulubionymi są te z lat 70, 80 + Diamonds And Pearls, The Gold Experience (genialna), w którym najbardziej lubię: Eye Hate U, Gold i coś się tam znajdzie :)
Jestem na etapie słuchania trzech z 2003. Czasami się cofam do innych płyt.
Wrócę do ulubionych. Wadą Sign O' The Times jest to, że podoba się za pierwszym razem. Ktoś na forum Prince'a napisał, że jak podoba się za pierwszym razem to jest źle. Tak było z tą płytą. Za jakiś czas pewnie znów mi się spodoba ale na chwilę obecną nie :) Te pierwsze dwie płyty For You oraz Prince. Są wspaniałe dla mnie. Może nawet dwie moje ulubione.
Purple Rain (dzięki akaagnes za rekomendację ;-)) Płyta szkoda gadać bo każdy wie, że jest GENIALNA! Pierwszą piosenką było Purple Rain jaką słyszałem (a raczej oglądałem teledysk-występ z filmu). Nie zrobiła na mnie takiego wrażenia jak The Beuatiful Ones. Kocham to od pierwszego przesłuchania. Szczególnie tą końcówkę. Mówiłem wtedy po tej piosence do siebie:
-Która ona jest?
-3
-Muszę zapamiętać. Jest świetna. Moja ulubiona. The Beautiful Ones. Zapamiętam.

Potem już po Purple Rain szedłem spokojnie po kolei z resztą albumów. Każdemu to polecam. Z każdym odsłuchaniem uwielbiałem coraz bardziej każdy album. Nie mogłem się doczekać aż odsłucham go kolejny raz. Szczególnie te z lat 70-80. Lata 90 już nie tak bardzo bo jest dla mnie pare słabych albumów ale na każdym po czasie odnajdę jakąś piosenkę, która mi się podoba. Nie potrafię nigdy napisać wszystkiego czego chcę, ponieważ chciałbym napisać tyle i tyle i jeszcze więcej aż w końcu piszę mało bo zapominam co chciałem. Może kiedyś jeszcze się tutaj wypowiem. A tym czasem zapełniam last.fm ;p ale u siebie w pokoju też słucham, właśnie tam na spokojnie sobie lecę z albumami. Przez Prince'a jest tak, że mam posprzątane częściej w pokoju niż bym się tego spodziewał :-)
Na razie to tyle.

EDIT:
The Truth nie dawno to znalazłem bo wcześniej szukałem-nie znajdowałem i bardzo polubiłem ten akustyczny album. Ale raz tylko słuchałem i to na kompie. Nie wiedziałem, że to odpowiedź na śmierć syna. Cóż angielskiego nie znam czego bardzo żałuję przy odtworzeniu każdej piosenki, każdej.
kaem pisze:Gwarantuję wtedy, że przeżyjecie fantastyczną przygodę.
kaem pozwól, że się pod tym podpiszę. Przejdźcie chronologicznie słuchając po kilka razy każdą z płyt.

P.S. kaem gdyby nie Ty to na pewno bym się nie zabrał za P. Dzięki Ci Wielkie na prawdę! Nie wiesz ile radości mi tym dałeś japrosic ...nawet nie wiesz. Chciałem Ci podziękować jak odsłucham wszystko ale nie wytrzymałem :)
Obrazek Obrazek
ODPOWIEDZ