Moi drodzy... To już rok...

O Michaelu rozmowy luźne.

Moderatorzy: DaX, Sephiroth820, MJowitek, majkelzawszespoko, Mafia

Awatar użytkownika
give_in_to_me
Posty: 500
Rejestracja: ndz, 17 sty 2010, 12:37
Skąd: Wrocław

Post autor: give_in_to_me »

25.06 2009 r. pamiętam bardzo dokładnie, szczególnie największą burzę i ulewę, jaką w życiu widziałam a jaka przetoczyła się wieczorem tego dnia nad Wrocławiem. Nastepny dzień też pamiętam klatka po klatce, szczególnie ten moment, jak się dowiedziałam. Ale nie o tym chcę.

25 czerwca tego roku nawet raz nie zapłakałam. Za dużo stresu. Przede wszystkim impreza, wrocławska MJ Memory Night, której byłam współorganizatorem, pierwszy występ naszego dance teamu. Nawet się cieszyłam, że w ten dzień będę mieć ręce pełne roboty, bo nie będę o tym myśleć. Ale TO i tak wyłaziło, chociażby przy głupich fochach rano na męża za niedogotowane jajko. Wydawało mi się nawet, że fryzjer, u którego byłam w piątek specjalnie mocniej szarpie mnie za włosy. Potem był intensywna sobota spędzona z fanami w Leśnicy i przy fontannie a w niedzielę wizyta u rodziny i spędzenie reszty dnia z moim Piotrkiem i Mjowitkiem przy koncercie z Brunei i drinkach. Wszystko, żeby tylko nie myśleć. I teraz mnie bierze, od wczoraj. Próbuję skupić sie na nauce do licencjatu, egzamin w poniedziałek. Nie mogę, ktoś wciąż rozprasza moje myśli. Trochę mi smutno. A może chwilami nawet bardzo. Ale nie płaczę, choć wczoraj w nocy mi się trochę chciało. Myślę z powrotem o tym wszystkim, o czym myślałam w zeszłe wakacje, kiedy zdarzało mi sie płakać w tramwaju, na ulicy i w poczekalni u lekarza.

Dużo zmieniło się w moim życiu przez ostatni rok. Zrozumiałam trochę prawd o świecie i o swoim życiu i ludziach w nim obecnych. Poznałam wrocławskich (i nie tylko) fanów i zaczęłam tańczyć w dance teamie. I po raz kolejny przekonałam się, że mój mąż jest moim najlepszym przyjacielem. Racjonalnie (?) wiem, że Michaelowi jest teraz lepiej, że już żadne ścierwo tego świata na jego temat wcale już go nie boli i nie dotyczy a z drugiej strony on wciąż wpływa na życie innych ludzi, by stawali się lepsi i bardziej kochali innych i siebie samych. Ale gdzieś tam na dnie serca wciąż jest ta niezgoda na to, że można zrobić komuś to, co zrobiono jemu. Święty nie był, ale na to nie zasłużył. Nikt na coś takiego nie zasługuje. Ale tak się stało i nic już tego nie zmieni. I nic z tym nie zrobimy. To wkurza mnie najbardziej, choć wiem, że Michael żyje w nas, w swoich fanach i teraz my musimy i chcemy robić niektóre rzeczy "za niego", mimo że nigdy nie będziemy nim (niekoniecznie dlatego, że jesteśmy "gorsi", tylko dlatego, że każdy człowiek jest inny). No właśnie, to transcendentalne przekonanie, że on żyje w nas mnie pociesza, ale i tak nie powstrzymuje mnie to od przykrych myśli i rozważaniu, jaki ten nasz świat potrafi czasem być zły w odpowiedzi na dobre serce. :surrender:
Awatar użytkownika
Michael FOREVER!!!
Posty: 119
Rejestracja: czw, 16 lip 2009, 19:19
Skąd: Katowice

Post autor: Michael FOREVER!!! »

Dokładnie 26 czerwca minął rok bycia razem z MJ najwspanialszy rok mojego życia... a równocześnie wylane hektolitry łez z tęsaknoty za nim. Boże dziękuję Ci że nam Go zesłałeś,i że było mi dane Go poznać...naprawdę dogłębnie poznać i pokochać...jestem dumna z faktu bycia fanką MJ.....Czasami tak sobie myślę jakie miałam nudne życie wcześniej bez Niego,żadnych konkretnych celów życiowych....nicość... DZIĘKUJE Ci Michael za wszystko.......
NAZAWSZE w moim sercu!!!!!!MICHAEL JACKSON 1958-2009
Awatar użytkownika
Ania WMJ
Posty: 94
Rejestracja: pt, 28 sie 2009, 20:30
Skąd: Dolny śląsk

Post autor: Ania WMJ »

Ja do tej pory nie mogę się otrząsnąć. MJ był w moim życiu od bardzo dawna. To w czerwcu tego roku minęło już 26 lat. Piękny to był rok kiedy zaczęłam Go poznawać jako młodziutkiego, nieśmiałego, delikatnego, innego niż cała reszta facetów. Do tego jeszcze śpiewał i tańczył. Marzenie...No i właśnie. Tyle lat był w moim życiu. Torował wiele razy moje kroki, pomagał przy wyborze drogi życiowej, wszystkiego. To niesamowite, że było mi dane doświadczać niemalże na własnej skórze wszystkie Jego dobre i złe chwile. Był mi bliższy niż brat, siostra, ciotka, wujek i cała reszta krewnych. Był największą częścią moich młodzieńczych marzeń, które wydawały się być naprawdę na wyciągnięcie ręki. Wtedy wszystko było możliwe, choć tak naprawdę tak nie było ( to było tylko w świecie wyobraźni) i to było piękne. Pamiętam te wszystkie wydarzenia prawie dzień po dniu. Pamiętam jak wydawał płytę po płycie, niemalże każdy teledysk (począwszy od Say, Say, Say a potem Thrillera itd.). To najważniejsza część mojego życia. Och, gdyby tak On mógł to wiedzieć...

Potem nagle, o 7 rano 26 czerwca, pamiętnego roku zadzwonił telefon komórkowy. Nie odebrałam bo było za wcześnie. Potem ta sama osoba dzwoniła jeszcze raz i jeszcze raz. W końcu zdenerwowana nieustępliwością dzwoniącego kuzyna odebrałam. Nie wiedziałam jeszcze wtedy, że jest posłańcem złych wiadomości. Powiedział co się stało (ten kuzyn wiedział, że prawie zawsze byłam fanką MJ'a, zresztą wszyscy znajomi kojarzyli mnie z Michaelem). I wtedy sie zaczęło. Początkowo nie mogłam uwierzyć, ale za chwilę już wiedziałam,bo wszystkie media już o tym trąbiły. Zaczęło się nieustanne myślenie i plucie sobie w brodę, że nie pojechałam na koncert do Warszawy, choć miałam okazję. Nawet nie miałam siły płakać. Zaczęło się wylewać ze mnie dopiero 7 lipca, kiedy zobaczyłam w transmisji z CNN trumnę z Nim. Wtedy dopiero dotarło to do mnie, że jednak to prawda, że to nie są bzdury, że naprawdę odszedł. Wtedy zaczęłam płakać. I płaczę do dziś. Głupio się przyznać, ale nawet po śmierci taty ( miałam wtedy 13 lat) tak nie płakałam. Michael, to całe moje życie. Był powiernikiem moich sekretów, największych tajemnic, był wszystkim. I nagle Go zabrakło. Chyba nigdy tego nie zaakceptuję. Mam nadzieję i modlę się, żeby jednak widział mnie i widział co czuję. Wiem, że może to dziecinne, ale jest jeszcze we mnie duża cząstka dziecka, której nigdy się nie pozbędę. Jest zbyt cenna. Wierzę w to że zmarli choć nie mają cielesnych oczu, widzą nas. Miałam kiedyś taki czas, że bardzo chciałam , żeby do mnie przyszedł (choć przeczy to zdrowemu rozsądkowi i mojej wierze), ale bardzo...bardzo chciałam Go zobaczyć. Odwiedza mnie czasem we śnie. Wygląda wtedy pięknie, jak w swoich najpiękniejszych latach, jakby był bardzo szczęśliwy. Uśmiecha się. Wystarczyłoby , żeby był, nawet, gdyby miał już nigdy nie zaśpiewać. Pozdrawiam was wszystkich. Nie dajmy się , musimy przez to jakoś przejść - razem.
Obrazek
Awatar użytkownika
martynka
Posty: 102
Rejestracja: sob, 30 cze 2007, 11:40

Post autor: martynka »

25 czerwca 2009 późnym wieczorem próbowałam słuchać Dangerous. Ale nie mogłam się skupić. Wyłączyłam w połowie Give in to me. 26 czerwca rano to Give in to me usłyszałam przy wspomnieniach fanów w tvn24.
Leżałam zaspana w łóżku a ojciec z pogardą; "Majkel Dżekson" nie żyje . Zamarłam. Serce zaczęło mi szybko bić. Czułam jak coś się kończy.
Pamiątam jeszcze M.Niedźwiedzkiego w Złotych Przebojach i Gone too soon. I wiecie co? Nie poznałam tej piosenki.
Przykre komentarze brata. Brak warunków do samotnego popłakania i obejrzenia w spokoju memoriału.
Wakacje to apatia pomieszana z wściekłością. I samotność.
Nie wiem gdzie zniknęły te 365 dni. Wakacje-szkoła-This is it-Grammy. I nic więcej nie pamiętam. Nie pamiętam też dni sprzed 25.06.09. Ale to akurat dla mnie dobre. Wiele złego się wydarzyło...
Po pół roku zaczęłam wierzyć. W to że MJ żyje. Ale szybko przestałam wchodzić na te strony. Nie robić sobie nadzieji.
Wiele się wydarzyło. Zmieniłam się. Po raz drugi. Zaczełam wierzyć w Boga. Zaufanie- Bóg czuwa nad wszystkim i wie co robi, sprawidliwośc. Dziękuję Bogu za to że MJ wszedł do mojego życia 3 lata temu. To był najgorszy okres mojego życia. Stał się lepszy, radośniejszy. Nadal walczę z sobą, z samotnością, z otoczeniem, z przeszłością. Ale wiem że będzie dobrze. Wygram. MJ się nie poddał.
Zmieniło się wszystko oprócz tego że nadal jestem bardzo samotna. Nikt mnie nie rozumie. Nie mogę z nikim szczerze porozmawiać. Nie mam nikogo. Oprócz niego-jego muzyka i to jakim był człowiekiem daje siły. DZIĘKUJĘ CI ZA TO.LOVE.
MJ zmienia ludzi. Na lepszych. Sami to wiecie. Może kiedyś poznam fanów i będę miała prawdziwych przyjaciół. Cieszę się że jesteście. I że jest nas coraz więcej.
Po roku. 25 prawie nie płakałam. W weekend siedziałam przed tv i słuchałam ,ogladałam i zdałam sobie sprawę że nie będzie już teledysku. W poniedziałek poryczłam się jak P.Hołdys w tok fm mówił o MJu. I wczoraj .W mjtunes przy Be Not Always. I dziś. Przy dziecięciu stronach waszych postów. My jesteśmy jego armią miłości.

TO HAVE NOTHING TO DREAMS SOMETHING THEN LOSE HOPING IS NOT LIFE BUT LAME? BUT TIME HAS MADE PROMIMES JUST PROMISES
hanka
Posty: 58
Rejestracja: wt, 04 sie 2009, 21:06

Post autor: hanka »

Michael w czasach swojej kariery był mi obojetny. Lubiłam jego piosenki, podziwiałam teledyski nie mające sobie równych do dziś, ale nie czułam potrzeby wgłębiania sie w jego ego. Oczywiście darzyłam go wielką sympatią, podziwiałam talent, ale nie śledziłam jego poczynań, po prostu był taki artysta i tyle. Kiedy dowiedziałam się , że odszedł, po prostu się zdziwiłam. I tyle.

Dopiero kiedy zaczęto przypominać jego piosenki (dokładnie, kiedy usłyszałam "Heal...") odczułam ściśnięcie w sercu. Przyśnił mi się - byłam przerażona, ale chyba własnie wtedy "poległam". Przeryczałam cały Memorial. I zaczęłam drążyć YT, czytać, zalogowałam się tutaj.

Dziś wiem, ze to dzieki niemu ten rok, mimo wielkiego smutku, niekiedy wręcz rozpaczy, bedzie dla mnie zawsze jednym z najlepszych w moim życiu. Dzięki niemu wiele zrozumiałam, poznałam wspaniałych ludzi z forum, z ktorymi doskonale sie rozumiemy, dosłownie w pół słowa. Coś takiego nie jest dane każdemu.

Chłonę jego twórczość, jego przesłanie przekazuję komu się da. WALCZĘ o jego dobre imię z każdym, kto próbuje mnie sprowokować jakąś chorą o nim opinią. Sama czuję się w swoich oczach bardziej wartościowa, lepsza, dopiero teraz tak naprawdę wiem, co jest w życiu ważne.

Wszystko to dzięki tej niezwykłej istocie, kruchej, delikatnej, utalentowanej i pięknej, szczodrej i wrażliwej, niesprawiedliwie skrzywdzonej...Ubodzy są wszyscy ci, którzy sie wzbraniają, którzy pielęgnują w sobie nieprawdziwe informacje. Ja cieszę się, że miałam ten zaszczyt poznać go po swojemu. Nigdy nikt mnie tak nie wzruszał, nigdy nikt mnie tak nie zachwycał i nigdy nikomu nie byłam tak posłuszna. Bo jego przesłanie jest nienaganne, proste i zrozumiałe: ALL FOR LOVE. L.O.V.E
KEEP MICHAELING.
"Pamiętaj, nieśmiertelność należy do ciebie...Musisz ją tylko stworzyć." - Michael Jackson
kaulitzowa483
Posty: 2
Rejestracja: pt, 25 cze 2010, 21:44

Post autor: kaulitzowa483 »

W rocznicę śmierci MJ... cóż - rozpaczałam że minął już rok... że minął aż rok. Powiem wam że niektórzy ludzie nadal nie mają szacunku. I dla zmarłego i dla ludzi którzy rozpaczają po stracie. Słuchałam piosenek MJ - zwłaszcza Smile bo ponoc to była jego ulubiona piosenka. Kumpela ze szkoły napisała do mnie i jakoś tak zaczęłyśmy temat MJ. Robiła mi wyrzuty że zamiast oglądac kilkunastu "przystojniaków" na boisku, zajmuję się MJ... Poczułam jakby mi ktoś nóż w serce wbił. Wyobraźmy sobie że zmarł nam ktoś z rodziny, dziś rocznica i co? Mam mundial oglądac? Ehh. Zabolało. Jeszcze trochę obrzuciła Michaela błotem... i zeszłam z gg - nie wytrzymałam. Ja różne rocznice obchodzę szczególnie. Przywiązuję się do dat, zdarzeń z nimi związanych, osób, miejsc, przedmiotów...

Brakuje mi MJ. Odczuwam pustkę. Dziś kiedy słucham jego utworów, rozpływam się w jego cudownym głosie, ale mam tą świadomośc że to już tylko nagranie. On tego nie zaśpiewa - bolesne.
Beet
Posty: 26
Rejestracja: wt, 21 lip 2009, 20:43

Post autor: Beet »

To ja tak krótko i treściwie: pamiętam o Michaelu! Zanim odszedł, słuchałam Jego piosenek sporadycznie, ot, jeden z wielu wykonawców. Jego śmierć spowodowała, że zarejestrowałam się na tym forum, aby być na bieżąco z napływającymi wciąż informacjami (wiecie, wątpliwości i pytania z cyklu "DLACZEGO?! Co dalej?"). Chciałam też być chociaż poprzez Internet bliżej ludzi, którzy czują się podobnie. A kiedy zajrzałam już do tematów traktujących o śledztwie i takich tam, to zrobiłam też przy okazji przegląd wątków wcześniejszych. Okazało się, że z tego Jacksona to po prostu fajny człowiek był, co potwierdzały wywiady.

Michaela słucham nadal i prawdopodobnie będę to robiła jeszcze długo. Tak samo jak słucham mnóstwa innych wykonawców, których muzyka w jakiś sposób do mnie przemawia. Na to forum również zaglądam dosyć często, choć nie zawsze się loguję - jest tutaj zatrzęsienie ludzi, wiec po co jeszcze ja mam zajmować miejsce?;)

Chodzi o to, że nie potrafię do jakiejś gwiazdy żywić nie wiadomo jakiego uwielbienia. Cenię, podziwiam, jasne. Ale to w końcu nadal ludzie. Tak więc MJ ma miejsce w moim sercu jako świetny artysta i (wszystko na to wskazuje, bo przecież Go nie znałam osobiście) cudowny, ciepły człowiek.

Pierwsza rocznica Jego śmierci była smutna, bo odżywały wspomnienia z tamtych strasznych dni i znowu okazało się, że czas mknie w sposób zatrważający, nie zważając na nic. Dobrze, że nasze serca na takie rzeczy nie zważają;)



Pozdrawiam wszystkich serdecznie ;-)
Obrazek
Awatar użytkownika
Kadia
Posty: 483
Rejestracja: pn, 25 lut 2008, 19:51
Skąd: Wrocław

Post autor: Kadia »

Tak, to już rok. Nienawidzę tamtego dnia. Bo od tego czasu Michael z idola, który zawsze podtrzymywał mnie na duchu, stał się bardzo bolesnym wspomnieniem. Kiedyś wchodziłam na forum MJPT codziennie, teraz zaglądam co parę miesięcy. Michaela nie słucham od dawna, nie oglądam wystąpień, teledysków, wywiadów itd. W psychologii pewnie ma to swoją nazwę, ja po prostu mówię: chcę zapomnieć. Nie wiem, to wygląda jakbym chciała wymazać MJ'a z mojego życia. Jakby tych kilku lat po prostu nie było.

Zeszłe lato przeżyłam w głębokim smutku podnosząc się na duchu z kilkoma naszymi forumowiczami. Potem było fajnie i cacy, a zimą wszystko wróciło i było tylko gorzej. Dopadła mnie jakaś obrzydliwa depresja sezonowa, do tego jeszcze ten Michael... Żyć mi się nie chciało.

Teraz jest trochę lepiej, ale co z tego? Ostatnio odkurzając dom włączyłam sobie radio. Nagle usłyszałam "Heal the world" i w jednej sekundzie odkurzacz wypadł mi z rąk, a ja zaczęłam głośno szlochać i nie mogłam się opanować. Na Facebooku któryś ze znajomych polecił mi "Man in the mirror" acapella w wykonaniu jakiegoś gościa i zaczęłam płakać. Oglądam Wasze sygnatury i avatary z Michaelem, a łzy stoją mi w oczach.

To jest okropne. A wiecie dlaczego? Bo każda piosenka, każde zdjęcie Michaela mimo moich starań ciągle gdzieś głęboko siedzą. Upiory z poprzedniego życia, o którym chcę zapomnieć. Bo przypominają mi, że już nigdy nie będzie tak cudownie jak kiedyś. Że Michaela już nie ma. Że już nigdy nie usłyszę "God bless you". Że już nigdy nie poczuję, że on żyje, że jest sobie gdzieś tam za oceanem i podnosi mnie na duchu, gdy jest mi źle. Koniec. Puff.

Czy jeszcze kiedyś uśmiechnę się gdy ktoś wspomni o Michaelu, czy już zawsze będę powstrzymywać się od płaczu słysząc słowa "Michael Jackson"?
[*]
Awatar użytkownika
Margareta
Posty: 1017
Rejestracja: sob, 22 sie 2009, 15:54
Skąd: południe kraju nad Wisłą

Post autor: Margareta »

To, jest, Kadia, jeśli dobrze myślę, wyparcie.
Rok temu o tej porze wszystko się zaczęło. Słuchanie muzyki, poznawanie jego życia i osoby. I rozpacz, nie wiem czy bardziej dlatego, że to był koniec, czy dlatego, że tyle razy dostał w kość, tylko dlatego, że chciał dobrze.
W nocy w dniu pogrzebu nie spałam, przepłakałam kilka godzin. Rano zobaczyłam w "SE" zdjęcia z pogrzebu i wrócił dół. Pojechaliśmy na 18 - stkę siostrzenicy, odbywała się u mojej cioci. Zobaczyłam wydanie specjalne bodajże "Party", obejrzałam je z 10 razy.
Teraz rany zabliźniły się, jest już pewien dystans, potrafię spojrzeć z boku na to całe zamieszanie. Jednak w dniu rocznicy, oglądając na TMZ relację z odsłonięcia pomnika, czułam się strasznie. Dzisiaj zobaczyłam zdjęcia lalek wzorowanych na nim z klipów do "Thriller" i "Billie Jean" i znów poczułam ból. Za głęboko wpadł mi w serce żeby było mi to obojętne.
Szkoda, wielka szkoda. Mogło być zupełnie inaczej. O tej porze mógł być po odbyciu trasy i zebrać entuzjastyczne recenzje. Zamknąć usta wszystkim nieżyczliwym krytykom, pokazując kim naprawdę jest. Być może wydać nowy album i znów zwalić z nóg - jak w najlepszych czasach. I być po prostu szczęśliwy.
Szkoda, że nie mam mocy sprawczej, gdybym ją miała, byłoby teraz inaczej.
I to piszę ja, która zawsze dystansowała się do histerii w mediach wokół dramatycznych wydarzeń, nie rozumiała rozpaczy po śmierci osób publicznych, nie podzielała żałoby fanów po stracie swoich idoli. Pamiętam jak pomyślałam sobie, że szkoda mi ich bo uwielbiali go często od czasów dzieciństwa bądź nastoletnich i śledzili na bieżąco jego poczynania, oburzali się na plotki czy oskarżenia, a w ciągu jednego dnia wszystko się skończyło i została pustka którą i ja wkrótce potem odczułam. Pewnie gdyby jego muzyka AŻ TAK nie przypadła mi do gustu, albo nie przypadła w ogóle, to szybko przeszłabym nad tym wydarzeniem do porządku dziennego. Niestety stało się inaczej.
zapraszam i polecam: http://msfeliciam.blogspot.com/
Obrazek
Ms. Smooth
Posty: 22
Rejestracja: pt, 01 sty 2010, 16:26

Post autor: Ms. Smooth »

Mam mały poślizg z przyczyn niezależnych ode mnie, ale chciałam się wypowiedzieć w tym temacie, bo sama myślałam żeby taki założyć, dzięki Dirty-Diana07. Temat na podsumowania.

Dla mnie rok temu wszystko się zaczęło. I szczerze, nie myślałam, że będzie to tak intensywne przeżycie. Myślałam, że będę słuchać piosenek ale, że smutek, żal, płacz za praktycznie obcą mi osobą, po pewnym czasie odejdą. Wylałam morze łez.

To niesamowite jaką ten człowiek ma moc i dla mnie jest żywy i ciągle obecny.
W ciągu tego roku poznałam piosenki Michaela, poczytałam trochę o jego życiu (nie znam wszystkich utworów i szczegółów z życia- robię to celowo- co jakiś czas odkrywam nową piosenkę którą uwielbiam i słucham non stop) Ale chcę powiedzieć, że przez poznanie imion jego przyjaciół, członków rodziny, jakiś historii, ciekawostek, nie było chyba dnia żebym o nim nie pomyślała. Nagle wszystko prowadziło moje myśli do Michaela. Imiona np. Diana przywodziło na myśl Dianę Ross, Madonna, akcje charytatywne, Slash, Kevin sam w domu, Czarnoksiężnik z krainy Oz i tak wszystko! miało jakieś powiązanie, nawet Johnny Depp wyobraźcie sobie. A ostatnio zobaczyłam czarnoskórego młodego chłopaka i wyglądał jak Michael automatycznie poprawił mi się humor. Kiedyś nuciłam They don't really care about us, a w radiu za dosłownie sekundę puścili właśnie ten utwór.

Nie którzy ludzie wystarczy, że są a świat staje się lepszy, piękniejszy, weselszy. Jego zabrakło, ale miliony ludzi nie zapomniały o nim. On nawet tego nie wie! , że "Man in the mirror" zmienił mój stosunek do troski o świat o chorych ludzi, sprawił że chcę zacząć od siebie. To niesamowite jak piosenką i przykładem można wpłynąć na ludzi, których się nie zna i to jeszcze teraz kiedy Go nie ma, to nadal działa.

Gdyby nie umarł pewnie dziś nie byłabym jego fanka, taka smutna prawda. Z jednej strony myśl, że nie należy do tego świata (to okropne), że wszystko jest w czasie przeszłym, że nigdy go nie zobaczę (przecież wcześniej tego nie chciałam, ale teraz choćbym na rzęsach stanęła to niemożliwe) A z drugiej: każdy kiedyś umrze i ponad 50 lat to nie jest mało, różnie to mogło być. Myślę, że każdy ma swoją księgę życia, każdemu jest coś pisane. Najbardziej boli mnie to, jak ludzie go potraktowali, jak sława stała się dla niego pułapką. Tego mi najbardziej żal, że cierpiał, czuł się odrzucony, że ciągle był pod ostrzałem, ukrywał się i mimo milionów które go kochały, rodziny, czuł się samotny. Musiał się tłumaczyć ze swojej dobroci, wrażliwości (kiedy oglądałam wywiad po 2005 roku miałam wrażenie, że pilnuje każdego słowa żeby media opacznie tego nie zrozumiały i nie wykorzystały przeciwko niemu, dziennikarz pogratulował mu tego że próbuje normalnie żyć i stwierdził, że są pierwszą stacją która pokazuje jego prawdziwe oblicze!, a Michael odpowiedział, że on zawsze taki był, że jest sobą) Dzisiaj są gwiazdy które mówią i robią przeróżne rzeczy i nikt się nie oburza. On był za dobry dla środowiska w którym żył.

Chciałabym żeby na tym świecie była sprawiedliwość (wiem, że to naiwne), tu jej nie ma, więc wierzę że jest na tamtym i że Ci którzy zasłużyli będą wiecznie szczęśliwi. A więc pozostaje tylko powiedzieć:
RIP Michael ;-)
My o Tobie nie zapomnimy.

-> temat posprzątany 21 lipca 2010.
mav.
If you wanna make the world a better place
Take a look at yourself, and then make a change.

I'm gonna make a change... I really do.
Thank you Michael :-*
ODPOWIEDZ