W zeszłym roku ze względów raczej oczywistych napisanie sprawozdania z MJowiska sobie odpuściłam. W tym roku nie muszę tego robić…
Jako, że w niedzielę popołudniu wysiadł mi głos i do tej pory nie wrócił będziecie pierwszymi, którzy dowiedzą się jak się bawiłam. A więc do dzieła
Dla mnie ten zlot był zupełnie inny niż wszystkie moje poprzednie, bo:
a) Do samego wsiąścia do pociągu w sobotę rano nie wiedziałam, czy ja na nim będę, czy nie

Decyzje pt. „Jadę!” i „Nie jadę” zapadały raz za razem. Tutaj zaznaczam, że nie miało to zupełnie nic wspólnego z zastanawianiem się, czy jechać chcę, to akurat wątpliwością nie podlegało.
b) To mój pierwszy siedzący zlot, a do tego jeszcze siedzący w 99%, bo 15 minut w końcu tańczyłam… A wszystko z powodu paskudnego przeziębienia, które w moim przypadku zawsze wie, kiedy zaatakować. (Pierwszy zlot z gorączką

) Choć to, że po raz pierwszy miejsc siedzących starczyło dla wszystkich, nie tylko Grupy Trzymającej Władzę też nie było bez znaczenia.
c) Moją rokroczną tradycją było, że cokolwiek miałam płynnego w torebce, to mi się rozlewało. Do historii przeszło szczególnie zalanie budzących sporo emocji Chłopów cz. IV sokiem bananowym na stacji w Koluszkach. W tym roku o dziwo niczego nie wylałam, choć miałam co. W tym miejscu w imieniu mojego 12-letniego brata składam serdeczne podziękowania w kierunku organizatorów za mleko.
d) No i na końcu najważniejsze. To był pierwszy zlot, na którym byłam, a z tego, co wiem, pierwszy w ogóle, na którym zabrakło problemów technicznych. Wszyscy się zmieścili, był pełny repertuar piosenek, nie było standing party, itd… Także Kinga gratulacje, jak widać do 7 razy sztuka, (może ja za 7 razem zdam na prawko?)
Miejsce akcji: Bieruń – Katowice - Łódź
Czas akcji: sobota, 28.08.10r
7.30 budzik dzwoni śpiewem (o ironio!) Elvisa

, a ja podnoszę się z łóżka tym samym zwiększając prawdopodobieństwo swojego pojawienia się na MJowisku
9.00 wychodzę z domu uzbrojona w pseudoskórę, kwiatki, panterkę, ozdobne guziki z królową Elą i trampki, czyli strój zbyt pstrokaty nawet dla Michaela, (na swoje usprawiedliwienie mam, że strój był idealny na ulewy. No a w końcu, co zlot fanów Jacksona, to zlot fanów Jacksona, nie?). Prawdopodobieństwo wzrasta jeszcze bardziej. Teraz wszystko zależy od tego, czy przyjedzie PKS, czy nie.
9.20 Przyjeżdza, czyli obecność potwierdzona.
9.40 Przesiadka w Tychach, gdzie podczas przechodzenia z przystanku autobusowego na dworzec kolejowy przemakam do suchej nitki i marznę. Na szczęście nie trwa to długo, niech żyją szybkoschnące materiały!
10.10 W pociągu relacji Tychy-Katowice poznaję miłą panią, która jak się sama określa jest „w opozycji do rządu i wszystkiego, co się rusza”. Jak się też okazuje pani czyta Nasz Dziennik, co nie zmienia jednak faktu, że bardzo mądrze prawiła i dała mi dużo do myślenia.
10.40 znajduję Teresę, (czyli tę przybłędę, co ze mną była i na hasło Michael Jackson bredziła coś o podstawówce i karteczkach do segregatora

) i Grupę Katowicką (z tego miejsca pozdrawiam).
W podróży i po wylądowaniu ciekawszych wydarzeń brak.
19.00 Impreza jak zwykle ma opóźnienie, które jak zwykle nikomu nie przeszkadza. Emocje budzi błąd na plakacie w postaci XII Ogólnopolskiego Zlotu Fanów MJ, przy odrobinie wyobraźni można było dopatrzeć się lustrzanego odbicia zlotu namber VII. Ekscytuje nas także pytanie pt.” Jak my się do cholery pomieścimy?”
+/- 20.00 ta część imprezy, której wolałabym nie komentować. Odeszłam z forum 2 lata temu z hakiem, w momencie, kiedy przestało mi się podobać to, co się tutaj działo. Nie jestem aktywną forumowiczką do dziś, choć biorąc pod uwagę, że od tamtego czasu zmienili się moderatorzy, użytkownicy i sytuacja, trzeba stwierdzić, że porządek, który mi się nie podobał już dawno nie istnieje. Nie wiem, co się tutaj teraz dzieje, ale wydaje mi się, że skoro nikt stąd masowo nie ucieka, a ludzie, którzy w rozmowach ze mną mówią o forum nie wspominają o żadnych wielkich aferach to nie ma tak źle. Ja rozumiem, że kiedyś mogliśmy się chwalić, że my fani Michaela Jacksona trzymamy się tak bardzo razem i tak świetnie wszyscy się dogadujemy, ale to było dawno. Niemal za górami i lasami, kiedy była nas garstka i wszyscy byliśmy, może na różnych polach, ale w jednym stopniu kopnięci. Teraz nas jest po prostu za dużo na jakieś rodzinne uczucia.
Zamiar był zupełnie odwrotny, ale dla mnie, to właśnie przemowa Kingi i film z manifestacji wytworzyły barierę, pokazały MJPT = Mafia. Smutne trochę. Ja osobiście czuję się związana z MJPT i zawsze myślałam, że mogę, że od dawien dawna, kiedy zaczynałam razem z Wami, jako mały troll, który wstawiał wszędzie pełno kropeczek i lamentował bardzo głośno, że nie może się z Wami zobaczyć na żywo, do teraz, kiedy jestem nieaktywnym użytkownikiem, jestem cały czas częścią MJPT, a tu mi ktoś mówi, w domyśle, bo w domyśle, ale jednak jasno i wyraźnie, że wcale nie.
Droga Mafio rozumiem, że może Was boleć, że nie jesteście przez wszystkich lubiani i podziwiani, ale naprawdę jedyne, co można z tym zrobić to zaakceptować. Jak trzeba tłumaczyć i wyjaśniać, że problemu nie ma, to znaczy, że jest. To, co zrobiliście było zagraniem a’la PO przypominające księżą, że wcale nie są przeciw nim. Efekt też jest podobny.
(A pomyśleć, że pod moją blond czuprynką kiełkowała myśl, że ten film niespodzianka będzie o tych minionych 5 zlotach, co nas na nich nie było)
Powiem jeszcze tylko, że dokument o MJ też był kiepski, taki jakiś montowany na kolanie w piwnicy. Ale może nie powinnam tak narzekać, bo jeszcze w przyszłym roku puścicie jeszcze raz Private Home Movies z napisami Mike'a…
+/- 21.30 Rozpoczyna się część imprezy właściwa, czas rozmów i wspomnień najdziwniejszych. Interakcja z Kaem’em, który mnie jak zwykle nie pamiętał. Tak się jakoś składa, że ilekroć się widzimy zadaje mi on pytanie/ poczynia uwagę na temat późnych lat 80 bądź wczesnych 90, a ja za każdym razem muszę tłumaczyć, że nie pamiętam, bo jestem rocznik ’90. Na to on robi takie duże oczka „taak?”. I taak za każdym razem, co chyba zakrawa już z lekka na patologię

Jaka diagnoza panie Krzysztofie?
24.00 Wraz z grupką innych partyzantów (

)bojkotujemy śpiewanie 100 lat trupowi, co jak dla mnie jest dość niesmaczne. Tort jednak jadłam i smaczny był. (Jak co roku zresztą). Tylko Pank paskuda mi wypominał, że się przecież odchudzam.
1.00 Konkurs taneczny, który co roku staje się zabawniejszy. Może w przyszłym roku jeszcze nie, ale za 2-3 lata poziom będzie taki, że ja Wam zatańczę. A jak ja Wam zatańczę to konkursu tanecznego więcej przypuszczam już nie będzie, bo odwołacie w trosce o własne zdrowie…

I tak, to jest groźba
(Dlaczego Tancerz nie tańczył? Dlaczego Mike nie tańczył HN? (Albo chociaż nie zaśpiewał?))
Potem jeszcze pamiętam, że bardzo mi się podobał koncert z Helsinek (złote przyduże gacie rulezz), do którego z miernym skutkiem próbowałam drzemać i to by było właściwie na tyle. Większych emocji dostarczył nam jeszcze Przemiły Pan Konduktor, który zamknął przed nosem drzwi pociągu większej części Grupy Katowickiej.
Podsumowując: Żałuję niezmiernie, że ominęła mnie akademicka część MJowiska. A sam zlot może i nie może startować do miana najlepszej imprezy mojego życia, jak wolno to zrobić MJowisku’07, ale fajnie było. A już na pewno było o niebo lepiej niż w zeszłym roku, (choć o to raczej nie trudno).
Najlepszym dowodem, że mówię prawdę niech będą słowa Mojej Przybłędy (patrz Teresa):
„Teraz to nawet jak mi zaproponujesz żebym z tobą jechała łuskać bób do Pcimia Dolnego to w 15 minut będę spakowana”.
Uroczyście przysięgam: Pod żadnym pozorem nie zabierać w przyszłym roku żadnych przybłędów. Zrobić wszystko, żeby przyjechać do Łodzi już w piątek. Wrócić do aktywnego trybu spędzania imprezy.
Serdecznie dziękuję:
Organizatorom za organizację
Grupie Katowickiej za towarzystwo w podróży
Wszystkim tym, z którymi bawiłam się przez te 10 h
I wszystkim tym, którzy doczytali aż do tego miejsca
PS. Pank, nie wiem jak, ale ja chcę spowrotem mój korkociąg. On ma dla mnie tak jakby wartość sentymentalną.