Interpretuj tekst!
Michael jest chyba jedynym człowiekiem show biznesu tak zniszczonym przez media. Wiadomo, o każdym celerbycie kiedyś napiszą coś gorszego i coś lepszego, ale chyba nigdy wcześniej, ani póki co, poźniej, nie było osoby, tak w jakimś sensie "uzależnionej" od mediów. Media rządzą publiką i to one wyniosły go na szczyty, żeby poźniej brutalnie go z nich zepchnąć. Michael chciał mieć wpływ na media, ale to równało się z posiadaniem wpływu na cały świat, a światem nie może rządzić jedna osoba...
Nie wiem czy w ogóle ma jakiś sens próbowanie dociakanie, kto tutaj pierszy zawinił- Michael z Dileo, czy prasa. W ogóle w przypadku Michaela nic nie jest takie oczywiste. Bo biorąc na chłopski rozum- nawet po całej aferze z kośćmi człowieka słonia i komorze tlenowej, Michael jeszcze mogł to wszystko odkręcić. Ale wtedy zaczęło się vitilligo- dla Michaela z pewnością trauma, dla prasy kolejna pożywka do napędzania sprzedaży. Gdyby jednak Michael odpowiednio wcześniej zebrał się w sobie i spróbował wytłumaczyć co się z nim dzieje, myślę, że media nie rozdmuchałby tego na taką skalę, a w świadomości ludzi nie utrwaliłby się wizerunek wybielonego Jacko. Michael jednak postanowił milczeć. Moze sprawa bielactwa była dla niego zbyt trudna? Tu przeciez nie chodzi jedynie o zmiany fizyczne, choroba odciska piętno na psychice... Sądze, że w tym momencie Michael mógl mieć już serdecznie dosc prasy i mediów, ale... ale to nie zmienia faktu, że np. nosił maski. Barbarze Walters odpowiedział, że nie widzi w tym żadnego tajemiczego zachowania, ale kurcze, nie zdawał sobie sprawy, że dla prasy maska=kolejna opercja, fobie przed zarazkami itp? A może zdawał, ale uznał, że dzieki temu wciąz o nim mówią....
Myślę, że Michael, jako tako tolerował prasę (choć pewnie wkurzali go niesamowicie)aż do do procesu. To był potężny cios, dla osoby takiej jak on- kochającej dzieci, prawdziwie, szczerze i niewinnie (w naszym "normalnym" świecie dziwnie to brzmi..) oskarzęznie o molestowanie (!) i proces sądowy na oczach całego świata musiał zadać niesamowity ból... Od tego czasu w mediach był już tyko Wacko-Jacko, biały Murzyn, pedofil, z 40 operecjami plastycznymi i odpadającym nosem. Oto, co wg mediów zostało z króla popu. A potem nadzedł rok 2009, Michael postanowił pokazac na co go stać, postanowił wykrzyczeć światu, że Michael Jackson- to przede wszystkim artysta, piosenkarz, kompozytor, tancerz... Nie zdążył.
Po jego śmierci oczywiscie znów w radiu słyszymy jego muzyę, znów jest geniuszem i inspiratorem. Szkoda tylko, ze tak nie mogło być zawsze....
Nie wiem czy w ogóle ma jakiś sens próbowanie dociakanie, kto tutaj pierszy zawinił- Michael z Dileo, czy prasa. W ogóle w przypadku Michaela nic nie jest takie oczywiste. Bo biorąc na chłopski rozum- nawet po całej aferze z kośćmi człowieka słonia i komorze tlenowej, Michael jeszcze mogł to wszystko odkręcić. Ale wtedy zaczęło się vitilligo- dla Michaela z pewnością trauma, dla prasy kolejna pożywka do napędzania sprzedaży. Gdyby jednak Michael odpowiednio wcześniej zebrał się w sobie i spróbował wytłumaczyć co się z nim dzieje, myślę, że media nie rozdmuchałby tego na taką skalę, a w świadomości ludzi nie utrwaliłby się wizerunek wybielonego Jacko. Michael jednak postanowił milczeć. Moze sprawa bielactwa była dla niego zbyt trudna? Tu przeciez nie chodzi jedynie o zmiany fizyczne, choroba odciska piętno na psychice... Sądze, że w tym momencie Michael mógl mieć już serdecznie dosc prasy i mediów, ale... ale to nie zmienia faktu, że np. nosił maski. Barbarze Walters odpowiedział, że nie widzi w tym żadnego tajemiczego zachowania, ale kurcze, nie zdawał sobie sprawy, że dla prasy maska=kolejna opercja, fobie przed zarazkami itp? A może zdawał, ale uznał, że dzieki temu wciąz o nim mówią....
Myślę, że Michael, jako tako tolerował prasę (choć pewnie wkurzali go niesamowicie)aż do do procesu. To był potężny cios, dla osoby takiej jak on- kochającej dzieci, prawdziwie, szczerze i niewinnie (w naszym "normalnym" świecie dziwnie to brzmi..) oskarzęznie o molestowanie (!) i proces sądowy na oczach całego świata musiał zadać niesamowity ból... Od tego czasu w mediach był już tyko Wacko-Jacko, biały Murzyn, pedofil, z 40 operecjami plastycznymi i odpadającym nosem. Oto, co wg mediów zostało z króla popu. A potem nadzedł rok 2009, Michael postanowił pokazac na co go stać, postanowił wykrzyczeć światu, że Michael Jackson- to przede wszystkim artysta, piosenkarz, kompozytor, tancerz... Nie zdążył.
Po jego śmierci oczywiscie znów w radiu słyszymy jego muzyę, znów jest geniuszem i inspiratorem. Szkoda tylko, ze tak nie mogło być zawsze....
- SuperFlyB.
- Posty: 393
- Rejestracja: ndz, 11 kwie 2010, 22:03
- Lokalizacja: z nienacka... a tak naprawdę z Warszawy
Jak dla mnie 'winę' za taki, anie inny, rozwój spraw w dużej mierze ponosi sam MJ. Te wszystkie próby zrobienia siebie ekscentrykiem (którym i tak pewnie był) dały pożywkę rasie. to jak sygnał mówiący "Jestem cały wasz, bierzcie mnie".
Niby tabloidy się dopiero rozwijały, ale jednak... O słodka naiwności!! :)
I nie wydaje mi się, że tak trudno się uwolnić. Trudniej znormalnieć.
Przepraszam, za offtop :)
Niby tabloidy się dopiero rozwijały, ale jednak... O słodka naiwności!! :)
1. A to źle być normalnym (cokolwiek to znaczy)?? Jak fajnie jest się czasem zlać z tłumem, stać się niewidocznym.Amelia pisze:Słowo 'normalność' przypomina więzienie. Gdy w niej wzrośniesz bardzo trudno jest się uwolnić.
I nie wydaje mi się, że tak trudno się uwolnić. Trudniej znormalnieć.
Przepraszam, za offtop :)
Prasa vs. Michael po oskarżeniach o molestowanie nieletnich- to inna historia i na tę dyskusję jeszcze w tym temacie przyjdzie czas.
Tymczasem, porozmawiajmy o okresie 1986- 1993 (do wywiadu z Oprah). Co myślicie o sytuacji, w której Michael mógł pociągać za sznurki z sensie udziwniania swojego wizerunku, by potem stworzyć taki list- tekst jego miał być w nast. tygodniu, ale przywołany juz może być teraz, razem z LMA:


W WERSJI ORYGINALNEJ
Like the old Indian proverb says, don’t judge a man until you’ve walked two moons in his moccasins,” he wrote. “Most people don’t know me. That is why they write such things in which most are not true. I cry very very often because it hurts…But still I must achieve. I must seek truth in all things. I must endure for the power I was sent forth, for the world, for the children. But have mercy, for I’ve been bleeding a long time now.
TŁUMACZENIE
„Jak mówi stare indiańskie przysłowie „Nie osądzaj człowieka, dopóki nie [przeżyjesz dwóch wschodów księżyca w jego mokasynach]”.
Większość ludzi mnie nie zna. Dlatego piszą takie rzeczy. ...Bardzo, bardzo często płaczę, bo one mnie ranią i martwię się o dzieci, o wszystkie moje dzieci na całym świecie. Żyję dla nich...
Zwierzęta atakują nie dlatego, że są złe, ale po to, by żyć. Tak samo jest z krytykami. Chcą naszej krwi, ale nie naszego bólu.
Wciąż muszę jednak się z tym mierzyć. Muszę w tym wszystkim szukać prawdy. Muszę to przetrwać z uwagi na tę siłę, dla której zostałem posłany, dla świata, dla dzieci.
Miejcie jednak litość, bo za długo musiałem już krwawić".
tłum. anialim
Michael nie zgodził się udzielić typowego wywiadu w formie rozmowy, ale zgodził się odpowiedzieć na piśmie na każde pytanie. List, który ukazał się w 1987 roku w magazynie People, jest odpowiedzią na pytanie: Czy sądzisz, że publiczność cię nie rozumie- jak tak, to jak myślisz- czemu?
Czy widzicie w tym sprzeczności? Czy Michael manipulował również czasem rolą ofiary, jak sądzą niektórzy- np. Lisa Marie czy La Toya? Czy jednak Michael zaproponował prasie formę gry, która jednak postanowiła pograć na swój sposób i Michael miał prawo mieć żal i pretensje (cały czas w odniesieniu do okresu sprzed oskarżeń Chandlera) i po prostu jest nierozumiany?
Tymczasem, porozmawiajmy o okresie 1986- 1993 (do wywiadu z Oprah). Co myślicie o sytuacji, w której Michael mógł pociągać za sznurki z sensie udziwniania swojego wizerunku, by potem stworzyć taki list- tekst jego miał być w nast. tygodniu, ale przywołany juz może być teraz, razem z LMA:


W WERSJI ORYGINALNEJ
Like the old Indian proverb says, don’t judge a man until you’ve walked two moons in his moccasins,” he wrote. “Most people don’t know me. That is why they write such things in which most are not true. I cry very very often because it hurts…But still I must achieve. I must seek truth in all things. I must endure for the power I was sent forth, for the world, for the children. But have mercy, for I’ve been bleeding a long time now.
TŁUMACZENIE
„Jak mówi stare indiańskie przysłowie „Nie osądzaj człowieka, dopóki nie [przeżyjesz dwóch wschodów księżyca w jego mokasynach]”.
Większość ludzi mnie nie zna. Dlatego piszą takie rzeczy. ...Bardzo, bardzo często płaczę, bo one mnie ranią i martwię się o dzieci, o wszystkie moje dzieci na całym świecie. Żyję dla nich...
Zwierzęta atakują nie dlatego, że są złe, ale po to, by żyć. Tak samo jest z krytykami. Chcą naszej krwi, ale nie naszego bólu.
Wciąż muszę jednak się z tym mierzyć. Muszę w tym wszystkim szukać prawdy. Muszę to przetrwać z uwagi na tę siłę, dla której zostałem posłany, dla świata, dla dzieci.
Miejcie jednak litość, bo za długo musiałem już krwawić".
tłum. anialim
Michael nie zgodził się udzielić typowego wywiadu w formie rozmowy, ale zgodził się odpowiedzieć na piśmie na każde pytanie. List, który ukazał się w 1987 roku w magazynie People, jest odpowiedzią na pytanie: Czy sądzisz, że publiczność cię nie rozumie- jak tak, to jak myślisz- czemu?
Czy widzicie w tym sprzeczności? Czy Michael manipulował również czasem rolą ofiary, jak sądzą niektórzy- np. Lisa Marie czy La Toya? Czy jednak Michael zaproponował prasie formę gry, która jednak postanowiła pograć na swój sposób i Michael miał prawo mieć żal i pretensje (cały czas w odniesieniu do okresu sprzed oskarżeń Chandlera) i po prostu jest nierozumiany?
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
- give_in_to_me
- Posty: 500
- Rejestracja: ndz, 17 sty 2010, 12:37
- Lokalizacja: Wrocław
Ja się tu już szykowałam na posta mojego życia.... A chodzi mi taki po głowie, dusi mnie czasem w nocy, właśnie, ten post przychodzi najczęściej w nocy, kiedy nie mogę spać i myślę nad jego treścią przewracając się z boku na bok i wtedy jestem w stanie przekazać w nim wszystkie myśli, jakie chcę, i myślę sobie, że muszę to w końcu wylać na MJPT ale nigdy nie ma stosownego tematu i okazji a sama takiego nie założę.. Ale to wszystko dotyczy raczej wydarzeń po 1993 r. a szczególnie lat ostatnich. Kaem jednak prosi, byśmy ograniczyli dyskusję do okresu, gdzie Michael jeszcze winny całym cyrkom mógł być (bo potem już nie był moim zdaniem), więc na mojego posta życia jeszcze poczekacie :P
Nie wiem, na ile można wierzyć Taraborellemu, ja tam jego "biografii" z pewnych względów bardzo nie lubię, ale jestem w stanie uznać, że Michael mógł nakręcać pewne plotki (czy rzeczywiście te wyżej wymienione?) w latach 80-tych. I że podjął pewnego rodzaju grę z prasą. I że dostał za to po tyłku.
Pragnę jednak rozróżnić tutaj dwie rzeczy- nawet jeśli Michael nakręcał historie w stylu namiotu tlenowego czy kości Merricka, to są to rzeczy generalnie nieszkodliwe. Ot, okazuję się że ten MJ to taki trochę świr, ma kupę kasy i dlatego wydaje ją na różne dziwne rzeczy. Kosmita taki ;] To w zasadzie nie krzywdzi nikogo na zewnątrz ani samego Michaela, nawet jakby naprawdę spał w tym namiocie czy kupił te szczątki, prawda? Problem się zaczyna w związku z tym, co poszło dalej. Że się niby wybiela, czyli nienawidzi swojej rasy. Że niby jest gejem (w tamtych czasach to było jednak większe tabu niż dziś). Była też plotka, zacytowana w The Magic And The Madness, która bardzo oburzyła Michaela- że kazał zwolnić jednego z członków ekipy przygotowującej trasę Bad, jak wyszło na jaw, że ten człowiek jest nosicielem wirusa HIV. To było wyssane z palca, nie było takiej sytuacji nawet, żeby się okazało że ktoś z ekipy ma HIV, ale info poszło w świat- Michael jest obłudny, jedną ręką wspiera organizacje walczące z AIDS i przyjaźni się Ryanem Whitem a z drugiej strony...
I tu się zaczął konflikt. Być lekkim świrem i mięć kupę kasy-spoko. Ale być rasistą, homofobem a równocześnie kryptopedałem i dyskryminować chorych ludzi mając gębę pełną frazesów to drugie. Stąd się wzięło Leave Me Alone.
Ludzie bardzo szybko nudzą się historiami, trzeba ich ciągle "zabawiać". Prasa i media schodzą na psy z roku na rok. Odbiorcy potrzebują wciąż nowych wrażeń. Michael, podejmując grę z mediami był albo bardzo próżny i zbyt pewny siebie, albo ekstremalnie naiwny, jeśli sądził, że tą batalię uda mu się wygrać. Nie przewidział chyba jednak w najgorszych snach lat 1993 i 2005. Ale o tym mieliśmy nie mówić, na to jeszcze przyjdzie czas, więc:
Nie wiem, na ile można wierzyć Taraborellemu, ja tam jego "biografii" z pewnych względów bardzo nie lubię, ale jestem w stanie uznać, że Michael mógł nakręcać pewne plotki (czy rzeczywiście te wyżej wymienione?) w latach 80-tych. I że podjął pewnego rodzaju grę z prasą. I że dostał za to po tyłku.
Pragnę jednak rozróżnić tutaj dwie rzeczy- nawet jeśli Michael nakręcał historie w stylu namiotu tlenowego czy kości Merricka, to są to rzeczy generalnie nieszkodliwe. Ot, okazuję się że ten MJ to taki trochę świr, ma kupę kasy i dlatego wydaje ją na różne dziwne rzeczy. Kosmita taki ;] To w zasadzie nie krzywdzi nikogo na zewnątrz ani samego Michaela, nawet jakby naprawdę spał w tym namiocie czy kupił te szczątki, prawda? Problem się zaczyna w związku z tym, co poszło dalej. Że się niby wybiela, czyli nienawidzi swojej rasy. Że niby jest gejem (w tamtych czasach to było jednak większe tabu niż dziś). Była też plotka, zacytowana w The Magic And The Madness, która bardzo oburzyła Michaela- że kazał zwolnić jednego z członków ekipy przygotowującej trasę Bad, jak wyszło na jaw, że ten człowiek jest nosicielem wirusa HIV. To było wyssane z palca, nie było takiej sytuacji nawet, żeby się okazało że ktoś z ekipy ma HIV, ale info poszło w świat- Michael jest obłudny, jedną ręką wspiera organizacje walczące z AIDS i przyjaźni się Ryanem Whitem a z drugiej strony...
I tu się zaczął konflikt. Być lekkim świrem i mięć kupę kasy-spoko. Ale być rasistą, homofobem a równocześnie kryptopedałem i dyskryminować chorych ludzi mając gębę pełną frazesów to drugie. Stąd się wzięło Leave Me Alone.
Ludzie bardzo szybko nudzą się historiami, trzeba ich ciągle "zabawiać". Prasa i media schodzą na psy z roku na rok. Odbiorcy potrzebują wciąż nowych wrażeń. Michael, podejmując grę z mediami był albo bardzo próżny i zbyt pewny siebie, albo ekstremalnie naiwny, jeśli sądził, że tą batalię uda mu się wygrać. Nie przewidział chyba jednak w najgorszych snach lat 1993 i 2005. Ale o tym mieliśmy nie mówić, na to jeszcze przyjdzie czas, więc:
Chyba zrozumiał albo chciał ludziom pokazać, że niby rozumie, że to jest wojna nie do wygrania, że tu nie ma równych szans (choć to i tak był pikuś w porównaniu z upokorzeniem, które miało nadejść za kilka i kilkanaście lat). Próbował jakoś nieudolnie pokazać (bo list jest trochę chaotyczny i muszę się z moim znienawidzonym Taraborellim niestety zgodzić, że ten chaos stylistyczno-gramatycznyw treści listu spowodował, że ludzie pomyśleli "ale o co chodzi? on to pisał na prochach? MJ to kompletny świr, nawet nie umie się porządnie wysłowić!"), żeby go zostawić w spokoju, że już nie chce plotek i z żadnymi Merrickami i komorami hiperbarycznymi nie będzie wyskakiwać a tak ogólnie to jest mu bardzo przykro. Niestety, maszyna była już uruchomiona i nie dało się jej zatrzymać.kaem pisze:Co myślicie o sytuacji, w której Michael mógł pociągać za sznurki z sensie udziwniania swojego wizerunku, by potem stworzyć taki list
Nimb tajemniczości, oryginalności i wyjątkowości Michael musiał zniszczyć, bo w nowej dekadzie stawiano na autentyczność i "zwyczajność" gwiazd. Jeszcze w I połowie lat '90-tych wkroczyło The Real World na MTV, o młodych ludziach w USA mieszkających ze sobą, podglądanych kamerą. Pamiętam jak w 1994 roku oglądałem epizody z San Francisco z zapartym tchem. Wtedy jeszcze nikt nie słyszał o Big Brotherze, który pojawił się w TV kilka lat później.
Zaczął być modny grunge, stawiający na autentyczność. Flanelowym koszulom daleko było do przepychu Dynastii, symbolu mody i pragnień mas wzdychających do bogactwa dla nich niedostępnego, w latach 80-tych.
Michael to rozumiał i stawał się coraz bardziej zwyczajny w mediach i coraz bardziej dostępny. Nieprzypadkowo podpisywał Invincible w sklepie płytowym- wcześniej rzecz nie do pomyślenia.
Wywiad z Oprah był moim zdaniem bardzo mądrym posunięciem Michaela, on wtedy przez te parę miesięcy, po wywiadzie z Oprah, a sprawie Chandlera, był wielbiony tak samo, jak przy Thrillerze czy jak teraz. W USA powróciła MJ-mania. Mógł czuć się szczęśliwy i "oczyszczony", o czym zresztą wspomniał na Grammy. Późniejsze wywiady budzą wątpliwości- z D. Sawyer choćby- moim zdaniem tragedia. Ale w USA nie ma autoryzacji wywiadów, choć podejrzewam, że można to obejść.
W latach 80-tych taki image, o jakim jest w tym wątku, podobał się. Ja też nie przepadam za Taraborrellim, ale wypowiedzi Dileo można sprawdzić w gazetach. No można uznać, że Michael nie wiedział, co robi jego menadżer albo mu uwierzył, ale ja jakoś nie wierzę.
Ten obraz Michaela ciągłe się przewija- z jednej strony kontrolującego swoje poczynania- od choreografii po dobór kierowców przewożących ciężarówki z oświetleniem na trasie. A tu taki zonk! Przyznam się, że się nie mogę połapać i nie wiem gdzie kończy się łebski Michael, a zaczyna zagubione dziecko.
Wciąż próbuję przetrawić Michaela przekonanie, że można być Piotrusiem Panem i równocześnie realizować się w świecie dorosłych. On uparcie przekonywał do samego końca, że się da. Historia z tabloidami, mam poczucie, pokazuje dziury w tym przekonaniu. Chciał ujarzmić dzikie zwierzę. Wymowne, on przecież dosłownie lubił takie ryzyko, bawiąc się z wężami, tygrysami czy jadowitym pająkiem, który później zresztą go ugryzł. To cecha dziecka- ufać bez ostrożności.
Jeżeli wierzyć DiLeo i Taraborrelliemu, Michael miał tupet myśląc Obecnie sprawujemy kontrolę nad prasą. Myślę, że to ważny przełom dla nas. Takie pokazywanie prasie jęzora to prośba o policzek. Prowokowanie. Nierówna walka. Dlatego myślę tak łatwo wierzyć, że Michael żyje i to on jest górą, bo zagrał na nosie swoim oponentom.
Strategia udziwacznienia MJ przy okazji Captain EO pokazuje ten sam motyw prowokowania dla rozgłosu, który stosuje Madonna. Może stąd gorzkie słowa pod jej adresem w rozmowie z Shmuleyem. Deptała mu po piętach. Michael też nie był zachwycony sukcesem Prince'a w 1984 roku z Purple Rain.
Podsumowując mój post wydaje mi się, że Michael miał kłopot z radzeniem sobie w sytuacjach kiedy pojawia się spór, konflikt interesów, ostra rywalizacja. Wtedy automatycznie włączał skrzywdzoną personę- myślę, że bezrefleksyjnie, nieświadomie.
Miał prawo mieć z tym kłopot, ale z drugiej strony, jak zaczynasz być dorosłym, pozostaje brać całość z dobrocią inwentarza. Oczekiwanie, że będziesz zdobywał, ale też jak coś idzie nie tak, robił uniki w oczekiwaniu, że niewygody cię ominą- a jak nie, to wołasz: wielka niesprawiedliwość! uważam nawet nie za naiwne, co irytujące. To jak chcieć mieć ciastko i zjeść ciastko. I nie mówię o tym, co stało się w sierpniu 1993, bo to już zupełnie inna para kaloszy.
Zaczął być modny grunge, stawiający na autentyczność. Flanelowym koszulom daleko było do przepychu Dynastii, symbolu mody i pragnień mas wzdychających do bogactwa dla nich niedostępnego, w latach 80-tych.
Michael to rozumiał i stawał się coraz bardziej zwyczajny w mediach i coraz bardziej dostępny. Nieprzypadkowo podpisywał Invincible w sklepie płytowym- wcześniej rzecz nie do pomyślenia.
Wywiad z Oprah był moim zdaniem bardzo mądrym posunięciem Michaela, on wtedy przez te parę miesięcy, po wywiadzie z Oprah, a sprawie Chandlera, był wielbiony tak samo, jak przy Thrillerze czy jak teraz. W USA powróciła MJ-mania. Mógł czuć się szczęśliwy i "oczyszczony", o czym zresztą wspomniał na Grammy. Późniejsze wywiady budzą wątpliwości- z D. Sawyer choćby- moim zdaniem tragedia. Ale w USA nie ma autoryzacji wywiadów, choć podejrzewam, że można to obejść.
W latach 80-tych taki image, o jakim jest w tym wątku, podobał się. Ja też nie przepadam za Taraborrellim, ale wypowiedzi Dileo można sprawdzić w gazetach. No można uznać, że Michael nie wiedział, co robi jego menadżer albo mu uwierzył, ale ja jakoś nie wierzę.
Ten obraz Michaela ciągłe się przewija- z jednej strony kontrolującego swoje poczynania- od choreografii po dobór kierowców przewożących ciężarówki z oświetleniem na trasie. A tu taki zonk! Przyznam się, że się nie mogę połapać i nie wiem gdzie kończy się łebski Michael, a zaczyna zagubione dziecko.
Wciąż próbuję przetrawić Michaela przekonanie, że można być Piotrusiem Panem i równocześnie realizować się w świecie dorosłych. On uparcie przekonywał do samego końca, że się da. Historia z tabloidami, mam poczucie, pokazuje dziury w tym przekonaniu. Chciał ujarzmić dzikie zwierzę. Wymowne, on przecież dosłownie lubił takie ryzyko, bawiąc się z wężami, tygrysami czy jadowitym pająkiem, który później zresztą go ugryzł. To cecha dziecka- ufać bez ostrożności.
Jeżeli wierzyć DiLeo i Taraborrelliemu, Michael miał tupet myśląc Obecnie sprawujemy kontrolę nad prasą. Myślę, że to ważny przełom dla nas. Takie pokazywanie prasie jęzora to prośba o policzek. Prowokowanie. Nierówna walka. Dlatego myślę tak łatwo wierzyć, że Michael żyje i to on jest górą, bo zagrał na nosie swoim oponentom.
Strategia udziwacznienia MJ przy okazji Captain EO pokazuje ten sam motyw prowokowania dla rozgłosu, który stosuje Madonna. Może stąd gorzkie słowa pod jej adresem w rozmowie z Shmuleyem. Deptała mu po piętach. Michael też nie był zachwycony sukcesem Prince'a w 1984 roku z Purple Rain.
Podsumowując mój post wydaje mi się, że Michael miał kłopot z radzeniem sobie w sytuacjach kiedy pojawia się spór, konflikt interesów, ostra rywalizacja. Wtedy automatycznie włączał skrzywdzoną personę- myślę, że bezrefleksyjnie, nieświadomie.
Miał prawo mieć z tym kłopot, ale z drugiej strony, jak zaczynasz być dorosłym, pozostaje brać całość z dobrocią inwentarza. Oczekiwanie, że będziesz zdobywał, ale też jak coś idzie nie tak, robił uniki w oczekiwaniu, że niewygody cię ominą- a jak nie, to wołasz: wielka niesprawiedliwość! uważam nawet nie za naiwne, co irytujące. To jak chcieć mieć ciastko i zjeść ciastko. I nie mówię o tym, co stało się w sierpniu 1993, bo to już zupełnie inna para kaloszy.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Sorry kaem, że spaliłam temat z przyszłego tygodnia wywlekając ten list Michaela do prasy:(
Próbował je dementować 5. Września 1984r. wydał oświadczenie (treść tutaj).
Później może pomyślał, że skoro i tak plotkują, że nie można tego pokonać, to spróbuje skierować te plotki na wygodne dla niego tory i ugrać coś na tym? I wymknęło mu się to spod kontroli. Tak się zastanawiam, czy to Frank Dileo nie wyrządził mu niedźwiedziej przysługi. To chyba nie był pomysł MJ’a, aby dostarczać plotki prasie. Na tak diabelski pomysł wpadł chyba menadżer.
Wydaje mi się, że Michael manipulował trochę rolą ofiary. Wtedy właśnie jawił się jako nierozumiany przez świat artysta, outsider.
Wszystko było dobrze, dopóki plotki nie naruszały godności, nie raniły za bardzo a zwiększały sprzedaż płyt, ale okazało się, że różne medialne hieny chciały więcej. Wtedy pewnie pojawiło się poczucie krzywdy.
Myślę, że Michael lubił ten swój wizerunek nierozumianego, wyalienowanego artysty dopóki nie dotykało to za bardzo jego życia osobistego. Bo nikt nie lubi być mieszany z błotem, natomiast chyba fajnie jest mieć etykietkę artysty-ekscentryka. Zresztą ekscentryczny to on był sam w sobie na co dzień.
Widzę kaem, że Ty masz ten sam problem z Michaelem co ja.
Inteligentny facet trzymający wszystko w garści, za chwilę potem naiwny, aż mierzi i uwiera.
Zachodzę w głowę jak to możliwe.
To, że biznes pt. Michael Jackson rozrósł się tak bardzo, że nie był w stanie sam tego skontrolować, że oszukiwali go różni współpracownicy jestem w stanie pojąć, ale wizerunek Piotrusia Pana jaki stworzył, to mnie przerasta. Też Jane Fonda nie miała czego wymyślić:(.
Mógł sobie kochać dzieci, eksponować wrażliwość, ale czy nie rozumiał, że przywdzianie kostiumu Piotrusia Pana nie ma szans się utrzymać. To jak igranie z ogniem. To nie tylko dziwne, ale wręcz dziwaczne. Infantylizm dorosłych drażni mnie najbardziej.
Michael trochę kojarzy mi się z Mozartem. Tamten też był geniuszem muzycznym, ale w życiu infantylny aż bolało.
Jednak MJ w odróżnieniu od Wolfganga Amadeusza był sprytnym biznesmenem. Tamtego łatwiej mi zrozumieć, bo poza muzyką był jak dziecko we mgle, a MJ świetnie orientował się w show biznesie i potrafił pociągać za sznurki.
Przecież ktoś z taką charyzmą, nie mógł być aż tak niedojrzały. Ale gdy czytam słowa Katherine to myślę sobie, że on jednak był "nie z tej Ziemi". Podwójna osobowość. Mówili o tym Quincy Jones i Berry Gordy.
Plotki były już wcześniej. Na początku lat 80. Pojawiały się już spekulacje o wybielaniu skóry, operacjach plastycznych, braniu hormonów żeńskich. Znalazłam nawet w polskiej prasie wpisy na ten temat - w gazecie z listopada1984r. Non Stop niby muzyczne pisemko (nazwiska redaktorów o tym by świadczyły, nawet Hołdys, Mann i Rogowiecki przez pewien czas byli naczelnymi), ale też i trochę plotek ze świata. Umknęło mi to i myślałam, że te plotki związane były bardziej z czasami płyty Bad, ale jak widać już wcześniej to się zaczęło. W okresie ogromnej popularności po wydaniu Thrillera Michael był na językach wszystkich nie tylko z powodu sprzedaży płyt. A plotki o homoseksualizmie pojawiły się już w latach 70-tych.Canario pisze:Czy gdyby przyjąć założenie , że pod koniec lat 80-siątych sztab MJa nie stwarza różnego rodzaju plotek , nie prowokuje różnego rodzaju domysłów, to czy zmieniło by to sytuacje Michaela Jacksona?
Próbował je dementować 5. Września 1984r. wydał oświadczenie (treść tutaj).
Później może pomyślał, że skoro i tak plotkują, że nie można tego pokonać, to spróbuje skierować te plotki na wygodne dla niego tory i ugrać coś na tym? I wymknęło mu się to spod kontroli. Tak się zastanawiam, czy to Frank Dileo nie wyrządził mu niedźwiedziej przysługi. To chyba nie był pomysł MJ’a, aby dostarczać plotki prasie. Na tak diabelski pomysł wpadł chyba menadżer.
Matka Michaela potwierdza, że Dileo maczał palce w tych plotkach, co prawda zastrzega się, że nie wie czy Michael też.give_in_to_me pisze:Nie wiem, na ile można wierzyć Taraborellemu, ja tam jego "biografii" z pewnych względów bardzo nie lubię, ale jestem w stanie uznać, że Michael mógł nakręcać pewne plotki (czy rzeczywiście te wyżej wymienione?) w latach 80-tych.
Wydaje mi się, że Michael manipulował trochę rolą ofiary. Wtedy właśnie jawił się jako nierozumiany przez świat artysta, outsider.
Wszystko było dobrze, dopóki plotki nie naruszały godności, nie raniły za bardzo a zwiększały sprzedaż płyt, ale okazało się, że różne medialne hieny chciały więcej. Wtedy pewnie pojawiło się poczucie krzywdy.
Myślę, że Michael lubił ten swój wizerunek nierozumianego, wyalienowanego artysty dopóki nie dotykało to za bardzo jego życia osobistego. Bo nikt nie lubi być mieszany z błotem, natomiast chyba fajnie jest mieć etykietkę artysty-ekscentryka. Zresztą ekscentryczny to on był sam w sobie na co dzień.
Katherine Jackson tak pisze o Michaelu w „My Family, The Jacksons” wydanej w 1990 r. „ Michael jest niesamowity. I wcale nie mówię tego dlatego, że jest on moim synem; ja naprawdę odbieram go właśnie w ten sposób. Kiedy przebywa wraz z celebrytami, „dorasta” do ich wieku. Ale ma on także swój sklepik z cukierkami, kolekcję lalek i lubi tarzać się po podłodze ze swoimi siostrzenicami i bratankami, zupełnie jakby był dzieckiem. Jest młody. Jest stary. Jak już powiedziałam, jest niesamowity”. (źródło)kaem pisze:Przyznam się, że się nie mogę połapać i nie wiem gdzie kończy się łebski Michael, a zaczyna zagubione dziecko.
Widzę kaem, że Ty masz ten sam problem z Michaelem co ja.
Inteligentny facet trzymający wszystko w garści, za chwilę potem naiwny, aż mierzi i uwiera.
Zachodzę w głowę jak to możliwe.
To, że biznes pt. Michael Jackson rozrósł się tak bardzo, że nie był w stanie sam tego skontrolować, że oszukiwali go różni współpracownicy jestem w stanie pojąć, ale wizerunek Piotrusia Pana jaki stworzył, to mnie przerasta. Też Jane Fonda nie miała czego wymyślić:(.
Mógł sobie kochać dzieci, eksponować wrażliwość, ale czy nie rozumiał, że przywdzianie kostiumu Piotrusia Pana nie ma szans się utrzymać. To jak igranie z ogniem. To nie tylko dziwne, ale wręcz dziwaczne. Infantylizm dorosłych drażni mnie najbardziej.
Michael trochę kojarzy mi się z Mozartem. Tamten też był geniuszem muzycznym, ale w życiu infantylny aż bolało.
Jednak MJ w odróżnieniu od Wolfganga Amadeusza był sprytnym biznesmenem. Tamtego łatwiej mi zrozumieć, bo poza muzyką był jak dziecko we mgle, a MJ świetnie orientował się w show biznesie i potrafił pociągać za sznurki.
Przecież ktoś z taką charyzmą, nie mógł być aż tak niedojrzały. Ale gdy czytam słowa Katherine to myślę sobie, że on jednak był "nie z tej Ziemi". Podwójna osobowość. Mówili o tym Quincy Jones i Berry Gordy.
People say I’m crazy
Doing what I’m doing
Watching the wheels - John Lennon
Doing what I’m doing
Watching the wheels - John Lennon
- give_in_to_me
- Posty: 500
- Rejestracja: ndz, 17 sty 2010, 12:37
- Lokalizacja: Wrocław
Cześć! Jestem Kasia give_in_to_me i też mam ten problem z MJ-em. :P Zachodzę w głowę, jak JEDEN człowiek może być zarówno dorosłym, mądrym, dojrzałym facetem o uporządkowanym systemie wartości i poukładanej filozofii życiowej, a równocześnie tak ekstremalnie naiwnym i nieostrożnym dzieckiem. Przyjmiecie mnie? :Panja pisze:Widzę kaem, że Ty masz ten sam problem z Michaelem co ja.
Inteligentny facet trzymający wszystko w garści, za chwilę potem naiwny, aż mierzi i uwiera.
Zachodzę w głowę jak to możliwe.
Ja też zauważam, że Michael lubił grać tą rolą ofiary a może była to nie tylko rola ofiary, ale też takiej biernej cioty (ten przydomek nie ma nic wspólnego z homoseksualizmem a ze słabością charakteru), takiego gościa, co go zawsze ktoś okiwa, oleje, wykorzysta, a on jest biedny żuczek i się musi godzić ze swoją sytuacją. A najbardziej to wszystko wnerwia w połączeniu z inną cechą Michaela- niesamowitą upartością, zarówno w tym pozytywnym, jak i negatywnym sensie. Jak coś sobie postanowił, to odwrotu nie było. Tu nie chodzi z tą rolą ofiary tylko o podkreślanie trudnego dzieciństwa-ja się bardzo cieszę, ze on to publicznie powiedział, zdarł tą maskę "wspaniałej" czarnej rodziny co z getta wylazła na piedestały (choć i tak LaToya go w demaskowaniu hipokryzji ubiegła). Chodzi o inne też sprawy. Dwa razy żonaty, ale zawsze to ona rzucała. Pierwszy raz kobieta którą rzekomo tak och ach kochał i co? Nawet o nią nie zawalczył, rozwiódł się z nią szybciutko, "po przyjacielsku", jakby sobie pryszcza na tyłku wyciskał. Drugi raz- odeszła matka jego dzieci. Pal licho niestandardowy związek między nimi, jest mnóstwo niestandardowych związków, ale jak się komuś przysięga miłość i wierność a nie ma się wtedy lat nastu tylko prawie 40, to chyba po coś się to robi, tak? Ale jak widać tutaj woli walki i ratowania czegokolwiek też zabrakło, znowu było "po przyjacielsku", ot, ugryzienie komara, poboli i przestanie. Ale dobra, nie kontynuujmy tego wątku, o paniach Michaela będzie w zapowiadanym poście mojego życia :P Ale mam kolejny, może jeszcze bardziej wymowny przykład. Ja wciąż nie rozumiem, dlaczego Michael nie zeznawał na własnym procesie z rodziną Arvizo. Ok, może tak było lepiej, może taka była strategia obrony, że najpierw sobie po cichutku pogada z Mezem a potem Mez wszystko na sali sądowej ładnie powtórzy okraszając prawniczą retoryką, no ale przepraszam, plują facetowi w twarz na cały świat a on nawet słowa nie powie! Nic! Siedzi w sądzie z kamienną twarzą i czasem chusteczkę do twarzy przykłada, żeby ocierać łzy. Nie walczy o siebie. A przynajmniej tak to wygląda. Jego życie jest w rękach Meza i ławy przysięgłych, czyż nie? Nic złego nie zrobił, więc czemu nie potrafił sam się wytłumaczyć? Własnymi słowami przekazać, jak to było naprawdę? Michael, do cholery! Gdzie masz jaja? One nie są po to, żeby się za nie łapać podczas występów!
Uff.
No, teraz pojechałam "miłością" do idola. Trudno, są w Michaelu rzeczy, które mnie wkurzają, bo to tylko człowiek. Nie osądzam go w związku z wyżej wymienionymi sprawami, bo tam byli też zaangażowani inni ludzie, którzy narobili dużo syfu. Ale on lubił uciekać. To jest bardzo brzydka cecha. Bardzo brzydka szczególnie u mężczyzny. Każdy z nas ma bardzo brzydkie cechy. Trudno. Jak już napisałam parę zdań temu, Michael to był tylko człowiek, inny niż my, "przeciętni", ale z drugiej strony taki jak my. Miał prawo do upadków, błędów i głupich decyzji (jak ta o nakręcaniu początkowo plotek na swój temat). I to jest pierwsza rzecz, o której prasa zapomniała. I zapomina w stosunku do wielu innych osób, którym niszczy życie każdego dnia. Ecce homo. Powinni mu to wyryć na grobie, bo ta informacja, tak niby banalna, tak oczywista, to coś, o czym świat zdaje się wciąż nie pamiętać.
Moim zdaniem największym błedem MJa było to , że w latach 90siątych zniszczył ten nimb tajemnicy,boskości swoimi występami w TV, wywiadami. To był jeden z największych jego błędów w karierze. MJ powinien zdawac sobie z tego sprawe , że tylko gdy śpiewa to jest Bogiem , gdy mówi ,lub się tłumaczy to wypada karykaturalnie,żle,śmiesznie.
Ale dzieki temu stał się człowiekiem, czy to nie cenniejsze?
Zwłaszcza w kontekście tego co pisze Kasia:
W końcu przestał uciekać przed tym, czego z powodu swojej sławy mógł uniknąć, schować się na wieży na zamku. Kurcze, no jakbym nie starała się ukierunkowywac moich myśli, to i tak trafiam na świętego Gralla.Ale on lubił uciekać. To jest bardzo brzydka cecha. Bardzo brzydka szczególnie u mężczyzny. Każdy z nas ma bardzo brzydkie cechy.
Czy w tym wszystkim nie chodzi o odnalezienia sensu życia?
MJ mógł dalej tak rozgrywac karty, by wygrać grę zwaną życiem.
Ale to wszytsko o czym piszecie przypomina mi inny sposob gry, w której chce się zobaczyć na czym polegają wszelkie karty, pionki, rozstawienia. Jasne, że to wszystko jest w instrukcji obsługi, ale przezyć to samemu...
I nawiązując do tego:
Mam wrażenie, że to własnie o to chodziło. Jakby Michaelowi nie wystarczała instrukcja obsługi życia. Znał ją z opowieści, z biografii innych, które sam mówił, że uwielbia czytać. Ale coś go świerzbiło, żeby czasem zagrać vabanque. To ryzykowne, ale rozwojowe. Bo..jesli się uda w tym, co innym sie nie udawało? No i, dał szanse ludziom. Te jego poczynania to dla mnie jedna wielka szansa na wyjście ze stereotypów. I to mu wyszło. Drażni mnie ciągłe pisanie jaki był biedny bo tata, biedny bo media, że go nikt nie kochał sratatata. Facet wpakował na karuzelę sporo ludzi w fularze i rękawiczkach. Złamał stereotyp, otworzył oczy, był inspiracją. A właściwie dalej jest.Cześć! Jestem Kasia give_in_to_me i też mam ten problem z MJ-em. :P Zachodzę w głowę, jak JEDEN człowiek może być zarówno dorosłym, mądrym, dojrzałym facetem o uporządkowanym systemie wartości i poukładanej filozofii życiowej, a równocześnie tak ekstremalnie naiwnym i nieostrożnym dzieckiem. Przyjmiecie mnie? :P
Dla mnie bycie mądrym swirem jest jak najbardziej zrozumiałe.
Pomyślcie o sobie samych. O swojej umiejętności przewidywania zdarzeń, o znajomości emocji ludzi, o waszym doświadczeniu życiowym. I o waszych figlach w życiu.
Czy gdybyście mieli na koncie dodatkowo tylko 100tys PLN, to jak by Wasze figle wyglądały?
Jeśli nie widzicie figli a budowę domu i budy dla psa, wyobraźcie sobie, że macie nieprzeciętną chęć tworzenia. Ciekawość świata. I ADHD.
I co?
Jedno w tym historiach o molestowanie mi się naprawdę nie podoba. Niedawno obiegł moją firmę ficjalny mail, że prezes odszedł, bo został oskarżony o molestowanie seksualne pracownicy. I co usłyszałam? - Eee, znowu molestowanie, pewnie o coś innego chodzi. No i tadam, faktycznie, to była przykrywka. Potem był mail, ze faktycznie nie molestował, ale za to brał na lewo kasę. Po czym przeciekło, że własciwie, to go rada nie lubiła i właściwie to już nic nie wiadomo. Ja pierdziele, sobie chyba broń kupię, bo jak by mnie ktoś chciał molestować i to zgłoszę, to już mi w to nikt nie uwierzy. Tak to jest wyświechtane. Molestowanie już nie robi wrażenia, przynajmniej ja to obserwuje.
Mam wrażenie, że Michael stworzył potwora, który go sam zjadł. Jak Robespierre, który wywołując terror rewolucji sam na końcu trafił pod gilotynę.
Michael w muzyce nabroił jeszcze na inny sposób. Był genialnym showmanem, tworzył fantastyczne oprawy dla muzyki i koncertów. Jednak jego uczniowie- Britney, Justin czy choćby Lady Gaga wypatrzyli jego metody czyniąc muzykę gadżetem i powodując, że ona dawno muzyką w tym wydaniu być przestała. Dlatego częściowo zgadzam się z Mandeyem i myślę, że fajnie by było, że gdyby Michael żył, żeby wrócił do korzeni. Nie korzeni Off The Wall i Thrillera, ale tych z których brał siłę i pomysły- Jamesa Browna, Jackie Wilsona, Sly & The Family Stone, Diany Ross i brzmienia Motown. Jak już musiał sięgać po uczniów, mógł posłużyć się pomysłem Aguillery i jej płyty Back To Basics albo siostry Janet, która na The Velvet Rope postawiła na new soul, mocno oparty na tradycji.
Mnie bardzo przez cały czas, przy tym wątku, dźwięczy w głowie zdanie Michaela że on słucha wszystkiego i wie co w trawie piszczy. I łapię się na przekonaniu, że w ostatniej dekadzie tak wcale nie było, bo nie miał na to czasu. Bardzo bym chciał go o to zapytać, gdyby żył. I na ile był świadom muzyki niszowej, nie tylko z USA, ale też z Europy.
I też się zastanawiam nad Waszymi uwagami co do bielactwa. Wstydził się choroby.. Ale ten wstyd i milczenie potęgowało ataki ludzi i wzbudzało jeszcze większy wstyd.
Coś w 1993 roku się w nim chyba przełamało, wraz z wywiadem z Oprah. Choć mogło też być tak, o czymś już kiedyś wspominałem, że to była na długo posunięta promocja z pomysłem, gdzie wywiad- rzeka był planowany 2 lata do przodu, by utrzymać sprzedaż płyty przez 1/3 dekady, a budowanie modelu pokrzywdzonego Michaela to częściowa manipulacja.
Jakże facet z taką potrzebą kontroli musiał cierpieć, gdy mu to uwalono 3 razy, z każdą płytą, od Dangerous począwszy.
Nie wiem, jaki miał pomysł na siebie i promocję. Nie wiem, co go inspirowało, by sięgnąć znowu w 2009 roku po Franka DiLeo. Nie wiem, jak Wy, ale ja się bardzo ucieszyłem na powrót tego teamu.
Ale moment.. Pamiętam, że o vitiligo pojawiło się w prasie na krótko przed wywiadem Oprah, w okolicach koncertu w Bukareszcie. W bardzo popularnym wtedy Bravo pisali, że Michael choruje na tę chorobę i dołączali jedno ze zdjęć z sesji do Black Or White i wywiadem z dermatologiem Michaela. Taki wstęp do wywiadu za kilka miesięcy? Niewielu wtedy to podchwyciło, potrzebny był Michael przed kamerą.
Wracając do prasy.. Nie lubimy jej. Będzie okazja jeszcze o niej porozmawiać za 2 tygodnie, przy okazji piosenki Tabloid Junkie, którą już zapowiadam, ale w tym przypadku na ich miejscu czułbym się wystrychnięty na dudka i to z ich pozycji miałbym wrażenie bycia ofiarą. Czasem tak jest, że ktoś, kto wygląda na ofiarę, w zasadzie jest katem. A tu to Michael uruchomił coś, chciał posłużyć się prasą jak marionetką, prasa odpowiedziała zgodnie z jego oczekiwaniami, a nawet je przerosła (co przecież w przypadku Michaela niemal jest regułą, iż oczekiwania w efekcie są przeskakiwane znacznie ponad). I nagle artysta stwierdza, że mu się to nie podoba i że właściwie to go to dotyka i czuje się z tym źle. Przypomina mi to zachowanie tupiącego dziecka w sklepie, bo on jednak nie chciał tej zabawki. I, jeżeli ta myśl jest słuszna, to jest to cień Michaela i dziura w idei Piotrusia Pana oraz przyczynek do tego, by jednak Piotruś Pan wydoroślał. Umiał przyznać się do błędu i odkręcił całą sprawę, a nie czekał na przeprosiny za swoją manipulację.
Michael w muzyce nabroił jeszcze na inny sposób. Był genialnym showmanem, tworzył fantastyczne oprawy dla muzyki i koncertów. Jednak jego uczniowie- Britney, Justin czy choćby Lady Gaga wypatrzyli jego metody czyniąc muzykę gadżetem i powodując, że ona dawno muzyką w tym wydaniu być przestała. Dlatego częściowo zgadzam się z Mandeyem i myślę, że fajnie by było, że gdyby Michael żył, żeby wrócił do korzeni. Nie korzeni Off The Wall i Thrillera, ale tych z których brał siłę i pomysły- Jamesa Browna, Jackie Wilsona, Sly & The Family Stone, Diany Ross i brzmienia Motown. Jak już musiał sięgać po uczniów, mógł posłużyć się pomysłem Aguillery i jej płyty Back To Basics albo siostry Janet, która na The Velvet Rope postawiła na new soul, mocno oparty na tradycji.
Mnie bardzo przez cały czas, przy tym wątku, dźwięczy w głowie zdanie Michaela że on słucha wszystkiego i wie co w trawie piszczy. I łapię się na przekonaniu, że w ostatniej dekadzie tak wcale nie było, bo nie miał na to czasu. Bardzo bym chciał go o to zapytać, gdyby żył. I na ile był świadom muzyki niszowej, nie tylko z USA, ale też z Europy.
I też się zastanawiam nad Waszymi uwagami co do bielactwa. Wstydził się choroby.. Ale ten wstyd i milczenie potęgowało ataki ludzi i wzbudzało jeszcze większy wstyd.
Coś w 1993 roku się w nim chyba przełamało, wraz z wywiadem z Oprah. Choć mogło też być tak, o czymś już kiedyś wspominałem, że to była na długo posunięta promocja z pomysłem, gdzie wywiad- rzeka był planowany 2 lata do przodu, by utrzymać sprzedaż płyty przez 1/3 dekady, a budowanie modelu pokrzywdzonego Michaela to częściowa manipulacja.
Jakże facet z taką potrzebą kontroli musiał cierpieć, gdy mu to uwalono 3 razy, z każdą płytą, od Dangerous począwszy.
Nie wiem, jaki miał pomysł na siebie i promocję. Nie wiem, co go inspirowało, by sięgnąć znowu w 2009 roku po Franka DiLeo. Nie wiem, jak Wy, ale ja się bardzo ucieszyłem na powrót tego teamu.
Ale moment.. Pamiętam, że o vitiligo pojawiło się w prasie na krótko przed wywiadem Oprah, w okolicach koncertu w Bukareszcie. W bardzo popularnym wtedy Bravo pisali, że Michael choruje na tę chorobę i dołączali jedno ze zdjęć z sesji do Black Or White i wywiadem z dermatologiem Michaela. Taki wstęp do wywiadu za kilka miesięcy? Niewielu wtedy to podchwyciło, potrzebny był Michael przed kamerą.
Wracając do prasy.. Nie lubimy jej. Będzie okazja jeszcze o niej porozmawiać za 2 tygodnie, przy okazji piosenki Tabloid Junkie, którą już zapowiadam, ale w tym przypadku na ich miejscu czułbym się wystrychnięty na dudka i to z ich pozycji miałbym wrażenie bycia ofiarą. Czasem tak jest, że ktoś, kto wygląda na ofiarę, w zasadzie jest katem. A tu to Michael uruchomił coś, chciał posłużyć się prasą jak marionetką, prasa odpowiedziała zgodnie z jego oczekiwaniami, a nawet je przerosła (co przecież w przypadku Michaela niemal jest regułą, iż oczekiwania w efekcie są przeskakiwane znacznie ponad). I nagle artysta stwierdza, że mu się to nie podoba i że właściwie to go to dotyka i czuje się z tym źle. Przypomina mi to zachowanie tupiącego dziecka w sklepie, bo on jednak nie chciał tej zabawki. I, jeżeli ta myśl jest słuszna, to jest to cień Michaela i dziura w idei Piotrusia Pana oraz przyczynek do tego, by jednak Piotruś Pan wydoroślał. Umiał przyznać się do błędu i odkręcił całą sprawę, a nie czekał na przeprosiny za swoją manipulację.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Michael wydający stricte soulową płytę na której głośniej niż do tej pory słyszałoby się jego muzyczne wpływy to byłby czad... Nieraz się zastanawiałam jakby zabrzmiał gdyby po latach znów pokazał stricte soulowe muzyczne oblicze.
Myślę, że ta obsesyjna dbałość o wizerunek i potrzeba kontroli sprawiła, że paradoksalnie wszystko wyrwało mu się spod kontroli. Przypomniał mi się wywiad z Barbarą Walters - jeszcze wtedy był pewien, że mógł mieć wpływ na to co piszą o nim dziennikarze. Dopiero później odpuścił. Ale przez te wszystkie lata można było zauważyć, że tak zaplątał się we własnym wizerunku, co media natychmiast zauważyły i wykorzystały.
Myślę, że ta obsesyjna dbałość o wizerunek i potrzeba kontroli sprawiła, że paradoksalnie wszystko wyrwało mu się spod kontroli. Przypomniał mi się wywiad z Barbarą Walters - jeszcze wtedy był pewien, że mógł mieć wpływ na to co piszą o nim dziennikarze. Dopiero później odpuścił. Ale przez te wszystkie lata można było zauważyć, że tak zaplątał się we własnym wizerunku, co media natychmiast zauważyły i wykorzystały.
A mi trudno w to uwierzyć, żeby Michael był aż takim cynikiem, by aktorsko manipulować rolą 'ofiary tudzież kata'. Uważam, że MJ po prostu po imieniu nazywał fakty, które miały zdarzenie w jego życiu: relacje ze srogim, wymagającym ojcem; permanentne poczucie osamotnienia (co utrzymywał nawet podczas 'sekretnych rozmów' ze Shmuleyem); bezwarunkowa miłość do dzieci, dzięki którym MJ odnajdywał w sobie beztroskiego chłopca ale też i odpowiedzialnego ojca...myślę, że ataki mediów na osobę Michaela w latach 80-tych, mogły mieć podłoże rasistowskie, no bo który ówczesny czarnoskóry artysta, mógł osiągnąć taki ogólnoświatowy sukces i rozgłos, jak Michael na miarę Thrillera? Ponadto największa konkurencja - Prince do 1984 roku (Purple Rain), jeszcze nie był aż tak popularny?
A ja kupuję ten autentyczny, spontaniczny wizerunek MJa z roku 1981(?) :] Tu MJ wyglądał jeszcze tak uroczo, tak tajemniczo, oryginalnie i wyjątkowo, że żadne zwyczajne Nirvany tudzież inne podobne-zespoły na początku lat 90-tych do czasu 1993 (pierwszych oskarżeń) nie były w stanie pokonać mojego osobistego przekonania,że MJ, to jednak inna półka. Wszysko się załamało po pierwszych oskarżeniach i wtedy zaczęłam ostrożniej przyglądać się faktom z prywatnego życia Michaela. Prawda to czy kłamstwo?
Propos jeszcze plotek, rzekomo wymyślonych przez DiLeo-MJ...one budziły swego rodzju ciekawość...a co to za kości Merricka? Czy one naprawdę istnieją? Czy to była autentyczna postać?
A kto ta Elizabth Taylor, że niby MJ wybudował jej ołtarzyk? A czy naprawdę istnieją takie komory tlenowe w szpitalach? A czy naprawdę istnieje taka choroba dermatologiczna, jak bielactwo nabyte u czarnoskórych? Czy jest możliwe z medycznego punktu widzenia wybielanie skóry, że interesująco byłoby posłuchać lekarzy dermatologów dyskutujących z medyczną wiedzą nad tą tematyką...bo przecież ze zdziwieniem muszę przyznać, że nawet wśród Polaków miałam okazję widzieć z mojego bliskiego otoczenia ludzi, którzy mają bielacze plamy na rękach chociażby...MJ i wszystko co z nim związane budziło taki odruch zaciekwienia, zaintersowania...ale nie takiego bzdurnego, tylko bardziej konstruktywnego, zachęcającego do poznawania nowych spraw powiązanych poprzez MJ...nie wiem, czy, gdyby nie zainteresowanie Michaelem Jacksonem, czy tak, sama z siebie, zaintersowałabym się tym wszystkim pobocznym? Może tak, ale jakąś inną drogą niż przez Michaela? Trudno mi to sobie wyobrazić.
...to takie moje luźne myśli...
oczywiście, że MJ miał wady, jak każda ludzka istota. Drażnił Janet,gdy ta była zbyt pulchna. LaToye pewnie irytował swoim zachowaniem, gdy nie traktował jej poważnie (co widać w wywiadzie unauthorized interview z 1981r bodajże), potrafił tak długo nie dbać o siebie, że chodził w jednym stroju co najmniej przez tydzień...to chyba pisała LaToya w swojej książce(?) i można jej wierzyć, biorąc pod uwagę, jak czasem fani komentowali fotki Michaela w latach 2005-2009, że on chyba w jednych portkach, bluzce czy koszuli...itp, itd ;p a jego osbiste decyzje odnośnie zabiegów? Kto by zniósł takie zamiłowanie, do ciągłej poprawy swojej urody przy pomocy odpowiednich środków w gabinetach medycyny estetycznej? Ale to już uważam, za osobistą sprawę MJa, a pismaki mogą jedynie dalej prześcigać się w negatywnych komentarzach nad osobą MJa, co przynosi im ogromne dochody.
---
Dzięki za przytoczenie tego listu z "People"
anja pisze:wizerunek Piotrusia Pana jaki stworzył, to mnie przerasta.
I'm Peter Pananja pisze:czy nie rozumiał, że przywdzianie kostiumu Piotrusia Pana nie ma szans się utrzymać.
A ja kupuję ten autentyczny, spontaniczny wizerunek MJa z roku 1981(?) :] Tu MJ wyglądał jeszcze tak uroczo, tak tajemniczo, oryginalnie i wyjątkowo, że żadne zwyczajne Nirvany tudzież inne podobne-zespoły na początku lat 90-tych do czasu 1993 (pierwszych oskarżeń) nie były w stanie pokonać mojego osobistego przekonania,że MJ, to jednak inna półka. Wszysko się załamało po pierwszych oskarżeniach i wtedy zaczęłam ostrożniej przyglądać się faktom z prywatnego życia Michaela. Prawda to czy kłamstwo?
Propos jeszcze plotek, rzekomo wymyślonych przez DiLeo-MJ...one budziły swego rodzju ciekawość...a co to za kości Merricka? Czy one naprawdę istnieją? Czy to była autentyczna postać?
A kto ta Elizabth Taylor, że niby MJ wybudował jej ołtarzyk? A czy naprawdę istnieją takie komory tlenowe w szpitalach? A czy naprawdę istnieje taka choroba dermatologiczna, jak bielactwo nabyte u czarnoskórych? Czy jest możliwe z medycznego punktu widzenia wybielanie skóry, że interesująco byłoby posłuchać lekarzy dermatologów dyskutujących z medyczną wiedzą nad tą tematyką...bo przecież ze zdziwieniem muszę przyznać, że nawet wśród Polaków miałam okazję widzieć z mojego bliskiego otoczenia ludzi, którzy mają bielacze plamy na rękach chociażby...MJ i wszystko co z nim związane budziło taki odruch zaciekwienia, zaintersowania...ale nie takiego bzdurnego, tylko bardziej konstruktywnego, zachęcającego do poznawania nowych spraw powiązanych poprzez MJ...nie wiem, czy, gdyby nie zainteresowanie Michaelem Jacksonem, czy tak, sama z siebie, zaintersowałabym się tym wszystkim pobocznym? Może tak, ale jakąś inną drogą niż przez Michaela? Trudno mi to sobie wyobrazić.
...to takie moje luźne myśli...
oczywiście, że MJ miał wady, jak każda ludzka istota. Drażnił Janet,gdy ta była zbyt pulchna. LaToye pewnie irytował swoim zachowaniem, gdy nie traktował jej poważnie (co widać w wywiadzie unauthorized interview z 1981r bodajże), potrafił tak długo nie dbać o siebie, że chodził w jednym stroju co najmniej przez tydzień...to chyba pisała LaToya w swojej książce(?) i można jej wierzyć, biorąc pod uwagę, jak czasem fani komentowali fotki Michaela w latach 2005-2009, że on chyba w jednych portkach, bluzce czy koszuli...itp, itd ;p a jego osbiste decyzje odnośnie zabiegów? Kto by zniósł takie zamiłowanie, do ciągłej poprawy swojej urody przy pomocy odpowiednich środków w gabinetach medycyny estetycznej? Ale to już uważam, za osobistą sprawę MJa, a pismaki mogą jedynie dalej prześcigać się w negatywnych komentarzach nad osobą MJa, co przynosi im ogromne dochody.
---
Czy to dziwne, że 'zapachniało' mi tu tekstami z ''Dancing The Dream''? Można też sądzić, że MJ pozostał wierny do samego końca (This Is It) takim 'przesłaniowym-tekstom', co wspomniała Amelia wcześniej.W WERSJI ORYGINALNEJ
Like the old Indian proverb says, don’t judge a man until you’ve walked two moons in his moccasins,” he wrote. “Most people don’t know me. That is why they write such things in which most are not true. I cry very very often because it hurts…But still I must achieve. I must seek truth in all things. I must endure for the power I was sent forth, for the world, for the children. But have mercy, for I’ve been bleeding a long time now.
Dzięki za przytoczenie tego listu z "People"
B. Olewicz (...) co tak cenne jest, że ta nienazwana myśl rysą jest na szkle? (...)
E. Bodo To nie ty...
E. Bodo To nie ty...
SuperFlyB, mówiąc 'uwolnić się od normalności' nie mam na myśli wciągania codziennie rano na głowę kolorowej skarpety, podpinania szarych majtasów szelkami i w miasto i wolność. Nie. Uwolnić się od normalności, to robić to naq co ma się ochotę, mówić głośno i spełniać swoje marzenia, choćby inni uważali to za wariactwo, byli zbulwersowani.
Malusi przykład- Jesteś fanem Michael'a Jackon'a? kochasz tę muzykę i fanowanie daje Ci radość? Gdybyś był uwięziony w normalności, zapewne nie pozwoliłbyś sobie na to, lub ukrywał ten fakt przed światem.
Bałbyś się uciec.
Tak myślę.
Michael zmieniał się. Właściwie każda płyta ukazywała inne JA tego człowieka. Piszę "Ja", bo twierdze, że nawet Bad Jackson to kolejna odsłona wielowymiarowej postaci, niekoniecznie TYLKO wymysł wytwórni.
W okresie Dangerous Michael chciał uzwyczajnić swój wizerunek, pewne sprawy wyjaśnić, lecz nadal pozostawić nutę tajemnicy. Dla mnie Genialne, jak można manipulować wizerunkiem, odkrywać, jednocześnie nadal być zakrytym.
Rabbi Shmuley, autor The Michael Jackson Tapes, winą za to, że jego przyjaźń z Michael'em wygasła oskarża jego otoczenie, które wprost miało mu zarzucić, że 'próbuje z Michaela zrobić zwyczajnego człowieka, zaś jego siła polega na tym, że nie jest zwyczajnym'.
Wszyscy jechali na tym koniu.
Malusi przykład- Jesteś fanem Michael'a Jackon'a? kochasz tę muzykę i fanowanie daje Ci radość? Gdybyś był uwięziony w normalności, zapewne nie pozwoliłbyś sobie na to, lub ukrywał ten fakt przed światem.
Bałbyś się uciec.
Tak myślę.
Michael zmieniał się. Właściwie każda płyta ukazywała inne JA tego człowieka. Piszę "Ja", bo twierdze, że nawet Bad Jackson to kolejna odsłona wielowymiarowej postaci, niekoniecznie TYLKO wymysł wytwórni.
W okresie Dangerous Michael chciał uzwyczajnić swój wizerunek, pewne sprawy wyjaśnić, lecz nadal pozostawić nutę tajemnicy. Dla mnie Genialne, jak można manipulować wizerunkiem, odkrywać, jednocześnie nadal być zakrytym.
Rabbi Shmuley, autor The Michael Jackson Tapes, winą za to, że jego przyjaźń z Michael'em wygasła oskarża jego otoczenie, które wprost miało mu zarzucić, że 'próbuje z Michaela zrobić zwyczajnego człowieka, zaś jego siła polega na tym, że nie jest zwyczajnym'.
Wszyscy jechali na tym koniu.
http://przeslodzonaherbata.blog.onet.pl
Dopiero zaczynam, ale...
Nie lubi słów: błogosławiony owoc żywota twego
Amelia Poulain
Dopiero zaczynam, ale...
Nie lubi słów: błogosławiony owoc żywota twego
Amelia Poulain
- give_in_to_me
- Posty: 500
- Rejestracja: ndz, 17 sty 2010, 12:37
- Lokalizacja: Wrocław
To niech rabin Schmuley lepiej poopowiada, co tam menadrował przy finansach w projekcie Heal The Kids i czemu Michael się wtedy od niego odsunął. Oglądałam z tym całym rabinem wywiad u Larry'ego Kinga, gdzie promował swoją książkę i on tam otwarcie mówił, że odsunął się od Michaela, bo ten "nie chciał się zmienić". To fajna "przyjaźń", żeby kogoś zmienić. Zmień się, to będziemy się lubić. Może jeszcze Michael miał przejść na judaizm? Niestety, rabin zbył jedno ważne pytanie Kinga, który zasugerował, że ma wrażenie, że Michael trochę daleko siedzi od tego dyktafonu i go słabo słychać i czy w takim razie na pewno wiedział, że jest nagrywany? Przyznam szczerze, przejrzałam kilka tych skryptów na MJTranslate, ale poczułam kaca moralnego i przestałam, bo nie sądze, by Michael zgodził się na wydanie tego. Nie bazowałabym na MJ Tapes jako źródle i tak samo nie dotykałabym rozmów z jakąś Glendą, by analizować Michaela. Chcielibyśmy, żeby ktoś podsłuchiwał nasze rozmowy?Amelia pisze:Rabbi Shmuley, autor The Michael Jackson Tapes, winą za to, że jego przyjaźń z Michael'em wygasła oskarża jego otoczenie, które wprost miało mu zarzucić, że 'próbuje z Michaela zrobić zwyczajnego człowieka, zaś jego siła polega na tym, że nie jest zwyczajnym'.
Wszyscy jechali na tym koniu.
MJ jest nie tylko ofiarą mediów. Jest też ofiarą pseudoprzyjaciół, którzy rzekomo "w jego interesie" chcieli pokazać "jaki był naprawdę". Oczywiście dopiero wtedy, jak już zszedł był, bo wcześniej było obciachowo przyznać się do przyjaźni z takim "kosmitą". O tym między innymi mówili Aphrodite Jones i Mez po śmierci Michaela, że byli w szoku, jak mu po zgonie liczba przyjaciół i znajomych wzrosła.
- SuperFlyB.
- Posty: 393
- Rejestracja: ndz, 11 kwie 2010, 22:03
- Lokalizacja: z nienacka... a tak naprawdę z Warszawy
Amelia: Teraz wiem czym jest "uwięzienie w normalności" według Ciebie. Jednak dla mnie to coś kompletnie innego :)
Już parę dni zadaję sobie pytanie: Czy MJ dobrze zrobił promując w taki, a nie inny sposób Dangerous???
Wydaje mi się, że tak. Nie można przez całe życie "kryć sie", udziwniać. Co za dużo to nie zdrowo (patrz: Lady GaGa). I Michael chciał to zmienić.
Już Dangerous okładka mówi: Witajcie w cyrku Jacksona, nawołuje do "spenetrowania" umysłu Mike'a. Zastrzega jednak, że świat stoi tam do góry nogami, jest tam niebezpiecznie. Podobnie jak w klipie Leave Me Alone.
I to jeszcze jaką! Pomyślcie co by było gdyby w latach 80 istniał internet.cicha pisze:Propos jeszcze plotek, rzekomo wymyślonych przez DiLeo-MJ...one budziły swego rodzju ciekawość...
Już parę dni zadaję sobie pytanie: Czy MJ dobrze zrobił promując w taki, a nie inny sposób Dangerous???
Wydaje mi się, że tak. Nie można przez całe życie "kryć sie", udziwniać. Co za dużo to nie zdrowo (patrz: Lady GaGa). I Michael chciał to zmienić.
Już Dangerous okładka mówi: Witajcie w cyrku Jacksona, nawołuje do "spenetrowania" umysłu Mike'a. Zastrzega jednak, że świat stoi tam do góry nogami, jest tam niebezpiecznie. Podobnie jak w klipie Leave Me Alone.
A ja chciałabym go usłyszeć na takim koncercie unplugged. To by dopiero było wydarzenie! Pokazać swoją klasę, artyzm, talent bez tego całego scenicznego cyrku, ustalonych schematów (vide np. Billie Jean), rozbuchanej oprawy, narzuconego samemu sobie gigantyzmu. Ciekawa jestem czy MTV, która wprowadziła koncerty bez prądu do swojej ramówki w latach 90-tych, wystąpiła kiedyś do MJ'a z propozycją takiego występu. Nic o takowej nie słyszałam, a, uważam, byłby to kapitalny pomysł na przełamanie swojego wystudiowanego wizerunku. I cóż z tego, że postąpiłby jak wielu artystów wtedy, może ten minimalizm, skromność środków wyrazu i koncentracja jedynie na możliwościach wokalnych, bez specjalnej dbałości o wizję, by się jednak opłaciła. Może, obok wywiadu z Oprah, który również odbieram pozytywnie, byłby to sposób na zmniejszenie dystansu między Michaelem a zewnętrznym światem, pełnym normalności, ale naszym światem – naszym, czyli jego fanów. Może byłaby to próba na rozbicie szklanego klosza, w którym żył, tak, by się nie pokaleczyć, a zyskać większą sympatię i zrozumienie.Canario pisze:Michael Jackson był, jest tak wielki przede wszystkim ze wzgledu na dzieła które stwarzał, że przełamywał wiele barier, że był niezwykle charyzmatycznym artystą którego nie interesowało robienie tego samego co inni. Czyli koncerty bez prądu, występy w małych salach. Jego to po prostu nie interesowało. To co Go interesowało to stworzyć coś czego jeszcze świat nie widział, nie słyszał,coś największego, najoryginalniejszego, naj...............
Moim zdaniem, Michael padł ofiarą swojej własnej machiawelicznej nieco postawy. Mocne słowo, wiem. Ekscentryk, trochę cynik, uparcie dążący do celu, czasem bez skrupułów i sentymentów, wytrawny biznesowy gracz, wymagający wobec siebie i otoczenia, nieprzewidywalny, kameleon muzycznych brzmień, mistrz autokreacji, wiecznie poszukujący doskonałości w swojej profesji perfekcjonista, o zagadkowej powierzchowności, filantrop. A przy tym nieco zagubiony, niepewny siebie, pozostający w głębi duszy pryszczatym chłopcem, skorym do kawałów i tęskniącym do zwykłego życia, rozmiłowanym w bajkowym świecie. Całe to bogactwo czasem pochlebnych, czasem zabarwionych negatywnymi odczuciami, określeń prowadzi mnie do konkluzji, że Michael cierpiał na osobowość mnogą i nie kontrolował poczynań swoich innych wcieleń. Czasami jego zachowanie prowadziło do zabawnych i niewinnych sytuacji, ale coraz częściej było powodem wielu problemów. Ja również, podobnie jak Wy, nie potrafię jednoznacznie go ocenić, bo mi się facet wymyka ze wszelkich ram wartościowania. Może Leave me alone to taka inwokacja nie tyle do mediów, a właśnie do swoich innych tożsamości? Tyleż fascynujących, co niebezpiecznych. Dlatego początkowo nie było tej piosenki na płycie Bad. Ostatecznie jednak ją uwzględniono jako bonus, bowiem stanowiła doskonałą cezurę i wstęp do kolejnego rozdziału życia i twórczości Michaela, zapoczątkowanego przez, nomen omen, Dangerous.
A może lepiej przyjąć, że Michael był przybyszem z kosmosu, a jako przedstawiciel innej (wyższej?) cywilizacji, gatunku nie mieści się w ludzkich kategoriach pojmowania. Wyłączmy więc potrzebę zrozumienia bohatera naszego forum, a skoncentrujmy się jedynie na jego poznaniu. Utopijny pomysł przyszedł mi do głowy.
"Zbierz księżyc wiadrem z powierzchni wody. Zbieraj, aż nie będzie widać księżyca na powierzchni." Yoko Ono
www.forumgim6.cba.pl

www.forumgim6.cba.pl
