Zamiast gdybania proponuję przejrzeć transkrypt jej zeznań (ale ostrzegam, że to dłużyzny). To było jedno z pierwszych pytań, jakie padło, jakie są obecne relacje z oskarżonym, kobieta położyła już rękę na Biblii, to co, miała kłamać? Po prostu musiała powiedzieć prawdę, ale coś mi się nie wydaje, przez ten jej płacz w tych miejscach (zaznaczony w stenogramie, bo trzeba było przez to przerwę zrobić) by opowiadanie o tym ją rajcowało.cicha pisze:coś za łatwo odciął się od Debbie, że ta musiała przypomnieć o tym w sądzie, że nie mają ze sobą tak bliskiego kontaktu od x-lat, jakby tego osobiście chciała.
a na pytanie o późniejsze chłodne relacje to mam wrażenie, agnes, że sobie sama poniekąd odpowiadasz:
Niestety, w większości przypadków, gdy dwoje przyjaciół wchodzi w związek i ten związek się nie udaje, do przyjaźni nie ma już powrotu, bo pewna granica została przekroczona. I to wcale moim zdaniem nie oznacza, że przyjaźń była płytka, że nie była przyjaźnią. Bo jeśli już jesteś czyjąś żoną (choć niestandardową) a jednocześnie przyjaciółką, to czy jest coś, co jest w stanie bardziej zniszczyć przyjaźń i zaufanie niż decyzja o odejściu? Rozwód to chyba nie jest taka bułka z masłem.akaagnes pisze:po drugie jeśli była ową PRZYJACIÓŁKĄ, to wiadomo, że z chwilą wprowadzenia intymności w życie obojga,wyższy stopień wtajemniczenia, relacje ulegają zmianie i jest ryzyko, że szlag trafi tę przyjaźń. sytuacja się pogmatwa, będą zupełnie inne oczekiwania i atmosfera itd. Każdy wtedy wie, że należy milion pięćset tysięcy razy przemyśleć ten krok, czy warto psuć tę przyjaźń, wystawiać ją na próbę i ryzyko.
Ja mam wciąż wrażenie, że zawiedziona przyjaźń boli bardziej, niż zawiedziona miłość. Nawet już tak abstrahując i wchodząc w życie przeciętnych ludzi, to ile razy bywa tak, że po okropnym zerwaniu czas jakoś zaleczy rany i z tym byłym/ byłą już są potem normalne relacje, mam na myśli koleżeńskie, że jak spotykasz na ulicy, to nie uciekasz na drugą stronę, tylko się zatrzymasz, pogadasz chwilę... A jak ktoś zawiódł jako przyjaciel... Powiem szczerze, patrząc na swoje doświadczenia (niestety takie mam) i różnych znajomych, nigdy nie spotkałam się z sytuacją, że ktoś nabrał dystansu do tego, że ktoś naprawdę wybaczył, że mógł mówić o tym "na zimno". Może też dlatego, że o przyjaźń trudniej niż o miłość.
Miłość w naszych czasach bardzo potaniała, przyjaźń wciąż jest droga, jest trudna.
Nawiązując do mojego pierwszego w tym temacie posta- ławo być Rusałką, co to tylko krzyczy "śpiewaj, śpiewaj!", trudniej być Nataszą, która gdzieś tam po cichu, w kątku sobie stoi i wiernie trwa, dając z siebie wszystko i nie żądając nic w zamian.