Interpretuj tekst!

Dyskusje na temat działalności muzycznej i filmowej Michaela Jacksona, bez wnikania w życie osobiste. Od najważniejszych albumów po muzyczne nagrody i ciekawostki fonograficzne.
Awatar użytkownika
give_in_to_me
Posty: 500
Rejestracja: ndz, 17 sty 2010, 12:37
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: give_in_to_me »

cicha pisze:coś za łatwo odciął się od Debbie, że ta musiała przypomnieć o tym w sądzie, że nie mają ze sobą tak bliskiego kontaktu od x-lat, jakby tego osobiście chciała.
Zamiast gdybania proponuję przejrzeć transkrypt jej zeznań (ale ostrzegam, że to dłużyzny). To było jedno z pierwszych pytań, jakie padło, jakie są obecne relacje z oskarżonym, kobieta położyła już rękę na Biblii, to co, miała kłamać? Po prostu musiała powiedzieć prawdę, ale coś mi się nie wydaje, przez ten jej płacz w tych miejscach (zaznaczony w stenogramie, bo trzeba było przez to przerwę zrobić) by opowiadanie o tym ją rajcowało.

a na pytanie o późniejsze chłodne relacje to mam wrażenie, agnes, że sobie sama poniekąd odpowiadasz:
akaagnes pisze:po drugie jeśli była ową PRZYJACIÓŁKĄ, to wiadomo, że z chwilą wprowadzenia intymności w życie obojga,wyższy stopień wtajemniczenia, relacje ulegają zmianie i jest ryzyko, że szlag trafi tę przyjaźń. sytuacja się pogmatwa, będą zupełnie inne oczekiwania i atmosfera itd. Każdy wtedy wie, że należy milion pięćset tysięcy razy przemyśleć ten krok, czy warto psuć tę przyjaźń, wystawiać ją na próbę i ryzyko.
Niestety, w większości przypadków, gdy dwoje przyjaciół wchodzi w związek i ten związek się nie udaje, do przyjaźni nie ma już powrotu, bo pewna granica została przekroczona. I to wcale moim zdaniem nie oznacza, że przyjaźń była płytka, że nie była przyjaźnią. Bo jeśli już jesteś czyjąś żoną (choć niestandardową) a jednocześnie przyjaciółką, to czy jest coś, co jest w stanie bardziej zniszczyć przyjaźń i zaufanie niż decyzja o odejściu? Rozwód to chyba nie jest taka bułka z masłem.

Ja mam wciąż wrażenie, że zawiedziona przyjaźń boli bardziej, niż zawiedziona miłość. Nawet już tak abstrahując i wchodząc w życie przeciętnych ludzi, to ile razy bywa tak, że po okropnym zerwaniu czas jakoś zaleczy rany i z tym byłym/ byłą już są potem normalne relacje, mam na myśli koleżeńskie, że jak spotykasz na ulicy, to nie uciekasz na drugą stronę, tylko się zatrzymasz, pogadasz chwilę... A jak ktoś zawiódł jako przyjaciel... Powiem szczerze, patrząc na swoje doświadczenia (niestety takie mam) i różnych znajomych, nigdy nie spotkałam się z sytuacją, że ktoś nabrał dystansu do tego, że ktoś naprawdę wybaczył, że mógł mówić o tym "na zimno". Może też dlatego, że o przyjaźń trudniej niż o miłość.

Miłość w naszych czasach bardzo potaniała, przyjaźń wciąż jest droga, jest trudna.

Nawiązując do mojego pierwszego w tym temacie posta- ławo być Rusałką, co to tylko krzyczy "śpiewaj, śpiewaj!", trudniej być Nataszą, która gdzieś tam po cichu, w kątku sobie stoi i wiernie trwa, dając z siebie wszystko i nie żądając nic w zamian.
Awatar użytkownika
@neta
Posty: 1057
Rejestracja: czw, 16 lip 2009, 0:42
Lokalizacja: z innej bajki

Post autor: @neta »

a wracając do tematu

jeśli to taka Michaelowa piosenka od czapy ale piękna melodia i dobry przebój....dlaczego Diana Ross ją teraz śpiewa w hołdzie Michaelowi?
Myślę że nie bez powodu wybrała TEN utwór..no chyba że chodzi wyłącznie o słowa....

http://www.youtube.com/watch?v=Dg6DOeVdIqU

a co do powyższego....zakochany człowiek nie myśli racjonalnie, nie rozważa na chłodno co jest lepsze, nie oczekuje i nie żąda.
Potem to zwykle weryfikuje życie.
Jak to czytam mam wrażenie, że wymagacie od zwykłych ludzi nadzwyczajnej siły, umiejętności, rozwagi i poświęcenia którego zapewne same nie posiadacie kochane.Oj jak łatwo nam osądzać innych.
Osądzać związki na przekór rodzinie i światu.W naszym zwykłym życiu Pani Basi z poczty to nawet trudno sobie poradzić z teściową ;-) a co dopiero gdy WSZYSCY są przeciwko i codziennie czytasz o tym w gazecie brrrrr
Człowieku, naucz się tańczyć, bo inaczej aniołowie w niebie nie będą wiedzieć, co z tobą zrobić - Św. Augustyn
Awatar użytkownika
Chriek
Posty: 92
Rejestracja: ndz, 21 lut 2010, 22:50
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: Chriek »

Śledzę interpretację tego tekstu i dywagacje na temat związków Michaela Jacksona i zastanawiam się, dlaczego nikt go formalnie nie ubezwłasnowolnił. Przecież okazuje się, że on w życiu żadnej samodzielnej decyzji nie podjął, a w szczególności jeśli chodzi o związki. Najpierw opinia publiczna "kazała mu" ożenić się z córką Elvisa, bo będą taką piękną parą, król i księżniczka i podobne farmazony, a potem jakaś pielęgniarka łapie go na dziecko i "każe mu" być ze sobą, w skutek czego MJ najwyraźniej bardzo cierpi, bo na zdjęciach z nią nie uśmiecha się wystarczająco promiennie. Jakości związku nie mierzy się szerokością uśmiechu na zdjęciu.

To, że ktoś jest osobą publiczną, albo z taką osobą, nie oznacza, że wszystkie ich relacje też zostaną wystawione na widok publiczny. Przynajmniej nie powinny, ale skoro jest na to zapotrzebowanie, to usłużni dziennikarze dopowiedzą sobie to, czego nie widzą i podadzą to gawiedzi. Zgadzam się z powyższym postem @nety - czasem własna rodzina potrafi destrukcyjnie wpływać na małżeństwo a co dopiero życie w takim Truman Show. Ogólnie kibicuję wszystkim stałym związkom, ale jeśli takie występują w szołbizie, to dodatkowo szanuję osoby w nich będące za wytrwałość. Nic tak nie służy związkom jak brak negatywnego zainteresowania z zewnątrz (choćby od "wiedzących lepiej" teściów czy kogo tam chcecie) i nic tak nie szkodzi jak jego nadmiar. Niełatwo jest radzić sobie nawet z prozaicznymi małżeńskimi problemami pod czujnym okiem kamer. Zwłaszcza, że oko to bywa nieprzychylne i woli widzieć złe rzeczy, bo może będzie nius.
www.mjwdt.pl - Michael Jackson Wrocław Dance Team
Awatar użytkownika
a_gador
Posty: 773
Rejestracja: ndz, 12 lip 2009, 21:03
Lokalizacja: Śląsk

Post autor: a_gador »

Czy to kopciuszek (Debbie) czy celebrytka (Lisa) z showbiznesowymi korzeniami, nie ma to jak widać znaczenia dla trwałości związku, a raczej jego braku. Ważne jest podejście obu stron i zaangażowanie obojga w budowanie relacji i ich utrzymanie. Mnie się wydaje, że obie oficjalne (czytaj "medialne") partnerki Michaela były zbyt niezależne, by zaakceptować styl życia męża. Próbowały, bo go kochały, obie, i nie chcę tu oceniać która mniej, a która więcej, tego nikt z nas nie wie na pewno i nie ma co licytować intensywności tych uczuć. Różnił je wygląd, co świadczy o tym, że Michael, cenił raczej przymioty charakteru, niż aparycję i lubił różnorodność, ale łączyła, moim zdaniem, siła właśnie charakteru. I to Michaela pociągało.

Już dyskutowaliśmy w tym temacie, nie pamiętam przy okazji jakiej piosenki, o Michaelu i jego związkach z silnymi kobietami. Debbie i Liza też nimi były. Dobrze się czuł w ich towarzystwie, bo rzeczywiście przez pewien czas miał w nich oparcie i ufał im. Ale odpowiedzialność za jakość związku powinna chyba spoczywać na obu partnerach, i tu, mam wrażenie, Michael zawiódł swoje miłości. Ktoś powie, no przecież laski wiedziały w co się pakują, wiążąc się z MJ'em. Tak, ale przyjęły błędne założenia. Lisa --> Pomogę mu, zmienię go. Debbie --> Pomogę mu. Urodzę jego dzieci. O sobie chyba nie pomyślały, cel nadrzędny --> być dobrą samarytanką, reszta się jakoś ułoży. I paradoksalnie, wstępując na ślubny kobierzec, obie panie straciły swą siłę, musiały skapitulować, bo przyjęły na siebie rolę raczej do nich nie pasującą, nawet jeśli Debbie była pielęgniarką, a zawód ten wymaga pewnej wrażliwości, ale jednocześnie psychicznej siły. I odeszły, ja przynajmniej wolę tak myśleć, że to była ich decyzja, a nie, że zostały porzucone. Odeszły, dla własnego dobra.

I dlatego podtrzymuję moją interpretację YANA: to jest piosenka na otarcie łez po stracie, liryczny sposób na dodanie sobie otuchy po zaprzepaszczonej szansie na trwały związek, przy boku osoby gotowej na wiele, ale nie na zdominowanie przez partnera, nawet jeśli jest nim ten jeden, niepowtarzalny i bezdyskusyjnie WIELKI ARTYSTA, który nawet do łóżka kładł się w pełnym makijażu, czyli jednak niełatwo było mu wyjść z roli jaką grał na scenie.
"Zbierz księżyc wiadrem z powierzchni wody. Zbieraj, aż nie będzie widać księżyca na powierzchni." Yoko Ono
www.forumgim6.cba.pl
Obrazek
Awatar użytkownika
cicha
Posty: 1611
Rejestracja: pt, 11 mar 2005, 8:21
Lokalizacja: silent world

Post autor: cicha »

...po lekturze transkryptu...
a_gador pisze:przez pewien czas miał w nich oparcie i ufał im
Tak. Wzajemne zaufanie to podstawa w każdym związku partnerskim. W opinii Debbie, biznesowi współpracownicy, tak 'namieszali' Michaelowi, że ten przestał jej ufać od chwili podpisania papierów rozwodowych w 1999r, aż do chwili spotkania w okolicach rejestracji wywiadu na potrzeby LWMJ - the footage you were never meant to see. Bo Debbie podpisała lojalkę Michaelowi, że zawsze będzie stać murem po stronie Michaela i jego (ich) dzieci, gdyby nastąpił jakiś zmasowany atak na Michaela. Wiedząc jednak, że była zakochana w Michaelu po uszy, to zapewne zrobiła to z potrzeby serca. Nie dziwię się też, że Michael podjął się na taki krok. Podłożył jej ten papier do podpisu, tylko po to, by zabezpieczyć się przed niechcianymi atakami w przyszłości, gdyby przyszło jej na myśl stanąć przeciwko Michaelowi. Ona jednak pokazała klasę i nie dała się złamać mimo pewnie bolesnej dla niej izolacji Michaela od niej...dlatego też podjęła się próby dialogu w sądzie, domagając się odnowienia swoich praw rodzicielskich po x-latach i osobistego kontaktu z Michaelem, gdy zbyt długo trwała głucha cisza po stronie Michaela wobec niej i sama miała zakaz osobistego kontaktowania się z Nim, choćby telefonicznie (w okolicach przed 2005r).

Tak trudno Michaelowi było znaleźć w swoim otoczeniu ludzi godnych 100 % zaufania, którzy za plecami nie robią własnych interesów kosztem znajomości/(współ)pracy z Michaelem lub ewidentnie na jego grzbiecie?

Tu wszystko cholera rozbija się o to hasło...ZAUFANIE.... :surrender:
Ostatnio zmieniony pt, 24 wrz 2010, 13:06 przez cicha, łącznie zmieniany 4 razy.
B. Olewicz (...) co tak cenne jest, że ta nienazwana myśl rysą jest na szkle? (...)
E. Bodo To nie ty...
Awatar użytkownika
give_in_to_me
Posty: 500
Rejestracja: ndz, 17 sty 2010, 12:37
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: give_in_to_me »

a_gador pisze:O sobie chyba nie pomyślały, cel nadrzędny --> być dobrą samarytanką, reszta się jakoś ułoży. I paradoksalnie, wstępując na ślubny kobierzec, obie panie straciły swą siłę, (...) I odeszły, ja przynajmniej wolę tak myśleć, że to była ich decyzja, a nie, że zostały porzucone. Odeszły, dla własnego dobra.
Masz rację, a_gador, tylko że uczucie, miłość, przyjaźń, już nieważne, jak to nazwiemy, na tym właśnie polega-żeby kochać, ufać, wierzyć, że się uda, że pomoże los czy Bóg, że druga strona też będzie o ten związek dbać. Jakbyśmy mieli tak na chłodno kalkulować, to ludzie w ogóle nie wchodziliby w związki a tym bardziej małżeństwa. Kochać to nie jest myśleć o sobie, tylko stawiać dobro ukochanego czy ukochanej na pierwszym miejscu. Ja nie mówię, żeby się kompletnie zatracać, uzależniać, zapominać o swoich potrzebach, ale nie dziwi mnie motywacja i skok na głęboką wodę żadnej z tych kobiet, jeśli kochały i czuły się w jakiś sposób kochane (choć powtórzę już chyba setny raz, że często zawiść i małość w nas, zwykłych ludziach-czytelnikach bajek powoduje, że chcemy wierzyć, że było inaczej, że to tylko uczucie jednostronne, szczególnie w drugim przypadku, bo jesteśmy w stanie dojść do tego wniosku, jak już powyżej napisał mój mąż, po zbyt mało promiennym wg nas uśmiechu albo "złym" kącie ułożenia ręki na brzuchu swojej ciężarnej żony).
a_gador pisze:WIELKI ARTYSTA, który nawet do łóżka kładł się w pełnym makijażu, czyli jednak niełatwo było mu wyjść z roli jaką grał na scenie.
Randy T. i jego bajkowa "powieść", gdzie wszystko układa się w "logiczną" dla gawiedzi całość, gdzie był nie tylko makijaż w łóżku, ale i damskie perfumy w męskiej łazience, a podczas procesu z kolei higieniczna degrengolada i smród ciała nieumytego oskarżonego, który dziwnym trafem nie był wyczuwany przez nikogo poza nadwornym bajkopisarzem.
cicha pisze:Ona jednak pokazała klasę i nie dała się złamać mimo pewnie bolesnej dla niej izolacji Michaela od niej..
O właśnie, klasa, klasa i lojalność, rzecz coraz rzadziej dziś występująca. I dla mnie osobiście morał z tej całej bajki jest taki, że bardzo często kopciuszki-Natasze wykazują tej klasy znacznie więcej niż księżniczki.

I jakoś tak na koniec powiem, że nie tylko z Michaelem (ale o tym będzie w interpretacji Tabloid Junkie), ale również z jego panią numer dwa (co do której sympatii, szacunku i podziwu nie ukrywam i nie przestanę), takie pewne mądre słowa z Najlepszej Księgi mi się kojarzą:

I cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, a na duszy swej szkodę poniósł? (Mt 16,26)
Awatar użytkownika
a_gador
Posty: 773
Rejestracja: ndz, 12 lip 2009, 21:03
Lokalizacja: Śląsk

Post autor: a_gador »

give_in_to_me pisze:Randy T. i jego bajkowa "powieść"
Nie zaprzeczę, że książkę czytałam i zyskałam nowe spojrzenie na Michaela jako człowieka i artystę. Czytałam ją raz ponad rok temu i z pewnością sięgnę do niej jeszcze. Nie wierzę ślepo we wszystko co Taraborrelli napisał, ale doprawdy Michael był tak enigmatyczną postacią, a przy tym nieprzewidywalną, że trudno czasem wyłowić prawdę w oceanie domysłów, domniemywań, dociekań, czy też fikcji. Ta książka idealną lekturą o Michaelu nie jest, ale zawiera bogate relacje z jego życia i bynajmniej cukierkowa również nie jest, nie jest też peanem na cześć the one and only MJ'a, nie odsądza go również od czci i wiary. Przyjmuję wywody autora z dystansem, ale wiele informacji jestem jednak skłonna przyjąć i zaakceptować i, owszem, dlatego, że układają się, w, nie jak piszesz give_in_to_me "logiczną", ale dla mnie logiczną całość.
give_in_to_me pisze:makijaż w łóżku
No właśnie ta informacja na przykład ma dla mnie sens, bo Michael miał kompleksy na punkcie swojego wyglądu i tak jak inni ludzie wstydzą się swojego ciała, nawet w sytuacjach intymnych z ukochanymi partnerami i kochają się przy zgaszonym świetle, tak Michael nawet w alkowie nie czuł się na tyle swobodnie, by pozwolić sobie na demakijaż, czyli, być może w jego mniemaniu, obnażenie swej twarzy zbyt daleko idące, by można je było zaakceptować. Niby detal ta informacja, a jednak ma znaczenie, przynajmniej dla mnie.
give_in_to_me pisze:Kochać to nie jest myśleć o sobie, tylko stawiać dobro ukochanego czy ukochanej na pierwszym miejscu.
Ależ ja się z tym zgadzam, tylko, że osobiście nie chciałabym się podporządkowywać w kwestii samorealizacji i planów na życie partnerowi. Musi być kompromis z obu stron. I tu nie chodzi o chłodną kalkulację, ale raczej o niepisaną umowę, że prawa i potrzeby obojga są równie ważne. I nie przywiązuję wagi do publicznych gestów, buziaków, czułych uścisków, pociągłych spojrzeń w kierunku ukochanego, lub też ich braku. Taka manifestacja uczuć lub skrzętne ich ukrywanie jeszcze o niczym nie świadczą. A częściej właśnie publiczna wylewność ma tuszować jakieś deficyty w relacjach, problemy.
"Zbierz księżyc wiadrem z powierzchni wody. Zbieraj, aż nie będzie widać księżyca na powierzchni." Yoko Ono
www.forumgim6.cba.pl
Obrazek
Awatar użytkownika
give_in_to_me
Posty: 500
Rejestracja: ndz, 17 sty 2010, 12:37
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: give_in_to_me »

Ja też czytałam Taraborellego, a_gador, dystans mam ogromny, cenię część pierwszą książki opowiadającą o początkach, o Jackson 5, wtedy też tak naprawdę Randy miał kontakt z rodziną Jacksonów, w latach 70-tych ich poznał, jednak od czasów Chandlera "w górę" oceniam to "dzieło" bardzo negatywnie, głównie jako zbór plotek i domysłów a wiąże się to też z tym że nasz drogi Randy zaczął pisywać wtedy artykuły o Michaelu do gazet takich jak... News of The World, National Enquirer, itp.więc tu chyba komentarz zbędny.

A co do makijażu w łóżku to dla mnie właśnie jest to nielogiczne, bo trudno mi uwierzyć, że kładł się do łózka w pełnej tapecie z kobietą, która przez kilkanaście lat oglądała go rutynowo z każdej strony, kiedy grama pudru podczas badania czy leczenia mieć na sobie nie mógł. Więc w jakim celu miałby zakrywać przed nią cokolwiek, jeśli ona już wcześniej i tak widziała WSZYSTKO i to właśnie w takiej sierotce w łatki a niekoniecznie "królu sceny" się zakochała? Nie rozumiem też dlaczego miał pokazywać się tylko i wyłącznie "zrobiony" swojej pierwszej żonie? Ludzie mają kompleksy, Michael też je miał, ale bajkopisarz Randy nie mieszkał pod jego łóżkiem w latach 1994-1999, więc mnie takie opisy raczej bawią, niż przekonują.
a_gador pisze:I nie przywiązuję wagi do publicznych gestów, buziaków, czułych uścisków, pociągłych spojrzeń w kierunku ukochanego, lub też ich braku. Taka manifestacja uczuć lub skrzętne ich ukrywanie jeszcze o niczym nie świadczą. A częściej właśnie publiczna wylewność ma tuszować jakieś deficyty w relacjach, problemy.
Bardzo się cieszę :) No cóż, great minds think alike :P
Awatar użytkownika
ona
Posty: 218
Rejestracja: ndz, 24 sty 2010, 19:28

Post autor: ona »

give_in_to_me pisze:to właśnie w takiej sierotce w łatki a niekoniecznie "królu sceny" się zakochała
Rozczulił mnie ten tekst :D Ale to fakt, nie uważam, żeby Michael miał aż takie kompleksy, żeby nie pokazać się kobiecie, z która, jakby nie było, raczej planował spędzić resztę życia... Zresztą w okresie, gdy znał Lisę i Debbie, myślę, że ty "łatek" nie było już znowu aż tak dużo, żeby je tak skrzętnie ukrywać.
Awatar użytkownika
cicha
Posty: 1611
Rejestracja: pt, 11 mar 2005, 8:21
Lokalizacja: silent world

Post autor: cicha »

give_in_to_me pisze:
a_gador pisze:I nie przywiązuję wagi do publicznych gestów, buziaków, czułych uścisków, pociągłych spojrzeń w kierunku ukochanego, lub też ich braku. Taka manifestacja uczuć lub skrzętne ich ukrywanie jeszcze o niczym nie świadczą. A częściej właśnie publiczna wylewność ma tuszować jakieś deficyty w relacjach, problemy.
Bardzo się cieszę :) No cóż, great minds think alike :P
:cool:

Ale jednak istnieje takie nagranie, które moim zdaniem, wskazuje na autentyczne uczucia, spojrzenia i gesty, jakie Michael ofiarował bezwiednie, spontanicznie, bliskiej sobie kobiecie, po długiej rozłące. Widać gołym okiem, mowę jego ciała. On się do Niej wyrywał:
http://www.youtube.com/watch?v=bcluUfiJT6w
i ja tu Michaelowi wierzę na 100%. ;-)

http://www.forum.mjpolishteam.pl/viewto ... 4058#94058
B. Olewicz (...) co tak cenne jest, że ta nienazwana myśl rysą jest na szkle? (...)
E. Bodo To nie ty...
Awatar użytkownika
give_in_to_me
Posty: 500
Rejestracja: ndz, 17 sty 2010, 12:37
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: give_in_to_me »

ona, wiadomo, chorobę się leczy, ale łatki i plamki były jakieś pojedyncze zawsze, co wykazał ten dokument, który najbardziej nam przykro czytać, jeśli chodzi o Michaela- raport z sekcji.

cicha, dzięki za linka :)
Michael wreszcie poczuł, co to jest być po drugiej stronie :) na koncercie jako widownia. Jak mu wskoczyła na te kolana, to już przynajmniej wiedział, jak się czują YANA girls :P Sam reszta powiedział coś w stylu, że Diana Ross to dla niego matka, kochanka i przyjaciółka w jednym. Bezsprzecznie była dla niego wielkim autorytetem, była kilkanaście lat starsza, może się w niej trochę podkochiwał. Znajomość, przyjaźń z taką kobietą może mężczyznę wiele nauczyć i tylko gratulować Michaelowi, że miał takie życiowe przewodniczki jak E. Taylor i D. Ross
Awatar użytkownika
crescendo
Posty: 54
Rejestracja: wt, 01 wrz 2009, 23:37

Post autor: crescendo »

Co do tego czy kładł się z makijażem czy nie. Lisa w którymś wywiadzie mówiła na ten temat, że właśnie m.in. to ją denerwowało, bo czuła się jakby spała z kobietą. Ponieważ, w swoim czasie, mówiła różne rzeczy na temat Michaela, więc nie wiem na ile można jej wierzyć. Czy z Debbie też to 'praktykował' nie mam pojęcia :)
A skoro już jestem przy Debbie. Również w jednym z wywiadów czytałam wypowiedź kogoś ze współpracowników (menago?), że Michael nigdy nie planował ślubu z Debbie. Uległ presji opinii publicznej i ludzi z jego otoczenia.
Nie wiem na ile są one prawdziwe, dlatego nie traktuję ich jak wyroczni :)
Awatar użytkownika
give_in_to_me
Posty: 500
Rejestracja: ndz, 17 sty 2010, 12:37
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: give_in_to_me »

crescendo pisze:Lisa w którymś wywiadzie mówiła na ten temat, że właśnie m.in. to ją denerwowało, bo czuła się jakby spała z kobietą.

Swego czasu szukałam wywiadów z Lisą i czytałam je i szukałam gdzieś potwierdzenia tych słów. I nie przypominam sobie żadnego wywiadu, gdzie te słowa padły. Ta "informacja" jest jednak u Randy'ego w The Magic and The Madness, ale o tej książce już się wypowiedziałam.

crescendo pisze:Również w jednym z wywiadów czytałam wypowiedź kogoś ze współpracowników (menago?), że Michael nigdy nie planował ślubu z Debbie. Uległ presji opinii publicznej i ludzi z jego otoczenia.
Współpracownik, menago, impresario, znajomy, "przyjaciel". Oni zawsze wiedzą lepiej, więcej, mimo że ich wersje nie współgrają z tym, co mówili sami zainteresowani (cytowałam wywiad z Debbie tutaj, prawda?). Kaem, prąd Wam na tym Helu wyłączyli? Zobacz jak tu wszyscy od kilku postów tańcują już tak naprawdę wokół Tabloid Junkie nenene What are you waiting for? japrosic
Awatar użytkownika
akaagnes
Posty: 1224
Rejestracja: sob, 07 lut 2009, 23:13
Lokalizacja: Lublin

Post autor: akaagnes »

give_in_to_me pisze:wokół Tabloid Junkie Nenenene
z tematu YANA już wypadłam, wena mi się na argumentowanie Debbie skończyła :smiech: , a jak będzie TJ, to chyba tu wkleję pewien dłuższy wywód, który niedawno napisałam do antyfanów Michaela ;-) i w ogóle powiem Wam jak się robi newsy w agencjach prasowych (takich niby wiarygodnych).
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Żeście się rozpisali. Nie przeczytam tego na monitorze, ale mam wydrukowane. Całe 38 stron A4. Do czytania w drodze do i z pracy. Mam już swoje ulubione posty, hehe.
Nowy tekst w sobotę.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
ODPOWIEDZ