Dyskusje na temat działalności muzycznej i filmowej Michaela Jacksona, bez wnikania w życie osobiste. Od najważniejszych albumów po muzyczne nagrody i ciekawostki fonograficzne.
W histerycznym społeczeństwie
Z uwolnionym przypływem lękliwości
I fałszywą pobożnością.
To społeczeństwo tak lękliwe o swoje życie, zdrowie, skupione na swoim JA, które na chrześcijańskie zawołania odpowiada TAK. Czy można ich usprawiedliwiać?
Kaem, wiadomo było w jaki sposób choroba się rozsprzestrzenia, od podania ręki, czy rozmowy zachorować nie można. Skąd dzieci znały takie słowa jak "ciota", skąd ich przekonanie o tym, że od tego dzieciaka trzeba trzymać się z daleka? To wszystko nękręcali ich rodzice, to ich ojcowe i matki o tym żywo w domach dyskutowali.
Dorośli często wiedzą gigantyczne problemy tam gdzie dzieci ich nie dostrzegają. Chodziło się do podstawówki i pamiętam, jak mamusie nakręcały swoje córki i wybuchała wojna, bo Agata zabrała Basi gumkę do mazania a jej matka dobrze wie, że ona to z takich, które tylko patrzą co by tu zwędzić. Potem kłótnia przenikała w świat dorosłych i zabawnie oglądało się 'stare baby', które wręcz włosy by sobie powyrywały, bo ta gumka...i ta Basia.
Amerykańska rodzina kojarzy mi się jednoznacznie, aż się dziwię , że wciąż od lat trwał w tym stereotypie- pozornie jest wszystko pięknie, ładnie, ale gdy się temu przypatrzeć bardziej wychodzą na jaw, wszystkie przykre sprawy, które domownicy chcieli ukryć.
Wiem, wiem, że te czasy, czasy rozkloszowanej spódnicy w grochy, idealnej Pani domu i męża pracującego ciężko w fabryce już minęły...
A może tylko ta rozkloszowana spódnica zamieniła się w luźne jeansy?
Symbol ofiary przemawia mocniej, wyraźniej niż symbol życia szczęśliwego. Zastanawia mnie to i nie potafię odpowiedzieć na Twoje pytanie kaem.
Lata takiej symboliki zrobiły swoje. Jesteśmy nią przesiąknięci.
Zwłaszcza my, Polacy- niedoszli Mesjasze Świata, wiecznie na krzyżu.
Czekam i uczę się, uczę się i czekam na wasze interpretacje.
Estrella pisze:to raczej myśl "a mogło być tak pięknie, mógł też tak żyć, być tak radosny i cieszyć się wszystkim co z czasem przychodzi"
Hm, no to w sumie też do mnie przemawia, chociaż tu bym się bardziej spodziewała odniesienia do życia dorosłych mężczyzn, nie wiem czy chłopak aż tak tęskni za balami na jachtach.Bardziej mi tu by pasowało zdobywanie szczytów gór, tropienie dzikiej zwierzyny, albo chociaż wyścigi konne. Ale niech tam, ta ironia to faktycznie mogło być też to co piszesz.
Za to to mnie nie przekonuje:
Estrella pisze:dopiero twarde, ostre dłuto
Estrella pisze:i tylko coś naprawdę wstrząsającego
...może naruszyć kamień, może zmienić sposób myślenia...
Owszem, dynamit mocna rzecz, ale krople wody spływające po skałach czynią cuda. Tak samo wiatr i palące słońce. Skała nie tylko jest wyrzeźbiona, ona zmienia się w inny byt.
I tak samo z człowiekiem - wstrząsające wydarzenie może zmienić sposób myślenia, ale to by było przerażające, jakby dopiero jakaś tragedia mogła wpłynąć na postawę ludzką. Miałam udane dzieciństwo, fajną szkołę, mam dobrych rodziców, trochę ciekawych znajomości na koncie, a tragedii jak na lekarstwo. Tzn owszem, zdarzało mi się ryczeć w poduszkę, rzucać czymś w drzwi, siedzieć otępiale na dywanie i próbować coś ogarnąć, ale byłoby bardzo nie fair jakbym przyjęła postawę melancholijną "tak wiele przeszłam".
Ja się zmieniam bardziej po cichu, słuchając. To dopiero może być siła! Słucham często na pół gwizdka, nie umiem być skupiona non stop, ale nawet jeśli mnóstwo rzeczy przegapiam, to sporo wychwytuję, przytrzymuję i przetrawiam. Uwielbiam próbować nowych rzeczy, nowych smaków, także życia, ale chyba do wielu rzeczy się nie przyznaję. Zmiany są, często o 180 stopni, ale nie mam zwyczaju rozgłaszać tego wokół. Czasem nawet specjalnie robię szum wokół innych spraw, żeby na to coś co jest dla mnie teraz ważne zostawić trochę miejsca. Jak byłam mała uwielbiałam "zadziwiać", teraz to mnie chyba bardziej krępuje. Jak ktoś mnie wsadza w szablon, to już w nim często zostaję, zachowania do niego niepasujące zostawiam dla innych, dla których to będzie naturalne - Jowita taka jest. I już. Boższ, nie lubię tych wszystkich "Jowita, a co się stało, że Ty nagle...". Nic się nie stało właśnie. Odkrywam się. Albo stwarzam się. Bezwstrząsowo. Acz ponure nastroje i melancholijne myśli czasem mnie dopadają, nie przepadam za tym, to takie bierne i cierpiętnicze. Staram się, żeby to się zdarzało rzadko. Michael też czasem uderzał w cierpiętniczy ton - najsamotniejszy człowiek ze wszystkich ludzi.
Estrella pisze:ludzie chętniej żywią się znienawidzeniem i odrzuceniem
Ej, na pewno? Czy, jeśli już odrzucają, to nie w akcie zemsty za własne odrzucenia lub lęk przed nimi? Co wynika z potrzeby bycia kochanym, więc to by było jednak dominujące.
Kaem pisał, że sam by się bał w tamtych latach tajemniczego AIDS. No i, ja właśnie też. Ale nie jedynie z powodu samej śmierci, ale własnie ze strachu przed tym, że się odsuną ode mnie inni. A ja tak potrzebuję bliskości i ciepła. Oj nie wiem nie wiem, czy bym się przed Ryanem nie kryła na korytarzu. Pojęcia nie mam.
kaem pisze:I to mnie zastanawia- dlaczego potrzebujemy ofiar, by zmieniać ową świadomość? Począwszy od baranków składanych na ołtarzach, poprzez historie świętych i wyklętych, najwyraźniej ofiar potrzebujemy. A może tak być nie musi?
To chyba przez to, że poczucie winy jest silna emocją. Zjedz chlebek, dzieci w Afryce nie mają co jeść! No i Ci głupio, że nie jesz chlebka, i choć staje Ci w gardle, to żujesz. Biedne cierpiące dzieci z Afryki, wszyscy święci i wyklęci - oni przechodzą katusze, a ja tu marnuję to co mam? Jedzenie, dom, rodzinę.
To wszystko cenić trzeba, ale jak się nie potrafi wytłumaczyć dziecku czemu tak naprawdę nie wyrzuca się jedzenia, nie potrafi się określić czy i dlaczego ojczyzna jest ważna, skąd się bierze zawiść, to się podpiera utartymi wzorcami. Czasem ludzie nawet by potrafili, ale są zbyt zmęczeni lub leniwi, żeby pomyśleć. Historie cierpiętników wydają się być wystarczające.
Mam jeszcze drugą teorię. Potrzebujemy historii o ofiarach kiedy nam za dobrze, skądś trzeba czerpać i te negatywne emocje. Te autentyczne, wychodzące z głębi serca. Takie samobiczowanie się może być czymś takim jak polowanie na kłębek wełny u domowego kota - manewrem ćwiczebnym. Jakby zło kiedyś faktycznie nadeszło, nie będziemy totalnie zaskoczeni - toż w głowie przerobiliśmy tysiące scenariuszy. W końcu fantazjuje sie o tym, czego sie nie ma.
Zwrot ku świętym może też nadejść w chwili rzeczywistego cierpienia, "jak Wy daliście radę to ja też dam", ale to już dla mnie zupełnie inna bajka.
Tekst, mimo, że o tragedii, nie wydaje się szczególnie przepełniony ani bólem, ani rozpaczą, ani wściekłością na niesprawiedliwy los i złych ludzi którzy odrzucili Ryana White'a, tak prawdopodobnie powstał w co najmniej rok po jego śmierci kiedy już opadły pierwsze najsilniejsze emocje. Być może też śmierć Ryana White'a przyniosła ulgę najbliższym uwalniając go od cierpienia. Z wiersza przebija tęsknota, jednak Michael zdawał się być wtedy już pogodzony z jego odejściem. Stwierdza obłudę świata w którym wysoko ceni się "wartość rodziny i religii" co nie przeszkadza odrzucić tych którzy wzbudzają lęk z powodu swojej odmienności wywołanej chorobą lub trwałym kalectwem, a także jego powierzchowność - znaczna część ludzi nie chce widzieć problemu AIDS, a zamiast uświadamiać społeczeństwo, woli ucieczkę w tabu:
W histerycznym społeczeństwie
Z uwolnionym przypływem lękliwości
I fałszywą pobożnością.
Jednak nie rzuca oskarżeniami. Może myślał, że odrzucenie chłopaka nie wynikało ze złej woli tych ludzi, a jedynie z lęku podszytego niewiedzą?
Ryan ukazany również jest jako człowiek walczący do końca i zachowujący pogodę ducha, a nie jako ofiara, o skoro o tych ostatnich mowa:
kaem pisze:dlaczego potrzebujemy ofiar, by zmieniać ową świadomość? Począwszy od baranków składanych na ołtarzach, poprzez historie świętych i wyklętych, najwyraźniej ofiar potrzebujemy. A może tak być nie musi?
Nie wiem czy masz na myśli nasz polski naród, czy ludzkość ogólnie, ale jeśli nas Polaków, to wynika z niczego innego jak uwarunkowanej przeszłością, mitami romantycznymi, a także dominacją wpływu katolicyzmu, mentalności. Czy trzeba nam tego? Uważam, że nie, mijający rok pokazał jednakże, że do tej zmiany nam Polakom bardzo daleko. Nie nastąpi dopóty dopóki nie przestanie się martylogizować tragedii (Smoleńsk, ostatnie wypadki autokarem i busem), żyć historią, nie pozbędziemy się kompleksów względem innych narodów które również przekładają się na postrzeganie nas samych jako ofiar.
Estrella pisze:ludzie chętniej żywią się znienawidzeniem i odrzuceniem
Może nie tyle ludzie, co środki masowego przekazu dla których temat nie istnieje jeśli nie jest wystarczająco podszyty dramatem. Prezentowanie ich również przekłada się na nasze postrzeganie świata, a w przypadku posmoleńskiej żałoby narodowej, wręcz kazało nam w niej uczestniczyć. Wielu ludzi wypowiadało się później, że ze swoimi prawdziwymi emocjami czuli się wyizolowani ze świata w którym każdy obowiązkowo musiał opłakiwać śmierć prezydenta. Smutek jest jakby odgórnie narzucony; nie tylko z okazji "rocznic", ale i na codzień gdzie w dobrym tonie jest żalenie się na trudy codzienności i robienie z siebie OFIAR właśnie. To wywołuje współczucie, a i łączy ludzi.
Wszyscy piszą tu o Polsce, o tym naszym borsuczym podejściu, macie rację, ja się dołączam :) Dorzucę to jeszcze taki frazeologizm ukuty przez Tomasza Jastruna, poetę, publicystę, felietonistę Newsweeka i Zwierciadła- wzdęcie godnościowe. "Tu cierpi moja godność, ktoś bezcześci mego ducha, nasz kraj, Polska, ma godność, jest wywyższona przez cierpienie ponad innymi narodami", etc. Ta fraza o tym balu na statku to jest właśnie dla mnie taki obraz godnościowego wzdęcia czy tam zaparcia, które się MJ-owi wyraźnie w tym wierszu udzieliło. Plus rymy częstochowskie z tego wyszły. Nie podoba mi się ten utwór.
Margareta pisze:Smutek jest jakby odgórnie narzucony; nie tylko z okazji "rocznic", ale i na codzień gdzie w dobrym tonie jest żalenie się na trudy codzienności i robienie z siebie OFIAR właśnie. To wywołuje współczucie, a i łączy ludzi.
Dobrze prawisz, Margareta, u nas w kraju smutek często jest medialnym produktem. Jest przez media wzniecany, podtrzymywany a potem gaszony, jak znajdzie się inna sensacja. Nie tylko Smoleńsk, również śmierć papieża jest przykładem narodowej histerii i godnościowych wzdęć- pamiętam, jak mój teść nie przywiązał sobie czarnej wstążeczki do samochodu po śmierci Jana Pawła II i doczekał się nieprzychylnych komentarzy kolegów z pracy. W telewizji tydzień nadawali komentarze na ten temat, nic normalnego nie można było obejrzeć, trzeba też było grzebać po zagranicznych portalach internetowych w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji ze świata, bo Polska się na tydzień od świata odcięła. Nie wspomnę już o tym, że wykreowano rzekome pokolenie JP2, które de facto nigdy nie istniało i potem w serwisach informacyjnych i programach publicystycznych rzekomi eksperci poczynając od socjologów, przez psychologów do księży mogli opłakiwać, jak to się jego idee szybko zniekształciły, bo kibice Cracovii i Wisły po miesiącu fałszywej zgody znów zaczęli się naparzać.
Polaków nic tak nie łączy jak wspólne narzekanie-ile to znajomości zawarto w pociągu, zaczynając gadkę od tego, jakie to PKP jest beznadziejne czy w kolejce na poczcie, bo co tu robić stojąc 30 min w kolejce po głupie awizo, gdzie na 5 okienek czynne są dwa.
Generalnie, we współczesnym świecie bycie ofiarą jest bardzo często opłacalne i "fajne". Co rusz to w mediach mówi się o dyskryminowanych mniejszościach, media przez ostatnie 20 lat wolnej Polski doskonale wyćwiczyły ludzi w przybieraniu postawy biednego żuczka, którego męczy państwo/ urzędy/ społeczeństwo (niepotrzebne skreślić). Niektórzy ludzie żyją nawet z tego, że są pieniaczami, krzykaczami, ciągle chcą jakieś odszkodowania i są przekonani, że wszystko im się należy. Postawa roszczeniowa się rozprzestrzenia. Na szczęście daleko nam jeszcze do Stanów, gdzie każda osoba wykonująca zawód wymagający publicznego zaufania boi się okrzyku "I'll sue ya!" Ale i to się zmienia. Moja mama pracuje w urzędzie pracy. Gdy zaczynała ta pracę 12 lat temu, to skarżyła się czasem, że bezrobotni zżymając się na tłumy i kolejki, wykrzykują, że napiszą zaraz skargę do kierownika, itp. Dzisiaj nie ma dnia, by ktoś nie groził pracownikom urzędu lokalną gazetą, Uwagą TVN czy nasłaniem TVN24. To cudownie, że dziennikarstwo interwencyjne potrafiło wynieść na światło dzienne wiele różnych spraw, ale tak naprawdę ten cały medialny przekaz, wiecznie poszukujący ofiar i sensacji, znieczula nas na prawdziwą krzywdę. Na prawdziwe ofiary.
Takie jak Ryan White właśnie. Dziś jego historia zginęłaby w potoku innych doniesień- czasem słusznie wywlekanych na światło dzienne, czasem jedynie żałosnych, ale sensacyjnych. Jest już tego wszystkiego tak dużo, że przestajemy zauważać to, co ważne. Tracimy prawdę z oczu. I zdolność myślenia. I mimo tego całego rzekomego postępu wciąż jesteśmy skłonni uciec na drugą stronę, gdy spotykamy takiego Ryana na szkolnym korytarzu. Bo wydaje nam się, że to kolejny krzykacz z pianą na ustach.
MJowitek pisze:Owszem, dynamit mocna rzecz, ale krople wody spływające po skałach czynią cuda.
Tak, ale jest to proces trwający długo, żmudny i nudny. Ludzie potrzebują ekscytacji, silnych wrażeń natychmiast, kumulacji silnych emocji tu i teraz, w danej chwili. Brakuje nam cierpliwości i wytrwałości matki-natury. Znamienne, że wszystkie wynalazki ludzkości, z dynamitem włącznie, mają służyć oszczędności czasu. Liczy się szybkość i efektywność. Z emocjami, uczuciami stało się podobnie. A te wszystkie używki, dopalacze, psychotropy? Mają ukoić ból, fizyczny lub psychiczny, ale i dodać życiu barw, dostarczyć nowych doznać i spotęgować ich odbiór.
Dzisiaj czytając w "Polityce" artykuł o nowym procesie Amerykanki Amandy Knox skazanej za zabójstwo koleżanki - studentki z Wielkiej Brytanii, trafiłam na informację o tym, że we Włoszech, gdzie dokonano zbrodni i gdzie będzie toczył się proces, co roku dokonuje się sześćset mordów, i o wszystkich informuje telewizja, w głównych wydaniach wiadomości. To jest news dnia, który trzeba rozpowszechnić. Włoska opinia publiczna lubi krwawe opowieści, więc się ją nimi karmi. I nie tylko ona.
Podobnie jest z obrazami wojen i innych nieszczęść dotykających ludzi, gdzieś na drugim końcu globu, o którego istnieniu nawet byśmy nie wiedzieli, w swojej codziennej ignorancji, ale tam teraz toczy się dramat i, niby z dziennikarskiego obowiązku, się nas o nim informuje ze szczegółami, ale i lojalnie uprzedza, że "sceny, które zaraz Państwo zobaczą, są drastyczne". I patrzymy na to wszystko, beznamiętnie, z perspektywy kanapy, czy fotela, pochyleni nad talerzem kanapek, czy innej jajecznicy. I czy te okropności na nas jeszcze robią wrażenie? Może i nas dotykają, ale nie dotyczą. Bo to nie my jesteśmy ofiarami, my jedynie obserwujemy. Cóż za ulga, że to czynimy z bezpiecznej perspektywy.
Patrząc na historię Ryana White'a... Tu ktoś powiedzieć mógłby "co za pech"
Lecz jaka piękna tragedia
no jaka piękna tragedia
jaka piękna tragedia, ech!
I choć te słowa pochodzą z piosenki kabaretowej, opisującej zgoła inne okoliczności, to jakoś mi, o ironio, pasują do tego chłopca. Piękna ta jego tragedia, bo taka medialna była, wzruszająca, typowo w amerykańskim stylu, tylko, niestety, bez happy endu.
Znam historię Ryana, znam, bo przy okazji akcji uświadamiającej młodzież na temat epidemii HIV/AIDS, uczniowie oglądają film dokumentalny "Kryzys pod kontrolą", dyskutują o różnych przejawach nietolerancji, poznają historię Ryana i słuchają "Gone to soon".
To smutne, że potrzebujemy ofiar, by się zająć jakimś problemem. Patrząc na tę uśmiechniętą twarz chłopca, mierzącego się z nieuleczalnym wirusem, aż trudno uwierzyć w tę jego pogodę ducha. Jemu też musiało być źle, żyć z wyrokiem i rozdawać uśmiechy na lewo i prawo, pocieszając bliskich, łagodząc zakłopotanie obcych, ich niechęć, czy wręcz nienawiść. Taki obraz Ryana jawi mi się po obejrzeniu wielu materiałów z jego udziałem.
kaem pisze:Ryan White, symbol sprzeczności
Młodość zderzona z nieuchronnością śmierci, śmierć niwecząca marzenia, ale poniesiona w kampanii na rzecz edukacji. Śmierć mimowolnego bohatera swoich czasów?
"Zbierz księżyc wiadrem z powierzchni wody. Zbieraj, aż nie będzie widać księżyca na powierzchni." Yoko Ono www.forumgim6.cba.pl
Zrobiła nam się tutaj dysputa o wadach narodowych. Nie lubię utyskiwań na naszą polską specyfikę i czarnowidztwo narodowe. Nie wiem jak to jest na całym świecie, ale przypuszczam, że inne nacje też mają takie grzeszki na sumieniu.
Może to i prawda, że potrzebujemy ofiar, ale „my” w sensie „ludzie” nie „my - Polacy”. Bo kiedy są silne emocje i przeżywamy coś bardzo mocno, to zastanawiamy się, zatrzymujemy się na chwilę i być może zmieniamy. Być może. Bo nie jestem pewna, że to zawsze skutkuje. Wystarczy przypomnieć przytoczone przez Was przykłady katastrofy smoleńskiej czy śmierci papieża Jana Pawła II.
Co z tego zostało?
Nie twierdzę, że nic, ale ile, to tutaj każdy musi sobie odpowiedzieć sobie sam.
Może to już taka ułomność rodu ludzkiego, że silna emocja działa na chwilę, bo krótka pamięć i potem wracamy do starych zwyczajów i nawyków.
Według mnie ta kropla drążąca skałę, o której wspomina Jowita najwięcej może zdziałać.
Wszak powtarzanie jest sposobem na trwałe zapamiętanie, wyrobienie nawyków i sprawdza się też chyba w życiu społecznym.
Od poznania przyczyny AIDS do dzisiaj usłyszeliśmy wiele wyjaśnień medycznych, które zakodowały się nam w głowach, więc utrwaliło się, wsączyło się do naszej świadomości jak można i należy postępować.
Z pewnością takie sztandarowe przykłady, jak ten Ryana White'a pomagają dostrzec problem, ale zmiana postaw zabiera dużo czasu.
Mnie tutaj zastanowiła jeszcze jedna sprawa.
Jakoś tak w podtekście dźwięczy mi pytanie: czy w takim razie ludzie są okrutni, pozbawieni empatii, nie potrafią nawet współczuć choremu dziecku?
A może to po prostu instynkt samozachowawczy się odzywa?
Przecież największy lęk budzi w nas to co jest nieznane, natomiast poznanie wroga daje szansę na wygranie z nim. To brzmi jak truizm, ale teraz możemy się mądrzyć, bo „wiemy” jak to jest z tym AIDS, jednak w latach 80. zarażenie się wirusem HIV było postrzegane jako dżuma XX wieku. Pamiętam nawet początek lat 90. kiedy zmarł na AIDS Freddie Mercury . Jego śmierć odebrałam bardzo osobiście. To była pierwsza „bliska” mi osoba, która z tego powodu odeszła. Co prawda wcześniejsza śmierć w 1985r. aktora Rocka Hudsona była nagłaśniana w mediach, ale za sprawą Freddiego choroba przestała być dla mnie anonimowa i odczułam jej namacalność.
Więc może potrzeba czasu na oswojenie się z problemem. Brzmi asekurancko? Wiem, że trochę to burzy nasz wizerunek człowieka jako tej wspaniałej i zdolnej do uczuć wyższych istoty, ale może dzięki tej zaprogramowanej przez naturę „ostrożności” jeszcze trwamy na Ziemi? Trochę to mało romantyczne…
Staram się jakoś racjonalizować to, z czym spotykam się w życiu, ale nie wiem, czy zdobyłabym się na taką wyrozumiałość, gdyby przypadła mi w udziale rola ofiary. I tak się zastanawiam, czy miałabym w sobie na tyle siły i determinacji, aby walczyć jak Ryan White i jego mama dla innych, bo przecież już nie dla siebie.
A może dla siebie też. Bo chyba w jego przypadku była to także walka o godność ludzką.
People say I’m crazy
Doing what I’m doing
Watching the wheels - John Lennon
No ale cóż, wracamy do Michaela.
Dla odmiany chwyce sie tego:
kaem pisze:Ryan White, symbol of justice
Or child of innocence, messenger of love
Messenger of love.
Tak mnie wczoraj tknęło, o tych ofiarach jeszcze. Jakoś nie zgadzam sie z tą pesymistyczna wizję ludzi, że wolą oglądać umartwianie, że taka kultura, taki kraj. Częściowo może tak, ale to mi się nie pokrywa z obrazem większości ludzi, których ja znam. skłonnośc do refleksji o której pisał kaem juz bardziej do mnie pzremawia. Trudno mieć głebokie refleksje na wesoło, choć tak też się da.
Ale..to może kwestia tego krytyka, którego każdy ma w sobie. Kwestia tego, że sporo sie wymaga, ale chyba mniej chwali. A jak już, to często też oszczędnie, żeby ktoś "nie osiadł na laurach" i miał wciąż cele przed sobą. no wszystko to super, ale czasem taki superman siądzie i zakwili na głos, że nic mu nie wychodzi i wszystko jest do niczego, czym niejako wymusza od otoczenia "ależ skąd, przeciez jestes świetny". Ahrrr, nie znosze tego ani u siebie ani u innych, no ale tak jest. Lekarstwem na to byłoby zakopanie sto metrów pod ziemią, po wczesniejszym spaleniu, tego okropnego cytatu o spoczęciu na laurach. W wielu przypadkach jest cenne, ale chyba częściej stwarza te "wymuszone" ofiary, które ofiarami nie są, i się takimi nie czuja, ale nie wiedzą jak inaczej upomnieć sie o dobre słowo. Jacyś tacy niedopieszczeni jestesmy. Albo za bardzo dopieszczeni? I sie nie możemy odlaleźć w świecie dorosłych, bo nikt już nie chwali za byle co? Trzeba być takim Ryanem, żeby "w pełni zasłużenie" doznac ciepła sławy.
Trochę historii:
Utwór ponownie pojawił się na albumie This Is It w 2009 roku. Został też powtórnie wydany w ramach serii wydawniczej Visionary w 2006 roku.
Piosenka jest miksem energicznego ciężkiego funku, muzyki tanecznej i hip hopu. Michael posługuje się w niej szczególną techniką wokalną zwaną staccato (w grze na instrumentach muzycznych staccato jest techniką artykulacji, w której kolejne dźwięki są grane oddzielnie).
W utworze gościnnie z rapem pojawia się Heavy D. Tytuł nawiązuje do terminologii stosowanej w koszykówce. Jam w swoim czasie towarzyszył drużynie Michaela Jordana- Chicago Bulls, w video NBA Championship z 1992 roku, Untouchabulls.
Piosenkę Michael wykorzystał jako opener na trasie Dangerous (można też obejrzeć filmik z prób do trasy, gdzie MJ śpiewa utwór na żywo), Piosenka jako druga pojawia się w filmie This Is It, będącym zapisem przygotowań do trasy pod tym samym tytułem. W wersjach scenicznych Michael wykorzystuje elementy militarne.
Fragment utworu pojawia się na występie Michaela podczas rozgrywek Superbowl w 1993 roku.
W 2006 roku piosenka powróciła na listę przebojów w Wielkiej Brytanii, docierając do 22 miejsca.
Krótki film muzyczny do Jam, wyreżyserowany przez Davida Kelloga i samego Jacksona został nakręcony na opuszczonym boisku do koszykówki, gdzie Jordan uczy Jacksona tricków w grze w kosza, a Michael Jackson uczy słynnego koszykarza kroków tanecznych. W kfm pojawiają się też popularni wtedy bracia z Kriss Kross i Heavy D. Filmik, wraz z dokumentem zza kulis został umieszczony na VHS i DVD Dangerous The Short Films.
Piosenka dotarła do #3 na liście R&B i #26 na Billboard Hot 100 w USA, #13 w Wlk. Brytanii, #12 w Holandii, #11 we Włoszech i Australii , #8 we Francji, #2 w Nowej Zelandii i #1 w Hiszpanii i Zimbabwe. W innych krajach piosenka dotarła do pierwszej 30-tki zestawień.
Singiel miał premierę w USA latem 1992 roku, kiedy w Europie promowano Who Is It. Jam na starym kontynencie ukazał się jesienią 1992 roku.
Utwór był dwukrotnie nominowany do nagrody Grammy (najlepszy wokal męski R&B, najlepsza piosenka R&B).
Teddy Riley o piosence:
Na Jam to Michael miał pomysł. Dał mi ten kawałek, bym jeszcze coś z nim zrobił i dodałem kilka partii instrumentów i Michael pokochał to. Tak wyglądała często moja praca. On przychodził z koncepcją, a ja ją realizowałem w studio. Przynosił coś w surowej wersji i tłumaczył co gdzie chciałby mieć, a ja to robiłem. Moim pomysłem było, by w utworze pojawił się rap Heavy'ego D. To był ulubiony rapper Michaela w tamtym czasie.
Lista płac:
* Music by Rene Moore, Bruce Swedien, Michael Jackson and Teddy Riley
* Song and lyrics by Michael Jackson
* Produced by Michael Jackson, Teddy Riley and Bruce Swedien
* Recorded and mixed by Bruce Swedien, Teddy Riley and Dave Way
* Solo and background vocals: Michael Jackson
* Arrangement by Michael Jackson, Bruce Swedien, Teddy Riley and Rene Moore
* Vocal arrangement by Michael Jackson
* Rap performed by Heavy D
* Keyboards: Rene Moore, Teddy Riley, Bruce Swedien and Brad Buxer
* Synthesizers: Teddy Riley, Rhett Lawrence, Michael Boddicker and Brad Buxer
* Drums: Teddy Riley and Bruce Swedien
* Guitar: Teddy Riley
US CD single
1. "Jam" (Roger's Jeep Radio Mix) – 3:56
2. "Jam" (Silky 7" Mix) – 4:14
3. "Jam" (Roger's Club Mix) – 6:17
4. "Jam" (Atlanta Techno Mix) – 6:06
5. "Rock with You" (Masters at Work Remix) – 5:29
UK CD single
1. "Jam" (7" Edit) – 4:11
2. "Jam" (Roger's Jeep Mix) – 5:54
3. "Jam" (Atlanta Techno Mix) – 6:06
4. "Wanna Be Startin' Somethin'" (Brothers in Rhythm House mix) – 7:40
3" Inch Single
1. "Jam" (7" Edit) - 4:11
2. "Wanna Be Startin' Somethin'" (Brothers In Rhythm House Mix) - 7:40
Nation to nation
all the world
must get together
face the problems that we see
then maybe somehow we can
work it out
I asked my neighbor
for a favor
she said later
What has come of
all the people
have we lost love
of what it's about
I have to find my peace cuz
no one seems to let me be
false prophets cry of doom
what are the possibilities
I told my brother
there'll be problems
times and tears for fears
but we must live each day
like it's the last
Go with it
go with it
jam
it ain't too much stuff
it ain't too much
it ain't too much for me to
jam
it ain't too much stuff
it ain't
don't you
it ain't too much for me to
The world keeps changing
rearranging minds
and thoughts
predictions fly of doom
the baby boom
has come of age
we'll work it out
I told my brother don't you ask me
for no favors
I'm conditioned by
the system
don't you talk to me
don't scream and shout
She pray to God, to Buddha
then she sings a
Talmud song
confusions contradict
the self
do we know right
from wrong
I just want you to
recognize me
I'm the temple
you can't hurt me
I found peace within myself
Go with it
go with it
jam
it ain't too much stuff
it ain't too much
it ain't too much for me to
jam
it ain't too much stuff
it ain't
don't you
it ain't too much for me to
jam
it ain't too much stuff
it ain't too much
it ain't too much for me to
jam
it ain't too much stuff
it ain't
don't you
it ain't too much for me to
Jam jam
here comes the man
hot damn
the big boy stands
movin' up a hand
makin' funky tracks
with my man
Michael Jackson
Smooth Criminal
that's the man
Mike's so relaxed
mingle mingle jingle
in the jungle
Bum rushed the door
3's and 4's in a bundle
execute the plan
First I cooled like a fan
Got with Janet
Then with guy
Now with Michael
cause ain't hard to
Jam
it ain't too much stuff
it ain't too much
it ain't too much for me to
jam
it ain't too much stuff
it ain't
don't you
it ain't too much for me to
jam
it ain't too much stuff
it ain't too much
it ain't too much for me to
jam
it ain't too much stuff
it ain't
don't you
it ain't too much for me to
Improwizuj tłum. give_in_to_me
Naród przy narodzie
cały świat
musi się zjednoczyć
stawić czoła problemom, które widzimy
może wtedy jakoś
je rozwiążemy
Poprosiłem sąsiadkę
o przysługę
powiedziała „później”
Co się stało
z ludźmi
straciliśmy już miłość
I to, o co w niej chodzi?
Muszę znaleźć swój wewnętrzny spokój bo
nikt nie pozwala mi być, kim jestem
fałszywi prorocy zawodzą o końcu świata
jakie mamy możliwości?
Powiedziałem bratu
będą problemy
dziwne czasy i strach
ale musimy żyć każdym dniem
tak, jakby był tym ostatnim
Niech Cię to poniesie
niech cię to poniesie
improwizuj
to nie takie trudne
to nie takie trudne
te nie takie trudne dla mnie by
improwizować
to nie takie trudne
nie
nie odważysz się?
To nie takie trudne dla mnie
Świat się zmienia
przebudowuje myśli
I koncepty
przewidywania zagłady
baby boom
już się skończył
poradzimy sobie
Powiedziałem bratu nie proś mnie
o przysługę
jestem zależny od
systemu
nie mów nic do mnie
I nie krzycz
Ona modli się do Boga, do Buddy
a potem śpiewa
żydowską pieśń
sprzeczności
nakładają się na siebie
czy potrafimy odróżnić dobro
od zła?
Chcę, żebyś umiał
mnie rozpoznać
jestem świątynią
nie zranisz mnie
znalazłem swój wewnętrzny spokój
Niech Cię to poniesie
niech cię to poniesie
improwizuj
to nie takie trudne
to nie takie trudne
to nie takie trudne dla mnie by
improwizować
to nie takie trudne
nie
nie odważysz się?
To nie takie trudne dla mnie by
improwizować
to nie takie trudne
to nie takie trudne
to nie takie trudne dla mnie by
improwizować
to nie takie trudne
nie
nie odważysz się?
To nie takie trudne dla mnie
Improwizuj, improwizuj
Tu przychodzi gość
niezły jest
swój ziom stoi
podnosi rękę
I robi fajne kawałki
z moim kumplem
Michaelem
Smooth Criminal
to jest ktoś
Mike jest taki wyluzowany
Wymieszał dźwięki
W dżunglę
huk i drzwi otwarte
trzeci i czwarty w grupie
zrób to do końca
Najpierw jarałem się jako fan
Z Janet
potem z tym gościem
teraz z Michaelem
bo to nie takie trudne by
Improwizować
to nie takie trudne
to nie takie trudne
to nie takie trudne dla mnie by
improwizować
to nie takie trudne
nie
nie odważysz się
to nie takie trudne dla mnie
improwizuj
to nie takie trudne
to nie takie trudne
to nie takie trudne dla mnie by
improwizować
to nie takie trudne
nie
nie odważysz się
dla mnie to nie takie trudne
تفسير النص!
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Rusz d***, weź się do roboty.
Nie siedź z założonymi rękami i nie marudź, że jest źle, że nic nie ma sensu, nie słuchaj jak „fałszywi prorocy zawodzą o końcu świata”.
Michael Jackson pisze:ale musimy żyć każdym dniem
tak, jakby był tym ostatnim
Carpe diem?
No to wyjdź poza te swoje ramki, w które inni cię wtłaczają, trochę za twoim przyzwoleniem.
Życie zaskakuje, ale ty próbuj sobie radzić z takimi sytuacjami.
Wykaż trochę inicjatywy, bo jak poprosisz sąsiadkę o pomoc to możesz usłyszeć „później”.
Dla mnie ten „jam” to wołanie „odważ się, zbuntuj się!”
Krzyknij %&%&% jak ci ktoś nadepnie na odcisk, a nie przepraszaj wiecznie za to że żyjesz.
Wykrzycz swoje racje!
Improwizuj czyli bądź elastyczny, ale nie bez kręgosłupa, nie jak chorągiewka na wietrze, ale spontaniczny.
Nie daj się zmiażdżyć konwenansom, zachowaj swoją indywidualność, idź czasami pod prąd.
Michael Jackson pisze:Muszę znaleźć swój wewnętrzny spokój bo
nikt nie pozwala mi być, kim jestem
A może by tak przestać przejmować się tym „co oni powiedzą” i spróbować czegoś innego, czegoś na co po prostu ma się ochotę, tak jak Michael Jackson i Michael Jordan, kiedy ten pierwszy próbuje grać w kosza, a ten drugi usiłuje tańczyć moonwalk. Wyjść poza swoją rolę.
Zrobić coś co mnie uszczęśliwi.
Może to nowe da mi radość, jak to wyzwanie, którego podjęli się Jackson i Jordan?
Michael Jackson pisze:Mike jest taki wyluzowany
Wymieszał dźwięki
W dżunglę
huk i drzwi otwarte
On odważył się wyważyć drzwi, jemu się udało.
To może mnie też się uda?
Och lubię wyzwania, czasami jednak się boję. Najczęściej mam tak, że strasznie boję się nowości, boję się wielkich zmian, boję się zburzenia tego mojego, w sumie mało uporządkowanego życia. Męczę się, biję się z myślami, odwlekam decyzje, znowu wracam. Nienawidzę tego swojego niezdecydowania.
Kiedy już jednak odważę się, czuję ogromną satysfakcję, jestem wtedy lekka jak piórko i dumna z siebie jak nie wiem co i myślę sobie, że następnym razem to już nie będę taka głupia i szybciej zdecyduję, szybciej zadziałam. Bo jednak po pokonaniu tego kolejnego schodka, dochodzę do wniosku, że to przecież nie było aż takie trudne. A kiedy przychodzi ten następny raz... od nowa przeżywam to samo.
Jednak decyduję się otwierać te kolejne drzwi, choć nie powiem, czasami napawa mnie przerażeniem to, co za nimi mnie spotka. Nieustannie dziwi mnie opinia wielu moich znajomych, że w ich oczach wyglądam na osobę, która łatwo podejmuje bardzo odważne decyzje, gdy ja tymczasem przeżywam jedną wielką niepewność.
Zastanawia mnie ciągle ten strach, choć przecież niejeden skok na głęboką wodę w życiu wykonałam.
People say I’m crazy
Doing what I’m doing
Watching the wheels - John Lennon
Anja przeczytałam twój post i....mam podobnie.
Tekst...
Zaczyna się patetycznie od narodów zjednoczenia, globalnie
Potem schodzi na kontakty międzyludzkie
wchodzi do środka, do duszy do wewnętrznych lęków którymi mnie straszą od pokoleń
chaos chaos dookoła
słowa wyrzucane ze środka jak seria karabinu Chcę, żebyś umiał
mnie rozpoznać
jestem świątynią
nie zranisz mnie
znalazłem swój wewnętrzny spokój
potem zwrotka o fajnym ziomie Michaelu który robi niezłe dźwięki
i podtekst że wszystko może się zdarzyć.
Uwielbiam ten teledysk. Jest tak inny od reszty.
Rozczula mnie jak Michael uczy Michaela grać i vice versa tańczyć. Prawdziwe wnętrze, humor, lekkość.
Zawsze myślałam że to piosenka o sporcie. Tytuł tłumaczyłam jako Skacz .
Mieć odwagę "skoczyć" nie jest prosto. Kiedy mamy choć odrobinę do stracenia trzymamy się tego rozpaczliwie.
Kiedy nie mamy już nic - jest łatwiej....ale czasem brak nam wtedy sił....i wtedy dżemowanie pomaga!
bo to taka kolejna piosenka Michaelowa "ku pokrzepieniu serc " a to nie jest post mojego życia
Człowieku, naucz się tańczyć, bo inaczej aniołowie w niebie nie będą wiedzieć, co z tobą zrobić - Św. Augustyn
Ok, Kasia ma już stopień z filologii angielskiej, a ja znowu przegapiłam termin CAE, ale już taka moja natura że nie uznaję autorytetów i próbuję zawsze "wiedzieć lepiej".
Przetłumaczyłabym inaczej tytuł piosenki.
W starym słowniku znalazłam jeszcze inne tłumaczenie: po amerykańsku "jam", oprócz dżemu i improwizacji, może oznaczać "trudną sytuację". W sumie oba znaczenia mają sens.
Trudna sytuacja: sprzeczności
nakładają się na siebie
czy potrafimy odróżnić dobro
od zła?
A dlaczego improwizacja? Dlaczego mielibyśmy nauczyć się improwizować?
Michael Jackson pisze:Muszę znaleźć swój wewnętrzny spokój bo
nikt nie pozwala mi być, kim jestem
fałszywi prorocy zawodzą o końcu świata
jakie mamy możliwości?
Powiedziałem bratu
będą problemy
dziwne czasy i strach
ale musimy żyć każdym dniem
tak, jakby był tym ostatnim
Michael Jackson pisze:Powiedziałem bratu nie proś mnie
o przysługę
jestem zależny od
systemu
nie mów nic do mnie
I nie krzycz
Ona modli się do Boga, do Buddy
a potem śpiewa
żydowską pieśń
sprzeczności
nakładają się na siebie
czy potrafimy odróżnić dobro
od zła?
Przygotowuję się na jutrzejszy koncert Laurie Anderson i jak teraz chciałem odpisać w wątku, nasunął mi się ten tekst, bardzo na rzeczy, który pozwoliłem sobie przetłumaczyć:
Laurie AndersonOnly An Expert
na YT
Teraz tylko ekspert poradzi sobie z tym problemem
Jako że zauważenie problemu to już pół problemu.
Tylko ekspert poradzi sobie z tym problemem
I tylko ekspert poradzi sobie z problemem.
Bo jak nie ma eksperta który sobie poradzi z problemem
To mamy właściwie podwójny problem.
Jako że tylko ekspert poradzi sobie z problemem
I tylko ekspert poradzi sobie z problemem.
W Ameryce lubimy rozwiązania. Lubimy rozwiązania dla problemów.
Jest tu wiele firm zajmujących się rozwiązywaniem problemów
Firmami z wielorakimi nazwami: Rozwiązanie dla Zwierzaków, Rozwiązanie dla Włosów, Rozwiązanie dla Długów, Rozwiązanie dla Świata, Rozwiązanie dla Sushi.
Firmy z ekspertami gotowymi rozwiązać te problemy.
Bo tylko ekspert może ocenić czy to problem
I tylko ekspert poradzi sobie z problemem
Tylko ekspert poradzi sobie z problemem
Powiedzmy że jesteś zaproszony do Oprah, a nie masz problemu
Ale chcesz skorzystać z zaproszenia, więc potrzebujesz problemu
Zatem wynajdujesz problem. Ale jak nie jesteś ekspertem od problemów
Prawdopodobnie nie wymyślisz szczególnie wiarygodnego problemu
I prawdopodobnie zostaniesz rozszyfrowany
Zostaniesz ujawniony
Zostaniesz sprowadzony do parteru i zaczniesz przepraszać
Błagać o łaskę publiki.
Jako że ekspert poradzi sobie z problemem
Tylko ekspert poradzi sobie z problemem
I tylko ekspert poradzi sobie z problemem.
A w tym programach, w tych programach w których rozwiązują Twoje problemy
Główne pytanie brzmi: Jak mogę uzyskać kontrolę? Jak mogę ją posiąść?
Ale nie zapomnij że to pytanie skierowane do wiernego widza
Osoby która ledwie sobie radzi, osoby która ogląda telewizyjne show
o ludziach z problemami, jednej z 60% populacji USA
1.3 tygodnia temu, 1.3 wydanych czeków.
Innymi słowy osoba z problemami
Zatem jak ekspert powie- dotrzyjmy do przyczyn problemu
Zacznijmy kontrolować problem, bo kiedy uzyskamy kontrolę nad problemem
Możemy rozwiązać problem.
Często jednak jest tak że to nie zdaje egzaminu, ponieważ sytuacja jest zupełnie poza kontrolą.
Jako że ekspert poradzi sobie z problemem
Tylko ekspert poradzi sobie z problemem
I tylko ekspert poradzi sobie z problemem.
Teraz czasem ekspert pożycza ci pieniądze
A bywa to spora sumka
A czasem ustawione hipoteki padają
Banki są zamykane, biznes się kończy
A kryzys szerzy się na świecie–
Czasem inni eksperci mówią:
To że wszystkie interesy padły
Wcale nie musi oznaczać coś złego.
A inni eksperci mówią: To że wszyscy Twoi przyjaciele zostali wylani z pracy
A Twoja rodzina zbankrutowała a my nie zauważyliśmy że to nadchodzi
Nie znaczy że się myliliśmy
I to że straciłeś swój dom i pracę
I całe swoje oszczędności, wcale nie znaczy że nie musisz spłacać swoich długów
Względem sprzedawców, bankowców i spekulantów.
Ponieważ tylko ekspert może zaprojektować Twój dług
I tylko ekspert może oczekiwać jego spłaty.
Jako że ekspert poradzi sobie z problemem
Tylko ekspert poradzi sobie z problemem
I tylko ekspert poradzi sobie z problemem.
Tylko on.
Tylko ekspert.
I czasem kiedy jest tak naprawdę ale tak naprawdę gorąco, jakby to był lipiec w styczniu
Nie ma śladu po śniegu a potężne fale uderzają w miasta
A huragany są wszędzie i wszyscy widzą ze mamy do czynienia z problemem–
Ale jak niektórzy z ekspertów mówią że go nie ma
I inni eksperci twierdzą że nie ma problemu, a nawet tłumaczą dlaczego go nie ma
To pro prostu go nie ma.
Ale kiedy ekspert uważa ze problem jest i robi film o nim
I wygrywa Oscara za film o problemie
I dostaje Nobla za problem
To wtedy inni eksperci muszą przyznać, że wielce prawdopodobnym jest że mamy do czynienia z problemem.
Jako że ekspert poradzi sobie z problemem
Tylko ekspert poradzi sobie z problemem
I tylko ekspert poradzi sobie z problemem.
Nawet jak jedno państwo atakuje inne
Niszczy je i obraca w niwecz, wywołując spustoszenie i wojnę domową w tamtym kraju
I wtedy eksperci mówią że to nie problem, a wszyscy uznają że to są eksperci
I że są dobrzy w zauważaniu problemów, to wtedy atakowanie tych państw przestaje być problemem.
I jak państwo torturuje ludzi i skazuje ich bez słowa, bez wyroku
czy stawia ich przed sądem wojskowym to także nie jest problemem.
Dopóki znajdzie się ekspert, który powie: To jest początek problemu.
Jako że tylko ekspert poradzi sobie z problemem
Tylko ekspert poradzi sobie z problemem
I tylko ekspert poradzi sobie z problemem.
Jako że ekspert poradzi sobie z problemem
Tylko ekspert poradzi sobie z problemem
I tylko ekspert poradzi sobie z problemem.
Jako że tylko ekspert poradzi sobie z problemem
Tylko ekspert poradzi sobie z problemem
Jako że tylko ekspert poradzi sobie z problemem
I tylko ekspert poradzi sobie z problemem
Szczególnie jak rzuci się utwór w którym najprawdopodobniej Michael nie śpiewa, bo tak śpiewa że nawet stary fan stwierdzi że on nie śpiewa, ale może wkrótce ujawnią się ekspertyzy FBI i CIA z których będzie wynikało że on śpiewa.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Pełna ironii, ale i bystrych obserwacji ta piosenka. Właściwie obie piosenki. I Michaela i Laurie.
Wynika z nich, że straciliśmy już dawno kontrolę nad swoim życiem, że egzystujemy w społeczeństwach zmanipulowanych, że żaden aspekt naszego życia nie pozostaje poza wpływem jakichś sił dążących do tego, by wtłoczyć nasze działania w jakieś schematy, jedynie właściwe ścieżki, bo przecież jesteśmy bezwolni i bez "eksperta" i jego bezcennych rad i analiz nie poradzimy sobie sami.
Więc kupujemy poradniki, oglądamy ich telewizyjne wydania, konsultujemy nasze decyzje z doradcą finansowym, uczuciowym, zdrowotnym... A problemy się mnożą, jedne uda się rozwiązać, a tu już media donoszą o kolejnych, albo rzucą jakąś wiadomość "z ostatniej chwili";-) jak jakiś ochłap wygłodniałemu stadu wilków.
Nic tylko żyć w nieustającej depresji, że się z tym całym bajzlem uporać nie można, albo się zdystansować, nie dać się oszukać ni omamić i żyć z dnia na dzień, czy też stać się szalonym aktywistą zaangażowanym w rozwiązanie jakiegoś rzeczywistego i ważnego, czy nieco wyolbrzymionego "problemu", by sobie poprawić samopoczucie obywatelskie, że się wygrywa z osobistą znieczulicą i działa.
Zaskakujące jest to, że wszystko można usprawiedliwić, przestaje się potępiać wszelką niegodziwość, odbieramy ją jako względną, dopuszczalną, by wreszcie zaakceptować i przyjąć jako normę.
Czyli, że co? Że pesymizm już nie wyziera zza rogu, tylko frontalnie atakuje? I nic się nie da zrobić. Chyba, że się wypniemy na ten cały cyrk i udamy w duchową podróż prowadzącą do wewnętrznego odrodzenia, przywrócenia jakiejś skali wartości, znaczeń, równowagi w odbiorze świata. Michael dostrzega w tekście taką potrzebę, konieczność nawet, ale pytanie
kaem pisze:jakie mamy możliwości?
pozostaje w tekście bez odpowiedzi, chyba że nadzieją jest właśnie improwizacja, szukanie nowych dróg, a nie podążanie utartą ścieżką rozwiązań. Tylko, że ten świeżo odkryty i wyznaczony szlak, wkrótce straci swój status wyjątkowości, indywidualności. Stanie się publicznym traktem.
I jeszcze
kaem pisze:fałszywi prorocy zawodzą o końcu świata
Czyli Michael jest jednym z nich? Mówi w This is it: "Zostały nam 4 lata". A potem? Co? Sodoma i Gomora? Siedem plag egipskich? Gdzie jest odpowiedź?
A w kwestii ekspertów, to mi się jeszcze nasunął, wciąż czytam biografię Lennona, fragment z piosenki I am the Walrus, kiedyś tu już przywołanej, który świetnie pasuje do udzielających się w tym temacie:
Expert textpert choking smokers,
Don’t you thing the joker laughs at you?
[...] I’m crying.
Czyż z nas nie są tacy samozwańczy eksperci tekstperci [którzy] w poszukiwaniu ukrytych znaczeń dzielą włos na czworo, naiwni biedacy, pocący się nad [...] słowami, jakby było to Pismo Święte? Może my również wpisujemy się w pejzaż szaleńców widzących problem, tam gdzie jest, być może, jedynie czysty strumień pozornie powiązanych idei i spostrzeżeń, które nie prowadzą do żadnej konstruktywnej całości, szaleńców, przekonanych, że problem jednak istnieje, a jego odkrycie i zrozumienie przeniesie nas w wyższy wymiar samoświadomości?
Edit.
give_in_to_me pisze:Mam dzisiaj urodziny.
Kasiu, nigdy nie pomyślałabym, że jesteś Skorpionem. Jak ja. Wszystkiego Najlepszego!
Ostatnio zmieniony czw, 11 lis 2010, 18:10 przez a_gador, łącznie zmieniany 1 raz.
"Zbierz księżyc wiadrem z powierzchni wody. Zbieraj, aż nie będzie widać księżyca na powierzchni." Yoko Ono www.forumgim6.cba.pl
Już tłumacząc tekst myślałam o jego przesłaniu i interpretacji (to w sumie naturalne). W zasadzie to,co najbardziej mi się nasuwa, to że z Jam wybija teza- świat nie jest już taki jak dawniej. Wszystko to pomieszanie z poplątaniem (ludzie nie są już jak kiedyś- nawet sąsiad nie zrobi Ci przysługi, jest też miszmasz religii- bo możesz się modlić do Boga, praktykować buddyzm, a potem pośpiewać sobie żydowskie pieśni i masz do wyboru mnóstwo przeciwstawnych opcji i stylów życia). Co nam więc zostaje? Improwizacja właśnie.
Piosenka Jam opisuje współczesny świat i wcale się w tym opisie nie myli. Bo powiedzmy sobie szczerze- ludzie latami żyli tak jak ich przodkowie. Wiadomo, każde pokolenie dokładało coś od siebie, ale postęp technologiczny na niespotykaną wcześniej skalę nastąpił dopiero w XX wieku a to pociągnęło za sobą zmianę mentalności i zmiany w międzyludzkich kontaktach.
Mam dzisiaj urodziny. I tak sobie myślę- gdybym urodziła się 500 lat temu, to moje życie prawdopodobnie wyglądało by tak samo albo bardzo podobnie do życia mojej babci, matki, moja córka też by pewnie żyła tak jak ja. A jak jest współcześnie?
Dostałam swoje imię po mojej praprababci, która urodziła się dokładnie sto lat wcześniej niż ja, w 1888 roku. Opowiadała mi o niej dużo moja babcia, bo była jej wnuczką a praprababcia Kasia cieszyła się na szczęście długim życiem. To jest w zasadzie i tak szokujące , że moja praprababcia potrafiła czytać i pisać, ba, nawet kaligrafować, a to dlatego że urodziła się w zaborze pruskim (Wielkopolska) a tam już od XVIII wieku był obowiązek szkolny- najpierw dla chłopców, potem też dla dziewczyn. Moja praprababcia całe życie pomagała ludziom w gospodarstwie, sama nigdy nie miała swojego pola (poza przydomowym ogródkiem), kiedyś wielu ludzi pracowało u bogatszych gospodarzy. Jej córka, czyli moja prababcia żyła już trochę inaczej. Przede wszystkim nie była samotną matką, jak jej mama, wyszła szczęśliwie za mąż za mojego pradziadka, który przed wojną pracował na majątku u jakiegoś arystokraty jako stangret (taki, co końmi powozi) a po wojnie zrobił kurs weterynaryjny. No więc po wojnie mogła pozwolić sobie na luksus niepracowania, jako że weterynarz, nawet przy wiejskich zwierzętach, nie zarabiał źle. Pradziadkowie mieszkali z nami pod koniec życia, doskonale ich pamiętam, pierwsze zmarło, jak miałam 7 lat, drugie, jak miałam 9. Moja babcia z kolei wyrwała się ze wsi, skończyła technikum w Poznaniu, wyszła za mojego dziadka, który był żołnierzem i przeprowadziła się do kilkunastotysięcznego miasteczka, gdzie były koszary a potem do większego wojewódzkiego miasta. Całe życie była kierowniczką wojskowego kasyna, tuż przed emeryturą pracowała krótko w Wojskowej Wspólnocie Mieszkaniowej. Synem mojej babci jest mój ojciec, pierwsza osoba z rodziny, która ukończyła studia. Ale jako że idziemy tylko kobiecą linią, to teraz czas na moją mamę, która pracuje w urzędzie. Moja druga babcia, mama mojej mamy, była księgową. Też wyrwała się z wioski, ale na wschodzie, przyjechała na zachodnie ziemie do brata i bratowej uciekając przed surowym ojcem, udało jej się zrobić wieczorowe liceum i kurs dla księgowych i pisania na maszynie. Mama tej mojej drugiej babci, czyli moja druga prababcia, nie umiała nawet czytać i pisać, całe życie siedziała na zabitej dechami wsi. Była ogromna przepaść między wschodem i zachodem Polski, gdzie na terenach byłego zaboru pruskiego rolnicy z Wielkopolski potrafili kaligrafować i czytać pismo gotyckie, a ci z kresów podpisywali się krzyżykami i czarną magią były dla nich drukowane litery w książeczce do nabożeństwa.
Dobra, koniec tej genealogii, ale pisze to specjalnie, by coś zobrazować: mojego życia nijak nie da się przypasować do życia moich babć czy prababć. Moja mama też żyje zupełnie inaczej niż jej matka, nie musiała od nikogo ucieka, całe życie mieszka w tym samym mieście. Obie moje babcie w wieku 22 lat miały już małych, dwuletnich synków, moja mama mając 22 lata urodziła mnie, ja w tym wieku co prawda mam męża, ale wychodząc za mąż nie musiałam brać pod uwagę powodów takich jak moja mama, czyli że "wyjść za nauczyciela to dobrze, bo nauczyciel to dobra praca" (a dziś myślimy: za jakie pieniądze?), starszy jest prawie 10 lat, to mądrzejszy (a dziś nam się wydaje, że gros facetów koło 30-stki to jeszcze dzieci), "malucha nawet się dorobił" (ludzie, co to za auto!) i "w mieszkaniu jego rodziców jest jeszcze jeden wolny pokój, akurat dla nas" (czy dziś ktoś normalny chce mieszkać z teściami?). A te dodatkowe do miłości argumenty padały pod koniec lat 80.! Czy to było tak dawno? Dzieci też na razie nie planuję, wyprowadziłam się kilka lat temu do dużego Wrocławia, skończyłam jedne studia, zaczęłam drugie, pracuję w dużej firmie, co mi mogą poradzić mama i babcia? W jaki sposób ich życie podobne jest do mojego? Pod pewnymi względami jest, ale tak naprawdę bardzo mało.
I wracamy do interpretacji Jam. Kiedyś bardo łatwo było korzystać z mądrości starszych pokoleń, bo wiadomo było, że będziemy żyć jak nasi rodzice, dziadkowie i pradziadkowie. Dziś nie ma to już racji bytu. Świat się zmienia bardzo szybko, jest taki różnorodny, rady dziadków i rodziców wydają się bezużyteczne, co więcej, dziś już starszy człowiek ze swoją mądrością i doświadczeniem ma się schować, komu to potrzebne, dziś wyznajemy kult młodości. Co nam pozostaje więc w tym szalonym świecie? Musimy improwizować, iść na żywca. Próbować sami. Sami szukać rozwiązań. To trudne, to przykre, ale nie mamy wyjścia. Idzie nowe i musimy jakoś w to nowe wejść.
Poruszyliście tutaj wątek ekspertów, bardzo fajnie. Mnie się wydaje , że ta moda na ekspertów narodziła się właśnie przez to o czym pisałam- uznajemy, że rady starszych są bezużyteczne. Czasem tak jest, no bo co mi poradzi w pracy osoba, która na maszynie całe życie pisała i kaseta video była dla niej szczytem zaawansowania? Ale też z drugiej strony wszystko zaczyna być śmieszne. Np. z wychowywaniem dzieci. Kiedyś ludzie radzili się seniorów rodu, jak to sobie radzić z dziećmi, dziś potrzebujemy (ale czy na pewno?) wielkich ekspertów, Superniani, doradców, od wszystkiego- od rodzenia, od przewijania, od karmienia, od mądrego karania, itd. Dzieci uczą się chodzić w kasakach, rodzice montują im nad łóżeczkami maty edukacyjne i czujnik oddechu. Najbardziej naturalna (aczkolwiek trudna) rzecz, rodzicielstwo, coś, co dotyczy ponad 90 proc ludzi na świecie, stało się wg medialnych ekspertów zadaniem arcytrudnym, niewykonalnym wręcz dla zwykłych śmiertelników, dlatego potrzebujemy ich, oświeconych przewodników, coachów i innych, by wyłożyli nam prawdę i dali instrukcję. Ale wiecie co? Mam to gdzieś. Babcia i mama z pewnością nie doradzą mi nic na temat pracy w korporacji i życia w dużym mieście, ale jak kiedyś będę miała dziecko, to zamierzam korzystać z ich pomocy, a nie Superniani z telewizji i całego grona pseudopsychologów (btw: uważam, że psycholog o potrzebny i piękny zawód,a le obecnie nie ma nad tym żadnej kontroli i psychologiem może mianować się każdy, kto skończył studia z psychologii, a to za mało; jest wciąż za mało wykwalifikowanych specjalistów, z uprawnieniami, itd, za to mnóstwo pseudopsychologów występuje w mediach klepiąc nam głupoty, które łykamy bez mrugnięcia okiem).
I o chyba tyle na temat Jam, może jeszcze coś mi się nasunie, to napiszę.
Utwór został napisany na płytę Jon & Vangelis The Friends of Mr. Cairo, która ukazała się w 1981 roku. Rok później piosenkę nagrała Donna Summer, na swoją płytę Donna Summer. Album w całości został wyprodukowany przez Quincy Jonesa. To była mała rewolta dla artystki kojarzonej wcześniej z disco i przeboju I Feel Love, po który niedawno sięgnęła Madonna na płycie Confessions On A Dancefloor.
Donna Summer stwierdziła, że był to jeden z najtrudniejszych albumów, jaki dotychczas nagrała- piosenki były dla niej dużym wyzwaniem, była też wtedy w ciąży. Quincy'ego odbierała jako osobę gwałtowną i kontrolującą. Na albumie pojawiają się też kompozycje autorstwa innych muzyków kojarzonych z Michaelem Jacksonem- Roda Tempertona, Davida Fostera, Steve'a Lukathera, ale też Bruce'a Springsteena i innych.
Płyta osiągnęła spory sukces, docierając do top 20 po obu stronach Atlantyku i będąc nominowaną do Grammy. Obecnie album jest trudno dostępny, w wersji kompaktowej na aukcjach pojawia się w cenach powyżej 90 funtów.
Piosenka State Of Independence jest dodatkowo o tyle szczególna, że w w chórkach pojawia się mnóstwo gwiazd- Michael Jackson, Brenda Russell, James Ingram, Dionne Warwick, Kenny Loggins, Lionel Richie, Stevie Wonder. Tu można obejrzeć filmik z sesji nagraniowej.
Tekst został nieco zmieniony, w stosunku do pierwowzoru. Pojawiają się słowa Caribee i Oroladian (prawdopodobnie chodzi o mityczną dynastię rodu Atlantydy), których próżno szukać w słownikach. Zaśpiew słyszany w piosence prawdopodobnie pochodzi z jednego z języków z kontynentu afrykańskiego.
Donna Summer była jedną z pierwszych, która wypowiedziała się po śmierci Michaela. Powiedziała, że nie wierzyła w to, co Michaelowi zarzucano i że dedykuje mu swój najbliższy koncert. Określiła go jako perfekcjonistę.
Jon Anderson nagrał nową wersję swojej piosenki w 1994 roku na swój solowy album Change We Must oraz na akustyczny album koncertowy Live from La La Land z 2007 roku.
Wersja Donny Summer osiągnęła #1 w Holandii i #14 w Wielkiej Brytanii.
Istnieje dłuższa, 12" wersja utworu, pierwotnie zwana 12" Disco Single. Słowo "disco" usunięto z nazwy, z powodu wrogiego nastawienia do tej muzyki we wczesnych latach 80-tych.
Michael wspomina o tych czasach w wywiadzie z Jesse Jacksonem:
Michael Jackson pisze:To ten czas, kiedy bylem całkowicie rozczarowany i zraniony, mieszkałem w Encino i widywałem tam napisy grafitti typu: "Disco jest do bani" i "Disco to", "Disco tamto", a disco było po prostu radosnym medium zmuszającym ludzi do tańca w tamtym czasie, ale było takie popularne, że hmmm.. Społeczeństwo odwróciło się przeciwko tej muzyce.
Zainspirowało go to do stworzenia Thrillera, który potem przeszedł do historii jako najlepiej sprzedający się LP wszechczasów. Został on wydany w tym samym roku, co Donna Summer.
Michael Jackson, Quincy Jones i inni podczas nagrywania State Of Independence
W 1996 roku na nowo zremiksowano piosenkę, dodając sampel ze słynnej mowy Martina Luthera Kinga, Miałem marzenie. Ta odnowiona wersja dotarła do #1 Dance Music Charts w Wlk. Brytanii. State Of Independence to nie jedyny utwór Jona Andersona łączony z osobą Michaela Jacksona. Inny utwór jego autorstwa, Owner Of A Lonely Heart wykorzystał król popu w swoim wystąpieniu na 1995 MTV Video Music Awards oraz w utworze D.S. z płyty HIStory.
State of life, may I live, may I love
coming out the sky, I
name me a name
coming out silver word for what it is
it is very nature of the sound, the game
Siamese, Indonese, to Tibet
treat the life
as a game, if you please (hey)
coming
up Caribee such a freedom
derives from a meditative
state
movin' on, believe that's it, call it
magic
third world, it is, I only guessed it
Shot to the soul the flame of Oroladian
(the) essence of
the word
the state of independence
Sounds like a
signal from you
bring me to meet your sound
and I will
bring you to my heart
Love, like a signal you call
touching my body, my soul
bring to me, you to meet me
here
Home, be the temple of your heart
home, be
the body of your love
just like holy water to my lips
(hey, hey)
Yes, I do know how I survive
yes, I
do know why I'm alive
to love and be with you
day
by day by day by day
Time, time again, it is said
we will hear, we will see
see it all in His wisdom
hear
His truth will abound the land
this truth
will abound the land
this state of independence shall be
this state of independence shall be
Say, yeah
-e-yay, yeah-e-yo
yeah-e-yay, yeah-e-yo...
be the
sound of higher
love today
yeah-e-yeah (hey, hey)
Time, time again, it is said
we will hear, we will
see
see it all in His winsdom hear
His truth
will abound the land
this truth will abound the land
this state of independence shall be
this state of
independence shall be
this state of independence shall
be
this state of independence shall be
this state of
independence shall be
Niepodległość tłum. kaem
Stan życia w którym mogę żyć i kochać
Pochodzi z nieba
Ja nadam sobie imię
Nadając srebro słowie, bo tym ono jest
To bliskie naturze dźwięku, ta gra
Syjamski, Indonezyjski, Ku Tybetowi
Przyjemność życia
Jako gra, jeśli pozwolisz (hej)
Nadchodzi
Jakaż to wolność
Ze stanu medytacji
Poruszające, wierz lub nie, nazwij to magią
trzecim światem, tak jest, zgaduję
Strzał w duszę płomienia Oroladian
Istota słowa
Niepodległość
Brzmi jak sygnał od Ciebie
Doprowadza mnie do niego
A ja doprowadzę Cię
Do mojego serca
Miłość, jak sygnał w Twym wołaniu
Dotyka me ciało, mą duszę
Doprowadź mnie- Ty, ja tu
Domu, bądź świątynią Twego serca
Domu, bądź ciałem swej miłości
Tak jak woda święcona dla moich ust
(hej, hej)
Tak, ja naprawdę wiem jak przetrwać
Tak, ja naprawdę wiem czemu żyję
By kochać i być z Tobą
Dzień za dniem, dzień za dniem
Z czasem, z czasem znowu, jak powiedziano
Usłyszymy, zobaczymy
Zobaczyć wszystko w Jego mądrości
Usłyszeć
Jego prawda opłynie tę krainę
Ta prawda opłynie tę krainę
Niepodległość niech się stanie
Niezależność niech będzie
Powiedz tak
Tak-o-tak tak-o-tak
Bądź dźwiękiem wyższej miłości dziś
tak
Z czasem, z czasem znowu, jak powiedziano
Usłyszymy, zobaczymy
Zobaczyć wszystko w Jego mądrości
Usłyszeć
Jego prawda opłynie tę krainę
Ta prawda opłynie tę krainę
Niepodległość niech się stanie
Niezależność niech będzie
Niepodległość niech się stanie
Niezależność niech będzie
Kahulugan ang mga text!
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you