Wolę wersję Jona Andersona zdecydowanie. Tam jest szaleństwo niezależności. To czuć w muzyce. Jest tam przestrzeń nieograniczona. W wersji Donny Summer tylko chórki są fajne, w tej piosence czuję jakiś mrok, niepokój, nie czuję wolności.
Teraz przypomniało mi się to co napisałeś
kaem o muzyce na swój pogrzeb. Dla mnie to
Albatros Feetwood Mac. Od lat unoszę się w powietrzu z nim, czuję bezmiar przestrzeni, brak jakiejkolwiek przeszłości i przyszłości. Jest tylko to co tu i teraz. To jest mój bezkres, moja wolność.
Kiedy słucham
Albatrosa mam tak jak
J. Anderson pisze:Jakaż to wolność
Ze stanu medytacji
Poruszające, wierz lub nie, nazwij to magią
trzecim światem…
Dla mnie wolność to stan umysłu, świadomość, że mogę wybierać co zrobię, jakie decyzje podejmę.
Nie chodzi mi o strywializowane „róbta co chceta”, tylko o to, że wybierając jakąś dostępną mi opcję nie robię tym krzywdy innym ludziom. Może pozornie wyglądać tak, że jest to ograniczenie, ale gdy wyrządzę komuś krzywdę nie czuję się wolna.
Maria pisze:
Jeśli tylko wierzysz, jeśli tylko dbasz, by nic nie ciążyło ci na sumieniu, przetrwasz.
Czasami jednak „coś” wkrada się w ten cudny świat wolności i powoduje zgrzyt.
W mój dzisiejszy świat ze skowronkami (i albatrosami) wdarła się... codzienność.
Prozaiczna rzecz - zakupy. Zrobiłam te swoje nie takie znowu wielkie, ale też nie całkiem skromne zakupy, a pan za mną kupił … jedną kiełbaskę. Europa, Polska, XXI a tu człowieka nie stać na jedzenie, ubiór skromniuteńki. Jak ja mogę wtedy odczuwać wolność? Czyli, że mam coś na sumieniu?
kaem pisze:
Być ponad problemy doświadczane w życiu i po prostu je doświadczać.
No tak, doświadczyłam, wiem, że nie uratuję całego świata, to rozumiem. Nawet czasami robię coś bezinteresownie dla innych nie oczekując wdzięczności i czasami udaje mi się po tym wszystkim odzyskać poczucie wolności, ale i tak ciągle miotam się między tym stanem wolności i zniewolenia przez system (życie). Ta zakupowa sytuacja to jeden z przykładów, które ograniczają wolność.
Bo chyba jest tak jak w
piosence Marka Grechuty.
Gdy widzisz ptaka w locie jak wolny jest
Jak płynie sobie, aż po nieba kres.
Wiedz - niebo bywa pełne wichrów i burz
A z lotu ptaka już nie widać róż.
Bo wolność - to nie cel lecz szansa by
Spełnić najpiękniejsze sny, marzenia.
Wolność nie jest celem samym w sobie. Dzięki niej mamy tak żyć, aby odczuwać szczęście, ale to się nie uda w pełni jeśli inni wokół będą zniewoleni.
Pojawił się w dyskusji wątek: wiara w boga a wolność. Mnie wiara nie ogranicza, bo według doktryny chrześcijańskiej Bóg dał człowiekowi wolność czyli prawo do stanowienia o sobie, więc ludzie mogą nawet Go odrzucić. Mój Bóg nie zmusza mnie, On pozostawia mi wybór.
Dla mnie wiara w Boga, Stwórcę, Kreatora, Demiurga czy Jakąśtamsiłęwyższą jest tym samym. To tylko nazwa lub zewnętrzna powłoka tej Siły i personifikacja, aby każdy, nawet Kowalski czy Nowak albo Smith lub Shmidt mogli się łatwiej z Nim identyfikować. Każdy człowiek i tak sobie w głowie tworzy wizerunek swojego boga niezależnie od doktryny kościelnej. Ma to też związek z kulturą z jakiej się wywodzimy.
Według Kartezjusza wolność jest dla człowieka źródłem godności, szacunku dla samego siebie, więc jeśli mam szacunek do siebie będę go mieć dla innych a inni dla mnie. Wtedy jestem wolna.
kaem pisze:Kfm do Owner Of A Lonely Heart opowiada według mnie o preludium do tego stanu. Kiedy człowiek opętany przez sytuacje mu urągające, ale też na które traci wpływ, osłabiają go i doprowadzają na kraniec. Kiedy w pewnym momencie potrafi się zatrzymać, popatrzyć z tzw. metaperspektywy (jedni tak to nazywają, inni mówią na to trzecie oko- czyli spojrzenie na coś z dystansu, niejako obok; to umiejętność, którą się nabywa przy pomocy świadomego samodoświadczania poprzez medytację czy/i psychoterapię) i żyć z.. Problemem, zawiłościami. By z nich wyjść, odwikłać się. Zyskać właśnie stan wewnętrznej niezależności.
kaem pisze:Owner Of A Lonely Heart wykorzystał król popu w swoim wystąpieniu na 1995 MTV Video Music Awards oraz w utworze D.S. z płyty HIStory.
Więc kiedy „dotarł do dna” to mógł tylko odbić się. Zrobił to, bo widocznie odnalazł wolność w sobie i nie zamknął się w swoim świecie, nie zniknął, tylko nagrał fajną płytę, ruszył w trasę koncertową, nie dał się zepchnąć w niebyt i żył, żył z problemem.
A
Owner Of The Lonely Heart to … jedno z moich najpiękniejszych wspomnień lat nastoletnich:) Jak ja to pokochałam od pierwszego usłyszenia!
Ale nie powiem nic więcej, aby magia nie uciekła.
Fajnie mieć świadomość, że wtedy gdy ja się tym zachwycałam Michael też to cenił.
Tym razem miało być krótko a wyszło mi jak zwykle 