Ja też ostatnio miałem sen. W sumie chyba 2 razy śnił mi się MJ przez całe te dwa lata, w ciągu których go słucham (na krótko przed śmiercią zacząłem). Nie będę opowiadać o pierwszym, bo niezbyt dobrze go pamiętam, a po drugie nie było to nic szczególnego. Co prawda, ten ostatni też nie jest jakiś wspaniały, no ale i tak to najlepsze, na co stać było mój ograniczony mózg. Z góry uprzedzam, że nigdy nie byłem dobrym pisarzem i proszę nie zwracać uwagi na liczne powtórzenia, czy błędy w składni.
Jest zimno. Ja paradoksalnie obudziłem się (we śnie) na śniegu. Nie wiedziałem, co tu robiłem. To, że zacząłem sen od obudzenia się tylko spotęgowało moją wiarę w to, że jest prawdziwy. Ale było fajnie! No dobra, wracam do snu. Było ciemno. Rozejrzałem się dookoła i zauważyłem przed sobą jakiś duży budynek. Ciężko mi to do czegoś porównać ... Nie był jakiś ogromny, ot taka zwyczajna pozamiejska rezydencja. Nie mylić z Neverlandem! To nie był Neverland. W każdym razie po chwili znalazłem się w środku. Sami wiecie, jak to jest ze snami- wiele (nawet niekiedy istotnych) szczegółów umyka. Z tego, co pamiętam, to nawet nie byłem świadom, że mój sen ma jakiś związek z Jacksonem. Stałem przed jakimiś ogromnymi, drewnianymi drzwiami. Masywny ochroniarz rozkazał mi otworzyć drzwi. Wszedłem do środka, rozejrzałem się wokół. Po lewej stronie pomieszczenia była długa ławka, a na niej siedziało kilku ludzi w moim wieku. Pierwsze moje skojarzenie było z jakimś przesłuchaniem do programu rozrywkowego w stylu Mam Talent. Naprzeciwko mnie znajdowało się duże biurko, a za nim fotel obrócony w kierunku okna (czyli tyłem do mnie). Fotel się odwraca i ku mojemu zdziwieniu siedzi w nim ... Tak, nietrudno się domyśleć- Michael Jackson. Pierwsza moja reakcja: SZOK! Jak to?! Jeszcze ten sen był taki realistyczny ... (dodam, że nie praktykuję żadnego OOBE) Ja byłem niesaamowicie zdziwiony. Co? On żyje? Tak mi się ciepło w sercu zrobiło ... W każdym razie, poprosił mnie, żebym mu coś zatańczył. Okazało się, że jestem na przesłuchaniu do jego nowej trasy, która ma rozpocząć jego wielki comeback z grobowej deski. Coś tam zatańczyłem, o dziwo wyszło mi bardzo dobrze- nagle tańczyłem 10x lepiej, niż w rzeczywistości i jeszcze mu coś zaśpiewałem- oczywiście też duuużo lepiej, niż zazwyczaj. Pamiętam dokładnie, że Michael odwrócił wtedy głowę w kierunku takiego młodego chłopaka siedzącego na ławce i powiedział "No i co? Nie dość, że on zatańczył, to mi jeszcze zaśpiewał". Michael powiedział mi, że będę mu towarzyszył w jego nowej trasie. Jeejku, jaki byłem zachwycony. Pamiętam, że jeszcze korzystając z okazji wziąłem jego autograf, zrobiłem sobie z nim zdjęcie i pogadałem chwilę (chyba o "This Is It", ale nie jestem pewien). Potem się obudziłem.
I wielkie zniesmaczenie. To był sen
