Mmm. Sto razy za.kaem pisze:Tak żeby dopiec Darth Mandeyowi.
![sesese :knuje:](./images/smilies/knuje.gif)
Moderatorzy: DaX, Sephiroth820, MJowitek, majkelzawszespoko, LittleDevil
O, jak miło.anialim pisze:Wiesz, a_gador, że za każdym razem przeglądając folder ze zdjęciami, myślę o Tobie?:)
Pank już wyjaśnił zagadkę. René Magritte - wybitny belgijski surrealista. Mój awatarek jest właśnie ze zdjęcia z katalogu z jego pracami. Jeszcze jako studentka byłam w Belgii na wymianie i w Brukseli miałam okazję obejrzeć wystawę jego twórczości. Niezwykłej. Podejrzewam, że Michael nie bez przyczyny wybrał Magritte'a do Scream. Styl jego obrazów jest bardzo rozpoznawalny, dostrzec można pewną obsesję w utrwalaniu niektórych przedmiotów, ludzkiego ciała. Bardzo ciekawy artysta.kaem pisze:A wiesz a_gador, że jakiś czas temu chciałem właśnie taki awatar sobie zrobić, tylko nie mogłem znaleźć zdjęcia, bo nie znam autora.
Również jestem za.kaem pisze:można by zrobić temat ze sztuką w Scream
Jako tymczasowy opiekun tego tematu (kontrakt mi przedłużonokaem pisze:Tymczasem głosować na gorsze.
To jak najbardziej.kaem pisze:byle solidne uzasadnienie było
To nie tak. Nadal bardzo lubię Never Can Say Goodbye. Nadal często słucham tej kompozycji i daje mi ona wiele wzruszeń. Już na zawsze będzie dla mnie bardzo symboliczna. I nie o typowe zmęczenie materiału tu chodzi, a raczej o oddzielenie wzruszeń, jakie ten utwór daje od typowo muzycznych i kompozycyjnych doznań. Na tej drugiej płaszczyźnie to jest ładnie zrobiony song, ale daje się w nim zauważyć powtarzalność użytego schematu. W instrumentarium może i pięknie się dzieje, ale nic nowego się nie dzieje, ten sam motyw - od początku do końca.anja pisze:A może po następnych kilkuset przesłuchaniach te inne również przestaną zaskakiwać, bo też wystąpi "zmęczenie materiału"?Mariurzka pisze:I to chyba nawet nie jest tak, że ona mi się ograła, ale z biegiem czasu coraz mniej mnie muzycznie w niej zaskakuje a coraz bardziej staje się oczywistą oczywistością. Piękną i subtelną, ale jednak oczywistością. A ja lubię, jak kompozycja za każdym kolejnym przesłuchaniem oferuje mi coś jeszcze. Ten song wtłoczył mi się w jakieś utarte ramy i schematy.
Pozostałe dwie kompozycje mają to "coś" - nadal odkrywam je na nowo i smakuję frazy i dźwięki. Szczególnie w przypadku Maybe Tomorrow.
A tę aranżację naprawdę lubię i cenię. Świetne smyki, fortepian o lekko musicalowym zabarwieniu, całe instrumentarium nie przytłacza, jest pięknym drugim planem. Bo drugim planem ma być. Głos Michaela to cała paleta barw i dźwięków, od miękkich fraz na pograniczu ciszy do mocnego forte z pełni płuc. Cała kompozycja pięknie się rozwija, oferując słuchaczowi piękne narastanie dźwięków i poszczególnych linii melodycznych, aż po apogeum od mniej więcej 3 minuty. Każdy odsłuch tego utworu to dla mnie nieustanne oczarowanie. Tej kompozycji nie mam dość.anja pisze:W Maybe Tomorrow głos Michaela jest zjawiskowy i nawet niezbyt udana aranżacja mnie nie zniechęca.
A gdzie uzasadnienie głosu?homesick pisze:pojawie sie wkrotce.