Czy zakupiłeś album "Michael"? ANKIETA c.d.
Moderatorzy: DaX, Sephiroth820, MJowitek, majkelzawszespoko, Mafia
Tak, kupiłam płytę. Podobnie jak u wiele z Was, tak i u mnie są mieszane uczucia. Zdaję sobie sprawę, że to płyta z utworami MJ - bez MJ.
Jakby nie było, cieszy mnie ten krążek. Pewnie cieszyłby mnie bardziej, gdyby nie owa wrzawa wokół niej, nieustające dyskusje i "jazdy" Sony. Ale na wiele spraw, nie mamy wpływu a mnie wciąż MJ brak, więc cieszę się choćby z BTM, MTS i HT, gdzie nie mam wątpliwości kto to śpiewa. Podoba mi się też AD i Monster. Więc dlatego, zdecydowałam się kupić krążek. Nie było mi żal wydać tych ponad 50 zł. Dlaczego? Ano dlatego, że choćby na tym krążku były 2-3 piosenki MJ, chciałam je mieć. Płytę rozpatruję w zupełnie innych kategoriach, niż te które były wydane za życia Jacksona. Dlatego, nie żałuję zakupu.
Jakby nie było, cieszy mnie ten krążek. Pewnie cieszyłby mnie bardziej, gdyby nie owa wrzawa wokół niej, nieustające dyskusje i "jazdy" Sony. Ale na wiele spraw, nie mamy wpływu a mnie wciąż MJ brak, więc cieszę się choćby z BTM, MTS i HT, gdzie nie mam wątpliwości kto to śpiewa. Podoba mi się też AD i Monster. Więc dlatego, zdecydowałam się kupić krążek. Nie było mi żal wydać tych ponad 50 zł. Dlaczego? Ano dlatego, że choćby na tym krążku były 2-3 piosenki MJ, chciałam je mieć. Płytę rozpatruję w zupełnie innych kategoriach, niż te które były wydane za życia Jacksona. Dlatego, nie żałuję zakupu.
1958 - forever...
Nie kupiłam i raczej nie kupię. Pomijając niesmak zwiazany z trzema utworami i niedopracowaną książeczką od strony informacyjnej, ta płyta to straszny miszmasz, nie tylko stylistyczny. Jak napisano w jednej z recenzji, brak w niej jakiegoś klucza wg. którego dobrano by utwory. I tak mamy jeden nagrany w czasach sesji do "Thrillera", jeden z czasów "HIStory", jeden z sesji do "Invincible", reszta, pomijając 3 "podejrzane", z ostatnich kilku lat. Wydawcom nie tylko z powodu wyżej wymienionych zastrzeżeń zarzucam pazerność, a nie chcę wspomogać finansowo ludzi którzy moim zdaniem okazują brak szacunku dla spuścizny artystycznej Michaela.
zapraszam i polecam: http://msfeliciam.blogspot.com/
Płytę kupiłem, wersję w pudełku. W Saturnie w Porcie łódzkim 60 zł (W czwartek w Galerii w MM już nie mieli wersji z pudełkiem bo wszystkie poszły). Płytę nie rozpatruję jako płytę Jacksona (nawet tak nie jest ona podpisana) a jako składankę pośmiertną. Postanowiłem kupić płytę ponieważ prócz sławnych 3 utworów, w których wokal bardzo mnie męczy podobają mi się i lubię wszystkie pozostałe utwory. Przyjemnie mi się buja przy Hollywood Tonight, Hold My Hand jest wpadająca w ucho balladą, która mnie wzrusza i którą cenie za przekaz, miło jest posłuchać radosnego MJ'a z 2009r. w Best Of Joy, Another Day sprawia wrażenie niedokończonej ale i tak jest dobrym utworem z przyjemnym spokojnym wokalem w zwrotkach, no i Behind The Mask oraz Much Too Soon - dla tych tylko utworów kupiłbym te płytę. Podobają mi się te utwory i sumienie kazało mi je "mieć". Słucham jej całej poza 3 sławnymi kawałkami, które mnie drażnią (W Monster słucham zwrotki 50centa i końcowych okrzyków, bit też mi się podoba).
Kupiłam i generalnie jestem zadowolona, ale chcę się podzielić pewnymi spostrzeżeniami.
Zgadzam się, że:
- Sony trochę skłamało twierdząc gdzieś wcześniej, że wow, nowe, niepublikowane kawałki Michaela, skoro wiadomo, że część to jednak nie nowe,a inne wcześniej wyciekły lub były znane ich ścinki itd. Tłumaczę to jednak niewinnym chwytem marketingowym - jak z resztą, a tak uważam - całe to zamieszanie typu "Michael Jackson nie śpiewa na tym albumie" itp.
- produkcja nie jest najszczęśliwsza o tyle, że ktoś (w domyśle być może Teddy Riley) przedobrzył nieco. Czasami za dużo się dzieje w jednym miejscu. Różne dźwięki i efekty wręcz atakują odbiorcę i właśnie to sprawia wrażenie bałaganu. Faktycznie, momentami, wydaje mi się, że Michael sam zrobiłby to trochę inaczej.
- nie ma jakiejś... hm, myśli, motywu przewodniego tego albumu, jeśli wiecie co mam na myśli. wcześniejsze albumy były określone jakąś specyficzną dojrzałością (artystyczną i osobistą Michaela), miały jakiś wspólny mianownik, chociażby to, że wszystkie utwory nagrane były w pewnym konkretnym jednym czasie, a tu... mamy taki misz-masz i to niekoniecznie musi odpowiadać, samo komponować się w całość.
I tu właśnie - tak mi się wydaje - jest pies pogrzebany. Obok takiego np. Much Too Soon, mamy Monstera i Breaking News, w których widać znaczną różnicę w wokalu Michaela. Przede wszystkim poróżnił ich czas - Michael dwudziestoletni brzmiący tak i Michael pięćdziesięcioletni brzmiący inaczej na tyle, że mamy spór o jego autentyczność. Jestem skłonna zgodzić się, że to poniekąd jest błąd Sony/ producentów /osób decyzyjnych, ktokolwiek to jest.
Generalnie nie biorę poważnie pod uwagę opinii z portali typu Interia, ale w zeszłym tygodniu przeczytałam tam całkiem sensowną recenzję płyty i zgadzam się z nią.
Najlepszym kawałkiem - wg mnie osobiście, jak również autora recenzji - jest Monster. Jedynie tam wszystko jest na miejscu, zgrabnie współgra ze sobą i nie słyszę żadnego zgrzytu. Na drugim miejscu jest Behind The Mask.
Najgorzej jednak moim zdaniem jest z Another Day i Hollywood Tonight. Tak jak wspomniałam wyżej - za dużo napaćkane w jednym miejscu i nie wiadomo na czym skupić większość uwagi. Bałagan. Rozczarowało mnie bardzo AD, ponieważ wcześniej, jeszcze jak był pierwszy wyciek, głowę dałabym sobie uciąć, że skoro nazwano to duetem, to jak wynika z definicji, panowie będą śpiewać razem, Lenny zaprezentuje przynajmniej jedną całą zwrotkę, jakąś dobrą solówkę. A tu d*pa.
Poza tym, o czym chciałam jeszcze wspomnieć. Teksty.
Innych rozczarowała produkcja, koza tudzież inne rzeczy. Mnie, nie mogę tego ukryć, rozczarowało większość tekstów. Jakkolwiek Michael jest ich autorem, ale... sorry - to już było: ojej, jaki jestem samotny i nieszczęśliwy, szukam miłości, bo nie ma jej w moim życiu,a ona powiedziała nie, siedząc przy stole. o,zjawiłaś się w ciemności, rozjaśniłaś mój dzień, jesteś moją gwiazdeczką, chcę żebyś była zawsze, och... , poza tym co najmniej kilka razy powtarza się motyw jakiejś laski, która chce zrobić karierę w Hollywood. przyznam, że wkurzające już to jest. ile razy można śpiewać o samotności = użalać się nad sobą?
Tak, to ewidentnie pretensja do Michaela, nie do producentów. Trochę, tak myślę, ta moja opinia odnośnie tekstów, współgra z opiniami niektórych, jakoby brzmienie i inne sprawy były boysbandowe - lecz zarzucacie to (generalizując) wytwórni i producentom - za to nie widziałam żadnej opinii klarownej dotyczącej tych tekstów (w większości raczej autorstwa samego Michaela). To dopiero jest płycizna boysbandowa i smęty, że aż niedobrze!
Dlatego żałuję, że na albumie nie ma STTR, DYKWYCA,czy CO... bo teksty tam są zaskakujące i dobre, a nie taka POPelina.
Emocje więc opadły i trochę chłodnym okiem patrzę już na to wydanie. Na razie miejsce pierwsze płyty BAD w moim osobistym rankingu nie jest niczym zagrożone. Jednak zakupiłam #MICHAEL z uśmiechem na buzi i cieszę się, że posiadam. Coś nowego, innego, zaskakującego... myślę, że tak czy inaczej, warto mieć na półce.
To tyle ode mnie. Dziękuję. :)
Zgadzam się, że:
- Sony trochę skłamało twierdząc gdzieś wcześniej, że wow, nowe, niepublikowane kawałki Michaela, skoro wiadomo, że część to jednak nie nowe,a inne wcześniej wyciekły lub były znane ich ścinki itd. Tłumaczę to jednak niewinnym chwytem marketingowym - jak z resztą, a tak uważam - całe to zamieszanie typu "Michael Jackson nie śpiewa na tym albumie" itp.
- produkcja nie jest najszczęśliwsza o tyle, że ktoś (w domyśle być może Teddy Riley) przedobrzył nieco. Czasami za dużo się dzieje w jednym miejscu. Różne dźwięki i efekty wręcz atakują odbiorcę i właśnie to sprawia wrażenie bałaganu. Faktycznie, momentami, wydaje mi się, że Michael sam zrobiłby to trochę inaczej.
- nie ma jakiejś... hm, myśli, motywu przewodniego tego albumu, jeśli wiecie co mam na myśli. wcześniejsze albumy były określone jakąś specyficzną dojrzałością (artystyczną i osobistą Michaela), miały jakiś wspólny mianownik, chociażby to, że wszystkie utwory nagrane były w pewnym konkretnym jednym czasie, a tu... mamy taki misz-masz i to niekoniecznie musi odpowiadać, samo komponować się w całość.
I tu właśnie - tak mi się wydaje - jest pies pogrzebany. Obok takiego np. Much Too Soon, mamy Monstera i Breaking News, w których widać znaczną różnicę w wokalu Michaela. Przede wszystkim poróżnił ich czas - Michael dwudziestoletni brzmiący tak i Michael pięćdziesięcioletni brzmiący inaczej na tyle, że mamy spór o jego autentyczność. Jestem skłonna zgodzić się, że to poniekąd jest błąd Sony/ producentów /osób decyzyjnych, ktokolwiek to jest.
Generalnie nie biorę poważnie pod uwagę opinii z portali typu Interia, ale w zeszłym tygodniu przeczytałam tam całkiem sensowną recenzję płyty i zgadzam się z nią.
Najlepszym kawałkiem - wg mnie osobiście, jak również autora recenzji - jest Monster. Jedynie tam wszystko jest na miejscu, zgrabnie współgra ze sobą i nie słyszę żadnego zgrzytu. Na drugim miejscu jest Behind The Mask.
Najgorzej jednak moim zdaniem jest z Another Day i Hollywood Tonight. Tak jak wspomniałam wyżej - za dużo napaćkane w jednym miejscu i nie wiadomo na czym skupić większość uwagi. Bałagan. Rozczarowało mnie bardzo AD, ponieważ wcześniej, jeszcze jak był pierwszy wyciek, głowę dałabym sobie uciąć, że skoro nazwano to duetem, to jak wynika z definicji, panowie będą śpiewać razem, Lenny zaprezentuje przynajmniej jedną całą zwrotkę, jakąś dobrą solówkę. A tu d*pa.
Poza tym, o czym chciałam jeszcze wspomnieć. Teksty.
Innych rozczarowała produkcja, koza tudzież inne rzeczy. Mnie, nie mogę tego ukryć, rozczarowało większość tekstów. Jakkolwiek Michael jest ich autorem, ale... sorry - to już było: ojej, jaki jestem samotny i nieszczęśliwy, szukam miłości, bo nie ma jej w moim życiu,a ona powiedziała nie, siedząc przy stole. o,zjawiłaś się w ciemności, rozjaśniłaś mój dzień, jesteś moją gwiazdeczką, chcę żebyś była zawsze, och... , poza tym co najmniej kilka razy powtarza się motyw jakiejś laski, która chce zrobić karierę w Hollywood. przyznam, że wkurzające już to jest. ile razy można śpiewać o samotności = użalać się nad sobą?
Tak, to ewidentnie pretensja do Michaela, nie do producentów. Trochę, tak myślę, ta moja opinia odnośnie tekstów, współgra z opiniami niektórych, jakoby brzmienie i inne sprawy były boysbandowe - lecz zarzucacie to (generalizując) wytwórni i producentom - za to nie widziałam żadnej opinii klarownej dotyczącej tych tekstów (w większości raczej autorstwa samego Michaela). To dopiero jest płycizna boysbandowa i smęty, że aż niedobrze!
Dlatego żałuję, że na albumie nie ma STTR, DYKWYCA,czy CO... bo teksty tam są zaskakujące i dobre, a nie taka POPelina.
Emocje więc opadły i trochę chłodnym okiem patrzę już na to wydanie. Na razie miejsce pierwsze płyty BAD w moim osobistym rankingu nie jest niczym zagrożone. Jednak zakupiłam #MICHAEL z uśmiechem na buzi i cieszę się, że posiadam. Coś nowego, innego, zaskakującego... myślę, że tak czy inaczej, warto mieć na półce.
To tyle ode mnie. Dziękuję. :)
Ciężko żeby taka zakupoholiczka jak ja nie miała tej płyty na półce;)
Jestem zadowolona!
Płytę fajnie się słucha, chociaż wiadomo, że to już nie to samo i nie wiemy tak naprawdę ile jest procent Michaela w "Michaelu". Nie zastanawiam się nad tym za dużo. Cieszę się płytą, drżeniem ścian i kieliszków w kuchni.
Jak na razie moim słodkim faworytem jest I Like The Way You Love Me, a rockowym- Another Day.
Jestem zadowolona!
Płytę fajnie się słucha, chociaż wiadomo, że to już nie to samo i nie wiemy tak naprawdę ile jest procent Michaela w "Michaelu". Nie zastanawiam się nad tym za dużo. Cieszę się płytą, drżeniem ścian i kieliszków w kuchni.
Jak na razie moim słodkim faworytem jest I Like The Way You Love Me, a rockowym- Another Day.
Nie zakupiłam i wciąż się waham...Możliwe, że wybiorę opcję: kilku mp3...
Wiedziałam, ze coś zmajstrowali przy BN. Tylko nie byłam pewna, czy to impersonator śpiewa czy to przetworzony głos MJ'a. Riley chyba powiedział już wszystko...Teraz zaczęłam mieć z kolei wątpliwości w jakim procencie Michael jest autorem tych tekstów jak i kompozycji. Czy w książecze jest więcej informacji na ten temat?
Myślę, ze Michael nie traktował tych nagrań poważnie..Wciąż nie rozumiem dlaczego wybór padł na tak wątpliwej jakości kawałki...
Wiedziałam, ze coś zmajstrowali przy BN. Tylko nie byłam pewna, czy to impersonator śpiewa czy to przetworzony głos MJ'a. Riley chyba powiedział już wszystko...Teraz zaczęłam mieć z kolei wątpliwości w jakim procencie Michael jest autorem tych tekstów jak i kompozycji. Czy w książecze jest więcej informacji na ten temat?
Myślę, ze Michael nie traktował tych nagrań poważnie..Wciąż nie rozumiem dlaczego wybór padł na tak wątpliwej jakości kawałki...
Ostatnio zmieniony wt, 25 wrz 2012, 14:45 przez triniti, łącznie zmieniany 1 raz.
- lazygoldfish
- Posty: 152
- Rejestracja: sob, 18 lip 2009, 19:20
Nie potrafię z czystym sumieniem wydać kasę na coś, co wzbudza we mnie tak dużo irytacji i negatywnych emocji.
całkiem słuszna uwaga. mam zresztą podobne odczucia. Różnie to bywało u Michaela z tekstami, ale jeżeli już podejmował się mówienia o czymś co go wkurzało, kiedy chciał wyrazić coś dosadnie to pisał takie Tabloid Junkie, Leave me alone albo They don't care about us a tutaj mamy np. Monster i Breaking News... O fajnych laskach też zdarzało mu się pisać z większa fantazją. Na korzyśc Michaela może jednak przemawiac fakt, że wiele tych piosenek nie było ukończonych, podejrzewam i chcę wierzyć, że mogło to też dotyczyć niektórych tekstów.akaagnes pisze:Innych rozczarowała produkcja, koza tudzież inne rzeczy. Mnie, nie mogę tego ukryć, rozczarowało większość tekstów. Jakkolwiek Michael jest ich autorem, ale... sorry - to już było: ojej, jaki jestem samotny i nieszczęśliwy, szukam miłości, bo nie ma jej w moim życiu,a ona powiedziała nie, siedząc przy stole. o,zjawiłaś się w ciemności, rozjaśniłaś mój dzień, jesteś moją gwiazdeczką, chcę żebyś była zawsze, och... , poza tym co najmniej kilka razy powtarza się motyw jakiejś laski, która chce zrobić karierę w Hollywood. przyznam, że wkurzające już to jest. ile razy można śpiewać o samotności = użalać się nad sobą?
Nie kupiłam i nie zamierzam. Powód jest prosty: dla mnie "Michael" to słabe wydawnictwo i najnormalniej w świecie jest mi szkoda wydawać pieniążki na tę płytę, mogąc zaoszczędzić i uzupełnić kolekcje zdecydowanie lepszymi perełkami. Są "Behind the Mask", "Much Too Soon" i choć są świetne i idealnie podeszły pod moje gusta, to niestety za mało.
Poza tym, ten bardzo wątpliwy głos Michaela(?) w 3 utworach...
Poza tym, ten bardzo wątpliwy głos Michaela(?) w 3 utworach...
Kupiłem i bardzo się cieszę z płyty Na całej płycie jedynie Breaking News mi nie podeszło i zdecydowanie dla 9 piosenek warto kupić cały album Nie jest to może arcydzieło ale żadnego arcydzieła się nie spodziewałem. Cieszmy się tym co mamy - tylko to nam zostało.
I nie sądzę tak jak większość tutaj ,że $ony niszczy dorobek króla. Po prostu nie ma nic do dodania ale też nie niszczy. To w końcu głos Michaela nawet jeżeli zmieniony ale zawsze jego. Czyste dema może i by były dla nas większą radochą ale brzmią na pewno o wiele gorzej.
I nie sądzę tak jak większość tutaj ,że $ony niszczy dorobek króla. Po prostu nie ma nic do dodania ale też nie niszczy. To w końcu głos Michaela nawet jeżeli zmieniony ale zawsze jego. Czyste dema może i by były dla nas większą radochą ale brzmią na pewno o wiele gorzej.
Sprawa jest ciężka.
Płytę mam, słucham i cholernie cieszy mnie ta muzyka (są pewne wyjątki, ale niewarte rozstrząsania).
Zaczyna mnie jednak coś gryźć gdy wpadam na forum i czytam o złym Sony i ludziach ciemności. Spoglągam wtedy na "Michael'a" stojącego na półce i tak nagle magia gdzieś ulatuje.
Moje życie jest czasem tak realne, przez pewne wpisy na forum coraz częściej stąpam twardo po ziemi- a tego nie lubię.
A sumienie gryzie, bo te wpisy mają sens.
Płytę mam, słucham i cholernie cieszy mnie ta muzyka (są pewne wyjątki, ale niewarte rozstrząsania).
Zaczyna mnie jednak coś gryźć gdy wpadam na forum i czytam o złym Sony i ludziach ciemności. Spoglągam wtedy na "Michael'a" stojącego na półce i tak nagle magia gdzieś ulatuje.
Moje życie jest czasem tak realne, przez pewne wpisy na forum coraz częściej stąpam twardo po ziemi- a tego nie lubię.
A sumienie gryzie, bo te wpisy mają sens.
http://przeslodzonaherbata.blog.onet.pl
Dopiero zaczynam, ale...
Nie lubi słów: błogosławiony owoc żywota twego
Amelia Poulain
Dopiero zaczynam, ale...
Nie lubi słów: błogosławiony owoc żywota twego
Amelia Poulain
Kupiłem 3 płyty.
2 na prezenty.
Mimo wszystkich kontrowesji. No nie oszukujmy się to jest Michael Jackson. Można wytykać błędy producenckie,mozna nie lubić pewnych utworów. Ale w przeważającej większości to jest Michael. Nie po to tu stękałem pare lat gdzie ta płyta?gdzie ta płyta? żeby teraz stękać nie chce płyty,nie chce płyty.
2 na prezenty.
Mimo wszystkich kontrowesji. No nie oszukujmy się to jest Michael Jackson. Można wytykać błędy producenckie,mozna nie lubić pewnych utworów. Ale w przeważającej większości to jest Michael. Nie po to tu stękałem pare lat gdzie ta płyta?gdzie ta płyta? żeby teraz stękać nie chce płyty,nie chce płyty.
M - chora z 'Miłości'.
J - Jebus z pseudo mafii.
P - zakompleksiony Psychol/og o tysiącu nickach.
T - użyteczne Tłuki.
-------------------> MJPT <-------------------
J - Jebus z pseudo mafii.
P - zakompleksiony Psychol/og o tysiącu nickach.
T - użyteczne Tłuki.
-------------------> MJPT <-------------------
Słuchu nie mam ni huhu, nie mogę zatem, choćbym nie wiem jak chciała, należeć do którejkolwiek grupy "wierzących" w to, czy to głos MJa czy nie.
Zresztą nie jestem na tyle w temacie, żeby wiedzieć, dlaczego MJ miałby być kimś podstawiony (z pobieżnej lektury tematu i sygnaturek wnioskuję, iż w nagraniu płyty uczestniczyło jakieś zoo). Tak na moją logikę: Sony, pazerne na kasę, ma dema utworów z głosem Michaela. Zatem nie wiem po co opłacaliby raz jeszcze studio, dźwiękowców i całą ekipę potrzebną do nagrania raz jeszcze tego, co już mają. I to do płacenia Kozie. co więcej, Koza talentna być musi, bo ma brzmieć łudząco podobnie do samego Michaela. Zatem trzeba Kozie zapłacić nie tylko za samo śpiewanie, ale i za trzymanie paszczy w ciup. Pazerne Sony musiałoby zapłacić jej więcej niż byłaby w stanie zapłacić jej Oprah&Co za wywiad pt "To ja, Koza, jestem Michaelem Jacksonem". Co zatem mogłoby zmusić Sony łaknące kasy do wybulenia kupę szmalu na ponowne nagranie czegoś, co już jest nagrane przez MJa, i do tego wysupłać ze skarpety łapówkę dla Kozy, żeby sie nie przyznała? KIM jest Koza, że Sony na nią przepuści tyle pieniędzy, narażając się przy tym, że Koza jednak sie wypowie w sprawie, a nie wierze, że nikt jej nie będzie chciał słuchać?
Co gorsze, głos Kozy mi odpowiada, sa momenty, kiedy brzmi dość uwodzicielsko..i tak uwiedziona przez Kozę, zakupiłam ten album.
Mogę zrozumieć, że to są oryginalne dema, które Sony, z powodu kasy, pomixowało, bo demo by kupili "tylko" fani, a tak mamy trochę hitów do radia.
Nie podoba mi się to, ale to pojmuję. Sony to nie instytucja charytatywna. Pozostaje mi mieć nadzieję, że wydadzą kiedyś reedycje reedycji, na której bonusem będzie demo tego czy tamtego utworu, albo że to poprzecieka, albo coś w tym stylu, co się zdarza.
Póki co mam płytę "Michael" i mi z nią dobrze. Dla muzyki wysublimowanej mogę pójść do opery (zresztą byłam...akurat...). Wyrzutów sumienia nie mam żadnych. G d y b y to cale science fiction miało być prawdą, i tam śpiewa Koza, to trudno, wśród płyt mam sporo nie Michaela, będzie jedna więcej, o ciekawej historii, a płyty będę kupować tylko żyjących wykonawców bezpośrednio po ich koncercie.
Ale tak na serio, to wyrzutów sumienia nie mam, bo mnie ta muzyka dodaje energii. Energii do życia, do tańca przed lustrem, do marzeń i zmian w życiu. Daje mi coś, czego Michael już nie ma. Kurczę, nie wiem jak to opisać, sama się z tym jeszcze nie poukładałam, ale mam takie jakieś przeświadczenie, że teraz mam żyć nie tylko swoim życiem (w pełni, jak najbardziej w pełni) to jeszcze w jakimś skrawku jakby życiem Michaela. Tak odrobinkę, bo tylko tyle mogę.
On już nie żyje, ale ja tak.
Michael... jeśli to nawet Koza, i jesteś wściekły za to, co Sony sprzedaje pod Twoim nazwiskiem, to śpij spokojnie. Są rzeczy ważniejsze niż pieniądze i Ty o tym wiesz. Ważniejsze jest spełnianie marzeń i chęć życia. A nowa płyta daje mi powera, spokojne melodie kołyszą. Ta muzyka wzbudza we mnie pozytywne emocje, chce dla świata dobrze. Daj Kozie marchewkę, spisała się. Tak tak, nie jest to Wielkie Dzieło dla mnie, ale da mi paliwa na jakiś czas. Dokądś na nim w końcu zajadę, a tak..stałabym w miejscu.
edit. Ta nowa płyta kojarzy mi się troszkę z reedycją Thrillera25, pod względem mixowania i dopasowania do "teraźniejszości", nie popadłam wtedy w mega zachwyt, ale jakby nie było, sama też obchodziłam swoje 25lecie, płytę mam i wolę mieć niż nie mieć, Chociaż kolekcjonerem nie jestem. Dla pozytywnych myśli i wspomnień.
Kiedyś na pewno wyciekną dema z tych nowych utworów, jeśli okaże się, że sa kompletnie inne, wciśnie mnie, mam nadzieję, w ścianę i będę się cieszyć w dwójnasób, ponownie, inaczej.
Pewien rozdział jest już niestety zamknięty. Nie chcę otwierać nowego nienawiścią do kogokolwiek.
Zresztą nie jestem na tyle w temacie, żeby wiedzieć, dlaczego MJ miałby być kimś podstawiony (z pobieżnej lektury tematu i sygnaturek wnioskuję, iż w nagraniu płyty uczestniczyło jakieś zoo). Tak na moją logikę: Sony, pazerne na kasę, ma dema utworów z głosem Michaela. Zatem nie wiem po co opłacaliby raz jeszcze studio, dźwiękowców i całą ekipę potrzebną do nagrania raz jeszcze tego, co już mają. I to do płacenia Kozie. co więcej, Koza talentna być musi, bo ma brzmieć łudząco podobnie do samego Michaela. Zatem trzeba Kozie zapłacić nie tylko za samo śpiewanie, ale i za trzymanie paszczy w ciup. Pazerne Sony musiałoby zapłacić jej więcej niż byłaby w stanie zapłacić jej Oprah&Co za wywiad pt "To ja, Koza, jestem Michaelem Jacksonem". Co zatem mogłoby zmusić Sony łaknące kasy do wybulenia kupę szmalu na ponowne nagranie czegoś, co już jest nagrane przez MJa, i do tego wysupłać ze skarpety łapówkę dla Kozy, żeby sie nie przyznała? KIM jest Koza, że Sony na nią przepuści tyle pieniędzy, narażając się przy tym, że Koza jednak sie wypowie w sprawie, a nie wierze, że nikt jej nie będzie chciał słuchać?
Co gorsze, głos Kozy mi odpowiada, sa momenty, kiedy brzmi dość uwodzicielsko..i tak uwiedziona przez Kozę, zakupiłam ten album.
Mogę zrozumieć, że to są oryginalne dema, które Sony, z powodu kasy, pomixowało, bo demo by kupili "tylko" fani, a tak mamy trochę hitów do radia.
Nie podoba mi się to, ale to pojmuję. Sony to nie instytucja charytatywna. Pozostaje mi mieć nadzieję, że wydadzą kiedyś reedycje reedycji, na której bonusem będzie demo tego czy tamtego utworu, albo że to poprzecieka, albo coś w tym stylu, co się zdarza.
Póki co mam płytę "Michael" i mi z nią dobrze. Dla muzyki wysublimowanej mogę pójść do opery (zresztą byłam...akurat...). Wyrzutów sumienia nie mam żadnych. G d y b y to cale science fiction miało być prawdą, i tam śpiewa Koza, to trudno, wśród płyt mam sporo nie Michaela, będzie jedna więcej, o ciekawej historii, a płyty będę kupować tylko żyjących wykonawców bezpośrednio po ich koncercie.
Ale tak na serio, to wyrzutów sumienia nie mam, bo mnie ta muzyka dodaje energii. Energii do życia, do tańca przed lustrem, do marzeń i zmian w życiu. Daje mi coś, czego Michael już nie ma. Kurczę, nie wiem jak to opisać, sama się z tym jeszcze nie poukładałam, ale mam takie jakieś przeświadczenie, że teraz mam żyć nie tylko swoim życiem (w pełni, jak najbardziej w pełni) to jeszcze w jakimś skrawku jakby życiem Michaela. Tak odrobinkę, bo tylko tyle mogę.
On już nie żyje, ale ja tak.
Michael... jeśli to nawet Koza, i jesteś wściekły za to, co Sony sprzedaje pod Twoim nazwiskiem, to śpij spokojnie. Są rzeczy ważniejsze niż pieniądze i Ty o tym wiesz. Ważniejsze jest spełnianie marzeń i chęć życia. A nowa płyta daje mi powera, spokojne melodie kołyszą. Ta muzyka wzbudza we mnie pozytywne emocje, chce dla świata dobrze. Daj Kozie marchewkę, spisała się. Tak tak, nie jest to Wielkie Dzieło dla mnie, ale da mi paliwa na jakiś czas. Dokądś na nim w końcu zajadę, a tak..stałabym w miejscu.
edit. Ta nowa płyta kojarzy mi się troszkę z reedycją Thrillera25, pod względem mixowania i dopasowania do "teraźniejszości", nie popadłam wtedy w mega zachwyt, ale jakby nie było, sama też obchodziłam swoje 25lecie, płytę mam i wolę mieć niż nie mieć, Chociaż kolekcjonerem nie jestem. Dla pozytywnych myśli i wspomnień.
Kiedyś na pewno wyciekną dema z tych nowych utworów, jeśli okaże się, że sa kompletnie inne, wciśnie mnie, mam nadzieję, w ścianę i będę się cieszyć w dwójnasób, ponownie, inaczej.
Pewien rozdział jest już niestety zamknięty. Nie chcę otwierać nowego nienawiścią do kogokolwiek.