Michael Jackson twórcą hymnów
Moderatorzy: DaX, Sephiroth820, MJowitek, majkelzawszespoko, LittleDevil
Michael Jackson twórcą hymnów
Użytkownicy MJPT w okresie od 1. grudnia 2010 do 22. grudnia 2010 w temacie Najsłabsze Ogniwo wybrali najlepszą piosenkę- hymn wykonaną bądź wykonaną i napisaną przez Michaela Jacksona. Oto pierwsza dziesiątka:
10. Cry
9. State Of Independence
8. What More Can I Give
7. Heal The World
6. We Are The World
5. We've Had Enough
4. Earth Song
3. Keep The Faith
2. Man In The Mirror
1. Will You Be There
Zgadzacie się z wynikami?
10. Cry
9. State Of Independence
8. What More Can I Give
7. Heal The World
6. We Are The World
5. We've Had Enough
4. Earth Song
3. Keep The Faith
2. Man In The Mirror
1. Will You Be There
Zgadzacie się z wynikami?
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
- billiejean89
- Posty: 650
- Rejestracja: pt, 23 paź 2009, 17:44
- Skąd: 2300 Jackson Street
- Man in the mirror
- Posty: 768
- Rejestracja: wt, 15 lip 2008, 18:08
No w czwórce znalazły się utwory, których się spodziewałem..
Osobiście większymi hymnamii są dla mnie Earth Song czy Man in the Mirror, jednak doceniam Will you be there i ciesze się z jego zwycięstwa;)
Chciałem przed rozgrywką, żeby doceniono Keep the Faith, by było na czwartym miejscu, jednak uważam, że je przeceniono, bo jest na trzecim. wygrywając z potężnym hymnem Earth Song. No cóz... .
....aaa oto Moja klasyfikacja.
10.We've Had Enough
9. State Of Independence
8. Cry
7. Heal The World
6. We Are The World
5. What More Can I Give
4. Keep The Faith
_________________________
3. Will You Be There
________________________
2. Earth Song
1. Man In The Mirror
Osobiście większymi hymnamii są dla mnie Earth Song czy Man in the Mirror, jednak doceniam Will you be there i ciesze się z jego zwycięstwa;)
Chciałem przed rozgrywką, żeby doceniono Keep the Faith, by było na czwartym miejscu, jednak uważam, że je przeceniono, bo jest na trzecim. wygrywając z potężnym hymnem Earth Song. No cóz... .
....aaa oto Moja klasyfikacja.
10.We've Had Enough
9. State Of Independence
8. Cry
7. Heal The World
6. We Are The World
5. What More Can I Give
4. Keep The Faith
_________________________
3. Will You Be There
________________________
2. Earth Song
1. Man In The Mirror
Dokładnie ;) Szkoda, że Heal the world nie znalazło się na podiumbilliejean89 pisze:Zamieniłabym tylko Keep the faith na Heal the world ;)
A ze zwycięstwa Will you be there bardzo się cieszę, chociaż ona i tak, niezależnie od tego jak prezentuje się na tle innych piosenek, dla mnie już zawsze będzie takim moim hymnem ;)
Mi nie pasuje tak wysoka pozycja Keep The Faith. U mnie to max 6 miejsce.
Tutaj moje top:
10. State Of Independence
9. Cry
8. What More Can I Give
7. Heal The World
6. Keep The Faith
5. We Are The World
4. We've Had Enough
i ex aequo
1. Will You Be There
1. Man In The Mirror
1. Earth Song
Nie do ustawienia w kolejności. Pewnie za każdym razem bym głosował inaczej
Tutaj moje top:
10. State Of Independence
9. Cry
8. What More Can I Give
7. Heal The World
6. Keep The Faith
5. We Are The World
4. We've Had Enough
i ex aequo
1. Will You Be There
1. Man In The Mirror
1. Earth Song
Nie do ustawienia w kolejności. Pewnie za każdym razem bym głosował inaczej
a ja z kolei dałabym wszystkie trzy Dangerousowe hymny na podium :) Zaraz za nimi MITM i ES.
Tak w ogóle, to jako rozmarzone dziecko, właśnie za takie piosenki pokochałam pana Jacksona, za WYBT, HTW i MITM w szczególności. W moim małym rozumku pan Michael Jackson był człowiekiem zaangażowanym wyłącznie w w takie tematy. Jeszcze gdzieś na początku lat 90. podśpiewując BJ nie wymawiałam frazy "be careful who you love", ponieważ sądziłam, że te dwa środkowe słowa znaczą coś złego Dopiero drążenie w tym temacie (i jakaż ulga, że jednak to nic takiego, a jednocześnie jakież zdziwienie w odkrywaniu tekstu ITC;)) pokazało mi wielowymiarowość artysty Michaela Jacksona. Sentyment do artysty - wykonawcy hymnów pozostał, co i rusz wzrusza i inspiruje.
Tak w ogóle, to jako rozmarzone dziecko, właśnie za takie piosenki pokochałam pana Jacksona, za WYBT, HTW i MITM w szczególności. W moim małym rozumku pan Michael Jackson był człowiekiem zaangażowanym wyłącznie w w takie tematy. Jeszcze gdzieś na początku lat 90. podśpiewując BJ nie wymawiałam frazy "be careful who you love", ponieważ sądziłam, że te dwa środkowe słowa znaczą coś złego Dopiero drążenie w tym temacie (i jakaż ulga, że jednak to nic takiego, a jednocześnie jakież zdziwienie w odkrywaniu tekstu ITC;)) pokazało mi wielowymiarowość artysty Michaela Jacksona. Sentyment do artysty - wykonawcy hymnów pozostał, co i rusz wzrusza i inspiruje.
10 State Of Independence
9 Cry
8 We've Had Enough
7 What More Can I Give
6 Heal The World
5 We Are The World
4 Keep The Faith
3 Man In The Mirror
2 Will You Be There
1 Earth Song
U mnie to tak wygląda. Pierwsza czwórka zdecydowanie poza zasięgiem. Earth song niezmiennie od początku mojego fanowania jest na pierwszym miejscu.
9 Cry
8 We've Had Enough
7 What More Can I Give
6 Heal The World
5 We Are The World
4 Keep The Faith
3 Man In The Mirror
2 Will You Be There
1 Earth Song
U mnie to tak wygląda. Pierwsza czwórka zdecydowanie poza zasięgiem. Earth song niezmiennie od początku mojego fanowania jest na pierwszym miejscu.
10 State Of Independence
9 We've Had Enough
8 Cry
7 Keep the faith
6 What more can I give
5 Man in the mirror
4 We are the world
3 Earth song
2 Heal the world
1 Will You be there
Zdecydowanie pierwsza 5 jest poza zasięgiem.
9 We've Had Enough
8 Cry
7 Keep the faith
6 What more can I give
5 Man in the mirror
4 We are the world
3 Earth song
2 Heal the world
1 Will You be there
Zdecydowanie pierwsza 5 jest poza zasięgiem.
"Together we can heal the world and make it a better place."
"GO FOR YOUR DREAMS!"
- Michael FOREVER!!!
- Posty: 119
- Rejestracja: czw, 16 lip 2009, 19:19
- Skąd: Katowice
Zgadzam się ogólnie z wynikami (zwłaszcza podium), jednak uważam, że utwór "State Of Independence" nie pasuwał tutaj. To świetny numer, ale jednak Donny Summer, a nie Michaela Jacksona. Michael jest tutaj tylko chórzystą. Nic dziwnego, że odpał tak szybko, myślę, że to było głównym powodem.
Ostatnio zmieniony sob, 22 sty 2011, 14:09 przez Margareta, łącznie zmieniany 2 razy.
State Of Independence i Keep The Faith to moje ulubione piosenki ostatnich miesięcy 2010 roku. Dla wielu nieodkryte.
O State Of Independence już wspominałem w innym temacie:
Owszem, KTF na pierwszy odsłuch wydaje się być nieco toporne, gdyż pozostałe nagrania na Dangerous są gładkie. KTF rodziło się w bólu- i owszem. Podejrzewam, że Michaelowi zależało na tym, by wyszła żywa, spontaniczna energia, a on raczej woli tysiące poprawek. Te zmagania w końcu w nagraniach o dziwo nie słychać. Słychać za to potencjał niewykorzystany za życia artysty, jako że aż prosi się o wykonanie live tego nagrania. A wcześniej jakaś przykrótka opowieść o zbolałej duszy. Takiego Michaela wcześniej nie znaliśmy, bo on nigdy wcześniej dalece nie sympatyzował z gospel. Inna estetyka, inny pazur. Czarny pazur, jak czarnym miało być Dangerous. Dla mnie to by był punkt wyjścia dla kolejnej płyty Michaela. Okolicznościowej, świątecznej. Innej. Tak, by dał pełen upust swojemu zamiłowaniu do tworzenia hymnów.
Płyta byłaby wspaniała.
O State Of Independence już wspominałem w innym temacie:
Na forum Myslovitz jest temat- jaką piosenkę chciałbyś na swoim pogrzebie. Pomysł nie grzeszy błyskotliwością, ale jak miałbym dziś wskazać utwór, byłby to ten numer. Dlaczego? Bo taką wolnością chciałbym cieszyć się za życia, a jak nie, to przynajmniej po śmierci. Pamiętam moment, kiedy Dorota opowiadała mi, jak stała obok jednej z osób zajmujących się filozofią tybetańską. I jak było jej dobrze koło niej stać. "Krzysiek, coś w niej takiego było, że nie czułeś ciężaru, jakby jej nie było"- przywoływała tę chwilę. Bez uwikłań, bez wewnętrznych konfliktów, po prostu doświadczała w pełni to, co było wokół niej i wypuszczała dalej, bez zakłóceń. Jak fale eteru, przenikające rzeczy i płynące dalej.
O tym jest ta piosenka dla mnie. Takie doświadczenie- bez względu kim jesteś, czego doświadczasz, ile posiadasz. Czasem mam takie momenty, nie często- kiedy nieważnym są dla mnie aspiracje, braki w posiadaniu czy przeżywaniu. To bardzo energetyzujące. Nie robisz właściwie nic, a masz poczucie, że możesz przenosić góry. A nawet o to nie walczysz.
Owszem, KTF na pierwszy odsłuch wydaje się być nieco toporne, gdyż pozostałe nagrania na Dangerous są gładkie. KTF rodziło się w bólu- i owszem. Podejrzewam, że Michaelowi zależało na tym, by wyszła żywa, spontaniczna energia, a on raczej woli tysiące poprawek. Te zmagania w końcu w nagraniach o dziwo nie słychać. Słychać za to potencjał niewykorzystany za życia artysty, jako że aż prosi się o wykonanie live tego nagrania. A wcześniej jakaś przykrótka opowieść o zbolałej duszy. Takiego Michaela wcześniej nie znaliśmy, bo on nigdy wcześniej dalece nie sympatyzował z gospel. Inna estetyka, inny pazur. Czarny pazur, jak czarnym miało być Dangerous. Dla mnie to by był punkt wyjścia dla kolejnej płyty Michaela. Okolicznościowej, świątecznej. Innej. Tak, by dał pełen upust swojemu zamiłowaniu do tworzenia hymnów.
Płyta byłaby wspaniała.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
To chyba w FTR autorzy wspominają Bruca Swediena opowiadającego, jak to Michael nagrywając pierwsze zwrotki śpiewał w złej tonacji, prawda? I jak potem do rana pracowali nad wokalami? To apropo tysiąca poprawek;)
Muzycznie od samego początku był to jeden z moich faworytów z Dangerous, lirycznie dotarł do mnie nieco później. Chyba im człowiek starszy, im więcej przeżył - tym bardziej docenia i wciąż odkrywa dla siebie na nowo owo Keep The Faith.
Muzycznie od samego początku był to jeden z moich faworytów z Dangerous, lirycznie dotarł do mnie nieco później. Chyba im człowiek starszy, im więcej przeżył - tym bardziej docenia i wciąż odkrywa dla siebie na nowo owo Keep The Faith.
- kamiledi15
- Posty: 753
- Rejestracja: śr, 24 lut 2010, 22:07
- Skąd: Koło Warszawy
We've had enough jest moją ulubioną piosenką Michaela. Ten tekst, powoli narastające tempo, rozgrzewający się stopniowo głos Michaela (najpierw spokojnie, żeby potem coraz ostrzej śpiewać), to wszystko sprawia, że naprawdę ta piosenka trafia do mnie. Oczywiście pozostałe z tego zestawienia też są świetne, ale moim faworytem pozostaje We've had enough.
The best of NO.
Obiecałam pewnemu szantaż... moderatorowi , że w ramach porządków przedświątecznych, zrobię w końcu to podsumowanie i niniejszym to czynię.
Mamy Wielki Piątek, z głośnika płynie Niedźwiedziowa audycja Muzyka Ciszy i wiele z zacytowanych poniżej opinii świetnie wpasowuje się w nastrój mijającego dnia. Inne natomiast uderzają raczej w deseń radosnego Śmigusa Dyngusa. Są też cytaty z debaty o literaturze wysokiej.
State Of Independence
Obiecałam pewnemu szantaż... moderatorowi , że w ramach porządków przedświątecznych, zrobię w końcu to podsumowanie i niniejszym to czynię.
Mamy Wielki Piątek, z głośnika płynie Niedźwiedziowa audycja Muzyka Ciszy i wiele z zacytowanych poniżej opinii świetnie wpasowuje się w nastrój mijającego dnia. Inne natomiast uderzają raczej w deseń radosnego Śmigusa Dyngusa. Są też cytaty z debaty o literaturze wysokiej.
State Of Independence
Pank pisze:Obiektywnie ujmując, kompozycja ta jest jakoś 249580493493820 razy lepsza od Cry, są na to też liczne argumenty. Jakie chórki! Jakie przesłanie! Jaka moc! Jakie narastanie emocji! Jaki hymn!
Talitha pisze:Po pierwsze State Of Independence jest płaska, bo wokalowi brakuje tzw. feelingu. Donna Summer to w ogóle nie umie tak ładnie zaśpiewać jak Michael.
martina pisze:melodia tej piosenki to istny tragizm, słuchanie tego to męka, nawet szczytny cel nie pomaga, no chyba ze chodzi o to by płacić za możliwość niesłuchania tego utworu :D
lazygoldfish pisze:State of independence jest rewelacyjne. Jak dla mnie to ścisła czołówka. Nie potrafię precyzyjnie opisać i zdefiniować, które ejtisowskie ozdobniki (poza chórkiem oczywiście) budują taki trochę etniczny nastrój tej piosenki. W każdym razie strasznie mi się ten aspekt "world music" w tym utworze podoba.
We Are The Worldanja pisze:State Of Independence bardzo lubię. Co prawda wolę w autorskiej wersji Jona Andersona (chyba głównie ze względu na wokal), ale w wykonaniu Donny jest fajny etniczny klimat, o którym pisała lazygoldfish. Pobrzmiewają tam echa Afryki.
Bardzo podoba mi się wersja live gdzie czuję, że piosenka „ma misję”. A mała, córka Donny, wraz z innymi dzieciakami daje piękny, podniosły nastrój. Sama piosenka była podobno inspiracją do napisania We Are The World.
majkelzawszespoko pisze:Legenda tego utworu jest większa niż on sam w sobie.
Man In The MirrorMariurzka pisze:to piękny song jest. Może i naiwny, ale w tym przypadku w naiwności jest jego siła. I mimo naiwności wdrukowanej w tekst, a może i w kompozycję, całość wymiata. Zamykasz oczy i śpiewasz, a muzyka cię niesie. I naprawdę na tych kilka chwil czujesz się dzieckiem.
doriseq pisze:Man In The Mirror powinien być hymnem człowieka. To coś więcej niż tylko wzniosły tekst. To coś co może zmienić świat, jeśli tylko zaczniemy od człowieka w lustrze. Tekstu nie napisał Michael.. ale zaśpiewał całym sobą, najmniejszymi witkami swojego ciała, swojej emocji. IMO jest to najlepszy utwór świata.
Margareta pisze:ma nieco płaskie brzmienie i przesłanie podane narzucającym tonem, ale też ukazuje jakąś prawdę o postawie życiowej Michaela
Heal The Worldhomesick pisze:nie jest tak emocjonalne i osobiste jak Will You Be There, nie ma tego zabojczego rytmu i pierwszoplanowej roli nie gra orka ;]
kaem pisze:Przy odpowiednim nastawieniu, kiedy nastawisz się na utwór, jesteś w nastroju pt. kocham cały świat i muzyka mnie niesie, i ten kawałek jest cię w stanie unieść. Chóry dziecięce, monumentalny finisz, ze słodkim, dziecięcym zakończeniem ma silę. Gdy jednak słucham z dystansu, to nie mogę się nadziwić, że Michael miał zamiłowanie do słodkich popowych hymnów, będąc tak doświadczonym muzykiem.
majkelzawszespoko pisze:Po pierwsze utwór ten nie jest w stanie unieść mnie nawet odrobinę, w żadnym kierunku. Motyw dzieci... nie wiem czy już pisałem, ale jest to najbardziej denerwujący mnie motyw, rzekłbym już topos, a jeszcze nie archetyp Michaela Jacksona. Wszystko przez te dzieci, gdyby nie one, Michael by żył i nagrywał - taką odważną, okraszoną mnóstwem skrótów myślowych do interpretacji teorię wysunę.
Pank pisze:Bo ten utwór potrafię znieść aktualnie minimum po dwóch piwach.
Will You Be ThereMariurzka pisze:Przesłanie musi mieć siłę. Musi zatargać i wykonującym i słuchającym. Heal The World jest piękne i delikatne. Ale nie targa. Co najwyżej rozczula, a dla przesłania to za mało. Nawet jeśli jeśli jego słowa są wzniosłe i prawdziwe.
a_gador pisze:Instrumentalnie to dla mnie miód dla uszu, ale ta kompozycja przeraża mnie swoją monumentalną wymową, słuchając tekstu mam wrażenie, że jakiś ogromny ciężar spoczął mi na piersi i przygniata z całej siły. Partię finałową znoszę z trudem, bo jest tak cholernie wzruszająca, a zamiast mnie pocieszać dołuje na maksa.
Margareta pisze:To jeden z tych utworów, w których Michael nie wciela się w określoną postać, nie "gra", a otwiera swoją duszę. Pokazuje kim jest naprawdę - z jednej strony jak zauważono wcześniej, jest artystą nieco próżnym i potrzebującym poklasku jak powietrza, z drugiej strony jest przerażony tym szumem, zagubiony, osamotniony, mający poczucie, że nikt nie rozumie go naprawdę i jednocześnie opętany misją zbawienia świata. Ta szczerość w połączeniu z piękną melodią i wplecionym klasycznym fragmentem wzrusza mnie i sprawia, że nie mogę odpowiedzieć na postawione tytułowe pytanie inaczej niż twierdząco.
Keep The Faithkaem pisze:To odezwa do Boga lub anioła stróża. Nie słyszę tam oczekiwania uwielbienia, a obecności. I przyznania się do lęku przed samotnością- tego, czym przez lata Michael się chlubił ("jestem najbardziej samotnym człowiekiem na Ziemi"). Bardzo piękny hymn- wyznanie. Żadnych naiwnych odezw bez sposobu na ich realizację: co z tymi zwierzętami! Weźmy się za ręce i uratujmy świat.
martina pisze:Za dużo prucia jest w tej piosence :P
Mariurzka pisze:jak to się świetnie śpiewa, jak to niesie, mimo że linię melodyczną i metrum ma momentami mordercze.
anja pisze:Mimo kompleksów powiedzieć:" So give yourself a chance", to fajne. To są słowa do przypominania sobie każdego poranka. Wtedy można ruszać w świat i zmieniać go na lepsze. Ale najpierw trzeba uwierzyć w siebie.
Earth Songlazygoldfish pisze:Lubię, ale ten utwór nie zbliża się do boskości, jaką jest dla mnie Man In the Mirror, które w moim muzycznym modlitewniku z twórczością Michaela Jacksona sięga rangi "Ojcze Nasz", podczas gdy Keep the Fait to...powiedzmy, że "Modlitwa św. Bernarda";)
homesick pisze:zbyt placzliwa, zbyt emo
Cryhomesick pisze:przy niej mi serce nie rosnie, raczej wiednie to i owo.
Pank pisze:Ładna melodia nie wystarczy, tym bardziej że ta - łzawa - nie dorównuje większości patetycznej konkurencji. I jeszcze klip niecnie dobija widokami znad morza, z lasu, twarzami pięknymi i szczęśliwymi. NIE!
kaem pisze:Najgorsze whoo-hoo w karierze. […] Wolę nawet Chwyć Mnie Akon za rękę.
Maverick pisze:Ble Cry.
Iskierka pisze:Bo generalnie łzy nic nie zmienią, bo jest dość powodów do łez, a jak chce się coś zmienić to nie ma co beczeć tylko trza się brać do roboty...
kaem pisze:Cry, owszem, ma chórki gospel, które zabrzmią dobrze pewnie i w Mazurku Dąbrowskiego, reszta z wszelkimi czkaniami na nutę R. Kelly'ego brzmi jednak jak autoparodia Michaela.
anja pisze:Chlip, chlip, buuuu...
lazygoldfish pisze:Singiel, który ostatecznie pogrążył Invincible i upewnił wszystkich sceptyków w przekonaniu, że ten album jest do bani. R. Kelly to jest jednak gość, dostał dwa razy szansę współpracy z Michaelem i dwa razy podłożył mu świnkę. Moim zdaniem to nie przypadek.
Mariurzka pisze:Bo przyśnił mi się Pank, który nakazał mi zagłosować na ten właśnie utwór
What More Can I Givea_gador pisze:Dla mnie ta kompozycja jest urzekająca, naprawdę i zupełnie nie rozumiem ataków na jej twórcę. Problem dla mnie tkwi w wymowie tekstu. Czasem żałuję, że rozumiem o czym śpiewa Michael. A z tekstu wyziera rezygnacja, brak wiary, szukanie usprawiedliwień dla siebie i innych. Te wszystkie uczucia są ludzkie, ale jakoś nie pasują mi do walczącego Michaela. Z drugiej strony jest to wyznanie człowieka, który wiele przeżył i widział i wie, że świat nie jest skory do zmian, chowa więc szabelkę, siada zmęczony. W tej piosence Michael jest mi bliższy, jak w żadnej innej, bo przyznaje się do swoich słabości, wątpliwości, strachu, choć chórek woła, że potrafi dokonać zmian, że w niego wierzy, ale on tej pewności już nie ma. Ja go rozumiem, doceniam szczerość wyznania, ale wolę go, kiedy walczy. Sorry, Michael.
Margareta pisze:Ile mógłby zyskać jako artysta gdyby nie poszedł po najmniejszej linii oporu, odszedł od "piosenkowej" formuły i stworzył przestrzenny utwór, który każdym dźwiękiem podkreślałby przesłanie jakie chciał zawrzeć, o tym już nie wspomnę.
songbird pisze:stylista powinien zostać zwolniony dyscyplinarnie za te nieszczęsne paski spadające Michaelowi do kolan
homesick pisze:nie jestem w stanie pogodzic sie z istnieniem tych wszystkich "gwiazd" gdy wystepuja w pojedynke, gdy widze je razem na jednej scenie i to jeszcze dopuszczone do glosu, uciekam z krzykiem.poza tym mdle i nudne.
We've Had Enoughkaem pisze:miała być delikatna- jakie przesłanie i tytuł, taki i wydźwięk. To talent umieć poskromić te wszystkie krzykliwo- zawodzące Marysie i Celiny i nagrać coś tak subtelnego z ich udziałem. Czasem tak ma być właśnie. Nie wiem tylko, czemu Michael w wersji koncertowej tak zignorował cały chór gwiazd i nieskromnie wyszedł na plan pierwszy. Ech, królu popu.
Akademickie dyskusje o wieszczach:homesick pisze:ja przy finale mam mokro i dochodze niemalze....
majkelzawszespoko pisze:Reszta uzasadnienia podobna jak Krzysztof, z tym, że On potrafi pisać jak Słowacki, a ja tylko mogę włożyć kołnierz a'la, także odsyłam.
kaem pisze:Marcin, Słowacki kazał mi przekazać we śnie, że jest fanem House'a. A potem się przewrócił w grobie.
Mariurzka pisze:Dajcie spokój Słowackiemu, on też nie był oryginalny (szczególnie w kwestii wyglądu) tylko zrzynał bezczelnie z Byrona. Wszyscy zrzynali z Byrona a efekt był taki, że nie szło potem nikogo na portretach odróżnić, bo tacy byli do siebie podobni
majkelzawszespoko pisze:E e e e, złych słów na mojego ulubionego dandysa nie zdzierżę. Może Byron był dandysem alfa, ale co polskie to nasze! Jestem pewien, że w konfrontacji a'la 'mam talent' tych dwóch panów, Słowacki wybrnąłby bez zadrapania. W końcu angoli i wtedy nie lubiano! Słowacki rządzi niepodzielnie!
Mariurzka pisze:No proszę cię. Ten synek mamusi, który nawet z Paryża pisał do niej listy, żeby się pochwalić, jak się ślicznie na spacer wystroił? I za którego mamusia zdecydowała, czy sobie powalczy w powstaniu czy też nie, wysyłając go za granicę? No dandys jak się patrzy
kaem pisze:Ja tam rozumiem Marcina. Słowacki rządzi. Był zestawiany z upierdliwym Mickiewiczem. No ale Norwid jeszcze lepszy, fakt. A najlepszym dandysem i tak jest Prince.
Mariurzka pisze:majkelzawszespoko napisał:
A co z Michaelem? Nie był taki dandys trochę? Bardzo? Bardzo bardzo?
kaem napisał:
A najlepszym dandysem i tak jest Prince.
Chyba się od głosu powstrzymam, bo jeszcze wojnę pomiędzy moderatorami wywołam. Dobra, powiem tak: i jeden i drugi. Na pytanie, który bardziej nie odpowiem, bo życie mi miłe Ale dodam, że jak mam dandyzm postrzegać li i jedynie w jego zewnętrznym wymiarze, to wolę byronizm, bo w nim kryje się przynajmniej próba zaznaczenia własnej indywidualności, a nie tylko oryginalny strój. Pytanie więc, czy oni obaj to bardziej dandysi, czy może byroniści?
kaem pisze:Propos dyskusji nt. wieszczy, to wyszła stara prawda, że facetowi to głupio powiedzieć publicznie że lubi poetę maminsynka albo innego pieszczocha. Jeszcze ktoś byłby gotów pomyśleć, że jestem taki sam! Norwid w tym kontekście bardzo dobrą opcją jest. Zmarł w przytułku, miał życie pełne cierpień i do tego ma pooraną twarz. A co mi tam, a ja i tak lubię Słowackiego.
Nie wiem, jak u innych, ale te sympatie często udzielają się od polonistek, jeszcze ze szkoły podstawowej. Pamiętam moją 1. polonistkę, która naprawdę była fanką (można tak?) Juliusza. A ja na domiar tego się w niej podkochiwałem. I tak mi zostało ze Słowackim i niechęcią (w sumie nieuzasadnioną, do Adama M.). Kolejne polonistki też nie przepadały za Mickiewiczem. I masz Ci los. Wieszcz, ten najważniejszy, a znikąd nie widzę, by go ktoś szczególnie hołubił. Co na to forumowe ciało pedagogiczne?
Mariurzka pisze:Polonistki (liczne) ze szkoły podstawowej chyba nikogo nie lubiły, były jakieś takie poetycko bezpłciowe. Co innego w liceum. I masz rację - moja polonistka też nie przepadała za Mickiewiczem, choć interpretowała go genialnie. Za to poznała mnie z Norwidem, na tyle skutecznie, że po latach pisałam z niego magisterkę. Więcej - sama za Mickiewiczem nie przepadam, jakieś fatum chyba nad nim biednym krąży. I mam czasem wrażenie, że on po prostu został zawłaszczony i "zarżnięty" tępą piłą ojczyźniano-narodowych interpretacji jako ten, który wielkim poetą i wieszczem był. A to nikomu nie służy. Dlatego w tym roku w Wilnie z przyjemnością słuchałam przewodnika, który przede wszystkim mówił o nim jako o człowieku.
"Zbierz księżyc wiadrem z powierzchni wody. Zbieraj, aż nie będzie widać księżyca na powierzchni." Yoko Ono
www.forumgim6.cba.pl
www.forumgim6.cba.pl