Muzyka: Nowości & Zapowiedzi
Polskie powroty zapowiadają:
- Edyta Bartosiewicz z płytą Tam, dokąd zmierzasz. Na koncercie, gdzie zaprezentowała dwa premierowe utwory (Madame Bijou i singlowe Upaść, aby wstać), nie byłem. Można obejrzeć na youtubie, ale póki co - czekam do październikowej premiery. 11 września w TVN relacja z Orange Warsaw Festival - będzie tam i fragment i koncertu, i wywiad.
- Pustki koncertowo (występ w krakowskiej Alchemii), z Nosowską, z nowym utworem Lugola. Krążą słuchy, że już w październiku.
- Hey z Nosowską (z ekipą znaną od UniSexBlues i Osiecka) też działają, podobno w tym samym tempie. Premiera na początku 2011, singiel może wcześniej. Tymczasem Hey wydaje reedycje swoich płyt z lat 1993 - 1997, nawet anglojęzyczną ? i mniej popularną Live z występu z katowickiego Spodka, z 1994. Bardziej grunge nie byli ani wcześniej, ani później. Kaśka się bardzo wstydzi.
A największe zaskoczenie to Monika Broda. Ohezusku, jaki świetny kawałek! I Bors tam jest, i Radek z Pustek, i Jacek z Pogodno, do tego zapowiada się eklektycznie. A Brodka zagrała na bębenku z Tunezji i wymiotła na Orange Warsaw Festival. 20 września premiera Grandy.
- Edyta Bartosiewicz z płytą Tam, dokąd zmierzasz. Na koncercie, gdzie zaprezentowała dwa premierowe utwory (Madame Bijou i singlowe Upaść, aby wstać), nie byłem. Można obejrzeć na youtubie, ale póki co - czekam do październikowej premiery. 11 września w TVN relacja z Orange Warsaw Festival - będzie tam i fragment i koncertu, i wywiad.
- Pustki koncertowo (występ w krakowskiej Alchemii), z Nosowską, z nowym utworem Lugola. Krążą słuchy, że już w październiku.
- Hey z Nosowską (z ekipą znaną od UniSexBlues i Osiecka) też działają, podobno w tym samym tempie. Premiera na początku 2011, singiel może wcześniej. Tymczasem Hey wydaje reedycje swoich płyt z lat 1993 - 1997, nawet anglojęzyczną ? i mniej popularną Live z występu z katowickiego Spodka, z 1994. Bardziej grunge nie byli ani wcześniej, ani później. Kaśka się bardzo wstydzi.
A największe zaskoczenie to Monika Broda. Ohezusku, jaki świetny kawałek! I Bors tam jest, i Radek z Pustek, i Jacek z Pogodno, do tego zapowiada się eklektycznie. A Brodka zagrała na bębenku z Tunezji i wymiotła na Orange Warsaw Festival. 20 września premiera Grandy.
No i po premierze. W sieci już płyta jest... nie mogłem się powstrzymać i wskoczyłem na iTunes.Mandey pisze:Kaznodzieje wracają z nowym materiałem! Premiera albumu "Postcards From A Young Man" przewidziana jest na 27 września.
Po katorgach jakie dostałem za sprawą poprzedniej płyty tym razem uraczono mnie naprawdę dobrym krążkiem. Bardzo łagodne i dobrze wyprodukowane granie, podobne do tego z "Send Away The Tigers", jednak brakuje troszkę przebojowości w moim odczuciu. Troje gości na płycie w osobach Johna Cale'a, Iana McCulloch'a i Duffa McKagan'a jak widzę po opisach na wiki. Osobiście jedna z ciekawszych premier w tym roku, która na dłuższy czas zagości w odtwarzaczu.
Tutaj można posłuchać fragmentów. :)
- Sephiroth820
- Site Admin
- Posty: 567
- Rejestracja: sob, 18 paź 2008, 21:20
- Lokalizacja: z kątowni
Nowy Singiel Black Eyed Peas "The Time(The Dirty Bit) piosenka promuje album The Beginning,który ukazać się ma 30 listopada
http://dipdive.com/member/iamwill/media/152490#scroll
Kompletnie mi się nie podoba
http://dipdive.com/member/iamwill/media/152490#scroll
Kompletnie mi się nie podoba

PJ Harvey powraca, proszę Państwa, z nową solową płytą. Utwory podobno skomponowane tuż po ostatniej White Chalk, a więc płyty w karierze Poly Jean najspokojniejszej. Tutaj pianino jednak nie jest już przewidziane. Let England Shake premierę będzie miał 14 lutego 2011 r. Płyta wyprodukowana przez Flooda, Josha Parisha, Mick Harveya w końcą samą PJ.
1. "Let England Shake"
2. "The Last Living Rose"
3. "The Glorious Land"
4. "The Words That Maketh Murder"
5. "All and Everyone"
6. "On Battleship Hill"
7. "England"
8. "In the Dark Places"
9. "Bitter Branches"
10. "Hanging in the Wire"
11. "Written on the Forehead"
12. "The Colour of the Earth"
Utwór drugi z wideo tutaj.
Utwór jedenasty tutaj.
Mnie trochę niepokoi... Nic nie robi, no. Ale fakt faktem, PJ potrafi zaskakiwać zmianą stylu.
1. "Let England Shake"
2. "The Last Living Rose"
3. "The Glorious Land"
4. "The Words That Maketh Murder"
5. "All and Everyone"
6. "On Battleship Hill"
7. "England"
8. "In the Dark Places"
9. "Bitter Branches"
10. "Hanging in the Wire"
11. "Written on the Forehead"
12. "The Colour of the Earth"
Utwór drugi z wideo tutaj.
Utwór jedenasty tutaj.
Mnie trochę niepokoi... Nic nie robi, no. Ale fakt faktem, PJ potrafi zaskakiwać zmianą stylu.
- editt
- Posty: 646
- Rejestracja: wt, 26 gru 2006, 16:19
- Lokalizacja: Starachowice, http://twitter.com/editt86
15 listopada ukazał się najnowszy i długo oczekiwany album Josha Grobana "Illuminations". Płyta jest przecudowna! Jest to chyba najbardziej osobisty album w dorobku tego artysty.

Spis piosenek:
1. Wandering Kind (Prelude)
2. Bells of New York City
3. Galileo
4. L'Ora Dell'Addio
5. Hidden Away
6. Au Jardin Des Sans Pourquoi
7. Higher Window
8. If I Walk Away
9. Love Only Knows
10. Voce Existe Em Mim
11. War At Home
12. London Hymn
13. Straight To You
Płyty można posłuchać na jego oficjalnej stronie http://www.joshgroban.com/frontpage
Pierwszym singlem promującym płytę jest "Hidden away" http://www.joshgroban.com/videos/hidden ... usic-video
Uwielbiam każdą piosenkę z tego albumu. Pod względem muzycznym piosenka 'Voce existe em mim" jest wg mnie genialna.
POLECAM

Spis piosenek:
1. Wandering Kind (Prelude)
2. Bells of New York City
3. Galileo
4. L'Ora Dell'Addio
5. Hidden Away
6. Au Jardin Des Sans Pourquoi
7. Higher Window
8. If I Walk Away
9. Love Only Knows
10. Voce Existe Em Mim
11. War At Home
12. London Hymn
13. Straight To You
Płyty można posłuchać na jego oficjalnej stronie http://www.joshgroban.com/frontpage
Pierwszym singlem promującym płytę jest "Hidden away" http://www.joshgroban.com/videos/hidden ... usic-video

Uwielbiam każdą piosenkę z tego albumu. Pod względem muzycznym piosenka 'Voce existe em mim" jest wg mnie genialna.
POLECAM




I zmieniła! Tradycyjnie, płyta brzmi jak żadna inna płyta PJ - oceniam na podstawie sześć utworów, w tym nowego singla. Wciąż dość spokojnie, ale tym razem... bardziej folkowo. Miejsce nagrywania dało pewnie o sobie znać - a był to kościół z XIX w. osadzony na szczycie klifu. I takie sentymentalne te krajobrazy w najnowszych kfm.Pank pisze:PJ potrafi zaskakiwać zmianą stylu.
Strasznie nie mogę się doczekać. I mam silne parcie na koncert. Eh, eh.

Już 7 marca czwarty longplay Avril Lavigne.
Płyta miała być bardziej rockowa niż poprzednie "popowe"- tak Avril sama zapowiedziała w jednym z wywiadów. Narobiłam sobie za dużo niepotrzebnych nadziei. Oglądając teledysk do "wielkiego" singla z tej płyty- o idiotycznym zarówno tytule- What the hell, jak i tekście samej piosenki, nie można się nie zorientować że artyska dalej brnie w różową tandetę (której początek stanowi trzeci krążek wydany w 2008r.), którą tak przecież krytykowała na początku swojej kariery.

A szkoda, że taki piękny głos w ten sposób się marnuje. Avril jest moją idolką od 2004 roku. Ale czy nadal jest? Ciężko powiedzieć. Czekam na nową płytę, ale nie robię sobie nadziei że Goodbye Lullaby będzie powrotem "starej", rockowej Avril.
Nieżyjący Jackson, emerytowany Bowie, coraz młodsza Madonna... jak ja cenię artystów, którzy z płyty na płytą potrafią się definiować na nowo. Zmieniać maski. Mieć co inny pomysł na siebie. Nie powtarzać się - a jednocześnie w każdym wcieleniu brzmieć całkiem sensownie. PJ Harvey dołączyła do tego grona, nagrywając niespodziewanie parę lat temu spokojne White Chalk. Gdzie potrafiła zaimponować słuchaczowi odsączeniem się z oswojonej gitary, pozbyć się nieodłącznej drapieżności, wziąć parę lekcji gry na pianinie i wciąż nagrać świetny album. A potem zaprezentować go na scenie sauté, bez niczyjej pomocy. Nie porzucając jednak zupełnie dawnej siebie przecież, gdy chodzi o starocia. Ale zrobić to już inaczej niż kiedyś.
Jak sięgam pamięcią wstecz, z początkiem roku liczyłem najbardziej na trzy postacie: Björk, Yorke'a i PJ właśnie. Minęło ledwie półtora miesiąca - pierwsza jest podobno w trakcie mozolnej dłubaniny, nowe Radiohead się wałkuje. Poly natomiast zdążyła zostać już przesłuchana w najróżniejszych możliwych konfiguracjach. Let England Shake leci po raz kolejny, i jeszcze raz, i wciąż łapię się na myśli... To w końcu dobra płyta? A może jednak to średniak, tylko wszyscy zmówili się, chwalą a ja przymykam oczy i odrzucam obiektywizm, zdrowy rozsądek? Płyta jednak wraca, tak jak to jedno ale. Co u licha skłoniło PJ do rozliczania się z narodową historią? Czemu nagle stara buntowniczka zajmuje się brytyjską martyrologią, wojną, mitologizowaniem, w końcu dywagacjami na temat patriotyzmu? Co mnie wczoraj bardzo rozśmieszyło przy czytanie recenzji Angeliki Kucińskiej w Przekroju na tej płycie brakuje tylko Mela Gibsona krzyczącego wolność! No i przynajmniej raz byliśmy pierwsi ze swoim Powstaniem Warszawskim Lao Che...
A jednak. Od strony muzycznej ta płyta robi mi po prostu dobrze. Poly porzuca eksploatowane ostatnio pianino, dotrzymuje umowy i sięga po raz pierwszy za instrument, na którym nauczyła się grać jeszcze w szkole - saksofon. Gęściej tu od folku, od instrumentów akustycznych. I w zanadrzu pojawiają się melodie, od których człowiek nie może się odczepić. Te z refrenów The Words That Maketh Murder, te z tytułowego Let England Shake, zabawnie zaakcentowane na wczesnej wersji utworu. PJ potrafi być też przejmująca jak na On Battleship Hill, gdzie po instrumentalnym wstępie wyśpiewuje niemal drżącym głosem pieśń o zwycięstwie okrutnej przyrody. Z rzadka pojawiające się na tym albumie pianino tylko nadaje smaczku całej kompozycji. A potem zwraca uwagę np. agresywne Bitter Branches, po którym Poly uspokaja słuchacza najbardziej zbliżonym do klimatów poprzedniej solowej płyty prześlicznym Hanging In The Wire. Coraz bliżej końca Written On The Forehead nawiązuje gdzieś tam nawet do reggae, buja, sprawia że chce się śpiewać te let it burn w kółko. Jeszcze duet z Mickiem Harveyem... i co, zapętlamy?
I tak, nad całością utrzymuje się okrutny patos. Ale może dzięki niemu, jak tylko zamknę oczy, mogę się odprężyć i sięgnąć wyobraźnią gdzieś do miejsc, gdzie ten album PJ nagrywała. Wiecie, lasy, łąki, nadmorskie klify... Niech żyje sentymentalizm w środku srogiej zimy!
A na opisanie Radiohead przyjdzie jeszcze czas. Bo na to trzeba dobrego osłuchania się. Już nawet znalazłem kilka melodii.
Jak sięgam pamięcią wstecz, z początkiem roku liczyłem najbardziej na trzy postacie: Björk, Yorke'a i PJ właśnie. Minęło ledwie półtora miesiąca - pierwsza jest podobno w trakcie mozolnej dłubaniny, nowe Radiohead się wałkuje. Poly natomiast zdążyła zostać już przesłuchana w najróżniejszych możliwych konfiguracjach. Let England Shake leci po raz kolejny, i jeszcze raz, i wciąż łapię się na myśli... To w końcu dobra płyta? A może jednak to średniak, tylko wszyscy zmówili się, chwalą a ja przymykam oczy i odrzucam obiektywizm, zdrowy rozsądek? Płyta jednak wraca, tak jak to jedno ale. Co u licha skłoniło PJ do rozliczania się z narodową historią? Czemu nagle stara buntowniczka zajmuje się brytyjską martyrologią, wojną, mitologizowaniem, w końcu dywagacjami na temat patriotyzmu? Co mnie wczoraj bardzo rozśmieszyło przy czytanie recenzji Angeliki Kucińskiej w Przekroju na tej płycie brakuje tylko Mela Gibsona krzyczącego wolność! No i przynajmniej raz byliśmy pierwsi ze swoim Powstaniem Warszawskim Lao Che...
A jednak. Od strony muzycznej ta płyta robi mi po prostu dobrze. Poly porzuca eksploatowane ostatnio pianino, dotrzymuje umowy i sięga po raz pierwszy za instrument, na którym nauczyła się grać jeszcze w szkole - saksofon. Gęściej tu od folku, od instrumentów akustycznych. I w zanadrzu pojawiają się melodie, od których człowiek nie może się odczepić. Te z refrenów The Words That Maketh Murder, te z tytułowego Let England Shake, zabawnie zaakcentowane na wczesnej wersji utworu. PJ potrafi być też przejmująca jak na On Battleship Hill, gdzie po instrumentalnym wstępie wyśpiewuje niemal drżącym głosem pieśń o zwycięstwie okrutnej przyrody. Z rzadka pojawiające się na tym albumie pianino tylko nadaje smaczku całej kompozycji. A potem zwraca uwagę np. agresywne Bitter Branches, po którym Poly uspokaja słuchacza najbardziej zbliżonym do klimatów poprzedniej solowej płyty prześlicznym Hanging In The Wire. Coraz bliżej końca Written On The Forehead nawiązuje gdzieś tam nawet do reggae, buja, sprawia że chce się śpiewać te let it burn w kółko. Jeszcze duet z Mickiem Harveyem... i co, zapętlamy?
I tak, nad całością utrzymuje się okrutny patos. Ale może dzięki niemu, jak tylko zamknę oczy, mogę się odprężyć i sięgnąć wyobraźnią gdzieś do miejsc, gdzie ten album PJ nagrywała. Wiecie, lasy, łąki, nadmorskie klify... Niech żyje sentymentalizm w środku srogiej zimy!
A na opisanie Radiohead przyjdzie jeszcze czas. Bo na to trzeba dobrego osłuchania się. Już nawet znalazłem kilka melodii.

Wyciekł album Davida Bowiego, Toy. Żadna nowość, bo album nagrany między Hours i Heathen, czyli na przełomie wieków. Część nagrań trafiła później zresztą na ten drugi. Uncle Floyd to np. wczesna wersja Slip Away, Afraid pozostał w starszej odsłonie, Conversation Piece (nowa wersja b-side'u Bowiego z 1970 roku) trafiło w swoim czasie na specjalną edycję albumu a uroczy Shadow Man, You've Got a Habit of Leaving i Baby Loves That Way to z kolei strony B singli z lat 2001 i 2002. Ba! Nie jest nawet do końca pewne czy wersja Toy, która teraz wyciekła, jest tą samą wersją, która miała zostać wydana.
Ale... jest kilka rzeczy wcześniej niesłyszanych. Ciekawostki, część nowego, część bardzo starego i niekoniecznie znanego - w wersjach odświeżonych. Bowie powrócił do paru kawałków, które nagrał jeszcze w latach 60. Liza Jane to np. jego pierwszy singiel w ogóle, nagrany jeszcze w zespole Davie Jones With The King Bees w 1964 roku. Posłuchajcie sami:

Nie są to rzeczy wybitne, stwierdziłbym - nawet bardzo średnie, ale kiedy szansa usłyszenia nowego albumu Davida w okolicach zera, dobre i to. Przy tym, przypomniał się dawno niesłuchany Heathen. A przy okazji, Outside. A to bardzo, bardzo dobre albumy są. Dowody pierwsze lepsze z brzegu:
Sunday (Reality Tour)
Hello Spaceboy (Live at the Beeb)
Ale... jest kilka rzeczy wcześniej niesłyszanych. Ciekawostki, część nowego, część bardzo starego i niekoniecznie znanego - w wersjach odświeżonych. Bowie powrócił do paru kawałków, które nagrał jeszcze w latach 60. Liza Jane to np. jego pierwszy singiel w ogóle, nagrany jeszcze w zespole Davie Jones With The King Bees w 1964 roku. Posłuchajcie sami:
Nie są to rzeczy wybitne, stwierdziłbym - nawet bardzo średnie, ale kiedy szansa usłyszenia nowego albumu Davida w okolicach zera, dobre i to. Przy tym, przypomniał się dawno niesłuchany Heathen. A przy okazji, Outside. A to bardzo, bardzo dobre albumy są. Dowody pierwsze lepsze z brzegu:
Sunday (Reality Tour)
Hello Spaceboy (Live at the Beeb)
Od tego zainteresowania katalogami SOny/ATV, kręci mi się w głowie... Niemniej jednak, zapoznałam się wczoraj z twórczością pewnej grupy, tj Hockey.
1 Too Fake
2 3am Spanish
3 Learn to Lose
4 Work
5 Song Away (klip)
6 Curse This City
7 Wanna Be Black
8 Four Holy Photos
9 Preacher
10 Put The Game Down
11 Everyone's The Same Age
Jak dla mnie, najlepsze to Too fake, 3 am Spanish. Ale cała płytka miła dla ucha. Jak dla mnie, elementy funku
.

Przesłuchałam płytkę i stwierdzam, że jest jak najbardziej dobra.Hockey to amerykański zespół pochodzący z Portland w Oregonie. Ich brzmienie jest porównywane do takich zespołów jak The Strokes czy LCD Soundsystem. Określa się ich jako przedstwicieli dance-punk, new wave. W 2008 roku wydali domowej roboty EP „Mind Chaos”. Nagrywają dla Capitol Records w USA i Virgin Records w UK.
W 2009 roku zagrali na Glastonbury, T in the Park Festival w Szkocji, Bonnaroo Festival i Hove Festival w Norwegii.
1 Too Fake
2 3am Spanish
3 Learn to Lose
4 Work
5 Song Away (klip)
6 Curse This City
7 Wanna Be Black
8 Four Holy Photos
9 Preacher
10 Put The Game Down
11 Everyone's The Same Age
Jak dla mnie, najlepsze to Too fake, 3 am Spanish. Ale cała płytka miła dla ucha. Jak dla mnie, elementy funku

cut that out!