Best Of Joy wpasowało się w revival soulu, który mamy w ostatnim czasie. Lekkie, nie mdłe ni ciężkostrawne, z wysublimowaną, acz świeżą produkcją Neff-U wpisuje się w ożywcze trendy czarnej muzyki. Michaelowi przypadkowo zapewne (choć może nie?) po raz jedyny w minionej dekadzie udało się wpisać w coś, co jest ciekawe i twórcze w muzyce. Podobnie jak
(I Like) The Way You Love Me- nie przypadkiem sam Stevie Wonder na tę kompozycję właśnie wskazał, chwaląc melodię i brzmienie.
Owszem, te kompozycje mogą uchodzić za proste. Tylko że o taką właśnie prostotę, a raczej przejrzystość chodzi. Jeżeli prawdą jest to, co padło w filmie
Making of Michael, że Michael właśnie chciał do takich brzmień dążyć, to mnie to pasuje. Premierowe ballady z
The Ultimate Collection dla mnie były, może oprócz dwóch- trzech nagrań z
Invincible, najfajniejszymi nagraniami Michaela, wydanymi po latach 90. Nawet, jak niedopracowane- a może właśnie dlatego?
Heart-break-er pisze:Piosenka jest szybka, energiczna, melodycznie przypomina mi okres "Invincible" i "Xscape", ale mniejsza z tym
Ten kierunek był przerażający.
Xscape ma tak toporną produkcję, że mnie przeraziła.
Co się stało z moim idolem- myślałem wtedy. Nie wiadomo, co to miało przypominać- funk, pop.. A może demo?- niewiele inaczej brzmi przecież choćby robocza wersja
Dangerous. I jak piosenka ma potencjał, tak został on pogrzebany przez oprawę. Cały w tym urok w
Michaelu, iż ten kierunek porzucono.