Najsłabsze Ogniwo
Moderatorzy: DaX, Sephiroth820, MJowitek, majkelzawszespoko, LittleDevil
Po pierwsze, czy tylko ja we wstępie do Monster słyszę zapożyczenie z Eaten Alive?
Po drugie- zastanawia mnie czemu wszelkie beat boxingi w piosenkach Michaela- w Can't Let Her Get Away, Tabloid Junkie czy właśnie w Hollywood Tonight beatboxingu nie przypominają, a bardziej plucie do mikrofonu? Niech mi ktoś to wytłumaczy... Bo u Oprah to po Bożemu, tak ładnie było.
Najchętniej zagłosowałbym na Much Too Soon. Wyrażam sprzeciw wobec porównań z Be Not Always. Ten utwór, jeśli już, to muzycznie przypomina She's Out Of My Life. Nawet sens tekstu jest podobny. I skrótowa forma kompozycji- to bardziej ozdoba na torcie, niż pełnoprawne nagranie. Hollywood Tonight był jedynym utworem z płyty, który ze wzrastającym apetytem słuchałem w przeciekach. Fragment z programu Ellen DeGeneres zasłuchiwałem w kółko znowu i znowu. Do dziś zdarza mi się właśnie HT odtwarzać na repeacie. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że od Blood On The Dance Floor Michael nie wydał na singlu nagrania z tak porywającym groovem. Niestety.. Na albumie słychać, że piosenka była na etapie półproduktu 1 zwrotka- 1 refren. Zmiana tekstu w mówionym segmencie to porażka. Żeby było optymistycznie? Audiotune jest szkaradny. Wersja singlowa zaś jest niezgrabna jak słoń w sklepie porcelany.
Much Too Soon, pomimo skrótowej formy brzmi autentycznie- co jest kluczowe w dobrej muzyce. I o ile utwór obecnie nie jest na moim topie odsłuchów z płyty, pewnie z czasem się nim stanie. Klony żyją o połowę krócej, prawda?
Ale na to przyjdzie czas. Na dziś dzień wolę przetworzone HT. Głos na Much Too Soon.
Po drugie- zastanawia mnie czemu wszelkie beat boxingi w piosenkach Michaela- w Can't Let Her Get Away, Tabloid Junkie czy właśnie w Hollywood Tonight beatboxingu nie przypominają, a bardziej plucie do mikrofonu? Niech mi ktoś to wytłumaczy... Bo u Oprah to po Bożemu, tak ładnie było.
Najchętniej zagłosowałbym na Much Too Soon. Wyrażam sprzeciw wobec porównań z Be Not Always. Ten utwór, jeśli już, to muzycznie przypomina She's Out Of My Life. Nawet sens tekstu jest podobny. I skrótowa forma kompozycji- to bardziej ozdoba na torcie, niż pełnoprawne nagranie. Hollywood Tonight był jedynym utworem z płyty, który ze wzrastającym apetytem słuchałem w przeciekach. Fragment z programu Ellen DeGeneres zasłuchiwałem w kółko znowu i znowu. Do dziś zdarza mi się właśnie HT odtwarzać na repeacie. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że od Blood On The Dance Floor Michael nie wydał na singlu nagrania z tak porywającym groovem. Niestety.. Na albumie słychać, że piosenka była na etapie półproduktu 1 zwrotka- 1 refren. Zmiana tekstu w mówionym segmencie to porażka. Żeby było optymistycznie? Audiotune jest szkaradny. Wersja singlowa zaś jest niezgrabna jak słoń w sklepie porcelany.
Much Too Soon, pomimo skrótowej formy brzmi autentycznie- co jest kluczowe w dobrej muzyce. I o ile utwór obecnie nie jest na moim topie odsłuchów z płyty, pewnie z czasem się nim stanie. Klony żyją o połowę krócej, prawda?
Ale na to przyjdzie czas. Na dziś dzień wolę przetworzone HT. Głos na Much Too Soon.
Best Of Joy [*].
Pozostała trójka, szczególnie Hollywood Tonight i Behind The Mask, mają potencjał - tylko co z tego, skoro nikt nie pokusił się o porządną produkcję. Z pierwszego i tak wyciągnięto dużo, ale... Drugi aż się prosi o wyrzucenie odgłosów publiczności i np. lepiej brzmiącą perkusję, bez takiej ilości elektronicznych ozdobników jakby nie z tej epoki. To sprawia, że ciężko mi docenić resztę - od genialnych sampli od Yellow Magic Orchestra (tu, przy okazji, warto polecić całą Technopolis), przez melodię po świetnie brzmiące wokale i całą resztę hee-hee. Wyobraźcie sobie, gdyby pójść tą drogą... A to oczywiście tylko połączenie instrumentalnej wersji Grega Phillinganesa i nieudolnie wyciągniętych wokali Michaela. Chlip.
Tymczasem głos na Much Too Soon, proszę Państwa. To jest miniatura poziomem mojego zainteresowania godna gitarowej wersji She's Out Of My Life. Wszystko ładnie, tylko z takimi rzeczami na b-side'y proszę, albo na płyty w zamierzeniu akustyczne. A osoba, która dodała do wersji finalnej harmoszkę, powinna zostać powieszona za wrażliwe części ciała.
Pozostała trójka, szczególnie Hollywood Tonight i Behind The Mask, mają potencjał - tylko co z tego, skoro nikt nie pokusił się o porządną produkcję. Z pierwszego i tak wyciągnięto dużo, ale... Drugi aż się prosi o wyrzucenie odgłosów publiczności i np. lepiej brzmiącą perkusję, bez takiej ilości elektronicznych ozdobników jakby nie z tej epoki. To sprawia, że ciężko mi docenić resztę - od genialnych sampli od Yellow Magic Orchestra (tu, przy okazji, warto polecić całą Technopolis), przez melodię po świetnie brzmiące wokale i całą resztę hee-hee. Wyobraźcie sobie, gdyby pójść tą drogą... A to oczywiście tylko połączenie instrumentalnej wersji Grega Phillinganesa i nieudolnie wyciągniętych wokali Michaela. Chlip.
O to, to. Ellen radośnie gibająca się po studiu do fragmentu utworu dawała nadzieje na kawał porządnej muzyki. A wyszło jak z Another Day, tylko rozczarowanie mniejsze. I co ciekawe, mnie na początku wersja wideo Hollywood Tonight się bardzo spodobała. Mniej przeładowana instrumentami, chyba mądrzej rozplanowana, z nieprzetworzonym wokalem, wyzbyta z niepotrzebnego Tarylla. Ale... to wciąż demo, za które nie wzięły się odpowiednie osoby. Wyszło jarmarcznie, napisałbym wręcz. Ale czasem lubię te kolorowe jarmarki, noo. Pogwizdać też, choć wychodzi mi jak Michaelowi na końcu Smile.kaem pisze:Fragment z programu Ellen DeGeneres zasłuchiwałem w kółko znowu i znowu.
Tymczasem głos na Much Too Soon, proszę Państwa. To jest miniatura poziomem mojego zainteresowania godna gitarowej wersji She's Out Of My Life. Wszystko ładnie, tylko z takimi rzeczami na b-side'y proszę, albo na płyty w zamierzeniu akustyczne. A osoba, która dodała do wersji finalnej harmoszkę, powinna zostać powieszona za wrażliwe części ciała.
A tak sobie popolemizuję troszeczkę.
Swego czasu zżymali się niektórzy, że kfm do Hollywood Tonight taki łopatologiczny, te zdjęcia, kapelusze, rękawiczki i Michael wyskakujący zza każdego zaułka. Że takie ograne to wszystko i ograniczające. A czy to trochę nie jest tak, że jednak szufladkujemy sobie muzyczne dokonania Tego Pana i w sumie potrzebujemy tego, co dobrze znamy? Że jak coś jest balladą, a jeszcze nie daj Boże ascetyczną w instrumentarium i aranżu a do tego za krótką to już w ogóle nie ma o czym mówić, bo to takie nie w jego typie? Niczego nie zarzucam nikomu, tak sobie tylko głośno myślę i próbuję zrozumieć, szczególnie jak przypominam sobie nasze początkowe zachwyty MTS.
Tak naprawdę wszystko na tej płycie jest na poziomie demo. Demo niedokończonego albo wręcz zmasakrowanego przez tych, którym wydawało się, że przecież stworzą perełki. Much Too Soon nie jest ani długie, ani skończone, zgodzę się, ale tak, jak napisała Homesick - jest prawdziwe. Jest miniaturą, ale wiarygodną. Jeśli mam słuchać przetworzonych patchworków, to wolę akustyczne Much Too Soon. Zamykam oczy i ziszczają się moje marzenia. Akustyczny koncert i muzyka, która płynie prosto do mnie. Muzyka, której nie potrzeba niczego więcej, która nie potrzebuje być opakowaną w barokowy przesyt, aby mogła wybrzmieć. A potem, jak już te oczy otwieram, to nie ma sprawy - pozwalam, żeby porwał mnie groove HT. Ale nawet wtedy ta intymna relacja pomiędzy artystą a słuchaczem płynąca z Much Too Soon nadal we mnie pozostaje.
Z jednym się za to zgodzę - że za dorzucenie akordeonu należą się ciężkie roboty. Ciężkie niewyobrażalnie.
Swego czasu zżymali się niektórzy, że kfm do Hollywood Tonight taki łopatologiczny, te zdjęcia, kapelusze, rękawiczki i Michael wyskakujący zza każdego zaułka. Że takie ograne to wszystko i ograniczające. A czy to trochę nie jest tak, że jednak szufladkujemy sobie muzyczne dokonania Tego Pana i w sumie potrzebujemy tego, co dobrze znamy? Że jak coś jest balladą, a jeszcze nie daj Boże ascetyczną w instrumentarium i aranżu a do tego za krótką to już w ogóle nie ma o czym mówić, bo to takie nie w jego typie? Niczego nie zarzucam nikomu, tak sobie tylko głośno myślę i próbuję zrozumieć, szczególnie jak przypominam sobie nasze początkowe zachwyty MTS.
Tak naprawdę wszystko na tej płycie jest na poziomie demo. Demo niedokończonego albo wręcz zmasakrowanego przez tych, którym wydawało się, że przecież stworzą perełki. Much Too Soon nie jest ani długie, ani skończone, zgodzę się, ale tak, jak napisała Homesick - jest prawdziwe. Jest miniaturą, ale wiarygodną. Jeśli mam słuchać przetworzonych patchworków, to wolę akustyczne Much Too Soon. Zamykam oczy i ziszczają się moje marzenia. Akustyczny koncert i muzyka, która płynie prosto do mnie. Muzyka, której nie potrzeba niczego więcej, która nie potrzebuje być opakowaną w barokowy przesyt, aby mogła wybrzmieć. A potem, jak już te oczy otwieram, to nie ma sprawy - pozwalam, żeby porwał mnie groove HT. Ale nawet wtedy ta intymna relacja pomiędzy artystą a słuchaczem płynąca z Much Too Soon nadal we mnie pozostaje.
Z jednym się za to zgodzę - że za dorzucenie akordeonu należą się ciężkie roboty. Ciężkie niewyobrażalnie.
Czy słyszysz, jak tam daleko muzyka gra?
Tak jest, na zasadzie "lubimy te piosenki które już znamy".Mariurzka pisze:A tak sobie popolemizuję troszeczkę.
Swego czasu zżymali się niektórzy, że kfm do Hollywood Tonight taki łopatologiczny, te zdjęcia, kapelusze, rękawiczki i Michael wyskakujący zza każdego zaułka. Że takie ograne to wszystko i ograniczające. A czy to trochę nie jest tak, że jednak szufladkujemy sobie muzyczne dokonania Tego Pana i w sumie potrzebujemy tego, co dobrze znamy? Że jak coś jest balladą, a jeszcze nie daj Boże ascetyczną w instrumentarium i aranżu a do tego za krótką to już w ogóle nie ma o czym mówić, bo to takie nie w jego typie? Niczego nie zarzucam nikomu, tak sobie tylko głośno myślę i próbuję zrozumieć, szczególnie jak przypominam sobie nasze początkowe zachwyty MTS.
Podobnie jak ja. Przez moment myślałam nawet, że to rewelacja. Coś w stylu "uwspółcześniony dawny Michael Jackson". Potem zaczęłam dostrzegać ile tam szczegółów nie gra.kaem pisze:Fragment z programu Ellen DeGeneres zasłuchiwałem w kółko znowu i znowu.
To demo z jednej strony brzmi cudownie: dawny Michael w klimacie post - disco które zawsze świetnie mu służyło, a z drugiej strony, gdyby zdecydowałby się wtedy wydać, musiałby by zmienić to i owo bo w tamtej postaci za bardzo przypomina wersję Philliganesa. Jestem jednak przekonana, że Michael ze swoją dawną kreatywnością i entuzjazmem, wycisnąłby z tego numeru jeszcze więcej i zapewne przyćmiłby zarówno oryginał, jak i wersję Philliganesa.Pank pisze: Best Of Joy [*].
Pozostała trójka, szczególnie Hollywood Tonight i Behind The Mask, mają potencjał - tylko co z tego, skoro nikt nie pokusił się o porządną produkcję. Z pierwszego i tak wyciągnięto dużo, ale... Drugi aż się prosi o wyrzucenie odgłosów publiczności i np. lepiej brzmiącą perkusję, bez takiej ilości elektronicznych ozdobników jakby nie z tej epoki. To sprawia, że ciężko mi docenić resztę - od genialnych sampli od Yellow Magic Orchestra (tu, przy okazji, warto polecić całą Technopolis), przez melodię po świetnie brzmiące wokale i całą resztę hee-hee. Wyobraźcie sobie, gdyby pójść tą drogą... A to oczywiście tylko połączenie instrumentalnej wersji Grega Phillinganesa i nieudolnie wyciągniętych wokali Michaela. Chlip.
zapraszam i polecam: http://msfeliciam.blogspot.com/
Ale miał jeszcze Quincy'ego Jonesa. Szkoda, że przy okazji Thrillera 25 nie doszło do ponownej współpracy a zawartość płyty wygląda jak wygląda. Gdyby tak wydać wówczas dodatkową płytę z pierwotną, dłuższą wersją The Lady In My Life, z demami jak Much Too Soon, Love Never Felt So Good, Behind The Mask a nawet duetami z Mercurym... Ale co jest normą u wielu artystów, u Michaela nią z pewnością nie było; nawet po śmierci - materiały wyciekać teraz będą w ciągu najbliższych 10 lat w oprawie wołającej bardzo często o pomstę o nieba.Margareta pisze:a z drugiej strony, gdyby zdecydowałby się wtedy wydać, musiałby by zmienić to i owo bo w tamtej postaci
Jeszcze jeden nieudolny fan-made, który sprawia że nie lubię wersji z MICHAELa. Tym razem w wersji synth-popowej. ;)
Ziszczeniem najgorszych koszmarów byłoby dla mnie zrematerowanie wszystkich pozostałych płyt z uwspółcześnionymi wersjami starych przebojów co w praktyce sprowadziłoby się do tego co zrobiono z Thrillerem 25. Na szczęście (jeszcze) nie usłyszałam o takim pomyśle. I obym nigdy nie usłyszała.Pank pisze:Ale miał jeszcze Quincy'ego Jonesa. Szkoda, że przy okazji Thrillera 25 nie doszło do ponownej współpracy a zawartość płyty wygląda jak wygląda.
zapraszam i polecam: http://msfeliciam.blogspot.com/
- Heart-break-er
- Posty: 359
- Rejestracja: śr, 24 lis 2010, 20:16
- Skąd: Dębica
Głos na Much Too Soon
Najsłabsza kompozycja wśród tych trzech. Głos Michaela urzekający, ale piosenka krótka, w której nic poza głosem Michaela nie przyciąga ;/
Najsłabsza kompozycja wśród tych trzech. Głos Michaela urzekający, ale piosenka krótka, w której nic poza głosem Michaela nie przyciąga ;/
To Escape The World
I Got To Enjoy That Simple Dance
And It Seemed That Everything Was On My Side
(Blood On My Side)
She Seemed To Say Like It Was Love
I Got To Enjoy That Simple Dance
And It Seemed That Everything Was On My Side
(Blood On My Side)
She Seemed To Say Like It Was Love
O matko co tu się dzieje Chyba jednak wykrakałam ten atak, którego oczywiście w żaden sposób pojąć nie mogę, na piękne MTS . Najpierw jest narzekanie na majstrowanie przy wokalu (lub też podstawianie kogoś innego) a potem odrzucanie bez skrupułów utworu, w którym właśnie najprawdziwszy wokal jest najmocniej wyeksponowany. Mnie on powala i powoduje równie prawdziwe ciary. I choć tak naprawdę słucham rzadziej niż HT (ale tylko ze względu na żywsze klimaty tego drugiego) to i tak uważam, że powinno się znaleźć o oczko wyżej.
Hollywood Tonight dodaje mi energii, sprawia, że nóżki same tupią i nie tylko, jednak to za mało by przebić pozostałe utwory i jak już niektórzy pisali, ma słaby refren. Głos zatem na HT. MTS i BTM są w mojej subiektywnej opinii dużo lepsze.
Hollywood Tonight dodaje mi energii, sprawia, że nóżki same tupią i nie tylko, jednak to za mało by przebić pozostałe utwory i jak już niektórzy pisali, ma słaby refren. Głos zatem na HT. MTS i BTM są w mojej subiektywnej opinii dużo lepsze.
Ach, cóż to było za starcie! Łatwe wybory skończyły się jakoś trzy rundy temu - tym razem walka była zacięta.
I co? I mamy już utwór, który od dziś zadomawia się na trzecim stopniu MICHAELowego podium.
Ale po kolei - oddano 29 głosów, w tym:
Behind The Mask - 2 głosy
Much Too Soon - 12 głosów
Najsłabszym z trzech najmocniejszych ogniw zostaje:
Hollywood Tonight - 15 głosów
I dobrze, dziewczynie spieszy się do Hollywood, niech jedzie. My tymczasem wybieramy teraz spośród dwóch - jak się okazuje - najlepszych utworów z płyty.
Runda Finałowa:
vs.
Behind The Mask vs. Much Too Soon
Głosowanie kończymy w niedzielę o godz. 22.
Pssst...
I co? I mamy już utwór, który od dziś zadomawia się na trzecim stopniu MICHAELowego podium.
Ale po kolei - oddano 29 głosów, w tym:
Behind The Mask - 2 głosy
Much Too Soon - 12 głosów
Najsłabszym z trzech najmocniejszych ogniw zostaje:
Hollywood Tonight - 15 głosów
I dobrze, dziewczynie spieszy się do Hollywood, niech jedzie. My tymczasem wybieramy teraz spośród dwóch - jak się okazuje - najlepszych utworów z płyty.
Runda Finałowa:
vs.
Behind The Mask vs. Much Too Soon
Głosowanie kończymy w niedzielę o godz. 22.
Pssst...
Ostatnio zmieniony czw, 05 maja 2011, 23:02 przez anialim, łącznie zmieniany 1 raz.
- Man in the mirror
- Posty: 768
- Rejestracja: wt, 15 lip 2008, 18:08
z bólem serca na Behind The Mask
Much Too Soon mnie urzekło bardzo, ja miłośnik ballad jestem. Co poradzę?
W pojedynku utworów najbardziej dopracowanych (albo najmniej zepsutych) wygrywa dla mnie Much Too Soon i harmonijka. Mi mało potrzeba do szczęścia, wystarczy Michael i harmonijka.
Michael je Čaroban.
ps: anialim dziękuje za prowadzenie zabawy . Świetnie sie bawiłem
Much Too Soon mnie urzekło bardzo, ja miłośnik ballad jestem. Co poradzę?
W pojedynku utworów najbardziej dopracowanych (albo najmniej zepsutych) wygrywa dla mnie Much Too Soon i harmonijka. Mi mało potrzeba do szczęścia, wystarczy Michael i harmonijka.
Michael je Čaroban.
ps: anialim dziękuje za prowadzenie zabawy . Świetnie sie bawiłem
Ostatnio zmieniony czw, 05 maja 2011, 22:52 przez Man in the mirror, łącznie zmieniany 4 razy.
Behind The Mask, bo Much Too Soon jest tak prawdziwie zaspiewana, tak pieknie. Jedna z najpiekniej wykonanych piosenek MJa, dobrze, ze istnieje wersja bez akordeonu.
Ostatnio zmieniony czw, 05 maja 2011, 23:50 przez m-m1kea, łącznie zmieniany 1 raz.
Behind The Mask- Olbrzymia siła rażenia, wżyna się wręcz w pamięć i za cholerę nie można przestać jej podśpiewywać pod nosem. No i ta linia basowa.
Ale...
Jak już pisałam dla mnie najjaśniejszy punkcik płyty. Wzrusza do granic, porywa, zachwyca prostotą. Można przy niej zapomnieć o całym świecie. Kupuję to nawet z tą marną harmonijką, w stu procentach
Dlatego też mój głos z konieczności na Behind The Mask
Ale...
Właśnie.Man in the mirror pisze:Much Too Soon mnie urzekło bardzo, ja miłośnik ballad jestem. Co poradzę?
Jak już pisałam dla mnie najjaśniejszy punkcik płyty. Wzrusza do granic, porywa, zachwyca prostotą. Można przy niej zapomnieć o całym świecie. Kupuję to nawet z tą marną harmonijką, w stu procentach
Dlatego też mój głos z konieczności na Behind The Mask
If I were invisible for a day, I think I'd find one of the tabloid paparazzi and kick his ass... moonwalk style