Najsłabsze Ogniwo
Moderatorzy: DaX, Sephiroth820, MJowitek, majkelzawszespoko, LittleDevil
No cóż, ja do obalenia Lucku Day ręki nie przyłożę. Za nic w świecie!
Dla mnie to absolutnie najjaśniejszy punkt całego krążka. Porywa mnie od pierwszej chwili, od razu mam uśmiech na twarzy
Muszę przyznać, że jeszcze jakiś czas temu jako jedną z pierwszych piosenek do wyeliminowania byłaby Buttercup. Coraz bardziej jednak przekonuje się do niej, czasem po prostu potrzeba czasu i już. Bardzo przyjemna dla ucha. No i świetnie się przy niej relaksuje po ciężkim dniu pracy
Eliminacja dla Love Comes In Different Flavors.
Dla mnie to absolutnie najjaśniejszy punkt całego krążka. Porywa mnie od pierwszej chwili, od razu mam uśmiech na twarzy
Muszę przyznać, że jeszcze jakiś czas temu jako jedną z pierwszych piosenek do wyeliminowania byłaby Buttercup. Coraz bardziej jednak przekonuje się do niej, czasem po prostu potrzeba czasu i już. Bardzo przyjemna dla ucha. No i świetnie się przy niej relaksuje po ciężkim dniu pracy
Eliminacja dla Love Comes In Different Flavors.
If I were invisible for a day, I think I'd find one of the tabloid paparazzi and kick his ass... moonwalk style
- Man in the mirror
- Posty: 768
- Rejestracja: wt, 15 lip 2008, 18:08
No i mamy pierwszego laureata naszej zabawy z Unreleased Masters, który z dumą usadawia się na najniższym szczeblu naszego podium. Podsumowujemy rundę przedostatnią:
Oddano 9 głosów
Lucky Day - 3 głosy
---
Najsłabszym ogniwem zostaje:
Love Comes In Different Flavors - 6 głosów
Zostały nam dwa - jak się okazuje - najlepsze utwory z płyty. Śmiem twierdzić, że wynik jest przewidywalny... ale czasem potraficie zaskakiwać. Zatem do dzieła - wybieramy spośród:
Buttercup
Lucky Day
Głosujemy do środy, do 20.
Love Comes In Different Flavors jest lepsze, ciekawsze i bardziej porywające od utworów, które się ostały. Jest też nie pasujące do schematu zwykłej, starej piosenki J5, stąd pewnie "tylko" miejsce 3. Szkoda, że wynik będzie zachowawczy.
Lucky Day, widzę, że na pozycji przegranej. Buttercup to dla mnie bardzo dobry numer 2. W takim razie wracam do swoich sympatii z początku głosowania i eliminuję Buttercup.
Jaskier jest nieco żartobliwy w formie. Przywołuję jednak- owszem, słabą- wersję Carla Andersona i słyszę, że jednak lepiej jej w aranżacji linii wokalnej bliższej Can't Help It. W wersji Michaela brakuje ów skrzydeł, tego lekko jazzującego klimatu bossa novy, a widać mógł zaistnieć. To niedopracowany diament, drugie miejsce więc dla mnie jest adekwatne. Lucky Day to dzieło skończone.
Lucky Day, widzę, że na pozycji przegranej. Buttercup to dla mnie bardzo dobry numer 2. W takim razie wracam do swoich sympatii z początku głosowania i eliminuję Buttercup.
Jaskier jest nieco żartobliwy w formie. Przywołuję jednak- owszem, słabą- wersję Carla Andersona i słyszę, że jednak lepiej jej w aranżacji linii wokalnej bliższej Can't Help It. W wersji Michaela brakuje ów skrzydeł, tego lekko jazzującego klimatu bossa novy, a widać mógł zaistnieć. To niedopracowany diament, drugie miejsce więc dla mnie jest adekwatne. Lucky Day to dzieło skończone.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
W moim prywatnym rankingu Buttercup zajmuje 4 pozycję, przegrywa nie tylko z ujmującym swoistym wdziękiem Lucky Day, ale i z innymi utworami na tym albumie. Dlatego też, w zaistniałej sytuacji bez wahania przyznaję mu zaszczytne 2 miejsce. Kaem ma rację, ta piosenka jest niedopracowana, chociaż pięknie buja, to zabrakło tego ostatecznego szlifu.
Just this magic in your eyes and in my heart ...
The sun and moon rise in his eyes...
I'll hold him close to feel his heart beat...
The sun and moon rise in his eyes...
I'll hold him close to feel his heart beat...
Tym razem moja osoba zasila grono głosujących na Buttercup.
Lucky Day porwało mnie od pierwszego przesłuchania swoją świeżością, ujęło delikatnością i bezpretensjonalnym wdziękiem. Jest moim osobistym panaceum na smutki dnia codziennego, gdyż epatuje zaraźliwym optymizmem. Linie melodyczna i wokalna uzupełniają się tworząc idealną harmonię, której nie sposób się oprzeć.
W moim rankingu Buttercup przegrywa pojedynek ze swym rywalem, ustępując mu pola pod względem dopracowania i emocjonalności przekazu.
Lucky Day porwało mnie od pierwszego przesłuchania swoją świeżością, ujęło delikatnością i bezpretensjonalnym wdziękiem. Jest moim osobistym panaceum na smutki dnia codziennego, gdyż epatuje zaraźliwym optymizmem. Linie melodyczna i wokalna uzupełniają się tworząc idealną harmonię, której nie sposób się oprzeć.
W moim rankingu Buttercup przegrywa pojedynek ze swym rywalem, ustępując mu pola pod względem dopracowania i emocjonalności przekazu.
Ależ jesteście... Man's Temptation uznać za kawałek (prawie!) najsłabszy - a sympatyczne, aczkolwiek w stosunku do tej pierwszej zupełnie przeciętne Lucky Day obwołać ( bo tak się pewnie stanie ) liderem płyty... Oj czuć, że ten apokaliptyczny 2012 już całkiem, całkiem blisko Sytuacja życiowa nie pozwala mi w tej chwili na dłuższe uzasadnienie. Wpadam więc jak po ogień - dzielnie bronić Buttercup! Głos na Lucky Day - bez zmian w stosunku do poprzedniej rundy.
"Słodki ptaku, moja duszo, twoje milczenie jest tak cenne.
Ile czasu minie zanim świat usłyszy twą pieśń w mojej?
Oh, to jest dzień, na który czekam!"
- Michael Jackson
Ile czasu minie zanim świat usłyszy twą pieśń w mojej?
Oh, to jest dzień, na który czekam!"
- Michael Jackson
Lalalalala... a la la la la. Podium to podium, tak?
Opisując Buttercup, na myśl przychodzi mi określenie dobrze skrojone. Tam się wiele nie dzieje: zwrotka - refren - zwrotka - refren - zwrotka - refren, parę ozdobników na koniec, co by do końca nie zawitała monotonnia. Eee, I've seen it all - rzekłbym. Tylko, że mam wiekszą przyjemność słuchania niż z Lucky Day. Rzadko kiedy zdarza się, żebym nie mógł, nie potrafił przyczepić się do brzmienia poszczególnych instrumentów, ich umiarkowania, sposobu w jaki śpiewa Michael na chwilę po mutacji, wykorzystania chórków braci jako uzupełnienia. Utwór bez większych zaskoczeń, bo gdzie zaskoczenie? Może w klawiszowej solówce? Ale jednak doskonały w formie. A przynajmniej znacznie się wyróżniający. Nawet na tle większości dyskografii (sic!) Jackson 5.
Cóż z tego, że Lucky Day pod wieloma względami lepszy, bardziej obfity, mimo że krótszy? A radość ze słuchania i ochota puszczenia ot tak, raz na jakiś czas? U mnie mniejsza znacznie - w muzyce ciężko do końca o pełny obiektywizm przecież. Pod tym względem chyba góruje nad tym nagraniem nawet troszkę bardziej docenione od zeszłego tygodnia Love Comes In Different Places.
Tegóż no... Lucky Day.
Opisując Buttercup, na myśl przychodzi mi określenie dobrze skrojone. Tam się wiele nie dzieje: zwrotka - refren - zwrotka - refren - zwrotka - refren, parę ozdobników na koniec, co by do końca nie zawitała monotonnia. Eee, I've seen it all - rzekłbym. Tylko, że mam wiekszą przyjemność słuchania niż z Lucky Day. Rzadko kiedy zdarza się, żebym nie mógł, nie potrafił przyczepić się do brzmienia poszczególnych instrumentów, ich umiarkowania, sposobu w jaki śpiewa Michael na chwilę po mutacji, wykorzystania chórków braci jako uzupełnienia. Utwór bez większych zaskoczeń, bo gdzie zaskoczenie? Może w klawiszowej solówce? Ale jednak doskonały w formie. A przynajmniej znacznie się wyróżniający. Nawet na tle większości dyskografii (sic!) Jackson 5.
Cóż z tego, że Lucky Day pod wieloma względami lepszy, bardziej obfity, mimo że krótszy? A radość ze słuchania i ochota puszczenia ot tak, raz na jakiś czas? U mnie mniejsza znacznie - w muzyce ciężko do końca o pełny obiektywizm przecież. Pod tym względem chyba góruje nad tym nagraniem nawet troszkę bardziej docenione od zeszłego tygodnia Love Comes In Different Places.
Tegóż no... Lucky Day.
Owszem. Ale to tylko wyobrażenie, że ktoś coś kiedyś mógł zmienić. Ale nie zmienił... i tak też jest wyśmienicie. Równie dobrze można byłoby powiedzieć o wielu innych skończonych utworach Jackson 5, że to dzieła nieskończone. Lucky Day też da się dopracować, by bardziej chwytało, by jeszcze coś bardziej wykrzesać z tej pozycji - przynajmniej wg mnie.kaem pisze:To niedopracowany diament,
No cóż, wybór niewielki.
Głos na Buttercup. Kompozycja sama w sobie świetna i nie przeszkadza mi surowość tego nagrania, traktuję ją wręcz jako atut. W tej wersji zachwyca mnie chyba najbardziej głos Michaela, taki niski (jak na tamte czasy, to takie 2000 Watts ), ale na mnie robi wrażenie jego solowego utworu, a przecież na tapecie jest twórczość zespołu. No i szczyt zachwytu tą piosenką u mnie już minął.
Lucky Day ma ekstra początek (miss luck, she's luck, o którym pisała już magnolia), a potem jest jeszcze lepiej. Tym razem to nie wokal Michaela robi na mnie największe wrażenie, ale chórki. Jackson 5 w całej krasie. Ta piosenka to dobra zespołowa robota.
Niech wygrają piękne harmonie, melodia i brzmienie zespołu.
Głos na Buttercup. Kompozycja sama w sobie świetna i nie przeszkadza mi surowość tego nagrania, traktuję ją wręcz jako atut. W tej wersji zachwyca mnie chyba najbardziej głos Michaela, taki niski (jak na tamte czasy, to takie 2000 Watts ), ale na mnie robi wrażenie jego solowego utworu, a przecież na tapecie jest twórczość zespołu. No i szczyt zachwytu tą piosenką u mnie już minął.
Lucky Day ma ekstra początek (miss luck, she's luck, o którym pisała już magnolia), a potem jest jeszcze lepiej. Tym razem to nie wokal Michaela robi na mnie największe wrażenie, ale chórki. Jackson 5 w całej krasie. Ta piosenka to dobra zespołowa robota.
Niech wygrają piękne harmonie, melodia i brzmienie zespołu.
People say I’m crazy
Doing what I’m doing
Watching the wheels - John Lennon
Doing what I’m doing
Watching the wheels - John Lennon
I tego się trzymajmy :)anja pisze:Niech wygrają piękne harmonie, melodia i brzmienie zespołu
Mój głos oczywiście na Buttercup. Rampapam papaparam porywa, Słodycz Lucky Day porywa jednak bardziej. A ja lubię takie słodkości.
If I were invisible for a day, I think I'd find one of the tabloid paparazzi and kick his ass... moonwalk style