Margareta pisze:Zastanawia mnie kilkakrotnie pojawiające się pojęcie "wiatru".
Dwa pojmowania wiatru pojawiły się w tekście piosenki- wiatr jako zmiana (
As I turned up the collar on / My favorite winter coat / This wind is blowin' my mind / I see the kids in the street with not enough to eat / Who am I to be blind? / Pretending not to see their needs) i wiatr jako metafora przypadku (
A willow deeply scarred / Somebody's broken heart / And a washed out dream / They follow the pattern of the wind, ya' see / 'Cause they got no place to be). Przypadku na zasadzie "gdzie wiatr posieje". Z jednej strony jest w tym pokora, której w życiu doświadczamy w drodze do kształtowania swojego człowieczeństwa, z drugiej pojawia się pytanie o świadomość własnego istnienia, rozumienie siebie, co jest sensem właśnie tej piosenki i stało się głównym punktem dyskusji w temacie.
Chciałbym zebrać Wasze wypowiedzi, bo tworzą one pewną całość. Pojawiła się myśl, że
czynienie dobra jest kierowane pobudkami egoistycznymi, by w gruncie rzeczy podnieść swoją samoocenę.
Michael Jackson pisze:I've been a victim of a selfish kind of love
It's time that I realize
Zastanawiam się, nie negując jego sensu, gdzie to rozważanie do nas prowadzi. Stwierdzamy, że to egoizm- i co dalej? Moim zdaniem skoro można zrobić coś, co czyni nas i świat wokół lepszym, to egoistyczna pobudka jest tu wtórna w ostatecznym rozliczeniu. Rozumiem adwersarzy w takim sensie, że altruizm sam w sobie nie czyni nas dobrymi, gdy wykorzystujemy go jako demonstrację do pokazania swojej wyższości nad innymi. Czynienie dobra w ukryciu, bez oczekiwania zapłaty ma swój samonagradzający sens. Robić coś więcej niż się musi we wspomnianej pokorze czyni nas właśnie lepszymi. To trudne, bo jednak uczy się nas żyć w systemie nagród i kar, co częściowo utrudnia nam później osiąganie pełni człowieczeństwa, o czym przytomnie Talitha wspomniała.
homesick pisze:źródło zmian powinno wynikać z wewnętrznego samokształcenia, poznawania siebie od tej złej i dobrej strony, próbowania jednego i drugiego, a nie czerpania od kaznodziei nawołujących z ambon albo z telewizora. ale jeśli kogoś motywuje piosenka gospel do czegoś więcej niż skakania po pokoju i podnoszenia rąk ku niebu, to proszę bardzo, byle ślepo nie zapatrywać się w idoli wszelakiej maści.
Piszecie że tekst jest zbyt oczywisty. On poddaje myśl, ale nie przedstawia sposobu jej realizacji. Jest też sloganowy (bardziej osobiste odniesienia osadzone w myśli
Man In The Mirror można odnaleźć w cytowanej przeze mnie w stopce piosence Janet Jackson,
You). Nie negowałbym jednak sensu takiej piosenki. To a propos
Małe zmiany vs. duże zmiany- kolejnego wątku dyskusji, który sobie wynotowałem. Zgadza się- sztuka, wszelkiej maści kaznodzieje czy idole nie zmienią w człowieku wiele, ale mogą być spustem do nagromadzonych przemyśleń, które miały miejsce wcześniej. Jak droczę się z czymś w głowie od miesięcy, lat i mam trudność w zrobieniu kolejnego kroku, to taka piosenka, która poruszy mnie, może popchnąć do czegoś. I to nie tak, że nagranie czy ów symboliczny idol mnie zmienia, on akurat przyśpieszył coś, stał się katalizatorem zmian które zachodziły już od dłuższego czasu. W ogóle uważam, że
zmiany to proces, a nie wydarzenie zdarzające się w konkretnym punkcie.
To powyższe twierdzenie jest dla mnie pomocne do ogarnięcia Waszej dyskusji.
Poruszyliście temat polaryzacji wartości u człowieka oraz konsekwencji.
Karać, wyciągać konsekwencje czy rozumieć? Jak można wspierać, gdy należy się kara?
Odnieśliście to do zbrodni względem ludzkości, przywołaliście osoby Bin Ladena i Hitlera. Homesick napisała, że zmiany zawsze są dobre. Rzucę prowokacyjną tezę- a jak oni byli nam potrzebni? Wręcz niezbędni, by jako ludzkość dojrzeć? Tak rozumiem ideę wypędzenia w raju w zamian za prezent w postaci wolnej woli. By stać się na kształt absolutu, trzeba przejść przez wszystkie etapy (znacie pojęcie czakramów człowieka?), doznać wielu rzeczy. Rozwijamy się głównie w trudzie, rzadziej w wygodzie. Oczywiście wszystko w umiarze- nie mówię o przypadku ekstremalnych jak masochizm. Co innego nie unikać trudu, a co innego ustanowić go sobie za cel.
Margareta pisze:Oo, i tu bym się kłóciła bowiem zdarza się, że lepsze jest wrogiem dobrego.
Np. zmiana techniki wokalnej "naszego" Michaela na zautomatyzowano - charczącą, którą zaobserwowałam od płyty "Bad".
I tu właśnie przywołam myśl, że zmiany są procesem. Można myśleć, że następstwem pójścia do dentysty jest ból wywołany borowaniem, wiec zmiana jest zła. Ale jedna zmiana wywołuje kolejne, pozytywne- tu: zdrowy ząb albo przynajmniej zahamowanie choroby i ochrona reszty uzębienia. W Twoim przypadku zmiana techniki wokalnej MJ jest dla Ciebie zmianą niekorzystną, ale nie wiemy co by było, gdyby do niej nie doszło. Być może stara straciłaby na wartości, nie byłoby punktu odniesienia. Albo Michael nie nagrałby
They Don't Care Abiut Us na przykład, a goniłby własny ogon i nagrywał
One More Chance już w 1991 roku? To prozaiczne przykłady, ale można je odnieść do szerszego kontekstu, myślę. Dlatego rozumiem Madonnę, gdy pytana czy czegoś żałuje mówi, że nie, bo nawet jak coś jej się nie do końca udało, było impulsem do zrobienia czegoś potem, co okazało się dla niej sukcesem.
Talitha pisze:Słowa: Spójrz na siebie i dokonaj zmiany są moim zdaniem interpretowane przez wielu zbyt dosłownie. "Spójrz na siebie" oznacza zastanowienie się, kontemplację, zagłębieniu się w samego siebie by odkryć to, co jest najważniejsze. Nie jest dosłownym powierzchownym spojrzeniem na swoje postępowanie. Zmiana następuje wewnątrz człowieka, a to dzieje się za jego przyczyną jest tylko skutkiem. Spojrzenie na siebie i zmiana to wewnętrzna transformacja.
Hitler to dla wielu uosobienie zła kompletnego. Jest symbolem, pod który każdy podpina własne skojarzenia i doświadczenia. W Waszej dyskusji pojawiła się polaryzacja, moim zdaniem niekonieczna:
należy zadośćuczynić krzywd, a rozumienie powoduje, że zbrodniarz może czuć się bezkarny albo mniej odpowiedzialny za swoje przewinienie.
@neta pisze:Talitha pisze:Ojciec natomiast traktował go źle i wyżywał się nad nim oraz nad jego rodzeństwem. Hitler był ponadto wrażliwym artystą, którego bardzo rozgoryczało to iż nie dostał się do Akademii Sztuk Pięknych. Doświadczył również kilku innych rozczarowań, które utwierdziły go w przekonaniu, że musi być silny alby sięgać po to, co mu się "prawnie" należy, co uważał, że przysługuje mu jako Niemcowi (choć co ciekawe nie miał obywatelstwa), był zwolennikiem ruchów nacjonalistycznych.
znam mnóstwo osób które ma koszmarniejsze doświadczenia w życiu, w dzieciństwie i w kontaktach ale NIGDY nie posunęłoby się do tego co Hitler.
Tak samo że piją wszyscy ale tylko niektórzy zostają alkoholikami.
I ma to z silną wolą tyle samo co rozwolnienie.
Z tym przekonaniem to jest tak jak z moją dyskusją z Talithą.
Możemy pisać do siebie elaboraty, ale każda z nas uważa swoje jako słuszne i tyle.
Dla mnie to taka dyskusja w stylu
czy istnieje życie pozagrobowe albo o wyższości świąt wielkanocnych nad bożonarodzeniowymi.
Uważam, że rozumienie nie oznacza akceptacji i wcale nie umniejsza odpowiedzialności. To częsty błąd w postrzeganiu takich działań. Wręcz przeciwnie, rozumienie działań krzywdziciela zwiększa odpowiedzialność. Odwołanie do dzieciństwa daje na początku ukojenie, ale potem przychodzi refleksja- jestem dorosły, popełniam świadomie decyzje, bez względu na wzorce to ja wybrałem, by zrobić tak a nie inaczej. Zrozumienie ma na celu rozbicie wszelkich zaprzeczeń i usprawiedliwień typu: "To przez nią", "Należało mu się". Bez rozbicia ów iluzji człowiek karę nie przeżyje właściwie, a przynajmniej jest mniejsza szansa by ją przeżył jako doświadczenie go zmieniające w dobrym kierunku. Bardziej prawdopodobnym jest, że poszerzy ona myślenie "oni są źli, ja dobry".
Talitha pisze:Margareta pisze:Może jednak rację miał Michael, twierdząc, że byłby w stanie przekonać Hitlera do zmiany swojej życiowej drogi.
Jeśli czuł, że jest w stanie, to dlaczego miałabym mu nie wierzyć? ;)
Uważam, że byłoby to możliwe (wiem, że banalnie głupio brzmi chęć przekonania Hitlera do zmiany poglądów), ale bardzo, bardzo trudne.
Tak sobie myślę, że pewnie musiałby przeżyć jakieś wewnętrzne oczyszczenie, takie na maxa. Może Michael mógłby mu takie coś zafundować, kto wie
Jestem podobnie jak Wy, przekonany o tym, iż to był człowiek głęboko zaburzony. Poza tym działała zasada konsekwencji, strach przed przyznaniem się do winy na oczach milionów jako polityk- to dzieje się zdecydowanie za rzadko i błędnie odczytywane jest jako porażka. Parcie na szkło, by iść w zaparte- to właśnie pokazuje, że im później podejmuje się pracę, dyskusję, tym trudniej z niej zakręcić. Można jedynie ukarać oprawcę, ale na jego miejscu pojawi się pięciu kolejnych i będziemy coraz bardziej bezradni. Największym złem nazizmu nie był sam Hitler, a konformizm tłumu, bezkrytyczne poplecznictwo. Zło wcale nie przypisywane jedynie Niemcom, bo mogło zdarzyć się wśród innych narodowości, co potwierdza
Stanfordzki Eksperyment Więzienny.
To jak wyciągać konsekwencje, by nie usprawiedliwiać, ale też nie wylewać dziecka z kąpielą, ale zmienić
człowieka w lustrze, bo o tym jest ten temat?
give_in_to_me pisze:Wybaczanie to ładna rzecz, i w chrześcijaństwie i w islamie, ale jakoś zabrakło mi wśród tych "obrońców praw człowieka" jakiejkolwiek empatii w stosunku do ofiary. Ojej, mają go oślepić, to takie nieludzkie. A to, co on zrobił jakie było? Zniszczył jej życie. Tak jak mówię, powinien zgnić w więzieniu, ale nawet jeśli go oślepią-wcale mi go nie żal. Dodam, że gościu oczywiście w ogóle nie żałuje za swój czyn.
Proponuję, żeby zanim zaczniemy pochylać się na jakimkolwiek katem, najpierw pochylić się nad ofiarą, wykażemy wtedy z pewnością więcej humanizmu.
Odwoływałaś się do religii. W Biblii Kain pyta Boga o karę za morderstwo brata; czy też straci życie. Bóg jednak nie wymierza mu takowej. Jak myślicie, czemu?
Bóg pisze:Jahwe mu powiedział: "O nie! Ktokolwiek by zabił Kaina, siedmiokrotną pomstę poniesie!"
give_in_to_me pisze:Pragnienie zemsty w tej sytuacji jest naturalne
Podoba mi się idea proponowana przez Hellingera, terapeuty niemieckiego, który też uznawał katolickie wybaczanie za błąd dający ofierze przewagę, co nie zmienia układu ofiara- krzywdziciel, tylko go odwraca (przy okazji Hellinger w swojej pracy dotyka i przepracowuje często narodowe poczucie winy Niemców, widząc je w niektórych dzisiejszych kłopotach emocjonalnych, które nazywa uwikłaniami, przekazywanymi nieświadomie dzieciom przez ich rodziców). Jest on zwolennikiem myśli, by dobro nagradzać naddaniem jeszcze większego dobra, a zło karać doznaniem krzywdy, ale mniejszej.
Niedawno przypomniałem sobie film Prince'a,
Graffiti Bridge. Prince nie tworzył wielkiego kina, ale robił dobre filmy muzyczne, będące obrazem towarzyszącym płycie. Filmy w zamyśle czerpiące z muzycznych obrazów Elvisa. W każdym razie pada tam takie zdanie, które w pierwowzorze miało paść z ust Madonny:
When a man screams, you have to whisper. Podoba mi się, bo oddaje dokładnie to, o czym pisał Hellinger, a z czym i ja sie zgadzam. Być w kontakcie, odpowiadać, nie milczeć. Ale nie odpowiadać dokładnie tym samym, by uniknąć pętli narastającej przemocy.
Talitha pisze:Przykład nazizmu moim zdaniem doskonale pasuje do tego wątku, obrazuje jak można nieprawidłowo zinterpretować wizje zmiany świata "na lepsze", a to że tak się rozwinął świadczy tylko o tym, że jest bardzo interesujący. Warto poruszać takie tematy na forum publicznym, warto o tym dyskutować, nie widzę tu żadnego tabu.
Cała dyskusja i wnioski to dla mnie przejście od jednego pojmowania wiatru zawartego w piosence do drugiego, od przypadku do świadomego posługiwania się rozumieniem siebie. O tym dla mnie jest
Man In The Mirror.
Tak na marginesie, ze wszystkich mordów najbardziej przerażają mnie wyrządzone przez dzieci.
Połączenie niewinności i deprywacji jest dla mnie najtrudniejsze do ogarnięcia. Dla Michaela chyba też- w swojej idealizacji świata dziecięcego nie chciał tego widzieć.
cocainegirl pisze:prosimy o kolejny tekst
Już w tym tygodniu. :)
_________________________
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you