Nie ma to jak płyta Prince'a
- La_Pantera_Rosa
- Posty: 401
- Rejestracja: wt, 01 gru 2009, 20:32
- little_susie
- Posty: 189
- Rejestracja: śr, 17 cze 2009, 17:04
- Lokalizacja: Gdańsk
La_Pantera_Rosa
tu jest bardzo fajna stronka
http://www.prince-online.com/
http://www.miastomuzyki.pl/dyskografia-prince,799
http://www.filmweb.pl/person/Prince-12485
http://prince.org/msg/7
http://www.aceshowbiz.com/celebrity/pri ... raphy.html
tu są teksty
http://www.aleteksty.pl/p/prince/
Jak masz FB to tam też jest dość dużo ciekawych informacji :)
...choć niestety (a może i stety :) ) wiadomo że Prince bardzo dobrze chroni swoją prywatność...
tu jest bardzo fajna stronka
http://www.prince-online.com/
http://www.miastomuzyki.pl/dyskografia-prince,799
http://www.filmweb.pl/person/Prince-12485
http://prince.org/msg/7
http://www.aceshowbiz.com/celebrity/pri ... raphy.html
tu są teksty
http://www.aleteksty.pl/p/prince/
Jak masz FB to tam też jest dość dużo ciekawych informacji :)
...choć niestety (a może i stety :) ) wiadomo że Prince bardzo dobrze chroni swoją prywatność...
"Marzenie nie jest jedynie marzeniem - jest celem. Jest czymś co ludzka świadomość i podświadomość mogą zamienić w rzeczywistość" Michael Jackson
- La_Pantera_Rosa
- Posty: 401
- Rejestracja: wt, 01 gru 2009, 20:32
- SuperFlyB.
- Posty: 393
- Rejestracja: ndz, 11 kwie 2010, 22:03
- Lokalizacja: z nienacka... a tak naprawdę z Warszawy
źródło: hirek.plAmerykańskie media podają, że Prince w tarapaty z powodu perfum sygnowanych nazwą jego albumu z 2006 roku „3121”. Firma Revelations Perfumes and Cosmetics Inc. (z którą artysta podpisał kontrakt na reklamowanie zapachu „3121”) zarzuca muzykowi nieudolne promowanie zapachu.
Koncern skarży się, że perfumy sygnowane przez Prince’a nie zdołały osiągnąć minimalnego pułapu sprzedaży, a sam muzyk zlekceważył warunki umowy określające strategię promocyjną perfum. Konflikt pomiędzy artystą z Minneapolis, a Revelations Perfumes and Cosmetics Inc. ciągnie się już od 2008 roku.
Obecnie sprawa toczy się przed nowojorskim wymiarem sprawiedliwości , gdzie zapadł już pierwszy wyrok na mocy którego Prince ma zapłacić koncernowi kosmetycznemu 4 miliony dolarów odszkodowania. Wyrok ten będzie prawomocny, gdy podtrzyma go drugi sędzia.
http://przeslodzonaherbata.blog.onet.pl
Dopiero zaczynam, ale...
Nie lubi słów: błogosławiony owoc żywota twego
Amelia Poulain
Dopiero zaczynam, ale...
Nie lubi słów: błogosławiony owoc żywota twego
Amelia Poulain
Tyle tutaj pochwalnych wypowiedzi na jego temat, to postanowiłam, że posłucham. Jestem w trakcie odsłuchiwania "Dirty Mind" (w sensie, kawałków z tej płyty). I podobają mi się, aczkolwiek nie ma żadnego trzęsienia ziemi ani innych objawów natychmiastowego zakochania się, tak jak w przypadku artystów będących jego muzycznymi wpływami (a z tego co zauważyłam na jego stronie allmusic.com, gusta mamy bardzo zbliżone: Marvin, Jimi Hendrix, wszyscy ludzie od P - Funku, The Isley Brothers
). Po prostu solidnie zagrane, wpadające w ucho. Dobre, aczkolwiek nie wybitne.

- SuperFlyB.
- Posty: 393
- Rejestracja: ndz, 11 kwie 2010, 22:03
- Lokalizacja: z nienacka... a tak naprawdę z Warszawy
Dobra, choć Dirty Mind nie jest moim ulubionym albumem, to mówić, że nie jest wybutny jest grzechemMargareta pisze:Tyle tutaj pochwalnych wypowiedzi na jego temat, to postanowiłam, że posłucham. Jestem w trakcie odsłuchiwania "Dirty Mind" (w sensie, kawałków z tej płyty). I podobają mi się, aczkolwiek nie ma żadnego trzęsienia ziemi ani innych objawów natychmiastowego zakochania się, tak jak w przypadku artystów będących jego muzycznymi wpływami (a z tego co zauważyłam na jego stronie allmusic.com, gusta mamy bardzo zbliżone: Marvin, Jimi Hendrix, wszyscy ludzie od P - Funku, The Isley Brothers ). Po prostu solidnie zagrane, wpadające w ucho. Dobre, aczkolwiek nie wybitne.

Żeby zrozumieć fenomen DM trzba posłuchac sobie poprzedniej płyty, Prince. Bo Książę zrobił 1980 olbrzymi krok w przód w stosunku do 79. Póżniej trzeba zaznajomić się Controversy, to właściwie ten sam okres co DM.
A jak już skończysz z tym okresem, to 1999 zmiecie Ciebie z powierzchni Ziemi. I będzie super.
Obejrzenie koncertów, np. Dortmund 1988, gdzie grane były kawałki z Dirty Mind, na pewno zmieni Twoje doświadczenie z tą płytą.Margareta pisze:Tyle tutaj pochwalnych wypowiedzi na jego temat, to postanowiłam, że posłucham. Jestem w trakcie odsłuchiwania "Dirty Mind" (w sensie, kawałków z tej płyty). I podobają mi się, aczkolwiek nie ma żadnego trzęsienia ziemi ani innych objawów natychmiastowego zakochania się, tak jak w przypadku artystów będących jego muzycznymi wpływami (a z tego co zauważyłam na jego stronie allmusic.com, gusta mamy bardzo zbliżone: Marvin, Jimi Hendrix, wszyscy ludzie od P - Funku, The Isley Brothers). Po prostu solidnie zagrane, wpadające w ucho. Dobre, aczkolwiek nie wybitne.

'Prince...BEST?...The Gold Experience...BETTER!...In concert...perfectly FREE...On record...SLAVE...Get Wild...Come...Peace...Thank u!'
Okay, wypowiem się na razie na temat "1999". Otóż:
1. 1999 - Całkiem dobra. Trochę monotonny podkład muzyczny, ale syntezatory są jak najbardziej udane. Gitarowe riffy pod koniec także.
2. Little Red Corvette - o wiele za długa, skróciłabym o jakieś 2 minuty bo nudzi od pewnego momentu. Moim zdaniem nie wychodzi poza standard piosenki typowej dla lat 80.
3. Delirious - Chwytliwe. Brzmi jak cover piosenki z lat 50 nagrany w latach 80., a nie jak oryginalny utwór nagrany w latach 80.
4. Let's Pretend We're Married - niezłe, ale również za długie, tak jak Little Red Corvette.
5. D.M.S.R. - Melodia i brzmienie są w porządku, ale a'propos tekstu, może mi ktoś wyjaśni co autor miał naprawdę na myśli? Bo ja po przeczytaniu słów widzę tylko chęć wzbudzenia szoku jego obscenicznością. Ponadto wydaje mi się, że Lady Gaga inspiruje się jego stylem podawania liryki z tekstach. Muszę jednak powiedzieć to na plus, że kawałek ten mimo ponad ośmiu minut trwania, zajmuje.
6. Automatic - Całkiem całkiem. Roztacza kosmiczno - psychodeliczne wizje, podobnie jak utwór nr. 7 - Something in the Water (Does Not Compute).
8. Free - Wpadający w ucho pastisz pieśni mających podnosić na duchu.
9. Lady Cab Driver - Może być. Niezły pomysł z połączeniem jęków rozkoszy i monologu. Brzmi jakby mowił do tytułowej lady w czasie odbywania z nią stosunku w taksówce.
10. All the Critics Love U in New York - Niezła gitarowo - basowa improwizacja.
11. International Lover - Najlepsza rzecz z tej płyty. Bardzo udane nawiązanie do "Wizard Of Finance" Parliament. Wokalnie z kolei bardzo przypomina Sly'a Stone'a. W każdym razie puściłam sobie już kilka razy pod rząd.
Zatem powiem tak: w żadnym razie nie wystawiłabym temu albumowi maksymalnej noty; kompozycje są same w sobie dobre, lecz niektóre kawałki są po prostu za długie co objawia się z moim nimi znużeniu. Prince'owi nie brakuje muzycznej fantazji i pomysłów na jej zrealizowanie, tylko niekiedy brakuje mu pomysłów na rozwinięcie poszczególnych fraz muzycznych co objawia się monotonnym ich przeciąganiu do końca kawałków. Wyjątek stanowi ostatni kawałek "International Lover" w którym okazuje się bardzo pojętnym uczniem George'a Clintona i jego ludzi od P - Funku. Podsumowując, nie rozgryzłam w dalszym ciągu fenomenu Prince'a, ale też nie jestem na nie.
1. 1999 - Całkiem dobra. Trochę monotonny podkład muzyczny, ale syntezatory są jak najbardziej udane. Gitarowe riffy pod koniec także.
2. Little Red Corvette - o wiele za długa, skróciłabym o jakieś 2 minuty bo nudzi od pewnego momentu. Moim zdaniem nie wychodzi poza standard piosenki typowej dla lat 80.
3. Delirious - Chwytliwe. Brzmi jak cover piosenki z lat 50 nagrany w latach 80., a nie jak oryginalny utwór nagrany w latach 80.
4. Let's Pretend We're Married - niezłe, ale również za długie, tak jak Little Red Corvette.
5. D.M.S.R. - Melodia i brzmienie są w porządku, ale a'propos tekstu, może mi ktoś wyjaśni co autor miał naprawdę na myśli? Bo ja po przeczytaniu słów widzę tylko chęć wzbudzenia szoku jego obscenicznością. Ponadto wydaje mi się, że Lady Gaga inspiruje się jego stylem podawania liryki z tekstach. Muszę jednak powiedzieć to na plus, że kawałek ten mimo ponad ośmiu minut trwania, zajmuje.
6. Automatic - Całkiem całkiem. Roztacza kosmiczno - psychodeliczne wizje, podobnie jak utwór nr. 7 - Something in the Water (Does Not Compute).
8. Free - Wpadający w ucho pastisz pieśni mających podnosić na duchu.
9. Lady Cab Driver - Może być. Niezły pomysł z połączeniem jęków rozkoszy i monologu. Brzmi jakby mowił do tytułowej lady w czasie odbywania z nią stosunku w taksówce.
10. All the Critics Love U in New York - Niezła gitarowo - basowa improwizacja.
11. International Lover - Najlepsza rzecz z tej płyty. Bardzo udane nawiązanie do "Wizard Of Finance" Parliament. Wokalnie z kolei bardzo przypomina Sly'a Stone'a. W każdym razie puściłam sobie już kilka razy pod rząd.
Zatem powiem tak: w żadnym razie nie wystawiłabym temu albumowi maksymalnej noty; kompozycje są same w sobie dobre, lecz niektóre kawałki są po prostu za długie co objawia się z moim nimi znużeniu. Prince'owi nie brakuje muzycznej fantazji i pomysłów na jej zrealizowanie, tylko niekiedy brakuje mu pomysłów na rozwinięcie poszczególnych fraz muzycznych co objawia się monotonnym ich przeciąganiu do końca kawałków. Wyjątek stanowi ostatni kawałek "International Lover" w którym okazuje się bardzo pojętnym uczniem George'a Clintona i jego ludzi od P - Funku. Podsumowując, nie rozgryzłam w dalszym ciągu fenomenu Prince'a, ale też nie jestem na nie.
- SuperFlyB.
- Posty: 393
- Rejestracja: ndz, 11 kwie 2010, 22:03
- Lokalizacja: z nienacka... a tak naprawdę z Warszawy
Margareta hmmm, może różnica jest taka, że Ty patrzysz się na piosenki, ja na album w sensie totalnym (bo 1999 to taki trochę koncert). W 1999 też dostrzegam problem "za długie" (choć w przypadku "Little red..." nie do końca - D.M.S.R. i Automatic powinny być nieco krótsze).
Może moje opinia wiąze się z niekończącym się odtwarzaniem CD, ale nadal uważam, że, mimo paru wad, to album genialny.
Kurczę, może z Prince'em albo jest tak, że się zachwycasz, albo nie. W każdym razie Twoje opinie troszkę dały mi do myślenia. Idę słuchać.
Może moje opinia wiąze się z niekończącym się odtwarzaniem CD, ale nadal uważam, że, mimo paru wad, to album genialny.
Kurczę, może z Prince'em albo jest tak, że się zachwycasz, albo nie. W każdym razie Twoje opinie troszkę dały mi do myślenia. Idę słuchać.
Wiesz, chyba będzie trudniej mnie zaskoczyć w przypadku Prince'a bo ten element ekscentryczności i "dziwności" w jego muzyce tak naprawdę został przejęty od zespołów George'a Clintona, Parliament i Funkadelic. Z ich repertuarem jestem już nieźle obeznana dlatego jego ekscentryczność nie robi na mnie takiego wrażenia, niż mogłaby gdybym nie znała artystów działających jeszcze przed nim. Z kolei w gitarowych riffach pobrzmiewają mi dalekie echa Jimiego Hendrixa. Wokalnie brzmi dla mnie z kolei jak brat bliźniak Sly'a Stone'a. Zresztą polecam Ci zaznajomienie się z nimi; myślę, że dostrzeżesz podobieństwa. Przesłucham jutro "Controversy". Może coś mnie chwyci za serce co będzie tylko i wyłącznie jego zasługą bo jak na razie jest dla mnie bardziej konglomeratem różnych wpływów niż artystą o własnym charakterze.SuperFlyB. pisze:Margareta hmmm, może różnica jest taka, że Ty patrzysz się na piosenki, ja na album w sensie totalnym (bo 1999 to taki trochę koncert). W 1999 też dostrzegam problem "za długie" (choć w przypadku "Little red..." nie do końca - D.M.S.R. i Automatic powinny być nieco krótsze).
Może moje opinia wiąze się z niekończącym się odtwarzaniem CD, ale nadal uważam, że, mimo paru wad, to album genialny.
Kurczę, może z Prince'em albo jest tak, że się zachwycasz, albo nie. W każdym razie Twoje opinie troszkę dały mi do myślenia. Idę słuchać.
Dopisek z dnia następnego (12.10):
Okay, no to lecimy z "Kontrowersyjną" płytą:
1. Controversy - Funk oparty na syntezatorach i post - dyskotekowym rytmie. "Zrobotyzowane wokale". Dosyć charakterystyczna gitarowa fraza. W końcu nie przeszkadza długość utworu. Podoba mi się.
2. Sexuality - Taki sobie mocno elektroniczny wstęp. Potem jest już lepiej; chwytliwa melodia, szaleństwa wokalne. Słyszę po raz kolejny wpływ P - Funku, ale znacznie mniej wyraźny, tzn. jest inspiracja, ale nie kopiowanie (i to na plus).
3. Do Me Baby - Słyszę inspirację wolnymi erotyczno - miłosnymi piosenkami różnych soulowych artystów z poprzedniej dekady co w połączeniu z falsetowym śpiewem i nieco przerysowaną interpretacją daje efekt pastiszu. Nie wiem czy zamierzony, ale podoba mi się.
4. Private Joy - Byłaby typową piosenka dla lat 80, gdyby nie psychodeliczne zakończenie. Melodyjna, chwytliwa.
5. Ronnie, Talk to Russia - Najkrótszy kawałek. Ma coś w sobie i punk rocka i z Doorsów (ograny). Ciekawy efekt dają dźwięki imitujące strzały z pistoletów i wybuchy bomb.
6. Let's Work - Znowu funk. Wbrew, tytułowi, jak wynika z tekstu, nie chodzi o pracę, a o stosunek płciowy.
7. Annie Christian - Politycznie się zrobiło. Minimalistycznie (tylko syntezatory i perkusja i wykrzykiwane słowa), a efekt jest ciekawy.
8. Jack U Off - Odwołanie do rockabilly i erotyczno - obrazoburczy tekst.
No i okazuje się, że do tej płyty żywię znacznie cieplejsze uczucia. Kawałki nie dłużą się, są chwytliwe, więcej się dzieje, jest kilka ciekawych patentów. No i więcej Prince'a w Prince'ie, więcej jego charakteru. Jestem już bardziej przekonana.
- little_susie
- Posty: 189
- Rejestracja: śr, 17 cze 2009, 17:04
- Lokalizacja: Gdańsk
Margareta No i zaczniesz teraz "Around the World in a Day" (bo zakładam że słynne Purple Rain masz przesłuchaną, bo to podstawa ) no i powinno Cię coraz bardziej powalać na kolana :)
A jak wspomniał Pitrzel bardzo dużo daje oglądnięcie koncertów czy teledysków na dvd...zresztą sama zobaczysz :)
A jak wspomniał Pitrzel bardzo dużo daje oglądnięcie koncertów czy teledysków na dvd...zresztą sama zobaczysz :)
"Marzenie nie jest jedynie marzeniem - jest celem. Jest czymś co ludzka świadomość i podświadomość mogą zamienić w rzeczywistość" Michael Jackson
- SuperFlyB.
- Posty: 393
- Rejestracja: ndz, 11 kwie 2010, 22:03
- Lokalizacja: z nienacka... a tak naprawdę z Warszawy
Margareta Cieszę się, że podoba sie Tobie Controversy :) To płyta świetna, a niedoceniana. I potwierdza tezę, że format jednej płyty winylowej jest najlepszy :)
Sly'a i Parliament/Funkadelic znam, dostrzegam podobieństwa, ale jakoś Prince mnie bardziej pociąga :)
little_susie Niby Purple Rain to podstawa... ja zacząłem od Parade, Purpura spadła póóóóóźniej
Around the World in a Day niedawno zakupiłem. Zaskoczyła mnie tak samo jak Lovesexy. Dziwna, ale niesamowicie dobrze się jej słucha. I łączy Parade z Purple Rain (czego zawsze mi brakowało między Thrillerem a Bad MJa)
Sly'a i Parliament/Funkadelic znam, dostrzegam podobieństwa, ale jakoś Prince mnie bardziej pociąga :)
little_susie Niby Purple Rain to podstawa... ja zacząłem od Parade, Purpura spadła póóóóóźniej
Around the World in a Day niedawno zakupiłem. Zaskoczyła mnie tak samo jak Lovesexy. Dziwna, ale niesamowicie dobrze się jej słucha. I łączy Parade z Purple Rain (czego zawsze mi brakowało między Thrillerem a Bad MJa)
- Heart-break-er
- Posty: 359
- Rejestracja: śr, 24 lis 2010, 20:16
- Lokalizacja: Dębica
Może jestem inny, może jestem dziwny, ale mi w Prince'ie podoba mi się najbardziej to, czego inni nie cierpią lub za tym nie przepadają. Mam tu na myśli m.in Jego bardzo kontrowersyjny wizerunek, obsceniczne zachowania, wypowiedzi i co najlepsze ta cała sexualność w Jego piosenkach i nie tylko.
Według mnie, Prince jest prawdziwym artysta z krwi i kości, bez obrazy, ale w porównaniu do Michaela, Książę jest nieprzewidywalny i różnorodny pod względem muzyki, tworzy szereg gatunków muzycznych (Funk, Rock, Pop, R&B) na dodatek jest wybitnym gitarzystą
Szkoda, ze Michael nie wymiatał tak na scenie.
Co do Muzyki Prince'a. Bardzo podoba mi się u Niego ta wolność w piosenkach. Ten kipiący życiem Funk, ahh... aż żyć się chce przy takiej muzyce. Do moich ulubionych albumów należą 'niegrzeczny' "The Black Album", "Controwersy", "Graffiti Bridge" "The Gold Experience" (o mój Boże...) szkoda, że większość nie docenia tego albumu, jest na prawdę świetny, wg, mnie lepszy nawet od "Diamond&Pearls"
oraz ostatni (jak do tej pory mam nadzieję) album, który został strasznie źle przyjęty i skrytykowany - "20Ten" i oczywiście legendarny "Purpurowy Deszcz"
Według mnie, Prince jest prawdziwym artysta z krwi i kości, bez obrazy, ale w porównaniu do Michaela, Książę jest nieprzewidywalny i różnorodny pod względem muzyki, tworzy szereg gatunków muzycznych (Funk, Rock, Pop, R&B) na dodatek jest wybitnym gitarzystą

Szkoda, ze Michael nie wymiatał tak na scenie.

Co do Muzyki Prince'a. Bardzo podoba mi się u Niego ta wolność w piosenkach. Ten kipiący życiem Funk, ahh... aż żyć się chce przy takiej muzyce. Do moich ulubionych albumów należą 'niegrzeczny' "The Black Album", "Controwersy", "Graffiti Bridge" "The Gold Experience" (o mój Boże...) szkoda, że większość nie docenia tego albumu, jest na prawdę świetny, wg, mnie lepszy nawet od "Diamond&Pearls"
oraz ostatni (jak do tej pory mam nadzieję) album, który został strasznie źle przyjęty i skrytykowany - "20Ten" i oczywiście legendarny "Purpurowy Deszcz"
To Escape The World
I Got To Enjoy That Simple Dance
And It Seemed That Everything Was On My Side
(Blood On My Side)
She Seemed To Say Like It Was Love
I Got To Enjoy That Simple Dance
And It Seemed That Everything Was On My Side
(Blood On My Side)
She Seemed To Say Like It Was Love