Blog Talithy
Moderators: DaX, Sephiroth820, MJowitek, majkelzawszespoko, Mafia
wiesz akaagnes to jest nie tylko kwestia pieniedzy ale tez czasu obowiazku i zobowiazań bo jak sie ma jakies obowiazki to trzeba tego pilnowac - pracowac uczyc sie itp a to wymaga czasu a swoja droga nie jestem przekonana ze pozwoliłabym córce jezdzic za artystą jakimkolwiek kosztem np szkoły
mi wydaje sie ze ona jest Irlandka
A swoja droga ciekawa jestem jak się te dziewczyny organizuja i jak sobie radza
mi wydaje sie ze ona jest Irlandka
A swoja droga ciekawa jestem jak się te dziewczyny organizuja i jak sobie radza
starszenie podoba mi się to co napisała, tyle dobra o Mj-u a końcówka jest dla mnie bardzo smutna. Wszystko z MJ-em wporządku i nagle coś zaczynało się pierniczyć, jak sobie pomysle ze MJ stawał się coraz słabszy, i słabszy to chce mi się płakać

http://www.youtube.com/watch?v=-GMyqvkCmgk mój występ z okazji dnia nauczyciela :)
Król popu nie odszedł, zmienił tylko scenę
Nie musisz mi mówić, kim jest Michael. Jeśli kochasz go tak jak ja, to już wiesz, kim jest, niezależnie od tego, czy kiedykolwiek spotkałeś go, czy nie.
Mnie to zdanie wystarczy za wszystkie uściski i wspomnienia.
Wiem że to co czuję jest najszczerszą prawdą.Nie myliłam się przez całe swoje życie.
Dziewczyny nie zazdrośćcie, nie oceniajcie.
Ja wiem, że mieszkałam w Polsce i to moje szczęście i przekleństwo.Minie jeszcze mnóstwo czasu zanim dobijemy do reszty świata o ile to kiedykolwiek nastąpi.
Najważniejszy jest Michael w sercu.On tego by właśnie chciał.
Mnie to zdanie wystarczy za wszystkie uściski i wspomnienia.
Wiem że to co czuję jest najszczerszą prawdą.Nie myliłam się przez całe swoje życie.
Dziewczyny nie zazdrośćcie, nie oceniajcie.
Ja wiem, że mieszkałam w Polsce i to moje szczęście i przekleństwo.Minie jeszcze mnóstwo czasu zanim dobijemy do reszty świata o ile to kiedykolwiek nastąpi.
Najważniejszy jest Michael w sercu.On tego by właśnie chciał.
Człowieku, naucz się tańczyć, bo inaczej aniołowie w niebie nie będą wiedzieć, co z tobą zrobić - Św. Augustyn
- give_in_to_me
- Posts: 500
- Joined: Sun, 17 Jan 2010, 12:37
- Location: Wrocław
Czytam to i myślę sobie: jakby ktoś tak jeździł za jakimś buddyjskim mistrzem albo za jakimś charyzmatycznym ewangelikalnym kaznodzieją, jakich w USA pełno, albo za jakimś artystą sztuki współczesnej robiącym performance na ulicach, to większość wypowiadających się tutaj pukałaby się głowę, padałyby głosy o sekciarstwie, o marnowaniu sobie życia, o zgubieniu sensu własnego życia i przeżywaniu cudzego.
Ale tu jest tylko jeden głos rozsądku (Talitha-forumowa, nie blogowa), bo to przecież NASZ Michael Jackson.
Reszta już w myślach rzuca swoje dotychczasowe życie-pracę, M3 w bloku, szarą Polskę i jeździ za MJem po całym świecie, lata za nim samolotami, wyczekuje pod hotelami, by zamienić z nim parę trywialnych zdań typu:
- Hi Mike, how are you?
- Fine and you?
- I am fine too, it is so nice to see you again. I love you.
- Love ya too. God bless you. You're so sweet.
Padało zdanie "przyjaciółka". Wybaczcie, mnie to określenie śmieszy. Nikt z nas nie wie, ile z tego było prawdą, a ile marzeniami. Tak, są zdjęcia. Michael ma mnóstwo takich zdjęć z fanami (pewnie nawet niektórzy mają z jego dziećmi).
To jest relacja jednostronna. Michael wiedział, że są fani, którzy go kochają i za nim jeżdżą, czuł ogromne wsparcie fanów i ich miłość, szczególnie podczas najtrudniejszych chwil, ale fani to fani, nie przyjaciele. Michael miał innych przyjaciół. Fakt, niewielu, ale ich miał.
Nie spotkałam nigdy Michaela (ale wierzę, że tak się stanie-po tamtej drugiej stronie). Gratuluję tym, którzy go spotkali. Przeraża mnie jednak takie osaczanie. Bierzmy również poprawkę na to, że Michael był dobrze wychowanym i grzecznym człowiekiem, trochę nawet takim gentlemanem starej daty, on by nigdy nie kazał wynosić się jakiemukolwiek fanowi, nawet jak ten by go nagabywał. Ale czy to go nie męczyło? Ile było wywiadów, w których opowiadał o swojej tęsknocie za prywatnością i anonimowością? Oczywiście, że Talitha ani inne dziewczyny nie chciały zrobić mu niczego złego, ale dobre chęci to nie wszystko....
Cóż, większości fanów Michaela wystarczała świadomość, że on gdzieś tam jest i żyje sobie szczęśliwie ze swoimi dziećmi. Niektórzy jednak musieli to szczęście czy życie na własne oczy zobaczyć. Ja nie jestem w stanie zrozumieć-po co? Dla mnie moje własne życie jest za krótkie. Może zabrzmi to okrutnie, ale szkoda by mi było czasu. Nie lepiej przeżywać własne życie? Nie lepiej szukać swojego szczęścia?
Po co zadręczać się godzinami, pisać blogi o tym, co by było gdyby, po co fantazjować "gdybym ja była przy nim, to on by wciąż żył". To mi się wydaję obsesją. Już tu się kiedyś uzewnętrzniałam w innych tematach, czemu moim zdaniem żadna fanka by mu nie pomogła.
Pisze tylko z własnej perspektywy i abstrahując od tego bloga Talithy, ale jednocześnie mając na myśli cały ten taki "ruch" fanek tego typu, ale nie rozumiem np. takich fantazji na zasadzie "co by było, gdyby Michael mnie kochał". Mnie starcza myśl, że on i tak mnie kocha, bo kochał wszystkich fanów, a przede wszystkim- kochał wszystkie dzieci na świecie. Choćby nie wiadomo jak podobał mi się Michael jako mężczyzna (a podoba mi się), to i tak nie zmienię prostego faktu: ja bym mogła być co najwyżej jego córką. Tak jak 90 proc. fanek wypisujących, niedawno za nim jeżdżących i zamykających się godzinami w swoim własnym świecie, gdzie Michael jest ich partnerem czy bardzo bliskim przyjacielem. To przecież młode osoby, mające najczęściej max. 32-33 lata.
Większość tych zamykających się to wrażliwe, ciepłe i piękne wewnętrznie dziewczyny- takie właśnie, o których marzą faceci. Szkoda, że te dziewczyny, zamiast rozejrzeć się dookoła, wolą puścić sobie Lady In My Life i oddać się marzeniom, że Michael śpiewa to o nich i do nich.
Ja (zapewne wynika to z mojej praktyczności, kategoryczności i ogólnego wyuzdania znanego tu na forum MJPT) wolę się przy tym Lady In My Life kochać z kimś, kto jest moim prawdziwym przyjacielem i miłością. A jednocześnie nawet wtedy doskonale wiem, że Michael mnie kocha :) No bo jak już mówiłam-on kocha wszystkie dzieci na świecie! :D Mogłabym być jego dzieckiem, ale z drugiej strony jestem już dorosła, więc niech będzie też, że kocha wszystkie kobiety na świecie (i świadczy o tym nie tylko jego tak bogata i różnorodna kolekcja pism dla panów :P)
Wydaje mi się, że przez swoją muzykę i przesłanie Michael chciał być obecny w naszym życiu, chciał być jego częścią, ale na pewno nie chciał nam zabierać naszego własnego życia, byśmy poświęcili się obsesji.
Let's get back to reality :)
Ale tu jest tylko jeden głos rozsądku (Talitha-forumowa, nie blogowa), bo to przecież NASZ Michael Jackson.
Reszta już w myślach rzuca swoje dotychczasowe życie-pracę, M3 w bloku, szarą Polskę i jeździ za MJem po całym świecie, lata za nim samolotami, wyczekuje pod hotelami, by zamienić z nim parę trywialnych zdań typu:
- Hi Mike, how are you?
- Fine and you?
- I am fine too, it is so nice to see you again. I love you.
- Love ya too. God bless you. You're so sweet.
Padało zdanie "przyjaciółka". Wybaczcie, mnie to określenie śmieszy. Nikt z nas nie wie, ile z tego było prawdą, a ile marzeniami. Tak, są zdjęcia. Michael ma mnóstwo takich zdjęć z fanami (pewnie nawet niektórzy mają z jego dziećmi).
To jest relacja jednostronna. Michael wiedział, że są fani, którzy go kochają i za nim jeżdżą, czuł ogromne wsparcie fanów i ich miłość, szczególnie podczas najtrudniejszych chwil, ale fani to fani, nie przyjaciele. Michael miał innych przyjaciół. Fakt, niewielu, ale ich miał.
Nie spotkałam nigdy Michaela (ale wierzę, że tak się stanie-po tamtej drugiej stronie). Gratuluję tym, którzy go spotkali. Przeraża mnie jednak takie osaczanie. Bierzmy również poprawkę na to, że Michael był dobrze wychowanym i grzecznym człowiekiem, trochę nawet takim gentlemanem starej daty, on by nigdy nie kazał wynosić się jakiemukolwiek fanowi, nawet jak ten by go nagabywał. Ale czy to go nie męczyło? Ile było wywiadów, w których opowiadał o swojej tęsknocie za prywatnością i anonimowością? Oczywiście, że Talitha ani inne dziewczyny nie chciały zrobić mu niczego złego, ale dobre chęci to nie wszystko....
Cóż, większości fanów Michaela wystarczała świadomość, że on gdzieś tam jest i żyje sobie szczęśliwie ze swoimi dziećmi. Niektórzy jednak musieli to szczęście czy życie na własne oczy zobaczyć. Ja nie jestem w stanie zrozumieć-po co? Dla mnie moje własne życie jest za krótkie. Może zabrzmi to okrutnie, ale szkoda by mi było czasu. Nie lepiej przeżywać własne życie? Nie lepiej szukać swojego szczęścia?
Po co zadręczać się godzinami, pisać blogi o tym, co by było gdyby, po co fantazjować "gdybym ja była przy nim, to on by wciąż żył". To mi się wydaję obsesją. Już tu się kiedyś uzewnętrzniałam w innych tematach, czemu moim zdaniem żadna fanka by mu nie pomogła.
Pisze tylko z własnej perspektywy i abstrahując od tego bloga Talithy, ale jednocześnie mając na myśli cały ten taki "ruch" fanek tego typu, ale nie rozumiem np. takich fantazji na zasadzie "co by było, gdyby Michael mnie kochał". Mnie starcza myśl, że on i tak mnie kocha, bo kochał wszystkich fanów, a przede wszystkim- kochał wszystkie dzieci na świecie. Choćby nie wiadomo jak podobał mi się Michael jako mężczyzna (a podoba mi się), to i tak nie zmienię prostego faktu: ja bym mogła być co najwyżej jego córką. Tak jak 90 proc. fanek wypisujących, niedawno za nim jeżdżących i zamykających się godzinami w swoim własnym świecie, gdzie Michael jest ich partnerem czy bardzo bliskim przyjacielem. To przecież młode osoby, mające najczęściej max. 32-33 lata.
Większość tych zamykających się to wrażliwe, ciepłe i piękne wewnętrznie dziewczyny- takie właśnie, o których marzą faceci. Szkoda, że te dziewczyny, zamiast rozejrzeć się dookoła, wolą puścić sobie Lady In My Life i oddać się marzeniom, że Michael śpiewa to o nich i do nich.
Ja (zapewne wynika to z mojej praktyczności, kategoryczności i ogólnego wyuzdania znanego tu na forum MJPT) wolę się przy tym Lady In My Life kochać z kimś, kto jest moim prawdziwym przyjacielem i miłością. A jednocześnie nawet wtedy doskonale wiem, że Michael mnie kocha :) No bo jak już mówiłam-on kocha wszystkie dzieci na świecie! :D Mogłabym być jego dzieckiem, ale z drugiej strony jestem już dorosła, więc niech będzie też, że kocha wszystkie kobiety na świecie (i świadczy o tym nie tylko jego tak bogata i różnorodna kolekcja pism dla panów :P)
Wydaje mi się, że przez swoją muzykę i przesłanie Michael chciał być obecny w naszym życiu, chciał być jego częścią, ale na pewno nie chciał nam zabierać naszego własnego życia, byśmy poświęcili się obsesji.
Let's get back to reality :)
Nie. Ja nie latałabym za nim samolotem ani nie rzuciła całego życia, by podążać jego śladem. Po pierwsze, nie stać mnie na to. A po drugie, to że chciałabym z nim porozmawiać, poczuć relację człowiek-człowiek...to chyba jeszcze nic złegogive_in_to_me wrote:Reszta już w myślach rzuca swoje dotychczasowe życie-pracę, M3 w bloku, szarą Polskę i jeździ za MJem po całym świecie, lata za nim samolotami, wyczekuje pod hotelami, by zamienić z nim parę trywialnych zdań typu:

Zgadzam się. Fan to fan. Wiedząc o skrytości i nieśmiałości MJ, a także wiedząc jak niestety słowo "przyjaciel" jest nadużywane, ja bym tak nie napisała. Czasem lepiej mieć garstkę przyjaciół, ale naprawdę oddanych. A nie tłumy, a jak przyjdzie co do czego, to nie ma się do kogo zwrócić.give_in_to_me wrote:Padało zdanie "przyjaciółka". Wybaczcie, mnie ro określenie śmieszy. Michael wiedział, że są fani, którzy go kochają i za nim jeżdżą, czuł ogromne wsparcie fanów i ich miłość, szczególnie podczas najtrudniejszych chwil, ale fani to fani, nie przyjaciele. Michael miał innych przyjaciół. Fakt, niewielu, ale ich miał.
Trochę na pewno w tym racji. Michael był wyjątkowo kulturalnym facetem. Więc słowo "spadaj" nie wchodziło w grę. Ale czy nie dało się to jakoś urwać, gdyby tak bardzo go to osaczało? Nie wiem. Nikt z jego otoczenia tego nie widział? Ilości i częstotliwości kontaktów z dziewczynami? Chyba, że w jego otoczeniu były tylko osoby, totalnie ślepe na jego reakcje i zupełnie nieznające go. Przecież w pewnym momencie, kontakt z fankami się urwał z dnia na dzień i nie było już dostępu do MJ. Zatem chyba była taka opcja. Nikt z niej wcześniej nie mógł skorzystać?...give_in_to_me wrote:Michael był dobrze wychowanym i grzecznym człowiekiem, trochę nawet takim gentlemanem starej daty, on by nigdy nie kazał wynosić się jakiemukolwiek fanowi, nawet jak ten by go nagabywał. Ale czy to go nie męczyło? Ile było wywiadów, w których opowiadał o swojej tęsknocie za prywatnością i anonimowością? Oczywiście, że Talitha ani inne dziewczyny nie chciały zrobić mu niczego złego, ale dobre chęci to nie wszystko....
Owszem. Bo to było najważniejsze. Ale nie ukrywam, że bardzo chciałabym mieć okazję z nim porozmawiać, pobyć przez chwilę jako z człowiekiem. Pogadać o rzeczach zupełnie niezwiązanych ze sceną. O zwykłych ludzkich sprawach. Sam MJ kiedyś wspominał że tego mu brakowało. Choć wiem, że takich co by chcieli tylko z nim pogadać, były miliony...więc MJ nie mógłby robić nic innego, jak tylko rozmawiać. Mając to wszystko na uwadze...rzeczywiście człowiekowi wystarczyło na ogół "przyglądać się z boku".give_in_to_me wrote: Cóż, większości fanów Michaela wystarczała świadomość, że on gdzieś tam jest i żyje sobie szczęśliwie ze swoimi dziećmi.
Racjagive_in_to_me wrote: Mnie starcza myśl, że on i tak mnie kocha,, bo kochał wszystkich fanów, a przede wszystkim- kochał wszystkie dzieci na świecie. Choćby na przykład nie wiadomo jak podobał mi się Michael jako mężczyzna (a podoba mi się)...

Bo Ty szczęściarą jesteś i bardzo dobrzegive_in_to_me wrote:
Ja (zapewne wynika to z mojej praktyczności, kategoryczności i ogólnego wyuzdania znanego tu na forum MJPT) wolę się przy tym Lady In My Life kochać z kimś, kto jest moim prawdziwym przyjacielem i miłością. A jednocześnie doskonale wiem, że Michael mnie kocha :)

1958 - forever...
Wydaje mi się, że jest to tylko wycinek życia Talithy. Ona tylko opisała swoje relacje z Michaelem. Nie znamy całego jej życia…nie wiemy, czym się zajmuje…A moze ma i miała swoje życie bez Michaela. Kto to wie? Michaela traktowała raczej jak mistrza duchowego, nie jak potencjalnego kochanka. Wielbliła..bardziej niż kochała..Każdy wybiera sobie takich mistrzów jakich chce..Dopóki to nie wyrządza nikomu krzywdy i jest niewinne - nie do mnie należy ocenianie takiego lub innego wyboru..
Ja np. nie zostałabym nigdy zakonnicą i trudno mi taki wybór zrozumieć. Mogę jedynie starać się zrozumieć i nie oceniać.
Ja równiez nie podążałabym za kimś krok w krok z prostej przyzczyny..Mam dzieci, ma pracę , mam swoje pasje…byłoby to niemożliwe..A przede wszystkim, nie chciałabym tego robić..Natomiast fakt, że ktoś dokonał takiego wyboru…a ja nie, nie oznacza, że mam tego kogoś krytycznie oceniać...To jest wyłącznie prywatna sprawa tej osoby..
Michael wcale nie był takim grzecznym chłopcem, co to pozwalał sobie na głowę wchodzić. Wiem z wielu bezposrednich relacji, ludzi którzy go znali, że potrafił odcianć kontakt definitywnie, i czasami z błahych powodów. Zmieniał telefon…i ten ktos nawet nie miał szansy sie wytłumaczyć..
I znowu nakładamy na wydarzenia własną optykę, i wyobrażenie Michaela.
Sam fakt, że Talitha miał stały kontakt z Michaelem, również telefoniczny, świadczy o zaufaniu i że nigdy tego zaufania nie zawiodła..
Talitha na pewno wiele zyskała, ale tez dużo straciła..Dopiero po latach będzie mogła sama to ocenić. Niewykluczone, że te doświdczenia w przyszłości jej pomogą i bilans będzie pozytywny, a może nawet bardzo pozytywny..
Od ludzi, którzy tez znali Michaela, a nie są FF, wiem, ze Michael bardzo kochał Tych fanów. Talitha tego nie wymyśliła i nie jest jedyna.Na potwierdzenie jej słów jest mnóstwo świadków.
Talitha nie pokazała prywatnych zdjęć, tylko prasowe. jednak jej znajoma Sandy nie miał oporów i opublikowała je na swoim Facebooku. Dziwne, że Michael akurat z Sandy tak lubił sie wciąż portretować od połowy lat 90-tych. Dziwne. I jeszcze ubierał zwariowane nakrycia głowy i żakiety przez nią szyte, a dzieciom robione przez nią maski..
Sam ton tego blogu raczej nie powinien budzić wątpliwości…to co można odczytać między wierszami..Talitha jest szczera..ona nie kłamie..
I jeszcze ważna informacja. Talitha napisała, że ma 250 stron zapisków rozmów z Michaelem..Zamieściła jedną setną, bo jak napisała, chroni prywatność Michaela, i kierując sie własnym instynktem, zamieściła tylko to, co uznała ze Michael by zaakceptował.
To, że ktoś nie nie zdradza wszystkich sekretów Michaela, nie relacjonuje całych z nim rozmów, tylko fragmenty, jest zupełnie naturalne w przypadku ludzi, którzy szanowali Michaela.
Michael nie tylko z Talithą rozmawiał godzinami. Prowadził także długie rozmowy z fanami , których nawet nie spotkał, ale znał ich skądinąd i wiedział, że może im ufać. I był baaaardzo otwarty. Jak wiele jeszcze nie wiemy o Michaelu i jak wiele może nas zaskoczyć..
Ja nie widzę nawet odrobiny wulgarności w tym co robiła Taltha. Jedyne co mnie drażni, to pewien rodzaj egazlatacji..Jednak każdy wyraża uczucia na swój sposób…jak potrafi. Michaelowi najwyraźniej to nie przeszkadzało,
Wiem, że Talthę potraktowano bardzo źle.. Większość z tych ludzi zniknęła. Nie ma ich na żadnych portalach społecznościwoych ani na forach. Taltha przekazała ten blog swojej znajomej, by przekazała go dalej, ale nie zostawiła adresu zwrotnego. Na Twitterze szukano jej, by jej podziękować. Bezskutecznie. Jeżeliby ktos chciał jej zadac jakieś pytania, byłoby to trudne..
Mamy tylko ten blog. Talitha odeszła, Fani nieźle jej dokuczyli.
Nie wiem, skad brała pieniądze. Może ma bogatych rodziców? Na pewno już nie mieszka w Irlandii…co można wywnioskować czytajac jej blog, więc przez ostatnie lata była na miejsu..i mogła bez wiekszych przeszkód spotykac się z Michaelem.
FF z pewnością wspierali sie wzajemnie i pomagali sobie …Możliwe, że Taltha musiała się martwić tylko o finasowanie przelotów, albo pieniądze na kupno biletów…o zakwaterowanie już nie..Z tego, ci pisze wynika, ze ma pzyjaciół na całym świecie..
I gwoli sprawiedliwości. Talitha w następnych rozdziałach napisała, że o takiej relacji, jaką Michael miał ze swoimi przyjaciółmi, np. z Elizabeth , mogli tylko pomarzyć. Oni doskonale znali swoje miejsce w szeregu. Ona to nazywa przyjaźnią, ale odróżnia to od przyjaźni jaką Michael dzielił z ludźmi nazwijmy to, ze swojej sfery..
Najcenniejsze w tym blogu jest uczłowieczenie Michaela i pokazanie, ze był tak dostępny dla ludzi..Dla wielu, szczególnie dziennikarzy, jest to z pewnością zaskakujące....
Ja np. nie zostałabym nigdy zakonnicą i trudno mi taki wybór zrozumieć. Mogę jedynie starać się zrozumieć i nie oceniać.
Ja równiez nie podążałabym za kimś krok w krok z prostej przyzczyny..Mam dzieci, ma pracę , mam swoje pasje…byłoby to niemożliwe..A przede wszystkim, nie chciałabym tego robić..Natomiast fakt, że ktoś dokonał takiego wyboru…a ja nie, nie oznacza, że mam tego kogoś krytycznie oceniać...To jest wyłącznie prywatna sprawa tej osoby..
Michael wcale nie był takim grzecznym chłopcem, co to pozwalał sobie na głowę wchodzić. Wiem z wielu bezposrednich relacji, ludzi którzy go znali, że potrafił odcianć kontakt definitywnie, i czasami z błahych powodów. Zmieniał telefon…i ten ktos nawet nie miał szansy sie wytłumaczyć..
I znowu nakładamy na wydarzenia własną optykę, i wyobrażenie Michaela.
Sam fakt, że Talitha miał stały kontakt z Michaelem, również telefoniczny, świadczy o zaufaniu i że nigdy tego zaufania nie zawiodła..
Talitha na pewno wiele zyskała, ale tez dużo straciła..Dopiero po latach będzie mogła sama to ocenić. Niewykluczone, że te doświdczenia w przyszłości jej pomogą i bilans będzie pozytywny, a może nawet bardzo pozytywny..
Od ludzi, którzy tez znali Michaela, a nie są FF, wiem, ze Michael bardzo kochał Tych fanów. Talitha tego nie wymyśliła i nie jest jedyna.Na potwierdzenie jej słów jest mnóstwo świadków.
Talitha nie pokazała prywatnych zdjęć, tylko prasowe. jednak jej znajoma Sandy nie miał oporów i opublikowała je na swoim Facebooku. Dziwne, że Michael akurat z Sandy tak lubił sie wciąż portretować od połowy lat 90-tych. Dziwne. I jeszcze ubierał zwariowane nakrycia głowy i żakiety przez nią szyte, a dzieciom robione przez nią maski..
Sam ton tego blogu raczej nie powinien budzić wątpliwości…to co można odczytać między wierszami..Talitha jest szczera..ona nie kłamie..
I jeszcze ważna informacja. Talitha napisała, że ma 250 stron zapisków rozmów z Michaelem..Zamieściła jedną setną, bo jak napisała, chroni prywatność Michaela, i kierując sie własnym instynktem, zamieściła tylko to, co uznała ze Michael by zaakceptował.
To, że ktoś nie nie zdradza wszystkich sekretów Michaela, nie relacjonuje całych z nim rozmów, tylko fragmenty, jest zupełnie naturalne w przypadku ludzi, którzy szanowali Michaela.
Michael nie tylko z Talithą rozmawiał godzinami. Prowadził także długie rozmowy z fanami , których nawet nie spotkał, ale znał ich skądinąd i wiedział, że może im ufać. I był baaaardzo otwarty. Jak wiele jeszcze nie wiemy o Michaelu i jak wiele może nas zaskoczyć..
Ja nie widzę nawet odrobiny wulgarności w tym co robiła Taltha. Jedyne co mnie drażni, to pewien rodzaj egazlatacji..Jednak każdy wyraża uczucia na swój sposób…jak potrafi. Michaelowi najwyraźniej to nie przeszkadzało,
Wiem, że Talthę potraktowano bardzo źle.. Większość z tych ludzi zniknęła. Nie ma ich na żadnych portalach społecznościwoych ani na forach. Taltha przekazała ten blog swojej znajomej, by przekazała go dalej, ale nie zostawiła adresu zwrotnego. Na Twitterze szukano jej, by jej podziękować. Bezskutecznie. Jeżeliby ktos chciał jej zadac jakieś pytania, byłoby to trudne..
Mamy tylko ten blog. Talitha odeszła, Fani nieźle jej dokuczyli.
Nie wiem, skad brała pieniądze. Może ma bogatych rodziców? Na pewno już nie mieszka w Irlandii…co można wywnioskować czytajac jej blog, więc przez ostatnie lata była na miejsu..i mogła bez wiekszych przeszkód spotykac się z Michaelem.
FF z pewnością wspierali sie wzajemnie i pomagali sobie …Możliwe, że Taltha musiała się martwić tylko o finasowanie przelotów, albo pieniądze na kupno biletów…o zakwaterowanie już nie..Z tego, ci pisze wynika, ze ma pzyjaciół na całym świecie..
I gwoli sprawiedliwości. Talitha w następnych rozdziałach napisała, że o takiej relacji, jaką Michael miał ze swoimi przyjaciółmi, np. z Elizabeth , mogli tylko pomarzyć. Oni doskonale znali swoje miejsce w szeregu. Ona to nazywa przyjaźnią, ale odróżnia to od przyjaźni jaką Michael dzielił z ludźmi nazwijmy to, ze swojej sfery..
Najcenniejsze w tym blogu jest uczłowieczenie Michaela i pokazanie, ze był tak dostępny dla ludzi..Dla wielu, szczególnie dziennikarzy, jest to z pewnością zaskakujące....
Last edited by triniti on Tue, 06 Sep 2011, 0:29, edited 3 times in total.
- kamiledi15
- Posts: 753
- Joined: Wed, 24 Feb 2010, 22:07
- Location: Koło Warszawy
Jak bardzo Michael był miły dla fanów, można zobaczyć na przykład tutaj:
http://www.youtube.com/watch?v=wx0Lt1zrv_U
Koleś zachowuje się jak kretyn, daje okulary Michaelowi, który wygląda na wkurzonego i najwyraźniej wcale nie cieszy go ten prezent, a on uprzejmie dziękuje. Każda inna gwiazda pogoniłaby takiego fana. Na innym filmie nawet przytula tego fana w podziękowaniu za te okulary:
http://www.youtube.com/watch?v=RfHKPLlZ ... re=related
Albo tutaj:
http://www.youtube.com/watch?v=JVrCXowiNp0
Fanka pyta Michaela, czy się z nią ożeni, a on najpierw się zawstydza, a potem woła: ,,Do zobaczenia na weselu!"
Ta Talitha rzeczywiście wydaje się być trochę namolna dla niego. Ale z tego, co zrozumiałem, on sam czasami do niej dzwonił, żeby pogadać o różnych sprawach, nie tylko o twórczości. Ale z pewnością czuł się osaczony - mówił kiedyś, że chciałby wyjść w spokoju do sklepu, bez fleszy i tłumu ludzi pchających się do niego i śmiał się, że jak wchodzi do sklepu to od razu puszczają jego muzykę. Z kolei czasami czuł się samotny (Stranger in Moscow). Na pewno miał tego wszystkiego dosyć, chciał mieć choć trochę prywatności, ale chyba jednak lubił rozmawiać z tą Talithą, o czym świadczą te rozmowy telefoniczne o Irlandii, o procesie, itp.
Ale jak chciał, to umiał też odpowiedzieć twardo - na przykład mówi do namolnych dziennikarzy: ,,Go to hell!":
http://www.youtube.com/watch?v=KaBBy06xAlc
Fanów na pewno traktował inaczej niż dziennikarzy, których pewnie nie znosił. Ciekawe, czy pod koniec to on zdecydował o drastycznym zmniejszeniu kontaktu z fankami, czy może ktoś zdecydował za niego, a on nie potrafił się zbuntować... Musiało być mu ciężko - nie mógł spokojnie wyjść na ulicę, bo każdy pchał się, by z nim zamienić parę słów. A on kochał fanów i nigdy by im nie powiedział ,,Idźcie do diabła", tak jak powiedział do dziennikarzy. Ale takie niestety jest życie gwiazd, tyle że większość nie krępuje się rzucić ostrych słów do namolnych fanów, a on owszem.
http://www.youtube.com/watch?v=wx0Lt1zrv_U
Koleś zachowuje się jak kretyn, daje okulary Michaelowi, który wygląda na wkurzonego i najwyraźniej wcale nie cieszy go ten prezent, a on uprzejmie dziękuje. Każda inna gwiazda pogoniłaby takiego fana. Na innym filmie nawet przytula tego fana w podziękowaniu za te okulary:
http://www.youtube.com/watch?v=RfHKPLlZ ... re=related
Albo tutaj:
http://www.youtube.com/watch?v=JVrCXowiNp0
Fanka pyta Michaela, czy się z nią ożeni, a on najpierw się zawstydza, a potem woła: ,,Do zobaczenia na weselu!"
Ta Talitha rzeczywiście wydaje się być trochę namolna dla niego. Ale z tego, co zrozumiałem, on sam czasami do niej dzwonił, żeby pogadać o różnych sprawach, nie tylko o twórczości. Ale z pewnością czuł się osaczony - mówił kiedyś, że chciałby wyjść w spokoju do sklepu, bez fleszy i tłumu ludzi pchających się do niego i śmiał się, że jak wchodzi do sklepu to od razu puszczają jego muzykę. Z kolei czasami czuł się samotny (Stranger in Moscow). Na pewno miał tego wszystkiego dosyć, chciał mieć choć trochę prywatności, ale chyba jednak lubił rozmawiać z tą Talithą, o czym świadczą te rozmowy telefoniczne o Irlandii, o procesie, itp.
Ale jak chciał, to umiał też odpowiedzieć twardo - na przykład mówi do namolnych dziennikarzy: ,,Go to hell!":
http://www.youtube.com/watch?v=KaBBy06xAlc
Fanów na pewno traktował inaczej niż dziennikarzy, których pewnie nie znosił. Ciekawe, czy pod koniec to on zdecydował o drastycznym zmniejszeniu kontaktu z fankami, czy może ktoś zdecydował za niego, a on nie potrafił się zbuntować... Musiało być mu ciężko - nie mógł spokojnie wyjść na ulicę, bo każdy pchał się, by z nim zamienić parę słów. A on kochał fanów i nigdy by im nie powiedział ,,Idźcie do diabła", tak jak powiedział do dziennikarzy. Ale takie niestety jest życie gwiazd, tyle że większość nie krępuje się rzucić ostrych słów do namolnych fanów, a on owszem.
Och takich fanów na pewno traktował zdawkowo. Była miły i na tym koniec..kamiledi15 wrote:Jak bardzo Michael był miły dla fanów, można zobaczyć na przykład tutaj:
http://www.youtube.com/watch?v=wx0Lt1zrv_U
Koleś zachowuje się jak kretyn, daje okulary Michaelowi, który wygląda na wkurzonego i najwyraźniej wcale nie cieszy go ten prezent, a on uprzejmie dziękuje. Każda inna gwiazda pogoniłaby takiego fana.
Albo tutaj:
http://www.youtube.com/watch?v=JVrCXowiNp0
Fanka pyta Michaela, czy się z nią ożeni, a on najpierw się zawstydza, a potem woła: ,,Do zobaczenia na weselu!"
To co wydarzyło się na końcu…jest bardzo trudne do zweryfikowania. Przyczyn może być wiele, włączając w to te, które wymieniła Taltha.Fanów na pewno traktował inaczej niż dziennikarzy, których pewnie nie znosił. Ciekawe, czy pod koniec to on zdecydował o drastycznym zmniejszeniu kontaktu z fankami, czy może ktoś zdecydował za niego, a on nie potrafił się zbuntować... Musiało być mu ciężko - nie mógł spokojnie wyjść na ulicę, bo każdy pchał się, by z nim zamienić parę słów. A on kochał fanów i nigdy by im nie powiedział ,,Idźcie do diabła", tak jak powiedział do dziennikarzy. Ale takie niestety jest życie gwiazd, tyle że większość nie krępuje się rzucić ostrych słów do namolnych fanów, a on owszem.
Teraz już wiemy, że jednym z warunków Lloyds, firmy ubezpieczajacej koncerty w Londynie, było ograniczenie kontaktów Michaela ze światem zewnętrznym, w tym z fanami..
Jednak to na pewno ma również znaczenie incydent w Burbank..i sprzedanie tej informacji do brytyjskiego tabloidu..Przypadkiem właśnie po tym wydarzeniu dostęp do Michaela został ograniczony..Umowa z Lloyds została podpisana chyba w marcu…o ile pamiętam...
- give_in_to_me
- Posts: 500
- Joined: Sun, 17 Jan 2010, 12:37
- Location: Wrocław
Ne mówię, że były bad :) Ale właśnie wtedy, kiedy nie ma się chłopaka, a pragnie się bliskości z drugim człowiekiem i patrzy się ciągle na tego Michaela, to można kogoś przegapić... Poza tym faceci rezygnują, kiedy zauważą, że fascynacja jest obsesją-bo zdają sobie sprawę, że nigdy nie dorównają "ideałowi" w postaci idola. I koło się zamyka.buziaczek wrote: Ale może gdyby te dziewczyny, o których pisałaś a propo wzdychania przy LIML, znalazły swoją miłość czy przyjaźń...też bardziej rozsądnie patrzyłyby na pewne sprawy. A tak, cóż...pozostawało im marzyć i w MJ upatrywać owego przyjaciela. Skoro w życiu realnym tego im brakowało... Nie wiem, może błądzę. Ale staram się choć trochę postawić w roli owych dziewczyn. Może nie były tak całkiem bad.
Myślę, że jeśli fascynacja czymś/ kimś zamyka nas na drugiego człowieka, na ludzi wokół, to staje się to niebezpieczne. To oznacza, że albo przedmiot tej fascynacji jest destruktywny, albo my sami mamy jakieś problemy i uciekamy od rzeczywistości w fantasmagorie, pal licho, czym/kim one są.
Kilka lat temu przeżyłam coś co możemy nazwać hmmm, dajmy na to, odrodzeniem duchowym. Młody człowiek szuka swojej wiary, zadaje sobie pytania na temat Boga, itd. Ja postanowiłam się związać ze swoim Kościołem, szukałam, myślałam, wybierałam, oceniałam, rozkminiałam ;] No, dalej jestem dość zaangażowana w Kościół (a konkretniej w ewangelickie duszpasterstwo akademickie), ale to jest już inne, spokojniejsze- no bo też dorosłam, dojrzałam, zmądrzałam, wiele rzeczy przemyślałam. Ta moja duchowość, nazwijmy to, również wciąż ewoluuje. Ale w tym takim największym ferworze różnych zmagań i przemyśleń i problemów z tym związanych poznałam i zakochałam się w moim mężu. To było tak jakoś równolegle-musiałam przepracować pewne ważne życiowe kwestie-kim jestem, w co wierzę, czego chcę, dokąd zmierzam a równocześnie moje myśli zaprzątał ktoś inny niż tylko Bóg, no ;]
Często, jak ludzie przechodzą tą fazę odkrywania swojej duchowości czy religijności, to to się przeradza w sekciarstwo albo obsesję. Mnie to na szczęście nie spotkało, umiałam to jakoś szczęśliwie zbalansować. Ale sekciarstwo nie dotyczy tylko przeżyć religijnych. Sekciarskie i chore może być też fanowanie Michaelowi. Niestety, granica jest cienka.
Nigdzie tu nie oceniałam tych dziewczyn, a raczej ich zachowanie. Nie do końca wierzę blogowej Talicie (choć wydaje się być dobrą i wrażliwą osobą), mam wrażenie, że połowa różnych gestów i uczuć, które przypisywała Michaelowi, to produkt jej własnej wyobraźni, wspieranej przez fascynację, nawet nie Michaelem-kochankiem, ale właśnie Michaelem-"mistrzem". Takie trochę quasi-religijne zatracenie.
Nie wiem, to skomplikowane :)
give_in_to_me, myślę że jesteś trochę niesprawiedliwa, ale staram się zrozumieć Twoją subiektywną opinię w sprawie. Być może nie było to nic personalnego, ale gdy z takim lekceważeniem odnosiłaś się do kobiet, które przy Lady In My Life marzą o nim, poczułam się trochę urażona. Zdaję sobie sprawę, że są różne typy miłości ("miłości") do Michaela... jedni widzą w nim tylko doskonałego Artystę, inni inspirację, inni jakby Przyjaciela bez żadnych podtekstów i myśli intymnych, ale są też tacy i to bynajmniej nie jest mniejszość, szczególnie kobiet, które widzą w nim niesamowicie gorącego faceta między innymi. Przepraszam, ale nikt mi nie wmówi, że nie był świadomy lub też nie chciał tak działać na kobiety, że był "Aniołem" w sensie, że niewiniątkiem, czysty i dziewiczy itd. (...)
To, że wzbudza we mnie i w innych takie, a nie inne emocje wcale nie znaczy, że się zamknęłam w jakimś swoim świecie i nie mam własnego życia poza nim, bo owszem, to byłoby już autentycznie chore. Ale zawsze tak trudno jest jednej osobie uszanować uczucia, myśli, emocje drugiej osoby, po prostu uszanować. Zawsze musi być jakieś "szczekanie" jeden na drugiego i obwinianie się za to, jakim się jest. Bez sensu.
I generalnie wydaje mi się, że nikt z nas nie wie jaki jest/był Michael naprawdę, w codziennym życiu, jego emocje, odczucia, jak się zachowywał (szczerze, nie przed kamerami i fanami) w poszczególnych sytuacjach, co go drażniło, czy i z jakiego powodu kiedyś skrzyczał Paris, rozbił szklankę w złości, co było jego zwyczajną codzienną przyjemnością, co rutyną itd. Talitha, mimo że o wiele bliżej (sezonowo) niż my, też mogła nie wiedzieć do końca, choć może odrobinę więcej niż przeciętny fan, gdzieś z drugiego końca świata, z Polski. Więc KAŻDY z nas ma jedynie swój subiektywny pogląd na to, swoje subiektywne wyobrażenie.
Co do życia Talithy i całej tej krytyki, dyskusji, jakkolwiek kto to nazwie...
Ja się przyznałam, że moje zdanie poparte jest trochę zazdrością. Nie wstydzę się tego, co czuję, choćbym w oczach innych miała być wariatką. To ja, i już.
Pozdrawiam.
To, że wzbudza we mnie i w innych takie, a nie inne emocje wcale nie znaczy, że się zamknęłam w jakimś swoim świecie i nie mam własnego życia poza nim, bo owszem, to byłoby już autentycznie chore. Ale zawsze tak trudno jest jednej osobie uszanować uczucia, myśli, emocje drugiej osoby, po prostu uszanować. Zawsze musi być jakieś "szczekanie" jeden na drugiego i obwinianie się za to, jakim się jest. Bez sensu.
I generalnie wydaje mi się, że nikt z nas nie wie jaki jest/był Michael naprawdę, w codziennym życiu, jego emocje, odczucia, jak się zachowywał (szczerze, nie przed kamerami i fanami) w poszczególnych sytuacjach, co go drażniło, czy i z jakiego powodu kiedyś skrzyczał Paris, rozbił szklankę w złości, co było jego zwyczajną codzienną przyjemnością, co rutyną itd. Talitha, mimo że o wiele bliżej (sezonowo) niż my, też mogła nie wiedzieć do końca, choć może odrobinę więcej niż przeciętny fan, gdzieś z drugiego końca świata, z Polski. Więc KAŻDY z nas ma jedynie swój subiektywny pogląd na to, swoje subiektywne wyobrażenie.
Co do życia Talithy i całej tej krytyki, dyskusji, jakkolwiek kto to nazwie...
... bo chyba Michael nie płacił jej za to, że za nim jeździła, więc musi mieć pracę, dobre zarobki, własne życie, inaczej koczowałaby mu pod bramą i witać na lotnisku, gdy wracał jeździłaby na kradzionej hulajnodze. Czasami myślę, że to nie marzyciele (marzycielki) zatracają swój świat i tę granicę, tylko realiści komentując tych pierwszych, bo może mając troszkę uboższą wyobraźnię źle widzą, mają skrzywiony obraz tychże marzycieli. Tak mi się wydaje. I intencje dalszych, lecz jednak przyjaciół Michaela (sądząc po ich czynach) są też źle odczytywane - jako nękanie, wtrącanie się w prywatność (chociaż nie wiem jak?... jak chciał, to ich zaprosił do środka, a jak nie, to pomachał, pozdrowił i pojechał), obsesja, brak własnego życia itd. A szkoda.triniti wrote:Wydaje mi się, że jest to tylko wycinek życia Talithy. Ona tylko opisała swoje relacje z Michaelem. Nie znamy całego jej życia…nie wiemy, czym się zajmuje…
Ja się przyznałam, że moje zdanie poparte jest trochę zazdrością. Nie wstydzę się tego, co czuję, choćbym w oczach innych miała być wariatką. To ja, i już.
Pozdrawiam.
- give_in_to_me
- Posts: 500
- Joined: Sun, 17 Jan 2010, 12:37
- Location: Wrocław
agnes, przepraszam, jesli Cię uraziłam, nie znam Twoich myśli na temat Michaela, ale sądzę, że trochę źle się zrozumiałyśmy. Ja nie ukrywam i nigdy na tym forum nie ukrywałam, że mi też się podoba, że uważam, że był niezłym czy tam gorącym facetem i TE myśli też mam (i nawet mój mąż o tym wie i się ze mnie śmieje, jaki to ja mam "świetny" gust ;]). I też mam "zaplanowane" spotkanie z Michaelem, takie sto pytań do, jak już umrę i pójdę w zaświaty, rzecz jasna ja będe młoda i on też będzie młody i go będe zamęczała swoimi opowieściami o moim dzieciństwie, pracy, mężu, dzieciach (kiedyś je będe mieć) i tym że mój ojciec w Solidarności działał, i zapytam go, co on, jako fan klasycznej amerykańskiej literatury sądzi o Wielkim Gatsby'm i czy wierzy, że żona Scotta Fitzgeralda była naprawde tak powalona, jak piszą, czy woli Republikanów, czy Demokratów, skąd wzieły się fragmenty starotestamentowej Księgi Przysłów w utowrze Dangerous, a tak w ogóle to czy on wie, że we Wrocławiu jest dzielnica Czterech Świątyń, gdzie razem różne projekty robią katolicy, prawosławni, luteranie i żydzi i że to jedyne takie miejsce w Europie a poza tym Dolny Śląsk to najlepsze miejsce na świecie i dlaczego on tu się nie przeprowadził?akaagnes wrote:give_in_to_me, myślę że jesteś trochę niesprawiedliwa, ale staram się zrozumieć Twoją subiektywną opinię w sprawie. Być może nie było to nic personalnego, ale gdy z takim lekceważeniem odnosiłaś się do kobiet, które przy Lady In My Life marzą o nim, poczułam się trochę urażona. Zdaję sobie sprawę, że są różne typy miłości ("miłości") do Michaela... jedni widzą w nim tylko doskonałego Artystę, inni inspirację, inni jakby Przyjaciela bez żadnych podtekstów i myśli intymnych, ale są też tacy i to bynajmniej nie jest mniejszość, szczególnie kobiet, które widzą w nim niesamowicie gorącego faceta między innymi. Przepraszam, ale nikt mi nie wmówi, że nie był świadomy lub też nie chciał tak działać na kobiety, że był "Aniołem" w sensie, że niewiniątkiem, czysty i dziewiczy itd.

I już wracając do rzeczywistości: chodzi o pewną granicę, gdzie kończy się fascynacja, a zaczyna niebezpieczna obsesja, która de facto pożre Twoje życie, mimo że będziesz mieć jeszcze jakieś jego pozory (szkoła, praca, rodzina, nawet związek), a tak naprawdę to i tak nie będzie miało znaczenia, bo będzie się liczyło, żeby parę godzin postać przed hotelem i zobaczyć kogoś z 10m przez 5 minut, jak do Ciebie pomacha. I nie chodzi o to, że się tak raz w życiu stoi, jak idol przyjeżdzą na koncert do miasta 100km od Ciebie, tylko że ludzie najpiękneijsze lata swojego życia na takie stanie tracą. Latają do Paryża, Londynu, Rzymu i zamiast zwiedzac te piękne miejsca, kształcić swoją osobowśc dzięki podróżom, to stoją na tym zimnie i deszczu, czekając w nadziei, że im MJ oko puści albo pomacha.
Kasia, owszem, jest coś w tym z sekciarstwa, zatracenia siebie, zapamiętania, poświęcenia..graniczącego z obsesją..
I bardzo możiwe, że wiele z tych wspomnień Talthy to jej własne wyobrażenia. Niemożliwe, by Michael miał równie mocne uczucia do Talithy, jakie one żywiła do niego. Tych fanów było wielu, chociaż zaufanych, może nie tak wielu, ale mimo wszystko, chyba Michael musiałby oszaleć, żeby tak hojnie wszystkim obdarowywać uczuciami, Z jego strony to była …po prostu wdzięczność..
Jadnak Talitha podaje również fakty. Wizyty w jego domu, rozmowy telefoniczne, wizyty w Neverlandzie. Michael, gdyby nie chciał, trzasnąłby jej drzwiami przed nosem..Nie robił tego również dla mediów, gdyż poza fanami i to tymi z "centrum" wydarzeń, nikt o tym nie wiedział. Jeżeli podobnymi względami cieszyli sie inni fani, dlaczego nie mogła się cieszyć nimi również Talitha?
Najwyraźniej Michael tego potrzebował..
I myślę sobie, nie martwy się tak o Talithę. Dziewczyna musi się sama z tym uporać.. Pamiętam jej zdjęcia, chyba sprzed roku. Była roześmiana, zawsze w tym czerwonym płaszczyku, i nie widziałam oznak załamania…..
Dopóki tak rodzaj zatracenia się nie wyrządza nikomu krzywdy, naprawdę nie widzę problemu..
Zgadzam się z Akaagnes. Nie powinniśmy oceniać uczuć innych..
O wiele gorsze są walki fanów, zażartość, często nienawiść, rywalizacja, …mam tego serdecznie dość..
Ten blog był dla mnie rodzajem ukojenia…od tego całego szaleństwa.
Cóż, jest całkiem niewinny i ma w sobie ładunek pozytywnej energii…
chociaż ….bardzo smutne zakończenie...
I bardzo możiwe, że wiele z tych wspomnień Talthy to jej własne wyobrażenia. Niemożliwe, by Michael miał równie mocne uczucia do Talithy, jakie one żywiła do niego. Tych fanów było wielu, chociaż zaufanych, może nie tak wielu, ale mimo wszystko, chyba Michael musiałby oszaleć, żeby tak hojnie wszystkim obdarowywać uczuciami, Z jego strony to była …po prostu wdzięczność..
Jadnak Talitha podaje również fakty. Wizyty w jego domu, rozmowy telefoniczne, wizyty w Neverlandzie. Michael, gdyby nie chciał, trzasnąłby jej drzwiami przed nosem..Nie robił tego również dla mediów, gdyż poza fanami i to tymi z "centrum" wydarzeń, nikt o tym nie wiedział. Jeżeli podobnymi względami cieszyli sie inni fani, dlaczego nie mogła się cieszyć nimi również Talitha?
Najwyraźniej Michael tego potrzebował..
I myślę sobie, nie martwy się tak o Talithę. Dziewczyna musi się sama z tym uporać.. Pamiętam jej zdjęcia, chyba sprzed roku. Była roześmiana, zawsze w tym czerwonym płaszczyku, i nie widziałam oznak załamania…..
Dopóki tak rodzaj zatracenia się nie wyrządza nikomu krzywdy, naprawdę nie widzę problemu..
Zgadzam się z Akaagnes. Nie powinniśmy oceniać uczuć innych..
O wiele gorsze są walki fanów, zażartość, często nienawiść, rywalizacja, …mam tego serdecznie dość..
Ten blog był dla mnie rodzajem ukojenia…od tego całego szaleństwa.
Cóż, jest całkiem niewinny i ma w sobie ładunek pozytywnej energii…
chociaż ….bardzo smutne zakończenie...
Myślę, że każda z nas ma po trochę racji.
Cienka granica, o której mówi Give in to me...to fakt.
Michael rzeczywiście był wyjątkowy. Jest wiele "gwiazd" które sama osobiście lubię i szanuję. Ale jakoś On zawsze stoi na 1 miejscu. To on dla mnie, jak i pewnie dla wielu jest kimś więcej niż "tylko" artystą. Nie z każdym, miałabym ochotę pogadać tak po prostu, o odczuciach i poznać prywatnie, w różnych aspektach życia. U większości artystów, wystarcza mi obcowanie z ich sferą zawodową. Nie interesuje mnie za bardzo, co czują wtedy a wtedy itd. Z Michaelem było inaczej. Tu ludzie chcieli poznać go jako człowieka i uczyć się od niego wielu mądrości życiowych.
Nie wiem ile Tahlita miała pieniędzy. Możliwe, że coś straciła. Ale myślę, że nie ma co jej żałować w tym sensie, bo nie robiła tego przecież z przymusu. Widocznie stać ją było na jeżdżenie za MJ, na noclegi, jedzenie itd...Widocznie nie miała zobowiązań rodzinnych, a będąc tak młodą osobą, spędzała czas tak, jak po prostu chciała. Takie podróże i czekanie na MJ też kształcą. Poznawała mnóstwo osób, ich patrzenie na życie, nie mówiąc o kontakcie z MJ i jego dziećmi. Opowieści rodziny Jacksonów...To przecież wiele daje dla wyobraźni młodego człowieka. A zwiedzać kraje, tak po prostu, może teraz. Nadal jest młoda i jeszcze wiele podróży, w sensie jedynie przyrodniczym i krajobrazowym przed nią. Może i coś straciła, ale jak wiele zyskała. Może i żyła trochę jego życiem, ale to było przez jakiś czas. Oczywiście nie wiemy, jak by się to wszystko potoczyło, gdyby Michael nie umarł. Może nadal jeździłaby za nim. I Michael nadal by specjalnie nie protestował. A może on w pewnym momencie, po zrobieniu całej trasy, po prostu chciałby już oddać się zupełnie rodzinie i sam uciąłby te kontakty. A ona by to uszanowała. Tego nie wiemy...
Michael sam mawiał, że mimo iż odarto go z prywatności, że dziennikarze pewnie wnerwiali go niemożliwie, mimo że ojciec traktował go tak jak wiemy...nie zamieniłby swojego życia i nie żałuje niczego. Zazwyczaj, jak dokonujemy jakiegoś wyboru, odbywa się to kosztem czegoś innego. Wybieramy jedno, rezygnujemy z drugiego. Zarówno u Tahlity, jak i MJ tak było. Ale przecież dziewczyna jest nadal młoda, Michael nie żyje...ona może teraz żyć jak inni. Też założyć rodzinę, mieć pracę itd. A dodatkowo, ten czas który spędziła z MJ, pozostanie w jej pamięci już na zawsze.
Michael owszem, był naprawdę dobrym i miłym facetem. Ale nie możemy robić z niego bezwolnego człowieka, który nie umie się odezwać. To był mądry i dorosły facet. Może czasem zachowywał się jak duże dziecko, ale potrafił podejmować dorosłe i odważne decyzje. Jeśli odniósł taki sukces, na pewno umiał mówić co mu pasuje a co nie. Był także dobrym "menegerem"swojej kariery. Gdyby nie umiał mówić "nie", myślę że nie osiągnąłby aż tak spektakularnego sukcesu, jaki osiągnął. Musiał wielokrotnie wybierać. Wiemy, że był uparty i jak coś sobie postanowił, to tak musiało być. Gdyby tak bardzo męczył się osobą Tahlity i tych innych fanów, za nim podążających, nie dzwoniłby sam do niej, nie spędzał godzin na rozmowach. Jeśli z dnia na dzień potrafił zmienić numer telefonu, potrafił ucinać kontakt który go drażnił. Jeśli dziewczyna tak bardzo by mu przeszkadzała, ich kontakt ograniczałby się najczęściej do tych zdawkowych uprzejmości, które przytoczyła Kasia.
Nawet po filmiku z tymi okularami od natrętnego fana widać, że Michael umiał rozróżnić moment kiedy mu się coś bardzo podobało i rzeczywiście pragnął bliskiego kontaktu, od tego kiedy podziękował za okulary, krótki uścisk i wystarczy.
Spędzając tyle czasu samotnie, MJ nawet po tych wizytach fanów, miał sporo czasu na bycie sam na sam. I wcale to nie oznacza, że wtedy było mu lepiej. Sam mawiał, że był czas kiedy wychodził ot tak, na ulicę, by "pobyć z ludźmi"...bo tak bardzo dokuczała mu samotność. Może właśnie Tahlita i inni fani, w tamtym czasie, dawali mu tę szansę na rozmowę, także o czymś innym niż muzyka, sprawy zawodowe. Może dawali mu możliwość pobycia po prostu z ludźmi. Ludźmi nie z branży muzycznej, nie z jego świata. Ale z tymi, którzy patrzą trochę z boku i widzą to, czego on mógł nie dostrzegać, będąc wewnątrz tej całej machiny. A może, choć ktoś pomyśli że to głupie iż tak myślę...może Michael czuł się w jakimś stopniu bezpiecznie wiedząc, że za oknami budynku, w którym mieszka, są ludzie którzy na pewno dobrze mu życzą. Ludzie, którzy wspierają go i słowami i czynami. Że obchodziło ich coś więcej, niż może tych z branży muzycznej. Może było to też pewnego rodzaju bezpieczeństwo. "Psychiczny luz", że są ludzie, których interesuje coś więcej, niż to czy Michael zrobi dzisiaj lepiej moonwalka niż wczoraj. Może tego właśnie potrzebował...
Cienka granica, o której mówi Give in to me...to fakt.
Racja. Bardzo łatwo się zatracić. Bardzo łatwo przekroczyć granicę, między oddanym fanowaniem a obsesją...u fanów MJ zwłaszcza. To już robi się wówczas dangerous.give_in_to_me wrote: Ne mówię, że były bad :) Ale właśnie wtedy, kiedy nie ma się chłopaka, a pragnie się bliskości z drugim człowiekiem i patrzy się ciągle na tego Michaela, to można kogoś przegapić... Poza tym faceci rezygnują, kiedy zauważą, że fascynacja jest obsesją-bo zdają sobie sprawę, że nigdy nie dorównają "ideałowi" w postaci idola. I koło się zamyka.
Myślę, że jeśli fascynacja czymś/ kimś zamyka nas na drugiego człowieka, na ludzi wokół, to staje się to niebezpieczne.
Michael rzeczywiście był wyjątkowy. Jest wiele "gwiazd" które sama osobiście lubię i szanuję. Ale jakoś On zawsze stoi na 1 miejscu. To on dla mnie, jak i pewnie dla wielu jest kimś więcej niż "tylko" artystą. Nie z każdym, miałabym ochotę pogadać tak po prostu, o odczuciach i poznać prywatnie, w różnych aspektach życia. U większości artystów, wystarcza mi obcowanie z ich sferą zawodową. Nie interesuje mnie za bardzo, co czują wtedy a wtedy itd. Z Michaelem było inaczej. Tu ludzie chcieli poznać go jako człowieka i uczyć się od niego wielu mądrości życiowych.
Nie wiem ile Tahlita miała pieniędzy. Możliwe, że coś straciła. Ale myślę, że nie ma co jej żałować w tym sensie, bo nie robiła tego przecież z przymusu. Widocznie stać ją było na jeżdżenie za MJ, na noclegi, jedzenie itd...Widocznie nie miała zobowiązań rodzinnych, a będąc tak młodą osobą, spędzała czas tak, jak po prostu chciała. Takie podróże i czekanie na MJ też kształcą. Poznawała mnóstwo osób, ich patrzenie na życie, nie mówiąc o kontakcie z MJ i jego dziećmi. Opowieści rodziny Jacksonów...To przecież wiele daje dla wyobraźni młodego człowieka. A zwiedzać kraje, tak po prostu, może teraz. Nadal jest młoda i jeszcze wiele podróży, w sensie jedynie przyrodniczym i krajobrazowym przed nią. Może i coś straciła, ale jak wiele zyskała. Może i żyła trochę jego życiem, ale to było przez jakiś czas. Oczywiście nie wiemy, jak by się to wszystko potoczyło, gdyby Michael nie umarł. Może nadal jeździłaby za nim. I Michael nadal by specjalnie nie protestował. A może on w pewnym momencie, po zrobieniu całej trasy, po prostu chciałby już oddać się zupełnie rodzinie i sam uciąłby te kontakty. A ona by to uszanowała. Tego nie wiemy...
Michael sam mawiał, że mimo iż odarto go z prywatności, że dziennikarze pewnie wnerwiali go niemożliwie, mimo że ojciec traktował go tak jak wiemy...nie zamieniłby swojego życia i nie żałuje niczego. Zazwyczaj, jak dokonujemy jakiegoś wyboru, odbywa się to kosztem czegoś innego. Wybieramy jedno, rezygnujemy z drugiego. Zarówno u Tahlity, jak i MJ tak było. Ale przecież dziewczyna jest nadal młoda, Michael nie żyje...ona może teraz żyć jak inni. Też założyć rodzinę, mieć pracę itd. A dodatkowo, ten czas który spędziła z MJ, pozostanie w jej pamięci już na zawsze.
Michael owszem, był naprawdę dobrym i miłym facetem. Ale nie możemy robić z niego bezwolnego człowieka, który nie umie się odezwać. To był mądry i dorosły facet. Może czasem zachowywał się jak duże dziecko, ale potrafił podejmować dorosłe i odważne decyzje. Jeśli odniósł taki sukces, na pewno umiał mówić co mu pasuje a co nie. Był także dobrym "menegerem"swojej kariery. Gdyby nie umiał mówić "nie", myślę że nie osiągnąłby aż tak spektakularnego sukcesu, jaki osiągnął. Musiał wielokrotnie wybierać. Wiemy, że był uparty i jak coś sobie postanowił, to tak musiało być. Gdyby tak bardzo męczył się osobą Tahlity i tych innych fanów, za nim podążających, nie dzwoniłby sam do niej, nie spędzał godzin na rozmowach. Jeśli z dnia na dzień potrafił zmienić numer telefonu, potrafił ucinać kontakt który go drażnił. Jeśli dziewczyna tak bardzo by mu przeszkadzała, ich kontakt ograniczałby się najczęściej do tych zdawkowych uprzejmości, które przytoczyła Kasia.
Nawet po filmiku z tymi okularami od natrętnego fana widać, że Michael umiał rozróżnić moment kiedy mu się coś bardzo podobało i rzeczywiście pragnął bliskiego kontaktu, od tego kiedy podziękował za okulary, krótki uścisk i wystarczy.
Spędzając tyle czasu samotnie, MJ nawet po tych wizytach fanów, miał sporo czasu na bycie sam na sam. I wcale to nie oznacza, że wtedy było mu lepiej. Sam mawiał, że był czas kiedy wychodził ot tak, na ulicę, by "pobyć z ludźmi"...bo tak bardzo dokuczała mu samotność. Może właśnie Tahlita i inni fani, w tamtym czasie, dawali mu tę szansę na rozmowę, także o czymś innym niż muzyka, sprawy zawodowe. Może dawali mu możliwość pobycia po prostu z ludźmi. Ludźmi nie z branży muzycznej, nie z jego świata. Ale z tymi, którzy patrzą trochę z boku i widzą to, czego on mógł nie dostrzegać, będąc wewnątrz tej całej machiny. A może, choć ktoś pomyśli że to głupie iż tak myślę...może Michael czuł się w jakimś stopniu bezpiecznie wiedząc, że za oknami budynku, w którym mieszka, są ludzie którzy na pewno dobrze mu życzą. Ludzie, którzy wspierają go i słowami i czynami. Że obchodziło ich coś więcej, niż może tych z branży muzycznej. Może było to też pewnego rodzaju bezpieczeństwo. "Psychiczny luz", że są ludzie, których interesuje coś więcej, niż to czy Michael zrobi dzisiaj lepiej moonwalka niż wczoraj. Może tego właśnie potrzebował...
1958 - forever...
- kamiledi15
- Posts: 753
- Joined: Wed, 24 Feb 2010, 22:07
- Location: Koło Warszawy
On był naprawdę dziwnym, nietypowym człowiekiem. Ogromny sukces w połączeniu z zaskakującą naiwnością - przy pierwszym procesie miał 35 lat i wtedy mówi, że myślał, że tacy źli ludzie są tylko w filmach. Paradoksalnie to też wyróżnia go w sposób pozytywny spośród innych. Może stąd w fanach tak silna chęć, żeby poznać go bliżej, co, jak piszesz, nie zdarza się raczej w przypadku innych gwiazd. Trudno go rozszyfrować - wydaje się być tak dobry, wrażliwy, patrzący na świat na sposób dziecięcy, a jednocześnie stał się megagwiazdą, która zrewolucjonizowała rynek muzyczny. Dziwne połączenie, które przyciąga też wrażliwych fanów, chcących z nim porozmawiać, a nie tylko podziwiać kolejne osiągnięcia. Jak i hieny, które myślą, że człowieka o takim charakterze łatwo będzie wykorzystać. Tak jak mówisz, pewnie umiał powiedzieć stanowcze ,,nie" i postawić na swoim, ale jeśli rzeczywiście był tak ufny i łatwowierny, to może czasem nie dostrzegał, że chcą dla niego źle i zgadzał się na to, bo mu wmawiali, że tak będzie lepiej. Bo ta wypowiedź po procesie jest lekko szokująca, jak bardzo ufny on był. Wystarczy przywołać historię z Bashirem. Kiedy Michael widział, że sprawy zmierzają w złym kierunku, na pewno się buntował i stawiał na swoim, ale byli pewnie tacy ludzie, którzy czarowali go tak jak Bashir, udawali jego fanów, a potem namawiali na coś. Tak jak te 50 koncertów zamiast 10 na TII - z jego wypowiedzi widać, że mu się to nie podobało, czemu więc się wtedy nie zbuntował? Robił to dla fanów, choć przeczyło to jego początkowym planom, choć musiał dostrzegać, że coś zaczyna być nie tak? Talitha pisze, że nie umiał rozpoznać oszustwa - czy tak naprawdę było?
Może Talitha i inni byli taką wyselekcjonowaną grupą fanów, z którymi mógł pogadać o wszystkim - o tym, czego fani oczekują, o swoich uczuciach, zdrowiu, byli pewnie nieco bliżsi niż inni fani. Ale czy był z nimi w pełni szczery? Ciągle powtarzał, że czuje się świetnie, że wszystko jest w porządku. Ale czy rzeczywiście było?
Może Talitha i inni byli taką wyselekcjonowaną grupą fanów, z którymi mógł pogadać o wszystkim - o tym, czego fani oczekują, o swoich uczuciach, zdrowiu, byli pewnie nieco bliżsi niż inni fani. Ale czy był z nimi w pełni szczery? Ciągle powtarzał, że czuje się świetnie, że wszystko jest w porządku. Ale czy rzeczywiście było?
Owszem. Był wyjątkowy. Wystarczy popatrzeć jak zachowywał się na scenie, a jak w życiu prywatnym. W życiu poza koncertami, to niezwykle nieśmiały człowiek, którego peszyły wszelkie nagrody i tributy. Wiecznie niezadowolony ze swego wyglądu, wciąż dążący do perfekcji. Na scenie, to żywioł, wulkan energii i jakby nie było seksu. Same stroje sceniczne świadczyły o tym, że MJ zdawał sobie sprawę, jakie reakcje wywołuje kiedy wychodzi w obcisłych ubiorach, czy choćby w golden pants. To rzeczywiście dziwne połączenie, u wielu wręcz wykluczające się. To nie jest tak jak np. w przypadku Dody. Akurat ona mi przyszła na myśl. Jest energiczna i odważna, pyskata na scenie i poza nią. Michael to kompletnie inny rodzaj człowieka.kamiledi15 wrote:On był naprawdę dziwnym, nietypowym człowiekiem. Ogromny sukces w połączeniu z zaskakującą naiwnością - przy pierwszym procesie miał 35 lat i wtedy mówi, że myślał, że tacy źli ludzie są tylko w filmach.
To właśnie powodowało ciekawość ludzką. Jak to możliwe, że ten tryskający energią ze sceny i pewny siebie tam człowiek...w życiu zachowywał się jakby mówił "przepraszam, że żyję". Było w nim wiele sprzeczności. Plus to, co robł dla innych, jak angażował się w pomoc potrzebującym powodowało, że każdy chciał poznać tego interesującego człowieka.
Tak. Był bardzo ufny. Ale chyba bierze się to stąd, jak został wychowany. Nie miał możliwości gdzieś się "poparzyć" na ludziach. W sensie, że jak był mały, jego przyjaciółmi byli bracia, wszędzie z rodziną. Nie balangował jak inni, nie chodził do szkoły jak inne dzieci. Nie miał gdzie zobaczyć, jak wredni potrafią być ludzie. Kiedy dorósł i stał się mega gwiazdą, wielu tak naprawdę chciało przy nim być, nie dla niego samego, ale dlatego kim był, że to TEN Michael Jackson. Wielu uśmiechało się, a tak naprawdę wcale nie chciało. Michael żył w sztucznym świecie, niezwykle hermetycznym. On nie żywił do nikogo złych intencji i wydawało mu się, że inni też tak żyją. Nie mógł przypuszczać, że Bashir będzie cynicznym człowiekiem, chcącym go wykorzystać. A że zrobił wcześniej wywiad z Lady Di, a MJ bardzo ją cenił, pewnie stwierdził że skoro ona się zgodziła, to Bashir nie może być zły. Michael nie robił niczego tylko ze względu na kasę. Wiele błędów u MJ wynikało z tego, że żył jak żył. Otoczony fanami, dającymi mu miłość, rodziną czy pracownikami...w zasadzie wszyscy życzyli mu dobrze. Więc jak pojawił się Bashir, zwyczajnie go zszokował, jak bardzo źli potrafią być ludzie i jakimi pobudkami się kierować. Jeśli nie masz styczności ze złem, nie wiesz że jest złe.kamiledi15 wrote:Bo ta wypowiedź po procesie jest lekko szokująca, jak bardzo ufny on był. Wystarczy przywołać historię z Bashirem.
Hmmm...Nie wiem czy kiedykolwiek będziemy znać prawdę, jak to było z tymi koncertami. To, że robił trasę dla fanów i swych dzieci, to pewne. Ale sama ilość koncertów a także sposób, w jaki mu o tym powiedziano, dziwi. Na pewno zdawał sobie sprawę, że po takiej przerwie, w tym wieku będzie mu ciężko zrobić aż tyle koncertów. Przecież pierwotnie miało być: 1 koncert, dzień przerwy itd...A potem, jakoś się to zmieniło. Czy był pod wpływem leków i podpisał zgodę na nie bezwiednie? Nie wiemy. Bo przecież jakaś zgoda z jego strony musiała być. Czy tak nim manipulowano, że się zgodził? Czy zgodził się z własnej woli?kamiledi15 wrote:Tak jak te 50 koncertów zamiast 10 na TII - z jego wypowiedzi widać, że mu się to nie podobało, czemu więc się wtedy nie zbuntował? Robił to dla fanów, choć przeczyło to jego początkowym planom, choć musiał dostrzegać, że coś zaczyna być nie tak?
Na pewno dostrzegał, że coś jest nie tak. Ale kasa, kontrakty, umowy...to zobowiązuje. Możliwe, że wpadł w spiralę zdarzeń, z których nie można się tak zwyczajnie wyplątać. Jakby odwołał część koncertów, zaczęło by się pewnie że się skończył, że nie dał rady, że to nie ten sam Michael Jackson. Przyzwyczajony do perfekcji, nie chciał pewnie zawieść tych którzy bilety kupili...i potoczyło się, kosztem niego samego.
Nie wiem czy Tahlita pisała to co było prawdą, czy to...jak ona to odbierała. To jak jej się wydawało, że było. Na pewno nie było wszystko w porządku. Gdyby było, Michael by dzisiaj żył. Nie wiadomo, czy mówił że jest ok, by nie martwić fanów...czy po to, by dali mu święty spokój. Czy obawiał się czegoś lub kogoś? Od dnia, w którym Tahlita straciła ten bliski kontakt z MJ, trudno powiedzieć, czy to on tego chciał, czy ludzie z nim współpracujący. Obawiam się, że będziemy się już zawsze domyślać, jak zapewne robiła to i Tahlita...Co też działo się z Michaelem za zamkniętymi drzwiami budynku, za tłumem ochroniarzy...kamiledi15 wrote: Talitha pisze, że nie umiał rozpoznać oszustwa - czy tak naprawdę było?
Może Talitha i inni byli taką wyselekcjonowaną grupą fanów, z którymi mógł pogadać o wszystkim - o tym, czego fani oczekują, o swoich uczuciach, zdrowiu, byli pewnie nieco bliżsi niż inni fani. Ale czy był z nimi w pełni szczery? Ciągle powtarzał, że czuje się świetnie, że wszystko jest w porządku. Ale czy rzeczywiście było?
1958 - forever...