kaem wrote:Mariurzka wrote:i pierońsko trudny utwór z morderczymi wręcz wokalizami i skalą
Gdyby ten argument byłby rozstrzygający, to Mariah Carey byłaby największym artystą w historii. Nie jest. [...]
Utwór
Got To Be There nie ma dla mnie takiego czaru, choć nie twierdzę, że nie ma go wcale.
Nie do końca zrozumieliśmy się Krzysztofie. Bardzo dobra kompozycja bez bardzo dobrego wokalisty nie ma racji bytu, słaby nie wyciągnie z niej niczego, nawet gdyby nie wiem jak się starał. Tak samo geniusz nie zrobi z gniota perełki. Rzecz nie jest też w tym, aby kompozycję tak upstrzyć ozdobnikami, żeby nie można było odetchnąć, bo znów - nie w technice kryje się sukces kompozycji, ale w emocjach, które się za pomocą dźwięków przekazuje. Mnie nie chodzi o stężenie melizmatów na sekundę, ale o takie wyśpiewanie fraz, żeby słuchający miał ciary. Dosłownie.
Pamiętam swoje pierwsze zetknięcie z
Got To Be There i to osłupienie, gdy słuchałam, jak śpiewa to dziecko. Doskonałe wręcz przejścia od partii piano do partii forte, od fraz śpiewanych miękko do tych pełnych drapieżności. Głos, który dominuje nad liniami poszczególnych instrumentów, jednocześnie ich nie przytłaczając. Głos malujący i budzący takie emocje, o jakie nie podejrzewałabym małolata. Odczucia, jakie budzi we mnie ten utwór porównywałabym z doznaniami z koncertu George'a Michaela, który w większości przesiedziałam w hipnotycznym chyba letargu, wsłuchując się w muzykę i nie dostrzegając tych tysięcy ludzi dookoła. Dla mnie ta kompozycja będąca połączeniem trudnego, wymagającego maksymalnego skupienia warsztatu z ogromem wręcz emocji i uczuć jest zdecydowanie jedną z najdoskonalszych kompozycji na tym albumie.
You've Got A Friend lubię także, więcej - lubię bardzo, ale ten utwór nie gra dla mnie na takich emocjach, na tak "wysokich obrotach" jak
Got To Be There.
GTBT wbija mnie w fotel za każdym razem,
YGAF choć piękne, nie potrafi dokonać tego samego.
Ponownie głos na
You've Got A Friend.