Pamiętacie występ Michaela na Grammy w 1988r. I jego niesamowite wykonanie
The way you make me feel? No jasne.Brad też dobrze pamiętał.
Michael chciał, aby ten występ robił wrażenie i już będąc w trasie
Bad World Tour podczas prób w Pensacola Civic Center reżyserował występ.Potrzebował do tego sprzętu, ale mieszkał jak zwykle na najwyższym piętrze w hotelu.Ciężarówka ( typowy mega truck) ze studiem zaparkowana była na dole.
Brad umieścił w pokoju na ścianach materace, aby stworzyć pozory studia,zaś przez okno pociągnął kabel z ciężarówki.Udało się, ale jak zwykle wymagało kreatywności od współpracowników, by spełnić wizję Michaela
Zagrało
They dont care about us. Zadudniła podłoga i ściany.Muzyka jak pięścią uderzyła w uszy.
Za chwilę oglądaliśmy jak chór gospel
Andrae ' Crouch Choir nagrywa chórki do TDCAU.Michael nieśmiało siedział z boku i słuchał.On naprawdę był nieśmiały przy obcych ludziach.To nie było pozą.
Inna scena -ten sam chór stał w kręgu śpiewając, a Michael pomiędzy nimi trzymając się za ręce przestępował nieśmiało z nogi na nogę.
Wyglądał jak spłoszony i stremowany.
Zupełnie inaczej niż na filmie z Seanem Lenonen, kiedy ten jako już młody człowiek pokazywał mu działanie jakiegoś niezwykłego instrumentu- maszyny, wytwarzającej pole energetyczne wydające dźwięki przy zbliżeniu do niego ręki.Cała sala huknęła śmiechem, kiedy Michael sugestywnie zaczął macać długi pręt, czekając na efekt dźwiękowy.Widać,że oboje absolutnie pochłonęła cała zabawa.Byli jak para dużych dzieciaków.
Co ciekawe prywatny Michael, to nie cekiny i błyszczące marynarki...to czarne spodnie, luźna zapinana bawełniana koszula i kapelusz.Zmieniały się tylko kolory koszul, ale kapelusz i mokasyny były zawsze.
Jam.....znowu dźwięk jak z innego świata, kozłowanie piłki przez oba głośniki i wersja z dość nietypowym tekstem.tzw szycie słów.
Ja naprawdę muszę wyrzucić swój sprzęt muzyczny z domu.
Dopiero taka jakość ukazuje całe piękno muzyki i pozwala jej słuchać świadomie.
Zabrzmiało też
Some put your hand... najpierw w wersji surowej,ledwo rozpoznawalnej, która powoli przez kolejne modyfikacje docierała do ideału.
Brad pokazywał zdjęcia z tablicą korkową, na której poprzyczepiano karteczki z potencjalnymi przebojami.Na każdą płytę powstawało kilkadziesiąt utworów i naprawdę trudno było wybrać te najlepsze.
Jak ważne dla Michaela było to co robi, jak bardzo poważnie podchodził do pracy zaskoczyło Brada przy nagrywaniu
Keep to Faith.To bardzo trudny do zaśpiewania utwór.
Przepiękny, wielowarstwowy, wymagający perfekcyjnej pracy głosem.
Michael miał gorszy dzień i zaśpiewał to źle.Brad pomyślał, zdarza się,....ale usłyszał tylko trzaśnięcie drzwi od studia.Michael gdzieś znikł.Rozdzwoniły się telefony, powstała mała panika.
Za jakiś czas zadzwonił Michael, chcąc jedynie rozmawiać z Brucem Swiedenem.
Brad skomentował to: ja bym się tym tak nie przejął, to był po prostu gorszy dzień, incydent...dla niego to był koniec świata.
Chyba nikt do końca nie zdawał sobie sprawy, jak wielkie pokłady wrażliwości w sobie ma ten człowiek, jak jest kruchy i jak za zasłoną wiecznie śmiejącego się dzieciaka, kawalarza kryje się delikatna dusza.
Co mnie uderzyło, to autentyczne wzruszenie w głosie Brada, drgający podbródek, powstrzymywanie łez ......i słowa: kochałem. go, bardzo go kochałem.
I chyba mam szczęście,że mogłam kochać Michaela, być odbiorcą jego twórczości i choć odrobinę zrozumieć, o co w tym wszystkim chodziło bez tego całego zamieszania i ciśnienia.
I może to zabrzmi zarozumiale, choć tak absolutnie nie jest, ale Jestem fanem, a to słowo znaczy więcej niż Ci wszyscy ludzie są w stanie poczuć czy sobie wyobrazić.To pewien rodzaj niewidzialnej nici łączącej silnie bez względu na otaczającą rzeczywistość.
A seminarium....to najpiękniejszy hołd dla Michaela.To co robi Brad uważam za wspaniałą pracę,
szczerą i jeśli będę miała tylko możliwość, to pójdę jeszcze raz.To nie jest zbijanie kasy na znajomości.Nie sądzę.To za małe pieniądze jak na amerykańskie warunki, a praca z Michaelem była często dodatkiem do zawodowego życia.To zrozumienie czegoś, próba przekazania wielkości jego geniuszu, pracy, wyjątkowości, często pomijanej i ignorowanej w zalewie dziwnych rzeczy i śmietnikowych tabloidów.Zaprosiłabym tych wszystkich śmiesznych redaktorów muzycznej prasy fachowej, by choć usłyszeli 10% z tego co było mi dane.
Zaś wiedza i zasoby muzyczne Brada są niewyczerpane i za każdym razem na seminarium jest inaczej, jest coś innego rozbierane na czynniki pierwsze,inna historia opowiadana, zaś sama atmosfera niepowtarzalna.
Brad uczy słuchać muzyki w zupełnie inny sposób, odkrywać ją na nowo, uświadamia jak wielowarstowe są te perfekcyjne dzieła, często oklepane przez radia i zabijane przez kiepski sprzęt.
Prócz kradzionych prywatnych chwil, których mimowolnie byłam świadkiem, zyskałam umiejętność świeżego spojrzenia na coś, co znam od zawsze.
To jak na nowo szczeniackie zakochanie się w osobie, z którą się jest w małżeństwie od 30 lat.
Brad jesteś Wielki- dziękuję Ci z całego serca.
___________________________________________________
Bardzo,dziękuję za wszystkie ciepłe słowa.Miałam to szczęście przez zbieg różnych okoliczności
być w tamtym miejscu.Wiem, że dla wielu osób taki wyjazd byłby zupełnie niedostępny, więc w ten sposób chciałam pozwolić im przeżyć choć w wyobraźni te chwile, poczuć to co ja poczułam.
A tekst napisał się sam...jak muzyka.Sam do mnie przemówił

Człowieku, naucz się tańczyć, bo inaczej aniołowie w niebie nie będą wiedzieć, co z tobą zrobić - Św. Augustyn