


Polska kinematografia ma się ostatnimi czasy bardzo dobrze. Bardzo dobrze to jednak pojęcie względne i – w obecnej sytuacji – odnosi się raczej do ilości wypuszczanych na rynek kinowy potencjalnych „hiciorów” niż jakości tychże pozycji. Po całej serii romantycznych komedii z gatunku „co_kolejna_to_gorsza” uwieńczonych pozbawionym ładu i składu „Dlaczego nie!” przyszła kolej na twór sensacyjny. Przyznam bez ogródek, ze idąc na ten film przekonana byłam, ze jest to film beznadziejny, przepełniony dłużyznami oraz potężna dawką efektów specjalnych pojawiających się w najmniej odpowiednich momentach. Tymczasem… Film nie jest zły, ale nie jest tez dobry, bo został totalnie rozłożony tekstami oraz grą (albo raczej jej brakiem ) niektórych aktorów.
Cały zamysł filmu oparty na retrospekcjach jest znośny, żeby nie powiedzieć całkiem ciekawy. Sposób ukazania fabuły, mimo, ze główny watek wcale nie jest taki tajemniczy, bo od samego początku wiadomo kto tu jest kim i po co, interesuje i wciąga. Albo raczej wciągałby, gdyby nie to, ze w jednej z ról głównych obsadzono pana Małaszyńskiego. Jego gra aktorska jest zbyt teatralna, mimika przerysowana, a uczucia ukazane zbyt sztucznie. Nie chce używać określenia, którym posługują się krytycy klasy C, ale jednak: ten facet mnie nie przekonuje. Niestety. Całkiem ciekawy film kładzie gra kilku osób (bo oprócz Małaszyńskiego pojawia się tu także nieśmiertelna w swym cierpiętniczym wyrazie twarzy doktor Zosia czyli Małgorzata Foremniak, nieznana mi niestety - albo i stety - Alicja Dąbrowska jako Małgośka Sarnecka, a także koszmarna – zwłaszcza w jednej z ostatnich scen - Urszula Grabowska jako Iwona). Osoby odpowiedzialne za casting (Ewa Andrzejewska, Małgorzata Adamska) objęłabym za kilka wyborów solidna ekskomuniką. Na szczęście film ma tez kilka dobrych stron, jak chociażby całkiem niezłe zdjęcia, brak dłużyzn (jednak!) i – mimo pojawiającej się w jednej ze scen przeraźliwie głośnej reklamy Radia Zet- braku napastliwej promocji sponsorów produkcji. Jest też Robert Więckiewicz jako Jan Blachowski "Blacha", który wydaje się być grana przez siebie postacią, co w zestawieniu z jego rozmówcą, granym przez serialowego ukochanego Magdy M. – daje świetny efekt pojedynku pomiędzy złym i dobrym (aktorem).
„Świadek koronny” stał się hitem głownie dzięki porażającej reklamie, jaka zafundował nam TVN, co zresztą oczywiste , bo jest to pierwsza od A do Zet produkcja koncernu ITI, którego częścią jest wspomniana wcześniej telewizja. Debiutował na pierwszej pozycji polskiego boxoffice’u z 264 282 widzami w pierwszym, premierowym tygodniu, co dało mu drugie najlepsze otwarcie wśród polskich filmów w ostatnich 5 latach! Jeśliby porównywać go do wspomnianego na początku , kiczowatego do bólu „Dlaczego nie!” to faktycznie bije je na głowę. Niestety moja wiedza w dziedzinie filmu jest nieco szersza i nie mogę się ograniczać do tego jednego porównania, a przy całej gamie produkcji zarówno polskich, jak i zagranicznych, sensacyjnych i nie tylko – film wypada blado. Bardzo blado. Kilka ładnych ujęć to nie wszystko. Tak samo , jak nie wszystkim jest dobry pomysł. Kluczem do sukcesu jest umiejętność zrealizowania pomysłu na dobrym poziomie. Tego zabrakło. 4 na 10.
…pzdr
siadeh_mafiozo_