Ostatnio obejrzany film
Do pewnego momentu zmiany w naszym życiu są zaprogramowane. Zmiany są często trudne, ale konieczne. Idziemy do gimnazjum, liceum, na studia. Nie ma zazwyczaj dużo do myślenia. Później jest z tym różnie. Różne pomysły na zarabianie pieniędzy, na to gdzie mieszkać i z kim i jak żyć. Gdybanie co by było gdyby; niewiedza, jakby wyglądało nasze życie, gdybyśmy podjęli inne decyzje. Alternatywne światy.

Szukanie prawdy sprowadzi na ciebie kłopoty, daj więc sobie spokój- tak nazwałbym posłowie do Inland Empire, najnowszego filmu Davida Lyncha. Jest to jednak mój subiektywny wniosek. Nie da się jednak inaczej, jak subiektywnie, odbierać Jego filmy. Do tego już zdąrzył przyzwyczaić swoich widzów od samego początku, a szczególnie w ostatnich swoich filmach- Lost Highway, Mulholland Drive, Rabbits i Inland Empire właśnie. Nawet przedstawienie fabuły jest rzeczą wieloznaczną. Ogladając ten film zdałem sobie sprawę, iż ten fim można przedyskutować scenę po scenie i byłoby o czym, bo Lynch, na kształt kubistów, rozbija dzieło na części. Widz może poskładać je po swojemu.
Dla mnie to był film o kilku rzeczach. Po pierwsze o lęku przed utratą tego, co się ma. Główna bohaterka w związku z tym że zdradziła męża, ma wyrzuty sumienia i zaczyna czuć się dziwką. Tak bardzo, że nią się staje. Oznacza to nie życie w domu z lokajem, a życie na ulicy. Ona to widzi oczami wyobraźni.
To po pierwsze. Przede wszystkim jest to dla mnie film o manipulacji i poczuciu, że inni nami kierują. Ona nie chciała zdradzić męża, a kolega z planu nie miał zamiaru z nią romansować. Obojgu jednak to sugerowano, wmawiano, prorokowano. Tak, jakby to było nieuniknione. Jak rola, na którą byli skazani. Kiedy Nikki/Susan (bo rozważania alternatywnych biegów wydarzeń wymusiło pojawienie się różnych postaci, które w rzeczywistości oznaczają główną bohaterkę) próbuje z czasem się z tego trybiku zwanego przeznaczeniem uwolnić, spotyka ją wszystko, co najgorsze. Upodlenie, agresja, mord. Czuć chaos i totalną bezradność, która przytłacza. Kiedy w końcu krzyczy Jestem dziwką! Jestem szalona! czuje ulgę, a widz razem z nią. Nieważne, kto ma nad toba władzę.
Ten symbol Boga (?), który w rozumieniu Lyncha kieruje naszym życiem, obecny był w Eraserhead, Zagubionej Autostradzie i Mulholland Drive. Osobista obsesja Davida? Nieważne, czy twoje życie jest zaprogramowane czy możesz programować je sam. Bo to drugie oznacza konfrontację z kimś większym od ciebie, a starcie z nim jest dla ciebie nierówną walką. Człowiek jest jednak istotą słabą i dążącą do destrukcji, wybiera więc walkę. W pewnym momencie Nikki/Susan wychodzi z labiryntu symbolizującego bałagan jej dotychczasowego życia. Może wyjść na zewnątrz i zapomnieć. Nie, ona ponownie w to wchodzi, bo jedno pytanie jej nie dało spokoju- o co w tym chodzi? Kto stoi za wszystkimi dramatami, które rozegrały się niedawno w jej życiu?

Ale to mylne wrażenie, bo to nie jest film o Nikki/Susan, ale o jej mężu. To on przecież wpędza ją w ramiona kochanka. Oczywiście daje wolną wolę. Jak mnie zdradzisz, to poniesiesz konsekwencje. Obsewuje. Jak Bóg. Ale jednak sugeruje. Jakby by żyć, należy zrobić to, co wpędza w kłopoty. Jakby zdrada żony była mu do czegoś innego potrzebna. Jakby kiedyś kochał inną, która stała się później dziwką. Nikki ma zająć jej miejsce, by tamta wróciłą czysta. I wraca. W momencie, jak rozbrzmiewa piękna piosenka w filmie. On i ona płaczą.
Tak jakby konsekwencje były przechodnie. Na kolejnych partnerów, kolejne pokolenia. Coś w tym jest. W psychologii wątek nie rozwiązanych problemów, które "dźwigają" następne pokolenia, pojawia się w psychologii systemowej, ostatnio pogłębione przez metodę pracy Berta Hellingera. Jest też coś takiego, jak projekcja, czyli przerzucanie emocji na daną osobę, a skierowanymi do kogoś innego- np. jak wpienimy się o pierdołę na naszego partnera, a tak naprawdę należało się to szefowi, który przegiął w pracy z wymaganiami.
Na koniec przyszedł mi na myśl wniosek, że Lynch zrobił film o sobie. Aktorzy jego filmu nie są powiadamiani o tym, o czym film jest. Owszem, mogą o nim dyskutować, ale w odniesieniu do poszczególnych scen. Jak widz, który ogarnia scenę, ale cały film ma złożyć sobie sam. A Lynch pociąga za sznurki. To on jest Bogiem. A swoją wersję wydarzeń pozostawia dla siebie.
Film bardzo mnie zaabsorbował. Dostałem produkt złóż sobie sam tak jak chcesz, na kształt okładki ostatniego albumu Becka (którego piosenka, tak na marginesie, rozbrzmiewa w filmie). Kolejne wrażenie- widać, że film zrobił nie- Polak. Polskie dialogi, które padają w filmie, są tak zrealizowane, że nawet ja, znający biegle j. polski, miałem problem czasem z dosłyszeniem ich wyraźnie. Chyba że to celowy zabieg, by pokazać Polakom, jak dla Amerykanina jest słyszeć polski.
I jedna uwaga jeszcze. Przy pierwszym wrażeniu zaczęło mi uwierać, że Lynch zaczyna operować tymi samymi sztuczakmi. Pstrykanie palcem brzmiące jak armata, znikanie postaci, nagle pojawiający się i znikający hałas, symbole dobra i zła, przechodzenie między światami, bełkot wariatki, który ma jednak swój sens, kobieta upadła- upadlana przez mężczyzn i inne takie. To już balansowanie na granicy wypracowania własnego stylu a autoplagiatu. Poczytawszy komentarze internautów przekonałem się jednak do myśli, że reżyser konsekwentnie kroczy swoją ścieżką i najnowszy film wynika z wczesniejszych i jest krokiem naprzód, choć korzysta z poprzednich estetyk.
David Lynch jest jedynym w swoim rodzaju i cieszę się, że mogę obsewować Jego poczynania na bieżąco już od tylu lat.
Polecam dyskusję na polskim forum Davida:
http://www.twinpeaks.fora.pl/inland-empire-t110.html
Bardzo interesujące interpretacje. Nauczyciele j. polskiego tych forumowiczów mogą być dumni. Może to pomysł, by dać młodzieży możliwość interpretowania np. nowego Tarantino, zamiast Inwokacji. Hmm?
_________________________


Szukanie prawdy sprowadzi na ciebie kłopoty, daj więc sobie spokój- tak nazwałbym posłowie do Inland Empire, najnowszego filmu Davida Lyncha. Jest to jednak mój subiektywny wniosek. Nie da się jednak inaczej, jak subiektywnie, odbierać Jego filmy. Do tego już zdąrzył przyzwyczaić swoich widzów od samego początku, a szczególnie w ostatnich swoich filmach- Lost Highway, Mulholland Drive, Rabbits i Inland Empire właśnie. Nawet przedstawienie fabuły jest rzeczą wieloznaczną. Ogladając ten film zdałem sobie sprawę, iż ten fim można przedyskutować scenę po scenie i byłoby o czym, bo Lynch, na kształt kubistów, rozbija dzieło na części. Widz może poskładać je po swojemu.
Dla mnie to był film o kilku rzeczach. Po pierwsze o lęku przed utratą tego, co się ma. Główna bohaterka w związku z tym że zdradziła męża, ma wyrzuty sumienia i zaczyna czuć się dziwką. Tak bardzo, że nią się staje. Oznacza to nie życie w domu z lokajem, a życie na ulicy. Ona to widzi oczami wyobraźni.
To po pierwsze. Przede wszystkim jest to dla mnie film o manipulacji i poczuciu, że inni nami kierują. Ona nie chciała zdradzić męża, a kolega z planu nie miał zamiaru z nią romansować. Obojgu jednak to sugerowano, wmawiano, prorokowano. Tak, jakby to było nieuniknione. Jak rola, na którą byli skazani. Kiedy Nikki/Susan (bo rozważania alternatywnych biegów wydarzeń wymusiło pojawienie się różnych postaci, które w rzeczywistości oznaczają główną bohaterkę) próbuje z czasem się z tego trybiku zwanego przeznaczeniem uwolnić, spotyka ją wszystko, co najgorsze. Upodlenie, agresja, mord. Czuć chaos i totalną bezradność, która przytłacza. Kiedy w końcu krzyczy Jestem dziwką! Jestem szalona! czuje ulgę, a widz razem z nią. Nieważne, kto ma nad toba władzę.
Ten symbol Boga (?), który w rozumieniu Lyncha kieruje naszym życiem, obecny był w Eraserhead, Zagubionej Autostradzie i Mulholland Drive. Osobista obsesja Davida? Nieważne, czy twoje życie jest zaprogramowane czy możesz programować je sam. Bo to drugie oznacza konfrontację z kimś większym od ciebie, a starcie z nim jest dla ciebie nierówną walką. Człowiek jest jednak istotą słabą i dążącą do destrukcji, wybiera więc walkę. W pewnym momencie Nikki/Susan wychodzi z labiryntu symbolizującego bałagan jej dotychczasowego życia. Może wyjść na zewnątrz i zapomnieć. Nie, ona ponownie w to wchodzi, bo jedno pytanie jej nie dało spokoju- o co w tym chodzi? Kto stoi za wszystkimi dramatami, które rozegrały się niedawno w jej życiu?

Ale to mylne wrażenie, bo to nie jest film o Nikki/Susan, ale o jej mężu. To on przecież wpędza ją w ramiona kochanka. Oczywiście daje wolną wolę. Jak mnie zdradzisz, to poniesiesz konsekwencje. Obsewuje. Jak Bóg. Ale jednak sugeruje. Jakby by żyć, należy zrobić to, co wpędza w kłopoty. Jakby zdrada żony była mu do czegoś innego potrzebna. Jakby kiedyś kochał inną, która stała się później dziwką. Nikki ma zająć jej miejsce, by tamta wróciłą czysta. I wraca. W momencie, jak rozbrzmiewa piękna piosenka w filmie. On i ona płaczą.
Tak jakby konsekwencje były przechodnie. Na kolejnych partnerów, kolejne pokolenia. Coś w tym jest. W psychologii wątek nie rozwiązanych problemów, które "dźwigają" następne pokolenia, pojawia się w psychologii systemowej, ostatnio pogłębione przez metodę pracy Berta Hellingera. Jest też coś takiego, jak projekcja, czyli przerzucanie emocji na daną osobę, a skierowanymi do kogoś innego- np. jak wpienimy się o pierdołę na naszego partnera, a tak naprawdę należało się to szefowi, który przegiął w pracy z wymaganiami.
Na koniec przyszedł mi na myśl wniosek, że Lynch zrobił film o sobie. Aktorzy jego filmu nie są powiadamiani o tym, o czym film jest. Owszem, mogą o nim dyskutować, ale w odniesieniu do poszczególnych scen. Jak widz, który ogarnia scenę, ale cały film ma złożyć sobie sam. A Lynch pociąga za sznurki. To on jest Bogiem. A swoją wersję wydarzeń pozostawia dla siebie.
Film bardzo mnie zaabsorbował. Dostałem produkt złóż sobie sam tak jak chcesz, na kształt okładki ostatniego albumu Becka (którego piosenka, tak na marginesie, rozbrzmiewa w filmie). Kolejne wrażenie- widać, że film zrobił nie- Polak. Polskie dialogi, które padają w filmie, są tak zrealizowane, że nawet ja, znający biegle j. polski, miałem problem czasem z dosłyszeniem ich wyraźnie. Chyba że to celowy zabieg, by pokazać Polakom, jak dla Amerykanina jest słyszeć polski.
I jedna uwaga jeszcze. Przy pierwszym wrażeniu zaczęło mi uwierać, że Lynch zaczyna operować tymi samymi sztuczakmi. Pstrykanie palcem brzmiące jak armata, znikanie postaci, nagle pojawiający się i znikający hałas, symbole dobra i zła, przechodzenie między światami, bełkot wariatki, który ma jednak swój sens, kobieta upadła- upadlana przez mężczyzn i inne takie. To już balansowanie na granicy wypracowania własnego stylu a autoplagiatu. Poczytawszy komentarze internautów przekonałem się jednak do myśli, że reżyser konsekwentnie kroczy swoją ścieżką i najnowszy film wynika z wczesniejszych i jest krokiem naprzód, choć korzysta z poprzednich estetyk.
David Lynch jest jedynym w swoim rodzaju i cieszę się, że mogę obsewować Jego poczynania na bieżąco już od tylu lat.
Polecam dyskusję na polskim forum Davida:
http://www.twinpeaks.fora.pl/inland-empire-t110.html
Bardzo interesujące interpretacje. Nauczyciele j. polskiego tych forumowiczów mogą być dumni. Może to pomysł, by dać młodzieży możliwość interpretowania np. nowego Tarantino, zamiast Inwokacji. Hmm?
_________________________

Zafascynowany sagą Ojca Chrzestnego obejerzałem 2 filmy gangsterskie: "Nietykalni" i "Chłopcy z ferajny", druga pozycja jest raczej przeciętna, chociaz rónież warto ja obejrzeć.
Nietykalni

Oto pojawił się sam Al Capone we własnej osobie.
Zlikwidowanie przestępczej działalności Al’a Capone, godzącego w prohibicję, wziął sobie za punkt honoru Eliot Ness. Grający go Kevin Costner, był jeszcze chwilę przed swoim wielkim sukcesem związanym z „Tańczącym z wilkami”, praktycznie na początku aktorskiej drogi. Czwórkę „nietykalnych” uzupełniają wspomniany już Sean Connery, Charles Martin Smith oraz Andy Garcia.
Z całą pewnością, jest to najlepszy film opowiadający o mafii od czasów „Ojca chrzestnego”. Dzieło wybitne, doskonałe, tak wyreżyserowane, jak też zagrane. Od samego początku do napisów
końcowych nie ma tu wahania, wszystko perfekcyjnie przemyślane, dopracowane i dopieszczone. Każdy detal, każda scena, łącznie ze sceną z wózkiem dziecięcym. Sekwencja zaczerpnięta z filmu „Pancernik Potiomkin”, tylko w wypadku „Nietykalnych” zupełnie inaczej zaaranżowana.
Zbliża się północ, pusty... ...dworzec kolejowy, nieliczni podróżni docierają na pociąg do Miami. Niecierpliwe oczekiwanie na księgowego mafii i nagle do stromych schodów dociera kobieta z wózkiem, niosąc dwie, ciężkie walizki... Na wiszącym na drzwiami wejściowymi zegarze wolno płyną minuty, czas odjazdu się zbliża, napięcie rośnie...
Resztę pozostawiam Waszej wyobraźni, ale prościej jest przecież sięgnąć po ten film. (źródło wp)
Chłopcy z ferajny

O FILMIE
Henry Hill zostaje świeżo upieczonym gangsterem. Jego partnerzy za wszelką cenę chcą zajść jak najwyżej w hierarchii i zabiją każdego, kto stanie im na drodze.
http://film.wp.pl/id,439,film_szczegoly.html
--------------------------------------------------------------------
Wczoraj wieczorem oglądeł znakomity film, który chiałbym wam polecić, zakończenie troche dziwne co prawda, ale jakby nie patrzec pasuje do dziwnej formuły filmu.
Taksówkarz

O FILMIE
Weteran wojny w Wietnamie (Robert de Niro) cierpiący na bezsenność przyjmuje posadę taksówkarza w Nowym Jorku. Po tragicznych doświadczeniach wojennych nie może przebywać sam. Związał się z kobietą ale ta odtrąca go, postanawia więc zwrócić jej uwagę...http://film.wp.pl/id,442,film_szczegoly.html
Ciekawi mnie fenomen Roberta De Niro, oglądając "Chłopiecy świat", czy "Nietykalnych" przysiągłbym, że na codzien to arogancki gbur, przez ekran denerwuje mnie jego pewność siebie. Z drugiej strony dwie pozytywne role w "Taksówkarzu" i "Ojcu Chrzestnym" gdy był młodszy. Moim zdaniem jego talent do grywania czarnych charakterów jest nieoceniony, nie widziałem bardziej autentycznego egzekutora zła.[/url]
Nietykalni

Oto pojawił się sam Al Capone we własnej osobie.
Zlikwidowanie przestępczej działalności Al’a Capone, godzącego w prohibicję, wziął sobie za punkt honoru Eliot Ness. Grający go Kevin Costner, był jeszcze chwilę przed swoim wielkim sukcesem związanym z „Tańczącym z wilkami”, praktycznie na początku aktorskiej drogi. Czwórkę „nietykalnych” uzupełniają wspomniany już Sean Connery, Charles Martin Smith oraz Andy Garcia.
Z całą pewnością, jest to najlepszy film opowiadający o mafii od czasów „Ojca chrzestnego”. Dzieło wybitne, doskonałe, tak wyreżyserowane, jak też zagrane. Od samego początku do napisów
końcowych nie ma tu wahania, wszystko perfekcyjnie przemyślane, dopracowane i dopieszczone. Każdy detal, każda scena, łącznie ze sceną z wózkiem dziecięcym. Sekwencja zaczerpnięta z filmu „Pancernik Potiomkin”, tylko w wypadku „Nietykalnych” zupełnie inaczej zaaranżowana.
Zbliża się północ, pusty... ...dworzec kolejowy, nieliczni podróżni docierają na pociąg do Miami. Niecierpliwe oczekiwanie na księgowego mafii i nagle do stromych schodów dociera kobieta z wózkiem, niosąc dwie, ciężkie walizki... Na wiszącym na drzwiami wejściowymi zegarze wolno płyną minuty, czas odjazdu się zbliża, napięcie rośnie...
Resztę pozostawiam Waszej wyobraźni, ale prościej jest przecież sięgnąć po ten film. (źródło wp)
Chłopcy z ferajny

O FILMIE
Henry Hill zostaje świeżo upieczonym gangsterem. Jego partnerzy za wszelką cenę chcą zajść jak najwyżej w hierarchii i zabiją każdego, kto stanie im na drodze.
http://film.wp.pl/id,439,film_szczegoly.html
--------------------------------------------------------------------
Wczoraj wieczorem oglądeł znakomity film, który chiałbym wam polecić, zakończenie troche dziwne co prawda, ale jakby nie patrzec pasuje do dziwnej formuły filmu.
Taksówkarz

O FILMIE
Weteran wojny w Wietnamie (Robert de Niro) cierpiący na bezsenność przyjmuje posadę taksówkarza w Nowym Jorku. Po tragicznych doświadczeniach wojennych nie może przebywać sam. Związał się z kobietą ale ta odtrąca go, postanawia więc zwrócić jej uwagę...http://film.wp.pl/id,442,film_szczegoly.html
Ciekawi mnie fenomen Roberta De Niro, oglądając "Chłopiecy świat", czy "Nietykalnych" przysiągłbym, że na codzien to arogancki gbur, przez ekran denerwuje mnie jego pewność siebie. Z drugiej strony dwie pozytywne role w "Taksówkarzu" i "Ojcu Chrzestnym" gdy był młodszy. Moim zdaniem jego talent do grywania czarnych charakterów jest nieoceniony, nie widziałem bardziej autentycznego egzekutora zła.[/url]

ja po raz setny oglądałam wczoraj "Requiem for a dream". jak narazie jest to mój ulubiony film, opowiada o codziennym życiu ludzi uzależnionych. porusza problem lekomanii, narkotyków, prostytucji. nagradzany chyba Oskarami (?) znakomity film. świetnie przedstawiony problem. niestety nie kończy się dobrze:(
Oglądnałem dziś Thewiz ten film i napisze Ci szczerze , że jak dla mnie kompletna kicha. Ja w ogóle jeśli chodzi o komedie to jestem dziwny.Przeważnie bawią mnie te które nie bawią innych ludzi. Nie wiem ale humor w tym filmie to kompletnie na mnie nie działa i nie bawi mnie. Czasem wręcz aż się krzywiłem i dotrzymałem do końca chyba tylko dzięki nudzie bo musiałem jakoś wypełnić czas.thewiz pisze:Pierwszy film to Night at Roxbury. Malo znany obraz w Polsce (przetlumaczony jako Odlotowy Duet, matko przenajswietsza ), jesli ktos kojarzy to najpewniej z parodii zrobionej przez Jima Careya w SNL. (charakterystyczny taniec glowa plus What is love Haddawaya). Film jest kultowa komedia amerykanska, ale podoba mi sie najbardziej dlatego ze w przeciwienstwie do American Pie nie jest przesiakniete niewybrednymi odniesieniami do seksu (choc i te sa, ale bardzo zgrabne) lecz bawi innymi trickami. Moze rownie durnymi ,ale coz - Will Ferrel to mistrz gatunku.
Dziś oglądam horror Polańskiego Rosemarys baby, Requiem dla snu,Because i said so oraz Blades of glory w którym to bodajże wystepuje ten sam aktor co w komedii opisanej przezemnie wyżej.
Pozdrawiam.
Przekleństwa niewinności

O FILMIE
Adaptacja bestsellerowej powieści Jeffreya Eugenidesa. Akcja rozgrywa się w latach 70-tych w Grosse Point w stanie Michigan. Opowiada o 5 siostrach i jej niezwykłej historii Po samobójstwie najmłodszej z sióstr, Cecylli, rodzina powoli... http://film.wp.pl/id,1766,film_szczegoly.html
Ciekawy film opowiadający o religijnej rodzinie, która chce jak najlepiej dla swych pociech, presja wywierana przez rodziców jest bardzo duza, obajawaia sie to w ogromnej liczbie zakazów i ograniczeniem kontaktów z równiesnikami, finał opowiesci jak mozna sie domyslic jest tragiczny.
-------------------------------------------------------------------------------
Lot nad kukułczym gniazdem

O FILMIE
Stanowy szpital psychiatryczny w Oregonie. To właśnie tutaj zostaje przesłany z więzienia na obserwacje McMurphy - rzezimieszek i awanturnik skazany za gwałt - który chcąc uniknąć obozu pracy, symuluje chorobę psychiczną. Trafia na oddział siostry...
http://film.wp.pl/id,444,film_szczegoly.html
Na koniec chiałem polecić bardzo ciekawą ankietę, która wyłoniła "50 najlepszych filmów dla dorosłych" http://film.wp.pl/idGallery,2009,st,306 ... leria.html

O FILMIE
Adaptacja bestsellerowej powieści Jeffreya Eugenidesa. Akcja rozgrywa się w latach 70-tych w Grosse Point w stanie Michigan. Opowiada o 5 siostrach i jej niezwykłej historii Po samobójstwie najmłodszej z sióstr, Cecylli, rodzina powoli... http://film.wp.pl/id,1766,film_szczegoly.html
Ciekawy film opowiadający o religijnej rodzinie, która chce jak najlepiej dla swych pociech, presja wywierana przez rodziców jest bardzo duza, obajawaia sie to w ogromnej liczbie zakazów i ograniczeniem kontaktów z równiesnikami, finał opowiesci jak mozna sie domyslic jest tragiczny.
-------------------------------------------------------------------------------
Lot nad kukułczym gniazdem

O FILMIE
Stanowy szpital psychiatryczny w Oregonie. To właśnie tutaj zostaje przesłany z więzienia na obserwacje McMurphy - rzezimieszek i awanturnik skazany za gwałt - który chcąc uniknąć obozu pracy, symuluje chorobę psychiczną. Trafia na oddział siostry...
http://film.wp.pl/id,444,film_szczegoly.html
Na koniec chiałem polecić bardzo ciekawą ankietę, która wyłoniła "50 najlepszych filmów dla dorosłych" http://film.wp.pl/idGallery,2009,st,306 ... leria.html

Inland empire to nieywzka skadanka, coś więcej niż puzzle.kaem pisze:Dostałem produkt złóż sobie sam tak jak chcesz
Nad puzzlami się siedzi i siedzi, ale ostatecznie dostaje się jakiś jeden, konkretny obraz.
Ja nie wiem, może trzeba być albo psychologiem albo schizofrenikiem, zeby w tym dostrzec jakąś jedna spójną historię.
Ja tam niczego takiego nie znalazłam. I własnie TO mi się najbardziej w tym filmie podobało.
Trzy godziny, z których każda minuta przynosi co innego.
Dźwięki, światło, myśli.
Myśli z filmu i moje własne.
Interpretować może za bardzo nie będę, tak mam tylko ochotę napisac coś o tych króliczkach.
W pierwszej scenie, w której się pojawiły nagle puszczono podłozony śmiech, jak w komedii i obie z dziną odruchowo też się roześmiałyśmy.
Tylko dlatego, że usłyszałam ten śmiech, a przeciez w samej scenie nic smiesznego nie było.
O nie, MJowitek, drugim razem, o ile drugi raz będzie, nie złapiesz się na ten chwyt.
Bo teraz to z zaskoczenia było, bo jeszcze nie poczułam klimatu filmu.
Miałam trzy godziny na wczucie się w klimat tego dzieła, które komedią nie było.
No chyba, że było, Dante też napisał Boską komedię, a Balzak Komedię ludzką i pewnie wielu wielu innych też stworzyło wiele takich "komedii", które nie śmieszą, ale to mniejsza teraz z nimi.
W każdym razie miałam trzy godziny na wczucie się w klimat, na widok króliczków od razu myślałam o tym podłożonym śmiechu. Nie zaskoczą mnie już, nie będę się śmiać tylko z powodu śmiechu puszczonego z taśmy.
W pewnym momencie znów rozległ się ten podłożony śmiech.
Skup się MJowitek, nic nie ma śmiesznego, nic, nic, nic, ta scena nie jest zabawna, nie daj się wkręcić, wytrzymaj, nie daj sobą kierować w tak prosty sposób, przecież wiesz, że ta scena Cię wcale nie śmieszy, przecież wcale nie chcesz się śmiać, nie chcesz, nie chcesz.
I nie wytrzymałam.
Strzeliłam banana.
Nie zapanowałam nad tym odruchem.
Zwykły, prymitywny zabieg, śmiech z taśmy.
Boże, jaki ze mnie pies Pawłowa jest...
Hau, hau.
Kiedy wracałam z dziną, na jakimś balkonie zauważyłam rozłożony wielki pomarańczowy namiot.
Jakby ktoś sobie stworzył swój własny alternatywny świat na balkonie.
Stałyśmy chwilę koło tego balkonu, koło sklepu i zapytałam dzinę, która godzina.
Zażartowałam, że pewnie 9.45.
Hahaha hahaha!
Dzina sprawdziła godzinę.
Była RÓWNO 19.45.
Hahaha hahaha?
Oj ojej.
(O co chodzi z ta godziną wiedzą Ci, co byli na filmie)
A mnie dodatkowo zaabsorbowało znaczenie liczb cztery i siedem.
Pojawiło się to parę razy.
Googlnęłam sobie to teraz w domu.
Nie wiem czy Lynch mówił coś na ten temat i jakie są teorie odnośnie tego 47, ale ja znalazłam już swoje własne wytłumaczenie, które mnie satysfakcjonuje.
W filmie jedna postać była wieloma postaciami. Często równocześnie.
Mam na to wiele swoich teorii, chwilę pogadałyśmy o tym z dziną, tu już sobie daruję, ale cyfry 4 i 7 bardzo mi do tego pasują.
Według niektórych ludzi, człowiek składa się z kilku ciał.
Ich liczbę określa się najczęściej własnie jako cztery lub siedem.
Częsciej cztery.
Ciało fizyczne, astralne, mentalne i duchowe.
Mam wrażenie, że Lynch pokazał w swoim filmie człowieka w jego wszystkich czterech wymiarach.
Ja znam podział tylko na cztery ciała, a ten podział na siedem to jak wygląda? Ktoś wie? Powie? Kaem?
Także anioły występują podobno po cztery, siedem albo dwanaście "sztuk". Ma to związek z żywiołami, planetami i pewnie jeszcze wieloma innymi zjawiskami.
I tyle moich teorii.
Film polecam.
Ale nie wszystkim.
Ostatnio zmieniony wt, 07 sie 2007, 10:45 przez MJowitek, łącznie zmieniany 1 raz.
Jak najbardziej. Kinga w rozmowie ze mną powiedziała, że Lynch to jak Nowe Szaty Cesarza. Inni przyznają mu rację, bo głupio im przyznać, ze nie rozumieją, a sam David też nie ma pojęcia co robi, a to jest Jego sposób na zaistnienie w świecie filmu.MJowitek pisze:dostrzec jedna spójną historię.
Takiemu przekonaniu mówię głośno nie! Lynch, jak pytany jest o rozumienie danych scen odpowiada, że są one tak jak w życiu. I tak włąśnie jest. W tym filmie ewidentnie pokazane jest to, co my na co dzień robimy. Rozważamy, co by było gdyby. Albo też sami oceniamy to, co było, czasem zakłamując prawdę, dodając wydarzeniom znaczenie - Owszem, ukradłem wczoraj koledze długopis, ale może dzięki temu ten kolega się zastanowi czy warto przynosić drogie rzeczy do szkoły i to uchroni go od wiekszych strat. Mnie przekonuje interpretacja wydarzeń, gdzie bohaterka grana przez Gruszkę, by uciec od codzienności- letniej relacji z mężem, burej biednej polskiej łódzkiej rzeczywistości, biedy i kłopotów (bezpłodny mąż, zdrada męża, aborcja poprzez wbicie sobie śrubkręta), ucieka w świat marzeń wyrażonych poprzez bohaterkę odgrywaną przez L. Dern. Podobnie jednak, jak w Zagubionej Autostradzie, gdzie gość będący w celi ucieka w świat marzeń, ale tylko do czasu, i tu marzenia tracą swój ucieczkowy charakter, "bo rachunki muszą być zapłacone". Trzeba ponieść konsekwencje; zwykła codzienność wzywa.
Podobne rzeczy widzę u osób chodych psychicznie- np. przywołanych przez Ciebie, Jowito, schizofreników. Ich ucieczka w nierzeczywiste spostrzeganie świata to ucieczka przed brutalnością życia codziennego- np. domu bez uczuć, agresywnego, przekraczającego granice intymności rodzica. Ucieczka ucieczką. marzenia jednak sie kiedyś kończą. Leki sprowadzają na ziemię. Muszą, bo dłuższe bycie w mazeniach pozwala na przekraczanie granic, co może skończyć się na przykład zabiciem gogoś.
Albo alkohol. Nawet największe upojenie będzie kończyć sie kacem albo zatruciem organizmu. Tak samo narkotyki.
Tak samo tu. To dla mnie kręgosłup fabuły. Po jego przyjęciu można założyć sobie już wnikanie w kolejne szczegóły.
Mi film trafił w moment mojego życia. Choć Inland Empire jest bardziej o niespełnionych marzeniach, sam z kolei rozważam, dokąd chcę iść i co ryzykuję, jak wykonam taki, a nie inny, ruch.
Niezwykłym w tym obrazie jest to, że Lynchowi po raz kolejny udało się zmaterializować, co zazwyczaj dzieje się w naszych głowach, posługując się symbolami. Kluczowe, życiowe kwestie- walka sumienia, ucieczka w marzenia i to przed czym uciekamy, myślenie o sobie. Pokazuje, że pewne życiowe mechanizmy są nieuniknione i nie potrzebujemy do tego Boga czy szatana. My sami wymierzamy sobie konsekwencje, my sami przeżywamy nasze grzechy poprzez wyrzuty sumienia i to co z nimi robimy. Wciąż jednak mam w sobie wątpliwość, na ile ten film stawia pytanie, czy nasze życie jest zdterminowane i czy można się z tego uwolnić.
Ponownie zachęcam do wcześniej przeze mnie przywołanej dyskusji na forum Lyncha. Pomimo jej burzliwości jest bardzo ciekawa.
MJowitek pisze:A mnie dodatkowo zaabsorbowało znaczenie liczb cztery i siedem.
_________________________doggod na forum Davida Lyncha pisze:W INLAND EMPIRE od samego początku wisi widmo śmierci. Niemalże każda istotna postać coś o jakieś śmierci wspomina lub jest świadkiem takich rozmów. (...)Wiele daje do myślenia już sam tytuł pierwowzoru filmowego "47", którego tytuł pochodził z języka niemieckiego. Dlaczego pojawia sie nistąd nizowąd nagle język niemiecki? Pewnie dlatego, bo LYNCH starał się, by zwrócić uwagę na to, iż niemieckie "vier" czyta się bardzo jak angielskie "fear". Siódemka to zarówno symbol szczęścia, ale też oznacza zakońćzenie pewnego cyklu (tygodnia). Kiedy sobie połączymy 4 i 7, a także przyjrzymy się bliżej "Tybetańskiej Księdze Umarłych", do której LYNCH w IE zrobił ewidentny ukłon, przedstawiając bezdomną murzynkę, która za pomocą swiatła z zapalniczki, niemalże jak guru, pomogła DERN umrzeć, można przypuszczać, że temat śmierci az nadto jest istotny w tym filmie(...)

Należe do osób ,które traktuja filmy jako świetną rozrywkę dającą mi pełno emocji (lub wcale).Należe do osób które uważają ,że kino ambitne jest tak samo ważne jak durne komedie w których nie ma mowy anwet o najmniejszej ambicji. Kino ambitne najczęściej wprowadza w nastrój melancholijny który jest u mnie i tak juz nazbyt częstym bywalcem. Tak więc kocham wszystkie dobre ambitne filmy z przesłaniem jak i dobre idiotyzmy. Nie ma to jak dobra kretyńska komedia wieczorkiem przy piwku przy paskudnym nastroju. W ogóle mysle że emocje które film przelewa na ...no np. na mnie sa inne od innych emocji. Nie potrafie tego zdefiniować dokładniej,ale jest co cos innego. No dobra dosyć wstepu.
Ostatnio oglądane przezemnie filmy to Rosemarys Baby Polańskiego,Because i siad so,blades of glory,Requiem for a dream,Les filles du botaniste(coś takiego), spiderman 3 oraz transformers.
Tak więc po kolei.
ROSEMARYS BABY : Jest to juz ponoć (nie cierpie tego słowa), horror kultowy który w niczym mi nie przypomina dzisiejszych horrorów.Kiedys wzbudzał emocje ale gdy oglądam go dzis to moge tylko stwierdzić że wciaga ale nic pozatym. Dziś nie nazwałbym tego horrorem. Lekko zagmatwany film o szatanie.Takie filmy zawsze działają na mnie źle.Ponieważ ogląda sie takie filmy ze strachem bo przeciez od dzieciństwa uczeni jesteśmy że jest Bóg i jest Szatan. Film dosc dziwny,trochę wciągający ale raczej nie poleciłbym go jako dobrego horroru na wieczór z przyjaciółmi.Ponieważ skońcyzłoby się to ich zaśnięciem na fotelu. Z filmów o szatanie polecam egzorcyzmy emily rose.
Because i said so : Szczerze mówiąc więcej sie po tym filmie spodziewałem. Komedia która szczerze mówiąc mało mnie rozbawiła.Jedynnie rewelacyjna Diane Keaton nadaje blasku. Ogląda się w miare przyjemnie ale bez większych emocji. Drudi raz juz tego filmu bym nie obejrzał.
BLADES OF GLORY : Moim zdaniem naprawde dobra komedia o panockach którzy zaczeli jeżdzić w parze na łyżwach. Fajowa muzyczka i ten Flash (Queen) na końcu. Uwielbiam ten utwór. Krótko i na temat. Bardzo dobra komedia na poprawienie humoru.
Requiem for a dream: Po oglądnięciu tego filmu miałem wrażenie , że już widizałem lepsze filmy o uzależnieniu od narkotyków. Mimo to uważam iż jest to świetny film z rewelacyjna muzyką.Po raz kolejny możemy zobaczyć jaka tragedie i zgube niosa ze soba narkotyki. Człowiek zatraca nie tylko przyjaciół ,rodizne,majatek ale co najbardziej bolesne także siebie. Końcówka filmu najbardziej mi się podobała.
Les filles du botaniste: Akcja filmu toczy sie w chinach.Piekne sa te Chiny.Cholera trzeba się tam kiedyś wybrać.Ale o filmie......Opowiada o dwóch dziewczynach ,które połączyła miłość.Miłośc która niestety zakończyła sie tragicznie.Film ukazuje doskonale w jaki sposób tarktowana jest miłość homosexulana.Jest złem niczym sam szatan.Miłosc piekna ,jednak skrywana i totalnie potepiana.
SPIDERMAN 3 : Uwielbiam ten film.Kocham go oglądać i kolejna juz trzecia cześc starsznie mi się podobała.Mam jakiś sentyment do takich bajeczek.Człowiek wczuwa się na chwile w bohatera który ratuje ludzkość i czuje sie przy tym rewelacyjnie. Bo któz z nas nie chciałby byc super bohaterem.......
Transformers : efekty specjalne w tym filmie sa rewelacyjne. Technika jest już na takim poziomie ,że mi się to nawet w głowie nie mieści.Niesamowite jest to jak wielkie roboty na ekranie potrafia realnie wyglądać. Minusy filmu to według mnie niektóre sceny ,które z założenia miałybyc smieszne. Bo gdy wielkie roboty zaprzyjaźnine z chłopakiem chowają się na około jego domu aby nie zobaczyli ich rodzice tegoż to chłopaka ,to na mojej twarzy pojawia sie skrzywienie dolnej wargi ust.Nie wiem czy dobrym rozwiązaniem było zrobienie z tego filmu poł komedii a pół science fiction. Walki robotów również niezbyt udane ponieważ trudno dostrzec podczas tych walk które roboty wygrywaja ,które sa te dobre a które złe.Nad tym powinni popracować spece od efektów przy nastepnej części jeśli taka w ogóle powstanie.A podejrzewam że tak. W końcu tak kasowy film musi mieć swojego nastepce.Nie ważne czy lepszego czy gorszego .Po prostu musi być bo publika tego wymaga.
Ostatnio oglądane przezemnie filmy to Rosemarys Baby Polańskiego,Because i siad so,blades of glory,Requiem for a dream,Les filles du botaniste(coś takiego), spiderman 3 oraz transformers.
Tak więc po kolei.
ROSEMARYS BABY : Jest to juz ponoć (nie cierpie tego słowa), horror kultowy który w niczym mi nie przypomina dzisiejszych horrorów.Kiedys wzbudzał emocje ale gdy oglądam go dzis to moge tylko stwierdzić że wciaga ale nic pozatym. Dziś nie nazwałbym tego horrorem. Lekko zagmatwany film o szatanie.Takie filmy zawsze działają na mnie źle.Ponieważ ogląda sie takie filmy ze strachem bo przeciez od dzieciństwa uczeni jesteśmy że jest Bóg i jest Szatan. Film dosc dziwny,trochę wciągający ale raczej nie poleciłbym go jako dobrego horroru na wieczór z przyjaciółmi.Ponieważ skońcyzłoby się to ich zaśnięciem na fotelu. Z filmów o szatanie polecam egzorcyzmy emily rose.
Because i said so : Szczerze mówiąc więcej sie po tym filmie spodziewałem. Komedia która szczerze mówiąc mało mnie rozbawiła.Jedynnie rewelacyjna Diane Keaton nadaje blasku. Ogląda się w miare przyjemnie ale bez większych emocji. Drudi raz juz tego filmu bym nie obejrzał.
BLADES OF GLORY : Moim zdaniem naprawde dobra komedia o panockach którzy zaczeli jeżdzić w parze na łyżwach. Fajowa muzyczka i ten Flash (Queen) na końcu. Uwielbiam ten utwór. Krótko i na temat. Bardzo dobra komedia na poprawienie humoru.
Requiem for a dream: Po oglądnięciu tego filmu miałem wrażenie , że już widizałem lepsze filmy o uzależnieniu od narkotyków. Mimo to uważam iż jest to świetny film z rewelacyjna muzyką.Po raz kolejny możemy zobaczyć jaka tragedie i zgube niosa ze soba narkotyki. Człowiek zatraca nie tylko przyjaciół ,rodizne,majatek ale co najbardziej bolesne także siebie. Końcówka filmu najbardziej mi się podobała.
Les filles du botaniste: Akcja filmu toczy sie w chinach.Piekne sa te Chiny.Cholera trzeba się tam kiedyś wybrać.Ale o filmie......Opowiada o dwóch dziewczynach ,które połączyła miłość.Miłośc która niestety zakończyła sie tragicznie.Film ukazuje doskonale w jaki sposób tarktowana jest miłość homosexulana.Jest złem niczym sam szatan.Miłosc piekna ,jednak skrywana i totalnie potepiana.
SPIDERMAN 3 : Uwielbiam ten film.Kocham go oglądać i kolejna juz trzecia cześc starsznie mi się podobała.Mam jakiś sentyment do takich bajeczek.Człowiek wczuwa się na chwile w bohatera który ratuje ludzkość i czuje sie przy tym rewelacyjnie. Bo któz z nas nie chciałby byc super bohaterem.......
Transformers : efekty specjalne w tym filmie sa rewelacyjne. Technika jest już na takim poziomie ,że mi się to nawet w głowie nie mieści.Niesamowite jest to jak wielkie roboty na ekranie potrafia realnie wyglądać. Minusy filmu to według mnie niektóre sceny ,które z założenia miałybyc smieszne. Bo gdy wielkie roboty zaprzyjaźnine z chłopakiem chowają się na około jego domu aby nie zobaczyli ich rodzice tegoż to chłopaka ,to na mojej twarzy pojawia sie skrzywienie dolnej wargi ust.Nie wiem czy dobrym rozwiązaniem było zrobienie z tego filmu poł komedii a pół science fiction. Walki robotów również niezbyt udane ponieważ trudno dostrzec podczas tych walk które roboty wygrywaja ,które sa te dobre a które złe.Nad tym powinni popracować spece od efektów przy nastepnej części jeśli taka w ogóle powstanie.A podejrzewam że tak. W końcu tak kasowy film musi mieć swojego nastepce.Nie ważne czy lepszego czy gorszego .Po prostu musi być bo publika tego wymaga.
Xscape pisze:Requiem for a dream
Miałam okazję obejrzeć oba, świetne. Film Córka botanika zrobił na mnie wielkie wrażenie ale nie sama fabuła a raczej wspaniały klimat filmu i krajobrazy. Baaardzo spokojny i ciepły obraz, cudowny ogród pełen uroczych i egzotycznych roślinek i w tak pięknej i kojącej scenerii narodziła się nieszczęśliwa i nieakceptowana miłość. Polecam.Xscape pisze:Les filles du botaniste
Tak przy okazji jak już jesteśmy w tematyce filmu. Info głównie skierowane do Wrocławian, tradycyjnie rusza Kino Minionej Epoki w kinie Lalka. W październiku będzie kino włoskie: Rzym, Kraksa, Pustynia Tatarów, Niewinne oraz We władzy ojca.
Listopad - Dania
Grudzień - Węgry
Styczeń - Polska
Co ciekawsze od 30 listopada do 2 grudnia odbędzie się KINO Z DALEKICH STRON, min. Brazylia, Peru, Senegal, Australia, Kanada itd.
Jesień świetnie się zapowiada.

O pracoholizmie. Minął właśnie bardzo pracowity tydzień. W pracy już dawno nie zdarzyło mi się mieć tyle poczucia satysfakcji z tego, czego na co dzień się imam. Poczucie dobrze wydatkowanej energii. I nawet weekend był w pracy, bo na kursach doskonalących, które pewnie będą trwać aż do emerytury. Tym samym z radością przywitałem zgodę Myszy, by oderwała się też od swojej codzienności i wybrała do kina. Nie mogliśmy się dogadać co do repertuaru. Mysza chciała Po prostu razem, ja zaś Słaby punkt. To chodźmy na oba- zaproponowałem kompromis.
Wypaliło.
W międzyczasie zbierało mi się jakieś brzydactwo. Przeziębienie. *uck f*ck fu*k fuc*! No nic, pewnie przejdzie jakoś samo.
Poza tym Kraków wieczorem na pewno zdominuje swoją atmosferą. A mieliśmy sporo do pochodzenia, bo filmy grano w dwóch różnych kinach, a były nieeeecoooooo od siebie oddalone.

Najpierw kandydat Myszy. Ensemble, C'est Tout. Hmm. Jaka fajna babcia. Jak bez sensu obcięta Audrey. Jakie fajne pomieszczenie, w którym mieszkała ze swoimi facetami. Takie duże, wysokie. Moja babcia ma podobne! I jakie do bólu przewidywalne zakończenie.
Myślałem że Mysza mnie udusi z moim marudzeniem co do przewidywalności. Niepotrzebnie, bo słodkie kino bywa fajne od czasu do czasu.

Drugi film. Słaby punkt. Ha! Antohony Hopkins i Ryan Gosling. Obaj grają ostatnio w samych świetnych filmach. Gosling właściwie od samego początku. Nieśmiertelne United States Of Lelend, Fanatyk, Pamiętnik, Stay, Slaughter Rule, Half Nelson, Murder By Numbers...
Weszliśmy do sali. Prawie pusta, usiedliśmy więc gdzie bądź. Oczywiście przyszła para i wyprosiła nas, pomimo że mieli 3/4 sali do dyspozycji. Natręctwa czy jak?- pomyślałem. Jakkolwiek.
Film się zaczął. Po prawej był taki mały prostokąt świecący z napisem wyjście ewakuacyjne. Pierwsza myśl- nie wyłączyłem gg
Co z człowieka robi przyzwyczajenie...
Film okazał się niezły. Nie był jednak aż tak dobry, jak sie spodziewałem. Miał trochę dłużyzn. Z drugiej strony, Piętno, również z Hopkinsem, świetny obraz, też z dłużyznami- i co z tego.
Mysza oczywiście nie pozostała dłużna i tez wytykała przewidywalność w paru momentach.
Wracaliśmy na okrętkę. Nie ma tego złego. Fajnie spaceruje się po Kazimierzu, później wzdłuż Wisły, by dojść do mieszkania nieopodal Karmelickiej. Szkoda tylko, że przeziębienie zatruwało całą przyjemność. Nawet w trakcie filmu pracowałem. Walczyłem z bakteriami. Praca sensem życia? By przetrwać do następnych miłosnych uniesień? Bo wtedy tylko wszystko inne blednie.
Do następnego.
Wypaliło.
W międzyczasie zbierało mi się jakieś brzydactwo. Przeziębienie. *uck f*ck fu*k fuc*! No nic, pewnie przejdzie jakoś samo.
Poza tym Kraków wieczorem na pewno zdominuje swoją atmosferą. A mieliśmy sporo do pochodzenia, bo filmy grano w dwóch różnych kinach, a były nieeeecoooooo od siebie oddalone.

Najpierw kandydat Myszy. Ensemble, C'est Tout. Hmm. Jaka fajna babcia. Jak bez sensu obcięta Audrey. Jakie fajne pomieszczenie, w którym mieszkała ze swoimi facetami. Takie duże, wysokie. Moja babcia ma podobne! I jakie do bólu przewidywalne zakończenie.
Myślałem że Mysza mnie udusi z moim marudzeniem co do przewidywalności. Niepotrzebnie, bo słodkie kino bywa fajne od czasu do czasu.

Drugi film. Słaby punkt. Ha! Antohony Hopkins i Ryan Gosling. Obaj grają ostatnio w samych świetnych filmach. Gosling właściwie od samego początku. Nieśmiertelne United States Of Lelend, Fanatyk, Pamiętnik, Stay, Slaughter Rule, Half Nelson, Murder By Numbers...
Weszliśmy do sali. Prawie pusta, usiedliśmy więc gdzie bądź. Oczywiście przyszła para i wyprosiła nas, pomimo że mieli 3/4 sali do dyspozycji. Natręctwa czy jak?- pomyślałem. Jakkolwiek.
Film się zaczął. Po prawej był taki mały prostokąt świecący z napisem wyjście ewakuacyjne. Pierwsza myśl- nie wyłączyłem gg

Film okazał się niezły. Nie był jednak aż tak dobry, jak sie spodziewałem. Miał trochę dłużyzn. Z drugiej strony, Piętno, również z Hopkinsem, świetny obraz, też z dłużyznami- i co z tego.
Mysza oczywiście nie pozostała dłużna i tez wytykała przewidywalność w paru momentach.
Wracaliśmy na okrętkę. Nie ma tego złego. Fajnie spaceruje się po Kazimierzu, później wzdłuż Wisły, by dojść do mieszkania nieopodal Karmelickiej. Szkoda tylko, że przeziębienie zatruwało całą przyjemność. Nawet w trakcie filmu pracowałem. Walczyłem z bakteriami. Praca sensem życia? By przetrwać do następnych miłosnych uniesień? Bo wtedy tylko wszystko inne blednie.
Do następnego.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Jeszcze bez netu miałem dużo czasu na oglądanie mojej (hyhy) kolekcji filmów które zostały mi przesłane z Polski,zaczęło się na polskich komediach romantycznych,przechodząc przez naście(ok może nie naście ale ich było pare) z serii o James'ie Bond,oczywiście stare dobre produkcje z sir S.Conery(jak się to...a mniejsza z tym),kolegą R.Moore nie licząc już Pierca B. a kończąć na ostatniej ale jakże wystrzałowej produkcji z Blond Bondem Casino Royal,dużo akcji,niezła sceneria i........końcówka mnie wbiła w fotel:)lub co bądź łóżko bo oglądałem to 3 razy i z każdym razem miałem to uczucie jak bym oglądał coś nowego czego jeszcze nie widziałem...
Ok może się nie będę rozpisywał co oglądałem jeszcze 2-3 tygodnie temu bo zapewne nikogo to nie obchodzi ale chciałem napisać co oglądałem od że tak powiem zeszłego poniedziałku(wiem wiem że zbyt dużej różnicy niema z przebiegiem czasu ale nie chciał bym się rozpisać<co byś Cię nie pomyśleli że zaś czasu niema
>).Ok więc,skończę już ....i przejdę do rzeczy
Die Hard 4.0- że tak powiem na początku to że myślałem że czeka nas kolejny "niewypał" z serii CDN(w sumie ...),ale....no właśnie jest te ale na którym moje zdanie na temat kontynuowania projekcji które stały się kasowym hitem będzie...ok już to napisałem.Więc od paru osób słyszałem że warto poświęci te 2 godziny na obejrzenie w akcji Janka McClane,no i nie pożałowałem,dwie godziny dobrego kina akcji(przed włączeniem obawiałem się że obejrzę coś z serii Stefka Seagala ale się myliłem),akcja jak w większości sprowadzona do czasu w których żyjemy, chodzi mi o to że o większości jest internecie,ataki bombowe,hakerzy itp. ale(który to już raz to ale?) no właśnie nie zabrakło też dobrego starego kina akcji,czasami film głupawy i na silę śmieszny bądź co bądź fajnie mi się go oglądało.
---
Oprócz DH4,oglądałem ostatnio Simpsons-The Movie,Wzgóza Mają Oczy II,Edison...ale o tych kiedy indziej

Ok może się nie będę rozpisywał co oglądałem jeszcze 2-3 tygodnie temu bo zapewne nikogo to nie obchodzi ale chciałem napisać co oglądałem od że tak powiem zeszłego poniedziałku(wiem wiem że zbyt dużej różnicy niema z przebiegiem czasu ale nie chciał bym się rozpisać<co byś Cię nie pomyśleli że zaś czasu niema


Die Hard 4.0- że tak powiem na początku to że myślałem że czeka nas kolejny "niewypał" z serii CDN(w sumie ...),ale....no właśnie jest te ale na którym moje zdanie na temat kontynuowania projekcji które stały się kasowym hitem będzie...ok już to napisałem.Więc od paru osób słyszałem że warto poświęci te 2 godziny na obejrzenie w akcji Janka McClane,no i nie pożałowałem,dwie godziny dobrego kina akcji(przed włączeniem obawiałem się że obejrzę coś z serii Stefka Seagala ale się myliłem),akcja jak w większości sprowadzona do czasu w których żyjemy, chodzi mi o to że o większości jest internecie,ataki bombowe,hakerzy itp. ale(który to już raz to ale?) no właśnie nie zabrakło też dobrego starego kina akcji,czasami film głupawy i na silę śmieszny bądź co bądź fajnie mi się go oglądało.
---
Oprócz DH4,oglądałem ostatnio Simpsons-The Movie,Wzgóza Mają Oczy II,Edison...ale o tych kiedy indziej

"Don't know what I've done,everything you've got,things you've done to me are coming back to you" I'm the Blue Gangster
Osatnio byłem w kinie na jakże patriotycznym filmie A. Wajdy pt. Katyń. Film pokazał, iz jego twórca jest prawdziwym mistrzem, szkoda tylko ze pojedynczej sceny. W tym oto miejscu zaczyna sie problem... Film ukazuje losy bohaterów(zastanawia mnie czy to właściwe określenia, dla bezsenswoności podejmowanych oprzez nich działań), którzy zyja w realiach 2 wojny światowej, jakie to realia? napewno bardzo ograniczone, rzec mozna rodem z teatralnej sceny. Kontynujac watek, a zarazem i krytyke filmu, stwierdzam iz nie tworzy on przejrzystego "spektaklu"(przy roznorodnosci opowiedzianych histori, to okreslenie wydaje mi sie własciwe). Reżyser zbyt bardzo skupia się na pojedynczej scenie, sprawiając, ze przytaczane przez niego obrazy sa poprostu nudne. Film zapewne zrobiłby furure. lecz niestety 20 lat temu, wpółczesna kinematografia moze go conajwyzej wykpic. na koniec chiałbym powiedzieć, że film jest nijaki, co nie znaczy, że nie warto go obejzreć, gdyz samo bogactwo patriotycznych tresci sprawia, iż mozna ogladac go z przyjemnoscia.

Ostatnio obejrzany przezemnie film to Smażone Zielone Pomidory (Fried Green Tomatoes) i była to powtórka z rozrywki ponieważ już kiedyś widziałem ten nieziemsko cudowny film. Niesamowicie dobrze zagrane role i ogólny klimat filmu sprawił iż jest to jedyny film który sprawił ,że poczułem się tak jakbym sam przeżywał te historie. Film bawi,rozczula,zmusza do refleksji i wciąga jak zaden inny który wcześniej oglądałem. Jest to dla mnie mistrzowskie kino o najwyższych lotach. Czasami gdy ktoś pyta jaki jest mój ulubiony film to nie bardzo wiem co mam odpowiedzieć ponieważ z ulubionym filmem jest podobnie jak z ulubioną piosenką.Jednak po odświeżeniu tego filmu wiem ,że jest to najlepszy film jaki kiedykolwiek w swoim zyciu oglądałem.
A tutaj krótki opis filmu.
Film ten powstał na podstawie powieści Fannie Flagg o tym samym tytule i ciekawą stroną zarówno powieści jak i filmu są dwa równoważne watki, splatające się poprzez osobę tajemniczej, jak się okaże, staruszki.
W pierwszym - Evelyn Couch (Kathy Bates), niezbyt szczęśliwie zamężna, przechodząca kryzys menopauzalny i zbyt często ignorowana kobieta podczas wizyt w domu starców, spotyka staruszkę: Miz Threadgoode (Jessica Tandy). Zaczynają rozmawiać i już niedługo Evelyn tęskni do środowych odwiedzin, podczas których starsza kobieta opowiada kolejną część historii o sensacyjnych wydarzeniach, sprzed 50 lat w miasteczku Whistle Stop, Alabama. Drugi wątek to historia o Ruth, która jest żoną gwałtownego alkoholika, i jej ucieczka do młodzieńczej przyjaciółki Idgie Threadgoode (Mary Stuart Masterson), która chodzi w spodniach i krawacie, strzyże się na krótko i "od zawsze" jest zakochana w Ruth. Obie te kobiety zakładają mały biznes Whistle Stop Café, serwujący smażone zielone pomidory, jako specjalność zakładu. Pomaga im Big George (Stan Shaw), potężny Murzyn, którego matka Sipsey (Cicely Tyson), brała udział w wychowaniu Idgie. Z powodu współpracy z kolorowymi, wybucha konflikt z Ku Klux Klanem i kiedy mąż Ruth nagle znika Big George zostaje oskarżony o morderstwo. A jaka jest prawda - tego dowiadujemy się z opowiadań Miz Threadgoode. Tematem filmu jest nonkorfomizm w nietolerancyjnym społeczeństwie - bo jest całkiem jasne, że Idgie jest lesbijką, domyślne, że ona i Ruth są parą, mimo, że wyraźnie nie zostaje to wypowiedziane. Bardzo interesujące jest też obserwowanie Evelyn, jak pod wpływem opowiadań przechodzi metamorfozę i zdobywa odwagę do walki z przeciwieństwami. Słowo "Towanda" - stało się hasłem feministycznym dzięki temu filmowi, a wiele kobiet w średnim wieku, które czują się spychane na boczny tor przez młode konkurentki może z powodzeniem wziąć przykład z Evelyn i jej siły woli.
Smazone zielone pomidory trzeba koniecznie zobaczyc, bo jest to film wyjatkowy i podobnie do Chłopaki na bok nalezacy do scislego kanonu filmow kobiecych.

A tutaj krótki opis filmu.
Film ten powstał na podstawie powieści Fannie Flagg o tym samym tytule i ciekawą stroną zarówno powieści jak i filmu są dwa równoważne watki, splatające się poprzez osobę tajemniczej, jak się okaże, staruszki.
W pierwszym - Evelyn Couch (Kathy Bates), niezbyt szczęśliwie zamężna, przechodząca kryzys menopauzalny i zbyt często ignorowana kobieta podczas wizyt w domu starców, spotyka staruszkę: Miz Threadgoode (Jessica Tandy). Zaczynają rozmawiać i już niedługo Evelyn tęskni do środowych odwiedzin, podczas których starsza kobieta opowiada kolejną część historii o sensacyjnych wydarzeniach, sprzed 50 lat w miasteczku Whistle Stop, Alabama. Drugi wątek to historia o Ruth, która jest żoną gwałtownego alkoholika, i jej ucieczka do młodzieńczej przyjaciółki Idgie Threadgoode (Mary Stuart Masterson), która chodzi w spodniach i krawacie, strzyże się na krótko i "od zawsze" jest zakochana w Ruth. Obie te kobiety zakładają mały biznes Whistle Stop Café, serwujący smażone zielone pomidory, jako specjalność zakładu. Pomaga im Big George (Stan Shaw), potężny Murzyn, którego matka Sipsey (Cicely Tyson), brała udział w wychowaniu Idgie. Z powodu współpracy z kolorowymi, wybucha konflikt z Ku Klux Klanem i kiedy mąż Ruth nagle znika Big George zostaje oskarżony o morderstwo. A jaka jest prawda - tego dowiadujemy się z opowiadań Miz Threadgoode. Tematem filmu jest nonkorfomizm w nietolerancyjnym społeczeństwie - bo jest całkiem jasne, że Idgie jest lesbijką, domyślne, że ona i Ruth są parą, mimo, że wyraźnie nie zostaje to wypowiedziane. Bardzo interesujące jest też obserwowanie Evelyn, jak pod wpływem opowiadań przechodzi metamorfozę i zdobywa odwagę do walki z przeciwieństwami. Słowo "Towanda" - stało się hasłem feministycznym dzięki temu filmowi, a wiele kobiet w średnim wieku, które czują się spychane na boczny tor przez młode konkurentki może z powodzeniem wziąć przykład z Evelyn i jej siły woli.
Smazone zielone pomidory trzeba koniecznie zobaczyc, bo jest to film wyjatkowy i podobnie do Chłopaki na bok nalezacy do scislego kanonu filmow kobiecych.

Ostatnio zmieniony pn, 29 paź 2007, 21:58 przez Xscape, łącznie zmieniany 1 raz.