Moja wina, moja wina, bardzo wielka… no, ok. stało się, ale zanim Państwo
Fanatycy każecie mnie zbanować zauważcie, że sama się przyznaję i to dobrowolnie ! (:wariat:) Za karę możecie mnie
zjeść, wypić , a najlepiej jedno i drugie. Bo mam nową ulubioną płytę, bo najlepsza dla mnie płyta Michaela „Invincible” nie jest już moim numerem 1. I ta nowa ulubiona nie jest to bynajmniej płyta Michaela, ani też żadnego pokrewnego mu wykonawcy. Jest to płyta kogoś kogo nie lubię i to nie za żywota, (bo mam takich wykonawców których nie lubię za żywota i nie mogę na to nic poradzić, nie lubię i już, tak jak lubię i już Michaela, choć w sumie biorąc pod uwagę różne takie tam wskaźniki powinnam go lubić jakoś niespecjalnie, a jednak. Na przykład nie lubię za żywota Beyonce, Enrique Iglesiasa i Robiego Williamsa, a nic do nich nie mam.). Wykonawcę mojej ulubionej płyty nie lubię (a w sumie to mało powiedziane, że go nie lubię) za głoszoną ideologię, za to, że pcha się tam gdzie go nie powinno być. (Tak skrótem myślowym napisałam, jak ktoś bardzo będzie chciał to wyjaśnię na życzenie, tak na teraz stwierdzam, że może tak być napisane.) Były u niego tylko dwie rzeczy na plus: nieziemski cover (zaraz wszyscy będą wiedzieli o kogo idzie

) „Sweet Dreams”, po którym jak dla mnie oryginału powinno się w ogóle nie puszczać. I za małżeństwo z moim ideałem piękna, z boską Ditą
http://images.askmen.com/galleries/mode ... ture-1.jpg
Niestety państwo się rozwiedli, pan MM dostał minusa i postanowił zrobić mi na złość (bo ja nie wiem, czy takie świństwo można człowiekowi nieumyślnie zrobić

): nagrał najlepszą płytę jaką kiedykolwiek słyszałam, sprawił, że wszystkie płyty dla mnie „naj” nie dorastają tej jego do kolan :zły: Przez to ja mam ochotę go
zjeść, wypić (jak wracałam od MJowitka to w pociągu siedział obok mnie taki se Pan-Rzeźnik, który opowiadał mi całą drogę
ciekawostki:waria: ze swojego zawodu, między innymi o sposobie mordowania świń: usypia się je azotem i wypompowuje z nich krew), z tym autorem płyty mam ochotę zrobić to samo, obgryzać mu kosteczki popijając jego krwią (Dość duży jest to ewentualnie w geście solidaryzacji mogłaby się podzielić z Siadeh i innymi krwiopijcami

) Ale nie zrobię tego, bo po pierwsze byłoby to spełnieniem jego wyraźnego życzenia, po drugie na wolności będę miała zawsze mniej czasu na słuchanie owej płyty niż odsiadując dożywocie
Jeśli już wszyscy wszystko wiedzą:
Marilyn Manson, „Eat me, Drink me; płyta która zdetronizowała „Invincible”, a co gorsza oddałabym za nią nie tylko „Invincible”, ale i „Winną”, „drawing resistant vol 9", „Homogenic”, „Bedtime Storys” i w ogóle wszystkie płyty, które miałam za „naj”.
Skąd w ogóle przyszło mi na myśl żeby płytę przesłuchać? Co prawda słuchałam Mansona kiedyś tam przez krótki okres, ale dość szybko mi przeszło, nadal podobają mi się utwory, które mi się podobały, ale nie tak, żeby być ciekawą tego co Manson stworzył ostatnio. Więc dlaczego? Przez tytuł, gdy przeczytałam utwór płyty oglądając jakąś tam gazetę coś mi zaśpiewało w umyśle „Eat me, drink me” tak funkowo, (MJowitek też twierdzi, że coś takiego mu się o uszy obiło, jednak mogła być to tylko moja sugestia. Także proszę wszystkich, którzy wiedzą co by to mogło być (i czy coś takiego w ogóle egzystuje (te cztery słowa w funkowej piosence)) o napisanie, bo być może dźwięk wziął mi się z nikąd). W dodatku w recenzji było, że to całkiem inna płyta MM niż dotychczas, więc znając jako tako dorobek wcześniejszy zaciekawiło mnie co znaczy inna, jednak jestem pewna, że gdyby album miał inny tytuł to bym się nią nie zainteresowała.
Jaka więc płyta jest? Jest zmęczona, niepokonana, niebezpieczna i… złota.
• Muzyka detronizuje muzykę do piosenki Agnieszki Chylińskiej „Zmęczona” (
http://www.youtube.com/watch?v=ct2WFV-52yw wersja studyjna jest lepsza, ale nie mam linku)), którą do tej pory uważałam na niepowtarzalną, niesamowitą. Nie chodzi o technikę, kunszt muzyków, chodzi o emocje wyzwalane przez te dźwięki, w połączeniu z głosem Agnieszki efekt jest paraliżujący, tak, że brakuje mi słów by te odczucia opisać. A „Eat me, Drink me” jest lepsze, co prawda nie każda piosenka osobno (choć „If I was your vampire” jest temu bliska) , ale wszystkie 11 razem biją „Zmęczoną” na głowę.
• Płyta jest jak „Vince”, „bezduszna” sama w sobie niczego nie wnosi, nie ma żadnego ładunku emocjonalnego, jak „Vince” wyzwala to co w człowieku siedzi i nie daje się wysłuchać, tak, że człowiek ma dość. Nie pochłania uwagi słuchacza, nie przeszkadza, nie denerwuje, nie trzeba mieć do niej nastroju, dopasowuje się do słuchacza. Wielu ludzi nie lubi takich płyt, woli te w stylu „Dangerous” do których słuchania trzeba być w nastroju, bo inaczej denerwują, wytrącają z równowagi, potrzebują odpowiednich warunków żeby dobrze brzmieć. (Np.) „Dangerous” najlepiej słuchać po ciemku, nie nadaje się jako przerywnik, żąda całkowitej uwagi słuchacza, inaczej doprowadza do szału, tak, że wszystko zaczyna wręcz swędzieć. „Medulla” to płyta na pobudki, puszczam ją sobie kiedy wstaję wraz ze słońcem, inaczej traci nastrój, bledną dźwięki. Lubię te płyty, ale kocham te bezduszne, niestety te które znam mogę policzyć na palcach jednej ręki (i jeszcze zostaną mi wolne :( zdecydowanie więcej można wskazać „bezdusznych” piosenek) Myślę, że taką płytę trudniej nagrać, taką żeby nie przekazywała emocji, ale je wyzwalała. Teraz ma jeden wolny palec mniej.
• To ta
mroczność „Eat me, Drink me” jest na ten sam sposób mroczne jak „Dangerous”.
• Złota – nie chodzi mi tutaj o status płyty, a o … jedne z najbardziej badziewiastych tekstów jakie słyszałam. Co to ma w ogóle być? Znaczy o czym? Ja rozumiem, że facet się rozwodzi, bierze go żałość, a do tego to Manson i image musi trzymać, ale ta mixtura, która powstała z tego połączenia woła o proces z Wiśniewskim. Poważnie. Jak Wiśniewski się dowie, że MM, jakiś martwy ssak (króliczek) i Diabeł tworzą Ich Troje to zadowolony nie będzie, w końcu był pierwszy. Inaczej mówiąc tekstów nie czuję, nie rozumiem, aczkolwiek jestem w trakcie dorabiania sobie do nich filozofii, jak to mi się uda to może jakoś tego martwego ssaka jakoś zinterpretuję po swojemu. Jednak muzyka jest tutaj dla mnie zdecydowanie ważniejsza niż teksty, zostawić tylko interpretację głosu i Marylin mógłby 11 razy klepać tekst „Złotych obrączek”, (najgorszej piosenki jaka kiedykolwiek powstała), a i tak płyta byłaby znakomita.
Powinnam jeszcze dopisać przymiotnik „krwawa” jak BOTDF za ten koszmarny remix „Heart-Shaped Glasses” z polskiego wydania płyty (remixu z normalnego wydania nie słyszałam, ale pewnie będzie podobny). Kto do cholery robi taki badziew? (Dalej wgłębiać się nie będę z obawy własne zdrowie psychiczne).
Na końcu jeszcze ostrzegę, że nie ponoszę odpowiedzialności za skutki uboczne słuchania o martwych króliczkach i diable. MJowitek słuchał, a potem zaczął czarno widzieć, o czym można się przekonać czytając sprawozdanie z ostatniego wrocławskiego spotkania, klawiatury MJowitka właśnie.
Jeśli jednak „Eat me, Drink me” komuś się spodoba i zechce wejść w posiadanie, to mam nowiusieńkie wydanie polskie do oddania.