Indie

Miejsce na tematy zupełnie nie związane z Michaelem Jacksonem. Tutaj możesz luźno podyskutować o czym tylko masz ochotę. Jedynie rozmowy te muszą być oczywiście kulturalne :) Zapraszam MJówki do pogawędek.
Awatar użytkownika
SUNrise
Posty: 1311
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:29

Post autor: SUNrise »

Krecik pisze:Prawda jest taka, że Idie to kraj brudu, smrodu i ubóstwa, na dowód podaje linka do ciekawego artykułu:
http://www.rosynant.rac.pl/archiwum/200 ... ykul1.html
Oczywiście wszystko co napisano w tym artykule jest prawdą. I myślę, że każdy bez względu czy w Indiach kiedyś był czy nie, zdaje sobie sprawę z tego, iż mimo tych plątających się po ulicach mlekodajnych krów, nie jest to kraj mlekiem i miodem płynący.
Nie znaczy to jednak, że nie warto tam pojechać. Indie to naprawdę nie tylko brud, smród, nędza, i tym podobna poezja, aha dodać należy jeszcze koniecznie Taj Mahal i zasyfiony Ganges i dla wielu na tych "atrakcjach" wyobrażenie o Indiach się właśnie kończy. Ale takie wyobrażenie o tym kraju jako jednym wielkim brudnym slumsie, to przesada, a przynajmniej tylko połowa prawdy. New Delhi czy Bombaj są tym czym np. Rio De Janeiro i stolica Meksyku. Czyli duże nowoczesne,bogate, czyste, miasta wielkich firm, banków, hoteli, domów handlowych, restauracji, miasta, w których żyje sporo bogatych ludzi. W centrum New Delhi nie uświadczysz widoku krowy na ulicy, nie uświadczysz za bardzo widoku żebrzącego człowieka, bo wszystko co psuje obraz miasta jest spychane na obrzeża, byle jak najdalej od centrum. Najpierw zaczynają się (jak ja to nazywam) dzielnice ludzi drugiej kategorii gdzie brud, smród, krowy i psy to zwykły widok, a jeszcze dalej znajdują się ogromne slumsy.
W centrum nawet rikszarzy coraz mniej. Jeszcze kilka lat wstecz byli wszędzie. Dwa lata temu jak wybrałam się pod India Gate (Hindusi akurat coś tam świętowali), to z powrotem - a było już coś około północy - myślałam, że będę wracać 20 km na piechotę, bo okazało się, że moi "ulubieni przewoźnicy :d" gdzieś poznikali.

Co do tej przytłaczającej biedy. Ameryki nie odkryję, kiedy powiem, że bieda wynika z przeludnienia. Na świecie żyje 6 miliardów ludzi z czego 1,13 miliarda w Indiach (i przyrost naturalny wciąż wzrasta i to w niesłychanym tempie. Niecałe 10 lat temu w Indiach żył niecały miliard ludzi. Przez ten czas przybyło tam blisko 200 milionów. 200 milionów to jest prawie tyle, ile wynosi ludność całych Stanów Zjednoczonych! hindusi osiągnęli tę liczbę w 10 lat!). Więc co się dziwić. Ludzie żyją tam stłoczeni na "ludzkich wysypiskach" gdzie oczywiście nikt nie płaci podatku. Może się wydawać, że w slumsach mieszkają najbiedniejsi z najbiedniejszych pozbawieni wszelkich środków do życia. Pewnie gdzies indziej tak, ale nie w Indiach. Tzn. tacy tez tam oczywiście są, ale w Indiach w slumsach mieszka też klasa robotnicza. Ludzie którzy pracują i których byłoby stać na zamieszkanie w lepszych warunkach, a mimo to, mieszkają prawie że na ulicy. Dlaczego tak. Raz, że tam właściwie nie ma mieszkań dla klasy robotniczej. Tzn. dla ludzi o statusie pomiędzy bardzo bogaty (czyli taki który mieszka w centrum), a bardzo biedny (czyli taki, który mieszka w slumsach). Mówię "właściwie nie ma", bo tak naprawdę to od kilku lat powstają, to są tzw. bloki mieszkalne, jak np. u nas w Polsce. Tylko w tym momencie jest inny problem, który wynika z ich mentalności. Jak zmusić Hindusa, żeby zamieszkał w "normalnym domu" skoro jego rodzina, żyje w slumsach od pokoleń. Zwłaszcza ludzi od 35 lat w górę, bo młodsze pokolenie sie zmienia i ma checi do opuszczenia chatek z kartonu. Ale ci starsi nie wyobrażają sobie, że mogliby mieć własne mieszkanie z własną łazienką, a w niej spłukiwaną toaletę. Już sama perspektywa tego ich uraża. Spłukiwana toaleta? Zużywanie tak wielkich ilości wody dla tak niewielu ludzi? Przecież to grzeszne marnotrawstwo. A przecież Indie to kraj gdzie nic nie może się zmarnować. Tam nie ma śmieci, tzn. niczego nie uważa się za śmieci, tj. za coś, co z naszej perspektywy mogłoby zostać uznane za bezużyteczne. Tam wszystko dostaje nowe życie, każda puszka, każdy worek, każda butelka plastikowa, co tylko można sobie wyobrazić, zostaje przetopione i przerobione na nową rzecz. Ta nowa rzecz po zużyciu, zostanie przerobiona na kolejną i tak dalej. Największy recykling świata to slumsy.

Co do slamsów jeszcze. Sama będąc tam, mieszkałam przez kilka dni w slumsach (nie dla przyjemności, "ino", że miałam na dworzec PKP blisko). Z mojej perspektywy nazywam to slumsem, choć tak naprawdę to nie były slamsy, to była zwykła dzielnica dla klasy średniej, do slamsów tych prawdziwych nigdy nie weszłam. W pojęciu mieszkańca prawdziwych slamsów, uliczki i budynki przy New Delhi Railway Station (czyli tam gdzie egzystowałam) to luksusowa dzielnica. Btw. 2 km od centrum miasta. Ale z mojej perspektywy Europejczyka było to huhu piekiełko. Na uliczkach wyziewy odoru takie, iż biłam światowe rekordy w jak najdłuższym wstrzymywaniu oddechu. Ale to nie było największym problemem. Najbardziej wyprowadzali mnie z równowagi ludzie i ich zachowanie, które dla mnie jest/było/będzie nie do przyjęcia. I o ludziach niestety nie napiszę niczego miłego. Przepraszam za dosadne słowa, ale tylko tak mogę to oddać. Do SZAŁU doprowadzało mnie to, że tym ludziom wydaje się, że każdy Biały człowiek ma milion dolarów na swoim koncie, które będzie im oczywiście na prawo i lewo rozdawał. Jest to niesłychanie irytujące. Wszędzie... no pierwsza lepsza sytuacja. Idziesz do parku a tam już stoi strażnik, który myśli tylko, jak wyłudzić od ciebie kasę. Mnie np. (jako że szłam z plecakiem) zatrzymał i powiedział, że za wejście z plecakiem jest opłata. Co!?!! O mało mu się nie roześmiałam prosto w twarz. Oczywiście po kilku wymianach zdań weszłam nie płacąc, bo żaden przepis mówiący o tym, że za wejście z plecakiem trzeba uiścić opłatę nie istnieje i nigdy nie istniał, poza tym do publicznego parku można sobie wchodzić z czym się komu podoba. Jezu mogłabym podać dwa miliony przykładów. Tam po prostu nie ma możliwości przejścia przez ulicę niezauważonym, bo na każdym kroku ktoś cię zaczepia i czegoś od ciebie chce. Raz poszłam kupić sobie coś do jedzenia, kupiłam papaję której swoją drogą i tak nie zjadłam. W jednej sekundzie 30 ludzi przy mnie, jeden chciał porozmawiać, inny być moim przewodnikiem, trzeci, czwarty i dwudziesty ósmy coś mi sprzedać, kolejny zaś po zakupieniu przeze mnie papai, chciał być tragarzem tej papai... więc na siłę wyrywał mi ją z ręki mówiąc, że on mi ją poniesie - za co później musiałabym mu oczywiście zapłacić itd. Za każdym razem wychodząc tam na ulicę spotykały mnie podobne sytuacje. Wiele by opowiadać....co tam człowiek musi przejść, żeby się po ulicy przejść :///.
Ale nie że nie ma w ogóle sposobu na tych ludzi, bo jest. Po wielu przejściach zrozumiałam, że jedyną możliwością uniknięcia natarczywych zaczepek to (to co poniżej, to kieruję w tej chwili do dziewczyn) trzeba ubrać się w salwar kameez, może być jeszcze dupatta na głowę, jeżeli ktoś nie ma w sobie tyle siły aby wytrzymywać natarczywe spojrzenia, to założyć ciemne okulary, idąc przed siebie nie odpowiadać broń boże na żadne spojrzenia, uśmiechy, pytania i wszelkie inne zaczepki. Wtedy dadzą ci spokój. Kobiety - Hinduski nie zaczepiają (chyba, że gdzieś na targu aby ci coś sprzedać. Ale tak poza tym, to nie. Zaczepiają faceci. Wszyscy. Jak tylko odpowiesz na jakieś "cześć", czy przystaniesz żeby z kimś zamienić parę zdań to jesteś zgubiona. Inna kultura, inaczej wszystko odbierają niż my. Dla nas jeżeli zamieniasz z kimś nieznajomym parę zdań o przysłowiowej pogodzie stojąc na przystanku i czekając na autobus, to jest to tylko wymiana zdań i nic więcej. W Indiach podjęcie takiej niezobowiązującej rozmowy z Hindusem jest przez niego odbierane, odczytywane jako sygnał o podtekście erotycznym, mówiąc wprost - że chcesz aby cię poderwał. Zresztą oni w innych celach się tam do kobiet cudzoziemek nigdy nie odzywają. Dlatego uprzedzam wszystkich, którzy się kiedyś w Indiach znajdą. Jeżeli na ulicy, w kawiarni, w autobusie ktoś powie ci coś w stylu... no nie wiem, np. "hello, how are you" to nie mysl sobie "ok. odpowiem mu, bo sobie pomyśli, że my Europejczycy jacyś niemili jesteśmy". To błąd. On nie pomyśli że nie odpowiedziałaś, bo jesteś jakaś kurde gburowata i niemiła, tylko nie odpowiedziałaś, bo nie jesteś nim - jako facetem zainteresowana. Jeśli odpowiesz, to jest to dla niego znak, że przyjmujesz jego zaloty (czy coś w tym znaczeniu).
Ja się bardzo szybko o tym przekonałam, już za pierwszym razem, kiedy nie wiedząc jeszcze jak to u nich funkcjonuje, odpowiedziałam komuś "cześć" na jego "cześć". Ci ludzie są niesamowicie bezposredni. Zaraz był przy mnie zaczął pie****ć jakieś z kosmosu wzięte komplementy, pytania prosto z mostu czy masz męża, chłopaka etc... Ciężko się go było pozbyć.

Ja zawsze mówię ludziom, zwłaszcza tym którzy są znudzeni życiem i twierdzą, że już nic w życiu nie jest w stanie ich zaskoczyć - pojedź do Indii, a zmienisz zdanie. Tam rzeczy typu: idziesz ulicą przez slums i trafiasz na ceremonię ślubną na której dziewczyna wychodzi za mąż za psa, albo weża czy inne zwierzę, albo mijasz prywatną willę z basenami w której trwa wystawna impreza, a w fosie przy tym domu umiera żebrak chory na trąd (wiem, że ludzie trędowaci kojarzą się nam głównie z czasami biblijnymi, jednak Indie to jedyny kraj na świecie gdzie ta choroba wystepuje po dziś dzień) ---- więc tego typu rzeczy są na porządku dziennym.
Albo krowy... Przypomniałam sobie historię jak jechałyśmy z siostrą autostradą z Pune do Hyderabath, południowe Indie i to było jeśli dobrze liczę lat temu 9 (wtedy to był z resztą mój first time w Indiach). Jechałysmy i nagle wszystkie samochody zatrzymują się tworząc gigantyczny korek. Można sobie pomysleć, że stał się jakiś wypadek czy inne nieszczęście. Nie, okazuje się, że... na jezdnię weszła krowa. Krowy nie wolno przepędzić, trzeba cierpliwie czekać aż sama zejdzie. Krowa daje mleko, mleko jest jedzeniem, a coś co daje pożywienie jest w indiach święte, nienaruszalne. W Europie, a zwłaszcza w Ameryce (bo Amerykanie uwielbiają steki) wołowina jest najwyższym gatunkiem mięsa. Natomiast w Indiach ktoś, kto zjada wołowinę jest najniższym gatunkiem człowieka.

Ok. to może teraz nareszcie o czymś milszym. Poza tą skrajną biedą miliarda ludz,i ten kraj ma do zaoferowania jeszcze coś innego ---- niesłychanie wiele pięknych, interesujących, niezwykłych, magicznych miejsc i rzeczy do zobaczenia. Krajobrazy...poezja. Góry, dżungle, dzikie zwierzęta, wspaniałe plaże przy czystym ciepłym Morzu Arabskim, stare budowle, zabytki, wiele tysięcy lat historii... to jest to, za co kocham Indie.
W każdej części kraju gdziekolwiek nie pojedziesz, czy na północ, południe, na wschód czy na zachód spotyka się coś innego... To nie jest tak, że skoro mieszka tam grubo ponad miliard ludzi, to gdziekolwiek nie spojrzysz tam ludzie. Absolutnie nie. Ludzie żyją stłoczeni w miastach i wokół miast, poza tym możesz jechać przez kraj całymi dziesiątkami kilometrów i nie spotkać człowieka. Nawet na północy, który jest dwa razy bardziej zaludniony niż południe (zresztą ogólnie rzecz biorąc północ i południe Indii to dwa przeciwstawne sobie światy). Jak jechałam z Delhi do Gorakhpur (pociągiem) przez stan Uttar Pradesh, północne Indie, to mimo że to najbardziej zaludniony stan Indii (myślę że ze 170 mln. ludzi tam żyje) to jadąc były odcinki, że całymi kilometrami nie widziałam żywego człowieka na horyzoncie, zresztą nieżywego też nie. Żadnych ludzi, tylko ciągnące się zielone łąki, lasy, w oddali góry, czasem jakieś mini pustynie z ogromnymi kaktusami, kolorowe ptaki, zwierzątka. Czasem tam jakieś wioski i pojedyncze chatynki owszem zdarzały się, ale "ludzia na ludziu" zobaczyłam dopiero jak zaczęłam dojeżdżać do miasta, a w samym mieście, to już w ogóle tragedia. Pomyślałam wtedy sobie (mimo że nie jestem religijna), że jeśli tak wygląda po śmierci życie w piekle, to ja od teraz zaczynam odmawiać dwa razy dziennie różaniec, aby tam nigdy nie trafić.

Kończę nareszcie. Powrzucam później w next poście jakieś fotosy z Indii.
ObrazekObrazek
Awatar użytkownika
SUNrise
Posty: 1311
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:29

Post autor: SUNrise »

Zatem zdjęcia (póki o nich pamiętam i mam czas na wrzucanie)
Niestety nie mam fajnych fotek pokazujących to, jak fajnie wyglądają centra dużych Hinduskich miast, więc takie sobie tylko zdjęcia głównie z New Delhi/Delhi, Bombaju no i jeszcze może z paru innych miast wrzucę, wszystko to mam wymieszane... robione trochę na zasadzie "jeżdżąc po mieście i fotografując co popadnie".

/kliknąć aby powiększyć/

ObrazekObrazekObrazekObrazek
ObrazekObrazekObrazekObrazek
ObrazekObrazekObrazekObrazek
ObrazekObrazekObrazekObrazek
ObrazekObrazekObrazekObrazek
ObrazekObrazekObrazekObrazek
ObrazekObrazekObrazekObrazek
ObrazekObrazekObrazekObrazek
ObrazekObrazekObrazekObrazek
ObrazekObrazekObrazekObrazek
ObrazekObrazekObrazekObrazek
ObrazekObrazekObrazekObrazek

"dzielnice II kategorii"
ObrazekObrazekObrazek


Jadąc na południowy zachód...

ObrazekObrazekObrazekObrazek
ObrazekObrazekObrazek
ObrazekObrazekObrazek
ObrazekObrazekObrazekObrazek
ObrazekObrazekObrazek


Na zachodnim wybrzeżu

ObrazekObrazekObrazekObrazek
ObrazekObrazekObrazekObrazek
ObrazekObrazekObrazekObrazek
ObrazekObrazekObrazekObrazek



Północne Indie.... czyli góry - moja miłość

ObrazekObrazekObrazekObrazek
ObrazekObrazekObrazekObrazek
ObrazekObrazekObrazekObrazek
ObrazekObrazekObrazek


mam nadzieję że zdjęcia otwierają się bez problemów.

może ktoś kiedyś napisze taki temat "co warto zobaczyć w Indiach - zabytki, budowle i te klimaty". Tu dopiero byłoby o czym pisać x]. Ostatecznie ja sama gdy będę dysponować większą ilością czasu, może postaram się co nieco o nich opowiedzieć, popisać --- jeśli tylko ktoś będzie miał ochotę póxniej to czytać.

Shubha raatri.
ObrazekObrazek
Awatar użytkownika
editt
Posty: 646
Rejestracja: wt, 26 gru 2006, 16:19
Lokalizacja: Starachowice, http://twitter.com/editt86

Post autor: editt »

Bardzo mi się podobał twój 'artykuł':) A zdjęcia są piękne. Zazdroszczę tym co mogli ten piękny kraj zobaczyc na własne oczy...
Awatar użytkownika
Preetam
Posty: 41
Rejestracja: śr, 11 lip 2007, 21:16
Lokalizacja: Katowice

Post autor: Preetam »

SUNrise. Hm...przeczytałam Twój "artukuł':P i jestem pod wrażeniem. Przede wszystkim troche Ci zazdroszcze, że byłaś w Indiach. Zawsze marzyłam o takim wyjeździe, ale też bałam się. Zwłaszcza tego o czym napisałaś. Nawiązując byłam we Włoszech, gdzie kręciła się masa Hindusów...zwłaszcza w indyjskich sklepach i widziałam jak reagowali na mnie i moją przyjaciółkę...zwłaszcza, że jesteśmy blondynkami. Ale tam wystarczyło tylko wyjść ze sklepu i miałaś ich z głowy. A tam, W iNDIACH....jest ich pełno i jak piszesz nie da się opędzić od nich. Kocham Bollywood...ale tam ten świat jest zupełnie inaczej ukazany ... jak widać. Odezwe sie jeszcze, bo teraz musze lecieć do notatek.. Zapraszam Cię na www.namate.vnx.pl i dziekuje TAKĄ za odpowiedz na mój temat. Pozdrawiam wszystkich :)
tere dil mein meri saanson ko panah mil jaaye Tere ishq mein meri jaan fanaa ho jaye//Preetam// bollywoodzka fanka KRóLA!
Awatar użytkownika
prison break
Posty: 155
Rejestracja: wt, 01 maja 2007, 17:29

Post autor: prison break »

Teraz znalazlem ten temat;) Cos Erna o nim mi mowila na mini slaskim zlocie;)Well.. tez mialem ta przyjemnosc byc kilka razy w Indiach,Sunrise przedstawila widoki Indii wiec ja nie chcialem sie powtarzac i zamiescilem zdjecie ludzi :)o to kilka moich zdjec:)
Uliczne grajki;)
Obrazek

Hinduska dziewczyna
Obrazek
Starsza pani
Obrazek
Mnisi Buddyjscy
Obrazek
Klechajace panie ;)
Obrazek

A to moi kochani szpital,tak, tak to jest szpital. Nie wszedzie w Indiach sa takie szpitale ale w wiekszosci kraju buduje sie o to takie "palacyki dla chorych"
U nas tez powinny takie byc;)
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Spiaca dziewczynka:)
Obrazek
Tego chyba nie musze opisywac;)
Obrazek

A to mala swiatynia Ganeszy
Obrazek
Mala swiatynia Rama i Sity
Obrazek

Ok to na tyle, jak bede mial wiecej czasu to jeszcze jakies zdjecie zamieszcze:):)
Awatar użytkownika
SUNrise
Posty: 1311
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:29

Post autor: SUNrise »

Preetam pisze:SUNrise Przede wszystkim troche Ci zazdroszcze, że byłaś w Indiach.
Preetam ja życzę Ci w takim razie tego, abyś mogła tam kiedyś pojechać. Ja być byłam, ale ponoć apetyt rośnie w miarę jedzenia i wciąż mam tak wiele marzeń związanych z tym krajem i tak wiele miejsc które chcę tam zobaczyć, zwłaszcza na południu no i całe wschodnie Indie, bo po wschodniej stronie Indii jak dotąd nigdy nie byłam.
Zawsze marzyłam o takim wyjeździe, ale też bałam się. Zwłaszcza tego o czym napisałaś.
Zatem nawiązując jeszcze do tego o czym wcześniej napisałam. Fakt, jest to męczące, ale jest to do wytrzymania. I na pewno nie powinnaś się tym zniechęcać, bo piękno tego kraju (to co jest dziełem człowieka jak i to co jest dziełem natury) jest warte przeżycia tych "tortur" :) i jest w stanie wynagrodzić ci wszystko. Plus zdobyte tam doświadczenia życiowe --- bezcenne :].
Bać nie ma się w Indiach właściwie czego, bo jest to stosunkowo bezpieczny dla turystów kraj, nawet dla samotnie podróżujących dziewczyn. Wystarczy nie być naiwnym, umieć się targować i starać się mieć poszanowanie dla obyczajów jakie panują w tym kraju. Czyli np. m.in. przyzwoity strój, jeść w miejscach publicznych (restauracjach itp.) prawą ręką, nie palić papierosów (w miejscach publicznych), nie nosić skórzanych elementów odzieży, nie chodzić w klapkach, tak aby nie było widać spodu stóp, pokazując coś nie wskazywać palcem, nie przepędzać na ulicy zwierząt ze swojej drogi, nie tylko krów ale i wielu innych, bo tam nawet myszy i węże są obiektami szacunku. Hmm co jeszcze - nie podawać Hinduskiej kobiecie ręki na powitanie, chyba, że ona wyciągnie ją pierwsza, odwrotnie jest to dość niegrzeczny gest. Zapoznać się (przed wyjazdem) z ich repertuarem wyrażania emocji -- to jakie emocje wypada ujawniać a jakich nie i jakich używać środków wyrazu. Np. smutek, zakłopotanie Hindusi (tak jak i Japończycy i jak zresztą chyba w całej Azji) wyrażają miło uśmiechając się. Nawet o śmierci członka rodziny opowiadają obcej osobie z uśmiechem na twarzy.
No i grunt to chyba to, że trzeba jechać z pozytywnym nastawieniem. Choć u większości ludzi przez pierwsze chwile tam, to pozytywne nastawienie szwankuje. I zawsze to właściwie wygląda tak, że przez pierwsze dni człowiek powtarza sobie na każdym kroku "boże co za kraj, co za natrętni ludzie, ja już tu na pewno więcej nie przyjadę". Ale po paru dniach, człowiek się uodparnia i właściwie przestaje się zwracać uwagę na ten cały harmider wokół. Później wraca się do Polski i oczywiście w dalszym ciągu się --- z jednej strony strasznie narzeka na tamtejszych ludzi, a z drugiej strony marzy o tym, żeby móc tam znowu pojechać. I to jak najszybciej. I bardzo, bardzo dużo Polaków tam jeździ (Indie, Nepal) na urlopy, wakacje... zwłaszcza ludzi młodych, studentów. To wymarzony kraj, bo jest tam urzekająco pięknie, ciepło i co pewnie dla wielu młodych ludzi ważne - tanio.

Mój osobisty problem z pełnym zaaklimatyzowaniem się tam polega na tym, że będąc w tamtejszych miastach mam ciągłe uczucie bycia osaczonej przez ludzi, czego --- jako samotniczka z natury :), bardzo bardzo nie lubię i reaguję "alergicznie" gdy ktoś obcy mnie dotyka, po prostu jestem osobą, która potrzebuje dużo przestrzeni osobistej, a tą jest w Indyjskim mieście wywalczyć trudno. Ale znam ludzi którzy tam byli i którzy odnajdywali się tam całkiem dobrze od samego początku. Dużo zależy od człowieka. Myślę, że osobom, które są z natury wylewne, otwarte i bardzo towarzyskie, które kochają być wśród ludzi i być ciągle w centrum uwagi, jest łatwiej -będąc tam- zaakceptować to, że dla Hindusów potrzeba intymności i izolowania się od innych prawie w ogóle nie istnieje, że ich intymna strefa podczas rozmowy wynosi 20 cm. A często to właściwie w ogóle jej nie ma, bo uwielbiają się dotykać podczas rozmowy, albo wręcz obejmować, mimo, że się pierwszy raz w życiu widzą.
Podobnie jest gdy dajmy na to jadąc autobusem ktoś niechcący cię potrąci, stanie na stopę, itp. Osoba taka nie będzie przepraszała w sposób do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni, czyli poprzez użycie słowa przepraszam, i jak najszybsze odsunięcie się. Ale w geście przeprosin będzie chciała cię dotknąć, po czym zbliży swoje dłonie to twarzy lub klatki piersiowej, co jest z jej strony oznaką wyrażenia szacunku dla ciebie. Nie należy wtedy się odsuwać czy odpychać jego/jej rąk - jest to niedopuszczalne. W ten sposób przepraszają tam nie tylko Hinduiści, ale wszyscy mieszkańcy w tym chrześcijanie, ateiści, muzułmanie, bo jest to związane z kulturą Indii jako kraju. My jeśli chcemy tam kogoś przeprosić powinniśmy przepraszać w ten sam sposób, inaczej zwykłe słowo przepraszam i odsunięcie się Hindus może uznać nawet za wyraz pogardy. Sposób na dobre samopoczucie podczas pobytu tam, czy pobytu w jakimkolwiek innym kraju na świecie, polega przede wszystkim na dobrej znajomości kultury i obyczajów kraju w którym się jest.
ObrazekObrazek
Awatar użytkownika
Preetam
Posty: 41
Rejestracja: śr, 11 lip 2007, 21:16
Lokalizacja: Katowice

Post autor: Preetam »

Hm ... dzieki Sunrise.
SUNrise pisze:że będąc w tamtejszych miastach mam ciągłe uczucie bycia osaczonej przez ludzi

też tego nie znosze...ale hm świadomość, że byłam i zobaczyłam ... możę kiedyś mi się uda.Mam jeszcze pytanko jak zorganizowałaś sobie taki wyjazd? ile mniej wiecej to kosztuje?... Kurcze chciałąbym przywieźć sobie sari, albo salwar kameez...albo co najlepsze wejść do sklepu pełnego bransoletek .. hm :D:D:D
Pewna moja znajoma wspomniała mi, że aby wyjechać do Indii trzeba przyjać mase szczepień przed wyjazdem co kosztuje dwa razy wiecej niż sam wyjazd. Z jej szkoły orgaznizowany był 3 miesieczny wjazd i połowa osób wróciła poważnie chora do domu. Pod tym względem jak oceniasz wyjazd do Indii? Czy to prawda? Pozdrawiam
tere dil mein meri saanson ko panah mil jaaye Tere ishq mein meri jaan fanaa ho jaye//Preetam// bollywoodzka fanka KRóLA!
Awatar użytkownika
prison break
Posty: 155
Rejestracja: wt, 01 maja 2007, 17:29

Post autor: prison break »

Polecam linie lotnicze alitaly cena 2,5 tys zlotych. W indniach jest bardzo tanio wiec tylko bilet jest taki drogi.
Awatar użytkownika
SUNrise
Posty: 1311
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:29

Post autor: SUNrise »

prison break pisze:Polecam linie lotnicze alitaly cena 2,5 tys zlotych. W indniach jest bardzo tanio wiec tylko bilet jest taki drogi.
Ja mam od jakiegoś czasu swój sposób na tanie podróżowanie. Kiedyś faktycznie żeby się dostać do jakiegoś kraju Azji Południowej, czy Południowo-Wschodniej nie było wyjścia i trzeba było wydać 2,5 - 3 tys zł. Tzn. wciąż tyle trzeba wydać jeśli się lata za zwykłą cenę. Ale na całe szczęście dzisiaj by podróżować po świecie nie trzeba być posiadaczem dużych pieniędzy, wystarczą tak naprawdę przede wszystkim same chęci pojechania gdzieś. Linie lotnicze jedna za drugą w walce o klienta prześcigają się w promocjach swoich biletów. I to są bardzo fajne promocje. Wiadomo że są tam w takich biletach jakieś restrykcje typu ograniczony czas podróży do jednego, dwóch miesięcy czyli-- wiadomo o co chodzi, że między wylotem a przylotem nie może minąć więcej niż określona liczba dni. Ale w końcu za ten miesiąc, czy dwa, zdąży się coś..., a czasem nawet cały kraj zwiedzić. I tak np. mój brat przedwczoraj poleciał do Japonii liniami Lufthansa (niemieckie linie) płacąc za bilet 790 zł (w obie strony). To praktycznie za darmo jak na lot do Japonii. I doleciał :).
Do Indii (Delhi i Bombaj) aktualnie najtaniej jest chyba lecieć liniami Air France przelot "tam i z" kosztuje 1390 zł. Wylot z Warszawy. Ta oferta jest ważna cały czas aż do 31 marca 2008, ale rezerwacja czy sprzedaż biletów na te loty jest do 23 września, jeśli ktoś chce to niech się spieszy :]. Choć pewnie za parę dni wśród innych lini będzie można znaleźć podobne promocje).

Ok. opowiadamy dalej o Indiach ;]

Preetam pisze:Mam jeszcze pytanko jak zorganizowałaś sobie taki wyjazd? ile mniej wiecej to kosztuje?... Kurcze chciałąbym przywieźć sobie sari, albo salwar kameez...albo co najlepsze wejść do sklepu pełnego bransoletek .. hm :D:D:D
Pewna moja znajoma wspomniała mi, że aby wyjechać do Indii trzeba przyjać mase szczepień przed wyjazdem co kosztuje dwa razy wiecej niż sam wyjazd. Z jej szkoły orgaznizowany był 3 miesieczny wjazd i połowa osób wróciła poważnie chora do domu. Pod tym względem jak oceniasz wyjazd do Indii? Czy to prawda? Pozdrawiam
Choroby to mój ulubiony temat :pp Pilnujcie mnie abym się znowu nie rozpisywała.
Cóż czekam na Twin Peaks o północy na tvp2, więc mam półtorej godziny czasu, coś tam sobie popiszę :] pewnie o chorobach i nie tylko.
Mam jeszcze pytanko jak zorganizowałaś sobie taki wyjazd?
Ja i Indie.... niechże sięgnę pamięcią---
Na początku jeździłam tam bez żadnej organizacji /poprawka - zawsze jeździłam tam bez żadnej organizacji/ na coś w rodzaju wakacje do mojej siostry, która mieszkała w Indiach przez 1,5 roku, a jeździłam do niej by przywozić jej z Polski zieloną herbatę, którą ona uwielbia non stop pić, tak jak i ja zresztą :]. Zawsze jak opowiadam ludziom, że jeździłam do Indii zawozić tam zieloną herbatę, to się śmieją, no bo jakto: Indie największy na świecie producent herbaty, a ja woziłam tam z Polski herbatę?! Ale ja mówię całkowicie poważnie. W Indiach co może wielu zdziwić, jeszcze kilka lat temu w żadnym sklepie nie można było dostać zielonej herbaty. Nigdzie. W tej chwili zielona herbata jest tam "uprawiana", ale stanowi tylko 0,5 % wszystkich produkowanych w Indiach herbat. Jeszcze parę lat wstecz Indie produkowały wyłącznie czarną herbatę. I tak naprawdę wciąż zielona herbata dla zwykłego Hindusa jest czymś praktycznie niedostępnym i niezwykle egzotycznym. Więc jak zbliżały się ferie zimowe albo wakacje (czas wolny od szkoły, wtedy jeszcze do liceum chodziłam) to ona (sister) dzwoniła z pytaniem "nie chciałoby ci się przyjechać do mnie i przywieźć mi zielonej herbaty?" a ja jako dobra siostra kupowałam w sklepie po kilkaset gramów tej herbaty, pakowałam do plecaka i pod jej pretekstem jeździłam. :) To oczywiście taka bardziej żartobliwa wersja, bo wiadomo, że głównie jeździłam w celu zwiedzania kraju ;), no ale półroczne zapasy herbaty zielonej też przy okazji dostarczałam.
Wtedy po części z siostrą, po części sama przemierzyłam kraj z północy na południe i poznałam tę piekną stronę Indii. Ostatni raz jak do tej pory byłam tam (2 lata temu), ale tylko kilka dni przelotowo, bo moim prawdziwym celem był Nepal i Tybet... hmm przypomniałam sobie że kiedyś chyba coś na ten temat jednak już pisałam tutaj www.forum.mjpolishteam.pl. btw to wtedy mieszkałam w pobliżu dworca, i wtedy poznałam tę gorszą stronę Indii (z czego się wyżaliłam w pierwszym poście na tej stronie gdzie teraz piszę).
Dlaczego piszę, że jeździłam bezorganizacyjnie? Dlatego że tak naprawdę trudno sobie wszystko od "a" do "z" zaplanować jadąc do takiego kraju jak Indie, Nepal, Malezja i hmm parę innych, gdzie podróżowanie uczy przede wszystkim cierpliwości -- zwłaszcza jeśli podróżuje się po nieuczęszczanych na co dzień przez turystów terenach. A ja zawsze staram się wybierać możliwie jak najwięcej takich. I nie lubię wyjazdów z dokładnie rozpisanym planem działania, bo z doświadczenia wiem, że w co najmniej 50% zawodzi. Zawsze wiem na pewno tylko tyle, w jakie miejsca chcę mniej więcej pojechać i co mniej więcej chcę zobaczyć i czym mniej więcej będąc już tam chcę przemieszczać się po kraju. Lubię kiedy wszystko toczy się własnym trybem i życiem. W końcu każdy taki wyjazd ma być fajną, niezapomnianą, pełną niespodzianek przygodą. A na takich 'odludziach' zazwyczaj trudno się dowiedzieć kiedy będzie jechał jakiś autobus aby przemieścić się w następne miejsce. Czasem przychodzi się na "przystanek" i czeka się, czeka i czeka zawieszonym w próżni --- godzinę, dwie, trzy, cały dzień --- autobus odjedzie wtedy, kiedy zbierze się wystarczająco dużo chętnych. A kiedy już wreszcie odjedzie, to nigdy nie wiadomo czy dotrze do celu, czy też się wcześniej po drodze rozpadnie, albo kierowca zgłodnieje i zatrzyma się w połowie drogi na jakiś posiłek, po posiłku dojdzie do wniosku, że może jeszcze na nocleg. Więc "śpi" się wtedy na dachu autobusu i pilnuje bagażu, aby przypadkiem do rana nie zniknął. Rano kiedy wszyscy "wyspani" i "wypoczęci" ruszamy dalej... Ale ja naprawdę lubię to /czasami się tylko denerwuję kiedy utknę w naprawdę "wielkiej dziurze" gdzie ludzie wyjątkowo się donikąd nie spieszą, a ja np. za dwa dni mam samolot powrotny i muszę się dostać jakimś cudem na lotnisko/. I często w swych podróżach po jakichkolwiek krajach kiedy mam do wyboru autobus "dla turystów", albo zwykły rozklekotany z "klimatyzatorem" w postaci powiewu i pyłu wpadającego przez otwartą szybę, z miejscową ludnością i kurami w środku wybieram podróż z tubylcami i ich zwierzęcym dobytkiem. Kiedy mam do wyboru hotel z prawdziwą łazienką albo mieszkanie w "gesthouseach" -- czyli pokoik w domku u zwykłych ludzi z prowizoryczną moskitierą nad legowiskiem i łazienką na zewnatrz domu w postaci zimnej wody zaczerpnietej we wiadrze z rzeki -- wybieram bez dwóch zdań gesthouse. Tak naprawdę tylko wtedy można poobserwować i dowiedzieć się jak wygląda zwykłe, prawdziwe, codzienne życie miejscowych ludzi. Posłuchać o czym rozmawiają, poznać historie ich życia, nauczyć się mówić choć trochę, nawet parę zdań w ich języku (co zawsze zostaje odczytane jako dowód sympatii i szacunku dla ich kultury, znak, że lubimy ich kraj); posiedzieć przy stole, zobaczyć i spróbować tego co jedzą, przyjrzeć się ich twarzom z bliska, zachowaniom, poznać ich prawdziwą naturę, wniknąć w lokalną kulturę.... A i oni nabierają wtedy do ciebie przekonania, zaufania i przestają traktować jak obcego tubylca, z podejrzliwością, a zaczynają traktować jak "swojego". Zawsze należy się ubierać schludnie i dyskretnie, najlepiej tak jak miejscowi, aby nie manifestować, że jest się w czymś lepszym od nich, wtapiać się w otoczenie na tyle na ile jest to możliwe, przestrzegać ich kultury, zasad. Ludzie którzy podróżują w taki sposób nazywani są podróżnikami i są zawsze mile wszędzie widziani i z sympatią traktowani. Natomiast turyści to zupełnie inny rodzaj podróżnych, to ktoś kogo widać z daleka, ktoś z kim miejscowi ludzie nie chcą zazwyczaj mieć wiele do czynienia (poza kontaktami czysto handlowymi, gdzie w grę wchodzi pieniądz). O turystach w Indiach napiszę pod koniec posta.
Pewna (...) Z jej szkoły orgaznizowany był 3 miesieczny wjazd i połowa osób wróciła poważnie chora do domu.
A co ich takiego dopadło? Tzn. co za choroba?
Pewna moja znajoma wspomniała mi, że aby wyjechać do Indii trzeba przyjać mase szczepień przed wyjazdem co kosztuje dwa razy wiecej niż sam wyjazd. Pod tym względem jak oceniasz wyjazd do Indii? Czy to prawda?
Po kolei.
Jest zalecanych sporo szczepień, ale od Polaków nie są w Indiach żadne szczepienia wymagane przez tamtejsze władze. To czy i na co się zaszczepisz to już zależy od Ciebie. Ja jadąc do Indii nie szczepiłam się na nic i też na nic nigdy będąc tam nie zachorowałam (ogólnie jeśli chodzi o Azję to szczepiłam się tylko raz jadąc do Malezji na tężec i dur brzuszny -- na ten ostatni szczepionka i tak nie daje stu % pewności. No i szczepionki są faktycznie dość drogie. Ale chyba warto zainwestować i się zaszczepić choćby na wirusowe zapalenie wątroby A i B). Poza tym to jakie szczepienia i na co myślę, że zależy od wielu rzeczy, w jakich warunkach chcesz podróżować, gdzie mieszkać, do jakich części kraju jechać (góry, dżunge, miasta), co sobie zakładasz jadać, czy jechać w czasie pory monsunowej czy poza nią... ogólnie mówiąc zależy to od charakteru pobytu. Czy ja tu brzmię jak jakiś ekspert? heh
Zachorować w Indiach można na wiele rzeczy. Od powszechnych chorób jak biegunki wirusowe, bakteryjne, wywołane przez toksyny i pasożyty przez żółtaczkę typu A,B, C, E, cholerę, czerwonkę (ameboza), tężec, dur brzuszny, malarię, polio, tyfus plamisty, jaglicę, gorączkę lasu Kyasanur, wirus Chikungunya, boreliozę, wściekliznę, schistosomatozę, leiszmaniozę i setki innych bardziej lub mniej groźnych wirusów i stworzonek jak np. tęgoryjec -- to taki mały robak, którego samica co dzień składa 30 tys. jajeczek gdzie popadnie: na ziemi, na liściach, na owocach, w wodzie i wystarczy dotknąć ręką czegoś na czym te jajeczka zostały złożone, a później coś nią zjeść (w Indiach nigdzie nie podaje się do jedzenia sztućców, wszystko je się palcami). Albo wystarczy stanąć na ziemi gołą stopą w miejscu gdzie są larwy tego robaka, a one w bardzo krótkiej chwili wwiercają się przez skórę, przez spód stopy do wnętrza ciała (tego się nawet nie da wyczuć, później zostają takie ślady jak po ugryzieniu komara) wędrują te larwy w górę do jelit, a nawet do płuc i tam sobie żyją powodując wiele dolegliwości jak np. astma, impotencja, anemia a nawet zawał serca. Podobno 1,5 miliarda ludzi na świecie ma te robaki w sobie, większość pewnie nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Takich stworzonek, które się wwiercają w skórę człowieka -- żyjących w wodzie i na lądzie jest spotykanych w Indiach więcej, ale może już nie będę wszystkiego wymieniać, wielu ich nazw nawet nie pamiętam.

Więc choroby czyhają wszędzie, ale z reguły aby uniknąć zarażenia wystarczą podstawowe środki ostrożności i trochę rozsądku. Ja jeżdżąc do Indii czy jakiegokolwiek Azjatyckiego kraju, nie robię wiele więcej w zakresie "środków ostrożności" ponad to, co robię na co dzień mieszkając w Polsce. Wystarczy starać się nie jeść potraw przygotowywanych w miejscach gdzie higiena pozostawia wiele do życzenia, pić wodę wyłącznie mineralną z butelki lub przegotowaną; przed jedzeniem myć ręce wodą z mydłem, w ogóle myć je jak najczęściej; nie jeść owoców nie obranych ze skórki, a jeśli już ze skórką to uprzednio umyte w ciepłej czystej wodzie. Raczej nie pić napojów do których wrzucono kostki lodu dla schłodzenia. Co z tego, że sok jest czysty skoro jest duże prawdopodobieństwo, że do zrobienia kostek lodu użyto wody z kranu -- nieprzegotowanej. Chronić się przed pogryzieniem przez komary, muchy, kleszcze, pluskwy, pchły, wszy, myszy, szczury, które przenoszą praktycznie wszystkie wymienione przeze mnie wczesniej choroby. Ale oczywiście nie każdy komar i nie każda wesz jest zarażona i przenosi choroby. Niejednokrotnie zostałam ugryziona w Indiach przez komary i wszy giganty jeżdżąc hinduskimi pociągami. I jak dotąd wszystko co mnie tam kiedykolwiek pogryzło było zdrowe, inaczej powinnam była już dawno paść trupem, a nigdy (jak już pisałam) będąc tam, na nic nie zachorowałam.

Powiem Ci, że w 95% jeśli już ludzie w Indiach jakąś chorobę łapią, to łapią najczęściej niejako na "własne życzenie" w wyniku własnej głupoty i lekkomyślności. Wybierają się na "zwiedzanie Indii" nie mając pojęcia o otaczającym ich świecie w którym się nagle znaleźli, o tym jak należy się w pewnych sytuacjach zachowywać. Nie dziwota, że chorują. Ale rzadko się zdarza, aby to była choroba z tej długiej listy "groźnych chorób" którymi się ludzi przed wyjazdem tam straszy. Raczej jak już coś człowieka tam faktycznie dopada, to są to drobne rzeczy typu: ból gardła od klimatyzacji albo biegunka od odmiennej flory bakteryjnej w jedzeniu (-- w tym celu trzeba wozić ze sobą genialny polski wynalazek - węgiel).
Z rzeczy, które a propos tego najbardziej utkwiły mi w pamięci, czyli --- z mojej obserwacji turystów w Indiach. Byłam raz świadkiem jak autokarem do Kozhikode przybyła około 20 osobowa grupa Niemców.
Wyszli z klimatyzowanego autobusu z suchego zimnego powietrza do wilgotnego tropikalnego powietrza. Ludzki organizm bardzo szybko aklimatyzuje się do nowych warunków, ale żeby mógł przywyknąć do zmian człowiek musi przebywać w jednym rodzaju "klimatu" cały czas, a nie lodówka-patelnia-lodówka-patelnia. Czyli klimatyzowany hotel - tropikalna plaża - klikatyzowany autokar - tropikalne miasto. I tak po dwóch dniach połowa z tych "biednych" Niemców chodziła po miejscowych aptekach i szukała pastylek na ból gardła. A jeszcze lepiej jak niektórzy zaczynają takie dolegliwości leczyć na własną rękę łykając przywiezione ze sobą "na wszelki wypadek" z Europy leki przeciwbólowe czy antybiotyki, które swoje zdrowotne właściwości zachowują gdy są przechowywane w chłodnych i suchych miejscach. Po kilku dniach w Indiach przetrzymywania ich w wilgotnym i gorącym i nasłonecznionym klimacie, takie leki w żadnym wypadku nie nadają się do użycia/zażycia, a ich połkniecie może skończyć się bardzo źle i zamiast pomóc bardzo zaszkodzić. Więc turyści zażywają takie leki, i tylko pogarszają swoją sytuację, wymiotując przez nie i nie mając na nic sił, na dodatek nie wiedzą skąd to złe samopoczucie się wzięło. Wracają z powrotem do Europy i opowiadają, jak to ledwo zdążyli wyjść z autobusu i nagle tyle tajemniczych i "strasznych" chorób w tych Indiach ich dopadło. Cóż. --Na własne życzenie.

Teraz o komarach...
Turysta wybiera się do dżungli albo parku dzikiej przyrody.
Nie dość, że ten turysta ubiera się w jaskrawe kolory (jasne, żywe kolory bardzo komary przyciągają), to jeszcze się perfumuje (a nic tak nie przyciąga moskitów jak zapach perfum, dezodorantów, komary potrafią to wyczuć z bardzo daleka prawie jak rekin krew w wodzie). A żeby się ustrzec przed owadami najczęściej wystarczy się szczelnie ubrać i zamiast dezodorantem - spryskać się środkiem odstraszającym owady. A jeśli już jednak komar ugryzie, należy natychmiast mocno ścisnąć palcami to miejsce, aby wycisnąć substancję, którą tam zostawił (taka "wyciśnięta ranka" bardzo szybko się goi i w ogóle nie swędzi, polecam). Natomiast ludzie robią najgorszą z możliwych rzeczy -- czyli drapią to miejsce, przez co raz: toksyna zostawiona przez komara/muchę zostaje jeszcze mocniej wtarta w skórę i rozprowadzona, a dwa rozdrapana ranka to raj i brama na oścież otwarta dla czyhających tylko na okazję dostania się do krwi bakterii i wirusów obecnych w przyrodzie, w wodzie, albo najprostszą drogą -- bakterii znajdujących się na brudnych rękach którymi ktoś ugryzione miejsce drapie. I nawet jeśli komar był zdrowy, to człowiek w ten sposób sam siebie najróżniejszymi chorobami zaraża.

Turysta spotyka na swojej drodze dzikie zwierzę albo jadowitego gada.
I znowu najcześciej robi wszystko to, czego robić się nie powinno. Kiedy poczuje się że coś wędruje po naszym ciele np. w nocy podczas snu, albo zauważy się jadowitego gada w pobliżu, skorpiona, pająka, sposób na uniknięcie pogryzienia jest tylko jeden: zachować absolutny spokój, nie wykonywać gwałtownych ruchów, najlepiej w ogóle nie ruszać się, nie krzyczeć i starać się nie pocić nadmiernie, co się dzieje gdy człowiek się boi. Jeśli już coś jadowitego usiadło sobie na człowieka ciele i nie czuje zagrożenia, z całą pewnością zwiedziwszy sobie fragment nogi, pleców, ręki -- jesli nie będzie się mu w tym przeszkadzać, uzna, że nie jesteś groźny i w końcu sobie pójdzie i na pewno nie ugryzie. Zwierzeta małe, duże, gady, ssaki atakują zazwyczaj tylko w swojej obronie. Np. gdy ktoś na nie nadepnie, usiądzie obok legowiska, zakłóci ich spokój, sprowokuje szturchając, albo gdy stworzonko wejdzie na człowieka, a on wykona nagły ruch zrzucania go z siebie, szamotania się - takie zachowanie zwierzeta uznają za wrogi sygnał do walki. Wtedy uruchamiają wszystko w co ich natura wyposażyła by mogły się bronić: jad, kolce, mocne szczęki. Ale jeśli ty nie zaatakujesz jego, to jest duża szansa, że ono bez powodu nie zaatakuje i ciebie.

Co jeszcze turyści robią nie tak jak powinni (w sumie wiele rzeczy o których wiele by pisać)
Ogólny obraz niedoświadczonego turysty przybywającego do Indii zazwyczaj wygląda tak: przemieszcza się po Indiach luksusowym (jak na Indie) autobusem z klimatyzacją, wszem i wobec -- najczęściej z braku świadomości skutków -- obnosi się swoim "bogactwem" czyli ubiera się w kolorowe koszule, ciemne okulary i czyściutkie, białe skarpetki na bladych nogach, a na szyi uwieszony aparat fotograficzny. -- Dla mnie spotkanie takiego kogoś w małym Hinduskim miasteczku, to absolutna tragikomedia. Dla samych Hindusów chyba też. Hindus takiego turysty szanował nigdy nie będzie, będzie chciał jedynie "pomóc mu w pozbyciu się nadmiaru pieniędzy". Kobiety...kobiety turystki są jeszcze bardziej "egzotycznymi obiektami" - łamiąc szacunek do tamtejszych obyczajów - ubierają się w krótkie spodenki, koszulki z dekoltami i odsłoniętymi ramionami, w kapelusikach na słońce i ciągle im gorąco więc się wachlują tym co im tylko w ręce wpadnie. Idą i napotykają na swojej drodze biedne żebrzące dziecko, które nie waha się wyciągnąć ręki po pieniądze. Te oczywiście coś mu tam dają -- a później się dziwić, że tamtejsi ludzie mają przekonanie, iż biały człowiek to bogaty człowiek i przyjeżdża do nich po to, żeby im rozdawać pieniądze i prezenty. Poza tym dochodzą do wniosku, że po co pracować skoro wystarczy wyciągnąć do turysty rękę. Więc rodzice bardzo często ucinają swojemu dziecku po urodzeniu jedną rękę, albo okaleczają je w inny sposób by to, gdy tylko nauczy się stawiać pierwsze kroki, mogło iść na ulicę, wzbudzać litość i przynosić do domu pieniądze, które dostają od wzruszonych na ich widok turystów.

Inna "atrakcja" czyli -- Turysta wyrusza na zwiedzanie miasta.
Chodzą w grupkach głośno śmiejąc się i komentując wszystko, co wokół zobaczą, myśląc, że i tak nikt ich przecież nie rozumie. Więc widząc np. przygotowywane na ulicy jedzenie, mówią głośno "o k.... jak to śmierdzi, jak oni mogą to jeść!" robiąc przy tym dziwne miny. Fakt, ludzie w pobliżu może konkretnych słów nie zrozumieją, ale instynktownie każdy z nich jest w stanie wyczuć o czym mowa i w jakim kontekście, czyli że jest pogardliwie wytykana bieda ich kraju.
Na dodatek pokazują publicznie na różne rzeczy palcami (tego się w Indiach nie robi!), a w barach piją dużo piwa. "Napastowani" przez miejscowych okrutnie się denerwują. Jasne, mnie też nachalność denerwuje, o czym już pisałam, ale nigdy przenigdy, nie można dać Hindusom tego po sobie poznać. Zawsze (mimo, że w rzeczywistości przeklina się w duchu) na zewnątrz trzeba się uśmiechnąć i powiedzieć grzecznie "nie, dziękuję", najlepiej w ich języku [to daje od razu 50% więcej szacunku dla ciebie z ich strony]. W Indiach podniesiony głos, gniew/złość, i frustracja to oznaka bezradności, słabości i braku honoru. Jak zaczniesz się złościć, to natychmiast przestaną cię szanować i będą jeszcze bardziej natrętni. Doskonale wiedzą, że im bardziej uda im się kogoś zdenerwować, tym ta osoba stanie się bardziej bezradna, bardziej słaba, a dzięki temu oni będą bliżej swojego celu. Zdenerwowany człowiek przestaje racjonalnie myśleć i wcześniej czy później zgodzi się na wszystko, byle by tylko mieć wreszcie święty spokój. Dlatego oni mają nad turystami ogromną przewagę, odpowiednie psychologiczne podejście, bo Hindus nigdy się nie zdenerwuje, tzn. nigdy na zewnątrz tego nie pokaże, jego honor mu na to nie pozwala. Im ty się bardziej na niego wściekasz, tym on się szerzej i milej do ciebie uśmiecha przy czym jest jeszcze bardziej natrętny. I w końcu dzięki temu udaje im się złamać swoją "ofiarę". Dlatego żeby wygrać trzeba walczyć ich bronią -- im bardziej są natrętni, tym z większym uporem, spokojem i uśmiechem należy odmawiać. W końcu dadzą ci spokój, bo wiedzą, że kogoś spokojnego i zrównoważonego nie pokonają, nawet jeśli będą chodzić za nim do wieczora to niczego nie zyskają.
Zatem podsumowując. Nie ma się co dziwić że w takich momentach narastają uprzedzenia i stereotypy co do białych, którzy swoim (jak na Azjatów obyczaje) nieodpowiednim wyglądem i zachowaniem, oznajmiają miejscowym, że są dość dziwnymi, słabymi i zepsutymi ludźmi i na dodatek chodzącymi workami pieniędzy, a do Indii przyjechali na egzotyczne wakacje żeby móc te pieniądze wydawać. Jaki Hindus chciałby przepuścić taką okazję?

Doszłam do tego punktu i zastanawiam się czy ja ci Preetam odpowiedziałam konkretnie na chociaż jedno pytanie pisząc jak zwykle o wszystkim i o niczym.
ObrazekObrazek
Awatar użytkownika
Preetam
Posty: 41
Rejestracja: śr, 11 lip 2007, 21:16
Lokalizacja: Katowice

Post autor: Preetam »

Hm... wiesz odpowiedziałaś mi na wiele pytań, któych nawet nie zdażyłam zadać :P Co do tych chorób ... to dokładnie teraz nie pamiętam o jaka chorobe chodziło ...chyba o Malarie ... w każym razie dowiem sie dokładnie.
Mam pojutrze zaliczenie dlatego też nie potrafie myśleć o niczym innym i moja odpowiedz będzie króciutka. Wiec pozdrawiam serdecznie i odezwe sie we wtorek.Buziaki
tere dil mein meri saanson ko panah mil jaaye Tere ishq mein meri jaan fanaa ho jaye//Preetam// bollywoodzka fanka KRóLA!
Awatar użytkownika
SUNrise
Posty: 1311
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 19:29

Post autor: SUNrise »

Kiedyś wspominałam w tym temacie o filmie "Monsunowe wesele".
Dziś o 23:40 pokaże go TVP1. Polecam wszystkim tym, którzy go jeszcze nie widzieli.


za tvp1.
"Monsunowe wesele", pełne humoru i błyskotliwych obserwacji, urzeka egzotyką Wschodu, kunsztem i rozmachem realizatorskim, wysmakowaną plastycznie scenografią. Przedstawia dzisiejsze Indie, gdzie tradycyjna kultura i starodawne obrządki nieustannie ścierają się z silnymi wpływami wzorców zachodniej cywilizacji na czele z niemal królującym na ekranie telefonem komórkowym. Pretekstem do ukazania obrazu współczesnego New Delhi stało się wesele, a inspiracją był ponoć prawdziwy hinduski ślub. To wielowątkowa, barwna opowieść obyczajowa o miłości, rodzinie, przywiązaniu do tradycji, niepozbawiona akcentów komediowych z domieszką złośliwej ironii. Akcja rozgrywa się w egzotycznej scenerii New Delhi i opowiada o perypetiach bohaterów w ciągu kilku dni poprzedzających główną uroczystość zaślubin. Kamera filmowa rejestruje zachowania rodziców panny młodej i reszty rodziny, a także zjeżdżających na wesele z całego świata dalszych i bliższych krewnych oraz samych zainteresowanych, którzy dopiero mają się poznać. O ich ślubie zadecydowali rodzice. Pan młody to inżynier, mieszkający w Stanach Zjednoczonych, w Houston. Jego piękną wybrankę targają wątpliowści z powodu wciąż trwającego romansu z żonatym mężczyzną. Podczas gorączki przygotowań do wesela ujawniają się prawdziwe oblicza gości weselnych i młodej pary, ich marzenia i tęsknoty. Wybuchają drobne sprzeczki, rodzą się większe konflikty. Zapełniający weselny dom goście różnią się między sobą obyczajami, mentalnością, spojrzeniem na świat i podjeściem do życiowych spraw, każdy z nich przeżywa jakieś własne problemy . W końcu wyjdzie także na jaw mroczny sekret rodziny. Zamożny przedsiębiorca Lalit Verma i jego żona Pimmi wydają za mąż starszą córkę Aditi za młodego, zdolnego inżyniera Hemanta, który osiadł w Houston. Aditi jest producentką, pracuje w delhijskiej telewizji. Od dawna łączy ją intymny związek z gwiazdorem talk show Vikramem, który wprawdzie jest żonaty, ale sprawdził się jako dobry partner. Aditi obawia się za to małżeństwa z nieznanym mężczyzną, którego narzucają jej rodzice. Zastanawia się czy Hemant okaże się równie przystojny i czuły jak jej kochanek.
ObrazekObrazek
Awatar użytkownika
Preetam
Posty: 41
Rejestracja: śr, 11 lip 2007, 21:16
Lokalizacja: Katowice

Post autor: Preetam »

Hej :D Witam ponownie:P od zaliczenia minęło trochę czasu, a ja nie potrafiłam się tu zebrać :P mam nadzieje, żę mi wybaczycie :/ muszę się pochwalić, że zdałam na bardzo dobrą ocenę (nie wiem jak to się stało:P) :P hm dziękuje Wam wsyzstkim za odpowiedzi na moje pytania , za wszystko :D moja pasja, bollywood i Indie coraz bardziej się rozwija ( myślę , że nie tylko moja :P ). Jeszcze gdy mogę poczytać, że tam byliście, widzieliście to o czym ja zawsze marzyłam, pokazać mi prawdziwe Indie..nie mam słów:D Dowiedziałam się właśnie, z magazynu, który kupuje Erna, że od 16 listopada wchodzi do kin Fanaa :D A Monsunowe Wesele od jakiegoś czasu znajduje się w mojej kolekcji :D i muszę przyznać, że bardzo podoba mi się ten film. Polecam wszystkim :D
Wybieram sie na Bharati Show do Spodka , z moja przyjaciółką Hanginsan 16 grudnia...ooo znowu 16 :D 16-stka to chyba moja szcześliwa liczba:D wybiera się ze mną również ( z tego co wiem:P) jeden z członków tego forum :P czy się przyzna hehe :P ciekawe :D:D:D A w ten weekend w Chorzowie rusza Hello Bollwyood:D
Bollwyood i Kultura indyjska stają sie coraz bardziej znane w Polsce... z jednej strony fajnie , bo będziemy mieli wiekszy dostęp do tego wszystkiego...ale z drugiej ta pasja...któa zawsze była moja, przestaje już być tylko moja...mam nadzieje, żę wiecie o co mi chodzi.
Pozdrowionka
tere dil mein meri saanson ko panah mil jaaye Tere ishq mein meri jaan fanaa ho jaye//Preetam// bollywoodzka fanka KRóLA!
Awatar użytkownika
tancerz
Posty: 1632
Rejestracja: sob, 23 lip 2005, 21:13
Lokalizacja: Jarosław

Post autor: tancerz »

Preetam pisze: ..ale z drugiej ta pasja...któa zawsze była moja, przestaje już być tylko moja...mam nadzieje, żę wiecie o co mi chodzi.
Pozdrowionka
Rozumiem to samo czułem gdy weszłem na to forum ;-).Tyyylu fanów MJ !!!!!
http://michalkrawiec.iportfolio.pl/
NASZ PIERWSZY TANIEC NA WESELU :)
http://www.youtube.com/watch?v=cEQN4965I4A
It's all for love L.O.V.E
Awatar użytkownika
Preetam
Posty: 41
Rejestracja: śr, 11 lip 2007, 21:16
Lokalizacja: Katowice

Post autor: Preetam »

Tancerz...Ty tutaj ??:P
No cóż dzieki :P widze że wiesz o co mi chodzi :P Cieszę się, że chociaż z tym odczuciem nie jestem sama:P Do zobaczenia na zlocie:D
tere dil mein meri saanson ko panah mil jaaye Tere ishq mein meri jaan fanaa ho jaye//Preetam// bollywoodzka fanka KRóLA!
Awatar użytkownika
Hangin
Posty: 6
Rejestracja: czw, 19 lip 2007, 21:49
Lokalizacja: Mikołów/Indie

Post autor: Hangin »

hey Preetam jak na razie to juz musisz dzielić ta pasję ze mną =) a wiesz że w grupie siła :happy: Im więcej ludzi zarazimy tym bardziej się rozwiniemy z naszą pasją. Ale rozumiem oczywiście o co Ci chodzi. Powiem Ci tak... nieważne ile fanów będzie to i tak ta pasja będzie twoja i tylko twoja :calus: Pozdrawiam wszystkich :tancze:
"Not goodbye...Goodbye kills the hope of meeting again. And who knows? We may meet again..."
ODPOWIEDZ