Ostatnio zakupione płyty - recenzje, wrażenia

Miejsce na tematy zupełnie nie związane z Michaelem Jacksonem. Tutaj możesz luźno podyskutować o czym tylko masz ochotę. Jedynie rozmowy te muszą być oczywiście kulturalne :) Zapraszam MJówki do pogawędek.
Awatar użytkownika
Stanisław Leon Kazberuk
Posty: 349
Rejestracja: wt, 01 sie 2006, 22:06
Lokalizacja: z Poznania.

Post autor: Stanisław Leon Kazberuk »

Kaem, świetnie to wszystko spisałeś.
kaem pisze:Przychodziło stopniowo. Jakbym miał pokrótce opisać swoje muzyczne dojrzewanie, przedstawiłbym to w taim ciągu: Błahe melodie dance-pop ->
Chyba każdy przez to przechodził. Co dziwne, u mnie słuchanie błahych melodii pop nie kolidowało z słuchaniem trochę, powiedzmy, ambitniejszej muzyki. Mogłem słuchać Boney M. na zmianę z Beatlesami, co wydaje mi się dzisiaj dość dziwne.
kaem pisze:Wiecie, że 74- minutowa pojemność płyty CD została określona tak, by pomieściła 9 symfonię Beetovena?
Ponoć zażyczyła sobie tego córka jakiegoś właściciela wytwórni właśnie, czy innej ważnej osoby, i – o to chodzi – wg mnie jest to najwłaściwszy rozmiar pojemnościowy płyty. Dłuższy absolutnie nie ma sensu marketingowego, chociaż przyznam, że nieco krótszy by się przydał. Ale tylko czysto teoretycznie – ponoć teraz w branży muzycznej [wiem z wiarygodnych i ‘branżowych’ źródeł] jest, nazwijmy to, przykazanie, by płyty były najdłużej 10-11 piosenkowe, bo później nudzi. Ale to jest przecież bez większego wytłumaczenia, 10-11 to winyl – a kompakty dają tę wygodę, że artysta może decydować, czy chce nagrać krótki, zamknięty i spójny album, czy coś większego. Napisałem, że tylko teoretycznie przydałyby się krótsze warianty płyt, ponieważ ja bym nie wybaczył jeszcze mniejszych okładek niż w CD. Wystarczy!
Jak tam u Was z muzyką klasyczną?
Moimi ulubionymi kompozytorami są Mozart i Franck. A także wielu innych – ale po kolei.

Mozart był moim pierwszym impulsem ze strony klasyki – jak widać, najbardziej skutecznym. To, co najbardziej doceniam w jego muzyce, to nie tylko melodyjność, czy wszechstronność, ale przede wszystkim fakt, że jest to muzyka otwarta. Zazwyczaj słysząc muzykę wyobraża się sobie przeróżne widoki. Gdy słucha się Mozarta – widać otwarte kompozycje, niedopowiedzenie przejawiające się w każdej przecież perfekcyjnie dopracowanej jednostce muzycznej, niejasność w każdej ściśle ukierunkowanej strofie, wieloznaczność w jednoznacznych frazach…

Cesar Franck z kolei to moim zdaniem autor wielu najbardziej oczywistych kompozycji. A zarazem niezwykle odkrywczych w tej oczywistości; wywarł na mnie wielkie wrażenie po przesłuchaniu płyty, sądzę że te dzieła są podstawowymi punktami odniesienia do słuchania kompozycji innych autorów klasycznych. Co cechuje Francka? Napisałbym, że monumentalność, ale w gruncie rzeczy to nieprawda. Gdyby wsłuchać się dokładnie, poznać, okazuje się, że to są dźwięki całkiem skromne, które jednak nabierają tak monumentalnego wydźwięku. Jak to muzyka wpływa na psychikę i sposób pojmowania niektórych spraw.

Niecałkiem kompozytorem klasycznym jest dla mnie Leonard Bernstein, ale skoro znawcy tak twierdzą, to cóż – znawcom nie należy się sprzeciwiać. Tworzył operetki, tworzył przecież piękne musicale! Muzyka troszkę bigbandowa, ale piękna. Tańce symfoniczne z musicalu West Side Story szczególnie. Ale, ale! Skoro Bernstein, to czy szereg innych można też zaliczyć do klasyki? Cole Porter? Nie! Bo idąc tym tropem dalej, jazz stałby się nią. Odrzućmy szufladkowanie, bo o Cole Porterze wspomnieć muszę. Za wspaniały musical „Kiss me Kate!”. Muzycznie to dla mnie pierwsza klasa.

Najpiękniejszym instrumentem jest dla mnie pianino. Tylko w szarpanych instrumentach strunowych artysta może osiągnąć większe chyba zjednoczenie się. Struny gitary czuje się swoimi palcami, ciałem, dzięki czemu można uwolnić emocje, które bezpośrednio przejdą w postać dźwięku. Jednak to pianino i fortepian najpiękniej potrafią wzruszyć czy – po prostu – przemówić. Artyści grający na pianinie mogą się w nim „zanurzyć”, co jest zjawiskiem nie do zastosowania w przypadku innych instrumentów. Dlatego też
Keith Jarrett
jest artystą szczególnym. Jeden z najwybitniejszych pianistów, przede wszystkim wspaniały interpretator utworów! Wystarczy wysłuchać choćby tych występów. Dla starszych fanów Michaela Jacksona szczególnie polecam ten wspaniały utwór.
Pianistą-kompozytorem, którego bardzo lubię jest
Robert Schumann
. Za wielowątkowość kompozycji, których stworzył mnóstwo. Np. takie „Marzenie”, czy „Utwory fantastyczne”.

Obrazek
Blechacz
Całkiem nierzadko słucham sobie nagrań z konkursu szopenowskiego wydanego kiedyś przez Wyborczą. Zawsze jestem pełen podziwu dla wszystkich artystów, którzy grają na instrumentach, dla pianistów tym bardziej, a dla pianistów konkursu szopenowskiego – fiu, fiu! Nie ma cienia wątpliwości, że tylko mistrzowie się dostają. Blechacz jest takim mistrzem!

Jeszcze słowo o Murray Perahia. Jak czytamy w sieci, w ostatnich latach pianista przyjmował zaproszenia na tournée koncertowe w najważniejszych światowych centrach muzycznych. Wykonywał m.in. koncerty fortepianowe Mozarta z orkiestrami z Minnesoty, z Filadelfii oraz Bayerischer Rundfunk Orchester. W sezonie 2000-2001 Perahia zagrał pełny cykl Wariacji Goldbergowskich J. S. Bacha w Seattle, Nowym Jorku, Ludwigshafen, Frankfurcie, Turynie i Londynie. Koncertował także jako pianista i dyrygent m.in. z Chamber Orchestra of Europe, z Camerata Academica Salzburg, Philadelphia Orchestra, Toronto Symphony Orchestra. Dużym wyróżnieniem i docenieniem jego umiejętności dyrygenckich było powierzenie mu stanowiska głównego dyrygenta słynnej orkiestry Academy of St. Martin in the Fields. Z orkiestrą tą Perahia nagrał już wysoko oceniane 3 koncerty fortepianowe J.S.Bacha.

Artysta obecnie nagrywa wyłącznie dla Sony Classical. Do najważniejszych jego nagrań należą: Komplet koncertów fortepianowych Mozarta (dyrygował od fortepianu English Chamber Orchestra), Komplet koncertów fortepianowych Beethovena (Concertgebouw Orchestra pod dyrekcją Bernarda Haitinka), koncerty fortepianowe Mendelssohna, Chopina, Schumanna i Griega. Nagrał też wiele solowych recitali z utworami Schuberta, Schumanna, Mozarta, Mendelssohna, Chopina, Beethovena i Bartóka. Akompaniował Peterowi Pearsowi w nagraniu licznych płyt z pieśniami Schumanna oraz Dietrichowi Fischer-Dieskau w nagraniu Winterreise Schuberta.


Strona artysty

Mam szczęście posiadać płytę tego wirtuoza. „Bach: Keyboard Contertos Nos. 1,2 & 4” to – jak nazwa wskazuje – Bach w ujęciu keyboardowym. Bach, którego trzeba doceniać, ale nie koniecznie przepadać za nim. Jak w moim przypadku; cenić – cenię, ale z czystej przyjemności bym raczej nie sięgnął po jego muzykę. Tak już jest – jednych się lubi mniej, drugich bardziej. Ale ta płyta ukazuje potencjał i niezwykłe możliwości tego pianisty, nietuzinkowe podejście do muzyki [jest indywidualnością muzyczną, da się słyszeć nawet po Bachu]. Bardzo ciekawie i dobrze brzmi też ta muzyka w ujęciu właśnie keyboardowym!

Ale ja nie o tym chciałem.
Tylko mnie podkusiło, żeby odpowiedzieć.

Bo w rzeczywistości, chciałem poruszyć bardziej adekwatny temat do obecnego czasu. Kolędy!
Jak wiadomo, Polska może się poszczycić najbogatszym zbiorem kolęd spośród wszystkich innych krajów. Uwielbiam kolędy z bardzo wielu względów, jeden z nich jest taki, że są po prostu perłami polskiego dorobku. Literackiego. Jedna z najpiękniejszych, kolęda Franciszka Karpińskiego „Bóg się rodzi” to arcydzieło. Pozostałe, wywodzące się z polskich tradycji, są również znakomite. Dlatego koniecznie muszę poruszyć temat polskich płyt kolędowych. Sprawa mnie nieco martwi, ponieważ w Polsce kolędy są niestety towarem gazetowym. Na zachodzie większość gwiazd wydaje swoje Christmas Songs [Krall, Botti, co roku kilku nowych artystów], które są normalnym sklepowym towarem rozchodzącym się w imponujących nakładach. I to jest właśnie ta jedyna przepaść dzieląca nasz kraj i nasze realia rynkowe od tamtych zachodnich, która mnie martwi. Kwestia rangi i sławy polskich gwiazd wybitnych w stosunku do zachodnich gwiazdek mniej wybitnych to sprawa na osobny temat. Kwestia przepaści pomiędzy polską realizacją koncertów w stosunku do wielkich zagraniczncych show, kwestia finansów, kwestia statusu gwiazd z dużym stażem w Polsce które muszą dorabiać poprzez sprzedawanie swego wizerunku do reklam, do wszystkiego, co przynosi jakiś zysk w stosunku do opływających w nieprzyzwoite pieniądze gwiazd z mniejszych stażem za granicą – to także sprawa na osobny temat. Jednak sprawę wydawanych w polskich gazetach płyt z kolędami muszę tu poruszyć, ponieważ te płyty są, proszę państwa, niekiedy naprawdę arcydziełami i perłami! Większość polskich artystów manifestuje swój patriotyzm poprzez nagranie kolęd, dzięki czemu mamy w naszym dorobku niekiedy pozycje naprawdę warte uwagi, które nie zasługują na wydanie w jakimś gazetowym brukowcu i nie pojawienie się w normalnych sklepach. Ile mamy na rynku płyt kolędowych dostępnych stale? Dwie, trzy? Ja na razie przypominam sobie tylko Annę Marię Jopek i „Dzisiaj z Betleyem” oraz może parę okazjonalnych składanek z najpiękniejszymi kolędami. A mnóstwa pozostałych nie można dostać inaczej, niż poprzez buszowanie w antykwariatach, czy aukcjach. Jakby komuś może przypadkiem trafiła się okazja nabycia jakiś kolęd, to może ja nieśmiało coś polecę.
Nie trzeba lubić Golców, dla mnie jest to całkiem zrozumiałe. Ja też nie przepadam. Ale tak wyszło, że ich płyta „W niebo głosy” to bodaj jedna z najlepszych, najbardziej pozytywnych i radosnych płyt kolędowych! Jeżeli ktoś chce usłyszeć, czym jest radość muzykowania, zachęcam do posłuchania tych dziewięciu kolęd, które nastrajają do życia w trybie optymistycznym – który jest dla mnie jedynym rozsądnym i możliwym sposobem życia. To płyta zrobiona z rozmachem, z energią, głos braci Golców brzmi mocno, czysto, melodyjnie, aranżacje kolęd są bardzo interesujące, nie ma mowy o żadnych odbiegających wersjach. Mamy także przepiękną góralską kolędę „Gore gwiazda”. Jak to mówi Maryla Rodowicz – górale tak jak Murzyni mają w gardłach coś, czego nie mają inni.
Dla miłośników bardziej „dusznego” i rhythm’n’bluesowego grania polecam płytę Kayah. Tradycjonaliści mogą mieć sporo do zarzucenia [mnie osobiście drażni parę rzeczy, choćby przerafinowana wersja „Lulajże Jezuniu”, czy fakt, że Kaja stara się być czarniejsza od czarnych i na siłę wplata w parę kolęd nie pasujący soul], ale płyta jest naprawdę dobra. Trzeba przyznać, że ma Kayah dobry i mocny głos, że dobra produkcja i miłe dźwięki. Optymistą trzeba być – jednak wg mnie największy artyzm i sztuka tkwi w smutku. Ze smutku rodzą się chyba najpiękniejsze rzecy, bo smutek w muzyce jest przepiękny. Dowodem tego jest końcówka płyty – dwa ostatnie utwory powalają na kolana. Przepiękne wykonanie muzyczne [wokalne też] przepięknych kolęd: „Nie było miejsca dla ciebie” i „Mizernej cichej”! Jest to dla mnie majstersztyk i rzecz, która powoduje tę płytę obowiązkową.
Szczególnym sympatią darzę też tradycyjne kolędy, chóralne, które są smutne i piękne. Jeżeli chodzi o inne płyty, które są wynikiem współpracy radosnych muzyków, to bardzo polecam Kolędy Pospieszalskich – Kolęda dobrych ludzi woli. Oprócz Pospieszalskich udzielają się m.in. AM Jopek, siostry Steczkowskie, czy dzieci z Arki Noego. A, właśnie. Arka Noego też wydała kolędy. Radosna płyta, ale podziwiać tu należy włożoną pracę ‘ekipy starszej’, tj. Robert Friedrich, Pospieszalski, czy Joszko Broda – płyta tryska różnymi pomysłami. Wielbicieli najbardziej prostych [ale kunsztownych] i tradycyjnych kolęd zachwyci wykonanie Hanny Banaszak, czy Ryszarda Rynkowskiego. Z kolei miłośnikom bardziej jazzującego i stylowego grania do gustu powinna przypaść zawierająca kolędy płyta wydana przez… Sokołów – do nabycia w sklepach rzeźnickich [!]. Polecam też oczywiście kolędy Maryli Rodowicz, które są chyba najbardziej kompromisowym rozwiązaniem – mamy przejaw naprawdę wielkiego patriotyzmu i uwielbienia do tradycji Artystki – kolędy utrzymane w tradycyjnej konwencji [piękne gitary…] – a także dowody inwencji i pomysłów Maryli i jej zespołu- kolędy w stylu reagge, kolędy wystylizowane na elegancki jazz, kolędę w styli bossa nova… Zadziwiająco dobrą płytę nagrał też Krzysztof Krawczyk, który postawił na tradycję, ale otwartą na nowości. Efekt brzmi świetnie.

Bardzo przepraszam i już kończę. Wybaczcie, ale musiałem wypełnić swój obowiązek i napisać co mnie boli w sprawie tych kolęd. Wesołych Świąt!

PS. A z rzeczy jeszcze z innej beczki, to bardzo fajną płytę koncertową wydał R.E.M. Dodatkowo jest też zapis koncertu – do obejrzenia. Chyba najbardziej pesymistyczne DVD koncertowe, jakie widziałem. Dość ponure i smutne – ale muzyka przecież najważniejsza!
Awatar użytkownika
Agaa
Posty: 168
Rejestracja: ndz, 19 sie 2007, 18:37
Lokalizacja: zza rogu :)

Post autor: Agaa »

kaem pisze:
Obrazek

Maleńczuk & Waglewski Koledzy

Zawsze ignorowałem Maleńczuka. Takie sobie pyskacz, którego wszędzie pełno.
Ale z Waglewskim? W czasie gdy ze znajomymi przybiliśmy jachtem do Giżycka, spotkaliśmy się z Markiem, kolegą z forum Myslovitz. Pokiwał mi palcem. Nie ignoruj Maleńczuka.
Od tamtego czasu w każdym porcie szukałem tej płyty. A że dystrybuowana była poprzez kioski, to nabyłem sporej wiedzy na temat topografii Ruchów na Mazurach :-) . W końcu i tak skończyło sie na warszawskim Empiku.
Ta płyta rzeczywiście jest prosta, surowa w wyrazie. Sporo kowerów. Wagiel trochę w cieniu, ale nieobojętny dla ph płyty. A Maleńczuk urósł mi w oczach. Jak mówi w książeczce do płyty, udało mu się zrealizować płytę bluesową, a o swoistym smaku. Bardzo dobre granie.

No więc ja dzisiaj sama zrobiłam sobie prezenty mikołajowe i w dziwnie pustym empiku dorwalam ostatni egzemplarz płyty,która rozchodziła sie/rozchodzi jak ciepłe bułeczki.
Ja powiem tak:Maleńczuka nigdy nie ignorowałam,o niee,ma w sobie prawde ulicy,lubie jego wyszczekanie i zawsze lubilam pudelsów i homo twist. Wagla ubostwiami VooVoo kocham,kocham go za jego perfekcje mimo skromnych warunków głosowych,kocham za teksty.
Koledzy to granie roots,gitarowe,proste,ale przemawiające.Jest blues,jest prosto,po męsku.Bardzo mi się jak narazie ta płyta podoba.Ani Waglewski ani Malenczuk mnie nie zawiedli.

P.S-Bardzo ucieszyło mnie akustyczne "bo Bóg dokopie" bo to jedna z moich ulubionych kompozycji Waglewskiego.Amen.

No i dzisiaj nareszcie mam swoja,wlasna VooVoo& Trebunie Tutki.Koniec pozyczania,przegrywania etc.Ale o tym pozniej,bo o tekstach tischnera nie da się pisac ot tak!dobranoc!
♥ MJ
Obrazek
Awatar użytkownika
Kingoosia
Posty: 382
Rejestracja: śr, 23 sie 2006, 0:19
Lokalizacja: Łódź/Wrocław/Poznań/Łobżenica/Paryż

Post autor: Kingoosia »

kaem pisze:Przemek, ponownie zapytam: Ty naprawdę masz 15 lat? To niezwykłe w tym wieku sięgać po takie płyty. Kto Cię tego nauczył, zainspirował? Rodzice? Starsze rodzeństwo, starsi znajomi?
Uważasz, że młodzi ludzie są zbyt głupi aby słuchać muzyki innej, niż Rihanna albo Tokio Hotel, co jest niezwykle modne? Kaem, istnieją ludzie, którzy się wyróżniają spośród innych i nie jest to wcale zjawisko paranormalne.
kaem pisze:Plus za sympatię dla Prince'a.
Ja także przepadam za jego muzyką. Już mnie lubisz? :wariat:
To, co jest w nas, będzie i wokół nas.
: )
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Kingoosia pisze:Uważasz, że młodzi ludzie są zbyt głupi aby słuchać muzyki innej, niż Rihanna albo Tokio Hotel
Nie. A Ty tak uważasz?
Stanisław Leon Kazberuk pisze:R.E.M. DVD koncertowe, jakie widziałem. Dość ponure i smutne
A czemuż to? Zespół jakby powoli schodzi ze sceny, czy dlatego?
Stanisław Leon Kazberuk pisze:Mozart
A czyje wykonanie szczególnie polecasz?
Najpiękniejszym instrumentem jest dla mnie pianino
Jak miałeś na myśli fortepian, to trudno się z Tobą nie zgodzić. Jak Bjork nagrywała Medullę- płytę jedynie na głosy, w czasie pracy nad nią padło zdanie, iż jedynym instrumentem, które człowiek nie jest w stanie imitować swoim głosem jest fortepian.

Piszesz o kolędach. Przywołałeś Annę Marię Jopek i jej płytę z kolędami. To jedna z moich dwóch ulubionych. Daniel Wyszgorodzki w cenionej przeze mnie Machinie napisał Wiele prób interpretowania "na nowo" polskich kolęd kończyło się fiaskiem. Ta piosenkarka unika pułapek, ponieważ- poza fenomenalną muzykalnością- obdarzona jest błogosławieństwem skroności i szanuje tradycję. Mieliśmy do wyboru tuziny lepszych i gorszych płyt z kolędami. Od tej pory wystarczy ta jedna.
Ani udało się wydać coś na nowo, a po staremu, bo nie zmieniała linii melodycznej, a poeksperymentowała z instrumentami i tonacjami. Czego na Dzisiaj z Betleyem nie ma... Jest Ania a'capella, jest bossa nova na gitarę Marka Napiórkowskiego, są szkockie kobzy, organy, ballada na fortepian, "chóry chłopięce, babiny bałkańskie, gospodynie góralskie, postaci filharmoniczne i inne"; duet z Jeremi Przyborą. I szczególna kolęda zaśpiewana w duecie z tatą. A że kończy się głosem małego jeszcze Franciszka Kydryńskiego, ma to dziś, po śmierci Stanisława Jopka, dodatkowy wymiar znaczeniowy- ktoś odchodzi, ktoś przychodzi. Jakże współgra to z ideą Świąt Bożego Narodzenia.
Bogaty, rożnorodny i równocześnie spójny album.

Obrazek

Z anglojęzycznych płyt lubię kolędy Merry Christmas Mariah Carey. Te chóry gospel w Jesus Oh What A Wonderful Child...
Stanisław Leon Kazberuk pisze:Tylko mnie podkusiło, żeby odpowiedzieć.
O bardzo dobrze. Fajnie, że masz tak szerokie horyzonty muzyczne i naprawdę mnie ciekawi, kto Cię do tego zainspirował.
Chyba że tak sam z siebie... Może pytanie o wzorce wzięło się z własnego doświadczenia, gdyż moją wrażliwość muzyczną kształtowało wiele osób dla mnie ważnych. Przyjaciół, zwykle starszych. Niestety nie rodzice, ale parę historii z dzieciństwa pokazuje, że geny są nie bez znaczenia. Ale to długa historia.

Pozwolę sobie pociągnąć temat muzyki klasycznej. A właściwie dawnej. Kraków w Wigilię obdarował mnie trzema płytami. Jak za starych dobrych czasów, gdzie gród Kraka oznaczał dla mnie wyłącznie wyjazdy po czyjąś wyśpiewaną wrażliwość. Lubiłem te weekendowe wypady po kasety wtedy, oznaczaly dla mnie dużo.

LUDI MUSICI. The Spirit of Dance 1450-1650 HESPERION XXI JORDI SAVALL

Obrazek
Jordi Savall w Polsce

Jeden z recenzentów zażartował, że to dopiero jest taniec z gwiazdami. Autor płyty, Jordi Savall, stworzył album pełen wigoru. To muzyka taneczna z okresu XV, XVI i XVII wieku. Można się czuć jak na dworze królewskim. Nie tylko europejskim, gdyż autor zagląda nie tylko do słonecznej Italii, wielokulturowej Iberii, eleganckiej Francji, zasadniczej Germanii, chłodnej Anglii, ale i ekstatycznej Arabii oraz egzotycznej Ameryki Łacińskiej. Upraszczając, to takie pogodne Dead Can Dance.
Równocześnie dźwięk jest świetny, audiofilski.

Antonia Bembo: Produzioni armoniche Maria Jonas

Obrazek
Płyta przentuje kompozycje Antonii Membo- Włoszki, żyjącej w XVII wieku. To kobieta po przejściach- była związana z mężem, z którym się rozwiodła, oskarżając go o zdrady i przemoc. Udało się jej. Rozpoczęła później nowe życie, komponując na dworze Ludwika XIV.
To piękna, barokowa muzyka. Dobrze, że w dzisiejszych czasach docenia się kobiecy wkład w muzykę dawną.

Maurice Ravel: Bolero Anima Eterna, Jos Van Immerseel
Obrazek

Boero to mój jeden z ulubionych "przebojów" muzyki klasycznej.
Ravel zmarł w 1937 roku, istnieje jednak teza- dość ryzykowna, że przynależy do muzyki dawnej.
Twórcy tego albumu postanowili zrobić eksperyment siegnęli po instrumenty pochodzące z przełomu XIX i XX wieku. (K. Miklaszewski): "Jos van Immerseel, dyrygent, pianista i kolekcjoner dawnych instrumentów klawiszowych, poprosił muzyków z orkiestry o założenie strun jelitowych i ograniczenie wibracji. Sięgnął po instrumenty dęte z tamtych lat - m.in. saksofon wyprodukowany przez synów Adolfa Saxa z ustnikiem Selmera z roku 1929, trąbki francuskie z lat 1925-28, rogi z przełomu wieków i róg naturalny z roku 1850, kotły z pierwszych lat XX wieku. Niektóre z instrumentów muzealnych okazały się tak kapryśne, że członkowie orkiestry Anima Eterna musieli ustąpić miejsca muzykom specjalizującym się w grze na nich.
Claire Chevalier, pianistka francuska, która wykonuje partię solową Koncertu na lewą rękę, zasiadła do koncertowego erarda z roku 1905. Choć firma ta w XIX wieku nieustannie wprowadzała innowacje do konstrukcji instrumentów, jego brzmienie znacznie odbiega od tonu znanych z nagrań współczesnych mu steinwayów i - co oczywiste - od brzmienia dzisiejszych fortepianów koncertowych.
Efekty uzyskane dzięki tym zabiegom zaskakują i wzruszają. Tak ciepłego i lirycznego brzmienia początku Pawany trudno szukać na płytach nagranych w drugiej połowie XX wieku, w Bolerze - z hiszpańszczyzną dość symboliczną i raczej patetycznym niż dramatycznym zakończeniem - zachwyt budzi brzmienie wszystkich mikstur instrumentalnych (nareszcie można uwierzyć, że Ravel był nowatorem i mistrzem orkiestracji). Drewniane flety i piccolo mieszają się z obojami i klarnetami doskonale, dając niespotykane w orkiestrach dzisiejszych barwy.
Delikatność i bogactwo brzmień, ich subtelna (francuska?) zmysłowość wynagradza brak narracyjnej akcji i związaną z tym statykę temp Rapsodii hiszpańskiej, której finał - Feria - zachwyca lekkością. Wreszcie Walc, w większości przebiegu przypominający walczyka z kodą bez karkołomnych przyśpieszeń wirowania, czaruje czytelnością szczegółów partytury i niesamowitymi dźwiękami tam-tamu.
Claire Chevallier nie stara się epatować słuchacza wirtuozerią. Bierze tempa czasem ostrożne, kiedy indziej czarująco płynne; snuje opowieść interesującą, wykorzystując nieoczekiwanie tembr współbrzmień, jakie można wydobyć z jej instrumentu. Zachwyca partia orkiestrowa Koncertu, bardzo celnie zrównoważona z partią solową. Pozostało w mej pamięci zwłaszcza brzmienie wielkiego bębna.
Emocjonalna wstrzemięźliwość tych interpretacji może dziś kojarzyć się z brakiem temperamentu, ale wystarczy sięgnąć po nagrania dokonane w kręgu kompozytora w latach dwudziestych XX wieku, by przekonać się, jak daleko zaszedł Jos van Immerseel w poszukiwaniu autentycznego brzmienia utworów Ravela".



A na koniec tego posta ktoś, kto czekał wiele miesięcy na półce, by o nim wspomnieć. Lauryn Hill. To ciekawa historia. Lauryn po wydaniu w 1998 roku swojego debiutu znikła ze sceny. O tyleż zaskakujące, że album, wydany krótko po wyśmienitych płytach Janet i Eykah Badu i wpasował się w nurt r'n'b najwyższej próby.
W 2002 roku ukazał się ten album:

Lauryn Hill Unplugged 2.0

Obrazek
I Gotta Find Peace Of Mind

Zaskoczyła odbiorców, bo poza dwoma coverami, zaproponowała zupełnie nowy materiał. Dodam, że materiał brzmi bardzo surowo. Zgodnie z ideą koncertu MTV, tu wyłącznie na gitare akustyczną. Lauryn śpiewa, opowiada, rapuje. Bardzo dużo tu polityki- można rzec, że to pieśni zaangażowane. Obiecująca zapowiedź nowej płyty. Tymczasem nic. Lauryn wsiąkła. Zamknęła się przed światem. Co do ch*lery?
Pojawiły się plotki o jakiejś sekcie.
Niedawno skomponowała kilka kompozycji dla wschodzącej gwiazdy brytjskiego r'n'b- Joss Stone. Nagrałą też kompozycję z The Fugees. Dla nas ważną, bo to nowe wykonanie piosenki znanej nam z repertuaru... Michaela Jacksona.
Sami posłuchajcie.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Awatar użytkownika
MJowitek
Posty: 2433
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 18:51
Lokalizacja: Wrocław

Post autor: MJowitek »

Czasami tu sobie zaglądam i czytam co napisaliście.
Nie za każdym pojawieniem się nowego posta, ot, wtedy, kiedy mam nastrój i ochotę.

Bardzo się cieszę, że ten wątek istnieje, naprawdę.

Na chwilę wtrącę trzy grosze.
Stanisław Leon Kazberuk pisze:są po prostu perłami polskiego dorobku. Literackiego.
Wczoraj w pewnej audycji Bogusław Kaczyński powiedział, że kolędy są zalążkiem polskiej poezji. Przed chwila sobie włączyłam jakiegoś starego winyla z kolędami w wyk. Ireany Santor i jakoś od razu mam świąteczniej w pokoju.
Znane od dzieciństwa melodie i słowa.
Ale chyba najfajniejsze w kolędach jest to, że..słucha się ich tylko raz w roku.
To znaczy owszem, można sobie je puścić i w czerwcu, zakazu nie ma, ale to jest coś, na co się jednak czeka. Coś, co z jednej strony jest znane na pamięć, więc bliskie, ale nie mogę powiedzieć, żeby mi się osłuchało. W koncu to tylko kilka dni w roku...

Oooo, kolędnicy właśnie przyszli :jachce:
Ale fajnie.
Co prawda przebrani za duchy, no ale widocznie jacyś bardziej wstydliwi i woleli zostać anonimowi, hehe...
kaem pisze:Napisałem poważna, a ona często jest pełna psotności, rubaszności, dowcipu.
No ba!
Jak to napisałeś, to od razu przypomniał mi się "Lot trzmiela" Korsakowa.
No cudowne, no nie? :jachce:
Chciałam podrasować mojego zbłąkanego posta linkiem z youtuba i ku mojej radości odkryłam Flight of the bumble bee - Jennifer Batten
Albo Film że mucha nie siada

Em...a to miał być taki poważny post o muzyce poważnej, ej MJowitek MJowitek..Ty lepiej czytelnikiem bądź w tym wątku, naprawdę...

Aha, a propos odkrywania muzyki poważnej, znacie Idiot's Guide to Classical Music ?
Płytka zawiera 99 urywków najpopularniejszych utworów muzyki klasycznej. Można się dość szybko zorientować, co jest co i kto to napisał. Gdyby się nie wiedziało.

Juz kaemowi mówiłam kiedyś, ze ja o muzyce pisac jakos nie umiem, ale czytać lubię. Zwłaszcza kiedy ktoś pisze o tym, czego ja słucham.
I tak sobie pomyślałam, że może któryś z Was mógłby mi napisać notkę "na zamówienie"? :]

Barrrdzo lubię Kilara, albo Vangelisa...
Chętnie poczytam też coś o Dudziak, Vivaldim albo Hendrixie.

Platne gotówką czy kartą? :party:

A. I małe takie to, no..prośba... czasami piszecie dużym blokiem i to małymi literkami..W sumie może taki macie styl pisania i może nie powinnam się wtrącać, ale ja czasami mam problem z czytaniem tego, co napisaliście. Wzrok mi się szybko męczy, a ja w sumie z tych, co czytac lubią i po kilka godzin ciągiem. A tu po kilkunastu minutach wysiadam. Gdyby tych spacji więcej było....eh.
No, ale ja tu tylko czytam...
Awatar użytkownika
kickuś
Posty: 75
Rejestracja: ndz, 21 paź 2007, 3:40
Lokalizacja: nie ważne skąd, ważne dokąd

Post autor: kickuś »

hmm przymierzam sie i przymierzam by pochwalić się cudowną płytka, którą kupiłam, lecz mam pewne opory w związku z profesjonalnymi pięknymi esejami, które tu przodują... ale co tam nenene

James Brown - tej osobistości chyba nikomu przedstawiać nie trzeba... (R.I.P.) utwory na żywca rewelacja, niespotykana energia i emocje - czyli to co cenię w muzyce najbardziej
Obrazek
Obrazek
Obrazek
/proszę nie zwracać uwagi na odbicia pazurków w moich amatorskich ujęciach eheh/

a tu z innej beczki, poprzez sentyment do Franka Kimono (mój Ś.P. Tatuś śpiewał mi zawsze nosząc na rękach, gdy płakałam "nie rycz mała, nie rycz, ja znam te Twoje numery, Twoje łzy lecą mi za koszulę, ja jestem King Bruce Lee Karate Mistrz...", a na tej płycie w ostatnim, swoją drogą dość zabawnym lecz i obscenicznym kawałku 'W Aucie' można go usłyszeć. Gościem jest również rozchwytywany ostatnio jak świeże bułeczki Misiek Koterski ('Janek Pożycz'), a także 'pełnowymiarowa plejada' słowiańskich wykonawców, no oprócz jednego bodaj państwa ('Nie lekceważ Nas')
Przepraszam, że z muzyki poważnej (którą notabene również lubię) schodzę na tak niepopularny polski rap/hip-hop, mam nadzieję, że wybaczycie:) choć akurat jako osoba lubiące te i pobliskie gatunki, jeśli chodzi o ich polską 'odmianę' Sokoła zawsze bardzo ceniłam za fenomenalną umiejętność opowiadania historii i puentowania (autobiograficzny utwór 'Dwie kochanki')
Obrazek
Shamon!
Obrazek
please give some T.L.C. to the P.Y.T.s!
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Dziewczyny też pisują...
Dziękuję Jowita. Rzeczywiście coś więcej, oprócz wklejania zdjęcia, byłoby mile widziane. I wcale nie musi być dużo; o historii płyty, jak jej nie znacie, ale choćby o okolicznościach zakupu.

A przy okazji, mam jeszcze jeden zaległy opis. Będzie michaelowo.
Quincy Jones- Q's Jook Joint. Płyta została wydana w okolicach premiery HIStory. Miałem ją przez lata na kasecie, czas na kompakt przyszedł- Chyba na fali powrótów do dawnych lat, sentmentu za rzeczami, które kiedyś były ważne, a później poszły w zapomnienie. Allegro to fajna sprawa. :-)

Quincy Jones znany nam jest przede wszystkim jako producent Off The Wall, Thrillera i Bad. Prestiż Quincy'ego, znanego wcześniej jako jazzmana, był tak wielki, że wszyscy myśleli, iż bez niego Michael w życiu sukcesu by nie odniósł. Nawet przy okazji premiery Bad krążył taki dowcip: Słyszałeś nowy album Quincy'ego Jonesa? Ponoć wystąpił na niej nawet Michael Jackson!
Michaelowi musiało to ciążyć. Przecież zadał sobie tyle trudu, by uniezależnić się od menadżerskich zapędów ojca, a wyszło na to, że trafił z deszczu pod rynnę. Mnie trochę szkoda rozwodu tego duetu, bo o ile Dangerous byl wyśmienity i HIStory jeszcze udało się podtrzymać dobrą passę, to później mnogość nazwisk na kolejnej płycie, odpowiedzialnych za jej tworzenie, była nazbyt przytłaczająca i odbiła się na jakości muzyki. Jeżeli za krążek odpowiedzialnych jest sto osób, to ona niknie, zaczyna dominować metoda wytnij- wklej- komponowanie na odległość, bez wspólnego ducha w jednym studiu nagrań. Tak np. był nagrany ostatni krążek Anny Marii Jopek, który choć zawiera mnóstwo znakomitych nazwisk, to jednak słychać, że niektóre partie nie były nagrywane w jednym studio, ale często wymieniane między sobą, w plikach, na odległość, nagrane nie wspólnie. Reszta to dzieło stołu mikserskiego.

Nie wiem, jak robi to Quincy, że jemu to się udaje. Jego ostatnie płyty, od The Dude z 1981 roku począwszy, to nie płyty, a projekty z liczbą muzyków często przekraczającą tę ilość, którą znamy z We Are The World. I on zawsze umie nad taką chmarą talentów zapanować. Ba! Wykrzesać wspólnego ducha muzyki. Istnie rodzinna atmosfera tchnie z wygenerowanych dźwięków. Kto nie zna integrujących zdolności Q, polecam obejrzenie DVD We Are The World.

Obrazek
Heaven's Girl
Moody's Mood For Love
You Put A Move On My Heart
tworzenie płyty- próbki

Na Q's Jook Joint roi się od znamienitych nazwisk. Ray Charles, Stevie Wonder, Bono, Herbie Hancock, Brandy, Tamia, syn Quincy'ego- QDIII, Heavy D, Coolio, Take 6, Shaquille O'Neal, Phil Collins, Joshua Redman, Gloria Estefan, Siadeh Garrett, Patti Austin, Naomi Capbell, R. Kelly, Chaka Khan, Greg Philliganes, Babyface, Barry White i wielu innych. Jak widzicie, pojawiają się nazwiska znane nam z płyt Michaela.
I pomimo tego tłumu słychać, że cały czas to płyta Quincy'ego. Podobny talent ma Bjork- kogo by nie zaprosiła, to zawsze będzie jej album.
Krążek został pomyślany jako podsumowanie kariery Q. A ma się czym Pan pochwalić- współtworzył albumy Franka Sinatry, Elli Fitzgerald, Sarah Vaughan, Sammy Davisa Jr., Milesa Davisa, Michaela Jacksona... By wymienić największych. I jest ślad tego ostatniego- na albumie zamieszcono rekonstrukcję Rock With You.

Świetny krążek, zakorzeniony w jazzie, r'n'b i hip-hopie. Zainteresowanym polecam poprzednie, moim zdaniem jeszcze ciekawsze krążki:

Obrazek
Back On The Block
Secret Garden
The Places You Find Love
I Don't Go For That
Tomorrow

Tu więcej na temat płyty.

I The Dude
Ai No Corrida
Razzamatazz
Turn On The Action- Michael Jackson w chórkach!!

Obrazek
Tu można więcej poczytać o krążku.

Udanego Sylwestra! Może przy niektórych płytach opisanych w tym temacie. :-)
Polecam tegoroczną Roisin Murphy Overpowered.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Awatar użytkownika
kickuś
Posty: 75
Rejestracja: ndz, 21 paź 2007, 3:40
Lokalizacja: nie ważne skąd, ważne dokąd

Post autor: kickuś »

kaem pisze: Polecam tegoroczną Roisin Murphy Overpowered.
Mam, kupiłam, jest boska, ale nie mam talentu do oceniania, ja się nią nacieszę, a recenzję pozostawię bardziej utalentowanym...

Udanej zabawy wszystkim:)


edit: kaem jak przeczytałam "moje dobre chęci" z poprzedniej strony to zwątpiłam;)
Ostatnio zmieniony pn, 31 gru 2007, 16:35 przez kickuś, łącznie zmieniany 1 raz.
Shamon!
Obrazek
please give some T.L.C. to the P.Y.T.s!
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Eeeee... Nie ma tu utalentowanych szczególnie w pisaniu. Wystarczą dobre chęci.
Maro pisze:...ale to były tylko moje własne odczucia;)każdy ma prawo :happy:
Właśnie.

Cieszę się, że nie jestem sam z sympatią do Overpowered. Pozdrawiam noworocznie.

edit:
kickuś pisze:edit: kaem jak przeczytałam "moje dobre chęci" z poprzedniej strony to zwątpiłam;)
nocoty. Piszesz wporzo. Jak się tak będziesz krygować, to nic nigdy nie napiszesz i nie wykształcisz swojego stylu. Samokrytyka jest ok, ale umiarkowana- bez przesady.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Ciekawych rzeczy można się dowiedzieć, studiując literaturę załaczoną do muzyki. Przywołując raz jeszcze Q's Jook Joint, niedawno tu zamieszczone... Z opisu sesji do płyty tchnie iście rodzinna atmosfera. Nie tylko dlatego, że Q zaprosił do muzykowania swoje dzieci, ale też dlatego, że z muzykami, którzy znaleźli się się na krążku, łączą go często wieloletnie znajomości. Piękne. To słychać. Dzięki temu udało się tworzyć dźwięki w atmosferze swobody, ale też ambitnie. Jakżeby inaczej, skoro w sesji biorą udział takie tuzy, jak Miles Davis czy Charlie Parker albo Stevie Wonder, robiący sobie jaja na początku, krzycząc Jesteś ślepy czy jak?! Albo Greg Phillinganes, znany nam fanom MJ, zapewniający, że nie jest nawalony.
Kolejny kolega, nasz znajomy- Rod Temperton. Jak Q ładnie o nim pisze. Wszystkie jego piosenki mają dobre, silne melodie, prozodię (słowa doskonale zgrane z linią melodyczną), mocną strukturę i emocjonalny punkt kulminacyjny. A zaczęło się od Rock With You. :-)
Quincy opisuje w książeczce historię każdego utworu. On jest jak reżyser- dokładnie wie, czego chce i umiejętnie przekazuje to twórcom, którzy razem z nim tworzą jakość. Bardzo ciekawie opisuje swoje spotkania z poszczególnymi muzykami, min. z Rayem Charlesem, Bono, R. Kelly, Rodem Tempertonem, Phillem Collinsem, czy Take 6.

Naprawdę warto siegnąć po krążek. Dla każdego, kogo interesuje zrozumienie fenomenu duetu Quincy Jones & Michael Jackson. Duch Thrillera, Off The Wall i Bad unosi się nad płytą. Ta sama perfekcja, dbałość o klarowność dźwięku, groove, i duch współpracy. I sami znajomi. Oprócz wspomnianych jest przecież jeszcze Bruce Swedien, Paul Jackson Jr., Siedah Garret, Paulinho De Costa i Patti Austin, znana z duetu z Michaelem na płycie Off The Wall.

Wspominam o literaturze dołączanej do płyt nie bez powodu. Żyjemy w systemie. Wielu systemach. Tych wielkich- politycznych, geograficznych, społecznych. Właśnie. Społecznych, które są na różnych poziomach złożoności. Chyba każdy z nas spotkał się ze środowiskiem, gdzie chcieliśmy coś zmienić. Właściwie wiele osób chciało, ale coś nie szło. Przywyczajenia, układy, wygoda, niechęć do budowania nowego... Znam to. Znam sytuacje walki przypłacanej wyrzucaniem z systemu. Teraz ciągle doskonalę w sobie wprowadzanie zmian drogą ewolucji, nie rewolucji; bez ponoszenia kosztów własnych. By nie być kozłem ofiarnym. Nie jest to łatwe. Pokusa konformizmu jest bardzo duża. Albo chęć burzenia, wynikająca ze zbyt silnej już kurwicy.
Na szczęście mamy dobre systemy. System przyjaciół, systemy rodzinne- tam, gdzie znajdujemy wsparcie.
O tym na moje oko i ucho pisze Seal na swojej nowo wydanej płycie, System.

Obrazek
Seal o System
Loaded

Boys wanna have fun!- chciałoby się zakrzyknąć. Muzyk już dawno nie nagrał tak tanecznego albumu. Właściwie tyle dźwięków do tańca dostarczył jego pierwszy krążek. Kto nie zna Killera, Crazy, Future Love Paradise czy The Beginning. Seal wtedy też pokazał, że ma zacięcie do ballad o kunsztownej strukturze. Violet jest moim zdaniem wybitne. To był 1991 rok.

Obrazek

Kolejne albumy kontynuowały ten wyśmienity koktail funku, soul, dance i bluesa.
2 i 3 album pokazał Seala- poetę.

ObrazekObrazek
Mamy duet z Joni Mitchell, poruszające Prayer For The Dying, Dreaming In Metaphors, Don't Cry, ale i taneczne Newborn Friend i zamęczone w radio Kiss From A Rose. Zabawne, że gdyby nie film Batman Forever, piosenka nie zostałaby zauważona. Pierwsza edycja singla została kompletnie zignorowana i album niezauważony na Grammy. Dopiero reedycja, przy okazji soundtracku do tej superprodukcji przypomniała o muzyku. Dowód, jak Grammy rzadko reprezentuje to, co dobre, a częściej to, co się dobrze sprzedaje.
3 album muzyka, Human Being, był jeszcze bardziej poruszający. Posłuchajcie choćby tych singli- Human Beings i Lost My Faith.

na 4 krążku muzyk zaprezentował to, co tak cieszy na najnowszym- taneczne beaty.

Obrazek
Get It Together
Waiting For You
My Vision
Love's Divine
Where There's Gold

Pozwoliłem sobie na przytoczenie całej dyskografii Seala, bo to bardzo dobry muzyk; nagrywający bardzo solidny pop. Jego płyty zawsze są o czymś; zawierają historie. Przypomina jeszcze w jednym Michaela- w częstości wydawania albumów- średnio 2 na dekadę.

Girls Wanna Have Fun!

Skoro mamy karnawał, to może wreszcie troche więcej na temat Roisin Murphy i Overpowered, jej ostatniego owocu pracy w studio.

Obrazek
Let Me Know
Overpowered

Moloko, macieżystą formację piosenkarki kojarzę dzięki pstrokatym okladkom, które pojawiały się między palcami, jak kopałem w płytach pod literą M w pewnym nieistniejącym już sklepie muzycznym w Krakowie na Wielopolu, słynącym w latach 90-tych z tego, że można tam było znaleźć mało dostępne pozycje.
Ignorowałem zespół. Do czasu, jak pojawiły się single z albumu Things To Make And Go.

Obrazek

Bo jak można przejść obojętnie wobec takiej piosenki? Bo Sing It Back i The Time Is Now zna chyba każdy urodzony po 1990 roku.
Overpowered jest doskonałym kompromisem pomiędzy tym, co lekkie a tym, co progresywne i ambitne. Pomimo, że zdarzyły się z 2 wypełniacze, album jest wart grzechu.

Najnowsze płyty Seala i Roisin potwierdzają fenomen ostatniego krążka Madonny. I nie chodzi tylko o to, że System wyprodukował Stuart Price. Nasza diva przywróciła modę na disco. Ktoś nieśmiało może szepnąć, że tak naprawdę zaczęło się od wielkiego powrotu Kylie Minogue, ale kto byłby tak drobiazgowy...

A właśnie. Wreszcie wiem, kto zrobi ze mną X ;-).

Obrazek
2 Hearts


No to na parkiet!
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Awatar użytkownika
Stanisław Leon Kazberuk
Posty: 349
Rejestracja: wt, 01 sie 2006, 22:06
Lokalizacja: z Poznania.

Post autor: Stanisław Leon Kazberuk »

kaem pisze:
Stanisław Leon Kazberuk pisze:R.E.M. DVD koncertowe, jakie widziałem. Dość ponure i smutne
A czemuż to? Zespół jakby powoli schodzi ze sceny, czy dlatego?
Niezupełnie. Dość pesymistyczne w odbiorze, trzeba przyznać. Mnóstwo zamleń, zbliżeń, oddaleń, ciemnych kolorów - to też sprawia wrażenie dość ponurego. Ale muzyka najważniejsza, zresztą widziałem tylko 2 razy - wolę słuchać. Tym bardziej, że jest czego.
Stanisław Leon Kazberuk pisze:Mozart
A czyje wykonanie szczególnie polecasz?
W zasadzie wszystkie wykonania muszą być polecone, bo przecież sama muzyka wspaniała. Chociaż w rzeczywistości bywają interpretacje bardziej i mniej autorskie. Ja słuchałem wykonań pod dyrygenturą Charlesa Mackerrasa, czy Herberta Von Karajana - a z głosem Antona Dermoty w "Czarodziejskim flecie". Najczęściej jednak chyba oczywistą orkiestrę - Mozarteum [najbardziej tradycyjne, jednak interesujące wykonania].
kaem pisze: Piszesz o kolędach. Przywołałeś Annę Marię Jopek i jej płytę z kolędami. To jedna z moich dwóch ulubionych.
Czy drugą ulubioną jest właśnie Carey - czy jest jeszcze inna?
Zamykając jeszcze tematykę kolęd - powiem, że ja nie lubię anglojęzycznych piosenek bożonarodzeniowych. Przypominają mi wielkie wyprzedaże w supermarketach. To nie za bardzo moje rejony, tak więc celowo nie wgłębiam się.
kaem pisze: Quincy Jones- Q's Jook Joint

Obrazek
Narobiłeś mi tymi płytami niemałego apetytu! Wsłuchałem się w te fragmenty - było troszkę znanego i troszkę nie. Produkcja i aranż trącą myszką lat osiemdziesiątych - i to jest właśnie to, za co tę muzykę uwielbiam! Ładnie pulsujące majstersztyki.

Właściwie miało być o ostatnio zakupionych płytach, ale ja napiszę wyjątkowo o ostatnio poznanych lub tych, które mnie zainteresowały.

Niedawno bardziej zainteresowałem się Sade. Z powodu tęsknoty do soulu i r n'b lat osiemdziesiątych. Funku. To wspaniałe brzmienie - miłość od pierwszego dźwięku. Dotychczas znałem Sade tylko z bardzo dobrej płyty "Lovers Live" i albumu "Lovers Rock". Korciło mnie by sięgnąć po Diamond Life, Promise i Stronger Than Pride. Rewelacja. Polecam wszystkim, fanom Michaela Jacksona musi - lub przynajmniej powinna - spodobać się muzyka z tych płyt. "Love Deluxe" to już nieco inna rzecz, w końcu nowa dekada, to samo się tyczy ostatniej jak na razie płyty.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Czy ktoś zna Mikę?

Zainteresował mnie, gdy przypadkiem usłyszałem nieznane mi połączenie Eltona Johna z Davidem Bowie. Na dodatek świetnie muzykalny chudzielec skaczący i wyginający się na scenie. To musi być coś ciekawego. Eklektyczna i ciekawa muzyka - czy Mika to wschodząca gwiazda? Moim zdaniem jego debiut wart jest uwagi i warto mieć na niego otwarte oko. A teraz ów chłopiec w jednym ze swych wygięć:

Obrazek

Parę słów o Polsce. I zeszłorocznych albumach. Co mnie zachwyciło, co było godnego uwagi? Rzeczywiście było parę ciekawych eksperymentów, jak płyta z Waglowskim i Maleńczukiem. Na dłuższą metę nie pojawiła się płyta, która by mnie zwaliła z nóg; Ewa Bem nagrała naprawdę ładną i ciekawą płytę - z własnymi tekstami. Edyta Górniak postawiła na nowoczesne produkcje i nieco rozdmuchane pod tym względem brzmienie. Ale nadal bardzo charakterystyczne i "górniakowskie" piosenki [bardzo lubię "Dotyk"]. Z kolei Natalia Kukulska wydała płyt w 90% anglojęzyczną. Nie wiem czy śni jej się kariera za oceanem, ale był to zdecydowanie zbędny gest. Na dodatek płyta podszyta ślepą fascynacją latami osiemdziesiątymi - wszystko w porządku, miłość do muzyki jest zrozumiała. Jednak trudno w tym przypadku znaleźć granicę oddzielającą inspiracją od czystego plagiatowania. Feel - nowe objawienie ["dla nastolatek"?] - nagrali zgrabną i przebojową płytę poprockową ujawniającą talent do tworzenia po prostu zwykłych piosenek radiowych. Można mieć zastrzeżenie do tekstów - ale za to plus Feelowi, że nie stara się pretendować do miana czegoś, czym nie jest, tylko po prostu nagrywa melodyjne piosenki, które są rzeczą miłą dla ucha od czasu do czasu. Płyta dobra do przesłuchania dwa, czy trzy razy ze względu na kilka ciekawych pomysłów.
Seal
Bardzo lubię jego koncert Unplugged. Kto nie widział, może żałować. Jednak nie trafiają do mnie jego studyjne piosenki. Nie ten aranż - gdyby tak z gitarą i ewentualnie paroma instrumentami je nagrać, to dlaczego nie?

A co nam się szykuje na nowy rok? Ho..! Michael Jackson jest tak wysoce prawdopodobny, jak w każdym innym roku - 2007, 2009... Nie wiadomo nic. Janet Jackson wiadoma, ale z kolei nic nowego. Ja wiem na co warto czekać. Na marcową płytę Maryli Rodowicz. Będzie rewelacją, ja to wiem. Coś nowego, jednocześnie świeżego i tradycyjnego.
Awatar użytkownika
Mistiness
Posty: 265
Rejestracja: ndz, 09 gru 2007, 15:21
Lokalizacja: świętokrzyskie.

Post autor: Mistiness »

Stanisław Leon Kazberuk pisze:czy Mika to wschodząca gwiazda?
Wschodząca? Ja powiedziałabym, że wzeszła już dawno. Chociażby dzięki słyszanej wszędzie 'Take It Easy'. Owa piosenka średnio przypadła mi do gustu. Co innego 'Grace Kelly' 'Love Today' 'Big Girl'. Nie jest to może mój ulubiony rodzaj muzyki, ale trzeba przyznać, że Mika tworzy naprawdę relaksujące, proste, przyjemne i poprawiające humor utwory ;)


The Kooks- Inside In/Inside Out

Obrazek

Trochę wstyd, że dopiero teraz, bo w TK zakochałam się już dawno. Inside In/Inside Out jest ich debiutanckim krążkiem. Moim zdaniem obowiązkowa pozycja, dla fanów rocka alternatywnego. Przyjemna, lekka i szybko wpadająca w ucho. Szczególnie polecam kawałek 'Naive'. Zachęcające może być to, że za płytkę chłopcy dostali platynę. Jest to spore osiągnięcie, szczególnie biorąc pod uwagę to, że 'Kooksi' są stosunkowo nowym zespołem.

.
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Love Deluxe Sade uważam za apogeum jej twórczości. Wiecie, że Sade w epoce Thrillera we Włoszech była poważnym rywalem dla Michaela?

Fan.pl spisał się i wreszcie zrealizował zamówienie.

Obrazek

Takie uczucie miałem w życiu jedynie dwa razy jeszcze. Raz, jak w jednym sklepie za granicą, w 1995 roku na półce zobaczyłem coś, co w ogóle nie podejrzewałem o istnienie- ścieżka dźwiękowa do Eraserhead Davida Lyncha. Film, być może najważniejszy w moim życiu, zawiera tylko jeden uytwór, a w tle są jedynie dźwięki starej fabryki. Jak do cholery, mogła do tego powstać płyta CD? Mogła. Pamiętam, jak wtedy wpadłem w klasyczne osłupienie, bo zacząłem tłumaczyć, że chcę to kupić.
Dwa, jak kolega pod koniec lat 90-tych ściagnął mi z amazon muzykę z The Wiz na CD.

Trzeci raz. Niedawno Twin Peaks doczekało się na DVD drugiego sezonu. Oczwyiście nie w Polsce. Przy okazji na rynku ukazała się nie publikowana muzyka do serialu.
Ta najbardziej znana...

Obrazek

...ukazała się po 7 odcinku i objęła jedynie muzykę z pierwszej serii. Dziwne, przyjemne wrażenia dostarcza słuchanie muzyki z 2 serii teraz, dla kogoś, kto w latach 90-tych oglądał na VHSach serial średnio 2 razy do roku i miał tę muzykę częściowo zgrywaną na kasetę audio, w strasznej jakości, z nałożynymi dialogami.
Teraz już jest. Ładnie wydana, dobrze zgrana i cieszy duszę.
Polecam też muzykę z prequela:

Obrazek

Muzyka z serialu wywarła spory wpływ na późniejszych twórców i bezsprzecznie jest jedną z najważniejszych rzeczy w ogóle wydanych, wśród ścieżek dźwiękowych.
Takie klimaty.

A całe zamówienie z fan.pl nie opóźniał wcale TP, a Stereolab The First Of The Microbe Hunters.
Powoli, bo od przeszło dekady kompletuję ich dyskografię. Zespół, którego może wystarczy mieć to:

Obrazek
Emperor Tomato Ketchup

A nawet, rzekłbym bardziej ryzykownie, z całego avant popu, najlepiej moim zdaniem mieć Broadcast The Noise Made By People i dorzucić zupełnie nie-piosenkowe i maksymalnie odjechane w krainę uwspółcześniania retro dźwięków Slipper Invisible Movies. Ewentualnie jeszcze potańczyć przy Dimitri From Paris Sacrebleu. Krainę czarno- białych telewizorów, seriali kryminalnych z lat 70-tych, Francji- elegancji z lat 60-tych i retro kosmosu.
Kraina jest jednak tak pociagająca i wbrew rozsądkowi ciągle można chcieć więcej i więcej tego samego.

Warto wiedzieć. Choćby dlatego, by zdawać sobie sprawę, do czego nawiązuje Ania Dąbrowska czy Tomek Makowiecki na swojej ostatniej płycie.
Tu parę avantpopowych rzeczy z youtube:
Broadcast - Come On Let's Go
Broadcast - Papercuts
Stereolab - Cybele's Reverie
Stereolab - Les Yper Sound [live on Jools Holland]
Dimitri from Paris - Une very stylish fille

Wracając do klasyki...
Obrazek
Bardzo ciekawa pozycja. Muzyka Żydów hiszpańskich, wypędzonych z kraju w 1492 roku. 5% społeczeństwa out!
Koledze ta muzyka skojarzyła się z arabską. Nic dziwnego. Naród przepędzany i osadzajacy się tu i ówdzie, nasiąknął i tubylczymi zwyczajami. Oprócz hebrajskiej, mamy oczywiście hiszpańskie wpływy, tureckie, bliskowschodnie i inne. Pieśni głównie odwołują się do Biblii, ale też do historii rodzinnych- głównie męskiej części rodów.
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Wszyscy ogarnięci szałem zakupów pewnie, dokładając kolejne 104 miliony egz. Michaelowi. Sam grzecznie czekam na przesyłkę z Empiku.

Tymczasem wspomnę o 2 tytułach, z których jeden ma coś wspólnego z Michaelem Jacksonem.
Pamiętacie epizod z Moonwalkera, Speed Demon, jak do MJJ Studios przyjechali turyści i ktoś, widząc Michaela, zająkał się Ma...Ma...Ma... i starsza pani krzyknęła Mantovani!
Mantovani żył w latach 1905-1980. To włoski skrzypek, dyrygent, kierownik orkiestry. Określenie opisujące brzmienie Mantovaniego użyte po raz pierwszy w 1937 roku funkcjonuje do dziś: easy listening.
Na najnowszym wydawnictwie, sygnowanym personaliami Piotra Kaczkowskiego, Trzeszcząca Płyta, znajduje się kilka jego nagrań.

Obrazek.

Piotr Kaczkowski zebrał nagrania z lat 1934- 1945. W książeczce opisał poszczególnych wykonawców. Nie wiedziałem, że Eugeniusz Bodo był rozstrzelany przez NKWD. Bo właśnie, są też polscy wykonawcy. Przypomniało mi się Stare Kino, które oglądałem, będąc berbeciem, przy niedzielnym rosole z makaronem domowej roboty, jak wychowywałem się u dziadków.

Piotr Kaczkowski zrobił wiele kompilacji. Ostatnio seria minimax.pl, z muzyką debiutantów, czekających na kontrakt. Zachęcam szczególnie zaś po sięgnięcie 1 części minimaxu. Są tam nagrania, emitowane w Trójce w latach 80-tych, które w większości są niedostępne na CD, oprócz właśnie tej płyty. Nagrania bardzo klimatyczne, niepokojące, piękne.

Obrazek

Druga płyta, niedawno przez mnie kupiona to najnowszy album Tomka Makowieckiego, Ostatnie Wspólne Zdjęcie.
Nie wiedziałem, że kiedykolwiek będę mieć jego płytę. A tym bardziej jeszcze niedawno bym nie uwierzył, że na półce będę mieć płytę Marka Jałowieckiego.

Obrazek
Nie jesteś sam

Marek Jałowiecki, znany z Delons, popełnił tu większość tektów. I jak u Jałowieckiego jego twórczość brzmi pretensjonalnie, tak tu jakoś pasuje i nie przeszkadza. Są też teksty Przemka Myszora z Myslovitz. Makowiecki nie sili się na walkę o gitarowe hity, gra spokojnie. W nowych nagraniach usłyszeć można fascynację brzmieniem lat 60-tych, a bogate instrumentarium płyty nawiązuje do najlepszych czasów big-bandów. Sporo tu smyków, dęciaków i zapomnianych już instrumentów takich jak organy Hammonda czy vibrafon.
Pomimo czerpania z najlepszych wzorców zarówno francuskiej jak i polskiej muzyki filmowej utwory Makowieckiego nie utraciły przebojowości tak charakterystycznej dla współczesnych pop-hitów z najwyższej półki; większość piosenek nuci się już po pierwszym słuchaniu! Za to dojrzalszym słuchaczom na pewno spodoba się prawdziwy rodzynek na płycie - kultowa już dziś ballada Serge'a Gainsbourg'a i Brigitte Bardot pt. "Bonnie & Clyde" (zaśpiewana w duecie z Anią Dąbrowską).

machina.pl
Jeszcze jedna myśl. Na zdjęciach w książeczce T. Makowiecki stylizowany jest na brzydkiego. Wszystko po to, by zostawić za sobą idolową przeszłość. Podobny myk robi na Futuresex... Justin Timberlake, ubierając się jak makler z Wall Street. Żeby odkleić się od N'Sync. Pamiętacie Michaela Jacksona na okładce Off The Wall, w muszce i marynarce? Zapomnijcie o Jackson 5! Jestem już dorosły!
Jak to pewne chwyty się nie starzeją...
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
Awatar użytkownika
kaem
Posty: 4415
Rejestracja: czw, 10 mar 2005, 20:29
Lokalizacja: z miasta świętego Mikołaja

Post autor: kaem »

Zapomniałem jeszcze o jednej płycie. A jak ważnej.

Obrazek

Radiohead_In_Rainbows. Oni też mają mały związek z Michaelem Jacksonem. Nie pozwolili Michaelowi być pierwszym. W czym? W udostępnieniu całego albumu przez Internet, przed premierą w sklepach.
Zespół jeszcze na późną jesień dał sposobność ściagnięcia piosenek za dowolną kwotę, co oznacza, że mozna było mieć całe In Rainbows za darmo.
Zespół zrobił sobie dowcip z normalnej dystrybucji, wypuszczając album do sklepów kilka tygodni później, w Sylwestra, kiedy to zwykle sklepy są zamknięte i czeka je przynajmniej tygodniowa inwentaryzacja.
Współpracownicy Michaela jeszcze późnym latem 2007 wspominali, że były plany, by Michael umieścił cały album jako download, ale guzdranie królowi popu znowu będzie odbijać się czkawką. Tym razem to nie on, a właśnie Radiohead są tymi pierwszymi.
Po Nowym Roku można też było zamówić tzw. discbox, gdzie w jednym pudełku fan otrzymywał dwa analogi, podstawowe CD i CD dodatkowe, z piosenkami- bonusami. Poza tym znajdowała się tam książeczka z grafikami i wszystkie teksty piosenek.
Wersja obecnie dostępna w sklepach też zapodana jest w nowatorski sposób. Płytę można złożyć samemu- są naklejki na przednią i tylną stronę pudełka, osobno książeczka i krążek. Wystarczy tylko dokupić plastikowe pudełko i Voila! Pan Słodowy by pochwalił.

Tyle o otoczce poza muzycznej. Sama muzyka zaś jest nad wyraz w porządku. Zespół od czasu EP z 1994 roku My iron Lung nagrywa same doskonałe płyty. Przedostatnia jednak, Hail To The Thief wzbudziła we mnie doskwierający niedosyt, choć też nie była zła.
Obecna potrafi znów zainteresować; ma frapujące melodie i wciąż frapującą formę piosenek. W większości podsumowań muzycznych płyta In Rainbows znalazła się w 1 dziesiątce.
A ja wciąż wracam do solowej płyty Thoma Yorke'a- znaczy że wytrzymała próbę czasu i jest świetna. Tym bardziej, że The Eraser doczekał się płyty z b-sidami i remixami.
Kto nie zna Radiohead (są tacy?), polecam szczególnie płyty the bends i OK Computer- uznawaną za najlepszą płytę lat 90-tych. I Kid A.
Czekam na koncert.

I niespodzianka:

Obrazek

Warty odnotowania maxi-singiel. Ania Jopek wydała ep z 5 nowymi utworami. Artystka ma w swojej karierze wiele singli z premierowymi ngraniami. To się nazywa dopieszczanie fanów.

P.S. Hello? Is anybody there?!
Bitter you'll be if you don't change your ways
When you hate you, you hate everyone that day
Unleash this scared child that you've grown into
You cannot run for you can't hide from you
ODPOWIEDZ