A ja dopiero teraz na necie jestem. Byłam oblewac sesję w Rynku. Piję sobie mrożona kawę, a tu mi Dzina, że jest już werdykt, że za godzinę będzie wiadomo. Aż mi kawa w żołądku stężała. Jakoś byłam optymistycznie nastrojona. Teraz czytam posty, i widzę, ze w czasie, kiedy Wy biedni sie w monitory wpatrywaliście, to ja sobie tańczyłam. hehhe... Ten klub, co byłam, to nazywa sie PRL i tam różne starocie lecą. Pamiętam, ze było coś jak "tyle samo prawd, tyle samo kłamstw na tym świeeecie jest" czy jakoś tak...
A potem było coś, co było dla mnie jak odzcytanie werdyktu:
"MNIEJ NIŻ ZEROOOOO" Tylko się zastanawiałam, czy oni śpiewają o ilości potwierdzonych zarzutów, czy o samym Sneddonie...
A jak wychodziłam, to było "moje ciałoooo, Twoje ciałoooo, jedna całoooość", co mi jż nie pasowało nieco do sytuacji
hihihi...
Niestety musiałam wyjść z klubu, bo wracam z koleżanką. Niestety bycie dziewzcyną nie jest fajne w tych czasach, i albo wracam sobie piechotą z koleżanką o w miarę normalnej godzinie /północ/ , albo musze brać taksówkę z nocną taryfą...
No to wyszłam wzceśniej. A na Rynku /Rynek we Wrocławiu jest wiecznie żywy, w nocy też/ to był taki starszy pan, w czerwonej czapeczce i żółtym krawacie, ion takie baloniki zwijał, no takie długie, i robił z nich kwiatki i piski i w ogóle... Kudre no, pokochałam go.
A potem już wracałam z koleżanką, jak dostałam smsy od M.Dż. i Dziny /KOCHAM WAS OBIE, WSZYSTKICH KOCHAM/ i zaczęłam się drzeć na tej ulicy /szkoda, ze nieco pustej. I biedna koleżanka, bo ona nie fanka, a tu taką wiochę jej robię...
A potem sobie szłyśmy i okazało się, że słusznie, ze razem i w ogóle, bo zazcepiło nas takich trzech kolesi.
Kolesiów trzech: Hej dziewzcyny, a co u Was?
Ja radośnie na całą ulicę :MICHAEL JACKSON JEST NIEWINNY!
kolesiów tzrech, chórem, też na całą ulicę: NIEEEEEE!
Ja radośnie, na całą ulicę: TAAAAK! WERDYKT JUZ BYYYYŁ. NIEWINNYYYYYY!
Kolesiów trzech:
Ale w sumie fajni byli. Nie wiem właśiwie co mówili, ale ich kocham. Boże , dalczego ulice o północy nie są pełne ludzi?
Miałam ochotę pobiec na Rynek do tego pana z balonikami i go uściskać.
Ale wracałam z tą koleżanką. Koleżanka w ogólnie melancholijnym nastrju, szła i śpiewała smętne piosemki o miłości i wiośnie /też na całą ulicę/ na co ja jak refren krzyczałam to tu to tam "NIewinnyyy".
Koleżanka tolerancyjna dość...
A koło Katedry była taki pan, który bardzo smętnie grał na gitarze.
Matko...
Ale wiecie, to jest straszne, takie sprzezcne nastroje w tym samym czasie. Starszy pan i koleżanka smętnie i melancholijnie, a ja kurde podskakuję na tej ulicy...
Kompletny brak synchronizacji
Hmmm...
Jedno tylko...
JA NIE SŁYSZAŁAM WYROKU!
NAGRAŁ TO KTOŚ?
JA BYŁAM WTEDY NA ULICY!
Oki, kończę już pisać....