Lika pisze:To ja się jeszcze do Waszego OT-u wtrącę.
Tym razem nie odebrałam słów Kaema jako szpili, o dziwo hehe... ;)
Dla mnie zabrzmiało to bardziej, jak ostrzeżenie przed wtórnością.
Maverick pisze:Z mojej strony koniec OT.
Ależ przecież tu można sobie podyskutować.
Invincible się nie broni. Sama melodia nie wystarcza. Żyjemy w czasach, gdzie porywających melodii jest mnóstwo. Chodzi jeszcze o formę. Michael w 2001 roku okazał się kompletnie niewrażliwy na to, co się wokół niego dzieje i wydał coś, co wtedy brzmiało arachaicznie. Co z tego, że miał dojrzalszy głos, darował sobie ozdobniki i pozwolił na głębszy wokal?
Podobnie jest z Janet. Nie można o niej dziś powiedzieć- tak to tylko ona brzmi. Raczej powiemy- eee, tak to już połowa ludzi w tej branży brzmi i to od paru lat i już właściwie od tego odchodzą.
A jak już nie potrafi sam coś wymysleć, to niechże stworzy jakąś modę, opierając się o jakieś nowinki, w których czuje się dobrze, a które jeszcze nie są masowo znane. Jak Madonna, od której można się uczyć w tej kwestii. Można nie lubić jej ost. płyt, są one jednak zdecydowanie świeże i spowodowały, że inni zaczęli robić podobne rzeczy.
Co z tego, że na
Invincible są takie fajne piosenki jak
The Lost Children, Unbreakable, Whatever Happens,
2000 Watts czy
Butterflies, jak potrzeba czasu, by je wyłowić z tego mdłego sosu? I wcale nie chodzi o to, że to takie ambitne, dlatego trzeba kilku odsłuchań. Nie oszukujmy się, Michael nigdy nie miał ambicji tworzyć szczególnie wyrafinowanej muzyki. To ma być rytmiczne, melodyjne, atrakcyjne i nie trącić myszką. Tyle. I ok.
To pop. To nie muzyka alternatywna, jazzowa. To nawet funkiem bym nie nazwał. Dlatego ważny jest pomysł- by płyta miała charkater, który można odnaleźć tylko tu.
Strasznie na
Dangerous podobał mi się pomysł siegnięcia po
New Jack Swing Teddy'ego Rilley'a. Wtedy to było coś. Strzałem w dziesiątkę było połączenie r'n'b i jazzu (dzięki Quincy'emu, który przecież jest jazzmanem) na
Off The Wall i
Thrillerze. Ale co takiego niepowtarzalnego jest na
Invincible? Ani to oldschoolowe, ani nowoczesne. A było przecież zapowiadane jako niesamowicie świeża muzyka. Dostaliśmy łagodniejszy sequel
Dangerous. Po 10 latach...
Chciałbym, by Michael miał pomysł na muzykę, a nie tylko komponował zgrabne melodie. Nie wiem, niech zatrudni tych, co grają na kobzie, albo niech nagra coś zupełnie po staremu, jak np. w latach 70-tych albo niech sięgnie po wysoko cenionych undergroundowych muzyków- nieznanych jeszcze milionom, którzy tak teraz chętnie sięgają po muzykę lat 80-tych, jak np.
Junior Boys. Jakby ich zatrudnił, to by było coś. Jak chce robić coś w stylu
Black Eyed Peas... Hmm. Usłyszymy, będziemy rozmawiać. Niech się tylko nie chwali, że on to wszystkiego słucha. W jego muzyce 6 lat temu było słychać, że słucha tylko pospolitego r'n'b.
Oczekuję. Od takiej tęgiej głowy jak król muzyki pop, oczekuję odkrywczości- że mnie zainteresuje pomysłem, bo to, że ładnie pisze, to już wiem. W dzisiejszych czasach to za mało. Nikt nie będzie sobie zawracał głowy jakimś przebrzmiałym panem o podejrzanych poszlakach obyczajowych, który chce odgrzać modę na Toni Braxton.