Michael Jackson - Invincible (2001)
Moderators: DaX, Sephiroth820, MJowitek, majkelzawszespoko, LittleDevil
o to chodzi wlasnie.Lika wrote: Tylko klimat trzeba poczuć. Widocznie nie wszyscy czują :]
i nie ma co porownywac tego krazka do lat 80, to bylo i nie wroci.
to samo bedzie z nowa plyta Jacksona, moge sie zalozyc :P
bedzie placz i zgrzytanie zebow i masowe obrazanie sie, bo Michael sie nie cofnie i nie nagra drugiego Thrillera czy Off The Wall...ani z posad ziemi nie ruszy, a tu chyba na to liczono, ze bedzie wstrzas, a jest spokojna, chlodna plyta.
nie jest to najwieksze jego osiagniecie i zamiescil tam sporo potworkow, ale zupelnie poziomem nie odbiega od takiego HIStory, ktore jest jak groch z kapusta, straszliwie nierowne, calosc stylistycznie sie tam dla mnie kupy nie trzyma...tu wrecz przeciwnie...tylko taki plus HIStory, ze to bardzo osobisty album. No i jest tam mistrzowski Stranger In Moscow :P
'the road's gonna end on me.'
- Speed Demon
- Posts: 938
- Joined: Mon, 09 Apr 2007, 23:17
- Location: Otwock
Przy "Invincible" nie chodzi wcale o nagrywanie drugiego "Thrillera", chodzi raczej o nagranie kolejnej dobrej płyty. Bo począwszy od "Off the wall" nie mogę powiedzieć o żadnej płycie, że jest kiepska. A na "Invincible" "najsłabszych ogniw" i szarych, nieodróżniających od siebie utworów jest pełno. Są znakomite (i zarazem nowoczesne!) kompozycje takie jak "Unbreakable", "Heartbreaker", "Privacy" czy "Whatever happens" (którego nie doceniałem wcześniej), ale reszta kawałków brzmi bardzo "boysbandowo" i po prostu nie ma życia. Płyta przynudza, ze względu na ilość utworów i niewiele momentów zrywających i poruszających. W "You rock my world" poruszył mnie tylko Chris Tucker, czy wyobraża ktoś sobie, że Mike zdobywa jakąś pannę tym kawałkiem, tak jak "TWYMMF"?
Poziomem od "HIStory" jednak odbiega - na tamtej płycie jest więcej tanecznych kawałków, ostrych brzmień i co najważniejsze - wokalnych popisów MJa. Chciałbym słyszeć na każdej płycie, że to nadal mistrz kompozycji i mistrz wokalu. Mistrz zawsze musi udowadniać, że jest mistrzem. Niech i Michael nagrywa album XXI wieku, byleby był dobry, byleby nie żerował na najniższych gustach.
Zgodzę się, że "Invincible" to album niedoceniony, ale naprawdę na aż tak wiele nie zasługiwał. Moim zdaniem MJ powinien powrócić do lat 80. - i to nie w tym względzie, żeby powracał do brzmienia (absolutnie zakazane!). Chciałbym, żeby powrócił do żywych instrumentów, CZYSTEGO wokalu (tj. żeby przestał ciągle stosować tej swojej chrypy i 20-głosowych harmonii wokalnych, w których nie mogę odróżnić, kto śpiewa) i dopracowanych kompozycji - takich, które trwają 3 minuty, ale mają sens, nie są ciągłym powtarzaniem tej samej frazy (jak to ma miejsce od "Dangerous") - "You rock my world, you rock my world...".
"Invincible" jest najsłabszym albumem MICHAELA JACKSONA. Gdyby nie nosił na sobie tego nazwiska, na pewno spojrzałbym na niego inaczej. A tak nie ma zmiłuj, nie ominą go porównania z innymi arcydziełami i ze stylem Jacksona - który pomimo zmiany brzmienia i eksperymentowania wciąż jest jednolity!
Poziomem od "HIStory" jednak odbiega - na tamtej płycie jest więcej tanecznych kawałków, ostrych brzmień i co najważniejsze - wokalnych popisów MJa. Chciałbym słyszeć na każdej płycie, że to nadal mistrz kompozycji i mistrz wokalu. Mistrz zawsze musi udowadniać, że jest mistrzem. Niech i Michael nagrywa album XXI wieku, byleby był dobry, byleby nie żerował na najniższych gustach.
Zgodzę się, że "Invincible" to album niedoceniony, ale naprawdę na aż tak wiele nie zasługiwał. Moim zdaniem MJ powinien powrócić do lat 80. - i to nie w tym względzie, żeby powracał do brzmienia (absolutnie zakazane!). Chciałbym, żeby powrócił do żywych instrumentów, CZYSTEGO wokalu (tj. żeby przestał ciągle stosować tej swojej chrypy i 20-głosowych harmonii wokalnych, w których nie mogę odróżnić, kto śpiewa) i dopracowanych kompozycji - takich, które trwają 3 minuty, ale mają sens, nie są ciągłym powtarzaniem tej samej frazy (jak to ma miejsce od "Dangerous") - "You rock my world, you rock my world...".
"Invincible" jest najsłabszym albumem MICHAELA JACKSONA. Gdyby nie nosił na sobie tego nazwiska, na pewno spojrzałbym na niego inaczej. A tak nie ma zmiłuj, nie ominą go porównania z innymi arcydziełami i ze stylem Jacksona - który pomimo zmiany brzmienia i eksperymentowania wciąż jest jednolity!
wiesz z wiekiem, nawet podryw zmienia swoj charakter :PSpeed Demon wrote:czy wyobraża ktoś sobie, że Mike zdobywa jakąś pannę tym kawałkiem, tak jak "TWYMMF"?
a serio to z uplywem lat tematyka utworow i ich oprawa musi sie zmieniac, stonowac sie, powiedzmy dojrzec, juz nie jest tak surowa <waham sie to napisac, bo zaraz znajda sie przyklady kawalkow z Invincible, ktore niedojrzaloscia i infantylnoscia na odleglosc tryskaja>
w kazdym razie ja wole YRMW od TWYMMF <to przecietny utwor dla mnie>
ja caly czas sie zastanawiam, ktora z tych plyt jest lepsza, obie sa na samym koncu jego osiagnec tylko nadal nie wiem ktora powinna zajmowac zaszczytne ostatnie miejsce ;)Poziomem od "HIStory" jednak odbiega - na tamtej płycie jest więcej tanecznych kawałków, ostrych brzmień i co najważniejsze - wokalnych popisów MJa. Chciałbym słyszeć na każdej płycie, że to nadal mistrz kompozycji i mistrz wokalu. Mistrz zawsze musi udowadniać, że jest mistrzem. Niech i Michael nagrywa album XXI wieku, byleby był dobry, byleby nie żerował na najniższych gustach.
moge sie zgodzic z tym co napisales, bo sama zwracalam uwage, ze za malo tu Jacksona w Jacksonie :] ale gdybym miala wyciagnac srednia z tych dwoch albumow, to i tak dobrych kompozycji wiecej znajde na Invincible, moze mniej porywajacych i bardziej stonowanych ale jednak
a repetatywnosc pewnych numerow wlasnie lubie, daje to fajny wciagajacy efekt i cala plyta na tym bazujedopracowanych kompozycji - takich, które trwają 3 minuty, ale mają sens, nie są ciągłym powtarzaniem tej samej frazy (jak to ma miejsce od "Dangerous") - "You rock my world, you rock my world...".
bardziej lubie kawalki zbudowane na powiedzmy to lekko transowej powtarzalnosci, niz typowy uklad>> zwrotka refren, zwrotka refren, final >> to jest dla mnie wieksza schematycznosc i nie ma wiele wspolnego z dopracowana kompozycja. ale rzecz gustu oczywiscie
'the road's gonna end on me.'
Czy to odnosi się do podsumowania zawartości albumu Invincible?Speed Demon wrote:Niech i Michael nagrywa album XXI wieku, byleby był dobry, byleby nie żerował na najniższych gustach.
Mocne słowa...uderzające w grupę odbiorców stawiających ten album wyżej niż np album Bad...Gusta niskie czy wysokie? Wysublimowane? Wybredne?...

B. Olewicz (...) co tak cenne jest, że ta nienazwana myśl rysą jest na szkle? (...)
E. Bodo To nie ty...
E. Bodo To nie ty...
Może to jest najsłabszy może najlepszy album MJ- zależy jakie kryteria się przyjmuje za obowiązujące. Moją opinię wyrażałem niejednokrotnie. Też stosunkowo często sięgam po tę płytę, ale nie dlatego, że jest taka wyśmienita, tylko że najmniej ograna. Nie uważam więc to za wymierne kryterium jakości zawartej na Invincible muzyki.
Michael rewolucyjny był muzycznie może kilka razy. Rzekłbym, że od czasu Billie Jean nie nagrał czegokolwiek co by zrewolucjonizowało oblicze muzyki (nie mówię o chwytach promocyjnych, bo to inna bajka). Ale przynajmniej był na czasie. Invincible brzmi, jakby miało wyjść w 1995, tuż po HIStory, kiedy soulowe kity w stylu Unbreak My Heart były na amerykańskim topie. Miałby wtedy przebój.
I nie mówię, że chodzi o to, by być trendy czy jak się to teraz zwie. Ja nawet jestem bardzo za tym, by był oldschoolowy i wrócił do korzeni. Ale powrót do korzeni powrotem do korzeni, a nagrywanie czegoś, co było modne 6 lat temu to inna para kaloszy.
W Ameryce mają go teraz dość głęboko gdzieś. To ciekawe, że ludzie są tak podatni tam na medialny przekaz. Pewnie też to kwestia menatalności. W Anglii tabloidy są agresywniejsze, a odbiorcy bardziej nastawieni na nowsze trendy, niż król popu, a jednak potrafi się tam sprzedać.
Mam nadzieję, że Michael nie będzie dłubać przy nowym krążku jeszcze dwa lata, bo się znów okaże, że wyda płytę z trendami sprzed lat. R'N'B Black Eyed Peas zaczyna powoli być po-sezonowym trendem.
Jedno jednak trzeba przyznać tej płycie. Żadna inna nie prowokowała tak do dyskusji, jak ta.
Michael rewolucyjny był muzycznie może kilka razy. Rzekłbym, że od czasu Billie Jean nie nagrał czegokolwiek co by zrewolucjonizowało oblicze muzyki (nie mówię o chwytach promocyjnych, bo to inna bajka). Ale przynajmniej był na czasie. Invincible brzmi, jakby miało wyjść w 1995, tuż po HIStory, kiedy soulowe kity w stylu Unbreak My Heart były na amerykańskim topie. Miałby wtedy przebój.
I nie mówię, że chodzi o to, by być trendy czy jak się to teraz zwie. Ja nawet jestem bardzo za tym, by był oldschoolowy i wrócił do korzeni. Ale powrót do korzeni powrotem do korzeni, a nagrywanie czegoś, co było modne 6 lat temu to inna para kaloszy.
W Ameryce mają go teraz dość głęboko gdzieś. To ciekawe, że ludzie są tak podatni tam na medialny przekaz. Pewnie też to kwestia menatalności. W Anglii tabloidy są agresywniejsze, a odbiorcy bardziej nastawieni na nowsze trendy, niż król popu, a jednak potrafi się tam sprzedać.
Mam nadzieję, że Michael nie będzie dłubać przy nowym krążku jeszcze dwa lata, bo się znów okaże, że wyda płytę z trendami sprzed lat. R'N'B Black Eyed Peas zaczyna powoli być po-sezonowym trendem.
Jedno jednak trzeba przyznać tej płycie. Żadna inna nie prowokowała tak do dyskusji, jak ta.
- Stanisław Leon Kazberuk
- Posts: 349
- Joined: Tue, 01 Aug 2006, 22:06
- Location: z Poznania.
Przyznam szczerze, że za bardzo nie wiem czy produkcja i aranżacje takie jak np. przy Unbreakable są dziś na czasie, czy nie - to chyba kwestia tego, że niestety nie siedzę w nowych modach czy trendach. Jednak jeżeli nowa płyta ma być połączeniem Invincible i współczesnych producji a'la Black eyed peas właśnie, to nie zapowiada się ciekawie. A gdyby tak wydać płytę skąpą aranżacyjnie, akustyczną, więc odporną na mody? Ech, nierealne...
- Speed Demon
- Posts: 938
- Joined: Mon, 09 Apr 2007, 23:17
- Location: Otwock
Oczywiście, że ta opinia odnosiła się do obaw związanych z nowym albumem, powstałych w wyniku prześledzenia listy współpracowników MJa;)cicha wrote: Czy to odnosi się do podsumowania zawartości albumu Invincible?
Mocne słowa...uderzające w grupę odbiorców stawiających ten album wyżej niż np album Bad...Gusta niskie czy wysokie? Wysublimowane? Wybredne?...
Mandey, ja był "Invincible" skrócił o co najmniej połowę. Za bardzo się ciągnie, może wtedy doceniłbym większą ilość numerów.
W sumie to nie ważne, "jak" brzmi "Invincible" - w sensie mody, jaką swoim brzmieniem wyraża. "Thriller" brzmi jak 1982 rok, a jest doskonały. Ważna jest jego muzyczna zawartość.
I też chciałbym powrotu do korzeni w wyrażonym już wcześniej poglądzie, jak to ma wyglądać. Jeśli "Off the wall" XXI wieku to same doskonałe pozycje, więcej żywej muzyki i MJ król popu - jak najbardziej za.
Jako ze sezon ogorkowy nadal trwa jesli chodzi o nowe muzyczne dokonania M.J. wiec poszerze troszke moja recenzje na temat plyty "Invincible". Otorz poprzednio okreslilem ta plyte jako NUDNA. A to nie do konca prawda wiec teraz dokoncze swoja mysl. Podzielilbym, ta plyte na trzy dzialy. Pierwszy to utwory NUDNE- numerem jeden na tej liscie jest ...... Wybierzcie sami ten dzial jest najobszerniejszy
. Drugi dzial to utwory MECZACE -tutaj bezapelacyjnie numerem jeden jest "Invincible".Przyznam sie bez bicia ze przy tym utworze z racji ze jestem fanem zmusilem sie pare razy zeby wysluchac go do konca i cierpialem katusze ale swoj obowiazek spelnilem i starczy. Wiecej nikt mnie nie zmusi zebym dobrowolnie sluchal tej piosenki.Zaraz za nia w kolejce utworow MECZACYCH plasuje sie ta ostatnia na plycie na litere "T" zapomnialem tytulu, no moze i dobrze
. Przejdzmy do ostatniego dzialu czyli utworow DOBRYCH(no wreszcie). Otorz wyroznilbym na tej badz co badz slabej plycie 4 utwory. "Unbreakable" - na tle tej calej zgnilizny brzmi nawet, nawet a przy dobrym teledysku to kto wie co by moglo sie zdarzyc."2000 Watts"-nawet lepszy niz dobry - osobiscie postawilbym wlasnie na niego jako otwierajacy i promujacy singiel. Nastepny to "Speechles" po pierwszym przesluchaniu to naprawde mna poruszyl i tak bylo gdzies do piatego przesluchania tej piosenki pozniej juz zaliczalem ja do dzialu piosenek NUDNYCH. I tak jest wlasnie z cala ta plyta ze czym dluzej sie jej slucha to wydaje sie bardziej nudna i meczca,ale jest jeden wyjatek mianowicie "Whatever Happens" - utwor wyjatkowy i wybitny z kazda sekunda i minuta tej piosenki jakby sie zapominlalo o calej miernocie pozostalych kompozycji. A tak apropo gdyby ta plyta wygladala tak jak zaproponowal Mandey (szczegolnie 3 ostatnie utwory) to napewno ocenilbym ja wyzej niz na 1.l 



-
- Posts: 18
- Joined: Fri, 14 Mar 2008, 14:38
Ja to powiem tak. Moją ulubioną płytą Michaela jest napewno Dangerous. Żeby do tego dojść musiałam myśleć i analizować wszystko przez rok ;p ciężki wybór!
nie powiedziałabym , że Invincible jest najlepsza. ale , że najgorsza?
nie spodziewałam się, że nawet tutaj, na forum znajdę takie oceny tej płyty :(
nie potrafię wskazać piosenki, której bym nie lubiła.
jak tu wcześniej kilka genialnych osób stwierdziło, najmocniejszym punktem płyty jest wokal Michaela. należy przyznać, że niekiedy "niecodzienny".
ta płyta jak dla mnie jest takim wyciszeniem. uspokojeniem. Michael nie ma już po co mówić światu, że jest BAD. każdy to wie. Invincible obfituje w tyle pięknych ballad i pokazuje wrażliwość Michaela. zauważmy , że to jedna z jego najmocniejszych cech. a na poprzednich płytach nie było wiele takich piosenek, spokojnych(wiem, że miał ich wiele, mam na myśli raczej ich rozmieszczenie )... tutaj słyszymy już innego Michaela.
który jest wciąż Królem i który wciąż oferuje nam więcej.
nie powiedziałabym , że Invincible jest najlepsza. ale , że najgorsza?
nie spodziewałam się, że nawet tutaj, na forum znajdę takie oceny tej płyty :(
nie potrafię wskazać piosenki, której bym nie lubiła.
jak tu wcześniej kilka genialnych osób stwierdziło, najmocniejszym punktem płyty jest wokal Michaela. należy przyznać, że niekiedy "niecodzienny".
ta płyta jak dla mnie jest takim wyciszeniem. uspokojeniem. Michael nie ma już po co mówić światu, że jest BAD. każdy to wie. Invincible obfituje w tyle pięknych ballad i pokazuje wrażliwość Michaela. zauważmy , że to jedna z jego najmocniejszych cech. a na poprzednich płytach nie było wiele takich piosenek, spokojnych(wiem, że miał ich wiele, mam na myśli raczej ich rozmieszczenie )... tutaj słyszymy już innego Michaela.
który jest wciąż Królem i który wciąż oferuje nam więcej.
Don't Tell Me You Agree With Me
When I Saw You Kickin' Dirt In My Eye
When I Saw You Kickin' Dirt In My Eye