Wczoraj w pracy przytrafiła mi się naprawdę śmieszna
historia. Chciałem pisać wieczorem ale późno już było.
Moja firma nazywa się SEWS Polska.
Jest to koncern który produkuje wiązki elektryczne do
samochodów różnych marek. Mój oddział w Rawiczu
produkuje wiązki dla toyoty, mniejsza o to.
Ja pracuję na stanowisku mistrza jednej z czterech brygad,
na dziale który zajmuje się docinaniem kabli na daną długość.
Szefostwo od jakiegoś czasu wpadło na pomysł by kontrolować
osoby które przebywają na zwolnieniach lekarskich, i o tym ta historia.
Około 15stej przełożony mój dzwoni do mnie i mówi...
Panie Mateuszu pojedzie pan na kontrol z Anią i Markiem.
Odparłem że ok... no i pojechaliśmy.
Wybraliśmy pierwszą osobę z listy... jakaś wioska nie opodal mojego miasta.
Wydelegowli mnie do bramy a tam domofon i padły takie oto słowa...
Mandey: Dzień Dobry, nazywam się Mateusz Bartkowiak przyjechałem z firmy SEWS
Polska i chciałem rozmawiać z panem Krzysztofem W, Zastałem Go?
Żona Krzysztofa W: Niestety nie ma go w domu...
Żona Krzysztofa W: Wie pan co, mój mąż sobie wziął chorobowe ale to nie tak
bo wie pan on sobie dorabia... tam u sąsiadów na końcu wioski mogę zaprowadzić
jeśli panu zależy...
Mandey: 
...
aha... yyyyyy 
dłuższa chwila ciszy...
Żona Krzysztofa W: łoooo ku**** wie pan teraz dopiero zrozumiałam skąd pan jest...
Mandey:
Żona Krzysztofa W: oj kurcze, mąż jak się dowie że tak palnęłam to mnie wyzwię...
Mandey: No napewno...
Żona Krzysztofa W: wie pan co? to może pan kawkę wypiję co?
Mandey: nie nie, dziękuję ale ja muszę lecieć dalej. Proszę pozdrowić męża i powiedzieć że firma SEWS się kłania.
Wracając do samochodu...

lałem ze śmiechu, oczywiście odnotowaliśmy że koleś był w domu bo jak by nie patrzeć pomysł z kontrolowaniem wydał nam się głupi... no i żony mi się szkoda zrobiło.
