homesick pisze:
ale gdzie jest niepokoj w YAML??? nie widze nie slysze nie czuje
homesick pisze:
i przesluchalam kolejny raz, by napiecia i niepokoju sie doszukac
W "You Are My Life" nie ma niepokoju, tam jest 100% spokoju. Napięcie przez całą pierwszą część nie rośnie, a w końcówce zaczyna się coś czego ja się nie spodziewałam. Pisząc o napięciu miałam na myśli "Lost Children", w kwestii "YAML" chodzi o to nagłe, niepoprzedzone niczym uderzenie wokalu i chóru w końcówce. W "Lost Children" coś takiego by mnie nie zaskoczyło, bo utwór jest niepokojący. To co mnie BARDZO zaskoczyło w "Lost Children" to dzecięcy chór i końcowy dialog w miejscu, gdzie spodziewałam się czegoś w stylu finału "Earth Song" lub "Cry", a to co mnie zaskoczyło w "YAML" to mocna końcówka.
A w kwestii tekstu to się trochę poupieram, bo innego sobie nie wyobrażam i wydaje mi się on zamierzony. Do koncepcji piosenki po prostu nie pasuje mi nic bardziej skomplikowanego.
W kwestii "Don't Walk Away":
homesick pisze:Ja!! to jest tak oczywiste...od samego poczatku wiadomo jak sie utwor skonczy, jakie bedzie rozwiniecie itp.... i to jest ten dol tej piosenki
A w "Lady" nie wiadomo? Niech będzie i bluźnierstwo, ale tych punktów wspólnych trochę jest.
homesick pisze:i tobie naprawde nie przeszkadza jak tu juz pare osob pisalo boysbandowa aranzacja tych dwoch kawalkow...bo glownie to mnie tak zraza...
Tak jak nie przeszkadzają mi w odbiorze oryginałów boy i girlbandowe wersje "Shout", "WBSS" czy covery innych artystów, tak jak "YANA" w moich oczach nie urosło gdy zaśpiewała ją Diana Ross, tak nie wiem co do rzeczy miałoby mieć wykorzystanie tego utworu. Piszecie - nadaje się dla boybandów. Bo została dla nich zaaranżowana, czy coś jeszcze za tym przemawia? Czy, prościej - czy gdyby coś takiego nie miało miejsca, to też pierwszym skojarzeniem by było: "nadaje się do boybandu"?
Nie będę się upierać, że jest idealna. Być może zyskałaby, gdyby była bardziej ascetyczna, tylko głos i gitara, żadnych niepotrzebnych rozpraszaczy, bez banalnej perkusji i innych atrakcji...
homesick pisze:jeden utwor uratowalas w moich oczach :P
Hmmm, o dwa za mało :P
homesick pisze:blasphemy!
Ha! A mi się udaje przed tym dopiskiem powstrzymywać. Póki co :P
To może jeszcze dwa słowa o
Speechless, bo widzę że też ma dużo głosów.
Masz rację, homesick, co do pierwszego spotkania z tym utworem, to jest bezcenne i po jakimś czasie traci ten efekt. Dlatego teraz słucham jej rzadko, bo gdy do niej wracam to atakuje z ogromną siłą. Ale nawet bez tego efektu pozostaje bardzo dobrą piosenką. Intro i outro - można kochać lub nienawidzić, ale wrażenie robi ogromne. I o ile zgadzam się, że są na "Invincible" słodziutkie kompozycje, to "Speechless" nijak do takich nie należy. W wokalu słychać rozpacz, po jakimś czasie dołącza do niego chór, który jest kontrą emocjonalną (jeszcze z dwie rundy i wydam słownik invincible'owej nowomowy...), tak jakby opowiadał inną historię. I w momencie gdy piosenka rośnie w górę, w wokalu narasta rozpacz a w chórze spokój. Plus bum! klamra kompozycyjna... "
Your love is magical..."
Za każdym razem jestem zdumiona tym co się mieści w tym prostym przecież i krótkim utworze.